1 - Gossypium hirsutum

Dziś piątek, a więc nowy rozdział :D (w sumie to pierwszy)

[5400 słów]

~~~~~~~~~~~~~~ 




Jimin:

Delikatny, letni wiatr przemykał po pałacowym ogrodzie, przynosząc wiele radości bawiącym się dzieciom, które postanowiły wykorzystać pogodę, aby puszczać latawce. Kolorowe, papierowe konstrukcje wznosiły się wysoko ponad mury, a każda jedna wyglądała jak piękny, wielobarwny ptak, walczący z innymi o kolejne podmuchy, unoszące jego skrzydła. Jednak nie to przyciągało mój wzrok tego dnia, choć często zerkałem w stronę śmiejących się brzdąców, tęskniąc już do momentu, kiedy ja sam będę miał taką małą, radosną Owieczkę lub Baranka. Starałem się jednak nie koncentrować na wizji mojej przyszłości, a zamiast tego moje palce zgrabnie przesuwały się po suknie. Materiał, o kolorze najdelikatniejszego błękitu, powoli zapełniał się złotymi konstelacjami, które osobiście haftowałem, nie mogąc się już doczekać przywdziania tej jakże cudownej szaty, przygotowywanej na Dzień Naznaczenia.

Znowu moje myśli odpłynęły, kiedy pomyślałem o pięknym uśmiechu, który mój ukochany posyłał mi za każdym razem, gdy nasze spojrzenia nieśmiało się spotkały. Westchnąłem cicho, rozmarzony, przywołując obraz tych brązowych oczu, idealnie brzoskwiniowych ust i potężnych ramion, w których zawsze pragnąłem się znaleźć. Odruchowo odwróciłem się, szukając źródła mojego szczęścia, jednak zapomniałem, iż Taehyung, który był nie tylko moim ukochanym, lecz także najbliższym, osobistym strażnikiem, akurat w tym momencie powinien znajdować się na treningu, a jego miejsce przy moim boku zajmuje Hyuk.

Rozczarowany wróciłem więc do mojego zajęcia, szybko znów odzyskując humor. W końcu musiałem się postarać dokończyć ten haft, aby już w najbliższej przyszłości móc poślubić Taehyunga, i w końcu zostać jego Omegą na zawsze. Dlatego moje palce znów rozpoczęły taniec z igłą i nicią.

Nie minęło dużo czasu, kiedy usłyszałem kroki, zmierzające w moim kierunku. Szybko podniosłem głowę, poruszając moimi owczymi uszkami. Uśmiechnąłem się na widok mojego ukochanego, który zmierzał do mnie szybkim krokiem, stukając ciężkimi butami o wyłożoną drewnianymi deskami ścieżkę.

Aby nie zrobić sobie krzywdy i nie ubrudzić trzymanego materiału, zaprzestałem haftowania i patrzyłem, jak Taehyung wymienia się wartą z Hyukiem, po czym zbliża się do mnie, kłaniając.

– Książę Jimin – powiedział na powitanie z lekkim uśmiechem, na co zaraz odpowiedziałem mu tym samym.

– Taehyung. Cieszę się, że cię widzę. Usiądziesz? – zaproponowałem, natychmiast wskazując mu miejsce tuż obok mnie.

Młody Baran rozejrzał się dyskretnie, aby upewnić, że jesteśmy już sami, po czym usiadł, delikatnie muskając swoimi palcami moją dłoń. Rumieniec natychmiast wymalował się na moich policzkach, zdradzając wszelkie uczucia, jakimi go darzyłem. Znaliśmy się już od najmłodszych lat, w dodatku byliśmy w tym samym wieku. Praktycznie razem się wychowaliśmy. Taehyung nie był dzieckiem żadnej z dworek. Znalazł się w naszym pałacu, kiedy jego rodzice oddali go i jego starszego brata pod opiekę dworek, aby mogli wyrosnąć na wielkich wojowników, służących rodzinie królewskiej. Jednak Seokjin, brat Taehyunga, od zawsze pałał miłością do ksiąg, a nie miecza, dlatego dorastał wśród mędrców i doradców króla, stając się bardzo szybko jedną z najmądrzejszych osób w królestwie. Mało tego – jako Smok (bo ich ojciec reprezentował właśnie te hybrydy), cieszył się ogromnym szacunkiem wśród wszystkich mieszkańców pałacu. Różnica wieku między braćmi sprawiała, iż kiedy przyszedł czas edukacji, Seokjin stał się moim oraz Taehyunga mistrzem, przekazując całą potrzebną nam wiedzę, dotyczącą naszego królestwa, mieszkających tu ludzi, tradycji, obyczajów i wiele, wiele więcej. Sam Taehyung od zawsze starał się być moim obrońcą. I niewiele potrzebowaliśmy, aby nasze uczucia z braterskich, zmieniły się w znacznie głębsze. Zwłaszcza, kiedy weszliśmy w okres dojrzewania i nasze instynkty dały o sobie dość mocno znać. Jego zapach wabił mnie chyba równie mocno, jak mój jego. Ale mimo tego nie pozwalaliśmy sobie na śmielsze okazywanie uczuć, niż sporadyczne chodzenie za rękę, czy nieśmiałe pocałunki w policzki lub wymienianie ukradkowych spojrzeń i uśmiechów. Chcieliśmy ze wszystkim zaczekać do Dnia Naznaczenia, aby nasze połączenie było po prostu wyjątkowe. Nawet jeśli jego wielkie baranie rogi bardzo mnie kusiły, aby je dotknąć, a całe jego ciało przyciągało moje z nieopisywalną siłą.

– Nowa szata, ukochany? – zapytał spokojnie, ledwo zerkając na trzymany przeze mnie materiał, po czym znów powrócił spojrzeniem na moją twarz.

