4 - Craving you

Pod ten Dzień Singla :) 

[4800 słów]

~~~~~~~~




Taehyung:

Nie potrafiłem i nie mogłem pomóc Jiminowi. I to było w tym najgorsze. Nie wolno mi było ulżyć mu w codziennych obowiązkach, nie mogłem rozmawiać z nim tak jak kiedyś, nie mogłem trzymać go za rękę, nie mogłem patrzeć na niego zbyt długo. A teraz, gdy tak bardzo się męczył, nie mogłem przy nim pozostać. Myślałem, że wybranie takiej opcji będzie najodpowiedniejsze, w końcu nie wyobrażałem sobie życia bez jego widoku, bez rozmowy z nim, bez jego uśmiechu. Nawet jeżeli ostatnimi czasami tak ciężko było u niego wywołać to ostatnie zjawisko. I teraz obawiałem się, że będzie jeszcze ciężej. Nie tylko jemu, ale i jego rodzicom, dworkom, które się o niego martwiły, niektórym członkom Rady, którzy dobrze mu życzyli, doradcom, uczonym, mojemu bratu i mnie.

Domyślałem się, że sprowadzenie Tygrysa z powrotem do pałacu, nie będzie wcale łatwe. Ale obiecałem zarówno Jiminowi, jak i sobie, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby to zrobić. Za wszelką cenę. Wszystko dla mojego ukochanego i... jego dziecka.

Do ostatniej chwili pozostałem całkowicie spokojny, starając się nie pokazywać przy Jiminie zbyt wiele uczuć. Wiedziałem jednak, że długo tak nie wytrzymam, dlatego kiedy opuściłem jego komnatę, kiwnąłem na czekającego już Hyuka, który miał teraz przejąć wartę, odpowiadając za bezpieczeństwo naszego króla. Nie zamieniłem z nim słowa, zastanawiając się co zrobić. Mój umysł nie był jeszcze gotowy na spoczynek, dlatego zamiast do schodów, skierowałem się do Seokjina, którego komnata nie znajdywała się aż tak daleko od tej Jimina. Tylko przy nim mogłem opanować teraz myśli, będąc całkowicie szczery i nie musząc niczego udawać.

Droga nie zajęła mi zbyt długo. Byłem przyzwyczajony do szybkiego marszu, kiedy było to konieczne, dzięki czemu zaraz dotarłem pod komnatę brata, mieszczącą się tuż przy pałacowej bibliotece. Ogłosiłem swoje przyjście, nie chcąc go niepotrzebnie wprawiać w zakłopotanie, gdyby pomyślał, że to ktoś inny przyszedł go odwiedzić. A kiedy przekroczyłem próg jego komnaty, pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, były jego skrzydła. Niezbyt często pozwalał sobie na ich rozłożenie, przez co tylko nieliczni mogli podziwiać ich piękno. Były czarno-bordowe i wydawały się potężne. Jednak dobrze wiedziałem, że nie są w stanie go unieść, bo Seokjin zawsze wolał spędzać czas na ćwiczeniu umysłu, a nie skrzydeł. Choć nie zmieniało to faktu, że jeszcze kiedy byłem małym Baranem, czułem się przy nim bardziej bezpieczniejszy. Nie miałem wtedy tej siły, co teraz. I nie miałem tak długich rogów, jak teraz, będąc jedynie dzieckiem, widzącym w swoim bracie autorytet. Oczywiście nadal nim był i nadal byłem pewien, że w obliczu zagrożenia, każdy mądry przeciwnik, wolałby nie wchodzić w konflikt ze Smokiem.

Seokjin podniósł na mnie oczy znad księgi, którą czytał przy swoim stoliku. Widziałem, że jest już przygotowany do spania, bo miał na sobie tylko jedną, jasną warstwę szaty, dlatego obiecałem sobie, że nie będę mu długo przeszkadzał.

Zająłem miejsce naprzeciwko mojego brata, wypuszczając cicho powietrze i pozwalając sobie w końcu na pokazanie na swojej twarzy całego tego zmęczenia i zmartwienia. Starszemu tyle wystarczyło, aby zaraz zadać mi pytanie o mój stan:

– Jak się trzymasz, braciszku?

– Jutro, z resztą straży, muszę wyruszyć na poszukiwania króla Jeongguka – oznajmiłem, opierając głowę o ścianę znajdującą się tuż po mojej lewej. Pozwoliłem sobie również na zamknięcie oczu, od razu myślami uciekając do naszego natrafienia na Jeongguka i jego świtę. Tak bardzo miałem nadzieję, że słysząc o jego i Jimina dziecku, nie będzie się opierał i wróci z nami dobrowolnie do pałacu...

– Dlaczego? Coś się stało? – W głosie Seokjina słyszałem lekkie zmartwienie, ale i zaskoczenie, bo na pewno nie spodziewał się takich informacji.

