17 - Arrangement
Witam, witam i z rozdziałem wjeżdżam :D
(4800 słów)
~~~~~~~~~~~
Seokjin:
Nieobecność króla Jimina i jego małżonka, nie sprawiła większego kłopotu naszemu królestwu. Radni potrafili ze sobą współpracować, nie mając problemu w przejęciu ich obowiązków, jednak to również oznaczało, że teraz cały czas byłem im potrzebny do pomocy. Częściej bywałem na ich spotkaniach, przypominając jakieś istotne fakty, które mogli pominąć, lub o których mogli zapomnieć. A swój wolny czas zazwyczaj wykorzystywałem do studiowania niektórych pism, potrzebujących wyjaśnienia lub przetłumaczenia z innego języka. Dlatego to, co zacząłem z Jung Eunhą, nie mogło kwitnąć tak szybko, jak na początku. Bo jeszcze kilka tygodni temu mieliśmy czas, aby spotykać się w mojej komnacie prawie co kilka dni. Lub natrafiać na siebie na korytarzach i ukrywać się za filarami lub w zaułkach, całując i śmiejąc cicho w swoje usta. Zdołaliśmy nawet spędzić razem ruję Eunhy, po której całe moje plecy były w czerwonych śladach. Oczywiście starałem się jakoś ją kontrolować, ale za bardzo zależało mi na tym, aby ją w pełni zadowolić, przez co możliwe, że pozwalałem jej na zbyt dużo. Jednak dopóki słyszałem, że jestem „dobrym kochankiem", raczej nie musiałem się martwić o moją naturę i instynkt, które nie potrafiły traktować jej tak, jak to robiły tygrysie Alfy.
Nasze cotygodniowe zajęcia nie zmieniły swojej formy, nawet po wyjeździe naszych władców. A te dodatkowe, z Eunhą, powoli się niestety kończyły, bo zdołaliśmy nadrobić cały materiał. Wszystkie Tygrysice były już raczej świadome naszego związku, nawet jeżeli na szyi mojej wybranki nie widniał żaden ślad. Ale wystarczył im kwiatowy zapach, który często gościł na mojej skórze. I ten świeżej mięty, towarzyszący nie raz mojej Tygrysicy. To trochę uspokoiło ich dwuznaczne komentarze, które czasami można było nazwać flirtem. I pozwoliło nam na spokojne cieszenie się swoim związkiem. Oczywiście na tyle, na ile byłem w stanie znaleźć dla nas wolny czas. Bo tak jak teraz, kolejny wieczór spędzając nad stosem zwojów ze spotkania z Radą, nie sądziłem, abym mógł chociaż na chwilę opuścić swoją komnatę i poszukać Eunhy. Dlatego los chyba postanowił trochę mi to ułatwić, bo gdy usłyszałem ciche pukanie do drzwi i zaprosiłem gościa do środka, ujrzałem moją piękną Tygrysicę. Dziewczyna była już ubrana nie w swoje szaty dworki, a w coś delikatniejszego do spania, przez co domyślałem się, że albo przyszła do mnie na chwilę, chcąc porozmawiać przed snem, albo zostanie na noc. Choć niestety czułem, że wtedy musiałbym dokończyć te wszystkie pisma tuż po naszym zbliżeniu, siedząc tu do samego rana. Nie potrafiłem jednak odmówić jej obecności, posyłając jej delikatny uśmiech i zaraz zapraszając do środka:
– Eunha. Wchodź, wchodź.
Tygrysica od razu ruszyła w moją stronę, w dodatku poruszając się w taki sposób, aby upewnić się, że moje oczy na pewno się od niej nie oderwą.
– Mistrzu Kiiiiim – wymruczała, a każdy jej krok zmuszał mnie do podziwiania jej, co prawda ukrytego pod szatą, ciała.
Odsunąłem w międzyczasie wszystkie księgi i zwoje na bok, aby nam nie wadziły. I aby nie zostały zabrudzone.
– Jak mniemam nie przybyłaś do mnie na dodatkowe zajęcia? – zażartowałem, przyglądając się jak dziewczyna siada przede mną na stoliku, a jedna z jej rąk, swobodnym gestem zsuwa szatę z jednego ramienia.
– A czego mój Alfa by mnie nauczył?
Wpatrywałem się to w tę nagle odsłoniętą skórę, to w jej oczy, czując jak jej palec przenosi się na mój podbródek, unosząc moją głowę tak, abym patrzył tylko na nią.
Moja piękna Omega.
Ręka, która zdołała dostać się już do mojej twarzy, zaraz została przeze mnie złapana. Delikatnie. Tak, aby powiedzieć jej tym gestem jak bardzo jest dla mnie cenna. I pomimo swojego charakteru – krucha. Taka, którą mimo wszystko muszę chronić, nawet jeżeli utrzymuje, że sama doskonale potrafi to robić.