Naprawdę rzadko pozwalaliśmy sobie na aż taką poufałość, przez co jeszcze mocniej się zarumieniłem.

– Na nasz Dzień Naznaczenia – przyznałem, nieco uciekając od tego ciepłego, pełnego miłości spojrzenia. Podniosłem się szybko, na co on zrobił to samo. Chciałem mu pokazać moje niedokończone dzieło w całej okazałości, dlatego rozłożyłem je nieco. – Podoba ci się?

– Na... nasz Dzień Naznaczenia? – powtórzył cicho, nieco zaskoczony. Wydawał się jednak oczarowany moim małym dziełem, które delikatnie ujął w swoje dłonie. – Jest piękna. Ale będzie jeszcze piękniejsza na tobie – dodał, podobnie jak ja rumieniąc się. Jego nieśmiałość w naszej relacji była taka słodka!

– Dziękuję – wyszeptałem, składając póki co szatę, bo na pewno nie mogłem się na niej skoncentrować kiedy mój ukochany był przy mnie.

Zająłem ponownie miejsce pod drzewem, a Taehyung do mnie dołączył.

– Rozmawiałem z ojcem – przyznałem, przenosząc wzrok na wciąż bawiące się dzieci. – Możesz mnie naznaczyć w przyszłym miesiącu, gdy skończy się czas zbiorów – podzieliłem się z nim radosną nowiną, nie mogąc powstrzymać łagodnego uśmiechu na moje własne słowa.

– Mogę? Już za miesiąc? – dopytywał, na co kiwnąłem głową, odwracając się do niego, by móc zobaczyć przepiękny uśmiech, jaki mi posłał. – Zrobię wszystko, aby uczynić cię najszczęśliwszą Omegą na świecie – zapewnił, ostrożnie sięgając po moją dłoń, którą zaraz ukrył w swojej, gładząc jej grzbiet kciukiem. – Mój Jiminnie. Obiecuję cię chronić i kochać całym sercem.

– Już czynisz mnie najszczęśliwszym – zauważyłem, nieśmiało do niego przysuwając. Nadal stykaliśmy się zaledwie dłońmi, ale teraz nieco wyraźniej czułem jego zapach.

Kolejne minuty minęły nam na obserwacji otoczenia. Dzieci, zawołane przez swoje mamy, zniknęły już z ogrodu, aby udać się na posiłek, a my nadal rozkoszowaliśmy się swoim dotykiem, gdy nasze serca ocieplały najpiękniejsze uczucia, rozgrzewające równie mocno, jak dzisiejsze słońce.

Nasz spokój przerwała zbliżająca się służąca, przez co Taehyung podniósł się szybko i odkłonił kobiecie, kiedy ta zatrzymała się przy nas w pokłonie.

– Książę, Jego Wysokość prosi o przybycie do Sali Tronowej, wraz z twoim najwierniejszym strażnikiem i ukochanym – powiedziała cicho, na co podniosłem się, dziękując jej za przekazanie wiadomości.

Zaraz po tym ruszyliśmy w stronę pałacu, nie mogąc już sobie pozwolić na choćby odrobinę bliskości. Dotarcie do Sali Tronowej, która była największą, a zarazem najpiękniejszą salą w pałacu, zajęło nam dość sporo czasu, gdyż pałacowe ogrody znacznie się ciągnęły, a ja przesiadywałem zazwyczaj na ich środku.

Nie spieszyliśmy się zbytnio, zatrzymując się nawet kilka razy, abym mógł zamienić kilka słów ze służącymi lub dworzanami, którzy mieli mi do przekazania mniej lub bardziej cenne informacje na temat życia w naszym królestwie. Jeden z nich wspomniał o zbliżających się świętach, na którym miałem się zjawić zamiast ojca, a to oznaczało kolejne przemówienie do ludu. W sumie nie lubiłem tego, znacznie lepiej się czułem, mogąc schodzić z piedestału do ludzi, by razem z nimi rozwiązywać ich problemy. A barwne, niewiele wnoszące mowy, stanowiły utrapienie. Niemniej jednak znałem moje obowiązki, dlatego odnotowałem w pamięci, a dodatkowo poprosiłem Taehyunga, by przypomniał mi o konieczności napisania kilku słów.

Uśmiechnięty przekroczyłem w końcu próg Sali Tronowej, natychmiast unosząc głowę, aby móc podziwiać piękną architekturę. Nie było tu przepychu, ściany zdobiły jedynie kolory, które swoimi pastelowymi barwami wyciszały każdego wchodzącego. To właśnie w tym miejscu, oprócz ogrodu, czułem się najlepiej.

Na samym środku, na wielkiej, błękitnej poduszce, siedział mój ojciec – Król Królestwa Owiec. Choć swoje najlepsze lata miał już za sobą, ciało stało się znacznie drobniejsze, a jego dostojne rogi zdawały się kruszyć, nadgryzione zębem czasu, nadal budził szacunek we wszystkich, których miał wokół siebie. Poddani wiedzieli, że mogą liczyć na jego pomoc, a trwający od dziesiątek lat pokój, tylko umacniał wiarę w jego dobre serce.

Zająłem miejsce na jednej z poduszek, przeznaczonych dla przybyłych gości, aby móc się pokłonić. Przy dotknięciu czołem złożonych na podłodze dłoni, zauważyłem jakiś metr za sobą Taehyunga, który uczynił dokładnie to samo.

Wyprostowałem się z uśmiechem i już chciałem odezwać, ale ojciec uniósł dłoń, po prostu wzywając mnie do siebie gestem. Natychmiast podniosłem się i przeszedłem tych kilka kroków, by usiąść tuż przy nim. Mój ulubiony zapach trawy po deszczu, przyjemnie pieścił mi nozdrza.

