Rozdział 3

Akcja dzieje się 22 lata przed głównymi wydarzeniami 


Blitzo miał po prostu chujowy dzień. 

Właściwie bardzo często miewał takie dni, ale dziś smutek i poddenerwowanie dopisywały mu szczególnie mocno. Sam nie wiedział co dokładnie jest powodem tego dość depresyjnego stanu. Wiele wskazywało, że jest to spowodowane dzisiejszym występem w cyrku jego ojca. Miał dziś wystąpić wraz z Fizzem, lecz doskonale zdawał sobie sprawę, że coś w czasie tego występu spieprzy. Zawsze wszystko szło źle przez niego. Zastanawiał się nawet, po co ojciec wciąż każe mu występować. 

Prawdopodobnie chodziło o pieniądze. Cash Buckzo był człowiekiem, który byłby w stanie sprzedać swoją własną rodzinę dla pieniędzy. 

To całe przygnębienie mogło też być spowodowane jego kłótnią z Fizzem, która wydarzyła się w czasie ostatniego występu. Co prawda, zdążyli się już pogodzić, jednak Blitzo miał z nieznanych powodów przeczucie, że kłótnia może się powtórzyć. 

Krótko mówiąc - dzień zapowiadał się fatalnie. 

Jednak nie tylko on czuł tego dnia silne przygnębienie.

Stolarz siedział nieruchomo przy oknie. Wczoraj miał 14 urodziny. 

Rano tamtego dnia wstał naprawdę szczęśliwy i podekscytowany. Jednak jego entuzjazm zaraz zgasł, gdy jego ojciec, nie tyle, co nie wiedział, że jego syn ma urodziny, ale także potrzebował około 15 minut by przypomnieć sobie imię swojego syna. Ostatecznie, złożył mu życzenie, jednak wykonał to z - jak się wydawało Stolasowi - olbrzymią niechęcią. 

Paimon oświadczył również swojemu potomkowi, że jeśli wszystko pójdzie tak jak to aktualnie planuje, Stolas poślubi Stelle już za 2 lata.

- Wiem, że miałeś ją poślubić dopiero za 4 lata, synu - zaczął mówić Paimon, z tą, jakby wrodzoną powagą - ale plany się, jak widać, zmieniły. 

Te informacje niemal doszczętnie przytłoczyły młodego bogacza. Na resztę dnia zamknął się w pokoju i po prostu siedział na łóżku. Przez cały dzień, aż do nocy. Poleciało trochę, może i więcej łez. Oprócz życzeń, które złożył mu ojciec (Stolas miał świadomość, że jego rodzic nawet nie chciał tego rodzic), i krótkiego SMS-a od Vassago o treści "Wszystkiego najlepszego <3", nikt nie złożył mu żadnych życzeń. Nikt nie dał mu żadnego prezentu. Nikt nie zapytał go jak się czuje z tym, że ma już 14 lat. Nikt. Jak widać, dla nikogo nie był na tyle ważny.

Dziś jego dzień wyglądał dość podobnie do poprzedniego. 

Cały czas siedział nieruchomo i obserwował przez okno te wszystkie osoby. Większość ludzi na ulicy, zdawała się być szczęśliwa. Stolas naprawdę pragnął poczuć się podobnie. Poczuć się szczęśliwie. 

Było około godziny 14:00 gdy jeden z pracowników Paimona zapukał do jego drzwi, i oznajmił Stolasowi, że jego ojciec chce z nim porozmawiać. 

Szarowłosy niechętnie wyszedł ze swojego pokoju. Zszedł na dół po krętych, wykonanych z marmuru schodach. Zapukał do drzwi biura swojego ojca.

Ten, powiedział spokojnym tonem:

- Proszę wejść.

Jednak zaraz jego ton zmienił się na dużo bardziej rozweselony. 

- Synu! Rad jestem, że tak szybko, tu do mnie przyszedłeś - uśmiechnął się, składając dłonie - jak myślisz, po co tu jesteś?

Stolas popatrzył na niego spod przymrużonych powiek. 

- Nie wiem - rzekł ponuro, po czym lekko żartobliwie dodał - pewnie chcesz się mnie stąd pozbyć. 

Paimon uśmiechnął się szerzej, zaśmiał lekko i odparł donośnym głosem:

- Zgadłeś synu! Właśnie stwierdziłem, że z okazji twoich 10-tych urodzin...