Moje usta szybko wylądowały na przypadkowych miejscach na jej dłoni, całując je, dając sobie chwilę na zastanowienie się nad odpowiedzią.
– Myślę, że moja Omega potrzebowałaby małej powtórki z dworności.
Eunha zamruczała na moją propozycję. A był to tak zmysłowy dźwięk, że jak tylko przeniosła się na moje nogi, wtulając w szyję, wsunąłem dłoń w jej włosy, a mój nos zaraz rozpoczął lekkie szturchanie jej uszek.
– Mogę posłuchać jak mówisz. Ale nie obiecuję czegokolwiek zapamiętać – stwierdziła, trochę źle to odbierając.
– Niee, nie chcę, żebyś słuchała mojego kolejnego wykładu. Wolę ci to pokazać – wyjaśniłem, sięgając od razu do jej drugiego ramienia, aby zacząć odsłaniać również tę część jej ciała. – To nie jest odpowiedni ubiór do takich komnat, Eunha... Nie wiedziałaś o tym? – droczyłem się z nią dalej, zupełnie tak jak ona zazwyczaj robiła to ze mną. Już zdążyłem się tego nauczyć, naprawdę to lubiąc.
– Nie. Chyba mam problem z dobieraniem ubioru – zauważyła, a jej dłoń o dziwo sięgnęła po tę moją, powstrzymując ją przed zsunięciem materiału tak, abym mógł odsłonić trochę więcej jej ciała. Takie działanie mnie zaskoczyło, zwłaszcza gdy przeniosła moją rękę po prostu na swój pas. – Ale daj nam jeszcze chwilkę na naukę. Chcę... po prostu być teraz blisko ciebie – wyjaśniła, na co dostosowałem się do tej prośby, przyciągając ją bliżej siebie i pochylając, aby po prostu ucałować jedno z ramion.
– Chcesz tylko się do mnie przytulać?
– Mhmmm – odpowiedziała, łasząc się do mojej szyi, przy której czułem zarówno jej nos, jak i usta, co było naprawdę przyjemne. – Jakoś... cały dzień tęskniłam za twoim zapachem.
– Już się zbliża moja ruja? – zapytałem rozbawiony, łącząc to właśnie z tymi kilkoma dniami, odrywającymi nas od codziennych obowiązków i zmuszającymi do pozostania w łóżku. Zazwyczaj właśnie z ukochaną osobą.
– Nie, ale... jest w nim coś innego. Coś, co mnie do ciebie woła.
Woła... woła... Woła? Coś, co ją do mnie woła? Nakłania do bliskości? Dla dobra...? Niee, to przecież niemożliwe.
Przez chwilę byłem lekko zdezorientowany, próbując to jak najszybciej zrozumieć. Nie miałem z tym problemu, skoro towarzyszyłem poprzedniej królowej od pewnego roku życia, pomagając później naszemu Jiminowi, tak samo jak niektórym owczym Omegom, gdy była taka potrzeba.
Odsunąłem się na chwilę od Eunhy. Tak, aby móc spojrzeć na jej twarz. Dziewczyna nie wiedziała zapewne co mi chodzi po głowie, zwłaszcza gdy mój wzrok wyglądał na lekko zaniepokojony.
– Coś nie tak? – zapytała, lecz jeszcze przez chwilę milczałem. Zbliżyłem się do jej szyi, aby spróbować upewnić. A gdy zaciągnąłem się jej kwiecistym zapachem, starałem się pozostać spokojny.
Jak mogłem wcześniej tego nie zauważyć?
– Piłaś zioła po każdym naszym zbliżeniu?
– Oczywiście, że tak. Skąd to pytanie?
– Pachniesz inaczej... – zacząłem tłumaczyć, trochę obawiając się dzielić z nią tymi obserwacjami. – I ciągnie cię do mojego zapachu. Jeżeli nie zbliżają się nasze ruje, to mam na to tylko jedno wytłumaczenie – przyznałem spokojnie, wpatrując się w jej oczy, które na początku pasowały do mojego głosu, jednak po chwili coś w nich zapłonęło.
– Nie. Nie, to niemożliwe. Nie, Seokjin. Używałam ziół. Poza tym nie mam żadnych objawów. Nie mogę być w ciąży. – Dziewczyna dobrze odebrała moje słowa. I nie miałem na to innego wyjaśnienia, kojarząc to właśnie w czasie ciąży Jimina, jakichś dworek lub poprzedniej królowej.
– Spokojnie, Eunha, spokojnie – poprosiłem, zaciskając delikatnie palce na jej talii, aby nie zaczęła mi panikować. – Mogę się mylić, ale miałem już do czynienia z ciężarnymi Omegami. I obawiam się, że zawsze właśnie tak pachniały – wyjaśniłem ostrożnie.
