15. ❝wygrałam!❞
❝Jeśli chcesz kogoś oceniać, to wypadałoby go najpierw poznać, nie sądzisz?❞
To niezupełnie tak miało wyglądać. Blah, wszystko miało być inaczej.
Biegnąc w stronę fioletowego busa, Mei miała przed oczami wizję samej siebie bohatersko wydobywającej z pojazdu dzieci i bezpiecznie doprowadzającej je do budynku NinjagoTv. W jej wyobrażeniu nie było kamiennych wojowników, zatrzaśniętych drzwi, ani opieprzającego ją, słusznie zresztą, Czerwonego Ninja.
Wstyd jej było za samą siebie. Co w nią wstąpiło, co ona sobie w ogóle wyobrażała? Kai miał rację; była głupia. W jej poczynaniu nie było za grosz odwagi. Mogła zginąć i prawdopodobnie właśnie to by się stało, gdyby chłopak nie przybył na czas.
Niby to ona ich uratowała, ale tak naprawę, ona tylko zapaliła pojazd i przez chwilę nim kierowała, cudem tylko się nie rozbijając. A nawet to było spowodowane przez adrenalinę; gdy później spoglądała na wszystkie te dźwignie i guziczki, nie miała bladego pojęcia, co do czego służy.
Podświadomie czuła, że zrobiła to, bo chciała się dowartościować; przebywała wystarczająco długo w towarzystwie ninja – tych wielkich ninja ratujących ludzkie życia na porządku dziennym – żeby zacząć czuć się zupełnie nieistotna. Zbędna. Przezroczysta.
Nigdy wcześniej specjalnie jej taki stan nie przeszkadzał – w zasadzie, całe życie w nim przeżyła. Ale odkąd ich poznała, uległo to zmianie. Być może był to jeden ze skutków dorośnięcia, a być może to oni ją zmienili; tego nie była pewna, ale wiedziała, że bardzo chciała przestać czuć się zbyteczna. Przestać być balastem. Stanowić pewną wartość, być użyteczna.
Po pokonaniu kamiennego wojownika z muzeum było trochę lepiej, jednak najwyraźniej jej ego życzyło sobie więcej i pokusiło ją o taki idiotyzm.
Nie różnię się aż tak bardzo od Kai'a, przemknęło jej przez myśl ze zgrozą.
— No cześć!
Mogłaby przysiąc, że podskoczyła na siedzeniu, słysząc dobiegający z dołu dziewczęcy głos. Wystawiła głowę przez otwarte okno i z niepewnością spojrzała w tamtym kierunku – gdzie się podziała ta odważna dziewczyna? – i zatopiła się w wielkich orzechowych oczach.
— Nadal śpisz, prawda? — rzekła właścicielka pięknych oczu. Imię dziewczynki wypadło Mei z głowy. — Przepraszam cię! Mama mi mówiła zawsze, żeby nigdy nie dobudzać osoby, która nadal się nie obudziła, bo może się przestraszyć i źle się to dla niej skończy. — Mała miała niezwykle mocny głos, a dodatkowo akcentowała praktycznie każdą wypowiedzianą sylabę. Dawało to nieco dziwny efekt, choć dla nastolatki był on także uroczy. — Czujesz się źle skończona?
Mei zaśmiała się cicho. Dziewczynka była bardzo pocieszna i wręcz nie sposób było zachować przy niej powagę, co zauważyła jeszcze poprzedniego dnia.
— Nie, nie czuję się źle skończona — odparła, choć gdyby głębiej się zastanowiła nad tymi słowami, to jej odpowiedź mogłaby być z goła inna. — Możesz się odsunąć? Wyszłabym z auta.
— Jasne — wyszczerzyła się dziewczynka i prędko odskoczyła w bok, pozwalając jej na otworzenie drzwi. — Jesteś superbohatelką?
— Proszę? — spytała Mei, niemal wypadając z busa i w ostatniej chwili utrzymując równowagę.
— No, wiesz, jak Fitz Donnegan na przykład. — Dziewczynce zaświeciły się oczy. — Albo jak Gigi Farlō! Ona też potrafi tak fajnie prowadzić. — Spojrzała ma Mei nagle bardzo poważnym wzrokiem. — Jesteś może Gigi Farlō? — Mei nie miała nawet pojęcia, że taka superbohaterka istnieje, więc zaprzeczyła, na co dziewczynka wzruszyła ramionami. — A szkoda. Fajnie byłoby ją poznać, jest super. Ale ty też jesteś super. Chodź, pobawisz się ze mną!
