This Is Not Fake Love
Ach w zeszłym roku zapomniałam o walentynkach, ale nie tym razem hah♥ Napisałam to jakieś 9 miesięcy temu i w końcu mam odpowiednią okazję, by to wrzucić. Nie spodziewałam się, że przez ten czas mój styl i umiejętności, aż tak się zmienią, więc redakcja tekstu zajęła mi wyjątkowo długo. Mam jednak nadzieję, że aż tak nie będzie to widoczne, w porównaniu z moimi najnowszymi pracami.
Miłego czytania♥
-Jungkook dostaniesz tę nagrodę, ale pod jednym warunkiem. – Powiedział mój menadżer, wchodząc do mojego studia, w którym wyciskałem z siebie siódme poty... Lecz brak weny doskwierał mi już od jakiegoś czasu, co dołowało mnie jeszcze bardziej.
-Jaki to warunek? – Spytałem, nieco się ożywiając na wzmiankę o wymarzonej nagrodzie.
-W tym roku najważniejszym warunkiem dla tych, którzy chcą zdobyć tę nagrodę jest przyjście ze swoją drugą połówką. Nie możemy zatrudnić pierwszej, lepszej osoby z ulicy, bo wszyscy wiedzą, jak wygląda twój mąż i to on jest priorytetem i zarazem największym twoim zmartwieniem na tę chwilę. – No tak, bo przecież musiałem pokazywać i chwalić się moim mężem, gdzie popadnie. Wtedy chciałem, by wszyscy widzieli, jaki jestem zakochany i jak wspaniałą oraz piękną osobę mam przy sobie, ale... Co było, to minęło.
-Przecież on się nie zgodzi, co więcej wyśmieje mnie, jak go o to poproszę. – Stwierdziłem niestety fakt, z którego wcale nie byłem zadowolony.
-To może mu coś zaproponuj w zamian. Na pewno jest jakaś rzecz, której pragnie. – Mój menadżer zawsze próbuje znaleźć jakieś rozwiązanie, ale w tej sprawie niestety nie jest w stanie wiele wskórać.
-Pieniądze nie, mnie nie i cała ta farsa z moją sławą też nie... Nie... Wiem czego może chcieć. – Właśnie sobie uświadomiłem, co takiego może pragnąć i poza tym wiem, że to jedyna możliwość.
Rozwód
-Postaram się to załatwić jeszcze dzisiaj. – Wstałem z zamiarem wyjścia ze studia, w którym i tak nic od dłuższego czasu nie powstało na moje nieszczęście.
-Ale... Jungkook weź ty się najpierw ogarnij, bo wyglądasz... Fatalnie? Żeby nie powiedzieć tragicznie.
-Dzięki, ty zawsze wiesz, jak mnie pocieszyć. – Menadżer tylko przyznał mi rację i poklepał po plecach, kiedy wychodziłem.
Nawet nie poznałem sam siebie w lustrze, bo już dawno tak się nie stroiłem, korzystając z miesiąca przerwy od pracy... Zresztą, jako idol miałem dla kogo, a jako Jungkook... Już niekoniecznie.
Wyszedłem z domu i skierowałem do apartamentowca naprzeciwko, w którym mieszkał mój mąż. Zapukałem do drzwi, wiedząc, że o tej porze powinien być już w domu. Musze to jakoś załatwić. Jednego jestem pewny...
Nie będzie łatwo.
Drzwi otworzyły się po chwili, a w nich pojawił mój mąż. Dosyć niski, drobny i z aureolą jasnych włosów na głowię... Dosłownie wygląda jak anioł, ale w gruncie rzeczy to naprawdę niebezpieczny gracz.
-Hej skarbie. – Przywitałem się, uśmiechając zadziornie i nie czekając na zaproszenie, wprosiłem się do mieszkania. Zdjąłem buty po czym poszedłem do salonu, rozkładając się wygodnie na mojej ulubionej kanapie, na której od jakiegoś czasu nie dane mi było siedzieć. Wiele wspomnień zaczęło mi w związku z tym napływać do głowy. Nie wiem ile razy kochaliśmy się na tej kanapie, ale wiem, gdzie jest nawet ukryty ślad po spermie, która za cholerę nie chciała się wyczyścić. To były dobre czasy...
-Czego chcesz? – Zapytał mniejszy, stając koło kanapy z założonymi rękami.
-Powiem wprost. Musisz ze mną pójść pojutrze na rozdanie nagród. – Nie było na co czekać. Lepiej zaatakować z zaskoczenia, znając mojego męża.
-Weź sobie kogoś innego, przecież każdy z tych tępaków chętnie z tobą pójdzie i jeszcze rozłoży przed nogi, gdzie tylko będziesz chciał. – Oho zaczyna się...
-Nie rozumiesz... Żeby dostać akurat tę nagrodę, a dobrze wiesz o jaką chodzi, bo zawsze o niej marzyłem, muszę przyjść ze swoją drugą połówką. Każdy wie, że mam męża i jak wyglądasz. Co by o mnie pomyśleli, jakbym przyszedł z kimś obcym?
-To jest już twój problem Jungkook, mnie w to nie mieszaj. Pewnie już nie pamiętają, jak wyglądam.
-Myślę, że jednak doskonale cię pamiętają, bo przypominam ci, że nigdy nie szczędziliśmy sobie czułości publicznie. – Przypomniałem, przywołując w myślach kilka sytuacji, kiedy olewaliśmy upierdliwych fotoreporterów i bez żadnych oporów zajmowaliśmy się sobą.
-... Nie. – Ygh!
-Jimin, ale dlaczego? Co ci szkodzi? Posłuchasz muzyki, zrobisz sobie z kimś znanym zdjęcie, przecież wiem, że lubiłeś takie gale i to wcale nie było dawno.
