7 - Ignition

Bilety kupione? Paryż/Londyn? :D Może ktoś ma vipka? :D

[5400 słów]

~~~~~~~~~~~~




Jimin:

Spędzanie czasu z Jeonggukiem, stało się dla mnie naturalną częścią dnia. Z każdym kolejnym, coraz bardziej cieszyłem się na jego widok, a co za tym szło... Zacząłem się starać bardziej o siebie dbać. Zresztą, na pewno wychodziło to również na korzyść naszego maleństwa, które choć nie rosło za duże, coraz lepiej było widoczne przez moje szaty. Prosiłem więc służki, aby pomogły mi upiększyć moją twarz oraz zakładałem nowe, nieco większe szaty, ciesząc się z ich pięknego podkreślania moich kształtów. Wszyscy na dworze wiedzieli o moim stanie i widziałem uśmiechy Omeg, gdy zerkały na mój brzuszek, ciesząc się tym stanem razem ze mną. Już nie mogłem się doczekać, by moje maleństwo biegało razem z innymi po pałacowych ogrodach, uczyło się sztuki haftu, czy spełniało swoje inne pasje. Choć najpierw czekał mnie z nim cudowny czas, kiedy to będę mógł nosić je na rękach, śpiewając kołysanki, opowiadając różne podania naszego królestwa, czy też miłe dla ucha bajki.

Całe moje pozytywne nastawienie tylko bardziej budowało moją pewność siebie, zwłaszcza przy moim małżonku. Co pozwoliło mi na spędzanie z nim całkiem miłych wieczorów, kiedy razem zajmowaliśmy się w Sali Tronowej odpowiadaniem na pisma. A później najczęściej kładliśmy się spać w mojej lub jego komnacie, gdzie już zupełnie swobodnie, nie tylko przytulałem się do jego ręki, ale nawet pozwalałem sobie na nieco bliższy kontakt, lądując w jego ramionach. Problemem pozostawały jedynie moje uczucia. Czułem wewnętrzne rozdarcie, rozważając w chwilach samotnego spędzania czasu nad haftami, jakimi uczuciami darzę teraz zarówno Jeongguka, jak i mojego strażnika, który miał być moim Alfą. Taehyung nadal był moim strażnikiem i tak jak zawsze spędzał ze mną dużo czasu, pilnując mojego bezpieczeństwa. Jednak nasze relacje mocno się zmieniły – Baran nie zachowywał się już jak mój przyjaciel, tym bardziej nie jak ukochany, lecz po prostu jeden z wielu wojowników, którzy o mnie dbają. Ja sam bałem się robić jakikolwiek ruch w jego stronę, aby nie sprawić mu przykrości, choć czasem, pomimo wyraźnego odtrącania przez mój nos jego zapachu, miałem ochotę po prostu się do niego przytulić, zamknąć oczy i udawać, że nasze życie wygląda dokładnie tak, jak jeszcze rok temu, kiedy to szykowałem się do ślubu z nim. Ale to była już przeszłość. Spodziewałem się dzieciątka, którego ojcem jest mój tygrysi Alfa. Z początku przekleństwo, które zrujnowało moje szczęście, teraz... Tygrys był dla mnie bardzo ważny.

Nie wiedziałem, czy uczucia, które pojawiły się w moim sercu, były miłością. Może bardziej... przywiązaniem? Radością? Albo zwykłą chęcią, aby czuć się bezpiecznie... Cokolwiek to jednak nie było, sprawiło, iż pragnąłem spędzać z nim jak najwięcej czasu już nie tylko przez wzgląd na dobro dziecka. W końcu czułem się naprawdę dobrze przy moim Alfie, a tego naprawdę potrzebowałem. Jednak... Co on czuł? Odpowiedź na to pytanie była dla mnie prawdziwą zagadką. Nie potrafiłem określić, jak Tygrys czuje się w moim towarzystwie i czy zwraca na mnie większą uwagę. Na pewno nasze stosunki były teraz bardziej przyjazne, jednak... czy to się nie zmieni, kiedy pojawi się nasz maluszek? Czy jego chęć spędzania ze mną czasu nie zniknie, kiedy będzie mógł po prostu wziąć naszego szkraba na ręce i to z nim spędzić czas? Poza tym nadal niewyjaśnioną dla mnie kwestią było jeszcze to, co on tu robi...

Także tego wieczoru siedzieliśmy z Jeonggukiem w Sali Tronowej, odpisując na kolejne pisma, jednak moje serce ciągle rozważało to, co tak naprawdę skłoniło Tygrysa do przybycia do naszego królestwa. Zbadałem już nieco historii Królestwa Tygrysów i wiedziałem, że perspektywy Alfy do tronu nie były obiecujące, choć gdyby jego bratu coś się stało, a nie miałby potomka, to właśnie Jeongguk zostałby tam władcą. Choć oczywiście nie życzę krzywdy przyszłemu królowi tamtego regionu, to jednak wydaje mi się mało prawdopodobne, aby kolejność do tronu skłoniła mojego małżonka do przyjazdu tutaj. Więc... Co?

Odłożyłem ostatnie pismo i spojrzałem na Jeongguka, który również kończył odpowiadać na prośbę od ludu. Ostatnio nawet owcze listy szły mu całkiem dobrze w odczytywaniu, z czego się szczerze cieszyłem. Starał się być dobrym władcą, co było dla mnie naprawdę ważne.

Widziałem, że jego oczy zaczynają się już kleić, ale dzisiaj wyjątkowo męczyły mnie moje myśli, dlatego mimo wszystko postanowiłem go nieco wypytać. A nuż przez swoje zmęczenie udzieli mi odpowiedzi?