Po jakimś czasie Mei zrezygnowała nawet z zadawania dziewczynce pytań, jedynie odpowiadając na te skierowane do niej, a przez większość czasu tylko uśmiechając się coraz szerzej i szerzej.
Mała zaciągnęła ją pod jedno z nielicznych pobliskich drzew i kazała podsadzić się na drzewo. Mei uniosła w górę jedną brew, jednak spełniła życzenie dziewczynki; nie było to trudne, gdyż była chyba najmniejsza i najdrobniejsza ze wszystkich dzieci i ważyła tyle, co nic.
Właśnie...
Rozejrzała się po okolicy i spostrzegła pozostałe dwie dziewczynki, Grace i Candy, wesoło gaworzące przez walkie-talkie jakieś dziesięć metrów od busa. Nigdzie jednak nie widziała Kai'a i czwórki chłopców.
— Yyym... Mała? — zaczęła, gorączkowo przeszukując pamięć w poszukiwaniu imienia dziewczynki. — Gdzie są twoi koledzy?
— Poszli z Kai'em — odparła, a Mei zdziwił sposób w jaki się o nim wypowiadała; trochę jakby był jej kolegą. — No wiesz, tym ninja w czerwonej pidżamie — sprecyzowała, widząc zapewne zdziwioną minę Mei.
W czerwonej pidżamie, pomyślała nastolatka, jakbym już kiedyś to słyszała.
Zaśmiała się głośno i niemelodycznie, odrzucając głowę delikatnie w tył. Poważnie, jaki był właściwie ten cały melodyczny śmiech, o którym tyle się mówi?
— A gdzie poszli z Kai'em w czerwonej pidżamie? — zagadnęła wesoło, pomagając dziewczynce wspiąć się na najniższą gałąź.
— Mówili, że za potrzebą — powiedziała, przechodząc na gałąź wyżej. — Ale — zaczęła i spojrzała na nią, jakby zdradzała jej największy na świecie sekret — wydaje mi się, że poszli siku.
Mei zachichotała pod nosem, kiwając delikatnie głową na boki. Już wiedziała kogo przypominała jej dziewczynka; z wyglądu była niemal identyczna, jak ona sama w jej wieku.
Była tak samo drobna, niska, miała identyczne lekko falowane włosy. Tylko jej oczy miały jaśniejszy odcień od jej ciemnobrązowych.
Jeśli natomiast chodziło o charakter, to mała była jej zupełnym przeciwieństwem; nieustannie roześmiana, beztroska... Mei zaczęła się nawet zastanawiać, czy mogłaby być taka sama, gdyby miała rodziców, jednak zaraz odrzuciła tę myśl; nic nie jest w stanie aż tak zmienić człowieka.
...prawda?
— Myślę, że dobrze ci się wydaje — odparła z niewidocznie załamanym uśmiechem, a ruch po jej prawej stronie przyciągnął jej uwagę. Zerknęła tam i zobaczyła piątkę winowajców biegnących prawie ramię w ramię. — Patrz, chyba wracają.
— Chodźmy do nich! — wykrzyknęła mała, a oczy jej się zaświeciły. Zaczęła schodzić z drzewa, a że była już dość wysoko, Mei zaczęła się niepokoić.
— Jesteś pewna, że dasz radę sama?
— Jasne, nie takie drzewka się zdobywało!
Ponownie uśmiechnęła się z pobłażliwością do dziew... Aryi. Właśnie! Wreszcie sobie przypomniała.
Mimo głośnych protestów Aryi, nastolatka złapała ją pod ramionami i niemal siłą ściągnęła z gałęzi; przez chwilę dziewczynka była obruszona, jednak szybko się rozpogodziła i pociągnęła Mei w stronę małego lisa fenka, który uciekł i skrył się w jednej z licznych nor zanim zdążyły zrobić choćby pięć kroków.