– Ciebie również wzywam, Taehyung – powiedział spokojnie władca, czekając, aż mój ukochany dołączy do nas. Dopiero, gdy zajął przy mnie miejsce, król ponownie się odezwał, przenosząc na mnie poważne spojrzenie. I choć zawsze takie było, nie wzbudzając mojego niepokoju, to jego brzmiące niepokojem słowa, już dawały mi powód do zmartwień.

– Mój synu. Czy zdajesz sobie sprawę, jak wielka odpowiedzialność ciąży na tobie jako na księciu koronnym? – zapytał, sięgając po moje dłonie, które ukrył w swoich.

– Oczywiście. Będę odpowiedzialny za dobro każdego mieszkańca naszego królestwa, aby mogli żyć w spokoju i szczęściu – odpowiedziałem natychmiast, znając doskonale moją rolę.

Mój ojciec pokiwał spokojnie głową.

– Dzisiaj do naszego królestwa dotarło pismo z Królestwa Tygrysów, które zaważy na dalszych losach wszystkich. Książę Jeongguk, syn władcy tego królestwa, wyraził wolę naznaczenia cię.

Przez chwilę to, co powiedział władca, po prostu do mnie nie dotarło. Nadal się łagodnie uśmiechałem, nie rozumiejąc, dlaczego mój ojciec przygląda mi się zmartwiony. Lecz gdy z opóźnieniem zrozumiałem sens jego słów, poczułem, jak z mojej twarzy odpływają wszystkie kolory.

– Syn... Tygrys? – powtórzyłem, przerażony tym faktem, jak jeszcze niczym innym wcześniej. – Ojcze, ale... dlaczego?

Zamiast odpowiedzi, zostało mi wręczone pismo, które natychmiast zacząłem czytać. Starannie nakreślone znaki w oficjalnym, smoczym języku, który był dla wszystkich hybryd językiem uniwersalnym, informowały mnie o propozycji księcia, niejakiego Jeongguka, który słysząc o mojej nieskazitelnej urodzie, dobroci i innych pozytywnych cechach, zamarzył, aby zostać moim małżonkiem. W zamian za to, oferowali ochronę dla naszego królestwa, ale między wierszami, aż za dobrze dało się wyczytać ich prawdziwe przesłanie. Albo się zgodzimy, albo wypowiedzą nam wojnę.

Zasłoniłem usta dłonią, starając się w ten sposób powstrzymać żałosne beczenie, które próbowało się wyrwać spomiędzy moich warg. Jednak nie mogłem powstrzymać łez, które zakręciły się w oczach.

– Moje dzieci – powiedział ostrożnie ojciec, przenosząc spojrzenie ze mnie na Taehyunga, który również siedział blady. – Wiem, jakim uczuciem się darzycie i naprawdę nie pragnę waszej krzywdy. Ale na pewno rozumiecie, jaką odpowiedź musimy wystosować.

– Inaczej może tutaj przyjść i odebrać siłą to, co uważa za jego – potwierdziłem, zwieszając głowę, aby ukryć cieknące z moich oczu łzy. – A nie możemy pozwolić, by ludowi coś się stało – dokończyłem, po raz pierwszy tak mocno czując ciężar odpowiedzialności za lud, który spoczywał na moich barkach.

– Naprawdę mi przykro. Wybaczcie mi, dzieci. Proszę, wybaczcie – wyszeptał król, kładąc dłoń na mojej głowie, zapewne czyniąc ten sam gest w stronę Taehyunga.

Moje dłonie same się zacisnęły na materiale sukna, które nadal trzymałem na kolanach. Nie byłem w stanie dopuścić do siebie myśli, że nie będzie mi dane go założyć. Bo ono było tylko dla mnie i Taehyunga.

Skoro ma dojść do... moich zaślubin z Tygrysem... nie pozwolę, aby oczy tego obcego księcia mnie w niej zobaczyły.

– Rozumiem moją rolę, ojcze. I akceptuję ją – wyszeptałem, sięgając po dłoń ojca, aby przenieść ją na mój policzek. W ten sposób dałem mu do zrozumienia, że mu wybaczam. – Spokój i dobro ludu są ważniejsze od mojego szczęścia. Czy możemy odejść?

– Idźcie, moje dzieci. Książę Jeongguk zjawi się tutaj zapewne po okresie zbiorów. Do tego czasu proszę, abyście poświęcili ten czas na przygotowania do przejęcia królestwa. Wraz w twoim naznaczeniem, mój synu, oddam ci moje miejsce. Chociaż w ten sposób chcę dać ci pewność, że dokonałeś słusznego wyboru.



Taehyung:

Każdy postawiony krok na przód, wydawał się cięższy niż dotychczas. A słodki zapach jagód, kroczącego przy mnie Jimina, nie potrafił uspokoić moich myśli, w których panował chaos. Jako Baran, a przede wszystkim królewski strażnik, nie miałem najmniejszego problemu z ukryciem negatywnych uczuć, które mogłyby wpłynąć na moją postawę lub mimikę twarzy. Zapach też byłem w stanie choć trochę kontrolować, aby nie zdradzał mojego samopoczucia przed potencjalnym wrogiem. Dlatego nikt nie miał pojęcia, jak to wszystko odebrałem.

