13 - Misfortune

Bywa, Jiminnie :))))

[5000 słów]

~~~~~~~~~~~~




Jeongguk:

Hoseok i Yoongi postanowili podenerwować mnie jeszcze kilka dni. Bo nie spieszyło się im z powrotem do domu. I choć miałem ochotę sam ich do tego nakłonić, wiedziałem, że muszę się przed tym powstrzymać, bo mój małżonek mógł się o wszystkim dowiedzieć. Przynajmniej obiecali, że nasz sekret pozostanie między nami. I na szczęście dotrzymali słowa, do końca pobytu nie mówiąc o niczym Jiminowi. A kiedy już zebrali się i wyruszyli do swoich domów, trochę mi ulżyło, bo w ten sposób poniekąd zamknąłem część mojej przeszłości, o której mój Omega nie powinien się nigdy dowiedzieć.

Dodatkowe zniknięcie Kim Taehyunga z posady osobistego strażnika Jimina, było naprawdę miłą informacją dla moich uszu. Ten chłopak już dawno powinien wylądować jak najdalej od mojego ukochanego, zwłaszcza że jak to Jimin przyznał – na pewno nadal coś do niego czuł. Bo nawet jeżeli Taehyung był baranim Alfą i zapewne trochę się różnił od tych tygrysich, niektóre jego cechy na pewno były podobne do tych moich. A ja, będąc przy Omedze, z którą kiedyś mnie coś łączyło, starałbym się zrobić wszystko, aby albo pozbyć jego obecnego Alfy, albo przekonać ją do zmiany zdania. To oczywiście były tylko dwie z wielu możliwych opcji, o których nawet wolałem nie myśleć. Nie znałem tego całego Taehyunga i nieważne co inni o nim mówili, a zwłaszcza – co Jimin o nim mówił. Każdy znał go od innej strony. A ja nie zamierzałem zakładać, że posiada tylko tę łagodną. W końcu tutaj chodziło o Jimina, mojego Omegę, który jest najpiękniejszą hybrydą w całym Królestwie Owiec, jak nie na świecie. I domyślałem się, że żaden Alfa nie odpuściłby tak łatwo walki o niego. Może już coś planował, a dzięki naszemu pojedynkowi i podjęciu przez Jimina decyzji, pokrzyżowałem mu te jego plany. Tyle mi na razie wystarczyło. Musiał trzymać się z dala od mojego małżonka. A do wygnania go z pałacu powoli dojdziemy. Za rok, dwa, a może nawet pięć czy dwadzieścia lat. Nieważne jak długo będę musiał na to czekać, postaram się o to i na pewno stąd zniknie.

Tak jak Jimin obiecał, po naszym pierwszym, prawdziwym seksie, spędziliśmy razem moją ruję. Robiłem wszystko, aby nie pozwolić instynktowi przejąć nade mną całkowicie kontroli, bo jednak moja mała Owca nie potrafiłaby sobie ze mną poradzić, gdyby musiała odmówić jakiemuś mojemu działaniu. Dlatego nawet jeżeli byłem trochę bardziej gwałtowny i ostrzejszy niż podczas naszego normalnego seksu, zostawiając na Jiminie ogromną liczbę niegroźnych śladów, te kilka dni spędzone w moim łożu, na pewno nie stały się dla niego niemiłym wspomnieniem. A dla mnie były najlepiej i najprzyjemniej spędzoną rują. Bo jeszcze nigdy nie miałem tak wyjątkowej Omegi w czasie tego okresu. Wyjątkowej, pięknej i delikatnej. Jimin był naprawdę cudownym skarbem, z którym musiałem być ostrożny, aby go nie uszkodzić i nie skrzywdzić. I na szczęście udało mi się tego uniknąć. Miałem tylko nadzieję, że tak już będzie przy każdej mojej rui i będziemy mogli cieszyć się sobą. Zwłaszcza w takich okolicznościach.

Czas płynął nam spokojnie i powoli. Nie mieliśmy żadnych niespodzianek, mogąc zająć się królestwem. A jednak po pewnym czasie zacząłem zauważać, jak humor Jimina ulega znacznemu pogorszeniu. Nie znałem powodu tego stanu, początkowo zakładając po prostu, że to chwilowe i zaraz mu minie. Lecz kiedy przy jednym z posiłków, mój Omega nadal był nieco przybity i rozkojarzony, ledwo wkładając kolejne kawałki do swoich ust, zacząłem się o niego mocno martwić. A widząc jak podczas kolejnego sięgnięcia do jednej z miseczek, zamiast do miski, pałeczki Jimina trafiają do kubka, chcąc podnieść nalaną w nim wodę, po czym lądują w jego ustach jak gdyby nigdy nic, aż zmarszczyłem brwi, zaczynając się obawiać, że mój ukochany mógł na coś zachorować.

Zaraz złapałem tę niesforną dłoń, powstrzymując przed kolejnym działaniem, które i tak nie przeniosłoby jedzenia do buzi Jimina. Po czym przysunąłem się bliżej, kiwając głową na Umji, aby zostawiła naszą dwójkę samą. A kiedy upewniłem się, że dziewczyna zniknęła już z pomieszczenia, zacząłem miziać mojego ukochanego nosem po szyi, przyglądając mu zmartwiony.

