Epilog

No i już się żegnamy z kolejną serią :< Szybko zleciało, jak zwykle zresztą. Ale mam nadzieję, że pomimo zszarganych przez JK nerwów, fajnie Wam się to czytało ;)

Dziękujemy wszystkim komentującym i gwiazdkującym :D A teraz zapraszamy na epilog.

Widzimy się pod następną serią albo shotem (zapewne tym razem u KS :D). Pa paa! I enjoy!

[3800 słów]

~~~~~~~~~~~





Jimin:

Jeśli miałbym do czegoś przyrównać czas, to powiedziałbym, że jest wielką, tłustą gąsienicą. Dzień za dniem bardzo powoli i ociężale posuwał się do przodu, a z każdym dniem wstawałem coraz trudniej. Budzenie się w pustym łóżku, niby nie było niczym nadzwyczajnym, w końcu mieliśmy osobne sypialnie z Jeonggukiem. Obowiązki przy dzieciach, czy niektóre obowiązki królewskie, również należały tylko do mnie. Jednak puste miejsce przy stole, czy przy odpisywaniu na listy, łamało moje serce codziennie. Choć wysłałem naprawdę wiele długich zwojów na front, pisząc jak bardzo kocham i tęsknię za moim Alfą, nie mogłem liczyć na równie wylewne odpowiedzi, a na pewno nie na tak częste, gdyż mój ukochany miał utrudnione możliwości skupiania się na takich rzeczach. Każdy jego list gromadziłem w mojej skrzyni skarbów, wracając do nich co kilka wieczorów, by patrzeć na ten dobrze mi znany charakter pisma i piękne słowa, które do mnie kierował.

I tak mijały tygodnie. Miesiące. A w końcu i lata. Miri rosła jak na drożdżach, szybko wyprzedzając pozostałe dzieci w swoim wieku. Jej tygrysia natura dawała o sobie znać i musiałem się pogodzić z tym, że tygrysie służki coraz częściej się nią zajmowały, znacznie lepiej wiedząc, czego mała potrzebuje. I choć moja uwaga kierowała się głównie na jej brata, nie zaniedbywałem relacji z córką, kochając ją całym sercem. Była naszym cudownym kwiatuszkiem, który pokazywał kolce, podyktowane zarówno jej zwierzęcą częścią, jak i faktem bycia Alfą.

Jej brat był jej zupełnym przeciwieństwem. Trzyletni już Mino, choć rósł równie szybko, wykazywał znacznie spokojniejszą naturę, bawiąc się zwykle w ciszy, kiedy zostawał ze mną. Często potrafił po prostu przy mnie siedzieć i malować swoimi małymi łapkami na rozłożonym przed nim zwoju, tworząc swoje własne historie na papierze. Dopiero w kontakcie z siostrą ożywiał się, chętnie włączając w wymyślane przez nią zabawy. O dziwo był mniej płaczliwy od niej, raczej ze spokojem pokazywał niewielkie ranki, które zrobił sobie podczas tych mniej bezpiecznych zabaw, jak łapianie jeża w pałacowym ogrodzie. Te dwa słonka były teraz najsilniejszym powodem, dla którego codziennie wychodziłem z pościeli, zbierając siły do walki z kolejnym dniem.

Nie traciłem nadziei na rychłe zakończenie walk na terenie królestw Bawołów i Tygrysów. Miałem bieżące wieści, które przysyłały mi Smoki, obserwujące całe to zamieszanie, dlatego wiedziałem, że agresorzy słabną. Od dawna jednak nie miałem żadnej wiadomości od małżonka. Choć sam wysłałem do niego trzy listy w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy, ani razu nie dostałem odpowiedzi.

Wiadomość o zakończeniu wojny i kapitulacji Bawołów, przyszła w pewne chłodne popołudnie, gdy deszcz uderzał o zadaszenie altany ogrodu. Spędzałem tam samotnie mój wolny czas, chcąc się zrelaksować dźwiękiem opadającej na ziemię wody, gdy posłaniec wręczył mi zwój z wiadomością. Nasze oddziały miały wrócić najpóźniej za miesiąc, ale nie miałem żadnej informacji o tym, co z Jeonggukiem.

Długo płakałem, nie mogąc w to uwierzyć. Choć bardzo nie chciałem zakładać najgorszego, czułem, że nikt nie chciał przekazać mi tych wieści na papierze, woląc to zrobić osobiście. I być może złożyć w moje ręce jego miecz i szatę, jak nakazywała tradycja naszego królestwa, gdy król Alfa... poległ w walce.

