[23,0] - Wsparcie
- Czas się zabawić.
-NIE!
Taehyung i Jeongguk pojawili się znikąd, a krzyk tego pierwszego sprawił, że wszystkie szyby w korytarzu rozprysnęły się w drobny mak, a do środka wdarł się silny, huczący wiatr. Taehyung z dziką determinacją dzierżył w dłoniach swój miecz, od razu ruszając z bojowym okrzykiem w stronę Seokjina, który nagle stanął niczym sparaliżowany.
- Niemożliwe - mruknął cicho, gdy Tae zamachnął się, by wykonać cięcie. Mężczyzna nagle zniknął, dokładnie w chwili, gdy ostrze miało się spotkać z jego ciałem.
Nie napotykając po drodze przeciwnika, miecz pociągnął Kima za sobą, przez co ten skończył swoją szarżę na podłodze, sapiąc niczym parowóz. Wszyscy patrzyli na chłopca w szoku, a ich ubraniami targał coraz lżejszy i cieplejszy wiatr.
Pierwszy ocknął się Jeongguk. Podbiegł do ledwo kontaktującego Jimina, z przerażeniem patrząc na porozrywane jego wargi. Mężczyzna usiłował wstać, ale szło mu to bardzo opornie. Kręciło mu się w głowie, a smak i zapach własnej krwi, który przez ostatnie dni zdążył poznać aż nazbyt dobrze, przyprawiał go o silne mdłości.
Następny był Yoongi. Brunet powoli podszedł do swojego podopiecznego i kucnął przy nim, kilka razy sprawdzając, czy Seokjin na pewno nie czaił się nigdzie za rogiem. Taehyung uniósł się na łokciach, chcąc wstać i dalej walczyć, ale mężczyzna przytrzymał go w miejscu.
- Czemu nigdy mnie nie słuchasz, nieznośny dzieciaku? - spytał, gdy Tae w końcu spojrzał mu w oczy. Jak bardzo zdziwił się Min, kiedy zamiast brązowych tęczówek zobaczył u Kima fioletowe. Te jednak szybko zblakły, a lawenda zaczęła przybierać coraz bardziej kasztanowy odcień, zupełnie tak, jakby ktoś mieszał farby na palecie, dodając coraz więcej ciemnych barw.
- Mieliśmy złe przeczucia, hyung - odparł młodszy, uśmiechając się delikatnie. Nie chciał, żeby mężczyzna był na niego zły. W końcu jakoś udało im się odpędzić przeciwnika, więc chyba dobrze zrobili, jadąc za Yoongim, prawda?
- Jak... jak to zrobiłeś, Taehyungie? - słaby, chrapliwy głos opuścił usta Jimina, przez co reszta zwróciła na niego uwagę. Mężczyzna, mimo że okropnie osłabiony, dokładnie widział, jak stare szkło rozprysnęło się, gdy Taehyung rzucił się im na ratunek. Do tego niemożliwym było, by od strony wewnętrznego dziedzińca, na który wychodziły okna w korytarzu, wiał tak silny wiatr.
Na chwilę zapadła cisza. Tae powoli podniósł się z ziemi, patrząc niepewnie na towarzyszy. Zmartwiony wzrok Jimina i ten podejrzliwy Yoongiego absolutnie nie dodawał mu otuchy, w przeciwieństwie do pokrzepiającego uśmiechu Jeona.
- Ja... nie jestem pewien. Chyba niezbyt nad tym panuję - mruknął ostatecznie, bardzo cicho.
Yoongi zmarszczył brwi.
- Nad czym nie panujesz? O co chodzi?
- No... Między innymi o to - Taehyung wskazał dłonią na wybite szyby, a Min wyglądał na jeszcze bardziej skonsternowanego.
- Ale-
- To talent magiczny - odezwał się nagle Jeon. - Zdolność dziedziczona lub otrzymana jako dar od bogów. Wymyka się spod kontroli, jeśli nie otrzyma się odpowiedniego szkolenia - podszedł powoli do Kima, stając z nim ramię w ramię. - Jeden z naszych nadwornych doradców był magiem. Kiedy byłem mały, czasami pokazywał mi różne sztuczki, zanim nie zniknął bez śladu dziesięć lat temu. Dopiero gdy dorosłem, dowiedziałem się, kim tak naprawdę był.
- Skąd masz pewność, że to talent magiczny, a nie jakieś cholerne opętanie? - warknął roztrzęsiony Yoongi, a Tae przełknął głośno ślinę. Min miał do czynienia z różnymi wróżbami i widzeniami, kiedy mieszkał u Agafii. Dlatego myśl o tym, że jego podopieczny mógł być opętany przez jakieś niższe pomioty piekielne przeszła mu przez głowę nadzwyczaj szybko.
Z kolei Tae poczuł dziwne ukłucie w sercu. Czy jego opiekun naprawdę podejrzewał go o bycie pod kontrolą jakiegoś demona? Kiedy tak bardzo w niego zwątpił?