– Powiesz mi w końcu co się dzieje? Od kilku dni jesteś rozkojarzony. I nie mogę już patrzeć na te smutne oczy – przerwałem w końcu tę ciszę, łapiąc lekko jego nosek, aby wybudzić go z tego dziwnego transu. Bo cokolwiek go męczyło, już dawno powinien się tym ze mną podzielić, abyśmy razem spróbowali to rozwiązać.

Spojrzenie blondyna przeniosło się przez chwilę na moje oczy. Widziałem w nim te same smutne emocje, których pragnąłem się jak najszybciej pozbyć.

Chłopak odłożył trzymane pałeczki, przekładając swoje dłonie na uda i spuszczając lekko głowę. Nie zmieniałem jednak przez to pozycji, nawet jeżeli musiałem jeszcze bardziej się pochylić, aby móc patrzeć na jego twarz.

– Nic się nie dzieje. I to jest właśnie problem – przyznał cicho, ani na sekundę nie podnosząc wzroku. A takie słowa i jego obecny stan, były dla mnie wielkim znakiem zapytania.

– Powinno się coś dziać, Jimin? To chyba dobrze, że jest spokój w królestwie – zauważyłem, nie rozumiejąc jego myślenia. I nawet jeżeli zapewne nie chodziło o nasze ziemie, bo to nie miało najmniejszego sensu, wolałem się tego upewnić.

– Nie mówię o królestwie – zaprzeczył, tak jak się tego spodziewałem, a ta smutna para oczu, w końcu przeniosła się na moją twarz, sprawiając że również moje samopoczucie uległo znacznemu pogorszeniu. Bo oglądanie go w takim stanie nie było niczym przyjemnym. Co zrobić, żeby te śliczne oczy znów były szczęśliwe? – Nie jestem w ciąży – dodał, a to sprawiło, że jeszcze bardziej byłem zdezorientowany.

– A powinineś być?

– Biorąc pod uwagę ruję, którą z tobą spędziłem, to nie powinno w ogóle być opcji, że nie jestem – stwierdził od razu, a kiedy zauważyłem w jego spojrzeniu zbierające się powoli łzy, natychmiast go objąłem, nie chcąc, aby zaczął teraz płakać. Zwłaszcza przy tak delikatnym temacie. – Ja... boję się, że... przez tamto... wydarzenie... nie mogę znowu zajść w ciążę... – podzielił się ze mną swoimi obawami, których kompletnie się nie spodziewałem, bo całkowicie inaczej na to patrzyłem.

– Myślałem, że wypiłeś po tym jakieś zioła. Że nie jesteś jeszcze gotowy na dziecko – powiedziałem, dzieląc się z nim swoją perspektywą i tym, jak ja to odbierałem. Bo wiadomo, jako Alfa, przy każdym stosunku myślałem o zapłodnieniu go i sprawieniu dziecka, ale nigdy nie mówiłem tego głośno, dobrze pamiętając jak przeżył odejście naszego malucha.

I naprawdę sądziłem, że na razie jeszcze nie chce zachodzić w ciążę. A teraz słysząc jego obawy, nawet nie wiedziałem jak to odebrać. Bo dlaczego nie był jeszcze w ciąży? Skoro faktycznie spędził ze mną całą ruję, w czasie której na sto procent powinienem go zapłodnić.

– Nie... Niczego nie piłem, bo... pragnę mieć z tobą dziecko. I... choć trochę mi z tym źle, to już się pogodziłem z odejściem Owieczki – przyznał, za co dałem mu całusa w czoło, opierając na chwilę swoją głowę o tę jego, aby po prostu okazać mu w ten sposób wsparcie.

– Tak, po mojej rui powinineś zajść w ciążę. Chyba musimy udać się do medyka? Czy już byłeś? – zapytałem po tym krótkim momencie ciszy.

Wpatrywałem się w jego oczy, które nadal obserwowały jego ręce, położone na udach. Jimin pokręcił zaraz powoli głową, odpowiadając w ten sposób na moje pytanie.

– Boję się, że potwierdzi moje podejrzenia. Nie chcę tego usłyszeć – wyszeptał, a przy samym końcu tego zdania głos mu się załamał, a łzy w końcu wypłynęły na jego policzki.

Bolał mnie ten widok, dlatego natychmiast go przytuliłem, przygarniając bardziej do siebie.

– Nie przestaniesz o tym myśleć, Minnie. A lepiej sprawdzić to od razu. Pójdę z tobą. Cały czas przy tobie będę – zapewniłem spokojnie, głaszcząc go po włosach i czując jak kuli się w moich ramionach, na pewno potrzebując teraz mojej bliskości.

Przez chwilę tak siedzieliśmy. Mój język czasami lizał go po włosach lub czole, chcąc uspokoić, a kiedy już mi się wypłakał, chyba tego po prostu potrzebując, w końcu się znowu odezwał:

– Po obiedzie.

