14 - Propitious
Wesołego Zająca! :D
[4600 słów]
~~~~~~~~~~~~~
Jimin:
Odesłanie Taehyunga było dla mnie naprawdę trudne. Pomimo moich wcześniejszych zapewnień, że sam może zadecydować o swoim losie, nie mogłem dłużej go narażać, zwłaszcza przy tak zazdrosnym małżonku. Jednak jego brak zaczął mi naprawdę dokuczać, gdy nie miałem przyjaciela, któremu mógłbym się wyżalić. A duszenie w sobie obaw i zmartwień w końcu zwróciło uwagę Jeongguka i niepotrzebnie go zmartwiło. Cóż... może właśnie potrzebnie, bo nawet nie mogłem się zbytnio skupić na wszystkim, co robiłem. Gdyby nie pomoc mojego ukochanego, naprawdę byłoby mi dużo ciężej. Całe szczęście, że przodkowie nade mną czuwają i pomogli nam się w sobie zakochać. Jednak z tej miłości powinno być dziecko, którego nie tylko potrzebowałem, aby zapewnić ciągłość dziedziczenia tronu, ale przede wszystkim, by czuć się spełnioną Omegą, która dała swojemu Alfie potomka.
Zgodnie z zaleceniem szczurzego medyka, którego mój ukochany dla mnie sprowadził, musiałem grzecznie wypić przygotowane dla mnie mieszanki ziół, aby mój organizm wrócił do stanu równowagi, po tym nieszczęściu, jakim była strata maleństwa. Dlatego nie pozwalałem sobie już na negatywne myśli, starając raczej pracować nad naszą relacją z Tygrysem, aby być jak najbliżej mojego małżonka. A kiedy w końcu przyszedł czas na nasze próby... niemal zniknęliśmy z pałacu na tydzień, spędzając dość intensywne noce i większość dnia w jego komnacie. I pomimo celu, jaki mi przyświecał w tych zbliżeniach, nie mogłem zaprzeczać, że to był naprawdę cudowny czas w jego ramionach.
Po intensywnym tygodniu starania się o dziecko, wróciliśmy do swoich obowiązków z zupełnie nową energią. Oczywiście nadal spędzaliśmy wspólnie noce, ale raczej na przytulaniu, pocałunkach i po prostu spaniu. Byłem jednak pewien, że tym razem nam się udało i już niedługo pojawią się pierwsze oznaki mojego stanu. I choć pamiętałem, jak to było dla mnie trudne, z utęsknieniem czekałem tych dni. Bo teraz będzie lepiej. Już nie jestem dla Jeongguka przykrym obowiązkiem. Kochamy się i pragniemy, a dzięki temu nasz maluszek będzie zdrowo i prawidłowo się rozwijał.
Minęło dobre pięć tygodni od naszych licznych zbliżeń, a ja już od rana nie czułem się najlepiej. Nie było tak, jak za pierwszym razem, dlatego nie potrafiłem powiedzieć, czy to wina pogody, jakiejś choroby, czy po prostu... Nie, nie mogłem zapeszać. Musiałem póki co udawać, że wszystko jest w porządku. Jednak przez kolejne dni utwierdzałem się w przekonaniu, że mam rację. Odczuwany pociąg do Jeongguka rósł coraz bardziej i nie mógł być wynikiem tylko mojej miłości do niego. Nie mogłem też zlekceważyć innych objawów, jednak zastanawiałem się w jakiej formie przekazać mojemu ukochanemu dobrą nowinę.
Niestety, mój pech zrobił to za mnie. Właśnie jedliśmy śniadanie z Jeonggukiem. Od kilku dni już czułem, jak okropnie pachną dla mnie jego posiłki, bo mój węch znów się mocno wyczulił. Jednak dzisiaj nie wytrzymałem i ledwo usiadłem do stołu, a już służąca musiała do mnie biec z materiałem i misą, bo kolacja stanowczo postanowiła opuścić mój żołądek na świeżo przygotowane śniadanie.
No pięknie...
– Coś się stało? Zjadłeś coś mojego? – zapytał natychmiast Jeongguk, chyba zarówno zaskoczony, jak i zmartwiony. Zrobiło mi się głupio przez to całe zamieszanie, zwłaszcza, że moje już nienadające się do spożycia jedzenie, było zabierane, a przód mej szaty... no cóż, powinienem pójść się przebrać.
– Chyba będziemy mieli dziecko – powiedziałem wprost, nie chcąc szukać wymówek, ani kombinować już z inną formą przekazania mu tej wiadomości. Maluszek sam się upomniał o zainteresowanie taty. Niestety przez to, że mój Alfa nie był ze mną przy pierwszej ciąży, zbyt często nie wiedział takich rzeczy, więc patrzył na mnie tylko, nic nie rozumiejąc, dlatego spokojnie mu wyjaśniłem:
– Mam objawy. To jeden z nich. Przepraszam, że musiałeś to zobaczyć. – Podniosłem się ostrożnie, chcąc już stąd wyjść, bo mocny zapach jedzenia naprawdę źle na mnie działał. – Nie mam ochoty już jeść...
