12 - Reminder

No i już dwunasty rozdział :O Jak ten czas leci!

Do tego JAKI ROZDZIAŁ :)))

[4600 słów]

~~~~~~~~~~~~




Jimin:

Nie mogłem uwierzyć, że Jeongguk wyzwał Taehyunga na pojedynek. Naprawdę nie mogłem uwierzyć! Przecież to był absurd! Taehyung, choć nadal pozostawał dla mnie ważny, jako moja pierwsza miłość, ale przede wszystkim jako przyjaciel, mógł zostać poważnie zraniony! I co by to dało Jeonggukowi? Moją złość i płacz! Jednak teraz widziałem wyraźnie, jak bardzo niebezpieczne jest trzymanie mojego przyjaciela nadal w mojej najbliższej straży. Dlatego pierwsze co zrobiłem wieczorem, kiedy Jeongguk poszedł do łaźni, było wypytanie Taehyunga o jego stan. Jeszcze na placu kazałem służbie się nim zająć i opatrzeć go, jeśli Jeongguk zrobił mu jakąkolwiek krzywdę. Jednak niewiele się dowiedziałem, gdyż mój strażnik z uporem twierdził, że to nic takiego i mam się tym w ogóle nie przejmować. Dlatego w drugiej kolejności poszedłem do jego brata, którego chciałem zapytać o radę. Wprost przedstawiłem mu dzisiejszą sytuację i zapytałem, czy powinienem odesłać Taehyunga, na co on przytaknął. W końcu Mistrz Kim na pewno wolał, by jego młodszy brat był bezpieczny. A taki nie będzie, póki działa na nerwy mojemu ukochanemu.

Na koniec poszedłem do rodziców. Mieszkali teraz w dalszej części pałacu, mogąc w końcu odpocząć od odpowiedzialności za królestwo, i koncentrowali się tylko na sobie nawzajem i swoich uczuciach. Z płaczem opowiedziałem im do czego doszło na placu, na co mama natychmiast poleciła mi odesłanie Taehyunga do ich straży, bo tak na pewno będzie dla niego lepiej. Widząc, że wszyscy uważają tak samo, nie miałem wyboru i musiałem podjąć decyzję. Choć mocno się wahałem, bo w końcu to dzięki Taehyungowi wiele razy nie stało mi się nic złego. To on sprowadził Jeongguka do mnie, kiedy byłem w ciąży. To on mi zawsze pomagał. To jemu ufałem najbardziej. Jednak... jego zdrowie i życie są dla mnie dużo cenniejsze...

Dałem sobie jeszcze kilka dni na przemyślenie tego, aby nie podejmować decyzji pochopnie, a póki co skupiłem się na Jeongguku. Choć pytałem przez kolejne dwa dni wiele raz o jego stan, ciągle uzyskiwałem w odpowiedzi jedynie: „To tylko draśnięcie", „Już nic nie czuję" oraz: „Miałem gorsze rany i bez problemu się z nich wylizałem". Dlatego pomimo mojego niezadowolenia, musiałem odpuścić mu w końcu i jedynie lgnąłem do niego mocniej, aby pokazać, że teraz naprawdę nikt nie zajmuje większej części mojego serca, niż on.

Pomimo tego incydentu i kłopotów, jakie z niego wyniknęły, nasze obowiązki nie mogły zostać odsunięte, dlatego tak jak każdego wieczora, razem z moim Alfą siedzieliśmy w Sali Tronowej, sprawdzając pisma i odpisując na nie. Nauczyliśmy się już robić to dość szybko, aby później móc poświęcić więcej czasu na wspólny wieczór, bez strażników i doradcy, który wisiał nam na karkach. Dlatego z moją propozycją chciałem poczekać, aż Baran nas opuści. Jaką? Na spędzenie wspólnie wieczoru, ale... w bardziej wyjątkowy sposób. Myślałem o tym już kilka dni i chyba... warto, abym się przełamał i w końcu o tym wspomniał.

Kiedy odłożyłem ostatnie pismo, doradca ukłonił się lekko i wstał, kierując się do wyjścia. Nie chcąc stracić mojej okazji, delikatnie chwyciłem mojego ukochanego za nieobandażowaną rękę, by przytrzymać go jeszcze na miejscu.

– Czy... mogę dzisiaj przyjść do twojej sypialni? – zapytałem cicho, widząc jego pytające spojrzenie.

Nie musiałem nic więcej mówić. Wspólne wieczory i noce spędzaliśmy w mojej komnacie, gdyż tak nakazywał zwyczaj. Ale jeśli Omega przychodziła do Alfy... To tylko w jednym celu.

– Do mojej sypialni? – powtórzył nieco zdumiony, jednak zaraz na jego przystojnej twarzy zagościł bardzo zadowolony uśmiech. – Do mojej sypialni, tak. Oczywiście, moja paskudo – zapewnił, przybliżają się nieco, aby złożyć pocałunek na moim czole.