Przez kolejne dni w pałacu panowało prawdziwe ożywienie. Niektóre Omegi już od dawna przeżywały żałobę, gdy dostawały informacje o śmierci ich ukochanych, inne nadal żyły nadzieją na bezpieczny powrót swoich wybranków. Ja jednak snułem się po pałacu, nie potrafiąc odnaleźć swojego miejsca. Brak jakichkolwiek informacji, działał na mnie bardzo źle, wywołując to na przemian płacz, to nadzieję na powrót mojego ukochanego.

Gdy nadszedł dzień, kiedy nasza armia dotarła do pałacu, pierwszy wybiegłem na plac, łamiąc wszystkie zasady etykiety i dobrego wychowania. Moje dworki pędziły za mną, próbując mnie do końca ubrać we wszystkie warstwy szaty, ale ja na boso, nieuczesany, z moimi długimi już do ud włosami, nie do końca owinięty szarfą, stałem i patrzyłem na pierwszych, wjeżdżających przez bramę strażników.

Z mocno bijącym sercem patrzyłem na kolejnych wojowników, którzy powrócili z frontu. Jedni wydawali się nietknięci, inni owinięci byli w bandaże, ale wszyscy z radosnymi uśmiechami, ciesząc się z powrotu do domu. Jednak nadal nie widziałem wśród nich Jeongguka.

Moje służki uwijały się przy mnie, starając jak najszybciej poprawić mój wygląd. I prawie skończyły, gdy na placu pojawiły się nianie z Mino i Miri, którzy nie do końca rozumieli, co się dzieje. Choć tłumaczyłem im, że nasi wojownicy wracają, ani jedno ani drugie nie kojarzyło tego z powrotem ojca. Już od dawna Miri o niego nie pytała, Mino nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że go miał... A ja nie chciałem im mówić, że teraz już z nami będzie. Bo... sam tego nie wiedziałem.

Wokół mnie Omegi już rzucały się w ramiona swoich Alf, przez co moje serce ciągle i ciągle pękało. Bo gdzie jest mój ukochany? Gdzie mój małżonek? Gdzie...

W końcu go zobaczyłem. Był tutaj. Żywy. Jeongguk jechał na swoim wiernym koniu, rozmawiając ze strażnikami. Nie skupiałem się na tym, by zobaczyć z kim dokładnie, i czy któregoś z jego wiernych towarzyszy brakuje. W tym momencie liczył się dla mnie tylko on.

Nasze oczy w końcu się spotkały. Lekki zarost pokrywał jego twarz, ale to nie była jedyna zmiana, jaką zauważyłem. Zmienił się przez te trzy lata. Już był naprawdę dorosłym Tygrysem, który naprawdę wiele przeszedł i wiele widział. Biła od niego prawdziwa dostojność króla i wojownika.

Mój małżonek momentalnie zeskoczył z wierzchowca, oddając lejce jednemu ze strażników, po czym ruszył w moją stronę. Jego ciało nadal przyodziane było w strój wojownika, więc tym bardziej robił na mnie wrażenie, ale serce i tak krzyczało jedynie z radości po prostu na jego widok.

Kroki Tygrysa nie były zbyt spieszne, a ja sam ani drgnąłem, zasłaniając jedynie usta dłonią. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, które nieco się zaszkliły od łez szczęścia. Mój małżonek chyba nie dał rady zachować do końca spokojnej postawy, bo ostatnie metry pokonał szybciej, biorąc mnie w swoje ramiona. Jego szczelne objęcia uświadomiły mi, jak bardzo tego gestu mi brakowało. Bo to właśnie tutaj, będąc tak blisko niego, czułem się absolutnie bezpiecznie.

– Mój Minnie – powiedział cicho, a ja zapłakałem nieco głośniej.

– O Wielki Smoku... Żyjesz – wydusiłem z siebie, rozpłakując na dobre. Moje palce uczepiły się zbroi, której najchętniej bym się z niego pozbył, aby móc po prostu poczuć ciepło jego ciała. – Jeongguk, wróciłeś do mnie.

– Mówiłem, że wrócę. Nigdy bym was nie zostawił – przypomniał, puszczając mnie, aby móc położyć dłonie na moich policzkach.