– Czyli będziemy mieli dziecko? – powtórzył nagle Tygrys, chyba nadal próbując jakoś zrozumieć tę sytuację.
Pokiwałem głową z uśmiechem, starając się płytko oddychać.
Mój kochany Alfa. Teraz będzie już dobrze. Damy radę, bo mamy siebie, a to jest najważniejsze i najcenniejsze.
– Na to wygląda – przyznałem. Nie zdążyłem jednak odejść, bo mój małżonek szybko podniósł się z miejsca i objął mnie, składając na moich ustach szybki pocałunek, od którego chyba lekko pozieleniałem.
O nie, tylko nie ten zapach i smak...
– Będziemy mieli dziecko! – krzyknął uradowany i znów chciał mnie pocałować, jednak musiałem szybko się odchylić, uciekając mu tym samym. Ale to było za mało, bo znów potrzebna mi była misa.
– Nie przy jedzeniu... – wymamrotałem, ocierając usta wilgotnym materiałem, patrząc przepraszająco w stronę ukochanego, który tylko posyłał mi szeroki i piękny uśmiech.
Pozwolił mi jeszcze na chwilę słabości, ale ostatecznie porwał mnie na ręce, przytulając do siebie.
– To teraz będziesz duuuużo odpoczywał w komnacie – stwierdził uradowany, a ja wykorzystałem okazję, by ukryć nos w jego szyi, gdzie intensywny zapach lasu tuszował wszelkie jedzeniowe wonie.
– Ale tylko z tobą – poprosiłem cicho, czując, że jestem w najbezpieczniejszym miejscu na świecie.
– Oczywiście. Będziemy wykonywać razem wszystkie swoje obowiązki i codzienne czynności – zapewnił, miziając moje włosy swoim nosem.
Mój kochany Tygrys. Już zawsze będziemy razem. I będę cię kochać coraz mocniej i mocniej.
– A zaczniemy od udania się do sypialni. By świętować – poprosiłem cicho, prosto do jego ucha.
– Rozmową – uściślił, na co zareagowałem wielkimi, smutnymi, owczymi oczkami, skomentowanymi przez niego śmiechem.
Niestety w mojej komnacie, pomimo chęci i dobierania się do mojego małżonka, i tak nie doszło do niczego więcej, niż pocałunki, bo ciągle czułem ten niemiły zapach jedzenia.
W końcu jednak wtuliłem się w niego, opierając głowę o tors Alfy, by w ten sposób móc odpocząć i pomyśleć o tym wszystkim. A było o czym. Bo... no właśnie. Pojawiły się w końcu i wątpliwości, które przerażały znacznie bardziej, niżbym chciał. Dlatego ostrożnie uniosłem się na łokciach, odwracając głowę do mojego ukochanego, by spojrzeć w te piękne, pełne czułości oczy.
– Tym razem wszystko będzie w porządku, prawda? – zapytałem nieco ciszej, mocno przejęty. Emocje tak łatwo szarpały teraz moim sercem, że od razu w moich oczach pojawiły się łzy.
– Tak. Zadbam o was – zapewnił natychmiast Jeongguk, a jego dłoń, która do tej pory gładziła mój brzuch, rozsunęła teraz moją szatę, a on sam przemieścił nas na moim łożu tak, aby móc wycałować tę część ciała. – Wszystko będzie w porządku, Minnie – zapewnił, tuląc się w końcu do mojego brzucha, co naprawdę mnie rozczuliło. Jego postawa była tak bardzo inna od tej wcześniejszej, że moje serce aż rosło z radości. Naprawdę mu zależało i to było piękne.
– Kocham cię, Gukie. Dziękuję, że cię mam – powiedziałem cicho, zaczynając głaskać jego niesforne włosy, zaraz znajdując jego uszka, za którymi zacząłem go lekko drapać.
– Ja też was kocham – zapewnił, mrucząc w mój brzuszek. – Dlatego będziemy ostrożni. Jeżeli nie będziesz czuł się na siłach, żeby choćby siedzieć przy mnie podczas zebrań, zostawimy królestwo w rękach Rady, i zajmiemy się tobą. Dobrze? – zaproponował.
– Będę uważał dużo bardziej. I teraz będę miał ciebie dużo częściej. Razem damy radę – odparłem, starając się tymi słowami przekonać również siebie.
Musi być dobrze. Już za dużo się nacierpiałem przez ten czas. A i Jeongguk nie powinien się dłużej o mnie niepokoić.
