I.
Nie mam pojęcia, jak mogło do tego dojść.
Leżę teraz na łóżku, czekając na karę. Mam unieruchomione z przodu ręce i nogi przywiązane do krawędzi ramy. Kolejna ucieczka zakończona porażką.
Jeszcze dwa lata temu wszystko było w porządku. Mieszkałem w normalnym domu z mamą i tatą, i miałem normalne życie. Ale... pewnego dnia, nie wiem dlaczego, rodziców od rana nie było w domu. Grzecznie na nich czekałem. Jeden dzień. Drugi. I wtedy przyszedł jakiś facet, żeby mnie gdzieś zabrać. Nie chciałem z nim iść, wyrywałem się, próbowałem uciec, ale mi się nie udało. Wpakował mnie do auta i przywiózł do jakiegoś ośrodka.
Na miejscu powitał mnie mężczyzna, który nie podobał mi się od samego początku.
- Witaj, Mathew. Pozwól, że cię oprowadzę.
Udawał miłego, ale później okazało się, że to okropny człowiek.
Chwycił mnie za ramie i pociągnął do przodu, w kierunku korytarza. Na szczęście zrobił to w miarę lekko, więc zdołałem mu się wyrwać i odbiec kilka kroków do tyłu.
- Zostaw mnie! - wrzasnąłem. - Nigdzie z tobą nie idę! I w ogóle skąd wiesz, jak mam na imię?
Miałem ochotę uciec z tego dziwnego miejsca. Chciałem wrócić do domu i znaleźć moich rodziców. Oni na pewno mi pomogą, nie pozwolą, żeby ten facet gdziekolwiek mnie zabrał. Problem polegał tylko na tym, że nie wiedziałem, czy uda mi się stąd wydostać
- Radziłbym ci być grzeczny - wyraźnie zaczynał tracić już do mnie cierpliwość, ale starał się nie wyjść z roli. - Inaczej nigdy nie zobaczysz rodziców.
Ta groźba zmieniła wszystko.
- Ty wiesz, gdzie oni są? - zapytałem, niedowierzając.
Mężczyzna uśmiechnął się na te słowa.
- Chodź ze mną. - Wykonał gest, bym poszedł za nim i ruszył na przód.
Tym razem zrobiłem to, co mi kazał. Poszliśmy w głąb korytarza i po kilkunastu metrach weszliśmy do jakiegoś pokoju. Gdy znaleźliśmy się w środku, mężczyzna zamknął drzwi na klucz, a ja zacząłem się jeszcze bardziej niepokoić.
- Co to za miejsce? - zapytałem przestraszony.
- Rozbieraj się - rozkazał beznamiętnie.
- Słucham?! - nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem.
Postanowiłem pójść z nim i go słuchać tylko i wyłącznie dlatego, że myślałem, że wrócę w ten sposób do rodziców, ale o czymś takim nie było nawet mowy. Kto wie, co takiego chciał mi zrobić.
Mężczyzna tymczasem postanowił przestać już udawać.
- Lepiej mnie nie drażnij - warknął i sięgnął, po łańcuchy zwierzające się z sufitu. - Rozbieraj się.
- Nie ma mowy - sprzeciwiłem się i cofnąłem pod ścianę jak najdalej od niego.
Jednak on i tak mnie dopadł. Szarpałem się, krzyczałem, drapałem go, ale on i tak przyciągnął mnie do łańcuchów i zapiął mi ręce w kajdany na ich końcach, przez co miałem je cały czas uniesione w górze.
- Zostaw mnie! - próbowałem walczyć, ale on był silniejszy.
- Nie mam czasu ani ochoty się z tobą bawić - stwierdził, wyciągając nożyczki i zaczynając rozcinać moją bluzkę.
- Nie dotykaj mnie! Co robisz?! Przestań! - panikowałem, szarpiąc rękami i próbując go kopać, on jednak nic sobie z tego nie robił.
Moi rodzice w ogóle o tym wiedzieli? Powiedział, że mam być grzeczny, bo inaczej już nigdy ich nie zobaczę, więc musiał wiedzieć, gdzie oni są. Ale dlaczego mieliby kazać temu facetowi się mną zajmować. Na pewno nie mieli pojęcia o tym, co on zamierzał mi zrobić, przecież wtedy nigdy by mu na to nie pozwolili.
Mężczyzna rozcinał moje ubrania, aż zostałem w końcu całkiem nagi. Poszło mu to całkiem sprawnie, jakby nie robił tego po raz pierwszy. Czułem wstyd, zażenowanie, chłodnie powietrze w pokoju na mojej skórze i paraliżujący strach. Do oczu cisnęły mi się łzy.
On natomiast chyba czuł się zadowolony, wywołując u mnie takie przerażenie. Z jakiejś szafki z boku wyciągnął skórzany pas, którym trzasnął w dłoń, wywołując w mnie tym większy lęk.