Moje palce uczepiły się jego ramion, nie chcąc stracić z nim kontaktu ani na chwilę. Nasze usta w końcu się połączyły, ciesząc tym ponownym spotkaniem, i dopóki nie podeszły do nas dzieci, nie odrywałem się od niego. Dopiero pociągnięcie za szatę przypomniało mi, że mimo całej radości, powinniśmy zachowywać się bardziej przyzwoicie.

Oboje spojrzeliśmy na Miri, która patrzyła niepewnie na nas, a Mino chował się za nią, nie wiedząc chyba, jak ma się zachować.

– Mamo... czy to tata? – zapytała ostrożnie. Niania musiała jej to powiedzieć, wątpiłem, aby sama pamiętała Jeongguka.

Zaśmiałem się radośnie, nie kryjąc moich pozytywnych uczuć.

– Tak, kochanie. Tata wrócił.

Jeongguk chyba potrzebował także i z nimi się przywitać, co było zupełnie zrozumiałe, dlatego złożył na moich włosach jeszcze jeden pocałunek i potarł nosem mój policzek, po czym kucnął, aby być bliżej naszych potomków.

– Cześć, mój mały psotniku. Wyrosłaś. Razem z bratem – powiedział, uśmiechając się do nich przyjaźnie. – Tata wygląda teraz trochę inaczej, ale na pewno poznacie mnie po zapachu – zapewnił, rozkładając ręce, aby zachęcić dzieci do podejścia bliżej.

Jak zawsze ciekawa Miri, natychmiast skorzystała z okazji i znalazła się przy nim, aby móc poniuchać jego ręce.

– Znam ten zapach. To tata – potwierdziła sobie i bratu, zaraz mocno się do niego przytulając. Nawet jeśli go nie pamiętała, nasz zapach robił swoje.

Mino nie był jednak tak ufny jak siostra. Podszedł owszem i poniuchał Jeongguka, ale i tak schował się zaraz za moimi nogami, uczepiając mojej szaty.

Mój Tygrys nie miał mu tego za złe, tuląc do siebie naszą córkę, którą jedną dłonią głaskał po krótko ściętych włosach. Już jakiś czas temu zażądała pozbycia się ich, bo przeszkadzały jej w zabawie, a ja się zgodziłem, rozumiejąc jej alfią potrzebę.

– Byliście grzeczni? Nie sprawialiście mamie problemów? – zapytał Miri, która wesoło machała ogonem, ciesząc się z jego powrotu.

– Byliśmy grzeczni! – odpowiedziała z entuzjazmem, na co nie mogłem nie zareagować, kucając przy nich. Odjąłem delikatnie Mino, by nie czuł się źle w naszym małym gronie.

– Akurat. Chcesz opowiedzieć tacie, jak straciłaś pierwszy kieł? – zapytałem, na co mała wykrzyknęła głośne: „TAK", i od razu przeszła do chaotycznej opowieści o tym, jak podczas zabawy nie zauważyła wielkiego drzewa i wbiegła w nie z rozpędu.

Kiedy kończyła swoją opowieść, skupiając na sobie całą uwagę Jeongguka, który słuchał jej z uśmiechem i zainteresowaniem, poczułem, jak Mino porusza się niespokojnie i w końcu odsunął się ode mnie, kierując prosto do Jeongguka. Miri, widząc go, zamilkła i zrobiła mu miejsce, na co mały wtulił się w Tygrysa.

– Tata – powiedział cicho, pierwszy raz używając tego słowa, co mocno mnie rozczuliło.

Jeongguk natychmiast przytulił go do siebie, całując ostrożnie w głowę między małe różki, które już zaczęły się u niego pojawiać.

– Mój mały Baranek. Jesteś już taki duży. Niedługo oboje przerośniecie swoją mamę – stwierdził, jak dawniej żartując z mojego niskiego wzrostu, przez co uszczypnąłem go lekko w ucho za karę. Ale nawet tego mi brakowało. Gdy musiałem podskakiwać, by dać mu znać, że ma się w końcu schylić, czy wtedy, gdy uwieszałem się mu na szyi. To wszystko było tak dawno, ale teraz ten stracony czas bez niego się nie liczył. Wszystko nadrobimy i ponownie będziemy się cieszyć wspólnym życiem.

– Uważaj, bo i ciebie przegonią – ostrzegłem, przerzucając moje długie włosy na plecy. – Chodźmy do pałacu. Na pewno jesteś zmęczony.