– Chcę już, żebyś był okrąglutki – wyznał nagle mój ukochany, mrucząc w moją skórę. Na takie słowa moje policzki zareagowały natychmiastowym, mocnym rumieńcem.
– A co to za jakieś fantazje... – mruknąłem, uciekając od niego wzrokiem skrępowany, bo jego przymilanie się do mojej (BARDZO) powolutku rosnącej części ciała, było nieco zawstydzające...
– Fantazje – powtórzył rozbawiony, przenosząc dłoń na mój policzek, aby przekręcić moją twarz w swoją stronę. Dzięki temu mogłem widzieć jego szczęśliwy, a zarazem czuły uśmiech, którym mnie obdarowywał. – To moje pragnienie. Twojego Alfy, który chce oglądać zapłodnioną przez siebie Omegę.
A przez taki komentarz, nie mogłem już dłużej wytrzymać, cicho becząc zawstydzony, co znów wywołało jego chichot.
I tak spędziliśmy resztę poranka, ciesząc się swoją obecnością i zapewniając się nawzajem, że wszystko będzie dobrze. Bo nasze maleństwo naprawdę będzie bezpieczne. Musi być. Bo jeśli coś mu się stanie... moje serce drugi raz tego nie wytrzyma.
Jeongguk:
W końcu doczekaliśmy się dziecka. Dość długo czekałem na taką wiadomość od Jimina, bo mój małżonek, po naszym intensywnym tygodniu spędzonym w moim łożu, niestety milczał. Tydzień, dwa, a później może nawet trzeci i czwarty tydzień, nic od niego nie słyszałem. Dopiero przy jednym z posiłków i tym niespodziewanym wypadku, który zgoniłem na chorobę, obawiając że zioła zalecone przez Szczura nie działają, Jimin uświadomił mnie, że to normalna reakcja jego organizmu na pierwsze tygodnie ciąży. I nie mogłem na to inaczej zareagować, jak radością. W końcu teraz, to nie była obca mi Omega, którą musiałem zapłodnić, a mój ukochany, z którym chcieliśmy mieć już małą Owcę lub Tygrysa.
Tak jak mu obiecałem, przez większość czasu nie opuszczałem go na krok. Jego zapach się zmienił, a z każdym dniem, dzięki rozwijającemu się w nim dziecku, coraz bardziej promieniał, zachwycając swoją urodą cały dwór. Dlatego jako jego Alfa dodatkowo odczuwałem chęć schowania go przed światem, ewentualnie warczenia na każdego osobnika o takim samym statusie, który ośmieliłby się zbyt długo na niego patrzeć. Jimin niekoniecznie to widział, bo starałem się z tym ukrywać, nie chwaląc również takimi uczuciami. Tylko członkowie Rady i czasami wojownicy, czy strażnicy, napotykali po prostu moje groźne spojrzenie, po którym przestawali patrzeć w naszą stronę. Oczywiście starałem się z tym nie przesadzać, wiedząc że to utrudniałoby im współpracę, ale od takich niewinnych upomnień nie mogłem się powstrzymać.
Niestety niektóre sytuacje wymagały od Jimina opuszczenia pałacu, nawet jeżeli staraliśmy się tego unikać. Ale katastrofa w jednej z manufaktur zmusiła go do zaplanowania jak najszybszej podróży, na której temat się nie wypowiadałem. Rozumiałem, że musiał się tam wybrać, aby ocenić straty i pomóc pracownikom manufaktury, jednak nie miałem zamiaru puścić go tam samego. Zwłaszcza na kilka dni. Dlatego w dzień wyprawy, jako pierwszy przyszedłem na plac, na którym już czekało trzech Baranich strażników. Zaleciłem uzupełnienie ich o jeszcze trzech Tygrysów, mając dzięki temu pewność, że Jiminowi nic nie grozi. A kiedy doszły do nas dwie owcze dworki, w końcu pojawił się też mój ukochany, który nie mógł nadziwić się moim widokiem.
– Coś się stało, Jeongguk? – odezwał się, gdy już podszedł na tyle blisko, abym go usłyszał. Moje spojrzenie automatycznie zjechało nieco niżej, aby zerknąć na odstający brzuszek. Nie był jeszcze ogromny, ale był już dość spory. Na tyle, aby go było widać i czuć, co zresztą uwielbiałem.
– A coś się powinno stać? – zapytałem spokojnie, bo choć wiedziałem do czego nawiązuje, wolałem się z nim trochę podroczyć.
– No... wyjeżdżam za chwilę. A ty...? – zaczął, nie będąc chyba pewny o co zapytać.
– Wyruszam z tobą. Myślałeś, że pozwolę ci podróżować samemu? – Zdziwiłem się, prychając cicho, choć z uśmiechem. I nie chcąc mu kazać czekać przekroczyłem szybko dzielącą nas odległość, obejmując go i całując w głowę. – Mówiłem, że będę was pilnował.