Z lekkim uśmiechem i rumieńcem, przybliżyłem się do niego, aby móc go przytulić, dziękując tym samym za przyjęcie mojej propozycji. Choć zakładałem, że tak będzie, obawiałem się pytań z jego strony, na które... zwyczajnie wstydziłem się odpowiadać.

– Wezmę tylko kąpiel i przyjdę – powiedziałem, zbierając się szybko do wyjścia.

Przez ostatnie dni dużo o tym myślałem. Nawet wspomniałem, że w czasie rujki mogę mu towarzyszyć. Ale... choć wspomnienie naszego pierwszego razu było dla mnie przykre, pragnąłem być z nim jak najbliżej. Mama zapewniała mnie, że teraz, gdy łączy nas prawdziwe uczucie, Tygrys nie powinien być dla mnie tak brutalny. Postanowiłem więc zaufać jej słowom. A poza tym... naprawdę pragnąłem dziecka, a to jedyna droga ku spełnieniu tego pragnienia.

Około godziny zajęło mi przygotowanie się do tej nocy. Oprócz kąpieli, poprosiłem dworki o pomoc z lekkim makijażem oraz założenie nieco skąpej szaty, która odsłaniała moje nogi, a także ramiona. Czułem się nieco niezręcznie w takim wydaniu, jednak powtarzałem sobie cicho, że to dla mojego ukochanego na pewno będzie przyjemny widok. Dlatego nie zwlekając, opuściłem moją komnatę, kierując się do Jeongguka. Oczywiście nie przez pałacowe korytarze. W całej mojej komnacie było ukrytych kilka tajemnych wyjść, które miały służyć do ewakuacji z pałacu w razie zagrożenia, ukrycia się lub... przedostania do mojego małżonka. I właśnie to z tego ostatniego skorzystałem, musząc pociągnąć za kilka sznurków, aby ukryte w ścianie drzwi się otworzyły.

Z szybko bijącym sercem pokonałem tych kilkadziesiąt metrów, oświetlając sobie drogę świecą, by pchnąć drzwi na końcu, umożliwiające mi wejście do komnaty Alfy, który w ogóle się nie spodziewał takiego rozwiązania.

Uśmiechnąłem się do leżącego na łóżku Tygrysa, który również zdążył się umyć, a obecnie czytał jakąś księgę, którą odłożył na mój widok.

– Hmm... Ukryte przejście sprowadziło do mnie największy skarb tego królestwa – wymruczał z uśmiechem, powoli zbliżając się do mnie.

Czekałem na niego grzecznie, odkładając jedynie zgaszoną świeczkę na podłogę, a zaraz po tym poczułem jego usta na moim odsłoniętym ramieniu. Silna dłoń objęła mnie w pasie, przyciągając do umięśnionego ciała, ale i moje ręce nie pozostały na niego obojętne, zaraz obejmując Tygrysa za szyję.

Nasze oczy spotkały się, wpatrując w siebie nawzajem z naprawdę ciepłymi uczuciami.

– Chciałbym być z tobą jak najbliżej – wyszeptałem i nie mogąc już dłużej znieść tego spojrzenia z powodu zawstydzenia, opuściłem głowę. – Czy... Czy to w porządku?

– Domyśliłem się po twoim pytaniu w Sali Tronowej – powiedział, biorąc mnie nagle na ręce, przez co chciałem protestować. W końcu jego ręka nie była jeszcze do końca sprawna. Jednak nie chciałem wywoływać niepotrzebnej nam teraz kłótni. Zamiast tego spokojnie patrzyłem, jak niesie mnie na łóżko, na którym zaraz obaj wylądowaliśmy.

– Myślisz, że kiedykolwiek bym ci odmówił? – wyszeptał, kładąc mnie delikatnie na przyjemnym w dotyku materiale. Jednak nie skupiałem się na wygodzie, lecz na moim małżonku, który przeniósł się nade mnie.

Mimowolnie zadrżałem, gdyż przypomniał mi się nasz pierwszy stosunek.

Nie, proszę. Nie zepsuj tego, Jimin!

Coś jednak w moich oczach musiało mu powiedzieć, że nie czuję się teraz najlepiej, bo nagle zamienił nas miejscami. Teraz to on leżał, a ja – nieco zdezorientowany – zostałem posadzony okrakiem na jego biodrach.

– W takiej pozycji też cię mogę wypieścić – stwierdził, przyciągając mnie tak, abym się na nim położył, po czym zaatakował swoimi ustami moją szyję, na której zaczął pozostawiać niegroźne ugryzienia oraz liźnięcia.