- Moje urodziny były wczoraj. I mam 14 lat.

- ... udasz się gdzieś... Gdzieś!

- Co masz na myśli? - mruknął młodszy ze znikomym entuzjazmem. 

- Cóż, nie wiem gdzie chodzą osoby w twoim wieku, w tych czasach. Może do kina? Cyrku? Synu, nigdy nie byłeś w cyrku, prawda?

- W kinie też nie. Ale cyrk brzmi ciekawiej - jeśli rzeczywiście musiał koniecznie ruszyć się gdzieś ze swojego pokoju - w którym najchętniej spędził by cały dzień, i jeszcze dłużej - niech będzie to cyrk. 

Podobno ludzie, często wracają stamtąd weseli i roześmiani, a dawka śmiechu, to coś, czego w życiu Stolasa zdecydowanie brakowało. 

Wziął, więc wodę, kanapkę w serem, ubrał się elegancko - tak jak nakazał mu ojciec - i ruszył do pobliskiego cyrku państwa Buckzo. Był to o ponoć najlepszy cyrk w całym mieście. 

Na latarniach często można było zobaczyć plakaty z zapisanymi na nich, następującymi słowami:"CYRK CASHA BUCKZO NA OBRZEŻACH MIASTA!!!!!KONIECZNIE PRZYJDŹ O GODZ. 16:00!!!!! W PROGRAMIE KLAUNI, MAGICY I INNE CYRKO-ZJ**BY. POZDRAWIAM, Cash Buckzo."

Reklama tego pokroju średnio zachęcała Stolasa, ale mimo tego, zbliżał się do owego miejsca w naprawdę szybkim tempie. Na tyle szybkim, że dotarł tam za wcześnie i musiał czekać na pobliskiej ławce. 

Tymczasem w środku cyrkowego namiotu trwały przygotowania. 

Fizzarolli od rana ćwiczył przed występem. 

W tym czasie Blitzo użalał się nad sobą (tak to chyba można określić). 

W pewnym momencie usłyszał kroki blisko niego. Przez moment czuł coś w rodzaju dezorientacji i ślepo patrzył przed siebie. 

Z hipnozy wyrwał go dopiero głos matki, pytający:

- Mogę wejść? 

Zamrugał, po czym niedbale wytarł łzy rękawem. Podniósł się i otworzył drzwi. 

- Część mamo - powiedział cicho, ale nie na tyle cicho, żeby Tilla tego nie usłyszała. 

- Hej synku - objęła go delikatnie. Z nieznanych nikomu przyczyn robiła to zawsze. Tak jakby miała go widzieć po raz pierwszy lub ostatni raz. 

Tilla usiadła na niewielkim łóżku swojego syna, i łagodnym głosem spytała:

- Jesteś zdenerwowany, prawda? 

- Tak, chyba tak... - odpowiedział, odwracając głowę. 

- Chce ci tylko powiedzieć - pochyliła się aby spojrzeć mu w oczy - że nieważne co by się stało, zawsze będę cię kochać, i zawsze będę z tobą. Zawsze.

- Dosłownie mówisz mi to codziennie - odparł Blitzo lekko nerwowo. 

- Bo codziennie cię kocham - każda jej odpowiedź brzmiała niezwykle łagodnie. 

Tilla usłyszała wołanie swojego męża, więc poszła mu pomóc, zostawiając Blitzo samego. 

- Też cię kocham, mamo - szepnął cicho.

"Zostało nie zbyt wiele czasu do rozpoczęcia występu, więc lepiej się zbierać" pomyślał, po czym skierował się do miejsca przeznaczonego do ćwiczeń. 

W tym samym czasie Stolas zwyczajnie siedział i niewinnie czekał na rozpoczęcie spektaklu. Gdy zaczęli przychodzić ludzie, postanowił wejść do środka cyrkowego namiotu. 

Posiedział tam parę chwil, jednak nie tyle, co było tam po prostu duszno, to odnosił wrażenie, że ludzie wytykają go palcami. Słyszał szepty ludzi, coś w stylu "Spójrzcie, to ten bogaty z Goetii". Poczuł dziwny rodzaj presji, i zwyczajnie wyszedł, po czym postanowił, że wejdzie chwilę przed zaczęciem występu, bo wtedy prawdopodobnie nikt nie zwróci na niego uwagi, gdyż wszyscy będą skupieni na rozpoczynającym się spektaklu. 