-Tak, ale wtedy byliśmy razem, a teraz nie. – Chyba jednak trzeba wytoczyć cięższe działa. Uparta kluska.
-Zrobię, co zechcesz, jeśli ze mną pójdziesz. – Powiedziałem, w napięciu czekając na jego reakcję. Doskonale zdawałem sobie sprawę z powagi moich słów.
-Co zechcę? – Dopytał, a ja pokiwałem głową w geście potwierdzenia.
-W takim razie w końcu przestaniesz się wymigiwać i przyjdziesz podpisać papiery rozwodowe. – To było może nie bezpośrednie, ale na pewno pośrednie uderzenie poniżej pasa.
-Ale Minnie...
-To jest mój warunek, zgadzasz się? – Nie, nie zgadzam.
-... Tak. – Z braku innego wyjścia powiedziałem to, czego wcale nie zamierzałem, po czym zacząłem wpatrywać się w puchaty dywan, czując jednocześnie pewnego rodzaju ukłucie, gdzieś tam w środku...
-Dobrze, to widzimy się pojutrze. Muszę iść na zakupy i do fryzjera. – Jimin wydawał się być niewzruszony całą tą sytuacją.
-Okay. – Wstałem i już miałem wychodzić, ale właśnie mi się coś przypomniało i nie mógłbym sobie odpuścić.
-Dlaczego nie korzystasz z karty kredytowej, którą ci zostawiłem? – Zapytałem, naprawdę pragnąc poznać odpowiedź na to pytanie.
-Bo nie. – Po tych słowach wyszedł tak po prostu z salonu, nawet nie żegnając się ze mną jednym słowem.
Nic tu po mnie. Wyszedłem z mojego byłego apartamentu i poszedłem do siebie, gdzie głucha cisza i brak ręki kogokolwiek raziło mnie, aż za bardzo.
*
Przyjechałem limuzyną tak, jak na wielką gwiazdę muzyki przystało. Napisałem do Jimina, że zabiorę go od razu spod domu, ale odpisał tylko, że spotkamy się na miejscu, więc nie nalegałem. Nie chciałem, żeby jeszcze zrezygnował, bo już mógłbym się pożegnać z nagrodą na starcie.
Byłem zdenerwowany, co próbowałem ukryć jakoś na czerwonym dywanie. Jimina wciąż nie było, choć chciałem mieć z nim zdjęcia. Telefonu też nie odbierał, a ja za którymś niepowodzeniem z kolei miałem ochotę rozwalić swój.
Kiedy siedziałem już na swoim miejscu, a to koło mnie nadal świeciło pustką miałem ochotę po prostu zemdleć i zrzucić wszytką winę na mój stan zdrowia, a nie na to, że mój własny mąż mnie wystawił. Wszyscy ze swoimi partnerami już dawno czekali na rozpoczęcie, co stresowało mnie podwójnie. Nie chciałem się zbłaźnić, ale nie chciałem też wierzyć w to, że mój Jimin... Mnie wystawił.
W momencie, w którym zerkałem właśnie na zegarek, coraz energiczniej tupiąc nogą, na sali zrobiło się jakieś większe poruszenie. Gdy podniosłem wzrok zobaczyłem, że wszyscy patrzą z zachwytem na osobę idącą prosto w moją stronę.
Jeon Jimin... We własnej osobie.
Szczęka opadła mi do ziemi. Bez dwóch zdań to on dzisiaj wyglądał najpiękniej. Zafarbowane na jasny róż włosy, ułożone idealnie, ale nadal pozostające tak, jak zawsze w delikatnym, artystycznym nieładzie, który był, aż nad seksowny. Obcisłe spodnie przylegające do jego ciała, jak druga skóra i koszula z rozpiętymi guzikami, jak na moje oko o jeden za dużo. Wyglądał nierealnie, jak... Bóstwo.
Wyglądał wspaniale, dokładnie tak, jak wtedy, kiedy zrozumiałem, że zakochałem się w nim po uszy.
Gdy chłopak był już blisko mnie, poderwałem się z siedzenia, uśmiechając do niego, jak głupi, a gdy oddał nieśmiało uśmiech, moje serce wykonało salto, tak jak za każdym razem, kiedy się do mnie zbliżał.
-Jimin... Proszę, siadaj. –Wskazałem na jego miejsce, znajdujące się tuż koło mojego, ale mimo wszystko i tak zaciąłem się na początku... Co ja poradzę, że jakbym mógł to już bym go gdzieś porwał, a najlepiej w miejsce, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał... A najcudowniej by było, gdybym po prostu mógł zabrać go domu... Naszego.
Niestety to niemożliwe.
Szybko przeleciałem wzrokiem po innych parach i każda z nich prezentowała jakiegoś rodzaju dotyk, w geście bliskości tej drugiej osoby.
Złapałem więc rękę Jimina i z lekkim problemem, bo różowowłosy niezauważalnie dla innych zaczął protestować, ułożyłem ją tak, by złapał mnie pod ramię, ale żeby było ciekawiej nie mogłem się powstrzymać i splotłem palce naszych dłoni, które nadal idealnie do siebie pasowały.
Uśmiechnąłem się do Jimina, a chłopak odwzajemnił ten uśmiech, aż przesadnie miło, lecz nie mógł nic zrobić, skoro chciał, bym dotrzymał swojej części umowy.
-Ślicznie wyglądasz. – Szepnąłem na ucho blondyna, przysuwając się do niego minimalnie.