– To tylko kilka tygodni podróży. Bywało gorzej. Chcecie na ręce do taty? – zaproponował natychmiast dzieciom, które wyciągnęły do niego chętnie ręce. Wziął więc oboje, a wtedy podnieśliśmy się razem, kierując już do pałacu.

– Przyda ci się kąpiel. Mnie zresztą też – powiedziałem swobodnie, sugerując mu tym samym, że pora, byśmy zostali sami.

– Więc pójdziemy wziąć kąpiel, a później wspólnie coś zjemy, hmm? – zaproponował, kiwając głową na zgodę.

Na szczęście dzieci szybko zajęły się sobą, wymyślając nową grę, a my mogliśmy (oczywiście po moim krótkim kazaniu, by uważali na siebie) wraz z moim Alfą udać się prosto do łaźni, gdzie wiedziałem, że powitamy się jak należy.



Jeongguk:

Te kilka lat dłużyło się nam tak bardzo, że czuliśmy jak gdyby minęło ich ponad dziesięć. Każdy tęsknił za swoją rodziną, przyjaciółmi, czy po prostu domem. Mieliśmy dosyć tych wszystkich podchodów i kombinowania Bawołów, którzy doskonale wiedzieli, że z nami, Tygrysami, i szkolonymi przeze mnie Baranami, nie mieli szans na froncie. Dlatego uciekali się do przeróżnych sztuczek, które wszystko przedłużały. Nie raz musiałem zmieniać naszą taktykę, opracowywać nowy plan, zmieniać pozycje naszych wojowników, czy też nasze szyki. Czasami dochodziłem do porozumienia z przedstawicielem Mina, który chyba nie miał na tyle odwagi, aby przyjść do mnie osobiście, zawsze to jego wysyłając. A dzięki temu zarządzaliśmy tydzień lub dwa tygodnie przerwy, na zebranie sił i ponowne starcie.

Walka na granicach ziem Tygrysów, umożliwiała nam łatwy dostęp do jedzenia i miejsca do spania. I choć z czasem przeniosła się bardziej na tereny Królików, była to już na tyle końcowa faza całego starcia, że nie potrzebowaliśmy długiego odpoczynku, zbyt zdeterminowani, aby to w końcu zakończyć i wrócić na nasze ziemie. Bo przez cały ten czas, żyłem tylko słowami, które tak często widywałem na papierze. Czułem wszystko, co opisywał mi w listach mój ukochany. Cały smutek, tęsknotę i żal – do samego siebie, o doprowadzenie do takiej sytuacji. Bo gdybym nigdy nie wchodził w żaden układ z Min Yoongim i Jung Hoseokiem, Bawół raczej by się na coś takiego nie porwał. Ale zapewne wtedy całe życie spędziłbym na froncie, w ogóle nie poznając Jimina, ucząc się o nim jedynie od mistrzów.

Starałem się odpisywać na listy ukochanego chociaż raz na kilka miesięcy, aby nie martwił się o mój stan zdrowia. Bo oprócz kilku zadrapań, głębszych ran, które szybko zostały zszyte, i naderwania jednego, tygrysiego ucha, nic mi nie było. Nie mogło mi nic być. Musiałem zakończyć tę wojnę i wrócić do mojej rodziny.

W końcu doszliśmy do momentu, w którym Yoongi nie miał innego wyjścia i musiał stoczyć ze mną pojedynek, gdy wszyscy jego strażnicy zostali unieruchomieni, a reszta wojowników nie miała już siły na dalszą walkę. Powiedziałem mu wtedy wszystko, co męczyło moją głowę przez te trzy lata, uświadamiając jak bardzo marnował swój czas, zajmując się sprawami, którymi zajmować nie powinien. Bo doprowadziły go one tylko do śmierci.

Nie miałem nawet czasu i sposobności odpisać na wszystkie listy Jimina, które dotarły do mnie po zakończonej wojnie. Moja ręka była lekko uszkodzona i potrzebowała odpoczynku, a wolałem nikomu nie zlecać odpisywania Jiminowi, aby nie wymyślał żadnych teorii, twierdząc, że poległem na froncie, ale moi towarzysze nie chcą go jeszcze tym martwić.

