[27,0] - Ugody
uznajmy, że jest poniedziałek... okej?
Namjoon wiedział, że próba ucieczki w jego sytuacji nie skończyłaby się zbyt dobrze. Jakikolwiek ruch sprawiał, że miecz Yoongiego płytko, ale za to dość boleśnie nacinał wrażliwą skórę na jego grdyce. Był w kropce, kompletnie nie wiedział, jak mógłby się wytłumaczyć i... z czego w ogóle powinien się tłumaczyć.
- Yoongi, co ty robisz? Przec... - Hoseok próbował załagodzić sytuację, również nie za bardzo wiedząc, o co chodziło Yoongiemu.
- Zamknij się, Hoseok, albo ujebię mu łeb tu i teraz, a ty będziesz następny - warknął Min, na co drugi najemnik uniósł ręce w obronnym geście. Niezbyt wierzył w pogróżki, szczególnie te kierowane w jego stronę, ale wolał nie ryzykować życiem Kima.
- Yoongi, puść go - poprosił miękko Jimin, zbliżając się do bruneta. Hoseok zauważył zmianę w zachowaniu Parka. Szedł jeszcze bardziej niepewnie, a jego dolna, ranna warga lekko drżała, jakby się czegoś bał. Mimo to stanął tuż obok najemnika, który wciąż przyciskał biednego Namjoona do drzewa. - Yoongi, może będziemy się mogli czegoś od niego dowiedzieć.
- Czego? Tego, że pomaga temu skurwielowi? Powinniśmy go zabić, żeby Seokjin miał mniej przydupasów - Yoongi jeszcze mocniej przycisnął Namjoona, na co chłopak, mimo że sporo większy od Mina, jęknął cicho ze strachu, powoli przygotowując się na najgorsze.
- Może wie, o co w tym wszystkim chodzi - powiedział konspiracyjnie Park, spoglądając ukradkiem na Hoseoka. - Twój przyjaciel chyba nie szedłby z nim ot tak, prawda?
Yoongi wziął głębszy oddech, ponownie łapiąc kontakt wzrokowy z rudowłosym. Kim skakał spojrzeniem pomiędzy nim, a resztą mężczyzn, szukając jakiegoś ratunku. Nie wyglądał jak tamci barbarzyńcy, którzy porwali Jimina, mimo że musiał pochodzić w gór - wzrost mówił sam za siebie. Zresztą w ogóle nie wyglądał na kogoś, kto wiedział, jak trzymać topór, czy choćby miecz.
Zrezygnowany najemnik w końcu puścił przerażonego Namjoona, który z wrażenia upadł na tyłek pod drzewem. Kiedy niezgrabnie próbował zebrać się z powrotem na nogi, Min schował miecz, obracając się w stronę Hoseoka. Kątem oka jednak cały czas obserwował Kima.
- Tylko nie próbuj żadnych sztuczek, bo nie będę się już powstrzymywał - ostrzegł chłopaka, który tylko niemrawo kiwnął głową. - Hoseok, co ty wyprawiasz, co?
- Co ja wyprawiam?! To ty pierwszy wyjąłeś miecz bez powodu!
- Bez powodu? Wiesz, kto tak urządził Jimina?! - Min wskazał otwartą ręką na Parka. - Szajka, na której czele stoi Kim jebany Seokjin. Porwali go, do cholery, i—
- Nie muszą znać szczegółów - wtrącił się Jeongguk, stając obok najemnika. - Ale to prawda, mamy z nim na pieńku.
- To niemożliwe. Jin jest uwięziony. Prawda, Namjoon? Tak mówiłeś - zauważył Hoseok.
Na chwilę zapadła cisza i Namjoon miał wrażenie, że zaraz znowu skończy przyparty do drzewa, ale nic takiego się nie stało. Drobne ranki na szyi piekły go niemiłosiernie, przez co nie potrafił zebrać rozbieganych myśli. Nie chciał jednak wystawiać na próbę cierpliwości Yoongiego, dlatego odchrząknął, powoli układając sobie w głowie to, co chciał powiedzieć.
- Sobowtór. Jin ma sobowtóra. Tego, którego widziałem w Forgyardzie. To musi być ten, kto was zaatakował - powiedział w końcu rudowłosy.
- Sobowtór? - powtórzył Taehyung, na co Namjoon szybko przytaknął.
- Facet, którego widzieliśmy, wiedział, jak się nazywam - zauważył Yoongi. - Skąd niby miałby takie informacje, skoro Seokjin spotkał mnie raz i to kilkanaście lat temu.
- Jesteś dość sławny - zaczął Hoseok, ale wzrok przyjaciela od razu zamknął mu usta.