Pomimo, iż byliśmy sami, jego działania mocno mnie zawstydzały, dlatego starałem się ukryć w jego ramionach, wzdychając kilka razy, gdyż te niewielkie pieszczoty sprawiały mi naprawdę dużo przyjemności. Ale oprócz tego, sam starałem się być choć trochę aktywny, krążąc dłonią po jego umięśnionym torsie, by w końcu wsunąć palce między warstwy jego szaty.

– Troszkę się boję – wyszeptałem, chcąc się z nim podzielić moimi uczuciami, aby pomógł mi sobie z nimi poradzić. – Wiem, że teraz... jest inaczej. My jesteśmy inni. Nasze uczucia są inne. Ale...

Przed moimi oczami ponownie stanęła tamta noc i tak samo jak wcześniej, wywołała nieprzyjemny dreszcze na moich plecach.

– Powoli – odszepnął mój Alfa, przejeżdżając językiem po moim ramieniu. – Zrobimy to powoli. Już wiem, że twoje ciało jest na mnie za drobne. Więc będziemy ostrożni – zapewnił, odsuwając mnie na tyle, aby po krótkim spojrzeniu w oczy, dać mi całusa. Jednocześnie podniósł się z poduszek, tym samym doprowadzając do pozycji, w której zajmowałem miejsce na jego udach. Jego działania prowadziły również do tego, aby moje nogi zostały nieco rozszerzone. Ale nie mogłem się na tym długo koncentrować, gdyż słodkie, tygrysie wargi wpiły się prosto w moje, atakując je z mocą godną drapieżnika. Nie pieściliśmy się za często w ten sposób, dlatego ciągle gubiłem rytm, na co moje policzki reagowały ciepłem i czerwienią. Jednak nie przejmowaliśmy się tym, po prostu ciesząc naszą bliskością. A chciałem jej jeszcze więcej.

Nawet nie wiem, w którym momencie moje dłonie zapragnęły zdjąć jego szatę. Zauważyłem to dopiero, gdy on również zaczął mnie rozbierać. I choć nie pozbyliśmy się ich całkowicie, bo nasze ręce wolały dotykać nawzajem nasze ciała, dla naszych oczu byliśmy już odsłonięci. Ja i moje drobne ciało oraz Jeongguk i jego piękne mięśnie, które wywoływały wariacje w moim sercu.

Kolejne pocałunki. Kolejne pieszczoty na szyi. Ślady, które stanowczo nie znikną tak szybko. Jego silne, alfie dłonie na moich biodrach. Gorący i mokry język sunący po każdym ugryzieniu.

– Nie za mocno? Nie ranię cię? – wyszeptał Tygrys, jakby chciał się upewnić, że nie robi mi krzywdy, nie tyle samymi rankami, co przywołaniem przykrych wspomnień. Ale teraz nie potrafiłem połączyć tego, co się działo w Noc Naznaczenia, z naszą obecną chwilą. Bo to, co działo się w tej chwili, było znacznie lepsze i pod każdym względem – cudowne.

Pokręciłem głową i uniosłem się nieco, aby ustami móc sięgnąć jego tygrysich uszu, które złapałem wargami i lekko nimi poruszałem, chcąc mu okazać w ten sposób moje pożądanie. Sam pragnąłem, aby zajął się moimi uszkami, które sprawiały dużo przyjemności, ale teraz wolałem po prostu odwdzięczyć mu się za ten cudowny moment.

W końcu znów wylądowałem na plecach, aby dać Tygrysowi dostęp do mojego ciała, które pragnął naznaczać. Tors, brzuch, podbrzusze, uda. Wszystko aż mnie paliło z przyjemności od jego warg.

Patrzyłem na ułożonego między nogami Alfę, który zadowolony szturchnął nosem moją męskość.

– Pięknie tu. I smakowicie pachnie. Chyba tu zostanę całą noc – wymruczał, po czym ugryzł mnie delikatnie w wewnętrzną stronę lewego uda. Zawstydzony tym widokiem, chciałem go stamtąd przegonić. Oddychałem szybciej, gdyż przez jego działania zdążyłem się trochę nagimnastykować z przyjemności, ale mimo tego moje oczy nie mogły się od niego oderwać.

– Proszę, pocałuj mnie jeszcze – wyszeptałem, na co mój małżonek zaśmiał się cicho i pokręcił głową.

– Twoje usta są miękkie i idealne do całowania, ale... na razie nie jestem w stanie odsuwać się od tego miejsca – oznajmił, lądując już całkowicie między moimi nogami.

Jego palce, jego język, jego pomruki zadowolenia, więcej wszystkiego. Moje beczenie, moje wiercenie, moje uniesienia, więcej jęków i krzyków. Chaos w głowie, bo przecież to nie było tak przyjemne. Dlaczego to nagle jest takie cudowne? Dlaczego pragnę go więcej? Dlaczego chciałbym już nigdy więcej go nie wypuszczać z pościeli?