– Nie chcę mieć dziecka. Nie teraz. To... to wszystko zniszczy... – Jej wzrok uciekł gdzieś na bok, a przez ciało przebiegł dreszcz, który nawet ja poczułem. Od razu ją przytuliłem, tym razem mówiąc prosto w jej włosy:
– Pójdziemy do Minhyuka... medyka – poprawiłem się, domyślając, że tak jak większość Tygrysów, może nie znać jego imienia. – Upewnimy się i zapytamy co możemy z tym zrobić – zaproponowałem, zaraz czując jak kiwa delikatnie głową. A jej ciało odsuwa się ode mnie po tym krótkim przytuleniu, umożliwiając jej położenie dłoni na moich policzkach.
– Seokjin... to nie tak, że nie chcę mieć z tobą dzieci. To... jest dużo bardziej skomplikowane.
Jak dużo przede mną skrywasz, moja piękna Tygrysico?
– Jak bardzo skomplikowane?
– Bardzo. Nie chcę cię w to mieszać – oznajmiła, dając mi lekkiego całusa. – Ufam ci, ale... ta sprawa musi pozostać tajemnicą. A póki co... Miejmy nadzieję, że się mylisz. – Jej dłonie opuściły moją twarz, przenosząc się na brzuch, w którym prawdopodobnie rozwijało się nasze dziecko. Na samą myśl o tym, że miałbym je stracić lub porzucić, zaczynało się we mnie gotować. Miałem ochotę je chronić, razem z Eunhą, nawet jeżeli zdrowy rozsądek podpowiadał mi co innego.
– Teraz będę się o ciebie martwił, Eunha. Chciałbym ci jakoś pomóc. Nie mogę? W jakikolwiek sposób? – zacząłem dopytywać, będąc tym wszystkim mocno zaniepokojony. Bo nigdy nie zdradziła mi co jej tak naprawdę grozi. I dlaczego.
– Nie można cofnąć czasu, Seokjin – stwierdziła, kręcąc głową. I zanim zdołałem na to zareagować, już się podnosiła, poprawiając swoją szatę i wyciągając do mnie rękę. – Chodźmy do medyka.
Ująłem delikatnie tę dłoń, również wstając i od razu ją przytulając. Moje usta ucałowały jej policzek, a ręce objęły znowu w pasie, aby trzymać jak najbliżej w czasie tego, co miałem jej do powiedzenia.
– Jeżeli to potwierdzi, nie zostawię cię samej ze wszystkimi problemami. Jeszcze nie nosisz na swojej szyi mojego dowodu oddania, ale to nie znaczy, że nie jesteś jedyną Omegą którą pragnę chronić i kochać – przyznałem, dotykając przy tym delikatnie jej szyi, gdy wpatrywaliśmy się w siebie. – Jakoś sobie z tym poradzimy, ukochana – zapewniłem, już od jakiegoś czasu nie powstrzymując się przed takimi określeniami, bo naprawdę ją kochałem i chciałem, aby o tym wiedziała i to czuła.
– Wiem. Wiem, że będę mogła na ciebie liczyć, bo wierzę w twoje uczucia. I... i odwzajemniam je – wyznała, kończąc to prawie szeptem. A jej wzrok uciekł w tym czasie na mój tors, chyba nie będąc w stanie wpatrywać się w moje oczy. – Kocham cię, Seokjin – dodała, tak bardzo uszczęśliwiając tym moją duszę, abym natychmiast złączył nasze usta. Nie na jednego, delikatnego buziaka, a na dłuższą pieszczotę. Taką, która pozwoli jej choć trochę się rozluźnić, zapewniając, że jest przy mnie bezpieczna i nie pozwolę nikomu jej skrzywdzić, zabrać lub komuś oddać. Dlatego gdy już skierowaliśmy się do Minhyuka, nie puszczałem jej dłoni ani na sekundę, będąc gotowy przyjąć każde wieści. I zaakceptować wszystko, co będzie najlepsze dla mojej ukochanej.
Jimin:
Minęło już trochę czasu, odkąd przybyłem do Królestwa Szczurów, ale nadal zaskakiwały mnie dziwactwa, które tutaj były codziennością. Niezwykłe budowle, nietypowe stroje, zachowania hybryd – tutaj naprawdę był zupełnie inny świat, obcy dla mnie, przez co powoli zaczynałem czuć się w nim nieswojo. I pomimo powrotu do zdrowia mojej ukochanej córeczki, musiałem spędzić tutaj jeszcze kilka dni, oczekując na powrót ukochanego.
Wieści z granicy były jasne – po negocjacjach, bez użycia siły, tygrysie oddziały wycofały się z terenów królowej Somi. Pozostało tylko czekać, by mój małżonek powrócił, a wtedy będziemy mogli udać się do domu, gdzie wszystko będzie już dobrze.
Jednak nie będę wspominał czasu u Szczurów źle – wydaje mi się, że zdobyłem przyjaźń królowej Somi, dzięki czemu między naszymi królestwami zacieśnią się więzi współpracy, a to zawsze dodatkowy sojusznik dla Owiec. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy równowaga świata zostanie zachwiana... Lepiej mieć wtedy więcej przyjaciół niż wrogów.