- Ten, kto mnie porwał, wiedział też, jak wygląda Jeongguk. W przeciwieństwie do jego ludzi - odezwał się Jimin, przyciągając tym zdziwione spojrzenia reszty. Odetchnął cicho, zbierając się do tego, by wyjaśnić mężczyznom, co miał na myśli. - Wzięli mnie za dziedzica Aventy. Prawie nikt nie zna twarzy młodszego Jeona, równie niewielu wie o jego istnieniu. A kiedy dowieźli mnie na miejsce, ten cały Seokjin od razu odkrył, że wcale nie jestem królewiczem.
- Czyli... faktycznie chodziło o mnie - mruknął Jeongguk. - Wiesz, czego chcieli? Czy to byli ci, którzy zabili innych dziedziców?
- Nie mam pojęcia, Ggukie - westchnął zrezygnowany Jimin. - Po tym, jak odkryli, że próbowałem się pod ciebie podszyć... raczej nie rozmawiali ze mną o niczym konkretnym. Nie miałem też okazji ani sił, żeby podsłuchiwać.
- A wasza wersja wydarzeń? - Yoongi przerwał Jiminowi i spojrzał niechętnie na Namjoona i Hoseoka.
Nie chciał męczyć Parka gadaniną o jego pobycie w posiadłości. Przy okazji starał się zatuszować złość na Jeona, który zupełnie bezmyślnie żądał od byłego nałożnika dodatkowych opowieści, do czego absolutnie żaden z nich nie miał prawa, nawet jeśli Yoongi sam o tym myślał przez jakiś czas.
- Seokjin skontaktował się ze mną poprzez hologram, czy coś w tym rodzaju - zaczął niepewnie Namjoon. - Ponoć jest uwięziony w Puszczy Zagubionych, więc postanowiłem spróbować go uwolnić. Zatrzymałem się raz w Forgyardzie i tam widziałem go na ulicy, a przynajmniej tak mi się zdawało. Potem znowu pokazał mi się pod postacią hologramu i doszedł do wniosku, że ktoś go uwięził, żeby móc korzystać z jego imienia i wizerunku.
- Potem Namjoon prawie dał się obrabować, a z opresji uratowałem go skromny ja - dodał Hoseok. - Też myślałem, że ma nie po kolei w głowie, ale ten pan czarodziej też raz się pojawił w tej fioletowej mgiełce już przy mnie.
Jimin miał ochotę się roześmiać - sposób, w jaki Jung ujął swoją część opowieści, pasował do niej jak ulał. Całość była dziwnie śmieszna, ale miała w sobie nutkę tajemnicy, co nie pozwalało rozciągnąć ust w uśmiechu, a budziło dziwny niepokój. Park nie mógł zaprzeczyć, że Hoseok w jakimś stopniu go tym zaciekawił.
- To... najbardziej niedorzeczna historia, jaką ostatnio usłyszałem - podsumował Min, marszcząc brwi.
- Ale ma sens, gdyby się nad tym zastanowić.
Słowa Taehyunga zasiały kolejną, przeciągającą się chwilę ciszy. Sam Kim miał już serdecznie dość tych pauz w rozmowie, pełnych sztucznego napięcia. Bał się, oczywiście, że się bał. Jeśli to, co do tej pory powiedział każdy z nich było prawdą, to na pewno łączyło się w jakiś chory sposób.
Tylko jak i dlaczego właśnie z nimi?
W jak wielkie tarapaty się władowali?
- Dobra, słuchajcie. Jak idiotycznie to wszystko by nie brzmiało, skoro już się spotkaliśmy, to może razem jakoś sobie z tym poradzimy? - rzucił Hoseok, rozglądając się po twarzach mężczyzn. - Seokjin, który utrzymuje, że jest uwięziony, słabnie z dnia na dzień. Za to Seokjin, którego spotkaliście wy, ściga księcia Aventy, którym... - przerwał na chwilę, by spojrzeć na Jeongguka. -... którym jesteś ty, tak?
Jeon jedynie kiwnął głową, nie mając już ochoty na wcinanie się w całą tę dyskusję, czy ukrywanie swojej tożsamości. Znowu czuł się tak samo niepewnie, jak wtedy, gdy Yoongi i Taehyung dogonili ich w karczmie. Nie chciał, by to nieprzyjemne uczucie utracenia namiastki wolności i bezpieczeństwa wróciło.
- Czyli zarówno w naszym, jak i waszym interesie leży to, żeby sobowtór pana wróża nie wchodził nam w drogę. Nic nie łączy tak bardzo, jak wspólny wróg, prawda?