-Za wszystko zapłaciłeś kochanie. – Odpowiedział, uśmiechając się uroczo. Różowowłosy doskonale wiedział o tym, że zdawałem sobie sprawę z tego, iż każda jedna nitka, jaką ma na sobie jest z najnowszej kolekcji, najbardziej znanych projektantów, co za tym idzie chłopak mógł nawet wydać na dzisiejszy strój kilkanaście tysięcy dolarów. Najlepsze w tym jest to, że sam mu zostawiłem kartę kredytową bez żadnego limitu, a w dodatku cieszę się, że wreszcie z niej skorzystał. Opłacam mu nawet z własnej woli mieszkanie, w którym teraz mieszka tylko on, ale zamiast przyjmować to z chęcią, on co miesiąc odsyła mi taką samą kwotę, na co oczywiście się nie zgadzam i wysyłam mu jeszcze więcej pieniędzy.
-Nie mam nic przeciwko, jeśli to cię uszczęśliwiło. – Odpowiedziałem i zauważyłem przy okazji, że Jimin nieco się zmieszał, ale nie odpowiedział nic, korzystając z tego, że właśnie zaczęło się show.
Pytałem Jimina co chwilę, czy czegoś mu nie brakuje i czy dobrze znosi ten hałas. Chłopak słuchał muzyki, śmiał się z żartów prowadzących i chyba mu się podobało, wnioskując po tym wszystkim.
W końcu nadszedł ten moment, na który czekałem, a właściwie wszyscy czekali, bo każdy marzył o tej statuetce...
-Tegoroczna statuetka należy do.... – Ścisnąłem mocniej rękę Jimina w oczekiwaniu na werdykt.
-Jungkook!!!
Gdy usłyszałem swoje imię, natychmiast podniosłem się z miejsca tak, jak zresztą wszyscy na arenie, ale ja zamiast klaskać, przytuliłem szczęśliwy mojego męża, który mimo początkowej niechęci, cieszył się razem ze mną.
Odchodząc nie chciałem wypuścić ręki Jimina, ale w końcu byłem już za daleko i musiałem puścić jego małą dłoń, wiedząc, że zaraz i tak je połączę.
Wszedłem na scenę, gdzie wręczono mi statuetkę. Przygotowałem sobie nawet mowę na ten moment, ale teraz miałem ją gdzieś, chcąc powiedzieć samą prawdę i w końcu wyrazić swoje uczucia, z czym od zawsze miałem problem.
-Na początku chciałbym podziękować moim fanom. Bez was nie byłoby to możliwe, więc jestem wam naprawdę wdzięczny. Mojemu całemu staffowi, rodzinie i wszystkim, który we mnie wierzą i mnie wspierają na każdym kroku i każdego następnego dnia... Ale chciałbym też podziękować osobie, dzięki której uwierzyłem w siebie i moje możliwości. Tą osobą jest mój mąż, który zawsze był przy mnie na dobre i na złe... Powtarzał mi, że mój talent nie może się zmarnować i muszę przyznać, że gdyby nie ty Jiminnie na pewno nie byłby mnie tutaj ani dzisiaj, ani nigdy... Dziękuje jeszcze raz, życzę wszystkim miłego wieczoru. Bawcie się dobrze.
Szedłem ze sceny, po czym wróciłem na swoje miejsce, znów łapiąc rękę Jimina i składając na niej pocałunek. Chłopak był zarumieniony i nie chciał na mnie spojrzeć, ale mogę przysiąc, że w kącikach jego oczu kręciły się łzy, które usilnie próbował powstrzymać.
Gala rozdania nagród dobiegała końca, gdy prowadząca wyszła na scenę, wszyscy zwrócili się w jej stronę. Każdy myślał, że to już koniec, ale kobieta zaskoczyła zebranych swoimi słowami...
-W tym roku przygotowaliśmy jeszcze jedną specjalną nagrodę. Jest to ogromne wyróżnienie dla najbardziej zakochanej, najsłodszej i najładniej razem wyglądającej pary wieczoru... Szczęśliwi zwycięscy wyświetlą się zaraz na telebimie i sami sobie podarują najlepszą nagrodę...
Spojrzałem zaskoczony na Jimina, który wpatrywał się w telebim niedowierzając, ponieważ przed sekundą pojawiła się w wielkim sercu właśnie nasza dwójka.
Cała widownia zebrana na arenie zaczęła piszczeć, krzyczeć oraz dopingować nas, byśmy odebrali swoją nagrodę w postaci... Pocałunku od swojego wybranka.
Z braku wyjścia odwróciłem się do zawstydzonego Jimina i cmoknąłem go delikatnie w policzek, przez co usłyszałem, jak kilka tysięcy ludzi wydaje dźwięk niezadowolenia, by po chwili zacząć już krzyczeć po prostu ,,pocałuj go!"
Spojrzałem na Jimina pytająco, a z jego oczu mogłem odczytać, że skoro mus to mus, więc nie zastanawiając się dłużej, połączyłem nasze usta.
Muskałem czule wargi mniejszego, który oddawał każde cmoknięcie równie chętnie. Nie potrafiłem się od niego oderwać, aż do momentu, gdy sam mnie delikatnie odepchnął i zawstydzony do granic możliwości, schował swoją pulchną buzię w zagłębieniu mojej szyi. Objąłem go mocno, wtulając w siebie. To był naprawdę niesamowite uczucie znów móc trzymać go w ramionach.
Jest taki uroczy.
*
Gdy gala oficjalnie się skończyła. Zostaliśmy wyprowadzeni tylnym wyjściem przez mojego menadżera. Nie miałem zamiaru zostawać na after party. Raz poszliśmy tam z Jiminem, ale obydwoje stwierdziliśmy, że nie jest to warte naszego czasu, który mogliśmy lepiej spędzić we własnym lub przyjaciół gronie.
-Dziękuje Jiminnie. – Powiedziałem, zatrzymując się na chodniku obok samochodu, który miał nas odwieźć do domów.
-Było miło. – Odpowiedział, lekko się uśmiechając i roztapiając moje serce w ten sposób jeszcze bardziej.
