6 - Boosted

Ktoś tu jest choć troszkę soft? <paczy na dżyjkyja>

[5800 słów]

~~~~~~~~~~~~~~~~




Jeongguk:

Miałem jakieś wyjście? Inne rozwiązanie? Inny plan? Inny sposób, aby wymigać się od spędzenia czasu z paskudą? Raczej nie. A nawet niczego podobnego już nie szukałem. Tak jak początkowo specjalnie go unikałem w ciągu dnia, uciekając najczęściej na plac treningowy i tylko wracając do pałacu w porze obiadowej i na nauki u Smoka, teraz całkowicie to porzuciłem. Nie chodziło o tę kłótnię z jego matką ani o jego potrzeby. Bo nigdy nie stawiałem innej hybrydy na pierwszym miejscu w swoim życiu. Zawsze to moje plany się liczyły. Moje upodobania, moje zamiary i zainteresowania. Musiałem się jednak pogodzić z tym, że zawsze będę miał jakieś obowiązki, niekiedy wykluczające inne zajęcia – najpierw jako książę, a teraz jako król. Z początku, na złość paskudzie, nie miałem zamiaru mu w niczym pomagać, ale teraz, kiedy zobaczyłem w jakim jest stanie, postanowiłem odpuścić sobie te dwie-trzy godziny w ciągu dnia i poświęcić je na ulżenie mu w obowiązkach. Robiłem to oczywiście ze względu na dziecko, nie mogąc już ignorować tego, czego pragnąłem jako jego Alfa. Bo jak długo byłbym w stanie ograniczać przy nim swój oddech? Jak długo byłbym w stanie ignorować wszystkie zmiany, które w nim zaszły? Wystarczyło, abym poczuł, jak rośnie w nim nasze dziecko, i całe to pragnienie trzymania się od niego z daleka, zniknęło. Musiałem ich chronić. Musiałem o nich dbać. Oczywiście w miarę swoich możliwości, bo mój charakter nie dopuszczał niektórych zachowań. Nie byłem Alfą, który traktowałby swoją Omegę jak bóstwo. Nie miałem zamiaru za nią biegać, pytać o jej samopoczucie i potrzeby. Jednak mogłem dawać to, o co sama poprosi.

Nie zauważyłem zbyt dużych zmian w wyglądzie paskudy. Nadal był przemęczony i czasami wyglądał na chorego. Dlatego tak jak po tej kłótni z jego matką, poszedłem mu jednak pomóc z pismami, tak i na drugi dzień, po ćwiczeniach, kąpieli i kolacji, udałem się prosto do Sali Tronowej, w której liczyłem go zastać. Hybryda oczywiście znajdowała się na swoim stałym miejscu – na podwyższeniu na końcu sali, siedząc na poduszce przy stoliku. Jak zwykle stał przy nim jakiś doradca, na którego nigdy nie zwracałem uwagi. Ale dzisiaj zapewne będę musiał, po tym co planowałem.

Tym razem jego strażnik ogłosił moje nadejście. Choć Jimin zwrócił na mnie uwagę dopiero kiedy wdrapywałem się po schodkach, aby dotrzeć na to wzniesienie. Nie pozwoliłem jego ustom na zwrócenie się do mnie, bo już za chwilę siadałem przy nim, zabierając mu wszystkie pisma i przesuwając na swoją stronę.

Chłopak był zaskoczony, przyglądając się moim działaniom i rozchylając przy tym zabawnie usta. Zapewne założył, że skoro wczoraj mu pomogłem, to dzisiaj już mnie tu nie zobaczy. Więc otrzymał taki niewielki prezent-niespodziankę od swojego małżonka.

– Dobry wieczór, Jeongguk. – Jako pierwszy się ze mną przywitał, posyłając mi uśmiech, co zobaczyłem kątem oka, sięgając po kałamarz i jeden z pędzli, czekających na użycie. I nawet nie zdążyłem któregokolwiek z tych zwojów przełożyć bliżej siebie, aby się nim zająć, czy też wyjaśnić mu co zamierzam, a on już sięgnął po jedno z pism, które zaczął, chyba chcąc kontynuować swoją pracę.

Moja dłoń szybko na nim wylądowała, przytrzymując i uniemożliwiając Jiminowi zabranie go. Na co chłopak zaniechał dalszych działań, wycofując swoją rękę.

– Powinieneś pójść już do swojej komnaty – oznajmiłem, przenosząc w końcu na niego wzrok. Nadal wyglądał tak, jakby faktycznie potrzebował odpoczynku. Może nie sypiał zbyt dobrze? Albo ciąża w połączeniu z jego obowiązkami źle wpływała na jego zdrowie?

Nie chciałem wyglądać na zmartwionego, dlatego przestałem się przyglądać jego oczom i skupiłem na ustach, które znów były lekko rozchylone, rozpraszając mnie.

– Nie jestem zmęczony. A spędzenie z tobą wieczoru dobrze wpłynie na nasze dziecko. Poza tym razem szybciej to skończymy – stwierdził, choć w pierwszą część jego wypowiedzi niezbyt wierzyłem.

– Nie chcesz, abym po skończeniu tych pism przyszedł do twojej komnaty? – zapytałem, nieco zdziwiony, nawet jeżeli dobrze wiedziałem, że nie miał o tym pojęcia. W końcu ani razu do tej pory nie wyraziłem chęci spędzenia z nim nocy, oczywiście dla dobra naszego dziecka, bo innych powodów nie miałem. A zaskoczenie, które było widoczne na jego twarzy, tylko to podkreśliło. Znów rozchylił te głupie, rozpraszające mnie usta, a jego małe oczy zwiększyły na chwilę swój rozmiar, gdy wpatrywał się we mnie zszokowany.