– Jesteś słodki. Rzadko trafiałem na takie Omegi, a teraz ta moja, przeze mnie naznaczona, okazuje się takim smakowitym deserem – wymruczał w końcu, ale nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Spocony, zmęczony i cholernie szczęśliwy, ale przecież jeszcze nie przeszliśmy do najważniejszego.

Dalej było tylko przyjemniej, choć i ból się pojawiał. Rozciąganie, pierwsze próby, zapewnienia o miłości, prośby o wolniejsze tempo. Kolejne próby, tym razem udane, splecione palce naszych dłoni, powolne poruszanie, pocałunki. Wyznania. Dużo pięknych wyznań. A potem jedno, drugie i kolejne spełnienie w swoich ramionach.

W końcu wymęczony, ale szczęśliwy, starałem się złapać oddech, leżąc na wygodnej poduszce. Nie miałem nawet siły wtulać się w Jeongguka, który odpoczywał tuż obok. Nie miałem nawet na tyle silnej woli, by złączyć nadal rozłożone nogi!

Jednak mój małżonek stanowczo szybciej odzyskał siły, co zaraz udowodnił, podnosząc się nieco, aby móc wylizać moje małe ranki, jakie pozostawiły jego zęby oraz pazury. Nie były to tak potworne uszkodzenia, jak za pierwszy razem, wręcz przeciwnie – nawet ich szczególnie nie czułem.

– Nie mam pojęcia, jak to zrobiłeś, Jeongguk – wyszeptałem w końcu, czując jego miły, chropowaty język na szyi.

– Co takiego? – zapytał z uśmiechem, pomagając mi złączyć moje nogi, co nawet nieco mnie rozbawiło.

– Że we mnie wszedłeś i było tak przyjemnie – przyznałem wprost, teraz już nie czując się tak skrępowany i nieśmiały. Z trudem uniosłem rękę i pogładziłem go po policzku. – Chyba niepotrzebnie się kąpałem...

Jego śmiech znowu wywołał moją radość. Zaraz jednak oprócz tego pięknego dźwięku, dostałem również całusa w nos.

– Rano znowu weźmiemy kąpiel. Razem – zapewnił, głaszcząc moje mokre włosy. – Seks jest zawsze przyjemny, kiedy dochodzi do niego między hybrydami, które się kochają – powiedział spokojnie, na co nie mogłem zareagować inaczej, niż radością i szybciej bijącym sercem. – Już zawsze będę sprawiał ci tutaj tylko przyjemność.

– Kocham cię, Gukie – wyznałem, z wysiłkiem obejmując go, aby móc wtulić się w jego bok.

– Gukie... Gukie? – powtórzył, a ja się nieco zarumieniłem. Znaczy zarumieniłbym, gdybym już z wysiłku nie był czerwony.

– Przepraszam. Nie powinienem tak mówić? – zapytałem niepewny. Chciałem użyć jakiegoś ładnego słowa zwracając się do mojego małżonka, jednak nic piękniejszego od jego imienia nie przychodziło mi do głowy.

– Nie wiem. To zdrobnienie czy przezwisko?

– Zdrobnienie...

– Dziwne. Ale niech będzie, Minnie – odparł w końcu i zaśmiał się, na co zaraz do niego dołączyłem.

A czując już tak błogie rozluźnienie, ciepło i bezpieczeństwo jego ramion – po prostu zasnąłem z uśmiechem na ustach, mając już tylko nadzieję, że między nami zawsze będzie tak cudownie, jak dzisiejszej nocy.



Jeongguk:

Nasz pierwszy, prawdziwy raz z Jiminem, stał się wspomnieniem, które pragnąłem aby wymazało Noc Naznaczenia. Naprawdę chciałem, by ten potwór, który zrobił mu wtedy krzywdę, zatarł się w jego pamięci. Bo już nigdy nie zamierzałem być dla niego tak okrutny, zwłaszcza po tym co przeszliśmy. Czasami jeszcze zdarzało mi się być dla niego ostrym, głównie w słowach, ale nigdy z tym nie przesadzałem. I wiedziałem, że akurat takich zachowań nie jestem w stanie się oduczyć, bo to już było częścią mojego charakteru. Choć w czasie tej jednej nocy, kiedy mogłem smakować jego usta długimi godzinami, sprawiać nam przyjemność i poznawać jego ciało, byłem najdelikatniejszym i najostrożniejszym kochankiem, również w wyznaniach i każdym słowie. Ale trzymanie tak pięknej Omegi w ramionach, która nosiła na szyi ślad mojego ugryzienia, potrafił wyzbyć się wszelkiej gwałtowności i ostrości w zachowaniu. W końcu mój piękny ukochany pozwalał mi na wszystko, znosząc każde ugryzienie i konieczny ból, bez którego nie mogliśmy przejść do przyjemności. I jeszcze nigdy wcześniej, z żadną Omegą w łożu, nie czułem się tak dobrze, jak z Jiminem. Może to przez naznaczenie i świadomość, że jest tylko mój. A może po prostu był idealny, działając nie tylko na mnie, a również na mojego Alfę, który nie miał go dosyć, chcąc się z nim kochać jeszcze raz i jeszcze raz...

