6

Pov. Tord

Siedzę w moim nowym tymczasowym pokoju... Tak tymczasowym... Obecnie przebywam w armii [Z/i]... Nie wiem czy dobrze że zgodziłem się na ten układ... Ale to był naturalny odruch... Chce być bliżej niej i przez to że się zgodziłem tak może być... Po prostu nie chcę jej stracić po raz drugi... Nie wiem co zrobię jak nie będziemy razem...

Usłyszałem pukanie do drzwi.

- Wejść! - krzyknąłem dosyć ośce jak na mnie. Drzwi się otworzyły a przez nie weszła [k/w] włosa piękność. - O-oj... Przepraszam... Nie wiedziałem że to ty...

- Eh... Po prostu chodź... - posłusznie wstałem i poszedłem za nią. - Za chwilę jest kolacja... Będziemy musieli pojechać do głównej bazy... - dziewczyna mówi nie patrząc na mnie i idąc przedemną, a ja wogóle jej nie słucham.

- Urosłaś... Wiesz...? - patrzę na nią i widzę różnicę w wzroście mojej [z/i]. Na chwilę się zatrzyma i na kilka sekund stała w miejscu, odwracając głowę w moją stronę. I znowu zaczęła iść w nieznany mi kierunku, z surowym wzrokiem skierowanym przed siebie.

- To przez obcasy... - weszła do jakiejś sali w którym było dużo żołnierzy i jedli. Czyli to stołówka... Jasne...

Wszedłem za nią w ciszy do sali. Usiadłem obok niej i patrzyłem się w miskę z czymś co ma przypominać jedzenie.

Brakuje mi jej... Jej ciepła... Jej miłości... Jej ciała... Jej zapachu, uczucia jej obecności, poranków kiedy widzę jej radosne [k/o] oczy, jej uśmiechu który pomaga w źle dni... Jej całej... Jej całej mi cholernie brakuje...

Tak kurewsko za nią tęskniłem... A teraz? A teraz kurwa ją znowu spotkałem... Ale już nie moją... Nie jest już taka jaką ją zapamiętałem... Nie jest już moją [Z/i]... Ale... Ale wierzę że gdzieś tam jest ona... Moja ukochana...

- Idziesz? - z rozmyślań wyrwał mnie piękny głos dziewczyny obok.

- A-a tak, tak jasne... - wstałem tak samo jak ona. Podeszliśmy do drzwi i wyszliśmy z pomieszczenia. Dziewczyna prowadziła mnie przez korytarze zapewne do swojego gabinetu.

Kiedy siedziałem na przeciwko jej biurka i patrzyłem w tył jej fotelu, w końcu odezwała się tajemniczym głosem i odwróciła w moją stronę. (Kurwa jakie długie zdanie ~ dop. Aut.)

- A za tem... Kiedy jesteśmy już sami... Porozmawiajmy... - popatrzyła wprost w moje szare oczy, a mnie przeszedł nie przyjemny dreszczy.

********************

Przepraszam że po tak długiej przerwie, tak krótki rozdział... Jeżeli ktoś to czyta wybaczcie...

Ps. 385 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top