Nie wracaliśmy do domu w wyśmienitych humorach. Straciliśmy zbyt dużo hybryd, tęskniliśmy za swoimi bliskimi, a nasze ciała pokrywało zbyt wiele ran i blizn. To nie była nasza wojna, nie chcieliśmy jej i poniekąd nie musieliśmy brać w niej udziału. Ale nawet gdyby reszta wojowników się na to nie zgodziła, sam bym tam wyruszył, muszą to zakończyć i zapewnić spokój Jiminowi, naszym dzieciom i kiedyś również naszym wnuków.

Dotarcie do naszego pałacu i ujrzenie mojego małżonka po tylu latach, wywołało we mnie tak wiele uczuć, że z początku nie potrafiłem sobie z nimi poradzić. Miałem ochotę go tylko tulić i całować, a potem kochać długimi godzinami, pragnąc czuć go przy sobie jak najbliżej. Zwłaszcza zauważając co też pojawiło się na jego głowie. Bo te blond loczki, które kiedyś były krótkie, teraz zasłaniały mu całe plecy, sprawiając, że pragnąłem już zanurzyć w nich dłoń i oglądać jak przy każdym ruchu przemieszczają się po jego ramionach. Mój małżonek był stworzony do takich włosów i naprawdę nie mogłem się nacieszyć faktem, że mnie posłuchał.

Ujrzenie naszych dzieci po tak długim czasie, również było niezwykle ważnym wydarzeniem. Miri, która wyrosła już na dużego Tygryska, na szczęście była całkowicie zdrowa, razem z naszym Mino, który tak jak przypuszczałem, nie wpadł mi od razu w ramiona, obawiając się trochę nowej twarzy i takiej postury. Ale na szczęście mój zapach szybko mu przypomniał z kim tak naprawdę ma do czynienia. I nie musiałem się już obawiać jego niechęci do mojej osoby, na pewno zapewniając mu też w ten sposób choć trochę bezpieczeństwa, które towarzyszyło każdej małej hybrydzie przy jej ojcu. A przecież tak długo mnie przy nich nie było. I teraz będę musiał jakoś nadrobić ten stracony czas.

Kiedy nasze dzieci zajęły się już zabawą, mogłem w końcu zaprowadzić Jimina do jego łaźni. Służba kończyła przygotowywanie nam kąpieli, jednak nie krępowaliśmy się już przy nich, nie chcąc też czekać i dalej hamować okazywanie sobie jakichkolwiek czułości.

Nie dałem okazji Jiminowi do odwrócenia się w moją stronę. Wolałem przytulić go od tyłu, zanurzając nos w jego długich włosach, które pachniały nie tylko jagodami, ale i lekko lasem. Chyba ratował się jakimiś naturalnymi zapachami, aby mogły mu imitować moją woń, uspokajając jego instynkt. Zresztą, ja również to robiłem, zwłaszcza podczas rui szukając w lesie miejsce, w którym znajdowało się jak najwięcej leśnych owoców. Ale teraz nie musiałem się już o to martwić. On również nie musiał, bo moje dłonie już zaczęły dotykać jego skóry, wsuwając się nieco pod jego szatę.

– Zapuściłeś. Wyglądasz przepięknie – skomplementowałem go, nadal błądząc nosem w jego blond pasmach. Musiałem się przy tym znacznie pochylić, ale nawet taka pozycja w ogóle mi nie przeszkadzała. Zwłaszcza teraz, gdy w końcu czułem jak rozpala się we mnie tak długo tłumiony ogień.

– Umocniłem moją pozycję najpiękniejszej Omegi – stwierdził, odwracając się do mnie z uśmiechem, po którym szybko się we mnie wtulił, najwyraźniej pragnąc schować w moich ramionach. – Ale mój Alfa jeszcze bardziej wyprzystojniał. Tak bardzo za tobą tęskniłem.

– Ja za tobą też, moja mała paskudo – przyznałem, docierając nosem do jego szyi, aby zacząć ją pocierać, znacząc swoim zapachem. – Za każdym razem, gdy wydawało się, że Bawoły, przez swoje sztuczki i kombinowanie, mogą wygrać, myślałem tylko o tym, że muszę do was wrócić. Za wszelką cenę – zdradziłem mu, ani razu nie wspominając o tym w swoich listach, aby niczym go nie martwić. Domyślałem się, że i tak ma swoich informatorów, bo takie starcie śledziło każde królestwo, ale wcześniej nie chciałem, aby słyszał to ode mnie. Bo już i tak wystarczająco się martwił.