– Jest potrzebny, a nie wiemy gdzie dokładnie się znajduje – wytłumaczyłem, nie zagłębiając się w szczegóły, których wiedziałem, że Jimin woli nie zdradzać.

– Do czego jest potrzebny? – dopytywał, na co od razu pokręciłem głową, otwierając w końcu oczy, aby natrafić na jego zmartwioną twarz.

– Jimin prosił, aby nikomu o tym nie mówić.

– Jimin bez bardzo ważnego powodu nie kazałby go sprowadzić. Bo zgaduję, że to on wysyła straż – zaczął się zastanawiać, drapiąc się przy tym po podbródku, co niestety należało do jednych z jego przyzwyczajeń, zwiastujących głęboką analizę. A to nie wróżyło nic dobrego. – W każdym razie cieszę się, że jedziesz. Odpoczynek od naszego króla dobrze ci zrobi – dodał, na szczęście, lub nie, ograniczając się tylko do takich słów.

– Powinienem tutaj zostać, hyung. Chronić go i dbać o to, aby nie działa mu się krzywda. Chociaż teraz – zauważyłem, z całego serca pragnąc uczynić lepszym ten czas bez Tygrysa. I zapewne tak by właśnie było, gdyby nie ich dziecko.

– Doceniam twoje oddanie i jestem z ciebie dumny, jako twój brat. Ale jednocześnie jako opiekun chcę, abyś choć raz pomyślał o sobie. Obaj wiemy, że teraz będzie już tylko gorzej, Taehyungie. Musisz zapomnieć o swoich uczuciach do niego – przypomniał, mówiąc to niezwykle łagodnie. Mogłem w tym wyczuć całą troskę, którą mnie otaczał, jednak takie stwierdzenia jedynie sprawiły, że ponownie przymknąłem oczy, chcąc pozbierać myśli.

– Gdyby był z nim szczęśliwy, byłbym spokojniejszy. Ale on... – Wziąłem głębszy oddech, nawet nie potrafiąc nazwać tego, jak ten Tygrys traktował naszego króla. – Nie chcę zostawiać Jimina samego nawet na chwilę – przyznałem, dość twardo, czując jak moje brwi mocno się marszczą na samo wspomnienie ich interakcji. To, co mu robił, było nieludzkie. Nienaturalne. Bo jak można naznaczyć Omegę, aby zaraz po tym traktować ją jak największego wroga?

– Jeśli mam rację w moich domysłach, to twoja obecność przy nim jest bardziej niż zbędna. Wręcz może mu zaszkodzić. – Seokjinowi jak zwykle niewiele było potrzeba, aby domyślił się co też może dolegać naszemu królowi. Nie skupiłem się jednak na odkryciu przez niego prawdy, a raczej na ostatnich słowach, które mnie zmartwiły.

– Zaszkodzić?

– Jeśli dobrze rozumiem, że musisz jechać po Jeongguka, bo Jimin okazał się brzemienny, to teraz obecność innych Alf, niż jego, może wywoływać w nim za dużo stresu, a niepożądany zapach go osłabi. To z kolei sprawi, że ich dziecko będzie w niebezpieczeństwie. Jimin powierzył w twoje ręce życie ich dziecka.

Nie potrafiłem siedzieć dłużej w takiej pozycji, natychmiast się prostując i patrząc na niego zszokowany. Bo naprawdę nie sądziłem, że aż tak mu mogę szkodzić?

– Jimin zdaje sobie z tego sprawę? Czy to przez instynkt?

Mój brat zastanowił się chwilę nad moimi pytaniami, na co oczywiście dałem mu czas, nie pospieszając.

– Raczej nie. Był u medyka, prawda? Więc zapewne on mu o tym powiedział. Instynkt kazałby mu się zwinąć w kulkę, z daleka od Alf, i beczeć głośno, by nawoływać swojego Alfę. Dlatego nie powinieneś być rozczarowany odesłaniem cię – wyjaśnił, a ja od razu zacząłem się zastanawiać, czy może nie lepiej by nam było, gdyby nie pozostało w nas nic ludzkiego? Jeongguk na pewno nigdy nie dopuściłby się do skrzywdzenia Jimina, pragnąc chronić swoją Omegę za wszelką cenę. A gdyby dowiedział się o dziecku, od razu by do niego przybył, zapewniając opiekę i poczucie bezpieczeństwa. Jednak to nie był świat zwierząt, a hybryd, które miały jedynie ich niektóre cechy. Jeongguk nie był takim Alfą, jakim powinien być, a ja po prostu musiałem zadbać o to, aby trochę go do tego zmusić.

– W takim razie nie będę miał przed tym żadnych oporów. Jeżeli tak będzie dla niego lepiej... – przyznałem, niestety nieco smutnym głosem, bo choćby jeden dzień bez jego widoku był dla mnie ciężki, a co dopiero tydzień lub dwa.