– Jeongguk, możemy jeszcze chwilę porozmawiać? – zapytałem, kiedy odłożył pędzelek na miejsce.

Nasz doradca ukłonił się nam, jak zawsze na niewiele się przydając i opuścił salę, zostawiając nas jedynie w asyście czterech strażników.

– Hmm?

Ostrożnie pokonałem niewielki, ale jednak dzielący nas dystans i ostrożnie wziąłem jego dłoń w moje obie.

Łagodnie i bez oskarżeń, Jiminnie. To naprawdę delikatna rozmowa.

– Trochę o tym wszystkim myślałem. W sensie... o nas – przyznałem cicho, starając się poprowadzić moją wypowiedź jak najdelikatniej. – Bardzo się cieszę, że pomagasz mi w królestwie, pełnisz przykładnie swoje obowiązki drugiego władcy i... mojego Alfy. Medyk mi powiedział, że wszystko powinno być w porządku, choć jeszcze nie czuję, by się ruszało. Ale to pewnie dlatego, że jest Owieczką, a one nie są zbyt aktywne – zacząłem, przywołując do rozmowy temat naszego dzidziusia, który na pewno pozytywnie na niego wpłynie.

– Zebrało ci się na wieczorne wyznania? – zapytał, nieco rozbawiony i zaraz zerknął w stronę naszych dłoni. – Który to miesiąc? – dodał, jak zawsze będąc niezorientowany w tym temacie. Zauważyłem to już jakiś czas temu i wydawało mi się to dość urocze.

– Jeszcze niecałe dwa miesiące – odpowiedziałem z uśmiechem, na moment przenosząc jedną dłoń na mój brzuszek. Zaraz jednak nieco zmieniłem wyraz twarzy, dostosowując go do mojego niepokoju. – Ale jest coś innego, co mnie martwi. A dokładniej ktoś... Ty.

Jeongguk cofnął swoją dłoń, jednak nie odsunął się ode mnie po usłyszeniu tych słów. Wręcz przeciwnie, położył je na moim brzuszku, sprawiając mi tym dużo przyjemności, bo jego dotyk był dla mnie naprawdę kojący. Jego spojrzenie również nie uciekło, śledząc uważnie moją twarz.

– Czym cię martwię? – zapytał, marszcząc brwi.

Powolutku, Jiminnie.

– Jeongguk... Minęło już sporo czasu, odkąd tutaj jesteś. A moi strażnicy ciągle informują mnie, że tygrysi wojownicy nie wykazują chęci współpracy z Baranami – zacząłem, poruszając jeszcze jedną, moim zdaniem istotną kwestię w tym zakresie. – Tygrysie Omegi wręcz warczą na pozostałą służbę, a... ja nadal nie wiem, co wy tu tak naprawdę robicie...

Przesadziłem. Alfa natychmiast cofnął swoje ręce i choć pozornie niewiele się zmieniło, wyczułem jego zapach i nagłą ciężką atmosferę w pomieszczeniu.

– Moje Tygrysy, tak samo jak ja, nie przepadają za twoim gatunkiem. Poza tym wszyscy przybyli tu za mną, dlatego nie wiem, czemu pytasz o wszystkie Tygrysy – stwierdził, odwracając się ode mnie, aby patrzeć na ogromną, ale nadal pustą salę.

– Po prostu się martwię. O wszystko tak naprawdę. A teraz tym bardziej, skoro mówisz, że nie przepadacie za nami – powiedziałem ciszej, samemu obejmując mój brzuszek. Bo jeśli zgodnie z moimi podejrzeniami rozwijała się we mnie Owieczka, co zresztą Jeongguk niedawno potwierdził przez mój zapach, to czy on w ogóle... będzie je kochał?

– Już o tym kiedyś rozmawialiśmy i myślałem, że zrozumiałeś. Poruszasz ten temat, żeby mnie zdenerwować? – zapytał, a widząc, że przenosi na mnie swoje spojrzenie, zadrżałem. Jego oczy były czarne, co u Tygrysów oznaczało przejście w stan bojowy, który stanowczo był niebezpieczny. Dlatego wystraszony, nieco się skuliłem, przyjmując typowo obronną postawę, chroniąc tym samym nasze maleństwo.

– Nie! Przepraszam – powiedziałem szybko, czując łzy w oczach. – Ale twoje wymigiwanie się od odpowiedzi wcale nie pomaga.

Mogłem tego nie dodawać, gdyż Jeongguk natychmiast zareagował cichym warczeniem, które tylko bardziej mnie zaniepokoiło.

– Może jestem tu dla zemsty? Za któregoś z moich Tygrysów, którego twój przodek zabił? – zapytał nagle, co było wręcz absurdalne. W żadnej księdze historycznej nie było wzmianki o tym, aby owczy władcy zabił jakiegokolwiek Tygrysa, zwłaszcza, że od Wielkiej Przeprawy nie braliśmy udziału w żadnych większych konfliktach. A już na pewno nie z nimi! Jednak Jeongguk zbliżył się do mnie, wciąż patrząc na mnie tymi przerażającymi oczami. – I przybyłem, żeby cię... zabić? – wyszeptał, a coś w jego postawie mówiło mi wprost: UCIEKAJ!

Natychmiast się odsunąłem, szczelnie osłaniając brzuch, co zaraz nieco mnie otrzeźwiło.

Przecież noszę jego dziecko. Nie zrobi nam krzywdy. Poza tym... zdenerwowałem go i na pewno tylko chce mnie wystraszyć.

– Nie zrobisz nam krzywdy. Nie jesteś złą hybrydą – powiedziałem, siląc się na spokój.