– Chcę. – Spodziewałem się takiej natychmiastowej odpowiedzi. Choć nawet pomimo tej świadomości, trochę mnie to ucieszyło. Może to przez jego zapach, który za każdym razem przypominał, że to moja Omega, która właśnie tak powinna reagować na podobne propozycje. Bo byłem już odurzony tą słodką wonią, na szczęście nieskrywającą żadnych negatywnych uczuć.

– To uciekaj jak najszybciej do siebie – powiedziałem spokojnie, sprawiając w ten sposób, że jak tylko na jego twarzy pojawił się radosny uśmiech, jego ręce zaraz mnie oplotły, a język polizał mój polik. Nie zdążyłem na to zareagować, bo hybryda zrobiła to naprawdę szybko, od razu wstając i kierując się do wyjścia. Zapewne bał się odrzucenia i moich ostrych słów, do których był przyzwyczajony. Nawet jeżeli tym razem nie zamierzałem kierować ich w jego stronę.

Uśmiechnąłem się pod nosem, ale dopiero wtedy, gdy usłyszałem, jak drzwi do Sali Tronowej się za nim zamykają, i wiedziałem, że zostałem sam z doradcą. Baran nie komentował tego, na pewno czekając po prostu na rozkazy. A ja, zanim zabrałem się do pracy, mimowolnie zacząłem dotykać ten policzek. Choć jak tylko się na tym przyłapałem, otrząsnąłem się, wyciągając zza szaty przyniesiony ze sobą zwój, aby rozłożyć go przy tych papierach, wspomagając się alfabetem Owiec. Jimin pisał na tyle schludnie, jak na króla przystało, abym bez problemu mógł rozszyfrować to, co już znajdowało się na zaczętym przez niego piśmie. A z pomocą przyniesionego przeze mnie alfabetu i doradcy, na szczęście chętnego do wyjaśnienia mi niektórych rzeczy, byłem w stanie dokończyć ten zwój, zaraz zabierając się za następny.

Z tymi z Królestwa Owiec poszło mi o wiele szybciej niż zakładałem. Nauki Smoka na coś się przydały, a znajomość polityki i wskazówki doradcy, przyczyniły się do bezproblemowego zakończenia pierwszej części pism. Z drugą było trochę gorzej, bo wymagała rozpisania się czasami na kilka zwojów papieru. Przynajmniej mogłem się posługiwać naszym uniwersalnym językiem, nie zerkając co chwilę na moją ściągę.

Czasami zdarzyło mi się przyłapać na chęci zapytania o coś Jimina, który jeszcze wczoraj siedział tutaj obok mnie. Trochę mi tego brakowało, choć ciężko mi to było przyznać przed samym sobą.

Po tych kilku godzinach odpowiadania na prośby i przeróżne pytania, oddałem wszystko Baranowi, kierując się w końcu do komnaty paskudy. Byłem ciekawy, czy tam został, czy może jednak poszedł się czymś zająć. Nie wiedziałem jakie ma zainteresowania. Może lubił przesiadywać wieczorami w ogrodzie, jeszcze jako książę? Lub chodził na spacery z rodzeństwem albo matką? Śpiewał? Szył? Tańczył? Malował? Grał na jakimś instrumencie?

Odpowiedź na swoje głupie pytania otrzymałem, gdy po ogłoszeniu mojego przyjścia przez jednego ze strażników, przekroczyłem próg komnaty Jimina, od razu zauważając małą postać siedzącą na poduszce przy oknach. Chłopak trzymał w jednej ręce jakiś materiał, a w drugiej, unoszącej się w tej chwili, igłę. Dlatego wiedziałem już, że chyba lubi haftować?

W moje nozdrza od razu uderzył miły zapach mojego Omegi, którym wypełniona była cała jego komnata. Poczułem się dzięki temu trochę lepiej, ale do tego też nigdy nie miałem zamiaru się przyznać.

– Witaj w mojej komnacie – usłyszałem od niego, gdy oderwał w końcu spojrzenie od materiału, aby przenieść je na mnie.

– Co robisz? – zapytałem, zaczynając się do niego zbliżać, aby obejrzeć co takiego tworzy. A kiedy rozłożył czarno-pomarańczową tkaninę, na której znajdowały się symbole charakterystyczne dla mojego Królestwa, trochę mnie zaskoczył. Do tej pory widywałem je tylko na ubraniach mieszkańców tygrysich ziem, czy też w głównych salach zamku. Niektóre z moich ozdób również je posiadały, jednak w ostatnich miesiącach nie widziałem żadnej potrzeby, aby je zakładać.

Po co to robisz, paskudo?

– Haftuję chustę. Będę w niej nosił nasze dziecko po urodzeniu – wyjaśnił, na co złapałem fragment tej tkaniny, oglądając ją. Coś mi tu nie pasowało i musiałem go o to dopytać.

– Tygrysia?

Chłopak pokiwał na to głową, pozwalając mi ją oglądać.

– Podoba ci się?

– Mówiłem ci, że to hybryda twojego gatunku – przypomniałem mu, nie rozumiejąc takiego wyboru. W końcu wyraźnie czułem w jego zapachu, że to Owca lub Baran. Dobrze pamiętałem, jak pachniała jedna z konkubin ojca, gdy nosiła w sobie jednego z moich braci. W woni Jimina brakowało tej lekkiej ostrości.

– Wiem. A ja mówiłem, że powinna znać kulturę swojego taty. Poza tym ćwiczę dzięki temu inne wzory – wytłumaczył, znów zaskakując mnie tą chęcią zaznajomienia się z kulturą mojego Królestwa. Chyba naprawdę zależało mu na bliskich relacjach ze mną, skoro był skłonny uczyć nasze dziecko takich rzeczy.

Chłopak zaczął składać haftowany materiał, a ja poczekałem chwilę, będąc ciekawy tego, co zamierza teraz zrobić. Odsunąłem się trochę, umożliwiając mu przejście na podłogę, by zaraz zobaczyć, jak posyła mi lekki uśmiech, odkładając tę tkaninę na najbliższy mebel.