- Chcesz wiedzieć, co to za miejsce? - zapytał, przechodząc za mnie i znikając mi z pola widzenia. - Szkolimy tu niewolników.
''Niewolników''? To znaczy... Czy on właśnie sugeruje, że zamierza zrobić ze mnie niewolnika? Nie ma mowy.
- Co? Nie! Nie będę niewolnikiem! - znowu zacząłem się szarpać, ale kajdany nadal bezlitośnie zaciskały się na moich nadgarstkach.
- Nikt nie pyta cię o zdanie - oznajmił.
Zaciska zęby sfrustrowany. Nie będę niewolnikiem. Nie będę nikomu służyć.
- Powtarzaj za mną - rozkazał mężczyzna. - ''Jestem nic nie wartym niewolnikiem i należę do mojego pana.''
- Co? Nie!
W odpowiedzi uderzył mnie pasem w plecy. Zabolało bardziej niż się tego spodziewałem. Krzyknąłem głośno z bólu.
- Ała! Boli! - zawyłem.
Uderzył pasem po raz drugi.
- Ała!
- Mów - kazał mężczyzna.
- Nie!
Kolejne jego uderzenie i mój kolejny krzyk.
- Boli!
- Mów!
- Nie chcę... - jęknąłem, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
Każdy mój sprzeciw, spotykał się z następną dawką bólu.
Jednak najwidoczniej mój płacz nie robił na nim żadnego wrażenia. Znowu smagnął mnie skórzanym pasem po plecach. Skóra na nich pulsowała i piekła. Byłem pewien, że zostają mi na nich czerwone pręgi.
- Je... jestem niewolnikiem... - wyszeptałem cicho.
Na plecach pojawił się następny ślad po uderzeniu. Domyśliłem się, że facet chce, bym powiedział to głośniej.
- Jestem niewolnikiem! Nic nie wartym niewolnikiem! - krzyknąłem zrezygnowany.
- I? - dopytał.
- I... należę...
Uderzył mnie znowu.
- Do mojego pana! - dokończyłem.
Poczułem się, jakby facet odbierał mi jakąś część mnie. Czułem ból, wstyd i wściekłość, nie chciałem mówić nic z tego, ale nie chciałem, żeby dalej mnie bił. ''To tylko słowa.'' ''To nic nie znaczy.'' Powtarzałem to sobie, ale coś wewnątrz mnie czuło odrazę do tego, że się przyznaję do czegoś takiego.
Nogi się pode mną ugięły i cały mój ciężar utrzymywał się tylko na łańcuchach. Miałem wrażenie, że moje nadgarstki obdarły się aż do krwi. W dużym wysiłkiem podniosłem się z powrotem.
- A teraz razem - zażądał mężczyzna.
Próbowałem jakoś uspokoić mój oddech. Otwierałem i zamykałem kilka razy usta, nie mogąc się do tego zmusić.
- Jestem... jestem nic... nie...
Kolejne uderzenie. Krzyknąłem.
- Jestem nic nie wartym niewolnikiem i należę do mojego pana!
Usłyszałem kolejne trzaśnięcie pasa, więc spanikowany znowu powtórzyłem całą formułkę.
- Jestem nic nie wartym niewolnikiem i należę do mojego pana! - powiedziałem głośno, przestraszony.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie poczułem bólu po uderzeniu. Prawdopodobnie tym razem uderzył w podłogę, tylko po to by wywołać odgłos, który mnie wystraszy.
- Jeszcze raz - zażądał.
- Jestem nic nie wartym niewolnikiem i należę do mojego pana! - krzyknąłem przez łzy.
- Jeszcze raz.
Miałem tego dość. Tego wszystkiego. Poddałem się, byłem wyczerpany, upadłbym na kolana, gdyby nie powstrzymały mnie łańcuchy. Jęknąłem z bólu, ale wiedziałem, że to nic mi nie da. Musiałem powtórzyć, jeśli nie chciałem znowu dostać.
- Jestem nic nie wartym niewolnikiem i należę do mojego pana! Jestem nic nie wartym niewolnikiem i należę do mojego pana! Jestem... jes... - rozpłakałem się.
Mężczyzna chyba uznał, że już dość, bo odpiął moje ręce, a ja upadłem obok moich pociętych ubrań, mocno uderzając się w kolana. Zwinąłem się w kłębek, płacząc. Bolały mnie plecy i czułem się, jakby coś we mnie umarło. Właśnie dotarło do mnie w jakim miejscu się znalazłem, że prawdopodobnie zostałem porwany i już nigdy nie zobaczę rodziców.
On tymczasem podszedł do wielkiego kufra, stojącego w rogu sali i wyjął z niego szary szlafrok.
- Widzisz? Wcale nie było tak trudno - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem, rzucając mi szlafrok. - Załóż to.