– I wróciłeś. Dziękuję. – Mój ukochany jeszcze przez chwilę się do mnie tulił. Dopóki jego dłonie nie stwierdziły, że to czas na zbadanie mojego ciała. Bo zaraz poczułem jak pozbywają się wszelkich zabezpieczeń, trzymających materiał w kupie, aby dostać się do mojego ciała. I wiedziałem, że nie robi tego przez pożądanie lub chęć bliskości, a po prostu bawi się w mojego prywatnego medyka.

Jego palce i oczy doskonale poznały już wszystkie stare blizny, dlatego widząc nowe, towarzyszące nadal gojącym się ranom, Jimin zmarszczył brwi, na pewno niezadowolony z tak wielu dodatkowych uszkodzeń. Ale żadna z nich nie była poważna. I to liczyło się najbardziej.

W końcu złapałem tę jego badającą mnie dłoń, dołączając do tego tę drugą, która jedynie spoczywała gdzieś na moim ramieniu. I obie ucałowałem, kilkakrotnie, przypatrując się przy tym jego ślicznym oczom, o których przez te trzy lata mogłem tylko śnić.

Są piękniejsze z tak bliska.

– Wejdźmy do wody – zaproponowałem, puszczając już jego dłonie, aby sięgnąć powoli do jego szaty i zacząć się pozbywać wszystkich warstw, które zdążyły założyć na niego jego służki.

Jedna po drugiej opadały na posadzkę, aż w końcu odsłoniłem całkowicie jego ciało, podziwiając je przez chwilę.

Najpiękniejszy.

Jimin nie potrafił tak długo ustać, a jego ręce wręcz zszarpały ze mnie moje szaty. Bo niełatwo je było ściągnąć. Moja służba zdążyła pozbyć się mojej zbroi w trakcie kierowania do łaźni, ale resztę pozostawiłem właśnie mojemu ukochanemu.

Moja uparta Owca szybko się jednak z nimi uporała, łapiąc zaraz za rękę i ciągnąc do wody, abyśmy dopiero tam powrócili do obdarowywania się swoim dotykiem.

– Dlaczego nie napisałeś, że wracasz? Tak bardzo się martwiłem – wyznał, gdy po krótkiej chwili przyglądania się mojej twarzy, wtulił się w mój tors. Pozwoliłem mu pobyć w takiej pozycji tak długo jak tego potrzebował, bo doskonale rozumiałem, że każda Omega chciała się od czasu do czasu poczuć bezpieczna w ramionach swojego Alfy. A przecież ja nie mogłem mu tego zapewnić przez prawie trzy lata.

– Nie było nawet takiej opcji, że nie wrócę. Myślałem, że o tym wiesz? – odpowiedziałem, nie udzielając mu jednak odpowiedzi na jego pytanie, bo nie chciałem go martwić tą kolejną, niewielką kontuzją, która i tak została już wyleczona.

Moja dłoń zaczęła bawić się jego włosami, a usta składały na jego głowie delikatne pocałunki.

– Biorąc pod uwagę, ile już pecha nas spotkało, bałem się, że tym razem będzie jeszcze gorzej – podzielił się ze mną swoimi obawami, podnosząc się w końcu z mojego torsu, aby położyć dłonie na moich policzkach i znów spojrzeć w moje oczy. – Kocham cię, wiesz?

– Na szczęście tylko moje serce trochę ucierpiało, tęskniąc za tobą przez te trzy lata – zauważyłem, początkowo komentując tylko pierwszą część słów, które do mnie skierował, ale zaraz oczywiście dodałem: – Też cię kocham, moja mała, piękna Owco.

Jeszcze tylko przez chwilę byłem w stanie wpatrywać się w jego oczy, bo ta mała, niesforna dłoń, która spoczywała do tej pory na moim policzku, przeniosła się znacznie niżej, lądując na moim kroczu.

– Za tym też tęskniłeś? – usłyszałem, kiedy ta delikatna ręka już zaczęła mnie masować, naprawdę łatwo pobudzając. Brakowało mi takiego dotyku, oczywiście właśnie mojego Omegi, którego miałem ochotę położyć w tej wodzie i od razu w niego wejść.

Starałem się jednak pozostać spokojny, wpatrując się w niego intensywnie i ignorując na razie pożądanie jakie zaczęło przejmować kontrolę nad moim ciałem i umysłem. Bo w końcu miałem go przy sobie. I dla siebie. Tylko dla siebie. Mój Alfa tęsknił za jego Omegą tak bardzo, że nawet gdy w czasie wojny natrafiłem na jakąś, jej zapach nigdy nie był dla mnie atrakcyjny, a ciało w ogóle mnie nie pociągało. I wystarczyło, że ściągnąłem z Jimina te wszystkie warstwy jego ubrań, aby ciężko mi było utrzymać dłonie przy sobie.