Wróciły wzrokiem do męskiej części grupy i Mei uzupełniła wcześniejsze spostrzeżenia o jeden szczegół; chłopcy nie tylko biegli, oni się ścigali. Nie trzeba było być geniuszem, aby się domyślić, że w normalnych warunkach Kai byłby pierwszy. Był większy, silniejszy, szybszy i starszy, a jednak... tym razem dotarł do grupki ostatni, ku uciesze czwórki chłopców.
— No dobra, macie mnie — zaśmiał się i poczochrał stojącemu najbliżej niego Chuckowi włosy koloru słomy. Chłopiec wydał z siebie przyjemny dla ucha chichot, a duże okrągłe okulary w grubych oprawkach opadły mu na czubek nosa. — Wygraliście.
Czyżby dał im wygrać?
Mei była w tamtej chwili naprawdę zdziwiona, ponieważ z tego, co o Czerwonym Ninja wiedziała, nie zwykł on przegrywać. Nigdy. Nie wiedziała też, że dobrze dogaduje się dziećmi.
Praktycznie nic o nim nie wiem, przemknęło jej przez głowę.
— Akurat — wyszczerzyła się Arya. — Dałeś im wygrać.
— Mówisz tak, bo sama nie prześcignęłaś samego czerwonego ninja — odparł David, chłopiec o dość ciemnej karnacji i wystawił dziewczynce język.
— To może przebiegnę się z tobą, skoro ty z nim wygrałeś — zaproponowała Arya.
A to cwaniara jedna.
— Jasne! — Ucieszył się. — Tylko przygotuj się na przegraną!
— Chciałbyś!
Wkrótce cała siódemka, bo żadne z dzieci nie chciało przegapić takiej sensacji, ustawiła się na linii startu. Kai wykrzyczał krótką komendę i rozpoczął się wyścig "życia i śmierci", jak ochrzcili go bracia bliźniacy, Jacob i George.
— Pocieszne dzieciaki — powiedziała Mei z uśmiechem, który pogłębił się, gdy na początku ściągającej się grupki mignęła jej brązowa czupryna Aryi i opalenizna Davida.
— A żebyś wiedziała — odparł dziarsko Kai i przeniósł na nią szczęśliwy wzrok. Najwidoczniej miał dobry humor, jak wszyscy zresztą. — Wyspałaś się?
— Tak, o dziwo, bo nigdy nie spało mi się zbyt wygodnie w pojazdach — wyznała, nieco zdziwiona, ale też ucieszona jego pytaniem. — A jak z tobą?
— Bywało lepiej — odparł. — Ale przynajmniej nie musiałem się rano zrywać ma trening — dodał tryumfalnie. — To miła odmiana.
— Wierzę na słowo — zaśmiała się. Jej chyba też udzielał się ogólny dobry humor. Zerknęła na dzieciaki, które właśnie zataczały koło wokół oddalonego o jakieś sto metrów skupiska głazów. — Co teraz robimy?
Pytanie to nurtowało ją od samego rana. Dzień wcześniej skupili się głównie na odjechaniu od Ninjago City jak najdalej, teraz jednak przyszedł czas na konkretne działania.
— Cóż — westchnął, a dobry nastrój nieco z niego uleciał. — Myślałem nad tym, żeby pojechać do rodziców Jay'a. To jakieś cztery godziny drogi stąd, o ile mnie pamięć nie myli, a może oni mają jakiś kontakt z drużyną.
Dzień wcześniej sprawdzali, czy dzieci nie mają telefonów, które były im potrzebne do skontaktowania się z przyjaciółmi; nie znali przecież nawet miejsca ich pobytu. Żadnemu z nich jednak nie pozwolono wziąć na wycieczkę takowego urządzenia – znaleźli się oni bowiem w tym busie, gdyż jechali na wycieczkę w góry organizowaną ze szkoły – musieli więc się obejść smakiem. Mei próbowała także uruchomić radio, ale nie działało; być może zostało zniszczone w czasie ataku kamiennej armii, jednak wydawało jej się, że nie działało już wcześniej.
— Poza tym, moglibyśmy zostawić tam dzieciaki — dodał po chwili. — W końcu nie możemy ich wiecznie ze sobą targać.
— Masz rację, trzeba je zostawić — odparła szczerze i westchnęła. Naprawdę zdążyła już polubić te szkraby, szczególnie Aryę, jednak ich bezpieczeństwo było podstawą, a moment rozstania jedynie kwestią czasu. — Kiedy wyjeżdżamy?