Mała dłoń zaraz złapała za pałeczki, łapiąc pierwsze lepsze warzywo z miseczki i kierując je do moich ust. Nie pozwoliłem jednak, aby zmusił mnie do spożycia go, bo to nie ja konsumowałem dzisiaj wodę. Dlatego od razu pokręciłem głową, łapiąc tę rękę i zmieniając jej kierunek na ten pod usta Jimina.

– Chcę zobaczyć jak moja Omega się pożywia. Jedzeniem, nie wodą – powiedziałem rozbawiony, dając mu przy tym całusa w policzek i obserwując jak grzecznie wkłada ten kawałek do swoich ust.

I zaczęliśmy go tak karmić, mogąc dzięki temu być blisko siebie. Niestety nie zmieniło to jego nastroju, ale nawet na to nie liczyłem, bo z takimi obawami, nawet ja zacząłem odczuwać dość negatywne emocje, obawiając się, że faktycznie coś mu może być i... nie będziemy mieć już dziecka. A to byłoby naprawdę okropne i niesprawiedliwe. Bo nawet jeżeli ja zasługiwałem na jakąś karę od losu, Jimina ona nie powinna dotyczyć.

Dokończyliśmy nasz posiłek w ciszy, zaraz po tym udając się do medyka, który niestety nie miał nam za wiele do powiedzenia. Nie potrafił sprawdzić co jest przyczyną naszego problemu, dlatego jedyne w czym pomógł, to nastraszenie mojego ukochanego jeszcze bardziej. Wyszliśmy stamtąd naprawdę szybko, a ja, widząc smutek i przygnębienie mojego Omegi, obiecałem, że coś z tym zrobimy i na pewno jeszcze będzie mógł zajść w ciążę. Choćby miało mnie to kosztować wszystkie moje drogocenne pamiątki, biżuterię i przedmioty, znajdę sposób, aby mu pomóc.



Eunha:

Jeszcze nigdy, pomimo licznych nieczystych zagrań z mojej strony, aby wspinać się jak najwyżej w hierarchii społecznej, nie czułam się tak zagrożona, jak teraz. Odkąd król Jeongguk, w czasie Święta Wielkiego Smoka, oskarżył mnie, zresztą słusznie, o celowe trucie tej przeklętej Owcy, mogłam zapomnieć o jakimkolwiek komforcie psychicznym. Wiedziałam, że mój ukochany jest naprawdę okrutny i sama na siebie spisałam wyrok. Ale najgorsza była właśnie ta niewiedza, w której mnie trzymał. Codziennie budziłam się z myślą, czy jest to już mój ostatni dzień życia, czy będę mogła jeszcze przed śmiercią zobaczyć rodziców i przeprosić ich za bycie tak niedobrą córką, która porzuciła rodzinę, aby było jej najwygodniej. Po cichu liczyłam jednak na słabość króla do mnie, dlatego odpuściłam sobie wszelkie stawianie się głównej kucharce w czasie pełnienia moich obowiązków (choć od przygotowywania jedzenia trzymano mnie z dala, jedynie każąc ciągle sprzątać). Bez mrugnięcia okiem służyłam jak tylko mogłam, bojąc się o moje życie. Niestety oznaczało to również, że muszę być grzeczna dla tego durnego Smoka, który kazał mi zostawać po każdej lekcji beczenia, abym nadrobiła materiał. Wszelkie uwagi dotyczące mojej niechęci do nauki tego niepotrzebnego języka musiałam zostawić dla siebie, tym bardziej, że nawet nie miałam już do kogo ich kierować. Bo nawet nie chodziło tyle o naszego nauczyciela, co o inne Tygrysice. Szybko dowiedziały się od Alf, że z mojej winy król urodził martwe dziecko i choć było im ono zupełnie obojętne, to nieposłuszeństwo wobec Jeongguka szybko sprawiło, że uznały mnie za wroga. Zwłaszcza, że smoczy mistrz został przez nie obrany na główny cel do zdobycia, a ja stanowiłam zagrożenie, bo przecież to właśnie mi poświęcał dodatkowy czas, na naukę indywidualną. I nieważne było, że Smok ewidentnie mi groził, powołując się kilka razy na naszego króla, któremu „miał szepnąć słówko", jeśli nie będę się przykładać do nauki. Dla nich byłam konkurencją o serce jednego z najsilniejszych, a w dodatku (choć z niechęcią muszę to przyznać) przystojnego Alfy.

Starałam się więc okazywać moje zainteresowanie nauką, jednocześnie spędzając samotnie czas przy obowiązkach oraz w czasie wolnym, kiedy nie mogłam liczyć już na nikogo. Pierwszy raz poczułam się naprawdę samotna. Jednak nawet pomimo towarzystwa, byłam w stanie słyszeć rozmowy innych, przez co szybko wyłapałam szerzącą się plotkę odnośnie problemów głupiej Owcy z zajściem w ciążę. Ponoć mieli nawet sprowadzić szczurzego medyka do zbadania go, ale gówno mnie to obchodziło. Ważniejsze było to, że natychmiast powiązałam to ze zdenerwowaniem mojego Tygrysa, który może przyspieszyć ewentualne plany pozbycia się mnie z tego świata. Nie mogłam dłużej zwlekać. Powinnam odejść z tego królestwa i to jak najszybciej.