Wieści o powrocie Jeongguka, szybko do nas dotarły. Podekscytowany udałem się natychmiast do Głównej Sali, gdzie królowa Somi sprawdzała jakieś płyny w małych fiolkach i notowała na papierze swoje uwagi. Nie wybiegłem na spotkanie mojemu Alfie, gdyż zbyt łatwo się gubiłem w tych murach, więc straciłbym cenny czas na odnalezienie go. Zamiast tego, zająłem się Miri, która obudziła się i domagała uwagi, oczywiście brudną pieluszką, dlatego bez wahania poprosiłem służbę o potrzebne mi rzeczy i przebrałem Tygrysiczkę. Królowa z uśmiechem skomentowała zapach tego, co wyszło z mojej córki, narzekając żartobliwie na męczenie jej alfiego nosa, jednak nie kazała mi się usunąć z jej zasięgu. Chyba nawet polubiła Miri. Zdążyłem poznać jej Omegę, która przez chorobę nie mogła jej póki co dać potomstwa, jednak Szczurzyca nie poddawała się i szukała leku dla ukochanej, poświęcając temu swoje badania. To było naprawdę przykre i z całego serca życzyłem im powodzenia. Ale gdy drzwi do Głównej Sali się otworzyły, nie mogłem już myśleć o niczym ani nikim innymi, niż o moim przystojnym Alfie, który stanął w progu. Aż westchnąłem z przyjemności, widząc jego nieogolony podbródek i policzki, oraz strój wojownika. Wyglądał dużo lepiej, niż w codziennych szatach, przez co moje omegowe instynkty kazały mi się do niego przymilać i starać o uwagę.
– Zobacz, Miri, tata wrócił – powiedziałem spokojnie, podnosząc już z maty córeczkę, aby odwrócić ją buzią w stronę zmierzającego już w naszą stronę Tygrysa. Nawet jeśli jeszcze go nie rozpoznawała, na pewno po poczuciu zapachu, wiedziała kim jest.
Jeongguk z szerokim uśmiechem wziął ode mnie naszą córkę i przytulił ją, całując delikatnie w czoło. Ten widok tylko dodatkowo mnie na niego nakręcał.
Jak może być taki przystojny? I to w tak rozczulającym momencie?
– Moja mała, silna Tygrysica – powiedział po tygrysiemu, składając jeszcze kilka małych całusów. – A moja równie mała Owca przyjdzie mnie powitać? – zapytał, przekładając Miri do jednej ręki tak, aby wolną wyciągnąć w moją stronę i objąć mnie nią.
– Cieszę się, że bezpiecznie wróciłeś – wyszeptałem, wtulając się w niego. Tego zapachu i poczucia bezpieczeństwa potrzebowałem najbardziej na świecie. Teraz, choć byliśmy z dala od domu, czułem się zupełnie jak u nas.
– Słyszałam wieści z granicy. Dobra robota, królu Jeongguku – powiedziała królowa, nawet nie odrywając wzroku od lekko bulgoczącej cieczy w jednym ze szklanych naczynek.
Jeongguk najpierw ucałował moje usta, które posyłały mu radosny uśmiech, a dopiero potem spojrzał w jej stronę.
– Dziękuję za uratowanie naszego dziecka, królowo Somi. Bo wszystko już jest i będzie z nią w porządku, prawda? – zapytał, przenosząc wzrok na mnie, abym potwierdził mu stan naszego dziecka. Uśmiechnąłem się więc szeroko i kiwnąłem na to głową.
– Jest jedną z pierwszych hybryd, którym lek został podany. Lata eksperymentów przekonują nas, że powinno być wszystko w porządku. Natomiast nie możemy obiecać, jakie przyniesie to skutki w przyszłości. Póki co, król Jimin zna zalecenia – odparła spokojnie, co zaraz uzupełniłem o cenne informacje:
– Będziemy mieć dostępnych w naszym królestwie do szczurzych medyków, którzy w razie potrzeby służą pomocą.
Alfa raczej nie spodziewał się takich wiadomości, bo po ich wysłuchaniu poczułem jego chyba lekko niepewny i podejrzliwy wzrok na sobie.
– I ile nas to będzie kosztować?
– Nic. Po prostu nasze królestwa mają teraz podpisaną bardzo miłą współpracę – odparłem, spoglądając z uśmiechem na Szczurzycę, która również posłała mi uśmiech, na te dwie sekundy przenosząc na nas swoje spojrzenie.
– Współpracę? Jakie są jej warunki?
Opowiedziałem więc Tygrysowi o naszych negocjacjach i warunkach, jakie mieliśmy spełnić, oraz o tym, co stało w obowiązkach drugiej strony, nie pomijając żadnego szczegółu, choć później i tak dostanie w swoje ręce dokument na potwierdzenie. W końcu też jest królem i musi wiedzieć to samo co ja o naszych zaprzyjaźnionych królestwach.