Seokjin szybko wyczuł tę zmianę humoru, zaraz się do mnie przysuwając, aby zacząć głaskać po związanych włosach. Przysunąłem się do niego automatycznie, pragnąc takiej troski i pocieszenia, bo tylko przy nim nie bałem się obnażyć swoich prawdziwych uczuć.

– Wiem, braciszku. Naprawdę rozumiem twój ból i zawsze będę uważał, że los był dla was niesprawiedliwy. Jednak musisz się z nim pogodzić i otworzyć na to, co niesie przyszłość, bo ona nie jest przypadkowa – oznajmił, na co po prostu kiwnąłem lekko głową, uśmiechając się i obejmując go jedną ręką. Wtuliłem się w jego ramię, będąc mu wdzięczny za takie przypomnienie. Bo nawet jeżeli nie liczyłem już na idealne życie u boku ukochanego, pragnąłem tego dla naszego króla.

– Mam tylko nadzieję, że będzie łaskawa dla Jimina – powiedziałem, czując jak ręce mojego brata też mnie obejmują, przytulając mocno do siebie. I choć przez chwilę mogłem całkowicie wyciszyć swoje myśli, skupiając się tylko na tym geście.

– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Chodź już spać, musisz mieć siłę, by znaleźć tego okropnego Tygrysa – poprosił, na co oczywiście potrzebowałem kilku sekund, biorąc głęboki oddech i odsuwając się powoli od niego.

Pożegnanie i wyruszenie do części pałacu wyznaczonej dla straży, nie było ciężkie. Gorsza była świadomość jutrzejszego opuszczenia pałacu. Bo co jeśli nie zdążymy na czas? Co jeśli Tygrys nie zgodzi się z nami wrócić? Bałem się tego, jednak obiecałem sobie nie pokazywać tych uczuć. Ani przy Jiminie, ani przy jego Alfie.



Eunha:

Urodzenie się jako Tygrysica, to prawdziwa rozkosz i błogosławieństwo. Żadne inne hybrydzie Omegi nie miały tak dobrze jak my. Nawet jeśli nie byłyśmy tak piękne jak Świnie, brakowało nam inteligencji Szczurzyc, czy siły Krów, to jednak nasze charaktery pozwalały nam na owijanie sobie Alf wokół palców.

Uwodzenie Tygrysów było moim ulubionym zajęciem odkąd przestałam być dzieckiem, a czas mojej pierwszej rui zbliżał się wielkimi krokami. Alfy wtedy wręcz nosiły mnie na rękach, aby tylko zdobyć moje zainteresowanie i zachęcić do złożenia obietnicy, bym przeszła z nimi ich pierwsze ruje. A ja wiedziałam, jak z tego mądrze korzystać. Dlatego zarówno moja uroda, jak i przebiegłe sztuczki pozwoliły mi na znalezienie się wśród pałacowych dworek, które miały swoim towarzystwem służyć rodzinie królewskiej. W ten sposób poznałam księcia Jeongguka. Wyróżniał się na tle swego rodzeństwa. Nawet jeśli nie miał zasiąść na tronie ze względu na swojego starszego brata, genialny zmysł taktyczny powinien mu zapewnić władzę. Szkoda że tak to nie funkcjonowało...

Jako dworka, miałam obowiązek służenia każdemu w rodzinie królewskiej, dlatego kiedy książę wybrał mnie na swoją ruję, byłam po prostu zachwycona. Rozumiałam doskonale, że to nic aż tak szczególnego, jakbym chciała, bo Tygrysy, zwłaszcza królewskie, miały zwyczaj posiadania całych haremów. Jednak książę traktował mnie inaczej niż pozostałe dworki, wiedziałam o tym i widziałam to. Ja byłam jego ulubienicą, mnie najczęściej wybierał do swoich zabaw, nawet nie będąc pod wpływem instynktu. Zaczęłam już nawet planować, jak będzie wyglądała nasza ceremonia Naznaczenia, bo przecież na pewno to mnie by wybrał jako swoją Omegę na resztę życia. Byliśmy dla siebie stworzeni!

I nagle wylądowałam w tym syfie, jakim jest Królestwo Owiec. Kiedy książę ogłosił, że postanowił poślubić tamtejszego księcia koronnego, z wściekłości doprowadziłam do tego, iż jedna ze służących Kotek skończyła ze szramą na policzku od moich pazurów. Nie ukarano mnie za to, bo to tylko głupia, podrzędna hybryda, a ja potrzebowałam na kimś wyładować moją złość. Poszłam nawet do mojego księcia, aby subtelnie podpytać go o powód tej decyzji. I wystarczyło, by mi powiedział, że jeśli z nim pojadę, to będę odpowiedzialna za podtruwanie tej owczej szkarady, bym od razu z chęcią kazała spakować swoje rzeczy i pożegnała się z moim dotychczasowym domem. W końcu, gdy mój książę stanie się władcą, zajmie należne mu miejsce, a potem pozbędziemy się razem tej szkarady, byśmy mogli panować nad królestwem! CU-DO-WNIE!