-Bardzo – Powiedziałem, ani na sekundę nie przestając patrzeć w śliczne oczy różowowłosego.
-Jedźmy... - Jimin chał już wracać, ale mi wpadł do głowy inny pomysł, który być może był moją ostatnią szansą na cokolwiek.
-Nie, poczekaj... Spędźmy ten ostatni wieczór razem. Bez żalu, kłótni i tego wszystkiego. Po prostu bądźmy sobą. Obiecuje, że jutro stawię się u prawnika i jeśli nadal będziesz tego chciał to podpisze papiery rozwodowe. – Jimin po dłuższej chwili kiwną głową, zgadzając się na mój plan, a ja dałem sygnał menadżerowi, że może jechać i pozostawić nas tym samym samotnie.
-Idziemy? – Spytałem, odruchowo podając dłoń mniejszemu, by mógł ją złapać.
-Tak, chodźmy. – Odpowiedział, jakby nieśmiało łapiąc za moją dłoń.
*
Spacerowaliśmy za rękę nad brzegiem rzeki Han. Wieczór był ciepły, ale wiał lekki wiatr, a ja widząc, że Jimin wzdryga się z zimna, zdjąłem swoją marynarkę i zarzuciłem mu na ramiona, ponownie splatając palce naszych dłoni.
-Żałujesz czegoś? – W którymś momencie Jimin przerwał komfortową ciszę, jaka nam do tej pory towarzyszyła.
-Żałuje wielu rzeczy... - Odpowiedziałem, błądząc teraz w niekończącej się przepaści, jaka nie opuszcza mojej głowy od dłuższego czasu.
-Ja żałuje tego, że...Tak szybko się poddałem...
-Mówisz o nas? – Spytałem zaskoczony.
-... Tak – Szepnął, ale mimo to usłyszałem jego słowa, które aż za dobrze do mnie dotarły.
-Dlaczego nam nie wyszło? – Zapytałem, patrząc, jak woda wolno płynie, zostawiając bez uczuć tak po prostu wszystko w tyle i nigdy nie ogląda się za siebie... Zupełne przeciwieństwo nas.
-Czego się spodziewałeś? Oświadczyłeś mi się po trzech miesiącach związku. – Jimin uśmiechnął się nikle, zapewne wracając do tych cudownych wydarzeń.
-A ty się zgodziłeś, więc to już coś znaczy. – Stwierdziłem, od zawsze wierząc, że to nie wydarzyło się bez powodu.
-Może masz rację. – Jimin spojrzał na mnie ze smutnym uśmiechem. Mimo tego nadal był piękny... Bardzo.
-Zwariowałem na twoim punkcie... Wiem, że to było szalone, ale ja naprawdę... Nie wiem, jak to wytłumaczyć po prostu zawróciłeś mi w głowie. – Uśmiechnęliśmy się do siebie, ale tym razem już szczerze, bez żalu.
-Ty za to jako jedyny potrafiłeś skraść mi serce Jungkook i... Przy okazji zabrałeś też wszystkie moje pierwsze razy. – No uroczy.
-Z tego akurat jestem dumny. – Powiedziałem dumnie, przez co zaraz zostałem lekko uderzony w ramię i obdarzony widokiem pięknego rumieńca, w którym między innymi się zakochałem.
-... Jeśli miałbym szansę to... Chciałbym wszystko naprawić, ewentualnie cofnąć czas... - Jimin zmieszał się i przygryzł wargę. Zawsze tak robił, kiedy był zakłopotany albo niezdecydowany.
-Nie pamiętam, kiedy tak ostatnio rozmawialiśmy... W ogóle nie pamiętam, kiedy rozmawialiśmy. Ostatnie nasze spotkania to... Pijany ty, dobijający się do mojego mieszkania w nocy, tylko po to, by paść przede mną na kolana i przez kolejne pół godziny wyznawać miłość... To był jakiś miesiąc temu.
-Wybacz? – Zaśmiałem się, bo przypomniało mi się, jak obudziłem się w swoim łóżku, w mieszkaniu, w którym wcześniej mieszkałem z Jiminem. Byłem naprawdę zaskoczony, a po chwili przypomniało mi się, że niestety już tam nie mieszkam, a to nie żaden głupi sen, a czysta prawda...
-Niech ci będzie. Pijany jesteś uroczy, więc znaj moją łaskę. – Śmialiśmy się, jak radośnie dłuższą chwilę.
-A trzy tygodnie temu? – Zagadnąłem, idealnie wszystko pamiętając, bo ani ja, ani Jimin nie byliśmy wtedy pijani, więc nie ma opcji, żebym tego nie pamiętał.
-O nie, Jungkook to było niepoważne. – Jimin stwierdził od razu, oblewając się soczystym rumieńcem.
-Co jest niepoważnego w kochaniu się na tylnych siedzeniach samochodu, kiedy nasi prawnicy czekali z papierami, byśmy mogli się rozwieść? – Zapytałem zadowolony z przebiegu takiej akcji.
-Oni mają już nas dosyć. – Jimin stwierdził, a uśmiech cały czas błąkał mu się w kącikach ust.
-Zgadzam się i została nam jeszcze bardziej negocjacja, niż rozmowa przedwczoraj, kiedy zapraszałem cię na galę.
-Gdzie popełniliśmy błąd? – Zapytałem, naprawdę nie potrafiąc nigdy sam do tego dojść.
-... Chyba kochaliśmy się zbyt mocno, by dostrzec problemy, jakie cały czas były wszędzie, tylko nie tam, gdy przebywaliśmy razem...
-Twierdzisz, że po prostu nie dostrzegaliśmy codzienności, która była wokół nas, a my nie potrafiliśmy funkcjonować, bo zawsze wybieraliśmy siebie?
-Nie wiem, ale to bardzo prawdopodobne, bo wtedy nie myślałem o niczym, oprócz ciebie. – Odpowiedział cicho, nie patrząc na mnie wcale.