Jeongguk wysłuchał mnie ze spokojem i na koniec pokiwał głową.
– Moja Owca jak zawsze ze wszystkimi się dogada, hmm? – zapytał rozbawiony, składając na moim czole pocałunek. – Mówiłem, że wszystko będzie w porządku – dodał, przechodząc już ze smoczego na owczy, co sugerowało, że teraz rozmawia już tylko ze mną i to mi poświęca swoją uwagę.
– Mówiłeś. Odczuwam teraz tak ogromne szczęście, że gdybym miał skrzydła jak Smoki, to poleciałbym do chmur z radości. Nasza Miri będzie żyć, a tobie również nic nie jest. Teraz pragnę już tylko wrócić z wami do domu – przyznałem, będąc już pewnym, że teraz będę mógł spać znacznie spokojniej.
– Możemy wyruszyć od razu – zapewnił z szerokim uśmiechem. – Dopóki słońce nie zaszło.
– Nie. Odpocznij dzisiaj, wyruszymy jutro z samego rana – poprosiłem, bo choć wiedziałem, że nie są mu straszne podróże i przyzwyczajony jest do drogi oraz mieszkania poza pałacem, w wojskowych obozach, to wolałem, by zregenerował siły przed kolejną wyprawą. No powiedzmy... – Poza tym... dawno nie byliśmy razem w sypialni – wyszeptałem, czując, jak moje policzki lekko płoną od tak szczerej prośby. – Chciałbym cię trochę... poprzytulać.
Poczułem, jak dłoń Jeongguka przesuwa się bardziej na moje biodro, gdzie zacisnęła się pewnie.
– W takim razie zajmę się dzisiaj tym... przytulaniem – wymruczał, miziając nosem moją szyję, zostawiając swój odurzający zapach na mnie.
Ach, Alfo...
Pomimo całego tego podekscytowania, musiałem się jeszcze pohamować, dlatego spojrzałem na naszą córcię, która już się nam przyglądała i machała łapkami, jakby specjalnie zwracając nasze oczy w swoją stronę.
Zaraz pogłaskałem jej główkę, posyłając córce ciepły uśmiech.
– Mała na pewno też za tobą mocno tęskniła.
– A ja za nią – zapewnił mój Tygrys z łagodnym uśmiechem, obdarowując naszą małą Alfę buziakiem.
– Chodź, spędzimy razem to przedpołudnie. Mają tutaj bardzo dziwny ogród, w którym rośliny żyją – powiedziałem, chcąc mu pokazać jeszcze kilka cudów przed naszym wyjazdem. Już nie było pośpiechu, nie było wyścigu z czasem. Teraz mogliśmy sobie pozwolić na kilka godzin spędzonych na powietrzu, ciesząc się po prostu swoim towarzystwem.
Jeongguk zmarszczył brwi z uśmiechem, nie mając pojęcia, o czym do niego mówię.
– Już wyciągam na nie swoją szablę – zapewnił, podchodząc do koszyka, w którym mogliśmy swobodnie nieść Miri, leżącą sobie wygodnie na miękkiej poduszce.
Widząc, że jest gotowy na zwiedzanie tego dziwnego pałacu i jego okolic, ująłem jego wolną dłoń, by wyruszyć na spacer.
W końcu wszystko było normalne. No, oprócz poruszających się kwiatów.
Jeongguk:
Jak tylko Jimin uznał, że wystarczająco wypocząłem, abyśmy wyruszyli z powrotem do naszego królestwa, pożegnaliśmy się z królową Somi, raz jeszcze dziękując jej za wszystko. I już całkowicie spokojni przepłynęliśmy najpierw statkiem przez morze, a następnie przebyliśmy odległość od portu do naszego pałacu. I oczywistym było, że nawet teraz, jeszcze nie pozwolę Jiminowi powrócić do swoich obowiązków, jako króla owczych ziem. Na razie musiał skupić się na byciu matką dla naszej Miri, i dobrze to rozumiałem, razem z Radą i wszystkimi hybrydami w pałacu. Lud również nie narzekał na moją obecność na niektórych wydarzeniach, bez ich ukochanego króla u mojego boku. Wiedzieli, że Miri chorowała i teraz potrzebuje dużo opieki i ciągłej obecności swojej matki. Poniekąd chciałem też, aby po prostu mój małżonek nacieszył się tym spokojnym okresem, w czasie którego nie musiał się martwić o każde najmniejsze objawy bólu u naszego dziecka.