- Oczy - powiedział jedynie Jeongguk, wzruszając ramionami. Szybko zauważył smutek na twarzy Taehyunga, więc przerzucił swoją rękę przez jego barki i ruszył w stronę wyjścia, szepcząc tylko, że wszystko będzie dobrze.
Yoongi w ciszy patrzył na oddalających się chłopców. Wypuścił głośno powietrze z płuc, po chwili przypominając sobie o obecności Jimina. Zerknął w bok, dziwiąc się, że blondyn stał o własnych siłach kilka metrów od niego.
- Chodźmy stąd - mruknął niewyraźnie Park, udając się w tym samym kierunku co młodsi. Minowi nie pozostało nic innego jak podążyć za nimi i odjechać jak najdalej się da od tego przeklętego miejsca.
***
Im dalej byli od przerażającej posiadłości, tym las zdawał się być bardziej przyjazny i zielony, pomimo zapadającego zmroku. Z racji iż mieli teraz tylko trzy konie, Jeongguk i Taehyung jechali razem, aby Jimin mógł podróżować bardziej komfortowo. Było to też dobre rozwiązanie z innego względu - tylko ta dwójka, siedząca na jednym wierzchowcu, od czasu do czasu ze sobą rozmawiała. Poza tymi kilkoma razami, gdy młodsi wymieniali się jakimiś krótkimi, cichymi uwagami, ich podróży towarzyszyła całkowita cisza. Jeongguk czuł się z tym dość nieswojo - szczególnie dlatego, że martwił się o blondyna, który uparcie chciał wciąż jechać dalej, nawet gdy ledwo trzymał się w siodle. Zresztą, to Park był zawsze tym, który mówił najwięcej podczas ich wyprawy, a teraz milczał niczym grób.
Do tego Jeon czuł się winny. To wszystko powinno spotkać jego - to on miał zostać porwany, to on miał cierpieć, nie Jimin.
- Zatrzymujemy się - zdecydował po jakimś czasie Yoongi. Nie mógł już dłużej patrzeć na Parka, który chybotał się w siodle na wszystkie strony, uparcie odmawiając postoju, gdy Yoongi próbował go zaproponować. Zjechał na ubocze drogi i zsiadł ze swojego karego konia, nie dając nikomu czasu na dyskusję. Jego podopieczny i królewicz uczynili to samo, wymieniając między sobą zmartwione spojrzenia, gdy dostrzegli wciąż siedzącego w siodle Jimina.
Park miał okropną ochotę po prostu pogonić swojego wierzchowca i ruszyć dalej, jednak wiedział, że nie mógł sobie na to pozwolić. Bił się z myślami dłuższą chwilę, póki nie zjechał z drogi. Spuścił głowę tak, żeby włosy zakryły mu twarz, gdy poczuł napływające do oczu łzy. Całe jego ciało delikatnie drżało, a dłonie mocno ściskały przedni łęk siodła, mnąc wodze w palcach. Jeongguk już miał otworzyć usta, by zaoferować mężczyźnie swoją pomoc, gdy ten szybko wyjął nogi ze strzemion i jednym, płynnym ruchem zsiadł z gniadego rumaka. Wciąż nie podnosząc głowy, przywiązał go do najbliższego drzewa i poinformował cicho, że idzie nazbierać chrustu. Gdy jego jasne włosy zniknęły między drzewami, Taehyung i Gguk jednocześnie odwrócili się do Yoongiego, który zdawał się być w zupełnie innym świecie, gdy powoli rozsiodływał swojego konia, kompletnie nie przejmując się wszystkim wokół.
- Hyung - zaczął szatyn, zwracając na siebie uwagę starszego. Wciąż trochę bał się z nim porozmawiać, ale wiedział, że z tym nie mogli zwlekać. - Powinieneś za nim pójść.
Min ściągnął brwi, zastanawiając się przez chwilę nad słowami Taehyunga.
- Chyba poradzi sobie z pozbieraniem gałęzi? Zresztą, sam to zaoferował - młodsi zgodnie przybili sobie mentalnie piątki z własnymi czołami, posyłając najemnikowi wymowne spojrzenia. - No co? Nie mogę was tak zostawić. To ryzykowne.
- Jest w rozsypce, powinieneś z nim porozmawiać - wyjaśnił Jeongguk.
Yoongi był wyraźnie skonsternowany. Nie wiedział, dlaczego chłopcy tak bardzo naciskali na to, by to właśnie on poszedł za Jiminem. Przecież kompletnie nie umiał pocieszać. Ba, był nawet pewien, że Jeongguk czy Tae poradziliby sobie z tym zadaniem znacznie lepiej. Nie chciał się jednak wdawać w niepotrzebne dyskusje, na które nie miał już siły po dzisiejszych walkach, dlatego posłusznie ruszył w kierunku, w którym kilka chwil wcześniej udał się jasnowłosy.