Ich bezpieczeństwo było teraz zbyt ważne, abym pozwolił na tak długą rozłąkę i narażanie go na wszelkie zagrożenia. Ufałem, że barani wojownicy byliby w stanie go ochronić, ale na pewno nie zdołaliby mu pomóc, gdyby potrzebował swojego Alfy. Dlatego nie wyobrażałem sobie zostawania w pałacu, gdy mój małżonek wyruszał do tej manufaktury.
– Dziękuję – zaświergotał z szerokim uśmiechem, sięgając do mojego podbródka, który ucałował. – To tylko cztery dni i będziemy z powrotem. Zobaczysz, że lud wcale nie jest taki straszny – zapewnił, choć nawet o tym nie myślałem.
No tak, znowu będę musiał się im pokazać.
Moje chwilowe niezadowolenie szybko zniknęło, gdy usta Jimina znowu postarały się o złożenie buziaka gdzieś na mojej szczęce. A kiedy ruszył w stronę konia, trzymanego przez jednego ze strażników, od razu przeniosłem ręce na jego biodra, zmieniając jego kierunek.
– O nie, nie, nie, jedziemy razem – oznajmiłem, prowadząc go do czarnego i znacznie większego konia, który od kilku lat towarzyszył mi podczas każdej wyprawy. Miałem do niego zaufanie, wiedząc że nie jest tak strachliwy jak większość tych zwierząt, dzięki czemu mogłem być pewien, że Jiminowi nie będzie grozić żadne niebezpieczeństwo. Przynajmniej tak długo jak zostanie u mojego boku.
Pomogłem mu wsiąść, kiwając głową na strażnika, aby oddał tego konia do stajni. A widząc, że mój ukochany siedzi już stabilnie na grzbiecie zwierzęcia, zaraz do niego dołączyłem, zajmując miejsce tuż za Jiminem. W ten sposób mogłem być pewien, że gdyby Nyx nagle zapragnął stanąć dęba, upadnę jako pierwszy, zapewniając mojemu Omedze i naszemu dziecku miękkie lądowanie na moim ciele.
Sięgnąłem jeszcze do grzywy mojego konia, głaszcząc go po niej i zwracając się do niego po tygrysiemu:
– Żadnych numerów, Nyx. Moja Omega ma mieć spokojną podróż.
Jimin wtulił się we mnie, słysząc te słowa, bo już raczej dobrze rozumiał mój język, tak samo jak ja ten jego. A gdy strażnik, który oddał konia mojego ukochanego, wrócił do nas, wyruszyliśmy w końcu z pałacu, mając przed sobą dość długą drogę.
Mój Omega wykorzystał te godziny do zagadywania mnie. Czasami prezentował mi przyjemne buziaki, a innym razem po prostu się wtulał, miziając mnie nosem po szyi. W końcu musieliśmy rozbić już obóz, w którym przespaliśmy się, aby z samego rana zebrać się w dalszą podróż. I dopiero około południa, na drugi dzień, dotarliśmy do manufaktury, w której zgłoszony był ten cały problem.
Jimin dość sprawnie zaczął się tym zajmować, najpierw udając do odpowiednich hybryd, które mogły nam coś więcej powiedzieć o tej katastrofie. Mój ukochany był tym na tyle przejęty, abym musiał co jakiś czas pogłaskać go gdzieś po twarzy lub pocałować w głowę, uspokajając. Czasami pytał o moje zdanie w niektórych sprawach – i tak jak w Sali Tronowej zazwyczaj milczałem, wiedząc że tego nie potrzebuje, tak tutaj, znając już jego myślenie i owczą politykę, zdarzało mi się coś mu doradzić, chcąc okazać swoje wsparcie i pomoc. Co prawda cała ta sytuacja była dla mnie naprawdę nietypowa, bo mój ojciec nigdy nie fatygował się, aby sprawdzić coś samemu, woląc zlecić to komuś z Rady, nawet jeżeli chodziło o sytuację w pałacu. Ale musiałem przestać myśleć jak tygrysi władca, bo to w Królestwie Owiec miałem spędzić całe swoje życie, działając tak jak tutejsze hybrydy. Dlatego słuchałem jak mój ukochany sprawnie wszystkim zarządza, mówiąc towarzyszącym nam dworkom co mają zanotować, wyceniając też szkody i proponując chwilowe powiększenie produkcji w najbliższej manufakturze, co spowoduje tymczasowe przeniesienie tam pracowników. A kiedy wszystko było zatwierdzone, mogliśmy w końcu opuścić manufakturę, udając się do jednej z chat, w wiosce, przy której stał ten zakład. Mieliśmy tam spędzić noc, dlatego po spożyciu kolacji, udaliśmy się do przygotowanego dla nas pokoju. Jimin trafił do niego jako pierwszy, bo ja zahaczyłem o moich strażników, rozmawiając z nimi chwilę. Dlatego kiedy już do niego dołączyłem, chłopak siedział przy oknie, wyglądając na zewnątrz. A z tej perspektywy wyraźnie widziałem budynek manufaktury, o którą na pewno nadal się martwił.