Nie miałem już tyle czasu na treningi co wcześniej. Dlatego kiedy już go znajdowałem, ćwiczyłem tak zawzięcie, nie marnując ani minuty, abym po wszystkim musiał za każdym razem udać się jeszcze do łaźni. I tak jak zazwyczaj w ogóle mi to nie przeszkadzało, bo doceniałem tę obowiązkową chwilę relaksu, tak dzisiaj, gdy przyszły do mnie trzy owcze dworki, zmartwione tym, co zaobserwowały, nie miałem ochoty się tam udawać, chcąc jak najszybciej wybrać się do pewnej hybrydy. Jednak jako król, mający ciągły kontakt z wszystkimi Tygrysami i Owcami w pałacu, nie mogłem sobie na to pozwolić, musząc jeszcze przez około godzinę myśleć nad tym wszystkim, zamiast od razu zacząć działać. Ale dzięki temu, wchodząc już w nowych, czystych szatach i jeszcze lekko mokrymi włosami, do komnaty Jimina, miałem już wszystko ułożone w głosie. Oczywiście dopóki mój wzrok nie natrafił na blond hybrydę, trzymającą małego Tygryska, machającego ogonkiem i uszkami i śmiejącego się do swojej mamy, podtrzymującej jej pod pachami. Nasz Miri dorosła już na tyle, aby czasami rozumieć co się do niej mówi. Umiała też dwa słowa, choć nadal częściej kierowała do nas jakieś niezrozumiałe zdania, na które Jimin i tak próbował jej odpowiadać w podobny sposób. Właśnie tak, jak w tej chwili, gaworząc z nią o czymś, czego na pewno sam nie rozumiał.
Czułem jak z każdą sekundą za bardzo zaczyna rozczulać mnie ten obrazek. Chciałem przejść za mojego ukochanego i przytulić go od tyłu, ale zaraz sobie przypomniałem po co tu przybyłem.
To zbyt poważna sprawa, abym teraz uległ tej dwójce.
Może byłem za bardzo wyrozumiały, ze względu na całą naszą przeszłość i wszystko, co nam się przytrafiło. Bo nawet jeżeli wcześniej to zauważałem, nie zamierzałem nic z tym robić. Jednak gdybym nie widział jak bardzo mój ukochany jest zmęczony, zapewne nadal bym mu na to pozwalał. Ale jeżeli zaczęło to zagrażać jego życiu, musiałem z nim porozmawiać.
Przeszedłem trochę bliżej moich dwóch blond hybryd, wzdychając, gdy mój wzrok mógł się przyjrzeć z bliska twarzy Jimina. Chłopak od razu to zauważył. I na pewno widział też rozczarowanie, które wymalowało się na mojej twarzy, bo po prostu nie lubiłem oglądać go w takim stanie. Zwłaszcza kiedy już wszystko było w porządku i nie musiał się martwić aż tak o Miri.
– Wszystko w porządku? – Mój Omega jako pierwszy zapytał, a ja zamierzałem być dość bezpośredni, bo inaczej ciężko mi będzie cokolwiek z nim załatwi.
– Nie. Nie jest, Jimin. I nie wiesz dlaczego, prawda?
– Coś się dzieje w królestwie? – Jego czujny, ale i lekko zaniepokojony ton niepotrzebnie towarzyszył takim słowom, zwłaszcza z tym ziewnięciem, które nastąpiło tuż po nich.
– Nie, nic się nie dzieje w królestwie. Tylko w tej komnacie. – Mój głos nie był chłodny, bo nie chciałem być dla niego szorstki. Ale na pewno był stanowczy i nie godził się na żaden sprzeciw, który już mogłem wyczuć w powietrzu.
– Co?
– Dlaczego nie pozwolisz nikomu się nią zająć? Mam cię zabrać do swojej komnaty i wypuszczać tylko na karmienie? – oznajmiłem w końcu, pytając o to, czego dowiedziałem się dzisiaj od owczych dworek. Dziewczyny nie raz proponowały Jiminowi pomoc, jednak on za każdym razem odmawiał. I był na tyle uparty, aby siedzieć przy Miri non stop, jakby od teraz było to jego jedyne zajęcie, któremu musiał poświęcić całe życie. A przecież oprócz Miri miał jeszcze mnie, tron, lud, rodziców i wielu ludzi, którzy też wymagali od czasu do czasu jego uwagi.
Na razie jeszcze jedyną jego reakcją było lekkie wydęcie wargi i przytulenie do siebie naszej Tygrysicy, która chętnie złapała małą rączką szatę Jimina, mówiąc do siebie jakieś niezrozumiałe słowa.
– Nie wiem, o co ci chodzi. Po prostu zajmuję się naszą córką. Jak każda Omega robi to ze swoim dzieckiem – usprawiedliwiał się.
– Nie. Nie każda Omega siedzi przy swoim dziecku całe dnie. I noce. Dzisiaj idziesz spać do mnie. Miri zostanie z Omegami – poleciłem, zaraz zauważając jak tuż po moich słowach chłopak wycofuje się trochę do tyłu, tuląc do siebie Miri jeszcze bardziej, jak gdybym miał zamiar mu ją zabrać. Ale nie chciałem tego robić w taki sposób. Nawet gdyby nie chciał mi jej oddać, wolałem znaleźć coś innego, mniej szkodliwego.