Przez następne dni dbałem o wszelkie ugryzienia, liżąc je, aby nie sprawiały mu niepotrzebnego bólu. Wiedziałem, że kiedy za pierwszym razem go tak pogryzłem, na pewno długo męczył się z każdym takim śladem, zwłaszcza tym na szyi, który pozostanie mu do końca życia. Dlatego teraz nie miałem zamiaru na to pozwolić, opiekując się nim i wykorzystując to jako łatwy pretekst do codziennego rozbierania go i lizania nie tylko po ramionach i klatce piersiowej, a również po brzuchu i udach, które całe były w czerwonych śladach. A taka opieka łatwo prowadziła do zawędrowania językiem między jego uda, gdzie długo nie mogłem się od niego odsunąć, smakując tego słodkiego, jagodowego wnętrza. Obawiałem się, że za to wszystko, czego się dopuściłem, Jimin nie będzie aż tak cieszył mojego języka i bogowie postarają się o to, aby był gorzki lub słony. Ale najwyraźniej szczęście było po mojej stronie i zapewniło mi dodatkowe, przyjemne doznania.

Mogliśmy na spokojnie cieszyć się sobą. A wracając do naszej rutyny, urozmaiconej teraz o więcej bliskości, całkowicie zapomniałem o piśmie, które przyszło jakiś czas temu, i na które zdążyłem już odpowiedzieć, licząc że nie otrzymam na to żadnej reakcji. Dlatego dostając kolejny zwój prosto w moje ręce, oznajmiający, że Hoseok i Yoongi, wraz ze swoimi świtami, znajdują się już na naszych granicach, aż podarłem trzymane pismo. Bo czego oni nie rozumieli w mojej odpowiedzi? Miałem przekazać im to osobiście? Wbić do tych pustych głów? Chyba właśnie tego ode mnie oczekiwali. Więc jak tylko przekazałem „dobre nowiny" Jiminowi, mówiąc że przybędą do nas moi „kompani" z Królestwa Bawołów i Królestwa Węży, tak jak się tego spodziewałem, mój ukochany przejął się tym bardziej niż ja, stwierdzając że musimy ich jak najlepiej ugościć. Nawet jeżeli byłem innego zdania, chcąc ich stąd jak najszybciej odprawić.

Ale nie mogłem tego zrobić, chcąc ukryć prawdę przed Jiminem. Dlatego kiedy w końcu wypatrzono oddziały Hoseoka i Yoongiego, zbliżające się do naszego pałacu, przeszliśmy na plac u podnóży schodów, czekając na tych głupców. Stojący przy mnie blondyn był tym spotkaniem tak podekscytowany, że aż miałem ochotę westchnąć i przygasić jego zapał, zdradzając powód, dla którego się tu pojawili. Ale wiedziałem, że to nie był jeszcze na to czas. Może kiedy będę leżał na łożu śmierci, przyznam się do całego planu. Jednak wcześniej nie miałem zamiaru tego robić.

– Hoseok, Yoongi, co to za niespodzianka? – zapytałem, dość neutralnym głosem, aby ukryć swoje zdenerwowanie, kiedy wraz z oddziałami przybyli w końcu przed nasz zamek, zbliżając się do nas.

– Nie więksssza, niż ty nam zrobiłeśśś – przyznał niezadowolony Hoseok, zaraz zwracając się do Jimina: – Wasssza Wysssokośśść. – Wąż ukłonił się mojemu małżonkowi, choć nie widziałem w tym ani grama szacunku. Raczej zrobił to z dość kpiącym wyrazem twarzy, którego miałem ochotę się pozbyć swoim mieczem, podcinając mu ścięgna na nogach, aby padł przed Jiminem, tak jak powinien.

Yoongi nie był wcale lepszy, bo ledwo ugiął przed nim kark, przez co i jego chciałem za to ukarać.

Na szczęście mój małżonek, jak to słońce tego królestwa, nawet nie zwrócił na to uwagi, nadal będąc podekscytowany.

– Bardzo się cieszę, że mogę poznać przyjaciół mojego małżonka. Chodźcie do pałacu, na pewno macie dużo do omówienia. Wasi towarzysze mogą się rozgościć w kwaterach wojowników – ogłosił im, wskazując odpowiednie budynki po jednej ze stron. – A my spotkamy się na obiedzie, bo niestety moje obowiązki mnie naglą – dodał z przyjaznym uśmiechem, nie dopowiadając nic więcej. I chyba wiedząc, że nawet przy moich kompanach byłbym skłonny się z nim droczyć, zamiast prosić mnie o pochylenie się do niego, pocałował swoje dwa palce, przykładając je do mojego polika i zaraz uciekając. Ten gest, pomimo okoliczności, wywołał mój ciepły uśmiech, bo moja paskuda była w tym zbyt urocza, abym nie mógł tak zareagować.