– Cholernie – przyznałem, odpowiadając mu w końcu na zadane pytanie, gdy moje ręce już zsuwały się z jego pleców, po tych długich i miękkich włosach, aby wylądować na pośladkach, ściskając je lekko. Na tym jednak nie miały zamiaru poprzestać, bo zaraz je lekko rozchyliły, a jeden z palców zaczął masować jego wejście. – A moja Omega? Często się dotykała, myśląc o mnie?

– Bardzo. Zwłaszcza w twoim łóżku – odpowiedział, o dziwo nie wypierając się tego. Na pewno obaj sprawialiśmy sobie przyjemność nie tylko w czasie rui. I domyślałem się, że Jimin znacznie częściej to robił, mając moją komnatę całą dla siebie. A te słowa, wraz z pocieraniem jego nosa o moją szyję, i cichym beczeniem, gdy mój palec wsunął się w niego, zaczynając ocierając o jego miękkie i mokre ścianki, wystarczyły. – Mój Alfa – wyszeptał, starając się nie zaprzestawać ruchów na moim penisie. I choć miałem już ochotę przerwać te gierki i po prostu w niego wejść, chciałem go jeszcze trochę podpytać o to jego spędzanie samotnie nocy.

– W moim łóżku? Byłeś wystarczająco cicho, aby żaden strażnik nie usłyszał, jak jęczysz moje imię? – pytałem, prosto w jego ucho, a do mojego jednego palca, dołączyły już dwa, które na pewno sprawiały mu jeszcze więcej przyjemności. A jego głośniejsze beczenie w moją szyję, tylko mi to potwierdziło.

– Nie wiem. W pustej komnacie niesie się echo.

– Powinienem ich o to zapytać? Może nawet teraz? – Wycofałem nagle z niego te palce, chcąc się z nim podroczyć, choć sam nie miałem oczywiście zamiaru się stąd ruszać.

– Wracaj! – Jimin natychmiast złapał moją rękę, brzmiąc na nieco zrozpaczonego. Ale doskonale go rozumiałem, nie mogąc przy tym niestety powstrzymać krótkiego śmiechu, bo było to naprawdę urocze, ale i podniecające.

Postanowiłem jednak na tym poprzestać, złączając już nasze usta, powracając jeszcze na chwilę między jego pośladki, choć już planowałem zamienić te palce na swojego penisa.

– Nie wypuszczę cię stąd przez długie godziny, moja Omego – oznajmiłem mu, przygryzając jedną z jego warg, czując przy tym, jak mój ukochany zaczyna ze mną współpracować, unosząc się i opadając na moje palce.

– Na to liczę, mój Alfo – wydyszał, a ja zaraz ponownie złączyłem nasze usta, w kolejnym, namiętnym pocałunku. Pocałunku, którego kiedyś tak bardzo nie chciałem mu podarować, obawiając się, że nie zrealizuję przez to swojego planu. Że do końca życia będę niespełnionym Alfą, który pragnął dostać się tylko do władzy, bo nie zależało mu na niczym innym. A to właśnie ten jeden pocałunek. Te oczy, te usta, ten mądry umysł, małej Owcy, zdołał mnie nauczyć innych wartości, których tak naprawdę potrzebowałem. Potrzebowałem jego. Tej małej, blondwłosej hybrydy, która tak wiele lat temu przywitała mnie pod ołtarzem na naszych ziemiach, zachwycając swoją urodą. Jeszcze wtedy nie wiązałem z nim żadnej przyszłości, nie planowałem naszego pierwszego pocałunku, naszej pierwszej, wspólnej nocy, pierwszej głębokiej rozmowy, poznawania się, pierwszego dziecka, wspólnego rządzenia i współpracy na tronie. Ale tak wiele bym przez to stracił. Tak wiele by mi w życiu brakowało. I wiedziałem, że bez niego. Bez Miri, bez Mino, wszystkich naszych poddanych i całej służby, nie byłbym tym samym Tygrysem, którym jestem teraz. Bo nic i nikt nie byłby w stanie zapewnić mi tyle szczęścia, które będziemy mogli razem dzielić jeszcze przez wiele, wiele lat.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top