Jednak przeprowadzka do Owiec, wcale nie była taka prosta i wspaniała. Pominę już sam fakt bólu, gdy razem z resztą dworek musiałyśmy patrzeć, jak nasz ukochany bierze ślub z tym ohydztwem, które teraz miało być chwilowo naszym królem. Ten cały Jimin wyglądał po prostu śmiesznie – drobne, do niczego nienadające się ciałko, poplątane włosy w jakieś kołtuny i wiecznie żałosna mina. Kto by go chciał? Jedyne, czego mogłam mu zazdrościć, to pięknych szat, ale niedługo potem każda z Tygrysic otrzymała nowe stroje, które miały pasować do naszego nowego dworu, więc i to nie było już jego przewagą.

Skupiłam się jednak na moim zadaniu i wraz z innymi dworkami, które tutaj musiały pomagać w lżejszych obowiązkach służby, zgłosiłam się do pomocy w kuchni, mając dzięki temu znakomitą okazję do wybadania nawyków żywieniowych tej pseudo Omegi, by powoli zacząć dodawać kilka kropel przygotowanej trucizny. Trochę potrwa, nim wypije odpowiednią dawkę, ale musiałam być cierpliwa. Skoro już tyle czekałam na oświadczyny mojego przyszłego Alfy, to mogę poczekać jeszcze trochę. Będzie warto.

Czas w pałacu był dość spokojny, choć mogąc przebywać wśród mieszkańców tego królestwa, zauważyłam ich wrogie nastawienie do nas. Nie wyrażali tego jakoś szczególnie względem mnie, czy pozostałych Tygrysów, ale wyraźną niechęcią darzyły mojego ukochanego. Szybko dowiedziałam się dlaczego. Ponoć (teraz już król) Jeongguk, swoją propozycją małżeństwa zakończył jakąś wielką historię miłosną między nowym królem a jego strażnikiem. Śmiać mi się chciało, gdy zobaczyłam o kogo chodzi. Ale w sumie on i ta pokraka pasowali do siebie. Oboje tak samo beznadziejni i żałośni w całym swoim jestestwie.

Na szczęście już po kilku tygodniach, nasz ukochany Alfa zaproponował wszystkim dworkom, aby towarzyszyły mu w małym objeździe po tym obcym królestwie. Chętnie przyłączyłam do tej wyprawy, tym bardziej uradowana, że to ohydztwo, zwane małżonkiem króla Jeongguka, nie jest w ogóle zaproszone. A w tym mogła być moja szansa. Bo rozumiałam, iż nasz król musiał zachowywać jakieś pozory i w pałacu nie zapraszał żadnej z nas do łoża, aby nie rozjuszyć nikogo niepotrzebnie, bo ta kultura była mocno monogamistyczna. Co nie oznaczało, że będzie się powstrzymywał z dala od murów pałacu.

Swoją okazję upatrzyłam jednego wieczora, kiedy nasi wojownicy przygotowali nam miejsca do odpoczynku. Wyjątkowo nikt nie zawracał królowi głowy, dlatego mogłam spokojnie udać się do odpowiedniego namiotu, podekscytowana nadchodzącą rozmową. A pamięć o zapachu, który od kilku godzin czułam od naszego władcy, tym bardziej mnie do tego zachęcała. Co prawda musiałam trochę się pokłócić z resztą Omeg o możliwość złożenia mu propozycji wspólnego spędzenia jego nadchodzącej rujki, ale żadna z nich nie była na tyle głupia, by za długo mi się stawiać.

– Wasza Wysokość? – powiedziałam, starając się mówić moim melodyjnym tonem jak najbardziej uwodząco, stając przed wejściem do jego tymczasowego lokum. – To ja, Eunha. Czy mogę wejść?

Chwilę potrwało, nim usłyszałam odpowiedź. Odgłosy zwijanych papierów i odkładania czegoś pozwoliły mi jednak na spokojne stanie w miejscu i dały pewność, iż mój ukochany zaraz mnie zaprosi do środka.

– Wejdź – odpowiedział w końcu, więc natychmiast pochyliłam się nieco i weszłam do środka, kłaniając grzecznie. Król Jeongguk zajmował miejsce przy niewielkim stoliku, na którym leżała obecnie mapa. Kilka zwiniętych rolek spoczywało przy jego nodze, jednak nie skupiałam się na tych mało ważnych szczegółach, zbyt pochłonięta chęcią ujrzenia jego twarzy. – Czegoś potrzebujesz? – zapytał łagodnie, również przyglądając się mojej osobie, co miło łechtało moje ego.

– Wasza Wysokość, proszę wybaczyć moją śmiałość, ale wydaje mi się, że to król czegoś potrzebuje. A raczej kogoś do czegoś – odparłam, używając wszelkiego mojego uroku oraz zalotnego tonu, by nadać mojej wypowiedzi odpowiedniego charakteru. Bez skrupułów zajęłam miejsce tuż obok Alfy, poruszając nosem przy głębszym wdechu, aby napełnić płuca tą cudowną wonią.