Nie byłam w stanie skupić się na kolejnej lekcji owczego, ciągle zastanawiając się, w jaki sposób dam radę niepostrzeżenie uciec z pałacu. W końcu tygrysi wojownicy na pewno mnie zatrzymają, nie wspominając o tych baranich. A nie znałam żadnych ukrytych przejść, które na pewno gdzieś tu są. Szukanie ich będzie podejrzane...

Nawet nie wiedziałam, kiedy upłynęła cała lekcja, a inne Tygrysice zaczęły opuszczać pomieszczenie. Stwierdziłam więc, że nie ma sensu tutaj siedzieć, dlatego poskładałam swoje rzeczy i podeszłam do Smoka, który segregował swoje zwoje przy stoliku. Uniósł na mnie wzrok, więc ukłoniłam się mu lekko.

– Przepraszam, mistrzu Kim, ale nie jestem dzisiaj w stanie niczego więcej się nauczyć – powiedziałam wprost, nie widząc potrzeby wymyślania jakiejkolwiek historyjki jako wymówki.

Nie wiem, co wyczytał w mojej postawie, ale na pewno zdradzała mnie bardziej, niż bym sobie tego życzyła. Zwłaszcza, że wyglądał na przejętego.

– Wybacz moje pytanie, ale coś się stało? Między wami? – zapytał, zerkając w stronę ostatnich Tygrysic, które właśnie zamykały za sobą drzwi. – Lub wśród całej świty?

– Nie. Wszystko jest w porządku – skłamałam, przenosząc spojrzenie na podłogę. – To... mój osobisty problem.

– Rozumiem. W takim razie odpuścimy sobie dzisiejsze zajęcia. – O dziwo zgodził się bez większych problemów, dlatego kiwnęłam mu głową w ramach podziękowania i chciałam już ruszyć do drzwi, jednak powstrzymał mnie swoimi słowami. – Może potrzebujesz z czymś pomocy?

Na moment zawahałam się. Bo czy... No właśnie. Czy w słowach innych Omeg nie było nieco prawdy? Czy on nie mógłby być moją przepustką do ucieczki?

– Chyba... Chyba i tak nie będę już chodzić na te zajęcia – zaczęłam ostrożnie. – Planuję... wrócić do Królestwa Tygrysów – zaryzykowałam otwartym powiedzeniem mu tego, licząc, że nikogo nie będzie dopytywał o tę kwestię. Było to czystym szaleństwem z mojej strony, gdyż mogłam przyspieszyć tym jeszcze bardziej mój wyrok.

– Wrócić do Królestwa Tygrysów? Z jakiego powodu? Dlaczego? – zaczął nagle, wręcz zszokowany moim wyznaniem. A ta niepokojąca ilość pytań, cholernie przyspieszyła moje serce, które waliło naprawdę głośno z powodu odczuwanego strachu.

– Ja... ja... Nie mogę powiedzieć – powiedziałam, a czując łzy przerażenia w oczach, ruszyłam szybko do drzwi.

Niestety, pomimo szczerych chęci, Alfa był ode mnie szybszy i nim zdążyłam otworzyć sobie drogę do wyjścia, silna ręka złapała mnie mocno za nadgarstek.

– Eunha... A ja nie mogę patrzeć jak Omega, która jest dla mnie w pewien sposób ważna, cierpi. Zostań. Porozmawiajmy.

Ważna? Jestem dla niego ważna?

Szybko jednak pokręciłam głową na te myśli. Jeśli coś lub ktoś może mi w tej chwili pomóc, to na pewno on. A skoro powiedziałam już A, muszę powiedzieć i B. Ale... nieco inaczej.

– Nie mogę ci nic powiedzieć. Naprawdę nie mogę.

– Więc nie będę na to nalegał, ale... zostań, Eunha – poprosił cicho, przez co nie mogłam się powstrzymać, aby nie unieść głowy, by na niego spojrzeć. Pomimo całego kumulującego się we mnie strachu, starałam się nie wybuchnąć płaczem. A widząc jego zmartwione oczy, powoli kiwnęłam głową, zgadzając się na pozostanie. Jednak jedynie w tej komnacie.

Czułam, jak delikatnie ciągnie mnie za rękę, dlatego nie sprzeciwiałam się i ruszyłam za nim, zajmując po chwili miejsce przy jednym ze stolików.

– Zrobię nam herbatę – powiedział cicho i zostawił mnie na moment, by wrócić z dwoma parującymi kubeczkami w ręce.

Przez tych kilka minut zastanowiłam się nad tym, co powinnam mu powiedzieć i jak to wykorzystać, aby uciec. I gdy widziałam, że ciężko mu zacząć rozmowę, postanowiłam szybko wybadać, co znaczy to jego „w pewien sposób ważna".

– Nie powinnam spędzać z tobą tyle czasu. Inne Tygrysice są zazdrosne – powiedziałam, przywołując w pamięci obraz, jak Yerim płakała, bo wyznała Smokowi uczucia, a ten odrzucił ją, co oczywiście przypisano mi, bo „nie mogłam zdobyć księcia, to zabrałam się za najlepszą partię w okolicy".