Większość mojego życia spędziłem w pałacu, nigdy nie planując zakochać się w którymkolwiek z książąt lub księżniczek. Jednak Jimin, swoją delikatnością, dobrym sercem i pięknem, tak mocno mnie w sobie zauroczył, że przestałem widzieć inne Omegi, zawsze marząc tylko o nim. Zdawałem sobie sprawę z tego, że gdybyśmy mieszkali w innym królestwie, nigdy nie miałbym możliwości go szczerze pokochać, co najwyżej podziwiając z oddali. W końcu był księciem, w dodatku koronnym – tym, który kiedyś zostanie królem owczych ziem. A taka pozycja w naszym społeczeństwie, zazwyczaj zmuszała hybrydy do poślubienia kogoś o tak samo wysokiej randze. Na szczęście tej krainy, całe to prawo nie dotyczyło. Liczyła się miłość, i szczęście książąt i księżniczek. Dzięki temu codziennie, od zadeklarowania Jiminowi swoich uczuć, mogłem się starać o to, aby każdy jego dzień był wypełniony uśmiechem. Co prawda nasze interakcje były subtelne, słowa ostrożne, a dotyk nigdy nie przekraczał jakiejkolwiek granicy, nawet jeżeli obaj często pragnęliśmy swojej bliskości, nieograniczającej się do delikatnego trzymania swoich rąk. Służba wiedziała. Strażnicy, rodzeństwo Jimina, król, królowa, a nawet lud. Wszyscy wiedzieli co nas łączy i na szczęście wszyscy pragnęli tego, abym to ja pozostał u boku Jimina. Kochając go, opiekując się nim i w dalszym ciągu chroniąc. Byłem w stanie poświęcić dla niego wszystko, bo nie wyobrażałem sobie życia bez niego. Nieważne czy byłby królem, służącym, czy po prostu kimś o znacznie niższej randze, wiedziałem że moje serce i tak by go pokochało, szukając możliwości pozostania przy nim na wieczność.

Dlatego po usłyszeniu jego rozmowy z ojcem, nie wiedziałem co powiedzieć i jak zareagować. Zapewne każdy inny Alfa zacząłby walczyć o swoją Omegę, czasami nawet nie zwracając uwagi na status ubiegającej się o nią hybrydy. Ale ja nie mogłem tego zrobić, zagrażając w ten sposób całemu królestwu. Tygrysy nie były tak pokojowe jak większość hybryd. I faktycznie, jeżeli jeden z nich zapragnął Jimina, nie mogłem mu tego zabronić. Nie mogłem walczyć o mojego ukochanego. Nie mogłem go przed nim ochronić.

Moje serce powinno być silne, jednak w tej chwili za bardzo bolało, abym mógł go jakoś pocieszyć. W moim umyśle zaczęły pojawiać się wszystkie wspomnienia z naszych interakcji, których po prostu żałowałem. Żałowałem, że nigdy nie ośmieliłem się witać go nie tylko zwykłym: „Dzień dobry, książę Jimin", a dodać do tego: „Tak bardzo cię kocham, moja najpiękniejsza Omego". Żałowałem, że moja dłoń była w stanie trzymać tylko tę jego, nigdy nie obejmując go w pasie, nigdy nie dotykając po szyi lub włosach, nigdy na dłużej nie zatrzymując się na policzku. Żałowałem, że usta nie podarowały mu pierwszego pocałunku, a mój zapach nie przeniósł się na jego skórę i ubrania, zapewniając poczucie bezpieczeństwa, pokazując każdemu Alfie, że Jimin jest tylko moim ukochanym, tylko moją Omegą.

Nie mogłem już tego wszystkiego zmienić, po prostu nie sądząc, że zostanie nam odebrana możliwość przeżycia tego wszystkiego w Dzień Naznaczenia. Teraz to inny Alfa miał mu to wszystko zapewnić. Tygrys, który nie powinien łączyć się z Owcą. Szczególnie tak delikatną i kruchą.

Dotarliśmy w końcu w ciszy pod jego komnatę. Chciałem przed nią zostać, aby wymienić się z którymś ze strażników i jak najszybciej pójść do brata, ale widząc jak Jimin odwraca się powoli w moją stronę, od razu porzuciłem swoje plany.

Jego spojrzenie nie podniosło się na moją twarz, wpatrując się gdzieś w posadzkę. Para delikatnych, białych, owczych uszu, była nieco oklapnięta, opadając na równie jasne, kręcone włosy, przez co miałem ogromną ochotę podnieść je ostrożnie do góry i ucałować. Jego cała, idealna twarzyczka, podkreślała smutek, którego chciałem się pozbyć w taki sam sposób. Całując jego mały nosek, każdy policzek, powieki, każdy najmniejszy fragment jego czoła, a na samym końcu usta – tak długo, aż w końcu zdecydowałbym się go stąd zabrać. Z dala od naszych obowiązków i nakazów, z dala od tego Alfy.

– Wejdź proszę – odezwał się swoim delikatnym, choć teraz tak bardzo smutnym głosem. A kiedy skierował się z powrotem do komnaty, ruszyłem za nim bez słowa, oczywiście jak zawsze utrzymując bezpieczną dla nas odległość.

Chłopak nadal trzymał w rękach sukno, które przygotowywał przy mnie w ogrodzie. Było piękne, tak samo jak osoba, do której ono należało. A myśląc o tym, że zobaczę go w nim przy innym Alfie, jeszcze bardziej cierpiałem.

Po chwili namysłu Jimin podszedł do swojego łoża, odkładając na nie trzymany materiał. A mój wzrok jeszcze na moment się na nim zatrzymał, gdy umysł zastanawiał jak ma to wszystko znieść.

Nie będziesz mój. Dlaczego nie będziesz mój? Dlaczego ktoś mi cię odebrał, ukochany?

Nasze spojrzenia w końcu na siebie natrafiły, a dłoń Jimina dotarła do mojego policzka. Ten delikatny dotyk sprawił, że sięgnąłem powoli do niej, łapiąc i przymykając przy tym oczy. Cały czas powtarzałem w myślach te same pytania, dlatego moje usta nie potrafiły powiedzieć mu nic innego.