Mój ukochany zaśmiał się radośnie, przyglądając mi z ciepłym uśmiechem.

– Już wszystkie wiecie, prawda?

– Wasza Wysokość pachnie jeszcze bardziej kusząco niż zazwyczaj, dlatego jesteśmy gotowe na pomoc – zapewniłam natychmiast. Bo choć sam nie dawał po sobie poznać, iż zbliża się jego rujka, to jego zapach zdradzał go aż za bardzo.

Nie trzymaj mnie w niepewności, mój królu. Zaraz wezmę cię między usta, popieszczę, będzie ci tak dobrze... A potem...

– Niestety muszę ci odmówić, Eunha.

... Co?

– O... odmówić? – powtórzyłam, zupełnie zbita z pantałyku.

– Tak. Swoją ruję spędzę sam, w lesie – wyjaśnił zupełnie spokojnie.

– Ależ Wasza Wysokość... Wybacz pytanie, ale dlaczego? Każda z nas jest gotowa spędzić ten czas z królem. – Nie dawałam za wygraną, bo jego zachowanie było wbrew wszelkiej logice.

Nie chce spędzić z żadną z nas rujki? Nie chce ZE MNĄ?!

– Teraz powinienem spędzać ten czas z Owcą. Jeżeli wrócę i będę miał na sobie zapach innej Omegi, cały pałac jeszcze bardziej nastawi się przeciwko mnie. A nie mogę do tego dopuścić – wyjaśnił mi bardzo spokojnie, przenosząc swoje spojrzenie na mapę.

CO ZA ABSURD! TA OWCA NAWET DO SEKSU SIĘ NIE NADAJE!

– Ale do powrotu jeszcze kilka tygodni, Wasza Wysokość. Do tego czasu zapach się zatrze – zauważyłam, sięgając po broń ostateczną, jaką była zabawa ogonem króla. Bardzo to lubił, podobnie jak drapanie za uszami. To zwykle działało, ale tym razem moja dłoń szybko została powstrzymana.

– Nie mogę ryzykować. Zwłaszcza podczas rui – odpowiedział twardo, a jego spojrzenie natychmiast kazało mi się przed nim korzyć.

– Oczywiście, Wasza Wysokość. Przebacz mi proszę.

Przez chwilę patrzyłam w te jego piękne oczy, które zdawały się nie mieć dna. Brązowe spojrzenie wręcz hipnotyzowało, zachęcając do rozebrania się przed nim, by tylko kusić swoimi wdziękami, aby nie przestawały spoglądać właśnie na mnie.

Król chyba poczuł moje pożądanie, bo jego dłoń nagle znalazła się na moim ramieniu, a palce powolnym ruchem zsunęły fragment szaty z mojego ramienia, ukazując mu nieco opaloną od popołudniowego wylegiwania się na słońcu, skórę.

– Ciężko ci odmawiać, Eunha – zaczął i wyraźnie widziałam już moje zwycięstwo, gdy nagle tę piękną chwilę przerwał jeden ze strażników, który wszedł tu bez ostrzeżenia. Miałam ochotę na niego warknąć, by się stąd wynosił.

– Wasza Wysokość, przybyli strażnicy z pałacu i proszą o rozmowę z królem – powiedział, nim ktokolwiek pozwolił mu się odezwać, na co król Jeongguk od razu porzucił swoje zamiary względem mnie i podniósł się z miejsca, kierując prosto do wyjścia.

Wkurzona poprawiłam szatę i ruszyłam za nim, po drodze warcząc cicho na Jinkiego. Na zewnątrz już czekały Barany, na których czele stał ten niedoszły małżonek owczego króla, proszący o rozmowę w cztery oczy z królem Jeonggukiem. Udali się więc razem na krótki spacer, a kiedy wrócili, Alfa oznajmił, że gdy tylko skończy się jego ruja, wracamy do pałacu. A ponieważ Barany zostały z nami, mogłam zapomnieć o spędzeniu tego czasu z moim ukochanym.

Jak ja nienawidzę tego królestwa...



Jeongguk:

Nasza wyprawa po Królestwie Owiec oczywiście skupiła się na poznaniu jego terenów pod względem dobrego i szybkiego wypełnienia ostatniego punktu mojego planu. Choć tak jak obiecałem, specjalnie dla naszych Omeg, zatrzymywaliśmy się przy wskazanych przez paskudę miejscach, mogąc w ten sposób trochę odpocząć, ciesząc oczy ładnymi widokami. I nawet jeżeli bardzo mnie kusiło, powstrzymywałem się przed wchodzeniem w bliskie interakcje z naszymi Tygrysicami. Po prostu starałem się o tym nie myśleć, skupiając na układaniu sobie całej taktyki w głowie. Dlatego kiedy nasze Omegi kąpały się nago w wodospadach, zostawałem w namiocie lub wędrowałem z jednym z moich strażników po pobliskim lesie. Kiedy którakolwiek z nich uśmiechała się do mnie pięknie, ignorowałem to, udając że tego nie widzę. A kiedy zabawiały nasze Alfy, skupiałem się na studiowaniu zabranych ze sobą ksiąg, dobrze wiedząc, że teraz muszę odpuścić sobie takie rozkosze.