– Idziemy spać? – zapytał, zerkając w stronę łoża, na co przytaknąłem, od razu się tam kierując. Po drodze zdjąłem z siebie niepotrzebne mi warstwy szat, które odrzuciłem na pustą szafkę, by zaraz po tym położyć się już pod jego kołdrą.

Nie zamierzałem dzisiaj wykonywać pierwszego ruchu. Dziwnie się czułem przychodząc tu z własnej woli i widząc jak bardzo cieszy to Jimina. Bo przecież nigdy nie zamierzałem zacząć go uszczęśliwiać...

Blondyn zajął przy mnie miejsce, zaczynając się do mnie ostrożnie przysuwać. Jego niepewności była zabawna, ale i trochę denerwująca, bo przecież powinien mi mówić, kiedy czegoś potrzebuje.

Moja ręka objęła go stanowczo, przyciągając jego ciało jak najbliżej mnie, choć nie na tyle blisko, abym nie miał dostępu do jego brzucha. Miałem zbyt ogromną ochotę na przeniesienie dłoni na ten fragment jego ciała, dlatego zaraz to zrobiłem wolną ręką, zaczynając go głaskać. Chłopakowi chyba się to spodobało, bo odwrócił się do mnie plecami, zatrzymując przy tym moją dłoń na jego brzuchu, dzięki czemu zrozumiałem, że chciał, abym miał do niego ułatwiony dostęp.

– Powoli rośnie – powiedział, choć sam również to zauważyłem. Nie był ogromny, jednak dało się go poczuć. I szalałem na samą myśl, że właśnie tam znajduje się moje dziecko.

Pozwoliłem sobie na rozwiązanie jego szaty, aby móc dotykać tego uwypuklenia bez zbędnych warstw materiału. Czułem jak jego skóra od razu reaguje na moje palce. A cała ta sytuacja tak na mnie działała, abym aż obniżył nieco swoje położenie, mogąc dotrzeć do jego szyi. Zacząłem go wąchać, dotykając lekko samym czubkiem nosa. Powstrzymałem się przed polizaniem go, uznając, że to by było za dużo. I po prostu wdychałem jego zapach, niestety czerpiąc z takiej bliskości dużo radości.

– I tak pewnie będzie tak małe jak ty – zauważyłem, nie spodziewając się, aby jego brzuch urósł do nie wiadomo jakich rozmiarów. Właśnie przez fakt, że to hybryda jego gatunku.

– Jeśli jest Owieczką. A jeśli to Baranek... – zaczął, jednak zaraz zamilkł, nie będąc w stanie tego dokończyć. – Zapewne wolałbyś Tygryska, prawda? – zapytał, dość cicho i niepewnie, bo chyba obawiał się mojej reakcji na Alfę jego gatunku? Ale czy to miało jakieś znaczenie?

– To tylko dziecko, Jimin. Ważne, aby nie było Świnią albo jakimś Smokiem – ostrzegłem go, wiedząc, że na nic innego i tak nie ma wpływu.

Chłopak chyba wyczuł w tym lekką niepewność, bo ręka, którą go obejmowałem, zaraz została przez niego przytulona.

Co za przylepa.

– Nie zdradzam cię i nie mam zamiaru tego robić, jeśli to mi zarzucasz – zapewnił, czego nie byłem aż taki pewien.

– Długo mnie przy tobie nie było, paskudo. A przecież nikt z pałacu mi niczego nie doniesie, bo to twoi ludzie.

– Owce i Barany są wierne hybrydom, z którymi zostały połączone Naznaczeniem. To bardziej ja powinienem się martwić, skoro zabrałeś ze sobą na wyprawę swoje piękne Tygrysice – stwierdził, w czym wyłapałem lekki wyrzut. Słyszałem go już przy samym planowaniu wyprawy, jeszcze w Sali Tronowej, gdzie wypytywałem go o najładniejsze miejsca w Królestwie Owiec, aby móc zabrać tam moje Tygrysice.

– Jesteś zły, że nie zabrałem ciebie? – Zaśmiałem się, bo bawił mnie takimi reakcjami.

– Jest mi przykro, że nie chcesz, byśmy spróbowali się do siebie zbliżyć.

Znowu zaczyna...

– Powinieneś rozumieć dlaczego tak jest – oznajmiłem mu, zmęczony już tym tematem.

Dlaczego tak? Dlaczego nie inaczej? Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Mógłbyś się po prostu cieszyć tym, co ci daję?

Chłopak zaczął przekręcać się po moich słowach, dlatego zabrałem ręce, aby mu to umożliwić. Choć nie rozumiałem po co, skoro ledwo widział moją twarz.

– Ale nie rozumiem. Jesteśmy małżeństwem. To ty przybyłeś do mojego królestwa. A uznajesz mnie za swojego wroga. Czego więc chcesz? Mojej władzy?

– Chcę... żebyś był cicho, jeśli chcesz, abym pozwalał ci przy sobie przebywać – odpowiedziałem zły, powstrzymując się przed powiedzeniem mu prawdy, po której wyznaniu przecież od razu musiałbym go zabić. A nie chciałem tego robić przed przyjściem na świat naszego dziecka.

Blondyn przyglądał się moim oczom, które zapewne odrobinę świeciły się w ciemności. A kiedy niczego się z nich nie dowiedział, powrócił do poprzedniej pozycji, znów się we mnie wtulając plecami.

Nie miałem już ochoty go obejmować, dlatego tego nie zrobiłem, mogąc co najwyżej wgryźć się w jego ramię za to wszystko.

Na szczęście nie wymagał tego ode mnie, dzięki czemu mogliśmy po chwili zasnąć, w niezbyt dobrym humorze. I wiedziałem, że jeżeli będzie częściej poruszał takie tematy, może się pożegnać z moją obecnością w jego komnacie.