– Obawiałem się tego. Tak bardzo, Jiminnie... – przyznałem cicho, nie potrafiąc ukrywać przed nim faktu, iż choć moje serce było pewne naszego uczucia, czaił się w nim również strach, że kiedyś ktoś mi go odbierze, właśnie przez naszą różnicę statusów w społeczeństwie. – Nadal będziesz tylko moim księciem. A później królem – dodałem takim samym szeptem, otwierając powoli oczy. Natrafiłem na nieco zaskoczone spojrzenie ukochanego, w którym zaraz zaczęły zbierać się łzy, a z jego ust uciekło ciche beczenie, którego nigdy nie chciałem być powodem.

– Zawsze byłem pewien, że będziemy razem. A ty... ty w to wątpiłeś? – zapytał, cofając swoją rękę, aby objąć swoje ciało, okryte strojną szatą. Nie wiedziałem jak na to zareagować, dlatego trochę spanikowany przybliżyłem się do niego, kładąc szybko ręce na jego ramionach.

– Nie. Jiminnie, nie – zacząłem łagodnie, choć w moim głosie dało się wyczuć strach. Nigdy nie ukrywałem nawet takich uczuć, gdy byliśmy sam na sam z Jiminem. Tylko przy nim i przy moim bracie mogłem być całkowicie szczery i czasami nieco bardziej wrażliwy. – Tylko... bałem się, że kiedyś stanie się coś takiego. – Nie potrafiłem tego wyjaśnić, nie potrafiłem dobrać innych słów lub temu zaprzeczyć. Nie sądziłem, aby sam król go do tego zmusił, ale domyślałem się, że właśnie jakiś inny Alfa może go do tego nakłonić. Jimin był zbyt piękny i zbyt dobry, aby nikt go nigdy nie zapragnął.

– Nie rozumiem tego, Taehyung. Dlaczego ten książę mnie wybrał? Nigdy mnie nie widział. Nie zna mnie. Nie wie, jaki jestem. Więc dlaczego? – Chłopak na szczęście przestał mnie dopytywać o moje wątpliwości, zaczynając martwić się o tego Tygrysa. I sam do końca nie potrafiłem odpowiedzieć mu na te pytania, mogąc tylko spekulować.

– Nie mam pojęcia, Jiminnie. Chyba faktycznie musiał cię zobaczyć i uznać, że jesteś przepiękną Omegą – zauważyłem smutno, nie mając na to innego wyjaśnienia. Choć jeżeli był to Tygrys, może mieć ku temu zupełnie inne powodu, których nie chciałem teraz zdradzać Jiminowi, nie chcąc go nastraszyć i jeszcze bardziej złamać serca.

– Ale... ja chcę być twoją Omegą. – Mój ukochany zabeczał przy tym żałośnie, przez co moje dłonie jeszcze bardziej chciały się przenieść na jego plecy, żeby go do siebie przyciągnąć, zapewniając choć niewielkie pocieszenie. – Czy... czy mogę... przytulić się do ciebie? – zapytał, najwyraźniej myśląc o tym samym co ja. I nawet nie odpowiadając na to pytanie, po prostu go objąłem, chowając w swoich ramionach, w których był choć przez chwilę bezpieczny. Z dala od decyzji innych królestw, z dala od Owiec i Baranów, łasych na jego pozycję, a przez to gotowych go zranić. Z dala od tego Tygrysa, który postanowił nas tak bardzo skrzywdzić.

Nie chcę cię puszczać. Chcę ci dać wszystko, czego potrzebujesz. Chcę być przy tobie i cię uszczęśliwiać. Chcę... chcę cię w końcu kochać tak, jak na to zasługujesz, ukochany. Dlaczego ktoś nam to odebrał?

Jimin beczał cicho w moich ramionach, a mój nos odważył się zanurzyć w jego włosach. Delikatne i miękkie kosmyki miło ocierały się o moją skórę, a przyjemny zapach jagód, był dla mnie po prostu odurzający. Moje dłonie głaskały go po plecach, a usta miały ochotę przenieść się nieco niżej, tuż na jego szyję, aby do zapachu jagód, dołączył mój zapach – słonego morza. Niestety nie mogłem tego zrobić. Nie jako jego strażnik i nie w takich okolicznościach. Dlatego kiedy się trochę uspokoiliśmy, postanowiłem zadać mu pytanie, na które odpowiedzi tak bardzo się obawiałem.

– Pozwolisz mi przy tobie pozostać? Chociaż będę cię mógł chronić – poprosiłem, tak jak się tego spodziewałem, zaraz czując jak Jimin kręci głową.

– Będziemy przez to cierpieć jeszcze bardziej, nie mogąc pozwolić sobie na dotyk.

– Proszę cię, Jiminnie – wyszeptałem, a w moim głosie słychać było lekką desperację, bo jeżeli mój ukochany gdziekolwiek mnie odeśle i nie będę go mógł oglądać, rozmawiać z nim i wiedzieć, że nic mu nie jest, oszaleję. Mój Alfa tylko jego pragnął chronić i tylko jego akceptował jako potencjalną Omegę. Nie chciałem szukać nikogo innego, nie chciałem planować życia na nowo. Bo to on nim był i zawsze będzie.

– Chyba... chyba muszę się nad tym zastanowić – odpowiedział w końcu, dając mi tym samym nadzieję, dzięki której trochę mi ulżyło.