Przyjście Eunhy w ogóle mi tego nie ułatwiało. Bo w przeciwieństwie do Sowon, Yerin, Yuju, Eunbi, Yewon, Jisunga i Seungmina, była przepiękna i najbardziej kusiła z nich wszystkich, znając przy tym sztuczki, które były w stanie bardzo łatwo przekonać mnie do zmiany zdania. I już byłem skłonny złamać swoje nowe zasady trzymania się z daleka od Omeg, w sumie nie uznając już ich zapachu za tak cudowny jak kiedyś, gdy przybył do nas Jinki. A informacja o dotarciu do nas strażników z zamku tak mnie zaskoczyła, że na zewnątrz wyszedłem z uniesionymi brwiami, zaraz natrafiając spojrzeniem na Barana, stojącego na czele tych kilku Alf.

Kojarzyłem go, rozpoznając tę blond czuprynę, upiętą w kitkę. Jednak nie znałem jego imienia, czekając aż sam się do mnie zwróci.

– Wasza Wysokość, nazywam się Kim Taehyung i zostałem wysłany przez króla Jimina, wraz z kilkoma strażnikami, aby cię odnaleźć i przekazać ważną wiadomość. Mógłbym prosić o rozmowę w cztery oczy, królu? – zapytał, kłaniając się i podnosząc na mnie wzrok dopiero wtedy, gdy cisza między nami się przedłużała, a ja zwlekałem z udzieleniem mu odpowiedzi.

Po co cię przysłali, Baranie? Aby mnie skontrolować?

Zmrużyłem oczy, mówiąc mu krótkie: „Za mną" i ruszając na skraj tej polany. Jego kroki nie były tak ostrożne jak moje, dlatego łatwo mogłem usłyszeć jak za mną rusza. A kiedy oddaliśmy się od reszty na tyle, aby nie byli w stanie usłyszeć naszej rozmowy, zwolniłem, pozwalając mu zrównać ze mną krok.

– Cóż to za wiadomość? Czyżby król Jimin się o mnie martwił? – powiedziałem kpiąco, powstrzymując przy tym śmiech, bo czy nie powinien odpoczywać ode mnie w tej chwili? Więc po co go tu przysłał?

– Król Jimin cię potrzebuje, Wasza Wysokość. On i... wasze dziecko – wyjaśnił, na co aż przystanąłem.

– Nasze dziecko? Jest w ciąży? – Zaczynałem to rozumieć, w sumie nie będąc tym zaskoczony. W końcu spędziliśmy razem Noc Naznaczenia, a paskuda na pewno nie miała zamiaru zadbać o to, aby nie zachodzić po tym w ciążę. Zależało mu na dziedzicu, tak jak zapewne całemu królestwu.

– Tak, Wasza Wysokość.

– Rozumiem. To wszystko? – Już chciałem zacząć kierować swoje kroki z powrotem do mojej świty, gdy Baran znowu się odezwał, zastępując mi przy tym drogę.

– Mam za zadanie sprowadzić cię z powrotem do pałacu, królu. Jego Wysokość Jimin-

– Wrócę tak jak zaplanowałem – przerwałem mu, zaczynając wymijać. Hybryda oczywiście od razu za mną ruszyła, kontynuując swoje głupie gadanie.

– Jego Wysokość Jimin jest osłabiony. Potrzebuje bliskości i opieki swojego Alfy. Dlatego błagam cię, królu, wróć z nami do pałacu.

Jego płaszczenie się przede mną, naprawdę mi się podobało. Aż byłem skłonny zgodzić się na to, zwłaszcza że inaczej cały dwór zje mnie żywcem.

Mam inne wyjście?

Wywróciłem oczami, zatrzymując się.

– I tak mieliśmy już wracać – zacząłem. – Nie wyruszymy jednak od razu, bo zbliża się moja ruja. Musicie poczekać kilka dni – oznajmiłem, niczego więcej już nie dodając. Baran na pewno to rozumiał, wiedząc że nie mogę udać się do paskudy kiedy jestem przed rują.

Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Baran, wraz z resztą strażników, rozbili swój obóz, oczywiście utrzymując między nami pewien dystans. I właśnie w ten sposób spędziliśmy dwa dni, po których przyszedł czas na kilka dni udręki. Rzadko spędzałem samotnie ruje, ale wiedziałem że będzie mnie to czekać w tym królestwie. W końcu nigdy nie zbliżyłbym się do swojego małżonka w takim okresie. Tak samo gdyby to on miał ruję. Alfa i Omega są wtedy ze sobą zbyt blisko i może przywiązałbym się do niego tak, jak przywiązałem się na przykład do Eunhy, nie potrafiąc być dla niej szorstki, odpowiednio dobierając słowa, tak, aby jej nie zranić. A jeszcze tego mi brakowało, aby paskuda zaczęła być dla mnie kimś więcej.

Kiedy wyruszyliśmy wreszcie w drogę powrotną, zacząłem się zastanawiać jak na to wszystko zareaguję. Jimin na pewno inaczej pachniał. Będę chciał go chronić? Opiekować się nim? Raczej tak. Choć nieważne co by to nie było, postaram się to w sobie zdusić.

Do pięciu dni na polanie, dołączyło siedem dni wędrówki. Pałacowi strażnicy nie zamienili już ze mną ani słowa. Oczywiście do czasu. Nie spieszyło mi się zbytnio do paskudy i ten cały Taehyung chyba to widział, bo pewnego dnia poprosił, abym resztę drogi przebył z nim sam na sam, na koniach. A kolejne jego argumenty i płaszczenie się przede mną, były na tyle zabawne, abym na to przystał, docierając do pałacu nieco wcześniej niż planowaliśmy.

Znajoma okolica i znajome twarze od razu pogorszyły mój humor. Dlatego tak jak dotrzeć tutaj byłem w stanie szybko, tak znaleźć się pod komnatą Jimina, niekoniecznie. Po drodze zauważyłem jak cała pałacowa służba zerka na mnie niepewnie lub nawet z niechęcią w oczach, chyba mając mi za złe opuszczenie ich króla w takim czasie?

Nie przygotowywałem się do tego spotkania, po prostu po dotarciu pod odpowiednie drzwi, wchodząc do środka. Jimin, tak jak się tego spodziewałem, leżał na łóżku, a wokół niego znajdowało się kilka owczych dworek. I tylko jedna Omega z nich wszystkich, zerwała się od razu, kierując w moją stronę, gdy zacząłem się kłaniać.

– Przybyłem. Jak kazałeś, mój królu – powiedziałem to beznamiętnym głosem, zaraz zauważając jak kobieta, która skierowała się w moją stronę, zaczyna mnie ponaglać, każąc przenieść się obok paskudy.

Zrobiło się przez to małe zamieszanie, bo wszystkie dworki jak najszybciej zaczęły stąd uciekać ze spuszczonymi głowami, wycofując się obok mnie tyłem. Tylko ta starsza hybryda została, popychając mnie lekko w stronę łóżka. Dopiero teraz zauważyłem, że jej szaty mocno różniły się od tych dworek. Możliwe że była matką paskudy, ale nie miałem okazji przyjrzeć się jej twarzy, czy chociażby o to zapytać, bo powtarzała ciągle piskliwym głosem: „Idź do niego. Szybko, szybko. Potrzebuje cię". I w sumie tę jedną cechę mogłem połączyć z moim małżonkiem, bo miał tak samo denerwujący głos jak ona.

Zmarszczyłem na to wszystko brwi, lądując już na łóżku. Choć dla kobiety nie było to wystarczające. Nie zdążyłem nawet normalnie usiąść, a już zostałem wepchnięty pod kołdrę. Owca nie przestawała przy tym narzekać, lamentując o tym jak mogłem zostawić swoją Omegę w takim stanie. Wywracałem na to oczami, przyglądając się jej groźnie i obserwując jak jeszcze głaska te potargane kudły paskudy, po czym wychodzi szybkim krokiem z komnaty.

Dopiero teraz mogłem w ogóle skupić się na tym, co tutaj zastałem, oczywiście teraz leżące obok mnie. Tak jak się tego spodziewałem, chłopak pachniał... niepokojąco. Strachem, cierpieniem i bezbronnością. Wiedziałem, że teraz, nawet gdybym chciał, nie potrafiłbym stąd uciec, musząc go najpierw uspokoić.

Przyjrzałem się niepewnie jego twarzy, czując jak zaczyna tulić się do jednej z moich rąk. Jego nos zaczął ją obwąchiwać, a z ust uciekło znajome, owcze beczenie. Nie skupiałem się jednak na tym co robi, albo na tym co sam zaczynam czuć. Nie odrywałem spojrzenia od jego twarzy, widząc jak mokre, blond kosmyki przyklejają się do zroszonego potem czoła, jego skóra jest nienaturalnie blada, a pod oczami łatwo zauważyć wielkie, ciemne półkola.

– Wyglądasz jeszcze gorzej niż zwykle – skomentowałem to, skupiając już wzrok na swojej ręce, którą miałem ochotę od niego zabrać. Jako Jeongguk, a nie jego Alfa. Bo jako hybryda, która go naznaczyła, miałem ochotę zrobić coś znacznie głupszego.