— Jak najszybciej. — Włosy śmiesznie mu podskakiwały, gdy kiwnął głową w stronę dzieci. — Jeśli mają jeszcze coś do jedzenia, to zjemy szybkie śniadanie.
— Tylko niech dobiegną. — Zerknęła na będące w połowie drogi od głazów do nich dzieciaki. — Arya to wygra.
— Arya? — Zaśmiał się. — David rozwali ich wszystkich na łopatki.
— Biegną z Aryą ramię w ramię — zauważyła, nieco rozbawiona.
— Kwestia czasu.
Zaśmiała się cicho pod nosem i, kręcąc głową na boki, ponownie spojrzała w kierunku dzieciaków. W oczy rzuciły jej się jednak dwa kamienie, na których wcześniej bawiły się Grace i Candy. Leżała na nich, lśniąc w słońcu, para czarnych walkie-talkie.
— Chyba że... — Trybiki w jej głowie przesuwały się z prędkością błyskawica, gdy powolnym krokiem zbliżała się do przedmiotów.
— Chyba że co? — spytał Kai wesołym tonem. — Wycofujesz się? O nie, nie ma tak łatwo!? — Parsknął śmiechem. — Chyba będziesz po prostu musiała zaakceptować to, że chłopak wygra. — Nie doczekawszy się odpowiedzi od Mei, w końcu oderwał wzrok od nieletnich maratończyków i na nią spojrzał. Dziewczyna właśnie podnosiła jeden z przyrządów, a on pobiegł do niej. — Hej, co jest?
— Chyba... — zaczęła po chwili ciszy i przeniosła na zdezorientowanego chłopaka podekscytowany wzrok. — Chyba wiem, jak się skontaktować z drużyną, Kai.
— Wygrałam! — krzyknęła Arya, która właśnie dobiegła do mety, wyprzedzając Davida o włos.
● • ♤ • ●
— Naprawdę umiesz to zrobić? — spytał po raz kolejny z rzędu Kai, co powoli zaczynało ją irytować.
Siedziała na jednym z kamieni obok busa, choć siedziała to dość mocne stwierdzenie; ledwo przysiadła, gdyż niemal cała jego powierzchnia zajęta była przez różnej wielkości śruby, śrubokręty, przewody, i wszystko inne, co udało im się znaleźć w busie i mogło się przydać.
Mei majstrowała przy walkie-talkie już od dobrej godziny, na razie bez skutków, nie zamierzała się jednak poddać. W pracy niezbyt pomagał jej siedzący na kamieniu obok Kai, który obserwował dokładnie każdy jej ruch. Nieco dezorientowała ją także obecność czwórki chłopców (dziewczynki odeszły pod pobliskie drzewo, gdyż Candy dość mocno przeżyła rozstanie z walkie-talkie i gdyby nie było takiej konieczności, to Mei nie podsunęłaby się do zabrania jej urządzenia). W pokręcony sposób motywowali oni ją jednak do dalszej pracy; miała kogoś, kto na nią liczył i naprawdę nie chciała zawieść.
— Nie wiem — odparła chwilę później. — Ale jeśli uda mi się odpowiednio skalibrować przekaźnik, to jest szansa, że uda mi się nawiązać bezpośrednie połączenie.
— Wiesz, że nie znam się na tej całej naukowej paplaninie, prawda?
Odstawiła na moment rękę od urządzenia i spojrzała na chłopaka najbardziej sceptycznym wzrokiem na jakie było ją stać. Tamten wystawił przed siebie ręce w obronnym geście.
— Okej, okej — uspokajał ją. — Może po prostu wytłumaczysz mi to w prostym języku?
— To jest prosty język — mruknęła i westchnęła. — Chodzi o to — zaczęła, wracając do majstrowania w urządzeniu — że jeśli uda mi się to przemodelować w ten sposób, żeby nadawało na tych samych falach, co mostek na Perle, to istnieje spora szansa, że uda nam się pogadać z drużyną od ręki.
— Nie mogłaś tak od razu? Dziękuję — wyprostował się, wyraźnie usatysfakcjonowany. — I jak ci idzie?
— Szło by lepiej, gdybyś przestał mi przeszkadzać.