Chyba zaskoczyłam go taką nagłą zmianą tematu, bo zaraz zaśmiał się cicho i pokręcił głową.

– Żadnej z nich niczego nie obiecałem, więc nie mają powodów do zazdrości. To tylko moje uczennice.

– Co nie zmienia faktu, że im się podobasz – zauważyłam, upijając nieco herbaty. Spodziewałam się, że jak wszystko w tym królestwie, tak i ona będzie mdła, ale zaskoczyła mnie bogatym aromatem i smakiem. – W sumie nic dziwnego. Jesteś Smokiem.

– Myślałem, że ten fakt właśnie powinien skreślać mnie z listy potencjalnego wybranka tygrysiej Omegi? I nie chodzi im o mój gatunek – powiedział powoli, chyba oczekując ode mnie jakiegoś wyjaśnienia w tej sprawie.

– Smoki są potężniejsze od Tygrysów, choć przyznaję to niechętnie. A nas właśnie to pociąga. Siła i władza – odparłam spokojnie, odkładając do połowy opróżniony kubek na stolik. – A kiedy nie możemy dostać tego, czego pragniemy, nasze serca naprawdę cierpią – dodałam nieco ciszej. Sama nie wiedziałam czemu. Może... mur, który przez ostatnie dni zbudowałam wokół mojego serca, zaczął się niebezpiecznie kruszyć, pragnąc wyrzucić z siebie wszystkie przykre uczucia.

Ale nie mogę. Nie przy nim, proszę!

– Siła i władza? Każda Tygrysica właśnie tego szuka w potencjalnym Alfie?

Wzruszyłam lekko ramionami.

– Lubimy czuć, że pomimo naszej własnej siły, jest ktoś, kto będzie w stanie nas obronić – wyjaśniłam, podciągając nieco nogi do siebie, aby móc oprzeć podbródek na kolanach. – Nie mogę tu dłużej zostać, bo nie mogę patrzeć, jak mój ukochany został mi odebrany – wyznałam, dzieląc się nieco bolesną półprawdą. Bo naprawdę z tego powodu cierpiałam. Moje serce mimo wszystko pragnęło króla Jeongguka, a teraz... Jednak nie był to powód mojego odejścia. – Nie chcę patrzeć na to, jak się uśmiecha do tej głupiej Owcy. Myślałam, że nic między nami się nie zmieni, nawet po jego ślubie. Chciałam być najważniejszą z jego małżonek. A tak naprawdę nie będę nawet jedną z nich – powiedziałam, otulając się ogonem i położyłam płasko uszka. Na pewno wyglądałam żałośnie i bezbronnie. Nie lubiłam tego. Nie taka powinna być Tygrysica. Ale... W pewien sposób naprawdę okazałam, co czuje moje serce.

Nie spodziewałam się zupełnie, że Kim postanowi podnieść się ze swojego miejsca i zajmie je tuż obok mnie. W dodatku mnie przytulił!

Momentalnie zesztywniałam, nie mając pojęcia, jak się zachować. Nikt mnie nigdy tak nie pocieszał. Może mama, kiedy byłam mała. Zresztą, nigdy niczyjego pocieszenia nie potrzebowałam. A to jedno przytulenie sprawiło, że mur wokół mojego serca rozpadał się coraz bardziej z każdą sekundą, kiedy jego ciepłe ręce oplatały moje ciało.

– Naprawdę chciałabyś być jedną z wielu Omeg swojego Alfy? Powinnaś być jego „jedyną" wybranką, Eunha – powiedział, mocno podkreślając, jak on widzi rolę niższego statusu. – Tą, którą będzie kochał, będzie się opiekował i dzielił z nią całe życie.

Nie myślałam o tym nigdy. Zawsze byłam nastawiona na to, że chcę być małżonką kogoś z rodziny królewskiej, a Tygrysy miały przywilej posiadania swoich haremów. Nie myślałam nigdy o tym, by być dla kogoś „jedyną". A teraz... Taka perspektywa wydała mi się naprawdę... piękna. Być dla kogoś tą najważniejszą, tak, jak ten ktoś jest najważniejszy dla mnie. Czy to nie byłoby... naprawdę wyjątkowe? Czy potrzebowałam do tego królewicza?

Uniosłam nieco głowę, odwracając ją w stronę Smoka i dopiero wtedy się zorientowałam, jak blisko siebie są nasze twarze.

– Gdzie znajdę kogoś, kto właśnie tak mnie pokocha? I kto sprawi, że o nim zapomnę? – zapytałam cicho, choć czułam już, jaka będzie odpowiedź. I tak, jak podejrzewałam – jego dłoń bardzo delikatnie spoczęła na moim policzku, a patrzące na mnie zielone oczy, które okalał granatowy pierścień, naprawdę wydały mi się cholernie seksowne.

– Nie musisz nikogo szukać, Eunha – powiedział cicho i złożył na moich ustach pocałunek.

Akurat tego się nie spodziewałam, dlatego w pierwszym odruchu cofnęłam się gwałtownie na kilka centymetrów. Szybko jednak przekonałam się, że chcę tego. Chcę posmakować jego ust. Już. Dlatego nie myśląc dużo, przysunęłam się znowu, domagając więcej, co zakomunikowałam muśnięciem jego warg.