– Nie – mruknął.
– Jimin...
– Nie. – Chłopak ponownie mi odmówił, dodatkowo odwracając się do mnie plecami, a to źle zaczęło wpływać na mój instynkt. – Przeszkadzasz nam teraz. Chcę w spokoju nakarmić naszą córkę.
Jego ton, zachowanie i odmowa wystarczyły, aby wyrwać z mojego gardła ciche warczenie. Bo nie tak powinna zachowywać się moja Omega, która wyraźnie potrzebowała pomocy.
To w niczym mi nie pomoże. Muszę się uspokoić.
Posłuchałem się swoich myśli, ignorując to, co robił Jimin, aby dać mu jeszcze chwilę na przemyślenie moich słów.
– Poczekam aż skończysz karmić i idziemy – zarządziłem, odwracając się w stronę okna, na którym na razie się skupiłem, dając mu chwilę prywatności, której możliwe, że już nie potrzebował, po tak długim czasie karmienia jej przy mnie. Ale teraz wydawało się, że właśnie tego ode mnie wymagał. Może nawet chciał, abym stąd wyszedł, ale akurat tego nie miałem zamiaru robić.
Poczekałem chwilę, dopóki znów nie zacząłem słyszeć jak Jimin mówi coś do naszego dziecka, a sama Miri stara mu się jakoś odpowiadać, co oznaczało, że faktycznie już skończyli. Dlatego powoli przeszedłem bliżej tej dwójki, pochylając się do tej starszej, choć niemądrej hybrydy, mając ochotę przygryźć jedno z jej uszek.
– Idziemy, moja paskudo. – Na te trzy słowa, rozpromieniona twarz Jimina, która była skupiona do tej pory na Miri, zaraz zmieniła się w coś upartego i mocno niezadowolonego, uciekając ode mnie, gdy mój ukochany znów się odwrócił do mnie plecami.
– Widzisz, Miri, twój tata jest niedobry, chce by mama poszła. A mama cię nie zostawi, bo cię bardzo, bardzo kocha – zaczął do niej mówić, do tego na tyle głośno, jakby jednak kierował to do mnie.
– Nie każ mi robić tego podstępem – poprosiłem tuż nad jego ramieniem, przyglądając się z boku jego twarzy, wpatrzonej tylko w naszą córkę.
– Nie wiem, kochanie, dlaczego tata nie rozumie, że Omega ma się zajmować swoim dzieckiem. A nasze jest najśliczniejsze. – Jimin zaczął obsypywać jej policzki buziakami, przez co wiedziałem, że na razie muszę odpuścić i zrobię to po swojemu.
Westchnąłem na jego działania, wycofując się lekko i zaczynając kierować w stronę wyjścia. Nie chciałem, aby zaczął nabierać podejrzeń, więc musiałem udawać zrezygnowanego.
– W takim razie idę do siebie. Miłej nocy. – Nie czekałem na jego pożegnanie, bo wiedziałem, że za niedługo i tak się zobaczymy. A po opuszczeniu jego komnaty, gestem dłoni poprosiłem owcze dworki, aby za mną ruszyły.
Mój plan był prosty. Za dwie godziny Jimin już na pewno położy się spać. I ja zajmę się właśnie moim małżonkiem, a dworki skupią się na Miri, którą mają doglądać resztę nocy. Bo tylko w taki sposób zapewnię mu jakikolwiek odpoczynek, skoro nie słuchał ani swojej służby, pragnącej mu pomóc, ani mnie.
Odczekałem ten wyznaczony przez siebie czas, aby zaraz po tym wrócić do komnaty mojego Omegi. Blondyn na szczęście spał, dlatego kiedy dworki wynosiły Miri, razem z całym jej łóżeczkiem, ja, niezwykle ostrożnie, wziąłem go na ręce. Spodziewałem się tego, że prędzej czy później się obudzi, bo nawet jeżeli na pewno był bardzo zmęczony ciągłą opieką, to przyzwyczaił się do wstawania na płacz naszej córki.
Zdołałem pokonać spokojnie połowę odległości dzielącej nas od mojej komnaty, gdy kątem oka zauważyłem, jak oczy lekko skulonego na moich rękach Jimina, się otwierają. Chłopak potrzebował chwili, aby to zrozumieć, a kiedy natrafił wzrokiem na moją twarz, jego oczy zrobiły się większe.
– Zabrałeś mi ją – wymruczał, trochę oskarżycielsko.
– Śpij – poprosiłem, patrząc nadal przed siebie, aby nie oglądać emocji, które na pewno oddawały oczy Jimina.
– Postaw mnie – odezwał się znowu, o dziwo nie brzmiąc jakby był na mnie zły, ale wiedziałem, że za tym spokojem kryje się albo burza, albo kilka dni milczenia.