— ...racja. Już się zamykam.
Mei najbardziej śmieszyła reakcja czwórki chłopców, którzy siedzieli po turecku po jej lewej, a Kai'a prawej stronie i co chwilę odwracali głowy, aby spojrzeć na osobę mówiącą; zupełnie, jakby ona i Czerwony Ninja byli aktorami, a oni niezwykle uważną publicznością.
Przez chwilę pracowała nieco rozkojarzona, gdyż spodziewała się usłyszeć kolejne pytania wychodzące z ust bruneta. Gdy jednak nie nadeszły, mruknęła z aprobatą i w pełni zatopiła się w pracy. Nie wiedziała skąd, ale czuła, jest już blisko rozwiązania, więc skupiła się podwójnie i na moment przestała nawet zwracać uwagę na otoczenie; nie zrobiłoby jej różnicy, gdyby nagle słońce zasłoniły chmury lub zaczął kropić deszcz. Prawdopodobnie nawet by tego nie zauważyła.
Milimetr na prawo, jednocześnie dwa w dół i kolejne cztery na lewo, powtarzała sobie w myślach, przesuwając trzymane w ręce dłutko wewnątrz urządzenia. Przekręcić o dwadzieścia osiem stopni w prawo, zatrzymać, do czterdziestu sześciu stopni w...
— I jak?
Głos Kai'a, brzmiący jakby tuż nad jej uchem, całkowicie wybił ją z rytmu; najgorsze jednak było to, że z zaskoczenia wykonała gwałtowny ruch dłonią i przestawiła wewnątrz walkie-talkie nie wiadomo co.
— Ty cho... — zerknęła na wpatrzone w nią dzieci — ...robliwy idioto! — krzyknęła, w połowie wściekła, a w połowie zrozpaczona. — Teraz wszystko trzeba będzie zaczynać od początku!
— Nie wiedziałem, że aż tak skaczesz na dźwięk czyjegoś głosu, mogłaś uprzedzić!
— Och, co z ciebie za kołek!
— A z ciebie tchórzofretka!
— Tuman!
— Chisteryczka!
— Psuj!
— Mało...
— Halo? — Walkie-talkie trzymane przez Mei delikatnie zadrgało i wydobył się z niego niewyraźny głos Nyi, na którego dźwięk oboje zamilkli, wpatrując się w pudełeczko z przejęciem. — Tutaj ruchoma baza ninja.
Mei i Kai spojrzeli na siebie, to pierwsze z szokiem, a drugie z bananem wymalowanymi na twarzy.
— Udało się? — spytał Chuck, wypowiadając ich myśli na głos.
— Kto tam jest?
Kai ponaglił Mei do odpowiedzi ruchem nadgarstka, a dziewczyna w końcu otrząsnęła się i, nie wierząc we własne szczęście, uniosła słuchawkę do ust.
— Nya? Tutaj Mei. Jesteśmy z Kai'em... — zerknęła na wpatrzoną w nią już całą siódemkę dzieciaków; dziewczynki przybiegły moment wcześniej — ...i kimś jeszcze na pustyni. Długa historia. Ale gdzie wy jesteście?
● • ♤ • ●
— Nadal nie mogę uwierzyć, że udało nam się z nimi skontaktować — wyznała Mei, gdy kilka godzin później dojeżdżali do molo położonego na totalnym odludziu przy morzu.
— Tobie się udało — sprecyzował Kai i spojrzał na nią, choć powinien bezustannie patrzeć na drogę. — Muszę przyznać, że to było niezłe.
— Dzięki — odparła, po raz kolejny mile zaskoczona i poczuła, że mimowolnie się rumieni; nie potrafiła powstrzymać tej reakcji, gdy ktoś ją komplementował to spalała buraka i koniec pieśni. — Ale miałam bardzo dużo szczęścia. Właściwie, to gdyby nie twoje przeszkadzanie mi, to nadal moglibyśmy tkwić na tamtym pustkowiu.
— Nadal na nim jesteśmy — przypomniał z chytrym uśmiechem i dokończył, nie czekając na reakcję Mei. — A całą tą sytuację wezmę jako zachętę do przeszkadzania ci w przyszłości.
— Nie zrobisz tego. — Zmrużyła oczy z zamiarem groźnego wyglądu, choć była świadoma tego, że ona i takie zachowanie nie idą w parze.