Musiałam go nieźle zbić z pantałyku, najpierw uciekając, a teraz prosząc się o pocałunek, jednak Smok zareagował tak, jak tego pragnęłam. I pomyśleć, że gdyby ktoś na początku naszej znajomości powiedział mi, do czego między nami dojdzie...

No właśnie!

Odsunęłam się od niego, z całej siły hamując chęć przejechania językiem po swoich wargach. Jego usta smakowały tak dobrze. Nawet przy Jeongguku nie czułam się tak... wyjątkowo. A przecież to był tylko cholerny pocałunek!

– Czy te wszystkie lekcje od początku miały do tego prowadzić? – zapytałam cicho, na co on uśmiechnął się szeroko, ewidentnie powstrzymując śmiech.

– Uznałem to za najodpowiedniejszy sposób starania się o ciebie – przyznał. O ile wcześniej moje serce biło szybciej ze strachu, później z powodu jego bliskości, tak teraz chyba... pękło.

– I wykorzystałeś moją chwilę słabości – powiedziałam cicho, ale nie dałam rady ukryć tym mojego rozczarowania.

Co ja sobie w ogóle pomyślałam? Że te jego piękne słówka są szczere? Naprawdę jestem taka głupia, że dałam się na to nabrać głupiemu Alfie?

Starałam się podnieść, by jak najszybciej opuścić to pomieszczenie, z postanowieniem ucieczki jeszcze tej samej nocy. Nieważne jak. Miałam już po prostu dość tego miejsca i ich wszystkich. Jednak jego silna ręka ponownie mnie zatrzymała.

– Nie, Eunha – powiedział całkowicie poważnie, przez co skusiłam się, aby znów na niego spojrzeć. – Byłaś po prostu tak blisko... Przepraszam.

Kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. I co czuć. I co myśleć. Bo teraz nawet ucieczka wydawała mi się głupia. Patrząc w te niezwykłe, smocze oczy, zaczęłam się zastanawiać, czy powrót do Królestwa Tygrysów w ogóle ma sens. Co, jeśli mi się uda i ukryję się gdzieś? Będę musiała żyć w ciągłym ukryciu i strachu. A może zrobią krzywdę mojej rodzinie, aby w ten sposób mnie dorwać? Nie chciałam tego. Ale zostanie tutaj... Zostanie tutaj... Nagle przestało być złą perspektywą. Bo nawet jeśli moje dni są policzone, to... Może warto spędzić je przy boku osoby, dla której choć raz nie będę jedną z wielu? Nawet jeśli to miałoby być kłamstwo...

Chyba pierwszy raz poczułam się jak mała, bezbronna Omega, która pragnęła mieć swojego Alfę, który ją obroni przed całym złem tego świata.

– Zostań jeszcze. Obiecuję, że tym razem ograniczę się tylko do rozmowy z tobą – powiedział cicho podnosząc się, nie puszczając przy tym mojej ręki.

Już nie myślałam o tym, by wykorzystać Kima do ucieczki. Nie myślałam o karze, którą szykuje dla mnie król. Nie myślałam o bezpieczeństwie. Po prostu objęłam Smoka mocno za szyję i wpiłam się w jego usta, pragnąc już tylko ich smakować przez resztę wieczoru, a Alfa szybko na to zareagował, otaczając mnie swoimi silnymi rękami w pasie, jednocześnie oddając pocałunki. I nie potrzebowaliśmy dużo czasu, bym w końcu, pozbawiona szaty wylądowała na stoliku, rozkładając przed nim nogi. Naprawdę chciałabym być dla kogoś najważniejsza. Chciałam, by ktoś mnie kochał i nie zostawił do końca moich dni.

Proszę, bądź tym, który spełni te pragnienia.



Jeongguk:

Po wysłaniu pisma do Królestwa Szczurów, nie musiałem zbyt długo czekać na odpowiedź. Oczywiście trochę się niecierpliwiłem w tym czasie, martwiąc o stan zdrowia Jimina, ale jakoś musiałem to wytrzymać, licząc że odpłatna pomoc przybędzie do nas jak najszybciej. W zwoju, który otrzymała królowa tych ziem, po prostu wspomniałem o cenie, nie zagłębiając się w szczegóły, które omówię już z ich medykiem. Trochę obawiałem się, że Somi odmówi mi pomocy, rozpoznając moje nazwisko i kojarząc je z moją rodziną. Tygrysy nigdy nie żyły w zgodzie z większością królestw. Mój ojciec zawsze tylko żądał, strasząc innych władców i nigdy nie proponując im zbyt wiele w zamian. Ale najwyraźniej wiadomość o poślubieniu przez Jimina właśnie Tygrysa, nie dotarła jeszcze do Królestwa Szczurów, a pieczęć Owiec, która widniała na wysłanym do nich zwoju, zapewne utwierdziła ją w fakcie, że to po prostu jakiś Baran, za którego wyszedł książę koronny tych ziem.