– Nie jestem? Nie pamiętasz już naszego pierwszego spotkania? – zapytał, na co uciekłem wzrokiem. Oczywiście, że pamiętałem. Noc poślubna była wspomnieniem, które starałem się wyprzeć z pamięci, nie chcąc, aby wspomnienia tamtego bólu dręczyły mnie po raz kolejny.

– Nie jesteś zły. Po prostu... jesteś Tygrysem – odparłem. – Taki masz charakter. Ale nie wierzę, że z takiego powodu mógłbyś tu przybyć.

– Aby cię zabić?

Kiwnąłem ostrożnie głową.

– To myślisz, że dlaczego tu przybyłem? – zapytał, mając już nieco lżejszy ton, jednak to mi nie wystarczyło, aby poczuć się bezpieczniej.

– Nie mam pojęcia. Dlatego zapytałem.

– Podałem ci już tyle powodów, a ty w żaden nie wierzysz.

Widząc, że nasza dyskusja do niczego nie prowadzi, wziąłem głębszy oddech i podniosłem się z miejsca.

– Z tobą po prostu nie da się porozmawiać – zauważyłem, nieco gorzko.

– A z tobą żyć, paskudo – warknął, również wstając z miejsca i natychmiast skierował się do wyjścia.

– Cały ty! – krzyknąłem za nim, kiedy drzwi od Sali się zamykały.

Dzisiejszej nocy na pewno nie mogłem liczyć na wspólne spanie, dlatego z żalem skierowałem się do własnej komnaty, po drodze cicho narzekając do maluszka, jaki jego tata jest niedobry. Ale to były tylko narzekania. Jakikolwiek był powód Jeongguka, chciałem wierzyć, że po prostu był nieszczęśliwy i tego szczęścia szukał. A ja chciałem, by odnalazł je właśnie przy nas – mnie i naszym dzieciaczku.



Jeongguk:

Jimin nie potrafił cieszyć się tym, co ma. Ciągle wracał do tego, co było, a to zaczynało mnie już denerwować. Jednak jeżeli tak bardzo zależało mu na poznaniu powodu mojego przybycia tutaj, postanowiłem zdradzić mu choć niewielką część prawdy. I nawet kiedy to zrobiłem, on nadal obstawał przy swoim. A jego gadanie, że „nie jestem złą hybrydą", że „to po prostu moja tygrysia natura", było tak absurdalne, że mogłem się jedynie z tego śmiać. Bo co mi w tej chwili pozostało? Spodziewałem się jak to się skończy, jeżeli będę utrzymywał z nim bliższe relacje. I wpadłem w tę pułapkę, właśnie przez nasze dziecko.

Jimin nadal nie był mi tak bliski jak niektóre hybrydy, nie znając całej prawdy i nie mogąc jej poznać. Ale jego urok sprawiał, że nie potrafiłem dłużej ignorować tego, co czułem. W końcu był piękny. Był naprawdę piękny. Całe Królestwo Owiec zdawało sobie z tego sprawę, nawet moje Tygrysy tak uważały, czasami starając się dyskretnie, między sobą, skomentować urodę Jimina, kiedy myśleli, że tego nie słyszę. A w takich momentach, jako Alfa, warczałem na nich wewnętrze, mając ochotę ukryć Jimina przed wszystkimi. Bo tak jak wcześniej nawet nie zwracałem na to uwagi, tak teraz, zwłaszcza widząc jego uwydatniony brzuch, miałem ochotę ciągle podkreślać do kogo należy, upewniając się, że pachnie tylko mną.

To wszystko było na tyle frustrujące, abym każdy kolejny trening coraz bardziej sobie utrudniał. Taki wycieńczający wysiłek, wymagający ode mnie pełnego skupienia, skutecznie odciągał moje myśli od Jimina i tego, jak zacząłem go postrzegać. Bo wszystko, co sobie obiecywałem te kilka miesięcy temu, stojąc w Sali Tronowej i czekając na Omegę, którą miałem poślubić, chyba przestawało się liczyć. A mój plan? Sam nie wiedziałem, czy jeszcze miał jakieś znaczenie. Nie chciałem już jego śmierci. Nie chciałem, aby tak nagle zniknął z mojego życia, zostawiając mnie z cząstką siebie, której nie potrafiłbym nigdy skrzywdzić. To nie miało sensu i w ogóle do mnie nie pasowało, ale... przyglądając się tym smutnym oczom lub patrząc jak jego ciało kuli się pod wpływem mojego podniesionego głosu, uświadamiałem sobie, że nie takie reakcje chcę u niego wywoływać. Nie chciałem wykorzystywać jego delikatności, ufności i troski. I nigdy nie chciałem odebrać sobie możliwość oglądania tej uroczej buźki. Nie miałem przez to pojęcia, co mam teraz robić, woląc się po prostu skupić na treningach i moich obowiązkach.

Kolejny nietypowy pomysł, na który wpadłem dla moich Alf, przywołał sporo tygrysich Omeg, które w niewielkiej grupce stały niedaleko placu treningowego, przyglądając się naszym poczynaniom. W tej części placu byliśmy całkowicie sami, bo dzisiaj zamiast mieczy, trzymaliśmy w dłoniach łuki i strzały. Oczywiście zwykłe strzelanie do tarczy, byłoby bezsensowne i nudne. Dlatego zarówno dla uciechy Tygrysic, jak i wyćwiczenia moich wojowników, postanowiłem chodzić między tarczami, starając się unikać strzał. Dość szybko zaczęły temu towarzyszyć zmartwione, ale i podekscytowane głosy w naszym tygrysim języku, które nieco mnie bawiły, ale i cieszyły. Bo słysząc komplementy w stylu: „Nasz król jest taki przystojny", „wygląda tak seksownie", „jest taki odważny", „chciałabym zobaczyć jak we mnie trafia swoją strzałą", musiałem mocno powstrzymywać uśmiech, starając się nie rozproszyć. Były wśród nich także te zmartwione głosy, które obawiały się, że któraś ze strzał mnie zrani. Choć, aby im udowodnić, że nigdy do tego nie dojdzie, specjalnie zacząłem wychodzić przed tarcze, by w ostatniej chwili, tuż przy docieraniu strzały do mojego ciała, wyciągnąć kij i ją zatrzymać.