— Jeszcze zobaczymy — odparł chłopak i ponownie zwrócił wzrok na jezdnię; na jego ustach przez cały czas czaił się uśmiech.
Resztę drogi przesiedzieli w ciszy mąconej jedynie odgłosami bawiących się z tyłu w najlepsze dzieci. Nie była to jednak cisza niezręczna i obojgu nawet podobał się taki stan rzeczy.
Po kilkunastu minutach za oknami z prawej strony ujrzeli morze, co zaskutkowało zachwyconymi krzykami ze strony ich podopiecznych, z których część widziała ocean po raz pierwszy.
Mei także się do nich zaliczała, jednak choć zawsze marzyła o zobaczeniu morza na własne oczy, to widok ten wydał jej się dość nijaki. Woda z każdej strony była taka sama, plaże i wydmy się powtarzały, a z tego co słyszała, ocean otaczający Ninjago był bardzo słony i ledwo dało się w nim pływać.
O wiele bardziej ucieszył ją widok Perły, którym świat uraczył ich kilka minut później. Statek był w połowie zanużony i przywiązany do drewnianego molo długiego na jakieś dwadzieścia metrów; lśnił w słońcu niczym skarb, którym dla Mei zresztą był, jeśli miała być szczera.
Jej mózg chyba na chwilę się wyłączył z myślenia, bowiem w żaden sposób nie zarejestrowała momentu, w którym opuściła busa i odetchnęła czystym i rześkim morskim powietrzem – uznała, że to jedno było nad oceanem nie do przebicia.
Kai musiał wypuścić z pojazdu dzieciaki, gdyż powietrze wokół niej rozbrzmiało zachwyconymi okrzykami i westchnięciami (głównie ze strony dziewczynek, choć nie tylko) a także wesołymi rozmowami.
Po chwili w miejscu oddalonym od ich ich pozycji o jakieś sto metrów pojawiło się kilka pojazdów. Rozmowy i krzyki ośmiolatków się nasiliły, a raz czy dwa Mei dosłyszała czyjeś donośne "mama".
A więc rodzice przybyli, pomyślała z ulgą.
Gdy nawiązali kontakt z Perłą, oprócz podania miejsca jej aktualnego pobytu poprosili o skontaktowanie się z rodzinami siódemki dzieci. Nie było to jednak nic pewnego, wiele czynników mogło pogrzebać próby, więc Mei była szczęśliwa, że jednak się udało. Scena rozgrywająca się przed jej oczami przyniosła jej ulgę, a jednocześnie rozdzierała serce. Na twarzy zachowała jednak uśmiech, choć należał on raczej do smutnych niż wesołych.
Najpierw podbiegli do niej bliźniacy, mówiąc, jeden przez drugiego, jak to bardzo szczęśliwi byli, gdy przeprowadziła tak zabawny wyścig na ulicach Ninjago City i pytając, czy mogłaby go powtórzyć z nimi kiedyś jeszcze raz. Nieco ją zemdliło, gdy pomyślała o przygodzie sprzed jednego dnia, więc tylko zaśmiała się i przybiła chłopcom piątki na pożegnanie.
Znacznie bardziej od niej oblegany był Kai, do którego dzieciaki kleiły się jak muchy do lepa, czemu w sumie się nie dziwiła. W końcu jakie normalne dziecko nie marzy o pochwaleniu się poznaniem jednego ze słynnych ninja?
Ona sama jednak też nie narzekała na brak popularności.
Po bliźniakach pobiegły do niej przeszczęśliwe Grace i Candy; delikatnie ją uścisnęły, ani na moment nie wypuszczając z dłoni ulepszonych przez Mei walkie-talkie, które oddała im, gdy były już niepotrzebne.
Następnie pojawił się David, który chyba uznał ją za kogoś w stylu kapitana – gdy tylko stanął metr przed nią, wyprostował się i zasalutował na tyle godnie, na ile pozwalało mu bycie ośmiolatkiem. Było to bardziej zabawne aniżeli jakiekolwiek inne, już w szczególności poważne, jednak Mei skrupulatnie pilnowała się w zachowaniu powagi i odpowiedziała malcowi identycznym gestem dodając jeszcze energiczne "spocznij".