– Wiem. Nasze... maleństwo trochę źle wpływa na moje zdrowie – przyznał słabym głosem, który ledwo do mnie dotarł.

Przysunąłem po prostu tę rękę do jego nosa jeszcze bardziej, pozwalając mu być przy niej tak blisko, jak tego chciał, a sam starałem się oddychać tylko przez usta, aby nie poddać się tym wszystkim uczuciom.

Paskuda nie odrywała nosa od mojej skóry przez dłuższą chwilę. Czułem jak te delikatne dłonie obejmują mój nadgarstek, nie pozwalając mi uciec, na co mrużyłem nieco oczy, czekając aż przestanie to robić.

Niestety nastąpiło to znacznie później niż tego chciałem. A kiedy znów mogłem ujrzeć jego brązowe spojrzenie, zauważyłem, że jest dużo spokojniejszy.

– Dziękuję, że wróciłeś.

– I tak mieliśmy już wracać – oznajmiłem mu, aby nie pomyślał, że tylko dla niego to zrobiłem. Nie mogłem mu przecież powiedzieć, że wolę nie zadzierać z całym dworem, bo kiedy już zajmę tutaj tron, musiałbym ich zapewne wybić.

Wycofałem powoli rękę, uznając że nacieszył się już tym zapachem. Jednak wystarczyło, aby stracił z nią kontakt i jego dłonie musiały zacząć ją puszczać, aby zabeczał żałośnie.

– Zostaw jeszcze – wymruczał, wywołując tym moje natychmiastowe westchnięcie.

Ile mam jeszcze oddychać przez usta?

Oddałem mu tę rękę, ale od razu postanowiłem zaproponować też inne rozwiązanie, dzięki któremu stąd ucieknę:

– Dam ci moją szatę. Na niej jest chyba więcej zapachu niż na ręce. Hmm?

– Tak jest dobrze – powiedział prosto w moją dłoń, której tym razem uczepił się znacznie mocniej. Ehh... – Teraz chyba... będziemy musieli spędzić razem więcej czasu.

– Potrzebujesz mojego zapachu, a nie mnie. Więc nie widzę sensu w spędzaniu razem czasu – odpowiedziałem na to natychmiast, próbując wybić mu to z głowy.

Zaczął przez to przyglądać mi się uważnie, śledząc każdy fragment mojej twarzy, jakby chciał z niej coś wyczytać. Choć nie miałem pojęcia co?

– Zamierzasz... zostawić mnie samego?

Już zaczyna przesadzać.

– Przecież nie zostaniesz sam. Masz matkę, masz służbę i straż. Nie zamierzam tu z tobą leżeć nie wiadomo ile – uświadomiłem go, odwracając wzrok, nie chcąc już na niego patrzeć.

– Jak możesz... – zaczął rozpaczliwie, puszczając moją rękę, a w jego głosie dało się usłyszeć, że zbiera mu się na płacz. – Nawet na dziecku ci nie zależy?

Co to za głupie pytanie?!

Zacisnąłem mocno zęby, zaraz łapiąc go jedną ręką za kark, a drugą przysuwając znowu do jego nosa. Starałem się nie używać przy tym siły, aby nie zostawić mu siniaków na ciele, bo jeszcze jego matka zrobi mi o to awanturę.

A kiedy już go odpowiednio ustawiłem, dopiero wtedy się odezwałem.

– Nie dramatyzuj. I nie rycz. – Nie warczałem na niego, aby nie pogorszyć sytuacji, ale nie mogłem ukryć tego, że powoli tracę cierpliwość, co na pewno wyłapał w moim głosie.

Nie zależy mi na tym dziecku. A już zwłaszcza na tobie. Ale przecież gdybym ci to powiedział, zapłakałbyś się i nie dał mi spokoju.

– Jeżeli tak bardzo mnie teraz potrzebujesz, to mnie nie denerwuj, rozumiesz? – zapytałem, tym razem nie odrywając od niego wzroku, widząc przez to jak w jego brązowych oczach czai się strach. Nie płakał, ale lekko się trząsł, potrzebując dłuższej chwili, aby móc zamknąć w końcu oczy i w pełni skupić się na moim zapachu.

Żałosny. Jesteś żałosny, Omego.

Byłem cierpliwy, nie ruszając się nawet o milimetr i pozwalając mu znowu się uspokoić, wdychając mój zapach. Ja oczywiście odpuściłem sobie wąchanie woni słodkich jagód, nie chcąc poznać jego uczuć. Po prostu czekałem aż zaśnie. A kiedy w końcu do tego doszło, upewniłem się, że go nie zbudzę swoją ucieczką, po czym zdjąłem swoją szatę, kładąc ją na kołdrze, tuż przy jego twarzy, aby nadal był pewien, że przy nim jestem. I dopiero gdy opuściłem tę komnatę, pozwoliłem sobie na normalne zaczerpnięcie powietrza, jak najszybciej kierując się do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top