Przerażonych odgłosów nie było końca. A uśmiech, który chciał się wkraść na moje usta, w końcu ze mną wygrał, dokładając do tego kolejne komplementy. I może starałbym się dalej kontynuować nasz trening, skupiając znowu w pełni na ćwiczeniu, gdybym po kilku precyzyjnych machnięciach kijem, nie usłyszał dobrze mi znanego odgłosu, który nieco mnie zaskoczył. A gdy moje oczy przeniosły się na grupkę równie zszokowanych Tygrysic, które natychmiast zaczęły się komuś usuwać, mogłem dopasować to beczenie do tego lekko zdenerwowanego wyrazu twarzy mojego małżonka.

Aż ciebie tu przyniosło? Nie do wiary.

Lekko usatysfakcjonowany, ale i trochę rozproszony, jak najszybciej odbiłem strzałę, która prawie we mnie przez to trafiła. Xiao, przed którego tarczą stałem, już chciał mnie za to przepraszać, ale pokręciłem tylko głową, pokazując mu w ten sposób, że nic się nie stało. To i tak byłoby dla mnie zaledwie draśnięcie po tym, jakie rany potrafili mi zadać wrogowie na froncie.

Nie mogłem zignorować przybycia mojej paskudy. Nie kiedy wyglądał tak uroczo, złoszcząc się nie wiadomo o co.

– Ćwiczcie. Zaraz wrócę – rozkazałem im tylko, ruszając razem z moim kijem w stronę blondyna. A mijając Tygrysice, nie mogłem się powstrzymać, aby odkłonić się wszystkim, posyłając im kolejny uśmiech, który wywołał szepty i lekkie zamieszanie.

Oczywiście tygrysie Omegi nie były głupie. Dobrze wiedziały i na pewno czuły po zapachu Jimina, że powinny stąd uciekać, bo inaczej mogą oberwać. Dlatego po szybkim zerknięciu w stronę mojego małżonka i jego świty, stojącej nieopodal, skierowały się z powrotem do pałacu, a ja kontynuowałem zmierzanie do Jimina.

Dostanę po ogonie? Przyzna się, że jest zazdrosny?

W sumie nawet nie wiedziałem po co tu przyszedł. Zobaczyć mnie? Rozmawiać o czymś? A może też komplementować? To by było ciekawe.

– Wystawianie się na niebezpieczeństwo to aż tak dobra zabawa? – zapytał na wstępnie, wyraźnie naburmuszony, bo jego usta zaraz uformowały cienką linię, a policzki lekko się uwydatniły pod wpływem tego działania. I aż miałem ochotę złapać za jeden z nich, testując jak bardzo są miękkie.

– To dobry trening. Dla mnie i dla moich Tygrysów. Przyszedłeś pooglądać? – odpowiedziałem na to, broniąc się i poniekąd ukrywając fakt, że ten trening to też małe przedstawienie na pokaz. Lubiłem prezentować się w ten sposób przed Omegami, pokazując jak silnym, zwinnym i szybkim Alfą jestem, będąc idealnym materiałem na małżonka, nawet jeżeli miałem już swojego partnera. Oczywiście nie miało to na celu znalezienia mi Omegi, więc nie miałem nic na sumieniu.

– Może... – przyznał, sprawiając tym jednym słowem, że uśmiechnąłem się jeszcze szczerzej niż do tej pory. – Ale chyba miałeś wystarczającą widownię – burknął, a moje oczy dopiero teraz zauważyły, że te dwie białe paskudy na jego włosach, całkowicie opadły, sprawiając w ten sposób, że miałem ochotę zacząć je lizać.

Nie potrafiłem przestać sobie z tego żartować, nawet jeżeli tylko wszystko pogarszałem. Ale... jeżeli aż tak go to uraziło, to by oznaczało, że mu zależy? Albo nie chce po prostu, abym pokazywał naszej służbie, że nie jesteśmy ze sobą na tyle blisko, abym unikał takiej uwagi ze strony innych Omeg? To było dla mnie zagadką...

– Mam na sobie szatę, więc przyszło ich tylko kilka. – Zaśmiałem się, oczywiście żartując, bo zazwyczaj i tak miałem taką samą liczbę hybryd na widowni. Niezależnie od tego, czy odsłaniałem cały swój tors, czy tak jak dzisiaj – miałem na sobie ubranie.

Jimin miał jednak trochę inne zdanie na ten temat, nie zmieniając swojej postawy.

– Ale one nie! Chodzą prawie nagie.

Oh... tu cię boli.

Z całej siły starałem się powstrzymać kolejny uśmiech, próbujący wkraść się na moje usta. A moje oczy przyglądały się tym rozluźnionym już nieco ustom, które znów były tak pełne i tak cudownie różowe, aby kusić mnie swoim wyglądem. Szydziły właśnie ze mnie, śmiejąc się, że nigdy nie miałem okazji ich posmakować i nawet nie próbowałem tego zrobić. A dlaczego? Przecież to nie miało żadnego sensu.