Najostrożniej podszedł do niej Chuck, który, rumieniąc się niczym dojrzały pomidor, oznajmił jej, że ma śliczne włosy. Podziękowała mu, śmiejąc się cicho pod nosem i potarmosiła mu grzywkę w tym samym miejscu, w którym zrobił to przed kilkoma godzinami Kai. Po tym blondyn odbiegł prosto w stronę stojących przy skupisku samochodów ludzi; prawdopodobnie jego rodziców.
Na samym końcu przyszła do niej Arya. Z początku kręciła się wokół Kai'a i udawała, że jest niezwykle zainteresowana pustym niebem bez śladu najmniejszej chmurki.
— Dzięki za ulatowanie nas — powiedziała, gdy w końcu spuściła wzrok z nieba na ziemię i podeszła do Mei. Rzuciła się zaskoczonej nastolatce na szyję, prawie ją przewracając i mocno ją przytuliła. — Jesteś moją bohatelką, ty, nie ten Kai w czerwonej piżamie, co tylko za potrzebą lata. — Przytuliła się do Mei jeszcze mocniej, a ona odwzajemniła ten uścisk. — To cześć!
Mei stała w miejscu jeszcze po tym, jak Arya skończyła uścisk i puściła się pędem w stronę młodej pary wyciągającej w jej stronę ręce; zapewne to byli jej rodzice. Obraz lekko rozmył jej się przed oczami, więc uniosła głowę ku niebu, mrugając energicznie powiekami.
Usłyszała dochodzące zza niej kroki i nie była zdziwiona, gdy moment później bez słowa stanął obok niej Kai, który najwyraźniej w końcu uwolnił się od grupki nieletnich wielbicieli.
Razem patrzyli, jak wszystkie dzieciaki kolejno lądują bezpiecznie w ramionach rodziców, którzy, mimo ich obaw, dostali wysłane przez Nyę wiadomości i zdążyli przyjechać po pociechy na czas. Część z dorosłych spoglądała w ich stronę z wdzięcznością, część ciągle tuliła dzieci, a kilka matek płakało z ulgi.
— Powinniśmy już iść — powiedział w końcu Kai, a Mei zwróciła głowę w jego stronę i napotkała jego brązowe oczy, które w końcu wydały jej się ciepłe. To pewnie przez słońce. — Czekają na nas.
— Racja — odparła, nieświadomie używając identycznego tonu i słowa, co noc wcześniej w busie. Zerknęła jeszcze raz na szczęśliwe i bezpieczne dzieciaki, a jej serce przeszyło ukłucie zazdrości. Potem jednak spojrzała na Perłę i czekających na niej ludzi i uczucie zniknęło. Wróciła wzrokiem do Kai'a i uśmiechnęła się. — Ruszajmy już, czuję się idiotycznie stojąc tu w bezruchu.
— Ta, ja też — zaśmiał się brunet.
Zostawili za sobą fioletowy bus i skierowali się w stronę statku ramię w ramię. Co chwilę, zupełnie przypadkiem oczywiście, jedno wpadało na drugie, aż w końcu pokładali się ze śmiechu, przepychając się przyjacielsko do samej Perły, na której już czekali ważni dla nich obojga ludzie.
● • ♤ • ●
przepraszam was za prawie dwutygodniową przerwę, ale mogę wam zdradzić, że miała ona swój powód. pracuję od kilku tygodni nad nowym projekt; jeśli ktoś wie, na czego punkcie mam ostatnio fioła, to może się zacząć domyślać, o co biega.
to oficjalnie najdłuższy rozdział jaki w życiu napisałam, ale co tam, to przecież tylko ponad 3400 kombinacji literek, prawda? ;-; no ale nie chciałam go dzielić na pół, chociaż w jednym momencie nawet by się dało, więc łapcie całość ♡ ale, serio, nigdy więcej takich tasiemców xD
Arya* (czyt. Aja) - bo ta z Gry o Tron to cudo nad cuda + nowe fajne imiona ekhem szizao ekhem
Kai'a i Mei najwyraźniej na końcówce dopadła głupawka postresowa, zna ją ktoś? xD
ogólnie to pozdrawiam z sali kinowej; zaraz startujemy z filmem ninjago *^* nie mogę się doczekać!
trzymajcie się!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top