Złapałbym cię teraz i wycałował, niesforna Omego.

– Czyżby mała Owca owinęła sobie Tygrysa wokół palca? – usłyszałem od Bawoła, patrząc jeszcze chwilę za moim małżonkiem, który wraz ze swoją świtą ruszył do pałacu.

Tyle wystarczyło, aby moje ciepłe spojrzenie zamieniło się w dwa płomienie, mające ochotę spalić ich żywcem.

Zaraz naprawdę wbiję w któregoś mój miecz.

– Do pałacu. Za mną. Natychmiast – warknąłem, od razu się odwracając i ruszając po schodach na górę. Nie czekałem czy za mną ruszą, bo jeżeli by tego nie zrobili, raczej nie chcieliby, abym im w tym pomógł.

Skierowałem się do najbliższej pustej sali, w której byłem pewien, że nikt nam nie przeszkodzi. A po zostawieniu mojej świty na korytarzu, poczekałem aż Hoseok i Yoongi wejdą do środka, zamykając za nimi. I dopiero po rozejrzeniu się po całym pomieszczeniu, upewniając że nikogo tu nie ma, przeszedłem z nimi na środek, z dala od cienkich ścian pałacu, patrząc na nich zły.

– Po co tu przyszliście? Wysłałem wam pismo.

– I myślisz, że tak po prostu to odpuścimy? Wiesz, ile już straciliśmy i namieszaliśmy, by wcielić nasze części w życie? – stwierdził Yoongi, mając takie samo nastawienie jak ja. Zresztą, Hoseok również się nie uśmiechał, przyglądając mi groźnie.

– Zamierzasssz grać z nami nieczysssto?

– Mieliście zająć się tylko wojskiem. W porównaniu do mojej części planu, to nic – zauważyłem, podkreślając ich słaby wkład w całą akcję. Poza tym powinni się cieszyć, że zmieniłem zdanie, bo inaczej za rok już by nie żyli.

Yoongiemu nie spodobały się moje słowa, bo nim się obejrzałem wyciągnął miecz, przystawiając jego końcówkę do mojej szyi. Nie spodziewałem się tego, więc jedyne co mogłem zrobić, to naciśnięcie pięści i złowrogie wpatrywanie się w tego głupiego Bawoła.

Skrzywdź mnie, a wywołasz wojnę.

– I myślisz, że to jest nic? Wiesz, że nie mamy takiej władzy, jak byśmy chcieli. A teraz nagle się z tego wycofujesz? – warknął, na co Hoseok jako pierwszy zareagował, sięgając do jego miecza i powoli pomagając mu w opuszczeniu go, co było naprawdę dobrym posunięciem.

– Jeśśśli będziemy walczyć między sssobą, niczego nie osssiągniemy – przypomniał mu, choć według mnie nie miało to najmniejszego sensu. W końcu miałem trochę inne plany wobec tej dwójki. – Masssz zamiar walczyć ze SSSmokami, czy nie? – zwrócił się zaraz do mnie, jak gdyby jeszcze tego nie rozumiał.

– Nie. Mam zamiar zostać z Jiminem. I radzę wam wrócić do swoich królestw – oznajmiłem, wpatrując się przy tym prosto w Yoongiego, który naprawdę prosił się o opuszczenie tej sali z jakąś bolesną pamiątką.

– Przebyliśśśmy długą drogę, więc zossstaniemy kilka dni – stwierdził Wąż, czego się spodziewałem, choć miałem ogromną ochotę odesłać ich do swoich królestw w tej sekundzie.

– Ale licz się z tym, że wystawienie nas nie pozostanie bezkarne.

Jeszcze zamierzasz mi grozić? No doprawdy zabawne.

– Spróbujcie powiedzieć coś o tym Jiminowi, a nie wyjdziecie stąd żywi. Ten układ pozostaje między nami – rozkazałem, patrząc po nich i czekając na twierdzące odpowiedzi.

– Oczywiśśście. – Hoseok zaraz odpowiedział mi na to z chytrym uśmieszkiem, który miałem ochotę zetrzeć z tej twarzy.

Chwilę musiałem poczekać na jakiekolwiek słowa z ust Yoongiego, w którego się wpatrywałem dłuższą chwilę.

– Moje słowo jest więcej warte niż twoje. Więc możesz być pewny, że ode mnie niczego się nie dowie.

Gadanie...

– Jak będziecie dla niego niemili, też nie wyjdziecie stąd żywi – dodałem niezadowolony, nawiązując w ten sposób do ich pseudo przywitania mojego małżonka. I na tym postanowiłem zakończyć tę szopkę, zaraz wzywając do siebie jedną z dworek: – Yewon!