-To zabawne, bo ja miałem dokładnie tak samo. – Resztę drogi milczeliśmy, nadal nie mając zamiaru puszczać swoich mocno splecionych dłoni.
Nawet nie zauważyłem, kiedy doszliśmy pod apartamentowiec Jimina i jednocześnie mój, znajdujący się po drugiej stronie ulicy. Mieszkamy nawet na tych samych piętrach, więc codziennie rano odkąd się wprowadziłem, brałem krzesło i siadałem z kawą blisko okna tak, bym spokojnie mógł oglądać codzienną rutynę Jimina, którą znałem na pamięć... A gdy chłopak orientował się, że na niego patrzę nigdy nie wiedział, co ma ze sobą zrobić i zazwyczaj ostatecznie uciekał z kuchni. Zawsze się uśmiechałem, mimo wszystko... Mimo tego bólu gdzieś w środku.
To było urocze.
-To... Widzimy się jutro u prawnika... Jungkook? – Jimn zaczął niepewnie, stając naprzeciwko mnie.
-... Tak... Tak, jak obiecałem... - Jimin pokiwał głową, jak na moje oko w ogóle nie był przekonany, co do tej decyzji, ale nie sądzę, że cokolwiek mogłem jeszcze zrobić.
-Jungkook.
-Jimin – Wypowiedzieliśmy swoje imiona w jednym momencie, rozbawiając się trochę w ten sposób nawzajem.
-Mów pierwszy. – Powiedział niższy.
-Jimin... – nie wiedziałem, jak powinienem zacząć, ale chciałem i to mnie motywowało.
-Tak? – Zapytał, spoglądając mi w oczy... Jimin ma pięknie oczy.
-... Chce... Ten ostatni raz cię pocałować... Pozwól mi... Proszę. – Duże oczy Jimina zrobiły się jeszcze większe, o ile to w ogóle możliwe.
Jiminnie zamiast odpowiedzieć, pokiwał głową w geście zgody, kiedy moja dłoń gładziła go delikatnie po policzku, nie mogąc w żaden sposób zmusić się do zaprzestania wykonywania tej czynności, zarezerwowanej... Już niestety nie dla nas.
Przyciągnąłem Jimina do siebie i złączyłem nasze usta w utęsknionym pocałunku. Najpierw całowałem słodko i czule, by po chwili spróbować trochę odważniej, kiedy Jimin rozchylił usta, dając mi w ten sposób dostęp do swojego ciepłego wnętrza. Nasz pocałunek już nie można było nazwać słodkim, wręcz przeciwnie, teraz namiętnie i z pasją ocieraliśmy nasze śliskie mięśnie o siebie. Tak bardzo mi tego brakowało, tych wspaniałych ust i... Miłości, której w tym momencie nie mogłem pomylić z żadnym innym uczuciem.
Oderwaliśmy się od siebie dopiero, kiedy zabrakło nam tchu. Oddychaliśmy ciężko, nadal będąc tak blisko, że nasze wargi ocierały się o siebie. Ręce Jimina oplatały moją szyję, a jedna z moich dłoni mocno trzymała blondyna blisko mnie, by druga w tym czasie mogła przy okazji dotykać tej pięknej, pełniej pupy mojego męża, sprawiając mu i przy okazji sobie więcej przyjemności.
-Do jutra. – Szepnąłem wprost do ucha Jimina, który pogładził mnie po policzku.
-Tak... Do jutra. – Odpowiedział, niechętnie odsuwając się ode mnie.
Poczekałem jeszcze, aż mniejszy, który wyglądał dzisiaj niesamowicie, zresztą jak zawsze, wszedł do budynku, ale zanim zniknął mi z pola widzenia odwrócił się do mnie i pomachał, nieśmiało się uśmiechając. Odmachałem, ale ja za to cieszyłem się, jak głupi na ten gest...
Smutny w środku, ale wesoły przez ten czas, kiedy byłem z Jiminem, wróciłem do swojego straszącego pustką apartamentu.
*
Nie mogłem w nocy spać. Kręciłem się po całym mieszkaniu, co chwilę zaglądając przez okno i wyczekując, aż lampka w sypialni Jimina zgaśnie, ale już świtało, a ona nadal się świeciła.
Jimin nie spał, tak samo, jak ja. Wiem to, ponieważ zarówno on, jak i ja nigdy nie mogliśmy zasnąć przy świetle.
Co ja robię ze swoim życiem?
Przecież...
Ja...
Kocham...
Mojego męża nad życie...
Jestem idiotą!
Czas, kiedy jest się gdzieś umówionym ucieka szybciej, dlatego zanim się obejrzałem, wpadłem do budynku lekko spóźniony, ponieważ starsza pani w kwiaciarni miała niestety ślimacze tępo. Mocno zaciskałem bukiet czerwonych róż, przyozdobiony naprawdę pięknie, chociaż znawcą nie jestem, to nawet mi się podoba.
Wziąłem głęboki wdech i dzisiaj już w pełni świadomy tego, czego pragnę, wszedłem do gabinetu, w którym wizyty unikałem już parę razy.
Prawnik Jimina i mój dyskutowali nad jakimiś papierami, ale mój wzrok zatrzymał się na dłużej jedynie na drobnym różowowłosym aniele, który był nieobecny duchem i tylko siedział na krześle zamyślony.
Kiedy Jimin podniósł na mnie swój wzrok, zrobiłem kilka kroków do przodu i padłem przed nim na kolana.
-Jungkook... Co ty robisz? – Jimin wyglądał, jakby nie do końca wierzył, że jestem prawdziwy.