Od Królestwa Szczurów oddzielały nas tylko wody, po których przebyciu, dotarł do nas obiecany medyk. Mężczyzna, tak jak większość Szczurów, był wykształcony właśnie w zakresie leczenia chorych hybryd. Miał potrzebne do tego przedmioty, których nigdy wcześniej nie widziałem na oczy. I na pewno bez problemu poradzi sobie z naszym problemem.

Po szybkiej rozmowie sam na sam, w czasie której poprosiłem go o dyskrecję, zarówno przed Jiminem, jak i wszystkimi innymi hybrydami, aby nie martwić mojego małżonka, a reszty nie karmić plotkami, zaprowadziłem go do sali, w której czekał na niego mój ukochany. Zostawiłem ich samych, ufając że go nie skrzywdzi, na pewno dobrze wiedząc, że wywoła w ten sposób wojnę. I musiałem poczekać dłuższą chwilę, kręcąc się po korytarzu i ignorując zaciekawione spojrzenia mijających mnie dworek, uczonych lub radnych. A kiedy drzwi w końcu się uchyliły, przeszedłem szybko do środka, stając przy czekającym na mnie Szczurze. Mój małżonek musiał się ubierać, bo nie widziałem go w tym pomieszczeniu, a jeszcze było tutaj jedno przyłączone do niego. Dlatego wykorzystałem tę sytuację do szybkiego wypytania medyka o wyniki, przypominając, że ta rozmowa również zostanie między nami.

– Obawiam się, że macie w pałacu zdrajcę, Wasza Wysokość. Król Jimin ma zatruty organizm. Ktoś musi mu coś podawać w niewielkich, aczkolwiek szkodliwych ilościach – zaczął wyjaśniać, a ja starałem się nie pokazać po sobie jak ta informacja na mnie wpłynęła. Bo przecież ja również się do tego przyczyniłem, zadając Jiminowi ból i dodając zmartwień. – Choć organizm jest już w powolnej fazie oczyszczania, więc prawdopodobnie ten ktoś zaprzestał swoich działań – dokończył, na co musiałem szybko i sprawnie wpaść na jakąś odpowiedź. Tak, aby nie domyślił się, że mógłbym się do tego przyczynić.

– Tak. Dopilnowałem tego – zapewniłem dość poważnym tonem, odnosząc się do jego końcowych słów. – Jednak wolałbym nie martwić mojego małżonka. I tak ma już za dużo na głowie. Dlatego prosiłem, aby zostało to między nami – przypomniałem, przyglądając się uważnie Szczurowi, aby upewnić, że niczego nie kombinuje. Jeżeli komukolwiek to przekażesz, całe wasze królestwo spłonie. – Czy można jakoś przyspieszyć proces oczyszczania? – zapytałem, mimo wszystko na zewnątrz zachowują całkowity spokój, jak na władcę przystało.

– To zależy, czym był truty. Czy Wasza Wysokość się tego dowiedział?

– Magnum bonum – odpowiedziałem, może trochę za szybko, mając tę nazwę wyrytą w pamięci. W końcu dość długo szukałem najodpowiedniejszej rośliny, która wyrządzi szkody bez żadnych podejrzeń.

Szczur raczej doskonale wiedział skąd pochodzi taki gatunek, a moja obecność tutaj mogła mu dodatkowo podpowiedzieć, że albo ja, albo któryś z moich Tygrysów przyczynił się do tego podtruwania. I sądząc po jego lekkim zdziwieniu, które szybko starał się zamaskować, możliwe że połączył wszystkie fakty, włącznie z prośbą o dyskrecję, domyślając się co mogło się wydarzyć.

– Cóż za przypadek... – wymruczał pod nosem, na szczęście powstrzymując się od innych komentarzy, bo wystarczyłoby słowo, abym się zdenerwował i może nawet nie puścił go już do Królestwa Szczurów. Przynajmniej nie bez śladów moich pazurów na jego twarzy. –Przygotuję zioła dla króla Jimina, powinien je pić dwa razy dziennie, co dwanaście godzin. I nie częściej, bo mogą przynieść odwrotny skutek od zamierzonego. Po tygodniu powinno być w porządku. Choć z decyzją odnośnie dziecka, radziłbym zaczekać kolejne dwa tygodnie, aby organizm samemu wrócił do stanu równowagi – wyjaśnił, co starałem się odnotować w swojej pamięci, aby tego pilnować. Bo teraz, zwłaszcza słysząc jak bardzo zdruzgotany był mój ukochany wiadomością o braku rozwijającego się w nim dziecka, nawet po mojej rui, musiałem się postarać, aby wszystko wróciło do normy. I aby Jimin, co było na pewno ważne dla całego królestwa, urodził dziedzica, który przejmie po nas tron.

– Rozumiem. Dziękuję ci za pomoc i dyskrecję. – Zakończyłem naszą rozmowę, kiwając głową i otrzymując w odpowiedzi lekki pokłon, po którym Szczur skierował się do wyjścia. Dopiero wtedy zauważyłem, że Jimin czeka na drugim końcu pomieszczenia, w wejściu do przyłączonej sali, zawiązując jeszcze szatę i poprawiając na szybko wszystkie ozdoby. Zarówno te w jego włosach i uszach, jak i na dłoniach. Na jego palcu nadal widniał wręczony przeze mnie pierścionek, który zdejmował chyba jedynie w czasie kąpieli, bo zdarzało mi się na niego natrafić tuż przed snem, gdy całowałem jego głaszczące mnie po policzkach dłonie.