Hoseok rozłożył pojednawczo ręce, patrząc na Yoongiego, najmniej przekonanego ze wszystkich.
- To dobry pomysł. Możemy chociaż spróbować, prawda? - zapytał Tae. Również wywiercał swojemu hyungowi spojrzeniem dziurę w brzuchu, co dość mocno satysfakcjonowało Junga.
- Zawsze ci powtarzałem, Yoongi, że Tae wyrośnie na mądrego chłopaka - dodał drugi najemnik, klepiąc Kima po plecach.
Yoongi westchnął ciężko. Niewinne, proszące uśmiechy Hoseoka i Taehyunga zawsze potrafiły go złamać, o czym ci doskonale wiedzieli. Dodatkowo poczuł, jak Jimin zacisnął palce na materiale jego koszuli na plecach, tuż nad pasem. Zerknął na nałożnika, który od dłuższego czasu stał niepewnie za nim, ale wciąż wyglądał tak, jakby również uważał, że pozbycie się problemu w postaci Namjoona siłą nie było dobrym pomysłem.
- Dobra - powiedział w końcu. - Niech będzie. Musimy zebrać informacje, które mamy. Sklecić jakiś plan działania. Potem ruszyć się stąd w końcu, bo nocowaliśmy tutaj, a to wcale nie jest tak daleko od miejsca, w którym wiedzieliśmy Seokjina albo jego sobowtóra, czy co tam jeszcze.
Jimin uśmiechnął się delikatnie, a Tae i Jung przybili sobie mentalnie piątkę. Namjoon odetchnął z ulgą, ciesząc się, że najemnik nie postanowił skrócić go o głowę. Z ciekawości spojrzał na czarnowłosego chłopaka, który ponoć był dziedzicem Aventy.
Tak wiele niepewności i strachu nie widział jeszcze nigdy, w żadnych innych oczach.
***
- Nie wiem, czy... czy dam radę.
- Oczywiście, że dasz. To część naszego wielkiego planu, Wasza Wysokość.
Jeongun stał przy oknie, wpatrując się w zamkowy ogród. Wiedział, że to był ostatni moment, by wycofać się z układu, który zawarł z Seokjinem. Promienie słońca raziły go, gdy przytrzymywał zasłony, by mieć lepszy widok na piękne rośliny w dole.
Mag natomiast pozostawał w cieniu, pod biblioteczką, która chyba była jego ulubionym miejscem w komnacie księcia. To właśnie tam się pojawiał i spędzał większość swoich wizyt, gdy już postanowił zaszczycić Jeona swoją obecnością.
Był potężny, Jeongun po jakimś czasie zaczął to wyczuwać. Napawało go to niepokojem, ale też... dziwnego rodzaju podziwem. Mimo to Kim utrzymywał że był osłabiony. Że potrzebował jeszcze czasu, by zebrać wystarczająco mocy, by być w pełni sił. Wtedy świat upadłby mu do stóp, ale do tego potrzebował małej pomocy.
I to Jeongun miał mu jej udzielić. Miał pomóc mu spełnić jego marzenie, a w zamian dostałby władzę i część potęgi maga.
Książę bardzo tego chciał. Nic innego nie miało dla niego aż takiego znaczenia, ale... to, o co prosił Seokjin...
To było dużo.
Dużo, jak na jedynie płonne obietnice, którymi dotychczas mag sypał jak z rękawa. A Jeongun nie było głupcem. Nie zamierzał dać się wyrolować.
- Z moją małą pomocą na pewno ci się uda, ale musimy działać szybko - dodał nagle mag, jakby czytał królewiczowi w myślach. Zresztą, nie było trzeba się wysilać, żeby zauważyć, jak Jeon się wahał.
- Dobrze wiesz, o co mnie prosisz i jak bardzo to może się nie udać. Nie mówię, że tego nie chcę, ale...
- Właśnie - zauważył Jin. - Właśnie, Wasza Wysokość. Chcesz tego. Więc na co czekasz? Aż twój brat wróci do zamku z podkulonym ogonem?
- Skąd o nim wiesz? - warknął Jeon, w końcu obracając się przodem do Seokjina.
- Wiem dużo więcej niż może się wydawać, Panie - odparł przekornie Kim. - Jeśli dowie się o naszych poczynaniach, wróci na pewno. Jednak wtedy będziemy już na tyle potężni, by nie mógł niczego wskórać. O ile teraz zrobisz to, co trzeba. To będzie twój pierwszy krok ku władzy, której pragniesz, Wasza Wysokość.
A pierwszy krok często decyduje o całej reszcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top