Chciałem chociaż na chwilę odciągnąć go od tego, dlatego zajmując przy nim miejsce, przygarnąłem go do siebie, uniemożliwiając wpatrywanie się w ten krajobraz.
– Powinieneś odpocząć i nie myśleć już o tym, hmm?
– Ciężko jest nie myśleć, gdy ludzie cierpią – stwierdził z westchnięciem, potrzebując jeszcze chwili zanim odwrócił się bardziej w moją stronę. – Dziękuję, że z nami przyjechałeś.
– Niech myślą, że to dla nich – zauważyłem, mrugając do niego rozbawiony i dając mu buziaka, bo ci pracownicy na pewno założyli, że przejąłem się tą sytuacją na tyle, aby towarzyszyć Jiminowi. Choć jak dla mnie, mogliśmy rozwiązać ją z pałacu. – Za miesiąc albo dwa, już cię nigdzie nie puszczę, nawet ze mną. A kiedy nasze dziecko przyjdzie na świat, na początku nie ruszysz się z pałacu. Muszę się nauczyć tej części obowiązków – podzieliłem się z nim swoimi kolejnymi przemyśleniami, do których do tej pory się nie przyznawałem, po prostu skupiając na rzeczach ważniejszych.
– Wiem. Dla jego bezpieczeństwa – przyznał mój ukochany, kładąc dłoń na swoim brzuchu i zaczynając go delikatnie głaskać. – To nie jest łatwe wymyślić, jak rozwiązywać te sprawy. Każda z manufaktur jest ważna, bo każda daje ludziom pracę. Jeśli nie mają pracy – nie mają pieniędzy, a wtedy zaczynają je zdobywać nielegalnie, niszcząc ład społeczny – zaczął jeden z tych wykładów, które mówiły: „Słuchaj i ucz się, Jeon Jeongguk". Na co jak zwykle zresztą miałem ochotę wywrócić oczami. – Oczywiście, że łatwiej byłoby zostawić ich samym sobie, ale przez to stracą zaufanie do naszej rodziny. A wtedy już tylko krok dzieli nas od powstania i zniszczenia wszystkiego, nad czym stulecia pracowaliśmy – dodał ciszej, nieco smutnie, jednak na razie nie miałem zamiaru mu tego przerywać. – Dlatego tak ważny jest dla nas kontakt z ludem. Muszą wiedzieć, że rodzina królewska jest po to, by im pomagać.
– Tak to tutaj działa, już to rozumiem. Owce i Barany są inne, muszą mieć poukładane życie, bez strachu i wiszących nad nimi gróźb – powiedziałem, kiwając głową. – Nie będę tego zmieniał, dostosuję się – zapewniłem, chcąc poniekąd trochę go uspokoić, aby nie martwił się w późniejszych etapach tej ciąży.
– Wiem, że nie tego cię uczono. Rozmawiałem z mistrzem Kimem. I nie oczekuję, że nagle uznasz nasz sposób rządzenia za najlepszy i bez wad. Chcę tylko, byś pamiętał, że Owce mogą być pozornie niegroźne. Ale całe stado potrafi mocno namieszać.
– Dlatego powinniśmy powiększyć wojsko – uświadomiłem go łagodnie, łapiąc za jeden z dłuższych kosmyków, który wpadał mu w oczy, i przekładając go na bok. – Aby mieli świadomość, że jakikolwiek bunt w niczym im nie pomoże. – Moja ręka zaczęła zajmować się jego włosami, układając je po swojemu, tak, abym lepiej widział to śliczne spojrzenie.
– Jaką masz gwarancję, że wojsko nie obróci się przeciwko tobie? Bez wojska pozostaniesz niczym.
– Żadne wojsko nie obróci się przeciwko swojemu dowódcy. Zwłaszcza gdy ten dowódca jest królem i dobrze im płaci – oznajmiłem, zdradzając tymi słowami sposób działania mojego ojca, tak samo jak mojego dziadka i pradziadka. To zawsze się sprawdzało, przynajmniej wśród Tygrysów. I czułem, że gdyby taki system istniał w Królestwie Owiec od wieków, działałoby to tak samo.
– Wolę dać te pieniądze ludowi za uczciwą pracę, niż przelaną krew. Ale nie drążmy tego tematu. Może... – Ledwo zaczął, chcąc chyba przejść do czegoś innego, gdy drzwi do naszego pokoju się uchyliły. I już zacząłem marszczyć na to brwi, chcąc upomnieć hybrydę, która ośmieliła się wejść tutaj bez zapowiedzi, gdy zobaczyłem kilka małych, zaciekawionych głów.