Tymczasem Blitzo dostawał tak zwanej kurwicy, próbując znaleźć cokolwiek, za pomocą czego mógł zrobić sobie makijaż. Ale nie mógł znaleźć nawet jednego, cholernego markera, o kosmetykach już nie wspominając. Podejrzewał, że to kolejny durny żart jego siostry, i rzeczywiście była to prawda, a w czasie gdy on był na skraju rozpaczy, Barbie Wire bawiła się przednio. 

Stolas nieoczekiwanie zobaczył na trawniku, tuż obok namiotu, niskiego chłopaka w stroju klauna. Nie widział go dokładnie, bo jego głowa była zanurzona w wielkim pudle, wypełnionym po brzegi cyrkowym sprzętem. Niski klaun ewidentnie czegoś szukał.

Stolas miał dość dziwne przeczucie, które spowodowało, że podszedł powoli do klauna, i zapytał: 

- Um, przepraszam, szukasz czegoś? 

- Nie, kurwa, konia wale. 

Stolasa trochę zdziwiła odpowiedź, ale kontynuował:

- Może mógłbym pomóc?

Blitzo miał dość tego dnia. Nie dość, że Barb robiła sobie z niego idiotyczne żarty, to jeszcze jakiś pajac, zaczął go zaczepiać. 

- Spierdalaj - odpowiedział krótko i zwięźle. W innej sytuacji, zapewne odpowiedział by trochę inaczej, i bardziej docenił chęć pomocy nieznajomego, ale teraz był w silnych emocjach. Stolas, zawstydzony, odszedł, a że spektakl miał się właśnie zaczynać wszedł do namiotu. 

Początek był dość nudny, a przynajmniej był taki zdaniem młodego bogacza. Po prostu paru akrobatów, robiących typowe, cyrkowego sztuczki. Nic nadzwyczajnego. Potem zaczęła się sekwencja z magikami, i choć trochę ciekawsza, to nie za bardzo bawiła szarowłosego. Potem na scenę weszli klauni. Pierwszy z nich, z białymi, niedługimi włosami, mocno wymalowany, i w dość wymyślnym stroju . Zaczął opowiadać dość oryginalne dowcipy, które w większości bawiły widownie, ale Stolasa rozśmieszyły jedynie co niektóre. Jednak Fizzarolli, bo to właśnie on był owym klaunem, dopiero się rozkręcał. Potem zaczął żonglować, jeździć na bicyklu, robić zwierzęta z balonów, i inne wymyślę rzeczy, co oczarowanie widownie. Jedynie Stolas, któremu Fizz, co prawda imponował umiejętnościami, to wydawał mu się po prostu taki... zwykły. Po prostu stereotypowy klaun. Liczył na coś bardziej unikalnego. W którymś momencie na scenę wszedł drugi klaun. Zapewne w tym samym wieku co ten pierwszy, ale dużo niższy. Ogólnie był dość niski. Ten wzrost i strój przypomniały Stolasowi sytuację przed cyrkiem. To ten klaun, któremu zaoferował pomoc. Stał teraz w cieniu, więc Stolas nie widział jego twarzy, jedynie ubranie. Później drugi klaun oddalił się. Nagle, z góry dobrzmiał wszystkich głos:

- Hejka, ludzie. Tu Blitzo Buckzo dostarcza dla was rozrywkę, czy coś. W każdym razie - chwycił line stając na chwiejącym się plastikowym mostku, pochylił się z diabolicznym uśmiechem. Odbił się lekko i skoczył. Stolas siedział w pierwszym rzędzie, więc miał dość dobry widok na to widowisko, które naprawdę go zainteresowało. W pewnym momencie klaun wylądował tuż przed pierwszym rzędem, a konkretniej - tuż przed Stolasem. Gdy go zobaczył, młody bogacz poczuł przy nim coś dziwnego. Nie miał pojęcia co to za uczucie, wiec szybko je odrzucił i skupił się na występie. 

- Koniec. Koniec początku, oczywiście - mówił niski klaun, emocjonalnie.  

Stolas zaczął bić brawo, jednak jak się okazało, robił to jako jedyny, reszta widowni wydawała się rozczarowana, co go dość zaskoczyło, ale nieszczególnie mu przeszkadzało. 

Blitzo miał satysfakcję, że chociaż jednej osobie się podobało. To już chyba jakiś progres. 

