Strach i przerażenie.
Jednym słowem wszystko się spaprało. Stado musiało w szkole zmierzyć się z innym stadem. Oczywiście choć mieli przewagę liczebną to tamci byli silniejsi i mieli coś co skutecznie mogło zatrzymać watache Maccolla a mianowicie sproszkowaną jemiołe. Plan był tak skuteczny że nim Scott się zoriemtował tamci rozsypali proszek i tym samym uwięzili ich. Wrogowie przybiegli przez bibliotekę, Scott chciał ich dogonić lecz nagle zderzył się brutalnie z barierą. Zaczoł w nią walić lecz na próżno. Liam warknoł wkurzony. Theo wykorzystując sytuację przeskoczył nad barierą i korzystając z elementu zaskoczenia poprostu zaatakował jedną z członkin przeciwnego stada. Zadrapał ją a następnie uderzył o ławki. Jeden z wilkołaków alfa złapał Theo zanim ten przecioł barierę i rzucił nim o ławki i krzesła. Po całej bibliotece rozniósł się huk przewracanych krzeseł oraz krzyk bólu himery. Scott warknoł głośno lecz tamten alfa nic sobie z tego nie robił.
-Zostaw go!!!! Krzyknął Liam.
Alfa przycisnoł go do podłoża nogą. Theo czuł coraz większy nacisk na klatce piersiowej i coraz mniej tlenu w płucach.
-Nie!!! Krzyknął Scott widząc jak Theo niemal się dusi.
Scott zobaczył że jedna z przewrôconych ławek przeciela odrobiny bariery. Wszyscy po chwili pobiegli. Po chwili nacisk zelżał a Theo mógł w końcu złapać oddech.
Przez chwilę było słychać warczenie i odgłosy walki. Następnie wszystko ucichło. Theo leżał na podłodze, czuł jak ciało mu drętwieje a płuca wręcz palą. Usłyszał przy nim czyjeś kroki.
Ktoś położył jego głowę na swoich kolanach a druga osoba delikatnie dotknęła klatki piersiowej chłopaka i złapała za rękę zabierając ból. Liam delikatnie przejechał palcami po włosach Theo. Scott zabrał ból i sprawdził czy Theo nie ma zlamanych rzeber. Naszczęscie nie miał.
* * * * * * * *
Obudził się, nie mógł złapać oddechu. Czuł jak się dusi. Nerwowo rozejrzał się po pomieszczeniu był w domu Scotta.
-Theo oddychaj!! Krzyknął Liam.
-Już spokojnie już wszystko dobrze Theo. Odezwał się Scott siadając koło himery.
-Theo!! Krzyk Maliji przywrócił go do pełni świadomośći.
Chłopak złapał oddech, dalej był spięty lecz oddychał.
-Theo? Liam troskliwie zabrał ból chłopaka.
-CO...... Co się stało? Zapytał cicho.
-Zemdlałeś. Gdyby nie ty to nie wyszlibysmy z tamtąd. Powiedział Scott.
-Też wam dziękuję, za pomoc. Theo spojrzał na wszystkich zgromadzonych i uśmiechnął się lekko.
Reszta odwzajemniła gest. Jednak po chwili chłopak wyczuł palcami na ramieniu coś dziwnego. Jakby rana lecz inna. Theo dokładnie przesledził kształt rany, otworzył szerzej oczy i wręcz dostał ataku paniki. Znów szybko oddychał, nie równo.
Nie, nie, nie nie nie!!!
-Theo? Co się dzieje? Liam szybko znalazł się przy blondynie któremu ciekły łzy z oczu.
-Theo mów do mnie!! Powiedział głośniej.
-Liam nie chce cie stracić. Nie chce nikogo z was stracić. Załkał cicho.
-Hej, spójrz na mnie. Nie stracisz nikogo. Ani mnie ani Scotta ani Maliji i innych. Nie stracisz. Chodź tu. Powiedział troskliwie.
Liam pociągnol Theo do uścisku po czym go przytulił i głaskał po włosach.
-Theo co się stało? Zapytał zmartwiony Scott.
-Za dużo wrażeń. Wyjaśnił Liam.
-Zabiorę Theo do siebie. Powiedział.
Alfa kiwnoł głową.
-Chodź Theoś pójdziemy do mnie, przespisz się, odpoczniesz,i poczujesz się lepiej wtedy powiesz mi co się stało. Liam uśmiechnął się do chłopaka. Theo spojrzał na niego i gdy wytarł rękawem łzy uśmiechnął się również i znów go przytulił. Liam zmartwił się zachowaniem starszego chłopaka. Niepokoiło go też to że Theo czasami kasłał albo leżał na kanapie i nie mówił ani słowa. W dodatku na ręce miał jakiś bandaż. W głowie kłębiła się cała sterta pytań lecz Liam wiedział że musi zaczekać z tym aż pojedzie z Theo do siebie do domu.
Do tego czasu dotrzymał mu towarzystwa siedząc przy nim na kanapie gdy Theo zasnoł. Scott również nie był obojętny wobec zaistniałej sytuacji. Powiedział Liamowi że gdyby cokolwiek się działo to ma do niego zadzwonić. Bądź co bądź Scott już taki był. Martwił się o swoich członków stada. Nawet o Theo który był w stadzie i nie pierwszy raz dowiódł że można mu ufać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top