Jimin:

Nie sądziłem, że bycie w ciąży będzie tak męczące. Oczywiście cieszyłem się każdym dniem z moim maluszkiem pod sercem, często do niego mówiąc, gdy zostawaliśmy sami. Jednak dla mojego ciała to był spory wysiłek, aby wytrzymać te kilka godzin bez mojego Alfy. Nie chciałem denerwować Tygrysa moją obecnością, dlatego starałem się chodzić do niego i prosić o jego obecność tylko wtedy, gdy było to naprawdę konieczne, a w ciągu dnia stale towarzyszyły mi jego szaty przesiąknięte tym cudownym zapachem. Chyba... naprawdę polubiłem czuć ten mokry las, który wyparł z mojej świadomości inną woń, jeszcze nie tak dawno kojarzącą mi się z bezpieczeństwem. Miałem trochę żalu do samego siebie, że nie potrafiłem dochować wierności moim uczuciom i zdarzyło mi się pójść do mamy, aby w płaczu podzielić się z nią moimi troskami. Ona jednak uspokajała mnie, tłumacząc, że to dobrze, iż moje uczucia się zmieniają, bo tak będzie lepiej zarówno dla dziecka, jak i dla mnie. W końcu powinienem kochać mojego Alfę. I chyba... naprawdę kiełkowało we mnie uczucie do Jeongguka...

Tygrys nie był już tak oschły w stosunku do mnie. Odkąd pierwszy raz poczuł mój niewielki brzuszek, zdawał się bardziej troszczyć o moje samopoczucie, nie tylko poprzez zapewnianie mi swojej obecności, lecz także pomoc w obowiązkach. Coraz częściej przyłapywałem się na tym, że wyczekuję momentu dnia, w którym chodziłem do Sali Tronowej odpisywać na pisma, licząc, że i tym razem spędzimy tam wspólnie czas. A potem zaśniemy we dwoje w mojej lub jego komnacie.

Każdy kolejny dzień był podobny do poprzedniego. Wpadłem w pewną rutynę, która nie była aż tak zła, pomagając zachować mi równowagę między królewskimi obowiązkami, czasem na odpoczynek, a zajęciami, których sam od siebie wymagałem. Ale czasem potrzebowałem dłuższego relaksu, dlatego poprosiłem o przygotowanie mi kąpieli nieco wcześniej. A kiedy wszystko było gotowe, wszedłem do wody, by jedna z dworek pomogła mi w umyciu włosów.

Jak zawsze zasłoniłem oczy dłońmi, aby nie naleciała mi do nich woda z olejkami. I kiedy tak spokojnie siedziałem, rozmyślając o imieniu dla dzieciątka, nagle w komnacie zrobiło się poruszenie.

– Co tu robi Alfa? – zapytał zmieszany Siwon, który siedział po drugiej stronie wanny, pilnując, aby w moim otoczeniu znajdowały się same przyjemne zapachy.

– Jak Jego Wysokość tu wszedł? – dodała Sooyoung, zaprzestając masowania mojej głowy.

JEONGGUK?! CO ON ROBI W MOJEJ ŁAŹNI?!

Natychmiast odsłoniłem oczy zaskoczony, by zobaczyć, jak Tygrys we własnej osobie opiera się o jedną z kolumn w pomieszczeniu. A jego położenie mogło świadczyć o tym, że jakimś cudem odkrył jedno z tajnych przejść, które mogło pomóc w natychmiastowej ewakuacji mieszkańców pałacu w razie zagrożenia. Ale jak to zrobił? Specjalnie ich szukał? Ktoś mu powiedział?

Moje dłonie tworzyły daszek na czole, aby zapobiec niepotrzebnemu szczypaniu oczu, ale reszta mojego ciała zanurzyła się nieco bardziej w mlecznej wodzie, by ukryć się przed jego wzrokiem. W końcu... widział mnie tylko raz nago i to nie było dla mnie miłe wspomnienie... Działałem więc bardzo instynktownie, ale i ostrożnie.

– Nie wiedziałem, że to moja Omega bierze teraz kąpiel – powiedział rozbawiony, patrząc prosto na mnie.

– Jeongguk... Co ty tu robisz? Nie przystoi, by Alfa wchodził do tej komnaty – upomniałem go zawstydzony, starając się mimo wszystko nie urazić go w żaden sposób, by nie pomyślał, że tak po prostu go wyganiam.

– Najpierw chciałeś, żebym do ciebie przychodził, a teraz mówisz, że „nie przystoi", abym się przy tobie pojawiał? – zapytał, wzdychając dramatycznie. Ewidentnie dobrze się bawił. – Oj paskudo...

– Proszę, zostawcie nas na chwilę samych – powiedziałem do moich służących, którzy zaraz ukłonili się grzecznie i opuścili pomieszczenie. Natomiast moje dłonie szybko zaczęły zaczesywać włosy do tyłu, by nie musieć się martwić o czyhające na moje oczka olejki.

W tym czasie Jeongguk podszedł spokojnie do mnie i usiadł za moimi plecami, co tylko dodatkowo mnie zawstydziło i zmusiło do odwrócenia się w jego stronę. I ledwo zasłoniłem oczy, bo ten niedobry Tygrys nabrał w jedną dłoń nieco wody i wylał ją na moją głowę...

– Ładny wystrój. Leśny – skomentował, co wywołało moje rumieńce. Odkąd zacząłem tak bardzo potrzebować jego zapachu, poprosiłem służbę, aby w komnacie stworzyli mi odpowiednią atmosferę, by czas relaksu był dla mnie odpowiednio miły. Dlatego w wielu miejscach były rozłożone szyszki, gałązki z drzew iglastych i inne elementy prosto z lasu, imitujące mi zapach mojego Alfy. Ale to było przecież całkowicie naturalne! Dlaczego moje policzki robią się takie ciepłe...

– Planujesz do mnie dołączyć? – zapytałem trochę niepewnie, odsłaniając troszkę oczy, a wtedy on powtórzył swoje zagranie, więc znów musiałem je zasłonić.