-Jiminnie, skarbie proszę... Nie zostawiaj mnie... Wiem, że jestem idiotą i popełniłem wiele błędów, ale cholera... Kocham cię, cały czas tak samo i nie wyobrażam sobie nawet tego, że nie będziemy już się kłócić, bo ja... Nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować, nawet od dnia, w którym dałeś mi kopa w dupę nie mogę nic napisać, ani stworzyć... Potrzebuje cię, wiem, że to beznadziejnie brzmi, ale jestem szczery i każde moje kocham cię również... Minnie proszę nie bierzmy tego rozwodu, albo daj mi chociaż szanse, a potem...
-Nie Jungkook. – Moje serce chyba właśnie rozleciało się na kawałki. Spojrzałem błagalnym wzrokiem na Jimina.
-Albo rozwodzimy się teraz... Albo wcale. – Powiedział patrząc mi odważnie w oczy.
-Nigdy, przecież się kochamy... Szalejemy za sobą, dobrze o tym wiesz. Proszę kochanie... Nie przekreślaj nas... Naszej miłości. – Słowa płynęły same, zawierając całą nadzieję w sobie, a nawet desperacje, którą prezentowałem samym sobą, klęcząc przed nim i wręcz błagając, by dał nam jeszcze jedną szansę... Tak bardzo ważną szansę.
-Ja...
*
Wpadłem do apartamentu. Trzasnąłem drzwiami z całej siły tak, by sąsiedzi doskonale wiedzieli, żeby mi teraz nie przeszkadzać, bo będą gorzko tego żałować.
Złapałem Jimina i przygwoździłem go do ściany, opierając się o nią jedną ręką.
-Jestem napalony. – Powiedziałem, dociskając swoje krocze do Jimina, by poczuł, że już jestem gotowy do działania.
-Pfff to sobie bądź. - ... Ale jak to?
-Nie chcesz? – Spytałem zaskoczony.
-No i co? I znowu będzie tak samo? Jesteśmy małżeństwem od pół roku, z czego tylko trzy miesiące trwała nasza sielanka, bo pozostałe trzy tylko gdy mieliśmy porozmawiać i się spotykaliśmy w tym celu, to zaczynaliśmy się kłócić, a potem pieprzyć gdzie popadnie. Nie chce żeby teraz też tak było. – Powiedział nadąsany, wystawiając swoją dużą wargę. Urocze, ale... Te wargi powinny się teraz zajmować czymś innym...
-Ale kochanie noooo, przecież czekam już trzy tygodnie. Czy ty wiesz, jak mi brakowało codziennego kochania się z tobą?
-No właśnie tobie chodzi tylko o seks! – Krzyknął, jeszcze bardziej się irytując.
-Teraz tak, ale ogólnie nie. – No co ja poradzę, że mój mąż jest taki seksowny? To jego wina, że nie mogę przestać o tym myśleć!
-Idiota... To, że zgodziłem się na to, by nie brać rozwodu nie znaczy od razu, że wszystko między nami jest wyjaśnione. – Mamy całe wspólne życie na rozmowy słoneczko...
-O czym chcesz rozmawiać? – Zapytałem, mając nadzieję, że to nie zajmie długo, bo cholernie się stęskniłem za moim słodkim koteczkiem.
-Bo... Jak ty to sobie wyobrażasz wszystko... Wprowadzisz się z powrotem? Czy będziemy do siebie przychodzić w wiadomym celu, albo...
-Chciałbym wrócić do domu, ale on jest tam, gdzie ty, więc wprowadzę się znowu tutaj, może być? – Moje słodkie kochanie...
-Tak Jungkookie... - Jiminnie wydawał się być jeszcze czymś zmartwiony, więc postanowiłem dowiedzieć się o co chodzi.
-Skarbie, coś jeszcze cię gryzie? – Odgarnąłem kosmyk włosów, który osunął się na śliczną buzię drobniejszego.
-No bo... Przez całą drogę do domu mi nie powiedziałeś... - Czy ja o czymś zapomniałem? Naprawdę nie wiem, co miałbym po... Dobra, wiem.
-Słoneczko popatrz na mnie. – Powiedziałem i zacząłem delikatnie głaskać ręką policzek mojej miłości.
Mniejszy spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami, które między innymi najszybciej skradły moje serce.
-Wiem, że czasami mam problem z wyrażanie swoich uczuć, ale kocham cię najbardziej i nigdy nie przestałem. Kiedy kopnąłeś mnie w dupę w ogóle nie dotarło to do mnie. No bo, jak ktoś kogo kocham całym sercem mnie tak po prostu mógł wyrzucić? Nie docierało to do mnie, ale z dnia na dzień było coraz gorzej i jakiekolwiek nadzieje na polepszenie naszej relacji dawały mi spotkania w celach ,,rozmowy". Teraz już wiem, że powinienem schować wstyd spowodowany brakiem umiejętności do kieszeni i zamiast przekazywać ci moją miłość poprzez czułe pocałunki i dotyk, powinienem powiedzieć ci wprost, jak bardzo cię kocham i potrzebuję. Jimin... Jeśli mógłbym oświadczyć się jeszcze raz, to zrobiłbym to bez wahania nawet teraz i... - Blondyn pocałował mnie nagle, przerywając mój wywód, z którego każde słowo jest najprawdziwszą prawdą.
-Bo ja myślałem, że kochasz tylko moje ciało... - Powiedział, przytulając się do mnie. – Moje serce należy w całości do Jimina, przysięgam.
-Wszystko w tobie kocham, nawet to, jak mnie bijesz, kiedy się do ciebie dobieram. – Starałem się rozluźnić nieco atmosferę, co chyba mi się udało, bo Jiminnie się zaśmiał.
-A ja lubię, jak wtedy udajesz, że to cię bardzo boli, a ja muszę całować każde baaaardzo bolące miejsce.
-Kocham cię. – Wyznałem, patrząc w oczy męża. Byłem taki głupi...