Mały Baran i dwie Owce, wpatrywały się w nas, stając w wejściu. Wszystkie ubrane były w długie szaty, trochę różniąc się wzrostem i wyglądem, a ja aż byłem ciekaw co takiego wymyśliły.
– Ćy klól moźe powiedzieć bajke? – odezwała się mała Owca, trzymająca jakąś zabawkę, która wyglądała na lalkę stworzoną z kawałków tkaniny. A gdy przeniosłem spojrzenie na mojego małżonka, widząc jak bardzo ucieszyła go ta prośba, odsunąłem się trochę, robiąc im miejsce.
– Chodźcie tu szkrabiki – zaprosił je, a dzieciaki podbiegły do niego. Dwójka starszego rodzeństwa zajęła miejsce na podłodze, i tylko mała Owca została usadzona na kolanach Jimina.
Mój mózg, jak to mózg Alfy, w takim momencie nie mógł przestać wyobrażać sobie, że to nasza trójka dzieci. Co prawda wiedziałem, że przynajmniej jedno z nich byłoby Tygrysem, ale nie zmieniało to faktu, że Jimin, w ich otoczeniu, wyglądał naprawdę uroczo.
Starałem się tego po sobie nie pokazywać, siadając po prostu wygodnie i milcząc przez całą tę opowiadaną przez niego bajkę. Oczywiście w ogóle jej nie słuchałem, skupiając się bardziej na kształcie jego ust, niż wypływających z nich słowach. I dopiero gdy przestałem cokolwiek słyszeć, widząc że Jimin powoli wstaje, moje spojrzenie przeniosło się na tę małą Owcę, która spała na jego rękach.
– Przeniosę ją – zaoferowałem od razu, zaczynając przejmować ją od Jimina.
Chłopak mi podziękował, pozwalając na to, a ja, wraz z dwójką rodzeństwa tego dziecka, skierowałem się do pomieszczenia, w którym spały. Gospodarze od razu zaczęli mi dziękować za przyniesienie ich dziecka, przejmując je ode mnie i kładąc spać. Chwilę obserwowałem ten obrazek, dlatego kiedy już wróciłem do Jimina, wykorzystując jego kierowanie się w stronę łóżka, przeniosłem się na kolana, aby przytulić do jego brzucha.
Niedługo się zobaczymy, prawda? I to ciebie będę mógł oglądać z twoją mamą. Zdrowego i silnego. Musisz być zdrowy i silny, aby twoja mama była szczęśliwa. A teraz tylko na jej szczęściu mi zależy.
Nie chciałem mówić tego na głos, dlatego pozostawiłem to tylko między mną, a rosnącym w Jiminie dziecku. A czując dłoń, która zaczęła mnie głaskać po włosach, zaraz zaczynając drapać też po uszach, uniosłem głowę, patrząc z dołu na moją uśmiechniętą paskudę.
– Też powinniśmy się położyć – zaproponował, na co od razu wstałem, łapiąc jego rękę.
– Tak, powinniście odpocząć.
Obaj skierowaliśmy się do przygotowanego dla nas łoża, kładąc się na nim i tuląc do siebie. Nie było najwygodniejszym miejscem do spania, ale na pewno było lepsze od naszych obozowych „łóżek".
– Będziesz najlepszym tatą dla naszych maluchów – usłyszałem jeszcze z ust mojego tulącego się do mnie ukochanego, przez co nie mogłem się nie roześmiać radośnie.
– Maluchów? To ile tam ich w tobie rośnie? Trójka? Czwórka? – zacząłem dopytywać, głaszcząc go po głowie i trzymając blisko siebie. W sumie perspektywa posiadania takiej ilości dzieci na raz, nie była dla mnie przerażająca. Mieliśmy cały pałac do pomocy, więc to nie było problemem.
– Nie wiem. Ale nawet jeśli jeden, to w przyszłości na pewno pojawi się więcej – zauważył mój małżonek, a ja musiałem przyznać mu rację. Bo spędzanie razem każdej kolejnej rui zapewne właśnie tym zaowocuje.
Jego słowa zakończyły naszą rozmowę. Dałem mu jeszcze buziaka prosto w usta, po którym spokojnie zasnęliśmy, nazajutrz zbierając się do drogi powrotem do pałacu, gdzie spędzimy jeszcze kilka miłych miesięcy, czekając na naszego malucha.