– Nie przystoi, by Omega brała kąpiel z Alfą – zauważył.

Dało się wyczuć, że jego oburzenie jest raczej kpiną z mojej uwagi o jego obecności tutaj, ale nie zamierzałem się z nim bawić w ten sposób. Byłem wystarczająco zawstydzony.

– Więc po co tu jesteś?

– Zobaczyć, czy nie panikujesz beze mnie. Podenerwować cię trochę... Zobaczyć bez tych wszystkich upiększeń – powiedział, wskazując na moją twarz oraz włosy.

No cóż, w ciągu ostatnich tygodni stanowczo moja uroda nie była w najlepszej kondycji. Widziałem w lustrze zmęczenie spowodowane złym samopoczuciem, choć teraz i tak było ono mniejsze z uwagi na zaangażowanie Jeongguka w spędzanie ze mną czasu, jednak to nadal była jedynie namiastka tego, jak wyglądałem przed naznaczeniem... Moje dworki oczywiście pomagały mi w niewielkim tuszowaniu niedoskonałości, pokrywając moją buzię pudrem, kładąc barwnik na ustach, oczy i dbając o włosy, za co byłem naprawdę wdzięczny. Jednak zarówno w łóżku, jak i teraz, w czasie kąpieli, nie mogłem chować się za żadnymi upiększeniami.

– Jestem pewnie jeszcze większą paskudą – powiedziałem, siląc się na obojętność, choć naprawdę było mi przykro z tego powodu. Lubiłem czuć się piękny i bardzo mi schlebiały komplementy, które dawniej słyszałem, a teraz...

Odwróciłem się od Tygrysa i usiadłem tak, aby znów oprzeć się o ściankę mojej wanny. Chciałem w ten sposób ukryć przed nim moją twarz, która na pewno zbyt łatwo oddawała aktualne samopoczucie. Ale to niewiele pomogło, bo Jeongguk również zmienił pozycję i oparł podbródek na moim barku.

W moje nozdrza od razu uderzył jego zapach, ale jakby nieco inny. Nie potrafiłem określić, jakie uczucie wywołało tę zmianę, kiedy patrzył na moją buzię z tak bliska, jednak w momencie, kiedy oderwał je ode mnie, wszystko jakby wróciło do normy. Zirytowałem go moim zachowaniem?

– Hmm... – wymruczał cicho i nagle jego ręka znalazła się w wodzie, lądując na moim nieco okrąglejszym już brzuszku. Moje serce natychmiast przyspieszyło.

Mój Alfa.

– Chyba bardzo polubiłeś sprawdzać, czy wszystko z maleństwem w porządku – zauważyłem cicho, przekręcając delikatnie głowę w jego stronę. Mój nos wylądował tuż przy jego włosach, dzięki czemu jeszcze wyraźniej czułem ten mokry las, przywołujący teraz same miłe uczucia w moim ciele.

– Zmuszasz mnie do tego – stwierdził cicho, szturchając nosem moją szczękę. Nie był chyba zły, przynajmniej nie wynikało to ani z jego tonu, ani tym bardziej z zapachu.

– W jaki sposób?

– Zapachem. I ciągłym przychodzeniem do mnie.

– Robię to dla maleństwa. Jeszcze kilka miesięcy i się mnie pozbędziesz – zauważyłem, pamiętając, jak jeszcze niedawno był niezadowolony, kiedy policzyłem, za ile pojawi się nasze dziecko. Ale teraz... chyba jest już lepiej?

Jeongguk nagle wycofał się ze swoją ręką i wyprostował, odsuwając tym samym ode mnie.

A może jednak nie...

– Tak. Pozbędę – powtórzył cicho i zamilkł już, wpatrzony w podłogę.

Atmosfera między nami jakby nagle się ochłodziła. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale poczułem nagły dystans między nami, z którym tak mocno starałem się walczyć. Próbowałem znaleźć w moich słowach coś, co wskazywałoby na mój błąd, jednak nie widziałem w nich nic złego. Przecież sam tak mówił, a nawet jeśli moje serce przez to cierpiało, to musiało się pogodzić z tym, iż Tygrys będzie chciał przy mnie być tylko tak długo, jak będę nosił pod sercem jego dziecko. A później... Później wszystko będzie jak wcześniej?

– Chciałbym dokończyć mycie włosów i wyjść już – powiedziałem cicho, czując, jak w moich oczach zbierają się łzy. Nie odwracałem się już do niego, więc nie mógł tego widzieć, natomiast ja słyszałem, jak podnosi się z miejsca i idzie w stronę wejścia do tajnego tunelu.

– Zostawię cię już w spokoju – oznajmił i pokierowany moją krótką instrukcją, otworzył niewidoczne na pierwszy rzut oka drzwi, aby zaraz po tym zniknąć w ciemności. A ja mogłem po prostu się rozpłakać.

Sam już nie rozumiałem mojego serca, które z jednej strony pragnęło powrotu do dawnej miłości, jaką zapewniał mi Taehyungie, a z drugiej chciało, by to Jeongguk je pokochał. Najwyraźniej moje kochane maleństwo bardzo mocno mieszało w głowie swojej mamy.

– Ale ciebie na pewno będzie kochał – szepnąłem, kładąc dłoń na brzuszku, którego przez mleczną wodę nie byłem teraz w stanie zobaczyć. – Mnie nie musi. Ale dla ciebie na pewno będzie najlepszym tatą, mój mały promyczku.