Tygrysica na pewno bez problemu mnie usłyszała, od razu tutaj wchodząc i kłaniając się.

– Tak, Wasza Wysokość?

– Przygotujcie komnaty dla Yoongiego i Hoseoka. I przyprowadźcie ich później do nas na obiad – zwróciłem się do niej w naszym tygrysim języku, zaraz otrzymując odpowiedź w postaci jeszcze niższego pokłonu. – Idźcie z moimi dworkami – dodałem już po smoczemu do Hoseoka i Yoongiego, którzy czekali na jakieś instrukcje. – Zabiorą was do waszych komnat.

Chwilę patrzyłem jak ta problematyczna dwójka opuszcza salę razem z moją dworką. I powoli zaczynałem wątpić w ich słowa, naprawdę nie chcąc, abyśmy jedli wspólnie posiłek, bo na pewno będą coś sugerować przy Jiminie.

Najwyżej obetnę im języki i będziemy jeść w ciszy.

Z taką myślą i lekkim uśmieszkiem na twarzy, wyszedłem do swojej świty, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że i tak mam nad nimi przewagę. Jestem teraz królem, a oni nadal tylko książętami i ich status raczej nigdy się nie zmieni. Więc dobrze wiedzą, że nie mogą ze mną zadzierać, bo nadal mam wsparcie tygrysich wojsk, razem z tymi owczymi.



Jimin:

To nie tak, że nie wierzyłem, iż Jeongguk posiada przyjaciół. Wręcz przeciwnie – uważałem go za duszę towarzystwa, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak chętnie, wraz z innymi Tygrysami, ćwiczył i rozmawiał. Jednak wizyta książąt z Królestw Bawołów i Wężów, była dla mnie nie lada zaskoczeniem. Sam posiadałem krąg znajomych z innych gatunków, jednak podobnie jak ja, były to raczej łagodne hybrydy – Króliki, Świnie, czy Psy. Za to na widok przyjaciół mojego małżonka, aż miałem ochotę zadrżeć i uciec, choć oczywiście zamiast tego uśmiechałem się radośnie.

Zarówno potężny Bawół, jak i wyglądający groźnie Wąż, budzili w moim sercu lekki niepokój, jednak przy moim Alfie czułem się całkowicie bezpieczny. Zresztą, jak się okazało przy obiedzie – nie było się czego bać.

Po zajęciu się kwestią wysłania patrolu na północny-wschód, aby sprawdzić, co się dzieje na linii brzegowej, że rybacy mają problemy z połowami, udałem się do sali, w której miałem spożyć posiłek wraz z Jeonggukiem i naszymi gośćmi. Zmarszczyłem nieco nos na zapach wydzielany przez sporą ilości mięsa, jakiej wymagała alfia dieta, ale nic nie mogłem na to poradzić, skoro moi współbiesiadnicy tego potrzebowali. Poza tym już się przyzwyczaiłem do ostrej woni jedzenia Jeongguka, choć drugi raz nie popełniłem tego błędu, by sięgać pałeczkami do jego miseczek.

Zająłem miejsce przy stole i nie minęło dużo czasu, gdy drzwi się otworzyły i do środka wszedł najpierw Hoseok, chętnie zajmując siadając naprzeciwko mnie, a następnie Yoongi, który bez słowa i mocno niezadowolony spoczął obok swojego przyjaciela. Wąż natychmiast zaczął ze mną rozmowę, zachwycając się pięknem naszego królestwa, które mógł podziwiać w czasie drogi do pałacu. Bawół nie odezwał się nawet w momencie, gdy dołączył do nas Jeongguk.

Obiad wydawał mi się naprawdę udany, choć musiałem przyznać, że Wąż sprawiał wrażenie, jakby mnie podrywał. Zrzuciłem to na poczet jego bycia uprzejmym, dlatego nie przejmowałem się zbytnio komplementami. Choć miło się ich słuchało.

– Więc w waszym królestwie naprawdę musi być pięknie – stwierdziłem, po wysłuchaniu, jak się żyje na Wężowej Wyspie, jednym z nielicznych królestw oddzielonych od reszty morzem, wymagającym kilku dni przeprawy.

– Owssszem. Choć czasssem nizinny krajobraz bywa nużący. Tutaj jest znacznie ciekawiej. I na pewno widoki sssą ładniejsssze. Niekoniecznie na przyrodę, lecz tutejsssze Omegi – dodał Hoseok, posyłając mi czarujący uśmiech, który niestety nie potrafił ocieplić jego gadzich oczu.

– Dlatego nie możecie tu długo zostać, bo jeszcze zaczną się tu rodzić Węże – uznał Jeongguk, wtrącając się w końcu do naszej rozmowy.