Jimin:
Czułem się naprawdę fantastycznie. Ta ciąża przebiegała dużo lepiej, przez co nie miałem wątpliwości, że nasze maleństwo urodzi się piękne i zdrowe. Jeongguk wyraźnie zachwycał się moim większym brzuszkiem, co często mnie onieśmielało, ale równie mocno cieszyło. Spodziewanie się dziecka nie było już dla mnie pretekstem do spotkania małżonka, by czuć ten błogi dla mnie zapach, skoro nasze uczucia rosły. Ale to nie znaczyło, że ot tak po prostu byłem przy nim i już. O nie, pragnąłem się starać i uwodzić mojego Alfę, by czuł się jak najbardziej dominująco. I przede wszystkim – nie patrzył na inne Omegi. Bo choć wiedziałem, że jestem dla niego najważniejszy, to jednak czułem pewne zagrożenie ze strony zgrabnych, pięknych, młodych Omeg (zwłaszcza tych półnagich...). Dlatego postanowiłem na przekór sobie udać się do Tygrysic, od których chciałem uzyskać wskazówki, w jaki sposób uwieść mojego ukochanego. Zdawałem sobie sprawę, iż z jego temperamentem zapewne jeszcze w czasie mieszkania w swojej ojczyźnie, były jego kochankami, więc na pewno wiedziały, w jaki sposób zapunktować u Jeongguka. Tygrysice były mocno zaskoczone chęcią spędzenia z nimi czasu, jednak przyjęły mnie do swojego grona, traktując naprawdę przyjaźnie, za co byłem im wdzięczny. Trochę nieśmiało zadawałem im kolejne pytania, dotyczące uwodzenia tygrysiej Alfy, ale one chętnie o tym opowiadały, dzieląc się swoimi sztuczkami. Dużym zaskoczeniem było dla mnie to, że w ich kulturze Omegi mają tak dużo możliwości (i to dość odważnych), aby zainteresować sobą potencjalnego partnera. Podczas gdy mnie uczono skromności i ostrożnego dawania sygnałów, one wręcz rzucały się na tego, którego chciały, nie tylko eksponując piękne ciała, ale również pozwalając sobie na dużo kontaktu cielesnego, poprzez pieszczenie uszu Alf delikatnym drapaniem, czy zabawę jego ogonem. Mnie nigdy nie przyszłoby do głowy, aby ruszyć tak wrażliwe części ciała ukochanego, chyba że w łóżku, gdzie panowały nieco inne zasady. Choć i tam było to dla mnie zawstydzające...
W każdym razie po przedpołudniu spędzonym z Tygrysicami, wyszedłem z ich pokoju do odpoczynku, bogatszy o naprawdę interesującą wiedzę. I od razu chciałem ją wykorzystać. Dlatego w czasie kąpieli mojego Alfy, poprosiłem służkę o pomoc w założeniu nieco innej szaty niż zazwyczaj, decydując się na krótszą opcję, po czym korzystając z kilku tajnych przejść, dostałem się w końcu do łaźni mojego Jeongguka. Zwykle to on mnie w tym czasie odwiedzał, lecz tym razem to ja miałem wyjść z inicjatywą.
Niestety stając u wyjścia korytarza, moim oczom ukazał się bardzo drażniący moją wewnętrzną Omegę widok. Tygrys siedział w wodzie, opierając się o jedną ze ścianek, a tuż za nim, na brzegu, znajdował się jeden z służących z jego świty.
Młody chłopak, oczywiście Omega, bardzo sprawnie poruszał dłońmi na ramionach mojego ukochanego, na pewno sprawiając mu dużo przyjemności masażem.
– Tak, uwielbiam je – przyznał służący, bardzo spokojnie.
– Chyba każda Omega je uwielbia, hmm? Jak pachną?
– Lasem.
– Czyli przypominają mój zapach? – Jeongguk był wyraźnie rozbawiony przez poprzednią odpowiedź służącego, na co chłopak zarumienił się tylko. – Przynieś je kiedyś, wręczę je Jiminowi. W końcu nie potrzebuje słodko pachnących kwiatów.
– Oczywiście, Wasza Wysokość.
– Kontynuuj.
Omega zaczął opowiadać czym on i inne Tygrysy zajmują się na naszym dworze, nie narzekając wcale na te zajęcia, wręcz o niektórych mówiąc z naprawdę wielką pasją. Ale nie mogłem już tego dłużej słuchać i powoli zbliżyłem się do nich, jakimś cudem nie robiąc hałasu, zapewne zresztą zagłuszonego przez szum wody i ich rozmowę.
W końcu służący mnie zauważył (w przeciwieństwie do Jeongguka, który miał zamknięte oczy), więc pokazałem mu gestem, by został w miejscu i nic nie mówił, po czym dodałem, że proszę o zmianę.
Usiadłem obok Tygrysa, aby następnie położyć moje dłonie na ramionach Jeongguka. I stanowczo nie byłem w moim masażu tak łagodny, dość mocno naciskając na jego kark kciukami.
