7

Pov. Reader

- A za tem... Kiedy jesteśmy już sami... Porozmawiajmy... - popatrzyłam wprost w jego piękne szare oczy. Widziałam jego dreszcz. Tak bardzo chciałabym go teraz przytulić... Poc- [T/i] nie. Nie możesz. Zaszłaś już tak daleko. Nie możesz teraz tego zniszczyć. Teraz masz armię i to jest twoja rodzina.

- Więc... O czym chcesz porozmawiać [z/i]? - lekko podskoczyłam kiedy usłyszałam jego głos. Nie spodziewałam się że się odezwie... - O tym... O tym co stało się kilka lat wcześniej...?

- Bawisz się w zgadywanki Red Leaderze? - warknęłam w jego stronę. Ale miał rację... Chciałam porozmawiać o tym czemu mnie zostawił... Zdaje sobie sprawę z tego że chciał mnie choronić. Ale jakim kurwa kosztem? Ugh... Jak on mnie wkurwia, ale teraz muszę go tolerować. - Nie. - powiedziałam już spokojniej. - Zawarliśmy sojusz prawda? Musimy omówić warunki. - widziałam jak na te słowa lekko posmutniał. Na początku kiwnął głową... Ale zauważyłam w jego oczach coś dziwnego...

- Ugh... Nie... Porozmawiamy o tym.

- Tu nie ma nic do gadania! - nie prowokuj mnie...

- Jest. - na chwilę opuścił głowę w dół ale, równie szybko jak ją opuścił ją podniósł. -

- Nie, temat zamknięty. Chcesz gadać o tym jak mnie zostawiłeś? Proszę ale do siebie w twoim pokoju w psychiatryku. Mogę ci taki załatwić skarbie~ - syknęłam do niego już nieźle wkurzona. Uh... Tord nie wiesz co teraz potrafię... Nie chcę ci nic zrobić, ale czasami tracę nad sobą kontrolę... Jak na wojnach... Eh...

- [Z/i] przepraszam...

- Nie nazywaj mnie tak. Twojej "[z/i]" już nie ma. Zostawiłeś ją już dawno. Nie jestem już tą samą głupiutką, miłą i potulną dziewczynką na posyłki, która zawsze pomoże i pocieszy. Te czasy się skończyły a ja zamknęłam tamten rozdział. Teraz jestem Black Leaderem. Bezwzględnym, podłym, wybuchowym. A co najważniejsze... Niebezpiecznym.

- [Z/i]... - popatrzył na mnie z łzami w jego pięknych szarych oczach. - To nie tak miało być... Uwierz mi... Ja... Ja cię nadal kocham... Nie chciałem tego ale to było jedyne wyjście...

- Powiedziałam coś. Nie nazywaj mnie tak.  - warknęłam do niego. Śmieszne... Pffff... Red Leader beczy. - I nie becz to nie wypada liderowi. - wróciliśmy do ustalania warunków. Nie mogę się na niczym skupić kiedy jest tu obok. Po prostu coś mi nie pozwala... Moje myśli ciągle wracają do niego. Po pewnym czasie musiałam zadać to pytanie... - Jak z Tomem...? Pozbierał się? - co jak co ale on jednak jest moim bratem i mi na nim zależy.

- Um... No tak... Tom... Wiesz... On się załamał kiedy cię stracił... Nie wychodził z pokoju przez kilka miesięcy... Nie chciał nic jeść ani pić... Musieliśmy go zacząć karmić dożylnie... Teraz stale Patrick kontroluje jego stan ale było z nim słabo... - nie wiedziałam... Nie wiedziałam że tak to przeżył... Nie chciałam tego... Eh... No cóż... Co się stało się już nie odstanie...

Spojrzałam na zegarek. Pierwsza w nocy... Długo gadaliśmy... Jak za starych dobrych czasów... Czasów kiedy jeszcze byliśmy przyjaciółmi, a później parą... Brakuje mi tych czasów... Gadaliśmy o wszystkim i o niczym...

- Jest już późno powinniśmy iść już spać... Jutro mamy lecieć do Norwegii...

- Jasne... No to... Dobranoc... Kochanie... - wyszedł z mojego gabinetu, a mnie lekko zatkało.

- Dobranoc rogatku...

*****************

511 słów

~ Ario

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top