Chwilę poczekałem aż chłopak dokończy poprawianie, dopiero po tym ruszając w jego stronę. Jimin również się do mnie skierował, więc spotkaliśmy się gdzieś w połowie sali. Moja ręka automatycznie go objęła, przyciągając, a usta ucałowały w głowę, do której przy naszym wzroście, najłatwiej mi było sięgnąć.

– Co powiedział medyk? – usłyszałem, gdy te drobne dłonie objęły moje ciało, a Jimin wtulił się we mnie, chowając przez chwilę w moich ramionach.

– Twój organizm potrzebuje trochę leczniczych ziół – skłamałem, jakoś musząc go przekonać, że to, co będzie pił, nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek trucizną. – Chyba nie daliśmy mu odpocząć po... tym wszystkim – dodałem ostrożnie, naprawdę nie potrafiąc wymyślić nic innego. Bo Jimin na nic się nie narażał, a jego dieta była zbyt delikatna, aby zrzucić to na jedzenie. Oczywiście mógłbym oskarżyć jakąś służkę o podtruwanie go, ale to w ogóle nie miałoby sensu, bo żadna Owca, czy też Baran, nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego swojemu władcy. Te hybrydy były zbyt potulne, dokładnie tak jak Jimin. A przecież jego miałem na co dzień, mogąc się przypatrzeć jak wszystko odbiera i analizuje, będąc pokojowo nastawiony nawet do największego wroga.

Blondyn westchnął smutno, kiwając zaraz głową i przyjmując to po prostu do wiadomości.

– Ale... będzie w porządku? Będziemy mieć dziecko?

– Tak. Za jakiś czas znowu zaczniemy się o nie starać – zapewniłem, pamiętając o tym tygodniu przerwy, który musieliśmy przeczekać.

Jimin podniósł na mnie swoje spojrzenie, odsuwając się trochę i kiwając znowu głową. A ja chętnie patrzyłem w te piękne, brązowe oczy, czekając co takiego mają mi do przekazania.

– Dziękuję, że sprowadziłeś dla mnie medyka. I że jesteś ze mną w tym wszystkim – powiedział, a przez takie słowa zamiast: „Proszę", miałem ochotę odpowiedzieć: „Przepraszam, to i tak moja wina". Ale czy to by nam w czymś pomogło? Wyznanie całej prawdy raczej by nam tylko zaszkodziło. Mógł być przeze mnie naznaczony, mogłem być drugim królem, a nawet jego prawdziwym ukochanym, ale zraniona Omega na pewno byłaby w stanie po prostu się mnie pozbyć.

Nie chcę cię tracić. Dla ciebie... porzuciłem cały ten plan.

Zamiast odpowiadać, początkowo przeniosłem jedynie rękę na jego brzuch, głaszcząc go po nim delikatnie i posyłając mu uśmiech.

– Również chcę, aby moja Omega była już trochę bardziej krągła z przodu – wyznałem, jakoś tęskniąc za tym widokiem, choć tego przyznawać nie chciałem, przywołując w ten sposób nieprzyjemne wspomnienia.

Blondyn położył swoją dłoń na tę moją, wspinając się na palce, aby sięgnąć do linii mojej szczęki. Doskonale wiedział, że aby dostać się do moich ust, musiałbym się do niego pochylić, dlatego odpuścił sobie starania, zapewne pamiętając, że uwielbiałem się z nim droczyć przy takich gestach. Ale nie tym razem. Bo sam dotarłem do tych pełnych warg, dając mu krótkiego buziaka.

– Mamy jeszcze chwilę wolnego. Chcesz się przejść do ogrodu? – zaproponowałem, nie mając jeszcze ochoty się z nim rozstawać.

– Chcę. Tylko... wezmę jeszcze z komnaty materiał do haftowania, dobrze?

– Idź, pójdę po jakąś księgę i spotkamy się pod twoim drzewem – dodałem, dając mu całusa w głowę i żegnając się już z nim uśmiechem.

W wolnym czasie naprawdę polubiłem wychodzić z nim do ogrodu. Jimin już przy pierwszym takim wyjściu oznajmił mi, że zawsze przesiaduje pod swoim ulubionym drzewem, które teraz chyba stało się „naszym" ulubionym drzewem. I może powinienem już zapamiętać, że w czasie tych wyjść, mój Omega wręcz kochał zasypywać mnie opowieściami, nakłaniając do rozmowy z nim, i niepotrzebnie zabierałem ze sobą jakiekolwiek księgi, które i tak po prostu spoczywały bezczynnie w moich dłoniach, bo moja uwaga skupiała się ciągle na siedzącym przy mnie blondynie. I dopiero dzisiaj w końcu mi wyznał, że specjalnie mnie zagaduje, aby posłuchać mojego głosu w tym spokojnym i sielankowym otoczeniu. A skoro to go uszczęśliwiało, nie miałem nic przeciwko kontynuowaniu tego udawania, że przyszedłem tu poczytać, tak naprawdę rozmawiając z nim cały ten czas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top