– Dobrze. Dziękuję. – Moje dłonie w końcu zaczęły się od niego odsuwać, a nogi niechętnie i niepewnie zrobiły niewielki krok do tyłu. Od razu poczułem nieprzyjemny chłód, nie mając go w swoich ramionach, dlatego nie mogłem jeszcze stąd wyjść, chwilę walcząc ze sobą, aby ponownie go nie przytulić.

Moje oczy wpatrywały się w jego spojrzenie – smutne i zaniepokojone, przez co zdecydowałem się na lekkie pochylenie, aby ucałować jego czoło. Rozumiałem, że tylko na tyle mogę sobie pozwolić i tylko tak mogę go pocieszyć.

Nie wykonywałem tego gestu zbyt długo, zaraz się odsuwając, znów na tę samą, bezpieczną odległość, podkreślającą kim dla siebie jesteśmy. Książę i jego strażnik, nigdy – król i jego małżonek lub Omega i jego Alfa.

Jimin też się w końcu odwrócił, wracając do swojego sukna, aby ponownie go złapać, przechodząc z nim pod kufer, który dobrze znałem. To tutaj mój ukochany chował wszystkie najważniejsze dla niego rzeczy. Kilka naszych pamiątek też się tam znajdowało. I najwyraźniej jego odzienie na nasz Dzień Naznaczenia również miało do nich dołączyć. Bo teraz stanie się ono kolejnym wspomnieniem, niespełnionym marzeniem, które już zawsze będzie ranić moje serce.

Jeszcze chwilę oglądałem, jak piękne sukno trafia na samo dno kufra, a zaraz po tym Jimin zaczyna przykrywać je innymi pamiątkami.

Więcej nie potrafiłem znieść, biorąc głęboki, choć cichy oddech, aby móc się z nim pożegnać.

– Pójdę już, mój książę. – Ukłoniłem się nisko, zaraz szybko wycofując i jak najciszej zamykając za sobą drzwi, które niestety były na tyle cienkie, abym usłyszał jak mój ukochany zaczyna zaraz po tym płakać. Nie mogłem nic z tym zrobić. Nie mogłem go pocieszyć, dlatego bez słowa wymieniłem się wartą z innym strażnikiem, uciekając do Seokjina.



Jimin:

Jeśli ktoś chce, aby jakaś wiadomość została szybko dostarczona do wszystkich mieszkańców królestwa, nie ma na to skuteczniejszej metody, niż powiedzenie czegoś jednej służącej Omedze. Informacja o moim ślubie, który oficjalnie nie został jeszcze ogłoszony, rozeszła się po całym królestwie z taką prędkością, że kilka dni po dotarciu do naszego pałacu propozycji Tygrysów, kiedy odwiedzałem jedne z pól upraw bawełny na północy, małe dzieci pytały mnie, czy ich książę nie kocha już swojego strażnika. Tak naprawdę wszyscy wiedzieli o wielkiej miłości, która przez lata kwitła między mną a Taehyungiem. Zresztą, nigdy nie ukrywaliśmy tego faktu w czasie wizyt na prowincjach. Oczywiście nie okazywaliśmy sobie publicznie uczuć, jednak takie informacje z pałacu również wypływały, a my nie zaprzeczaliśmy, posyłając sobie jedynie uśmiechy na pytania dzieci, oraz dziękowaliśmy za życzenia szczęścia, kierowane przez starszych. Ludzie polubili swoich przyszłych władców, dlatego pogodzenie się z nową rzeczywistością było trudne nie tylko dla mnie. Od setek lat na tronie nie było hybrydy z innego królestwa, a tym bardziej nie był to drapieżnik. Zdarzały się Króliki, Świnie, raz nawet Szczur, ale nigdy Tygrys. Rozumiałem więc niepokój wywołany w ludziach, który musiałem opanować, zapewniając ich o bezpieczeństwie, jakie daje nam taki układ, oraz przypomnieć, że według prawa, władza i tak w pełni pozostaje w moich rękach. Bo nie liczył się mój status, lecz fakt bycia najstarszym dzieckiem króla. Małżonek, niepochodzący w prostej linii z owczej rodziny królewskiej, na dobrą sprawę był władcą jedynie na papierze.

Jednak pomimo ogólnego niezadowolenia z decyzji władcy, nie mogliśmy nic więcej zrobić, musząc po prostu szykować się na dzień przyjazdu księcia Jeongguka. Z tego, co się dowiedzieliśmy, jego orszak wyruszył jeszcze tego samego dnia, w którym otrzymał odpowiedź. A kiedy przybędzie – od razu się pobierzemy. Z tego też powodu musiałem zająć się obowiązkami związanymi z przejęciem władzy, którą ojciec mi przekaże w Dniu Naznaczenia. To była dobra alternatywa dla zajęcia czymś myśli, aby nie kierować ich w stronę ślubu. I pomyśleć, że tak długo czekałem na tę uroczystość... Teraz oddałbym wszystko, nawet tron, aby tego uniknąć. Ale to byłoby zbyt egoistyczne. Bo nawet gdybym uciekł z królestwa pod osłoną nocy z Taehyungiem, złamana obietnica, złożona Tygrysom, mogłaby wywołać ogromną wojnę. Dlatego musiałem być dzielny i po prostu skupić się na ludziach, których kochałem.

Całą tę sytuację dodatkowo utrudniał mi fakt, iż Taehyung wciąż był przy mnie. Ale nie tak, jak byłem do tego przyzwyczajony. Nasza relacja była tak czysto oparta na schemacie książę – strażnik, że czułem fizyczny ból, za każdym razem, kiedy traktował mnie z dystansem, jak każdy inny poddany. Rozmawialiśmy ze sobą, zwłaszcza, gdy pytałem go o sprawy związane z decyzjami na najbliższą przyszłość królestwa, ale nie było mowy o jakiejkolwiek bliskości. Jednak grałem z nim w ten teatrzyk, rozumiejąc, iż dla niego to również nie jest proste.