-Ja ciebie też kocham. – Odpowiedział, delikatnie się uśmiechając, za co otrzymał słodkie cmoknięcie.
-Too... - Powiedziałem, zjeżdżając ręką na pośladek Jimina i dosyć mocno, by wiedział, kto tu jednak rządzi, zacisnąłem na nim dłoń.
Jimin zagryzł wargę i przejechał dłońmi po moim torsie, by ostatecznie rozpiąć pierwszy guzik mojej koszuli.
-Usps... Oj... Ja naprawdę nie wiem, jak to się stało... - Za każdym rozpiętym guzikiem Jimin coś mówił, wywołując u mnie cichy chichot. Jest tak cholernie uroczy i... Seksowny.
-Nie wiesz? – Zapytałem, by chwilę później złapać swoje własne kochanie za pośladki i podnieść do góry.
Całowaliśmy się namiętnie w drodze do sypialni. Rozbijałem się o wszystko po kolei, ale miałem to gdzieś, bo trzymałem w ramionach cały swój świat.
Wpadłem do sypialni, stawiając mniejszego na nogi i natychmiast zerwałem z niego spodnie, z którymi mi pomógł.
Zacząłem kąsać, całować i lizać piękne uda Jimina, który doskonale wie, jak bardzo na mnie zawsze działały.
-Jungkookie... - Jimin jękną, kiedy pocałowałem jego stojącego członka przez majteczki.
Podniosłem się z klęczek, by mieć dostęp do bardzo wrażliwego miejsca na ciele męża.
-Och skarbie... - Szepnąłem, by po chwili zassać się na szyi mniejszego, jednocześnie trzymając go za pośladki i pchając w stronę dużego łóżka, w którym już nieraz się zabawialiśmy.
Zanim opadliśmy na łóżko, pozbyłem się górnej części ubioru Jimina oraz praktycznie całej swojej garderoby.
-Jungkooki ja teraz też jestem napalony... - Mniejszy wystękał, kiedy jedną rękę wsadziłem w jego majtki, a językiem zabawiałem się intensywnie jego sutkiem.
W pewnym momencie pozbawiłem mniejszego niepotrzebnej warstwy materiału, robiąc to przy okazji ze swoimi bokserkami.
-Idealny. – Szepnąłem, patrząc Jiminowi przy tym prosto w oczy i rozszerzyłem jego zgrabne nogi.
-Och, dawno mnie tutaj nie było. – Powiedziałem, smyrając nosem pięknie zaróżowioną, małą dziurkę Jimina, która w ostatnim czasie niestety cierpiała na brak mojej uwagi. Trzy tygodnie temu w samochodzie nie mogłem dopieścić jej w ten sposób. Zastąpiłem go innym, ale ten jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych.
-Ach Jungkook... - Jimin mruczał, kiedy lizałem go subtelnie w tym intymnym miejscu.
-Och! – Mniejszy krzyknął, kiedy wsunąłem w niego język i zacząłem nim poruszać na wszystkie strony.
-Kochanie jesteś taki smaczny. – Powiedziałem, czując, że ścianki Jimina zaczynają coraz bardziej napierać.
Wtedy też wyciągnąłem język i już miałem zamiar wypełnić sobą mojego męża, gdy ten przewrócił mnie na plecy i usiadł na mnie okrakiem.
-Och tak, ty wiesz, co twój mężczyzna lubi najbardziej. – Powiedziałem zadowolony, kiedy mniejszy obcałowywał mój tors.
-Mmmm – Wymruczałem w momencie, gdy Jimin oblizał swoje usta i pocałował mojego sterczącego członka.
-Jiminnie... Marzyłem o tym w każdej chwili... - Powiedziałem, patrząc przy tym w oczy różowowłosemu, który mi właśnie obciągał swoimi cudownymi usteczkami. Idealnie wykonywał swoje zadanie, doskonale wiedząc, co zrobić, by było mi jak najlepiej.
Głaskałem Jimina po włosach, ale chłopak wiedząc już, że zaraz dojdę, wyciągnął penisa z ust i wrócił na swoją poprzednią pozycję.
-Gdzie lubrykant? – Spytałem, chcąc już mocno wykochać męża.
-Tutaj. – Jimin szybko wygrzebał z szuflady buteleczkę, po czym sam ją otworzył i nawilżył mojego sterczącego penisa oraz swoją dziurkę.
-Unieś się kochanie. – Wykonał pospiesznie polecenie, a ja pomogłem mu nakierować członka pomiędzy pulchne pośladki.
-A- Aaach! – Jękną przeciągle, kiedy udało mu się zmieścić w sobie całego penisa.
-Tak głęboko...- Powiedział, wykonując pierwszy ruch.
Chłopak jęczał, stękał i co chwilę przyśpieszał tępa. Trzymałem go raz za biodra, a raz za pośladki by pomóc mu się utrzymać.
Kochałem, jak mnie ujeżdżał. Była to jedna z pozycji, którą oboje ubóstwialiśmy.
Jimin - ponieważ mój kutas penetrował go bardzo głęboko i mógł mi się pokazać w całej okazałości, oraz podniecić mnie jeszcze bardziej wulgarnymi minami.
Ja – ponieważ mój mąż jest po prostu idealny, podskakując chętnie, sprawiając nam ogrom przyjemności.
-Juu... Uh... Kook! – Jimin tracił siły, a potrzebowaliśmy jeszcze trochę, by osiągnąć szczyt, dlatego też złapałem go i powróciłem do pierwszej pozycji.
Zacząłem wykonywać szybkie i silne uderzenia prosto w prostatę blondyna, który objął mnie nogami w pasie oraz złapał za szyję, przyciągając do pocałunku.