Osunąłem się nieco niżej, aby oprzeć głowę na posadzce i przez chwilę wyobrażałem sobie, jakby to było, gdyby mój małżonek naprawdę przybył do mojego królestwa, by wyjść za mnie z powodu zauroczenia moją urodą. Wyobrażałem sobie, jak nasza relacja od początku jest jasna, a pomimo oczywistego bólu z powodu utraty Taehyunga, jestem w stanie odnaleźć szczęście przy boku Tygrysa. Jak razem cieszymy się na nasze dzieciątko, jak spędzamy czas w pałacowym ogrodzie, gdzie Alfa odczytuje dla mnie piękne wiersze, a ja haftuję dla niego szatę, którą będzie z dumą nosił. Wyobraziłem sobie nawet, że nasze maleństwo jest już z nami i jesteśmy szczęśliwą rodziną, otoczeni radosnymi poddanymi, którzy życzą nam szczęścia i pomyślności. Jak nasze dziecko dorasta, jak pojawiają się kolejne...

W końcu jednak musiałem otrząsnąć się z tych pięknych obrazów. Moje życie tak nie wyglądało i musiałem się z tym pogodzić.

Zadzwoniłem dzwoneczkiem, aby przywołać do siebie służbę, celem dokończenia pielęgnacji. Jednak gdzieś z tyłu mojej głowy wciąż tliła się myśl, napełniona wiarą o szczęśliwą przyszłość przy boku mego małżonka.



Jeongguk:

Wolałem nie myśleć o tym, co działo się między mną a Jiminem. W końcu wszystko co dla niego robiłem, miało być tylko ze względu na dziecko. Wspólne nocowanie, pomaganie mu w obowiązkach, rozmowy, a nawet dotyk. Zwłaszcza dotyk.

Na początku uważałem, że powinien być wdzięczny za to całe moje poświęcenie. Ale słysząc to z jego ust, w sekundzie potrafiłem zmienić zdanie na ten temat. Bo niepotrzebnie przypominał o tym, jak to się zakończy. A jego: „Niedługo się mnie pozbędziesz", „niedługo nie będziesz się musiał ze mną męczyć", tak jak na początku mnie uspokajało, teraz wręcz denerwowało. Bo przecież wcale nie przyszedłem do jego łaźni ze względu na dziecko. Myślałem, że zastanę go w którejś z komnat, zajmującego się swoimi obowiązkami, a słysząc, że poszedł wziąć kąpiel, nie mogłem się powstrzymać, aby nie odwiedzić go w czasie takiego zajęcia. To było zbyt kuszące. I ostatecznie za bardzo namieszało mi w głowie. Bo opuszczając to miejsce, miałem ochotę wrócić i wskoczyć do tej mlecznej wody, dołączając do niego.

Nie pozwoliłem sobie na to, wracając na plac treningowy, gdzie spędziłem resztę dnia. Dopiero wieczorem zabrałem ze sobą trójkę najbliższych mi tygrysich wojowników, po czym udaliśmy się na wspólną kolację. Tylko z nimi czułem się na tyle swobodnie i komfortowo, aby nie przeszkadzała mi ich obecność przy posiłku, który książęta, tak samo jak królowie, spędzali jedynie z rodzeństwem, rodzicami lub ukochaną osobą. Ja nie miałem zamiaru zmieniać moich przyzwyczajeń, zwłaszcza że z paskudą zapewne byłoby niezręcznie.

I jakbym wywołał wilka z lasu, bo wchodząc do sali, w której zawsze spożywaliśmy posiłki we czworo, mój wzrok napotkał blondwłosą owcę. Raczej nie pamiętam, abym go tu zapraszał, dlatego przyglądałem mu się zdziwiony.

Moje Tygrysy zaczęły kłaniać się swojemu nowemu królowi, ja natomiast stałem tam po prostu, nie wiedząc czy może nie pomyliliśmy sali.

– Co tu robi moja paskuda? Zabłądziłeś? To całkiem spory pałac – stwierdziłem, szybko znajdując na to jakieś głupie wytłumaczenie. Choć zauważając stojące przed nim jedzenie, mocno różniące się od tego przygotowanego dla nas, raczej nie skłaniałem się ku tej opcji.

– Chciałem spędzić z wami czas. Jeśli to nie jest problem – wytłumaczył, tym swoim niewinnym i spokojnym tonem, z którym na pewno miałem częściej do czynienia niż Rada, czy też służba. Zaczynałem już zauważać takie różnice, a to było niepokojące.

– Chciał spędzić czas z Tygrysami – streściłem to swoim towarzyszom, oczywiście w moim języku, który nawet jeżeli Jimin rozumiał, nie powinien być tym urażony. W końcu było to zabawne. Cztery Alfy i jedna, mała Omega. – To spędzajmy ten czas – dodałem, śmiejąc się pod nosem i machając na stojące przy mnie hybrydy, abyśmy mogli zająć swoje stałe miejsca przed ustawionymi dla nas miseczkami.

Widziałem, że zarówno Jimin, jak i Xiao, Wei i Hwanhee, czują się niezręcznie w takim towarzystwie. I tylko ja nie miałem problemu z wyluzowaniem się, łapiąc od razu za pałeczki.

Skąd wiedziałem, że tak będzie?

Nie rozpoczynałem na razie żadnej rozmowy, chcąc coś zjeść, bo straciłem za dużo energii na placu treningowym i teraz musiałem ją odzyskać. Jednak paskuda miała trochę inne plany, najpierw patrząc po moich zestresowanych wojownikach, by zaraz znowu się odezwać, o dziwo w naszym języku.

– Nie znam jeszcze waszej mowy bardzo dobrze. Ale mam nadzieję, że... my... będziemy mogli rozmawiać – powiedział niepewnie, posyłając nam niewielki uśmiech, który nie był w stanie odwrócić mojej uwagi od tego zabawnego akcentu, jaki słyszałem przy każdym wypowiedzianym przez niego słowie. Chyba zauważył moje rozbawienie, ewentualnie wolał sobie odpuścić męczenie się z tygrysim, bo kolejne zdanie dodał już w smoczym języku, kierując je do trójki Alf, wpatrujących się w niego: – Nie jesteście naszymi gośćmi, lecz mieszkańcami tego miejsca i jeśli czegoś potrzebujecie, możecie o tym powiedzieć.