- Ty, w szarych włosach! Dzięki! - powiedział, wskazując na Stolasa, który lekko się tym speszył.

- Cóż, niema za co - odparł szybko, przez co spotkał się z dość krzywym spojrzeniem ludzi siedzących blisko niego. Usłyszał nawet jak ktoś szepcze "dziwak". Może trochę i dziwak, ale faktem jest, że Stolas niezwykle rzadko przebywał w takich miejscach, więc nie za bardzo wiedział jak się zachować. Blitzo trochę zdziwiła ta odpowiedź, ale zaśmiał się. Jednakże miał wrażenie, że już gdzieś dzisiaj słyszał ten głos. Zaraz potem zza kurtyny, wychylił się dorosły mężczyzna, i gestem dłoni przywołał do siebie Blitzo. Był to, oczywiście, Cash.

- Co ty robiłeś na scenie?! - krzyknął na syna, gdy byli już nieco dalej od namiotu - nawet nie masz makijażu na sobie! Co jeśli ludzie pomyślą, że to dlatego, że nas nie stać i bankrutujemy?! Kto będzie chciał przyjść do bankrutującego cyrku?! Wtedy rzeczywiście zbankrutujemy! Z resztą, widziałeś kto siedział w pierwszym rzędzie?! Syn bogacza Paimona Goetii! Widzisz co zrobiłeś z naszym wizerunkiem?! Widzisz?!!!

Blitzo próbował się tłumaczyć, jednak jego ojciec zwyczajnie to olał, i rozkazał mu posprzątać stoiska z watą cukrową i pocornem. 

Ku zawodowi Stolasa niski klaun, już nie wrócił. Jednak gdy wychodził zobaczył go przy stoiskach i postanowił do niego podejść. Delikatnie szturchnął odwróconego od niego chlopaka w plecy, na co ten odwrócił się i szorstko zapytał: 

- Czego?

- Em, cześć. Jestem Stolas, pewnie mnie kojarzysz, bo jestem z..

- Goetii, tak wiem, jesteś zajebiście bogaty, i w ogóle - mruknął oschle Blitzo - pytam, czego chcesz?

Stolas chciał zapytać o imię, ale odpowiedzi Blitzo go dość zniechęciły, więc spytał po prostu:

- Mogę kupić popcorn?

Blitzo szczerze się zaśmiał, a potem lekko uśmiechnął to szarowłosego. Dosłownie zapytał go, czy może dostać popcorn, w trakcie gdy koło niego stał szyld z napisem dużym, drukowanym napisem "ZAMKNIĘTE". Co za nieogarnięty typ. Ale był śmieszny. 

- Cóż, powiedziałbym, że nie, ale dla takich bogatych księżniczkach, mogę coś wytrzasnąć - i po prostu niedbale wrzucił garść popcornu w losowy pojemnik i podał:

- Proszę bardzo, Wasza Wysokość. Na koszt firmy. 

Kpienie z głupiutkiego bogacza naprawdę poprawiło Blitzo humor na tyle, że prawie zapomniał o rozmowie z ojcem. 

- Bardzo dziękuję - uśmiechnął się Stolas - ale myślę, że słowa "Wasza Wysokość" i "Księżniczko" są trochę przesadne. Wolę być nazywany po imieniu. 

- Jak sobie jaśnie pan życzy - odparł Blitzo -Stolas. 

Stolas oddalił się. Chyba nic już nigdy nie poprawiło mu humoru tak bardzo, jak spotkanie Blitzo tamtego dnia. Często myślał o klaunie, sam nie miał pojęcia dlaczego. 

Z kolei Blitzo często losowo przypominał się incydent z bogaczem, i często samotnie się z niego śmiał. 

Do czasu ich następnego spotkania. 

*****

Długo mnie tu nie było, więc nie bardzo wiem co napisać, ale postaram się teraz wrzucać rozdziały regularniej. 

Swoją drogą, dzisiaj walentynki, więc życzę wszystkiego dobrego czy coś-

Skończyłam korektę tego rozdziału po dwudziestej drugiej, więc jeśli w rozdziale są jakiekolwiek błędy, to po prostu piszcie. 

To chyba wszystko co miałam do powiedzenia...

WAIT-

!Autoreklama 

Zapraszam na moje konto na Samequizy: 

https://samequizy.pl/author/_aisha_-3/

No to teraz już wszystko

Bye-

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top