Oczywiście go nie posłuchałem, poprawiając tylko ułożenie swoich rąk, aby trzymać go pewniej, co na pewno mu się nie spodobało, bo znów się odezwał:
– A więc tak. Rozumiem.
To były jego ostatnie słowa podczas naszej krótkiej wędrówki do mojej komnaty. I zapewne byłyby ostatnimi do końca dzisiejszego dnia, gdybym nie miał zamiaru z nim porozmawiać jeszcze w moim łóżku. Jednak zanim do niego dotarliśmy, wydałem rozkaz swoim strażnikom, brzmiący: „Do godziny dziewiątej zakaz wypuszczania stąd króla Jimina", co na pewno pogorszyło jeszcze bardziej humor mojego ukochanego. Bo jak tylko położyłem go na moim łożu, zajmując się zdjęciem jedynej warstwy szat, którą zarzuciłem na siebie tuż przed opuszczeniem mojej komnaty, Jimin złapał za poduszkę, zaczynając kierować się chyba w stronę jednego z kątów tego pomieszczenia. Oczywiście nie pozwoliłem mu tam dotrzeć, łapiąc szybko w pasie i zabierając z powrotem na miękkie posłanie.
Tym razem położyłem się tuż obok niego, przytulając od tyłu, aby już mi nie próbował uciekać. A mój nos zaczął go lekko szturchać po włosach.
– Robię to dla ciebie, Jimin. Masz odpocząć. Bo twój organizm w końcu tego nie wytrzyma. Nie chcę was rozdzielać, ale muszę – zauważyłem, tłumacząc swoje logiczne zachowanie, które powinien rozumieć.
– Każda Omega daje sobie radę ze swoim dzieckiem. Są Omegi, które pracują w manufakturach i dają radę zajmować się swoimi dziećmi. A nawet mój Alfa nie wierzy w to, że sam dam sobie radę.
– Nie jesteś omegą pracującą w manufakturze. Jesteś królem, który ma wielu służących do pomocy – przypomniałem, lekko zły o to porównywanie się do zwykłego ludu. Bo ani ja, ani Jimin nigdy do niego nie należeliśmy. I nigdy nie będziemy należeć. I powinien o tym pamiętać i z tego korzystać – i którego Alfa nie ma zamiaru oglądać tych przekrwionych oczu i ciemnych cieni pod oczami, bo chce widzieć jak jego Omega promienieje. A nie jest wykończona po kolejnej nieprzespanej nocy – dokończyłem, przyciągając go do siebie jeszcze bliżej i obejmując ręką tak, że nie miał szans na uwolnienie się z mojego uścisku.
– Czuję się urażony twoim zachowaniem. Nie. Nie urażony. Upokorzony.
– Upokorzony troską. – Westchnąłem, nie rozumiejąc jego dziwnego myślenia.
– Nie rozmawiam już z tobą – oznajmił na to, zaraz próbując uwolnić się od mojej ręki, którą niepotrzebnie usiłował odsunąć od swojego ciała. Ale jego delikatna dłoń nie była w stanie przesunąć tej mojej o choćby milimetr. Dlatego szybko się poddał, rezygnując z tego.
– Przynajmniej się wyśpisz – zauważyłem, bo tylko na tym mi teraz zależało.
Jimin już nic na to nie odpowiedział, leżąc całkowicie nieruchomo. A moja ręka, nawet gdy już usnąłem, nie puszczała go, przyzwyczajona do czujności w czasie snu, gdy musiałem trzymać blisko siebie miecz, w razie nagłego ataku. Przynajmniej tym razem trzymałem coś znacznie cenniejszego i potrzebującego zarówno opieki, jak i ochrony. A to na pewno jeszcze bardziej pomagało mojemu umysłowi w dostosowaniu się do tej sytuacji i niepuszczaniu tego delikatnego ciała.
Choć kiedy przebudziło mnie ciche beczenie i niepokój wypełniający moje nozdrza, wiedziałem, że to nie będzie jednak takie łatwe, jak się wydawało. Bo mój zapłakany małżonek, kręcący się niespokojnie w czasie snu, nie był widokiem, który chciałem widzieć tuż po przebudzeniu, zwłaszcza tak nagłym i zapewne w środku nocy.
Starałem się go uspokoić, poluźniając uścisk i zamieniając go na delikatne głaskanie po policzku, gdy mój nos i usta muskały jego szyję i bok twarzy. Mój zapach na pewno go trochę uspokajał, bo z każdą minutą przestawał cicho beczeć, a kręcenie ustało, pozwalając mi znów go delikatnie przytulić. I nawet kiedy jego ręce same mnie objęły, a buzia wtuliła się gdzieś w moją szyję, zacząłem się zastanawiać, czy odbieranie mu tak nagle Miri, było dobrym rozwiązaniem. Bo może faktycznie nie powinienem w to ingerować i pozwolić mu dostosować się do nowego życia na swój własny sposób, aby nie popsuć naszej relacji takimi decyzjami?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top