– Chodzą... odpowiednio ubrane – stwierdziłem, nie odrywając wzroku od tych warg. I choć mogło się wydawać, że po takich słowach, moje myśli uciekły do tych poodsłanianych ciał tygrysich Omeg, pozostały one tutaj, wykorzystując jedynie ten fakt do podokuczania Jiminowi. – Przyszedłeś mi dać wykład na ten temat? – dodałem, w końcu przenosząc spojrzenie na jego oczy, które patrzyły na mnie zranione.

– Nie. Przyszedłem... Teraz już nieważne – oznajmił, a dzięki podmuchowi wiatru mogłem poczuć jak jego zapach zmienił się po wymianie tych kilku zdań. Nie był już tak słodki i kuszący jak zawsze. Wyczuwałem tę niepewność i zranienie, które zapewne nakłoniły go do tego, aby zaczął mi stąd uciekać.

Nie miałem jednak zamiaru pozwolić mu stąd odejść. Za bardzo cieszyłem się jego widokiem, dlatego jego dłoń zaraz została złapana przez moją, zatrzymując go.

Chłopak nie przeniósł już na mnie wzroku, jednak pozostał w miejscu, wpatrując się gdzieś w ziemię. Nie wiedziałem za bardzo co powiedzieć lub co teraz zrobić. Przez chwilę cieszyłem się po prostu miękkością i ciepłem jego dłoni.

Zostałeś stworzony do kochania cię, huh?

To głupie pytanie, które zadałem sam sobie w myślach, idealnie podkreślało wszystko, czego tak bardzo starałem się unikać i na czym starałem się nie skupiać. Jego piękno, jego życzliwość, jego wyrozumiałość, jego łagodność, jego lojalność, jego potrzeba bliskości i miłości...

– Czemu jesteś zazdrosny? – zapytałem, już się nie śmiejąc pod nosem, a będąc całkowicie poważny, bo przecież nie znałem odpowiedzi na poprzednie dręczące mnie pytania.

– Nie jestem zazdrosny. Gdybym był zazdrosny, to by znaczyło, że cię bardzo lubię. Ale cię nie lubię i ty mnie nie lubisz, więc nie mogę być zazdrosny. Nawet jeśli one są piękne, a ja jestem paskudą, to nie jestem zazdrosny – zaczął pleść, całkowicie od rzeczy. I pod wpływem chwili i tych głupich ust, układających się tak kuszącą i uroczo, przybliżyłem się do niego, pochylając i łącząc nasze wargi na zaledwie kilka sekund.

Jednak te kilka sekund wystarczyło, abym w końcu poznał ich miękkość, w sumie sam siebie tym zaskakując. Bo wcale tego nie planowałem?

Gorąco, które rozeszło się po mojej klatce piersiowej, było mi tak obce i nietypowe, że nie wiedziałem jak się zachować. Uciec? Wrócić na plac? Schować się w pałacu?

Puściłem jego dłoń, odsuwając się nieco i nie odrywając wzroku od twarzy Jimina, która najpierw zrobiła się lekko różowa, by zaraz przybrać mocno czerwoną barwę. Ręka, którą puściłem, zaraz wylądowała na tych ustach, a kiedy jego zaskoczone oczy przeniosły się na moją twarz, mogłem zaobserwować jak leżące do tej pory uszka, poruszyły się na jego głowie, chyba podkreślając jakieś pozytywne emocje, które odczuwał? Nie znałem się na Owcach, ale widząc jak jego drobne ciało zaraz się na mnie rzuca, wtulając w moje ramiona, domyśliłem się, że sprawiłem mu tym radość?

Czyli jednak mnie lubisz, paskudo?

Nadal nie wiedziałem co zrobić, dlatego stałem sztywno, pozwalając mu się do mnie przytulać. Pozwoliłem sobie zerknąć w stronę stojącej nieopodal świty, która tylko zerkała w naszą stronę, oczywiście mając pospuszczane na dół głowy.

Co ja mam teraz zrobić?

Nie rozważałem już ucieczki, czując jak jego ciepłe ciało przylega do tego mojego, a te małe dłonie spoczywają spokojnie gdzieś na moich plecach. Nie mógł się we mnie całkowicie wtulić, przez brzuch, ale był na tyle blisko, aby mnie rozpraszać. Zwłaszcza po tym, do czego przed chwilą doszło.

– Musiałem cię jakoś uciszyć. Inaczej... byś się nie zamknął – wytłumaczyłem się spokojnie, nie będąc oczywiście zły, choć starałem się, aby tak to zabrzmiało. W końcu nie miałem zamiaru do niczego się przyznawać. To była tylko... chwila słabości.

– To chyba będę częściej tak szybko i dużo mówił – przyznał cicho i nieśmiało, a ja nie miałem pojęcia co na to odpowiedzieć. Już i tak za bardzo namieszałem i się z tego nie wykręcę. Lepiej siedzieć cicho.

Przez chwilę tak staliśmy. Moja ręka odważyła się lekko go objąć. A kiedy w końcu postanowił się ode mnie odsunąć, sam również wykonałem krok do tyłu.

– Ja już chyba... powinienem iść... – wymruczał, patrząc gdzieś na ziemię, a jego policzki nadal były tej samej, czerwonej barwy.

Kiwnąłem dość sztywno głową, już chcąc od niego odejść, aby jak najszybciej stąd uciec, ale przyszło mi do głowy pytanie, którego nie mogłem odpuścić.

– To... po co tu dokładnie przyszedłeś, paskudo?