Czas biegł dalej i w końcu nadszedł dzień przyjazdu księcia Jeongguka, a tym samym – dzień utraty mojego życia. Nie ruszałem się z mojej komnaty od samego rana. Poprzedniego wieczoru dotarła do nas wiadomość o planowanym przybyciu orszaku około południa, dlatego po przebudzeniu musiałem zacząć szykować się do uroczystości. Służki biegały wokół mnie, dbając o każdy, nawet najmniejszy szczegół mojego wyglądu – od dokładnego wyczyszczenia moich paznokci, przez ułożenie kędziorków na mojej głowie, idealne dopasowanie mojej szaty, aż po ozdoby i lekki makijaż. Tak jak postanowiłem – nie pozwoliłem na dotknięcie komukolwiek błękitnej szaty, którą z uwagą haftowałem w konstelacje. Zamiast tego służki przyodziały mnie w białą szatę, pełną niebieskich kwiatów wiśni. Złota nić łączyła je w całe gałęzie i uznałbym ją za piękną, gdyby nie powód, dla którego musiałem ją nosić.

Kiedy wszystko było już gotowe, a ostatnia Omega opuściła moją komnatę, odczekałem chwilę, szykując się na pierwszy trudny krok dzisiejszego dnia. Podszedłem do drzwi i po chwili wahania, zapukałem w nie.

– Taehyung? Możesz wejść? – poprosiłem, cofając się zaraz o dwa kroki.

– Tak, książę – odpowiedział spokojnie zza drzwi, a kiedy wszedł do środka, na chwilę się zatrzymał, przesuwając po mnie wzrokiem.

Czułem, że lekko się rumienię, co chyba uświadomiło mu jego zachowanie, dlatego szybko ukłonił się, jednocześnie odwracając wzrok.

– Powinienem w końcu podjąć decyzję o twoim odesłaniu – powiedziałem cicho. Moje słowa zmusiły go do lekkiego uniesienia głowy. Choć twarz pozostała kamienna, w jego oczach widziałem panikę. – Postanowiłem... nie działać wbrew tobie – wyszeptałem. – Daję ci decyzję co do tego, jaką drogą dalej chcesz kroczyć. Nie chcę ci jej narzucać.

Ledwo skończyłem mówić, a odpowiedź mojego wiernego strażnika padła z jego ust natychmiast:

– Pozostanę przy tobie, książę – zapewnił, znów zwieszając głowę.

– Nie składaj mi pokłonów, Taehyung. Chcę ostatni raz... nie okłamywać się, że cię nie kocham – poprosiłem cicho, czując, jak moje oczy zachodzą łzami. Nie mogłem już dłużej udawać. Nie dzisiaj, kiedy tak mało czasu nam zostało.

Taehyung bardzo powoli wyprostował się, a chwilę później uniósł głowę. Nasze spojrzenia jeszcze nigdy nie skrzyżowały się w takiej pewności. Nie było już między nami wypracowanego przez ostatnie tygodnie dystansu, za to wróciło ciepło i dobrze znane nam uczucia.

– Pięknie wyglądasz – powiedział, posyłając mi ledwo zauważalny, ale nadal bardzo smutny uśmiech. – Nikt nie będzie mógł dzisiaj oderwać od ciebie wzroku.

Pokręciłem głową na jego słowa. Nie chciałem tego słyszeć. Nie chciałem w ogóle pięknie wyglądać. Nie dla kogoś innego, niż Taehyung...

– To nie tę szatę powinienem mieć na sobie. Wiesz o tym – wyszeptałem, ostrożnie pokonując dzielący nas dystans, aby móc położyć dłoń na jego policzku. – Taehyungie, daj mi ostatni prezent przed tym okrutnym wydarzeniem. Daj mi pocałunek, bym mógł pokazać, jak bardzo cię kocham – poprosiłem, patrząc mu prosto w oczy. Długo o tym myślałem i zdawałem sobie sprawę z ogromnego ryzyka, jakie niosła ze sobą ta prośba. Ale ten jeden jedyny raz chciałem po prostu być egoistą. Nie zważać na nic innego oprócz naszej miłości.

– Jiminnie... przecież nie mogę – słusznie zauważył mój ukochany, odwracając wzrok. – Za chwilę będziesz tylko jego... Nie mogę.

– Błagam cię – powiedziałem, a w moim tonie błaganie było aż nazbyt słyszalne. Łzy powoli zamazywały mi jego obraz, dlatego robiłem wszystko, aby się ich pozbyć, nie uszkadzając makijażu. – Mój pierwszy pocałunek powinien być twój.

Nie wiem, co spowodowało, że Taehyung się ugiął. Może to moja prośba, może jego potrzeba. A może po prostu rozumiał, że tak powinno być. Nasze spojrzenia znów się uchwyciły, po czym wielkie, nieco szorstkie dłonie, ujęły moją twarz. Jego usta ledwo musnęły moje, ale to wystarczyło, aby moje serce oszalało, błagając o więcej. Chciałem je znów poczuć. Ciągle i ciągle. Ale to było niemożliwe.

Drżące dłonie puściły moją twarz, a brązowe oczy Barana zaszkliły się, kiedy tak staliśmy, patrząc na siebie. Nasze drogi musiały się w tym momencie rozdzielić, i to chyba bolało mnie najbardziej.

– Zawsze będziesz moim Alfą – wyszeptałem, na kolejną krótką chwilę przytulając się do niego. Nie obchodziło mnie, że tylko dodatkowo wzmacniam ryzyko, pozwalając, aby jego zapach choć trochę na mnie osiadł. I cieszyło mnie, iż zamiast stanowczego odsunięcia, jego ręce również mnie objęły.