Raczej nie sądziłem, aby którykolwiek z chłopaków mu na to odpowiedział. Dziękowali jedynie, znów mu się lekko kłaniając, bo na pewno nie wiedzieli czy w ogóle powinni z nim rozmawiać. W końcu wszystkich nas zaskoczył swoim przybyciem na nasz wspólny posiłek.

Roześmiałem się, postanawiając rozluźnić choć trochę sytuację, dlatego to ja na to zareagowałem.

– Mamy wszystko, Wasza Wysokość – zapewniłem, również mu się kłaniając i nie mogąc powstrzymać rozbawionego uśmieszku, który czaił się na moich ustach. – Czyli mówisz, że dalej uczysz się mojego języka? – dopowiedziałem, kiedy powróciłem do poprzedniej pozycji, biorąc kilka kolejnych kęsów jedzenia. Wszyscy zaczęli w końcu powoli jeść, dzięki czemu wiedziałem, że mogę z nim na spokojnie porozmawiać, licząc że nie będzie znowu włączał moich chłopaków do rozmowy.

– Staram się. Nasze dziecko też będzie je znało i powinienem rozumieć wszystko, co będzie do mnie mówić – uświadomił mi, uśmiechając się do siebie i wolną ręką zaczynając głaskać lekko krągły brzuch. Nie sądziłem, że tak na to patrzy. Ale przecież się nad tym nie zastanawiałem, wiedząc że naszemu dziecku nie będzie potrzebny jeden z tych trzech języków. I na pewno nie będzie to ten tygrysi.

Jimin chyba na chwilę się zapomniał, głaszcząc swój brzuch przez materiał jasnej szaty, bo kiedy zdał sobie sprawę z tego, gdzie i z kim się znajduje, zerknął szybko na wpatrujące się w niego Alfy, zaraz odpuszczając sobie to działanie i zmieniając całkowicie temat:

– W każdym razie myślałem o tym, aby zorganizować dla was naukę smoczego lub owczego, by łatwiej było o porozumienie w pałacu. Barany wyraziły zainteresowanie nauką tygrysiego, aby łatwiej z wami współpracować.

Co? No chyba oszalałeś.

– Nie mamy problemu ze smoczym językiem, królu – oznajmił mu Xiao, jeszcze zanim zdążyłem się odezwać.

– I raczej niepotrzebny im ten owczy – dodałem, uświadamiając go jak bardzo nie obchodzi nas współpraca z jego gatunkiem. Byliśmy tu w innym celu i nie mieliśmy zamiaru zacząć się z nimi dogadywać. Ja zostałem do tego zmuszony ze względu na dziecko, jednak reszta nie miała ku temu żadnych powodów.

Jimin chyba powoli zaczynał to rozumieć, a przynajmniej powinien, skoro od początku byłem niechętny na wszelki kontakt z nim. To dlaczego moi wojownicy mieli mieć inne podejście? Już i tak wystarczyło, że moje Omegi zostały przymuszone do zaznajomienia się z owczym, ze względu na służbę w kuchni i przy kąpielach.

– Och, myślałem, że nie rozumiecie i dlatego nie za bardzo chcecie rozmawiać z Baranami. Wybaczcie moją wątpliwość w wasze zdolności. Po prostu moi strażnicy wspomnieli mi o tym... – wytłumaczył się, trochę zmieszany. – Cóż... Jak wam się podoba w naszym królestwie? Byliście przecież oglądać je nie tak dawno – zmienił temat, na co cała trójka moich Tygrysów popatrzyła w moją stronę, czekając na moją aprobatę.

Śmiało, wprawiajcie go w zakłopotanie, chłopcy.

Pokiwałem głową, posyłając im przyjazny uśmiech, w którym oczywiście czaiła się niewielka złośliwość, bo ta kolacja na pewno będzie należała do jednej z ciekawszych.

– Oh, królu. Wasze królestwo jest pełne pięknych polan, gór i dolin – zaczął ekscytować się Hwanhee, jak na nastolatka przystało. – Tylko klimat macie trochę chłodniejszy.

Wszyscy na to przytaknęliśmy, bo nasze skóry były przyzwyczajone do znacznie cieplejszych temperatur. I jak to Tygrysy, uwielbialiśmy dużo słońca, któremu tutaj zbyt często zdarzało się chować za chmurami.

Jimin pokiwał na to głową.

– Musi być wam ciężko. Ale rodziny na pewno są z was dumne, że służycie swojemu byłemu księciu, a teraz królowi – stwierdził, posyłając w moją stronę uśmiech, na który chwilę się zapatrzyłem.

Otrząśnij się!

Nie dałem tego po sobie poznać, słysząc jak każdy Tygrys mu na to przytakuje, a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu.

– Nie żartuj. To dla nich katorga – powiedziałem, specjalnie w jego języku, aby nie mogli zrozumieć mojego żartu. Wiedziałem, że mają do mnie szacunek i na pewno nigdy by tak nie powiedzieli. W końcu z innym księciem nie mieliby możliwości być aż tak blisko. – Pozwolisz, że zamienię z nimi kilka słów – dodałem, pochylając się do niego. Bo zawsze przy wspólnych posiłkach mieliśmy jakiś temat do omówienia. Tym razem nie mogło to być powiązane z naszymi planami, ale temat treningu mogliśmy poruszyć.

Omega przyjął to oczywiście do wiadomości, skupiając się przez chwilę tylko na posiłku, gdy wraz z chłopakami zaczęliśmy omawiać wszelkie błędy z dzisiejszych ćwiczeń. Prawie codziennie coś poprawialiśmy, wpadaliśmy na nowe pomysły, na nowe techniki, aby żadna hybryda nie mogła nas pokonać. W końcu kiedy już dojdę do władzy, będziemy mieli naprawdę dużo wrogów. I całą armię Smoków do zabicia.