– Po prostu się stęskniłem – odpowiedział szybko, nadal dość cicho, jakby wstydził się do tego przyznać, co zresztą było zrozumiałe. Sam również miewałem takie chwile, ale nigdy się do tego przy nim nie przyznałem. Ba, nawet przed sobą się do tego nie przyznawałem.

Masz swoją odpowiedź.

Przyglądałem się jak chłopak rusza szybkim krokiem z powrotem do pałacu. Oczywiście zaraz ruszyła za nim cała świta, składająca się z dworek i strażników, którzy przeszkadzali mi w obserwowaniu jego oddalającej się osoby.

A kiedy w końcu całkowicie zniknął mi z pola widzenia, zauważyłem kilka zaskoczonych Tygrysic wpatrujących się we mnie przy ścianach pałacu. A po odwróceniu się w stronę placu treningowego, spojrzenia Alf również były na mnie zawieszone, jak gdyby nie rozumieli co się właśnie stało... Ale ja sam tego nie rozumiałem.

Pokręciłem tylko do siebie głową, nie zamierzając im niczego tłumaczyć. A resztę treningu, dla własnego dobra, spędziłem przy chłopakach, co najwyżej poprawiając ich postawę lub pokazując jak lepiej celować. Bo przez moją paskudę, chodząc między tarczami, na pewno skończyłbym ze strzałami wbitymi w moje ciało. A ta w moim sercu w zupełności mi wystarczy.



Eunha:

Nasz wspaniały król Jeongguk, nie przestawał nas zaskakiwać. Jego trening z pozostałymi naszymi Alfami, był naprawdę widowiskowy, w przeciwieństwie do tych łamag Baranów, przez co ściągnął swoimi popisami całą służbę. Miałyśmy wielkie szczęście, posiadając widok na plac treningowy z pałacowej kuchni, przez co często zdarzało się, by któraś z nas – Tygrysic – zajmowała stanowisko krojenia warzyw, które znajdowało się tuż przy oknach, aby tylko popatrzeć na naszych dzielnych wojowników. Jednak dzisiaj naprawdę nie mogłyśmy się powstrzymać przed zignorowaniem obowiązków, porzucając wszelkie kuchenne prace, aby w pośpiechu udać się na sam plac i podziwiać wyczyny naszego wspaniałego przywódcy.

I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zjawiła się przy nas ta śmierdząca Owca. Jego smród z początku do nas nie dotarł, bo byłyśmy zbyt zajęte wpatrywaniem się w dzielnego króla, który szybkimi ruchami powstrzymywał lecące w jego stronę strzały. Ale kiedy naszą radość zepsuło beczenie, szybko wyczułyśmy, że powinnyśmy opuścić plac i wrócić do swoich obowiązków, bo inaczej możemy mieć problemy. Wszystkie Tygrysice były z tego powodu niezadowolone i szeptały między sobą, jak bardzo niesprawiedliwe jest to, że choć nasz ukochany nie lubi swojego małżonka, to właśnie jemu przypadał zaszczyt spędzania z nim najwięcej czasu. Zwłaszcza odkąd okazało się, że spodziewa się dziecka, co dla nas było prawdziwym ciosem. Nie dołączyłam do ich wymiany zdań, za bardzo się wściekając na tę beznadziejną Omegę, którą rozszarpałabym kilkoma ruchami. Gdyby tylko nie zajmował tak wysokiego urzędu, przez który straciłabym głowę...

Zatrzymałam się przed wejściem do kuchni, gdzie nasza główna kucharka już czekała, aby zawracać nam głowy pretensjami o porzucanie obowiązków, by jeszcze choć chwilę popatrzeć na króla Jeongguka. Tak bardzo za nim tęskniłam... Choć widywaliśmy się niemal codziennie, od miesięcy nie mogłam gościć w jego łożu, by dostarczyć mu uciech.

Jednak mój ruch okazał się błędem, bo zobaczyłam, jak mój ukochany pochyla się szybko i muska usta tej przeklętej Owcy.

Tego było już za wiele. Choć moje serce z początku mało nie stanęło z żalu, to już po chwili zagotowała się we mnie krew. Wszystkie zdawałyśmy sobie sprawę, że wiele Tygrysic dostąpiło zaszczytu towarzyszenia (wtedy jeszcze) księciu Jeonggukowi w łóżku, to jednak żadna z nas nie miała możliwości posmakowania jego ust. Znaczyły nasze ciała soczystymi w kolorze malinami, ale nigdy nie pozwoliły sobie na złączenie się z naszymi wargami, co pomimo naszej mocno roszczeniowej postawy wobec Alf, pozwalała nam na drobne romantyczne marzenia, w których ten pocałunek zostaje podarowany tylko tej, którą pojmie za małżonkę. A ten beznadziejny Omega właśnie tego doświadczył, zapewne nawet nie zdając sobie sprawy, jak wielkie wyróżnienie go spotkało. A przy okazji ściągnęło na jego głowę gniew naprawdę wielu niebezpiecznych osób.

Nie tylko ja zauważyłam całą tę sytuację, bo zaraz usłyszałam, jak Kibum jęknął, zwracając uwagę reszty. Przez to pozostałą część dnia w kuchni wszystkie Tygrysice narzekały na niesprawiedliwość naszego losu. Zaczęły się nawet pewne bunty i odważne plany powrotu do Królestwa Tygrysów. Ja jednak nadal pozostałam milcząca, choć moje uczucia utrudniały mi pracę, sprawiając, że wszystko leciało z moich rąk, nad którymi ze złości nie byłam w stanie zapanować. Bo jakim prawem pocałunek naszego przystojnego Alfy został podarowany właśnie Owcy?! Nawet jeśli to była część jakiegoś planu, w który król nas nie wtajemniczył, to... DLACZEGO?!