Jego znaczące spojrzenie prawie wywołało mój śmiech.

– Och, jeśli tylko książę chce zamieszkać w naszym królestwie, to nie widzę przeciwwskazań. Na pewno jakaś Omega byłaby zainteresowana – zapewniłem wesoło, choć trochę naciągałem prawdę. Co jak co, ale Węże były nam szalenie obce, a Owce i Barany nie lubiły egzotycznych okazów, raczej łącząc się między sobą lub pomniejszymi gatunkami, mieszkającymi w naszym królestwie.

– Cóż... To interesssująca propozycja. Zwłassszcza, że już na sssamym dworze widzę piękne Omegi – odpowiedział spokojnie nasz gość, posyłając mi znaczące mrugnięcie, po czym przeniósł wzrok na stojące przy drzwiach dworki, wywołując ich rumieńce.

Zdążyliśmy jednak usłyszeć, jak z gardła Jeongguka dobiega ostrzegawcze warczenie. Mój wzrok natychmiast powędrował w jego stronę, nie rozumiejąc kompletnie tego zachowania. Zaraz jednak uświadomiłem sobie, co mogło być przyczyną niezadowolenia mojego małżonka, dlatego ze śmiechem przytuliłem się do niego.

– Przepraszam, książę Hoseok, ale mój Alfa jest o mnie bardzo zazdrosny – wyjaśniłem, starając dostać się pod jego pachę, by mnie objął jak należy.

– Nie dziwię sssię. Zawsssze, gdy mu cośśś nie passsuje, robi sssię nerwowy. Mam nadzieję, że ma tutaj jakąśśś władzę, bo inaczej może pewnego dnia zrobić cośśś głupiego, by ją uzyssskać.

Zamrugałem kilkukrotnie na te słowa i delikatnie przechyliłem głowę, próbując rozgryźć te słowa. Co głupiego mój ukochany miałby zrobić? I co to ma wspólnego z posiadaniem władzy? Przecież miał ją, jako drugi król, choć oczywiście większość decyzji wymagała jedynie mojego słowa. W sumie było to dość mądre prawo. Gdyby władza była dzierżona zawsze przez Alfę, kto wie, jak w tej chwili wyglądałoby nasze królestwo. Wolałem się nie dowiadywać.

– Czasami nie potrzeba władzy, żeby poczuć się królem całego świata. Czasami wystarczy sama świadomość posiadania wszystkich cech, które w ogóle zaliczą cię do kandydatów na objęcie takiej pozycji. Niektórzy nieszczęśliwcy nie mają ani jednej z nich – skomentował to Jeongguk, wracając rozbawiony do swojego posiłku.

Dzisiaj chyba postanowili mówić jakimiś zagadkami, bo potrzebowałem chwili na przemyślenie tego.

„Nie potrzeba władzy, żeby poczuć się królem całego świata"?

Wiem! Ooooooo, jakie to słodkie! Jestem dla Jeongguka całym światem! Ale ten mój Tygrys jest romantyczny!

Przeszczęśliwy położyłem dłonie na policzkach i dałem sobie kilka sekund na okazanie szczęście, poprzez radosny i szczery uśmiech. W końcu jednak przywołałem się do porządku. Przyjaciele czy nie, to nadal nasi goście, a ja jestem władcą i powinienem zachowywać się jak należy.

Niestety, coś w tym wszystkim było nie tak, bo nagle usłyszałem charakterystyczny brzdęk porcelany i całą trójką spojrzeliśmy na Bawoła, który pałeczkami właśnie... przepołowił miskę. Poczułem, jak robi mi się na moment nieswojo. Zdawało się, że w ten sposób robi jakiś pokaz siły, choć oczywiście to na pewno był tylko przypadek. Przecież Bawół nic złego nie zrobi ani mi, ani mojemu małżonkowi.

– Chyba powinniśmy zakończyć już ten posiłek – uznał nagle Jeongguk, przyciągając mnie znów do siebie, aby dać mi przyjemnego całusa prosto w moje zawsze chętne do tego usta. – Musimy wrócić do swoich obowiązków.

Jedno jego spojrzenie sprawiło, że szybko dokończyłem tych kilka kęsów i wraz z moim małżonkiem opuściliśmy gości, prosząc ich o częstowanie się jeszcze przygotowanymi daniami.

Przez krótką chwilę, kiedy opuściliśmy komnatę jadalną, mogłem z twarzy Jeongguka wyczytać wiele emocji. Złość. Rezygnacja. Lekka obawa? Chyba to tak najbardziej mi się rzuciło w oczy.

Nie dopytywałem jednak o nic, mając nadzieję, iż sam mi powie, jeśli odczuje taką potrzebę. A zamiast tego, po prostu złapałem jego rękę i razem ruszyliśmy do Sali Tronowej, wracając do obowiązków królewskiej pary.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top