Nasze miseczki były powoli opróżniane. A my, całkowicie pochłonięci rozmową, nie zauważyliśmy jak mała dłoń sięga po jeden z kawałków mięsa, maczając go w sosie i szybko umieszczając w swojej buzi.

– Jimin. Ostre jak moja szabla – ostrzegłem go, choć było już za późno. Chłopak zaczął przeżuwać włożony do ust kawałek, przez który jego oczy zwiększyły swój rozmiar, a ręka już sięgała po dzban z wodą.

Zaczął z niego łapczywie pić, a my wybuchnęliśmy śmiechem.

A mogłeś poprosić, paskudo.

Wiedziałem, że w innych okolicznościach nawet bym go przed tym nie powstrzymywał, ale wolałem go nie stresować, kiedy był w ciąży. A teraz na pewno znacznie szybciej biło jego serce.

– Tygrysia ostrość – uświadomiłem go, kiedy już zdołałem się uspokoić i patrzyłem na niego spokojnie.

– Nigdy więcej – mruknął do siebie, krzywiąc się i sięgając po kubeczek, w którym miał nalaną chyba herbatę. – Czuję, jakby wypaliło mi podniebienie...

Przez chwilę po prostu się uśmiechałem, patrząc na niego i przyglądając się jak pije. I dopiero gdy coś kliknęło w moim umyśle, przypominając o tym małym szczególe, który mi umknął, popatrzyłem najpierw na brzuch Jimina, by zaraz po tym wrócić spojrzeniem na jego twarz.

Nie. Niemożliwe. Przecież... nie mogłem o tym zapomnieć?

Złapałem za ten kubeczek, zanim blondyn znowu zdołał przyłożyć go do swoich ust, i zabrałem mu go z ręki.

– Też chcę spróbować twoich owczych, bezsmakowych herbatek – oznajmiłem mu, nadal utrzymując ten sam żartobliwy charakter, kiedy zacząłem w siebie wlewać to paskudztwo. Eunhy z nami nie było. Tym razem Yewon nam służyła, która nie miała o niczym pojęcia. W innym wypadku, na pewno zaraz zostałoby mi to wyrwane z ręki. W końcu tylko Eunha wiedziała, że była w tym trucizna. – Całkiem dobre. Już nie oddam – dodałem, łapiąc za cały dzbanek, z którego zacząłem przelewać sobie tę herbatę, aby nie dać Jiminowi wypić ani kropli. Jednak czy jeśli odpuści sobie ten jeden raz, jakkolwiek mu to pomoże po wypiciu tylu porcji w ciągu tych kilku miesięcy?

Jak mogłem o tym zapomnieć? Jak mogłem to przeoczyć?

Starszy zaśmiał się przez moje działania, a ja nie przestawałem wypijać tego i dolewać sobie kolejne porcje, zły sam na siebie.

– Jak chcesz poczuć smak, skoro twoje jedzenie wszystko zabija? – zapytał mnie po chwili, na szczęście sięgając po wodę, do której postanowił się ograniczyć.

Nie zostawiłem w tym dzbanku ani kropli, prosząc dyskretnie Yewon o przyniesienie mi jakichś ziółek, dzięki którym zwrócę zaraz wszystko. W końcu nie wiedziałem, ile dokładnie Eunha tego dodała, czy dzisiaj nie przesadziła, chcąc doprowadzić szybciej do śmierci Jimina, a przez to szkodząc mojemu organizmowi. Wolałem tego uniknąć, starając się dalej niczego po sobie nie pokazywać.

Alfy o niczym nie wiedziały, zagadując jeszcze do mnie czasami. A kiedy z naszych misek wszystko zniknęło, zebrali się, dziękując Jiminowi za towarzystwo i zostawiając nas samych. Mój brzuch był tak wypełniony, że naprawdę myślałem, że zaraz tam wszystko zwrócę. A pijąc napój od Yewon tylko wzmacniałem to uczucie.

Blondyn widząc, że niczego już nie jem, popijając coś tylko z kubeczka, przysunął się nagle do mnie, przytulając do ręki. Nie mogłem się powstrzymać, aby nie zerknąć na niego, widząc jak ta para dużych, brązowych oczu, wpatruje się we mnie z prośbą.

– Możemy dzisiaj z tobą spać?

Skąd ja to wiedziałem?

Westchnąłem, od razu odwracając od niego wzrok, bo nie byłem w stanie wpatrywać się zbyt długo w to spojrzenie, zwłaszcza czując na ręce to znajome, przyjemne ciepło jego dłoni.

– Nie za dużo czasu spędzamy razem, hmm? – zapytałem. Bo przecież byłem u niego podczas kąpieli, a teraz on przyszedł do mnie w czasie kolacji. I jeszcze mieliśmy razem spać? To... byłoby chyba za dużo.

– A co, masz jakieś tajne plany, które przede mną ukrywasz i musisz poświęcić im czas? – zażartował, zaraz jeszcze bardziej do mnie przylegając. – Proszę. Dzieciątko na pewno się cieszy, gdy jego tata jest z nami...

No takiego argumentu nie mogłem zignorować, kładąc po prostu rękę na swoim brzuchu, który pod warstwą twardych mięśni zaczynał umierać.

– Tajne plany związane z toaletą. – Zaśmiałem się, nie ukrywając tego. – Możesz do mnie pójść. Przyjdę za chwilę. – Sam się sobie dziwiłem, wypowiadając te słowa. Ale czułem, że nie zasnę dzisiaj bez tego zapachu. Bez tych drobnych dłoni i delikatnego uśmiechu.

Głupia paskuda. Musisz mieszać mi w głowie przez tę ciążę?

Chłopak ucieszył się na to zaproszenie, podnosząc się trochę, aby dotrzeć nosem do mojego policzka, który został przez niego pomiziany. Nie czekał na moją reakcję, jak zwykle zresztą, podnosząc się zaraz i uciekając ode mnie. A ja mogłem się tylko za nim wpatrywać, wzdychając na swoją bezsilność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top