Jednego byłam pewna – zemsta nie ominie tej cholernej Owcy. A możliwość jej wcielenia w życie, nadarzyło się jeszcze tego samego wieczoru, bo przygotowanie kolacji dla mojego wroga przypadło właśnie mnie. Idealnie.

Król Jeongguk rozmawiał ze mną już dużo wcześniej na temat wstrzymania się z dodawaniem tych kilku kropel trucizny do herbaty Owcy, którą pił do kolacji. Według planu, ta regularna dawka miała go zabić w przeciągu maksymalnie dwóch lat, stopniowo pozbawiając sił i zdrowia. Jednak teraz, gdy w grę wchodziło życie królewskiego dziecka, którego mój ukochany był ojcem, musieliśmy na pewien czas odpuścić. „Oficjalnie" oczywiście posłuchałam mojego króla. Ale ta głupia Owca była przeze mnie nadal pojona trucizną, by ten bachor zdechł razem z nim, i to jak najszybciej. A dzisiejsza herbata stanowczo miała znacznie większe stężenie śmiertelnego naparu, niż dotychczas, pozostając nadal całkowicie niewyczuwalna, zarówno w smaku, jak i zapachu.

Obyś zdechł jak najszybciej.

Z satysfakcją oddałam tacę z posiłkiem tego pseudo władcy, jednak mój humor szybko się zepsuł, kiedy główna kucharka wręczyła mi rzeczy do sprzątania i kazała uprzątnąć samodzielnie całe pomieszczenie, nie tylko przez moją dzisiejszą niesubordynację, ale również ze względu na rozbicie kilku rzeczy. Patrzyłam spode łba, jak reszta Tygrysic wychodzi, posyłając mi rozbawione spojrzenia, za które jeszcze oberwą, po czym zabrałam się do pracy. W sumie nie było tak źle. Zajęcie pozwoliło mi na oderwanie myśli od dzisiejszej sytuacji na placu. Przynajmniej na czas, kiedy wściekła szorowałam wszystkie naczynia. Ale choć bardzo chciałam być zimną, nieczułą na otoczenie hybrydą, to jednak moje serce naprawdę zostało dzisiaj złamane, dlatego w końcu nie mogłam powstrzymać łez, które popłynęły po moich policzkach. Bo to było takie niesprawiedliwe...

Nie miałam ochoty pokazywać komukolwiek mojej chwili słabości, dlatego dokończyłam sprzątanie, pogasiłam świece i zaszyłam się w jednym z kątów, gdzie mogłam w ciszy sobie ulżyć, wylewając kolejne łzy. Tak bardzo pragnęłam króla Jeongguka tylko dla siebie. Kochałam go przecież całym sercem i byłam gotowa oddać własne życie za jego bezpieczeństwo. Dlaczego więc spotkała mnie taka niesprawiedliwość? Choć wiedziałam, że mój ukochany jest idealnym materiałem na władcę, wolałabym, abyśmy zostali w naszym rodzimym królestwie i żyli tam szczęśliwie.

Moje rozpaczania przerwały kroki, odbijające się echem po pustym korytarzu. Żaden Baran czy Owca nie dałaby rady ich wyłapać, ale moje czułe zmysły drapieżnika pozwoliły mi na wsłuchiwanie się w kolejne stąpania. Nie wychodziłam z mojego kąta, nie chcąc zostać tutaj znaleziona, zwłaszcza, iż odgłosy stanowczo zmierzały w stronę kuchni. W spokoju obserwowałam drzwi, które doskonale oświetlało światło księżyca, wpadające przez okno.

Drzwi otworzyły się, ukazując mi w końcu intruza. Jego twarz była dobrze widoczna zaledwie przez chwilę, bo zaraz ruszyła w cień i to wcale nie ostrożnie. Uniosłam brew z politowaniem, słysząc, jak wpada na kolejne naczynia, robiąc niewielki hałas, co komentował bzdurnym „psia kość" i w końcu wymacał jedną ze świec. Aż byłam ciekawa, jak beznadziejnie pójdzie mu poszukiwanie zapalenia jej, jednak ku mojemu zdumieniu, nieznajomy zapalił knot... ognistym oddechem.

SMOK?! W TYM PAŁACU?!

Nieco bardziej wtuliłam się w ścianę, w sumie w przypływie odruchu, niż świadomie, bo doskonale wiedziałam, że z tej odległości mnie nie zobaczy. Mieliśmy nad Smokami tę przewagę, że dużo lepiej widzieliśmy po zmroku. I aż kusiło, by go zaatakować, jednak nie mogłam tego zrobić tak po prostu. Musiałam wybadać, kim jest ten intruz, który właśnie kierował swoje kroki do spiżarni – położonego nieco niżej pomieszczenia, w którym panował nieprzyjemny chłód, pozwalający na dłuższe przechowywanie jedzenia.

Ostrożnie wyjęłam sztylet, który jak każda szanująca się Tygrysica, nosiłam ukryty na udzie, jedynym naprawdę osłoniętym obszarze ciała. I zaczęłam skradać się w stronę spiżarni, słysząc, jak Smok poszukuje czegoś między produktami. Zatrzymałam się w wejściu, przyjmując pozycję gotowości do ataku w wypadku, gdyby przyszło mu do głowy zrobić mi krzywdę. Choć na razie był widocznie zajęty zbieraniem kolejnych porcji jedzenia, przywłaszczając sobie nieco mięsa z kolacji Tygrysów oraz owoców, zapychając nimi również usta. Nie będąc w stanie więcej unieść, odwrócił się w moją stronę, dopiero teraz napotykając wzrokiem na mnie. Jego oświetlona świeczką twarz wyraziła jednak jedynie zaskoczenie, żadnej wrogości, co raczej działało na moją korzyść.