Nie musiałem się nad tym zastanawiać, od razu ubrałem szlafrok. Moje stare ubrania nie nadawały się już do użytku, a ja nie chciałem być nagi przed tym facetem.
- Możemy rozpocząć szkolenie - oznajmił na pozór obojętnie, ale wyczułem, że jest zadowolony z uzyskanego efektu.
- J-jakie sz-szko-lenie? - zapytałem, drżąc. Jego słowa naprawdę mnie niepokoiły.
- A jak myślisz? - odparł, jakby to było oczywiste. - Szkolenie na niewolnika. Chodź. I pamiętaj, że kara czeka cię za każde nieposłuszeństwo.
Następne dwa lata były prawdziwym piekłem.
To był najgorszy czas w moim życiu. Jak się okazało w ośrodku jest wielu chłopaków, szkolonych do tego, by być niewolnikami. Otrzymywaliśmy ''lekcje posłuszeństwa'', nosiliśmy tylko szare szlafroki, spaliśmy w celach, a jedzenie dostawaliśmy raz dziennie, jeśli tylko zasłużyliśmy.
Miałem być posłuszny i siedzieć cicho, niedoczekanie. Próbowałem uciec, ale mi się to nie udało. Karą były kolejne uderzenia pasem i brak posiłku. Mimo to spróbowałem jeszcze raz, za co spotkała mnie kolejna kara.
Przez jakiś czas próbowałem być grzeczny, nie chcąc otrzymać kolejnej kary, ale nie chciałem wykonywać niektórych rozkazów, więc i tak spotkały mnie bolesne konsekwencje. Mężczyzna, którego miałem nazywać ''opiekunem'' stwierdził, że o wiele lepiej by było, gdyby oddano mnie na organy. Z tego co podsłuchałem, nie mogli tego zrobić tylko dlatego, że mój opiekun, był tym, który kazał mnie tu sprowadzić i to byłaby dla niego osobista porażka, gdyby mnie nie wytresował. Dla mnie to był tylko kolejny powód do sprzeciwów.
Usilnie próbowałem odzyskać wolność, ale oni zawsze mnie łapali, tak było też tym razem.
- Kolejna próba ucieczki. Miałem nadzieję, że jesteś mądrzejszy - odezwał się mój opiekun, wchodząc do pokoju.
Leżałem na brzuchu w takiej pozycji, że go nie widziałem i nie potrafiłem wywnioskować, co mnie teraz spotka. Mój opiekun okazał się być całkiem kreatywny, gdy uznał, że skórzany pas już nie wystarczy. Bicie. Głodówka. Lodowata izolatka. Podtapianie. Raz nawet oberwałem po plecach i po brzuchu łańcuchem. Ale ja nie zamierzałem się poddać, muszę odzyskać wolność. Po prostu muszę.
- Wiesz - zaczął, zajmując miejsce za mną - im więcej masz blizn, tym trudniej cię sprzedać. Klienci wolą ładnych chłopców, bez żadnych... hm, uszkodzeń.
Szlafroka zostałem pozbawiony już wcześniej, tak jak we wszystkich karach, ale tym razem mój opiekun zabierał się do tego jakoś inaczej. Po plecach przeszedł mi dreszcz, on chyba nie zamierzał...
- Na szczęście nie wszystkie kary pozostawiają widoczne blizny - powiedział, unosząc mnie za biodra i wsuwając mi poduszkę pod brzuch.
Nie potrafiłem się wysłowić. Sparaliżowało mnie, gdy zaczęło do mnie docierać, co on chce ze mną zrobić. Opiekun tymczasem wszedł na łóżku i usadowił się między moimi nogami, rozszerzając je kolanami.
- Czekaj! Nie, nie! Przepraszam! Już więcej nie będę! Nie! Błagam!
Jednak on nie zwracał najmniejszej uwagi na moje prośby, czy błagania. Wszedł we mnie gwałtownie, bez żadnego ostrzeżenia, a ja zacząłem krzyczeć.
- - _ - - _ - -
Po ''Niewolniku Swojego Pana'' okazało się, że dobrze pisze mi się yaoi o motywie niewolnictwa. Widocznie coś ze mną jest nie tak.
Pomysł na ''To Tylko Zabawka'' wziął się z zastanawiania nad tym, jak potoczyłaby się historia Luka, gdyby chłopak nie był aż taki posłuszny. Stąd wzięła się inna postać. Matt ma być bardziej, hm, złamany. Zastraszony. Trochę sarkastyczny. Posłuszny i lojalny, ale dający wyraźnie do zrozumienia, że nie podoba mu się to, że zrobiono z niej niewolnika. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy.
Oczywiście zachęcam do wyrażania swojej opinii i komentowania. Mam nadzieję, że się spodoba.
Życzę miłego czytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top