-Jun... Ach tak! – Krzyknął, spuszczając się pomiędzy naszymi brzuchami, a ja po dosłownie kilku pchnięciach zrobiłem to samo, prędko wyciągając penisa i z pomocą własnej ręki oblałem brzuch mojej zaczerwienionej kruszynki.
-Jimin... Jesteś niesamowity... - Nadal ciężko dysząc zacząłem muskać czule pełne usta męża, co chętnie oddawał.
-Kocham cię bardzo, bardzo, bardzo...- Jiminnie ponownie mnie pocałował, słodko się uśmiechając.
-Ja ciebie też kocham bardzo, bardzo. A nie mogłeś mi tego powiedzieć wcześniej?
-Już teraz wiem, popełniłem błąd, ale naprawdę nie czułeś, jak się tobą zajmuję, jak cię dotykam i całuje? Wszystko robiłem z miłości, tak jak i teraz.
-Czułem misiu, ale mimo tego, że na końcu mnie całowałeś i przytulałeś no i prawiłeś też komplementy, to jednak nie powiedziałeś mi od długiego czasu, że mnie kochasz, albo, że brakuje ci mnie i po prostu tęsknisz.
-Już nie zrobię tego więcej, bo zbyt mocno cierpiałem będąc bez ciebie. – Zapewniłem, obcałowując buzię mojego cudownego słoneczka.
-Odbierałeś chociaż te kwiaty co ci codziennie wysyłałem do biura? – Spytałem, zmieniając nico naszą pozycję, by móc wtulić w siebie Jimina, który zarzucił na mnie nogę. Kochał pieszczoty, a ja kochałem go pieścić.
-Jungkook przeznaczyłem na to cały pokój, naprawdę nie musiałeś wysyłać mi, aż tak wielkich bukietów, ale mimo wszystko zawsze się uśmiechałem na ich widok.
-No to się cieszę. – Moje serce teraz jest spokojniejsze.
-Przyjdziesz następnym razem to posprzątać, bo zaopatrzyłeś wszystkich moich pracowników i ich biura w świeże kwiaty. Naprawdę nie miałem już po dziesiątym gdzie tego stawiać. Masz za dużo pieniędzy. – Kontynuował, wywołując tym mój śmiech.
-Wybacz skarbie.
-Wybaczam.
Uśmiechnęliśmy się do siebie słodko i znów pocałowaliśmy. Jak ja cholernie za tym tęskniłem...
-Idziemy pod prysznic. – Niechętnie podniosłem się do siadu, doskonale wiedząc, że spociłem się jak świnia i muszę naprawdę wziąć kąpiel.
-Okay. – Powiedział, patrząc na mnie wymownie i nawet nie poruszył się na centymetr, w czasie, gdy ja zdążyłem się podnieść z łóżka.
-No to okay. – Powiedziałem, szczerząc się, jak nienormalny.
Podniosłem Chima, jak księżniczkę, po czym dumny i nagi, ale głównie dumny z tego, że mogę być jego księciem, skierowałem się do łazienki.
*
Siedziałem późnym wieczorem na kanapie z upragnioną nagrodą w ręku. Uśmiechałem się sam do siebie, ale nie z tego, że mam to, o czym zawsze marzyłem... Teraz mam mój największy skarb znów tylko dla siebie i właśnie idzie do mnie w samej za dużej na niego mojej koszulce.
Wziąłem uśmiechniętego, tak samo jak ja Jimina chętnie na kolana i wręczyłem mu nagrodę.
-Należy do ciebie, tak samo jak ja. – Powiedziałem, całując męża w pulchny policzek.
-Nie mogę jej przyjąć. To jest nagroda za twoją ciężką pracę, poza tym zawsze o niej marzyłeś. – Powiedział, przeczesując moje niesforne kosmyki ciemnych włosów.
-Gdyby nie ty, to nie miałbym nic. – Stwierdziłem fakt powszechnie znany.
-Miałbyś mnie. – Odpowiedział, patrząc na mnie rozczulony.
-Wiesz co... I to by mi wystarczył do końca życia. Kariera i pieniądze nie mają sensu, kiedy ciebie nie ma przy mnie skarbie. Jesteś moją muzą... Moim wszystkim.
-Kocham.
-Ja też kocham.
*
-Jutro jest specjalny dzień skarbie. – Zagadnąłem męża, kiedy późną porą układaliśmy się do spania.
-Tak? A co to za dzień? – Spytał, mrucząc przy tym, bo postanowiłem pomasować pewne części jego cudownego ciała.
-Walentynki kochanie. Wiem, trochę tandeta, ale dla ciebie wszystko. – Jimin zaśmiał się uroczo, całując mnie zaraz po tym przeciągle w policzek.
-Masz rację, tandeta, bo kochamy się każdego dnia roku tak bardzo, jak inni tylko tego dnia, ale... Skoro już się zobowiązałeś to wypadałoby się przygotować, prawda? – Oj Jiminnie...
-Będziesz zachwycony. – Zapewniłem, szczęśliwy mocno wtulając mniejszego w siebie.
-W to nie wątpię.
KONIEC
Mała autorska filozofia...
O tym, dlaczego młode małżeństwa rozpadają się pomimo uczucia, jakie w nich nieprzerwanie żyje. Brak komunikacji i zbyt wygórowana duma, doprowadza do rozpadu czegoś, co nigdy już nie powinno się rozdzielić. ♥
Życzę wam szczęśliwych/radosnych i przede wszystkim kochanych walentynek!
Chociaż osoby, które kochacie zawsze powinny o tym wiedzieć to jednak w ten dzień miłości, nie tylko oczywiście romantycznej powinny wiedzieć o tym podwójnie, a nawet potrójnie. ♥
Mam nadzieję, że się podobało♥
Miłego♥
OMG i dziękuję za 500 obserwujących. Jesteście cudowni! ♥♥♥♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top