– Kim jesteś i co tu robisz? – zapytałam natychmiast, posługując się moim perfekcyjnie opanowanym smoczym. Widziałam, jak obcy w pośpiechu przeżuwa to, co ma w paszczy, by móc mi odpowiedzieć.

– Myślałem, że o tej godzinie wszystkie już śpicie – powiedział dość niepewnie, nie wyjaśniając mi tego, kim jest, co lekko mnie zirytowało. – Wybacz mi tę uwagę, ale jesteś Tygrysicą? – zapytał głupio, tak, jakby moje uszka i wyrażający wkurzenie ogon nie były wystarczającą odpowiedzią. – Nigdy nie widziałem cię w czasie moich nauk.

Nauk?

Moje myśli w błyskawicznym tempie poskładały sobie elementy tej układanki. No tak, Tygrysice już jakiś czas temu zostały przymusowo odesłane na zajęcia z nauki języka owczego, aby móc się porozumiewać z Owcami. Większości z nich naprawdę mogło się to przydać, bo ni w ząb nie rozumiały żadnego języka obcego. Ale ja do tego grona nie należałam, mając możliwość nauki smoczego od jednego z moich kochanków, jeszcze przed dostaniem się na dwór. Dlatego nie miałam zamiaru uczęszczać na jakieś bezsensowne zajęcia, skoro mogli się posługiwać w komunikacji ze mną tak uniwersalnym językiem.

– Mistrz Kim? – zapytałam niepewnie. Żadna z Omeg nie wspomniała mi, że ich nauczyciel smoczego jest Smokiem! Czemu?! Zaraz jednak przybrałam ponownie bojową postawę, nie mając zamiaru dyskutować z nim na ten temat, a zamiast tego skupiłam się na jego wizycie w kuchni w środku nocy. – Okradanie królewskiej spiżarni jest dozwolone w tym królestwie?

– To tylko kilka owoców – powiedział zupełnie obojętnie, ruszając w moją stronę bez najmniejszego zawahania. – Dlaczego nie przychodzisz z resztą Tygrysic na moje nauki? – zapytał, zatrzymując się niemal tuż przede mną. Widocznie miał zamiar uważniej się mi przyjrzeć, bo utkwił swoje oczy w mojej twarzy, przez co nieco speszona, ale tym bardziej wkurzona, cofnęłam się o krok. Moja dłoń mocniej zacisnęła się na wciąż trzymanym sztylecie.

– Król na pewno się dowie o tym perfidnym akcie złodziejstwa – powiedziałam z wyższością. Oczywiście nie miałam zamiaru zaprzątać głowy króla Jeongguka, który miał ważniejsze sprawy do załatwienia, a tym bardziej nie planowałam skarżenia na Smoka Owcy. Jednak nasza główna kucharka na pewno chętnie się dowie, kto podkrada zapasy.

– Chciałbym cię zobaczyć na najbliższej lekcji... – zaczął, ale zawahał się przy końcu, ignorując moją groźbę. – Mógłbym poznać twoje imię?

– Nie – warknęłam. Jeszcze czego! – I nie mam zamiaru chodzić na żadne głupie lekcje – dodałam z wyższością, odrzucając na plecy moje długie włosy, aby podkreślić tym ruchem moją pogardę dla niego. Nie interesowało mnie, że był uczonym. Oni często byli znacznie mniej ważni od dworu, więc nie czułam się w obowiązku kłaniania mu.

Widząc jednak, że nie uzyskam nic więcej, niż jego tępego spojrzenia, prychnęłam i cofnęłam się, chowając już sztylet. Najwyraźniej nie był mi potrzebny przy tak pseudo inteligentnej hybrydzie.

– Lepiej odłóż to, co nie należy do ciebie.

– Królewska spiżarnia jest otwarta dla każdej głodnej hybrydy na dworze. Tak samo jak moje nauczanie jest dostępne dla każdej hybrydy potrzebującej posiąść wiedzę z danej dziedziny. Chciałbym, tak samo jak król Jimin, abyście wszystkie bez problemu porozumiewały się z owczymi dworkami – powiedział, swobodnie posługując się moim rodzimym językiem, co tylko wywołało moje większe niezadowolenie i niechęć do niego. Miał zamiar się popisywać? Ciekawe, czy gdybym użyła starotygrysiego, byłby taki mądry.

– Nie mam zamiaru uczyć się tego bezsensownego beczenia – powiedziałam ostro. – A jeśli chcą ze mną rozmawiać, od tego mają smoczy – uświadomiłam go, starając się całą postawą pokazać mu moją wrogość.

Znów mnie zaskoczył, marszcząc brwi na moje słowa, a zaraz po tym posyłając mi nieco smutny uśmiech.

CO Z NIM JEST NIE TAK?!

– Jeśli jednak się na to zdecydujesz, chętnie ujrzę cię na moich naukach, piękna Tygrysico – powiedział spokojnie, po czym ruszył do wyjścia z kuchni, zostawiając mnie z niedowierzeniem wymalowanym na twarzy. Bo jak można być tak aroganckim i bezczelnym, by po prostu okraść spiżarnię, interesować się moim życiem, próbować wciskać mi jakieś niepotrzebne obowiązki, by jeszcze na koniec próbować komplementem wszystko naprawić?

Prychnęłam na to i wkurzona poczekałam, aż jego kroki ucichną na korytarzu. Dopiero wtedy ruszyłam w drogę do mojej komnaty, gdzie chciałam już wyrzucić wszystko z głowy i po prostu odpocząć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top