Od razu usłyszałem lekki syk i dłoń Alfy chwyciła moją.
– Seungmin, delikatniej – poprosił, puszczając zaraz moją dłoń.
– Och, przepraszam – powiedziałem spokojnie, nie zaprzestając jednak ruchów.
Z powodu unoszących się oparów i zapachów, ten mój wymieszał się z nimi, przez co Jeongguk nie mógł mnie wyczuć nawet z takiej odległości. Jednak teraz, słysząc mój głos, westchnął i odchylił się nieco, by móc na mnie spojrzeć z dołu.
– Przyszedłeś mi przestawić bark? – zapytał, łapiąc moją dłoń ponownie, tym razem jednak z rozbawieniem.
– Seungmin, możesz zostawić nas samych – poprosiłem, przenosząc na moment spojrzenie na Omegę, który kiwnął głową, wstał, ukłonił się i wyszedł.
Jeongguk wyprostował się nieco, a ja skorzystałem z okazji, by przytulić się trochę do jego głowy, a trochę do barków.
– Za to, że dotyka cię inna Omega? – odpowiedziałem mu na pytanie, nie mając zahamowań przed okazaniem lekkiego niezadowolenia.
Mój małżonek od razu przekręcił głowę i spojrzał na mnie, po czym zaczął delikatnie ocierać swój nos o moją szyję.
– Alfy nie potrafią masować, a potrzebowałem chwili relaksu – wyjaśnił, choć nie potrzebowałem tego. Wiedziałem, że nie robi nic złego, no ale... jestem zazdrosny!
Wymarudziłem coś niezrozumiałego, nawet dla mnie, aby okazać moje niezadowolenie.
– Ja cię mogłem pomasować... gdy się nauczę – zaoferowałem.
– Jimin... od tego mam służę, aby mi służyła. Ty nie musisz tego robić – przypomniał mi, na co wydąłem dolną wargę.
– Ale nie chcę później czuć od ciebie innych Omeg.
– Biorę kąpiel. Zaraz bym się pozbył tego zapachu.
Chyba źle mnie zrozumiał, dlatego starałem się znaleźć słowa na wyjaśnienie mojego zachowania.
– Ale i tak cię dotykali... Jestem zazdrosny o mojego Alfę – powiedziałem w końcu, nie mając pomysłu, jak powiedzieć to inaczej niż wprost.
– Dlatego nie powinieneś się tutaj zakradać, Minnie – powiedział z uśmiechem, znów szturchając mnie nosem.
– Ale tęskniliśmy za tobą – powiedziałem cicho.
Nie było mi już tak wygodnie, wolałem znaleźć się w jego ramionach, dlatego podniosłem się, aby pozbyć szaty i wszedłem ostrożnie do wody, by zaraz po tym usiąść między nogami mojego małżonka, twarzą do niego.
Jego przystojne rysy twarzy, uroczy nos i hipnotyzujące oczy, sprawiały, że sam zacząłem domagać się pieszczot, szturchając nosem jego policzek. Na szczęście mój małżonek szybko na to zareagował, obejmując mnie i przyciągając do siebie jak najbliżej, aby móc lekko przygryzać moją szyję.
– I dlatego postanowiłeś tu przyjść i poprzeszkadzać mi w czasie kąpieli? – wymruczał tak uwodzicielskim tonem, iż miałem ochotę rozpłynąć się w jego ramionach. – Może powinieneś mi pokazać czyje dłonie mogą dotykać moje ciało? A ja przypomnę czyje kły mogą znaczyć twoją szyję?
– Jeśli masz na myśli moje ręce i swoje kły, to obawiam się, że ta kąpiel była ci niepotrzebna – odpowiedziałem szeptem, nie mogąc się powstrzymać przed droczeniem się z nim, bo wszystko to jeszcze bardziej mnie na niego nakręcało.
Mój język sam znalazł się na jego włosach, zahaczając o jedno z tygrysich uszu.
– To wasza wina – stwierdził, delikatnie mnie kąsając w kilku miejscach, starając się jedną ręką wpłynąć na rozstawienie moich nóg, aby zachęcić mnie do objęcia go w pasie, a następnie złapał za moje pośladki, które aż błagały o jego uwagę.
– To twoja wina, bo dajesz się dotykać innym Omegom i muszę cię trochę naznaczyć – wymruczałem lekko pretensjonalnie, by zaraz po tym przyssać się do jego szyi, gdzie dla odmiany zacząłem go naznaczać.
I tak miło spędziliśmy wieczór, a ja powoli, powoli uczyłem się korzystać z wiedzy zdobytej od Tygrysic. I musiałem przyznać sam przed sobą – było warto się trochę przy nich powstydzić, by odkryć, jak przyjemne może być lekkie droczenie się z moim ukochanym, udając, że „kradnę" jego rolę w naszym związku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top