– Zawsze będę twój. Zawsze – zapewnił.

Naszą ostatnią intymną chwilę przerwało pukanie do drzwi. Odskoczyliśmy od siebie, jakby nagle każde z nas się oparzyło.

– Książę, już czas – usłyszeliśmy spokojny głos zza drzwi, zwiastujący, że nasza piękna historia kończy się właśnie teraz.

Ostatni raz spojrzałem tęsknie na mojego strażnika, a zarazem przyjaciela i ukochanego. Podszedłem jeszcze do lustra, aby upewnić się, że nic nie zepsułem w moim wyglądzie, po czym ruszyłem do sali przyległej do Sali Tronowej, gdzie miała się odbyć uroczystość. Nie spieszyłem się, krocząc powoli, jakby koniec tej wędrówki szykował dla mnie śmierć. Ale w pewnym sensie taka była prawda. Podążałem prosto w stronę śmierci mojej miłości.

Kiedy dotarłem na miejsce, stanąłem przy przejściu. Z tego miejsca widziałem jedynie przemawiającego ojca, który w momencie zauważenia mojej osoby, powstał z poduszki i zaczął swoją mowę do zebranych w Sali gości. Czułem, jak moje ciało się trzęsie, co służąca, będąca tu ze mną i Taehyungiem, który przecież nie opuszczał mnie na krok jako strażnik, natychmiast to zauważyła i starała się jakoś opanować moje nerwy, pomagając mi w spokojnym oddychaniu. W momencie, gdy wiedziałem, że czas wyjść, odwróciłem się jeszcze do Taehyunga i bezgłośnie poruszyłem ustami, przekazując mu po raz ostatni moje uczucia, zamknięte w wyznaniu „kocham cię".

Wszedłem do Sali Tronowej, starając się nie patrzeć na zgromadzonych gości. Zamiast tego, mój wzrok odszukał księcia, przez którego byłem tak nieszczęśliwy. A kiedy moje spojrzenie na niego trafiło, na moment się zawahałem, co na pewno zobaczył każdy ze zgromadzonych. Książę, o którym wiedziałem tylko tyle, że ma na imię Jeongguk i jest Tygrysem, na pewno przerósł moje oczekiwania. Spodziewałem się przeciętnego księcia, którego żadna Omega w pałacu jego rodziny nie chciała, a zamiast tego patrzyłem na naprawdę przystojnego Alfę, który ubrany w królewskie szaty Tygrysów, w kolorze bordowo-czarnym ze złotym pasem i tej samej barwy zdobieniami, czekał na mnie. I być może w zupełnie innych okolicznościach, gdyby moje serce nie należało już do innego, zainteresowałbym się nim. Ale nie mogłem, kiedy moje uczucia kierowały się tylko do Barana idącego ze mną.

Zatrzymałem się zaledwie dwa kroki przed Tygrysem, mimowolnie kuląc swoje ciało. Książę Jeongguk był potężny, jego ciemne oczy przywodziły na myśl dwie studnie bez dna, a cała postawa sugerowała bezsprzeczną dominację. Ukłonił mi się lekko, co również uczyniłem, zgodnie ze zwyczajem. Kiedy się wyprostowałem, mój wzrok przyciągnął nieco niespokojny tygrysi ogon, który poruszał się niczym giętkie wahadełko. Nie potrafiłem jednak utrzymać spojrzenia nawet na nim, ostatecznie zwieszając głowę, aby przez resztę ceremonii podziwiać parkiet.

Przemówienie mojego ojca dobiegło końca chwilę później, a wtedy przeszliśmy do rytuałów. Zgodnie z tradycją wypiliśmy z jednego kielicha wodę, prosząc przodków o opiekę nad nami, oraz rozbiliśmy gliniane tabliczki z naszymi imionami, wspólnie zapisując je na jednej, większej. W końcu stanąłem twarzą do zebranych w sali. Była pełna, a znaczną większość łączyła jedna cecha – ich miny były pełne niepewności. Rozumiałem mój lud – każdy obawiał się tego, co miała przynieść przyszłość z drapieżnikiem na tronie. Ale to właśnie było to, co mi wprost powiedziało, że muszę być silny. Dla nich wszystkich.

Zamknąłem więc oczy i pozwoliłem na złożenie pocałunku na moim karku, który był zapowiedzią Nocy Naznaczenia, kiedy pojawi się w tym miejscu ślad ugryzienia, znaczący mnie już na zawsze.

Kiedy ceremonia zaślubin dobiegła końca, czekała mnie jeszcze koronacja. Ten proces również nie trwał długo. Kolejne przemówienie mojego ojca, dziękujące wszystkim za lata, które poświęcił dla nich, za ich wsparcie, a następnie zająłem tron, aby na mojej głowie spoczął złoty wieniec złożony z kwiatów bawełny kosmatej. Mój małżonek siedział na poduszce obok, przyjmując jedynie symboliczną gałązkę z tego krzewu. Nie widziałem go, skupiając swoje spojrzenie na przeciwległej ścianie, aby choć trochę nadać pewności mojej postawie.

W końcu jednak musiałem znów spojrzeć na Jeongguka, który teraz miał być mianowany królem. Nie byłem w stanie odwzajemnić jego uśmiechu, patrząc jedynie, jak odchodzi do swojej komnaty, gdzie miał się przygotować do naszej wspólnej nocy. Ja musiałem jeszcze przemówić do ludu, dlatego podniosłem się z miejsca i rozejrzałem po sali.

– Mieszkańcy Królestwa Owiec. Oto dziś zaczyna się dla nas nowa era.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top