Był zmęczony, dlatego szedł dość powoli, ale rozglądał się uważnie, by przypadkiem nie minąć Parka, jak ostatni idiota. W swoim stanie Jimin nie mógł odejść za daleko, dlatego znalezienie go wcale nie zajęło mu tak długo.
Zastał go skulonego pod jednym z drzew. Blondyn przyciskał kolana do piersi, cicho łkając. Yoongi chciał podejść do niego niezauważony, ale akurat nadepnął na suchą gałąź, która złamała się pod jego butem z głośnym trzaskiem. Jimin podniósł gwałtownie głowę, ale zaraz szybko ją odwrócił.
Wstydził się. Wstydził się tego, jak słaby był.
Min podszedł bliżej i z lekkim westchnieniem opadł pod drzewem obok jasnowłosego. Wziął między palce kosmyk brudnych włosów i bardzo delikatnie za nie pociągnął, chcąc by młodszy na niego spojrzał. Nie przyniosło to jednak zamierzonych efektów, bo Jimin szybko wyrwał włosy z dłoni najemnika i nieco się odsunął.
- Jimin - mruknął cicho Yoongi, ale Park nie zareagował. - Nie popełniaj moich błędów. - Młodszy lekko drgnął, ale wciąż się nie odwrócił. - Nie zamykaj się na innych - kontynuował starszy, patrząc uważnie na wątłe ciało byłego nałożnika.
- Przepraszam - mruknął blondyn, starając się powstrzymać coraz to nowe łzy, napływające do jego oczu.
Sam nie wiedział, dlaczego płakał. Ostatni raz wyrzucał z siebie ból w ten sposób dobre kilka lat temu. Czuł się zbrukany i złamany. To, co robili mu barbarzyńcy w żadnym stopniu nie mogło się równać z pracą w królewskim haremie. W Avencie był kimś, nawet jeśli po prostu dawał dupy królowi. Natomiast w posiadłości, w rękach porywaczy, stał się nikim.
- Nie masz za co przepraszać, Jim-
- Nawet ci nie podziękowałem, a znowu sprawiam problemy i znowu musisz mi pomagać. Przepraszam. - Najemnik położył ostrożnie dłoń na ramieniu roztrzęsionego blondyna, na co ten w końcu na niego spojrzał. - Chcę ci się jakoś odwdzięczyć, Yoongi.
Rozgoryczenie, desperacja i determinacja szargały duszą Parka, rozdzierając go od środka. Czuł, że musi coś zrobić, bo inaczej oszaleje. A znał tylko jeden sposób.
Przekręcił się tak, by usiąść na kolanach Mina, który zdał sobie sprawę z powagi sytuacji dopiero kilka chwil później, gdy młodszy złączył ich usta i zsunął jedną dłoń na krocze bruneta. I o ile bezwiednie oddał pocałunek, kładąc ręce na talii jasnowłosego, tak dotyk w okolicy pasa od spodni skutecznie przywrócił go do rzeczywistości.
Oderwał się od Jimina, trochę zbyt mocno łapiąc młodszego za nadgarstek ręki, która niemal złapała jego przyrodzenie przez materiał spodni. Zauważył zdziwione spojrzenie, jakie posłał mu młodszy, a zaraz potem dostrzegł kilka nowych emocji, przebiegających przez jego twarz.
- Nie chcesz mnie? - głos blondyna załamał się. Zaraz jednak w jego oczach pojawił się cień wyrozumienia. - Brzydzisz się mną - stwierdził stanowczo, odsuwając się od Yoongiego. - Rozumiem. Gdybym zobaczył się w lustrze, najpewniej bym zwymiotował. Moje usta pewnie smakują jak gówno po tym, co mi zrobił ten gnój.
- Przestań, Jimin. Nie o to mi chodzi - Yoongi szarpnął młodszym, który chciał wstać z jego kolan.
- Moje ciało to jedyne, czym mogę ci się odpłacić.
- Nie chcę cię wykorzystywać w ten sposób. Wystarczająco wycierpiałeś.
- Jesteś taki ślepy, Yoongi.
Najemnik zmarszczył brwi, nie rozumiejąc słów jasnowłosego.
- Nie wiesz, o co mi chodzi, prawda? - młodszy zaśmiał się smutno. - Za każdym razem, gdy próbuję się do ciebie zbliżyć, odtrącasz mnie. Nawet teraz, gdy tak bardzo cię potrzebuję. Każdy inny mężczyzna rzuciłby się na mnie, uradowany, że może wejść między moje pośladki, nawet gdy jestem tak oszpecony, a ty? Ciągle uciekasz, Min Yoongi.
Cisza była niemal namacalna. Brunet nie miał pojęcia, jak odpowiedzieć, a Jimin tak bardzo chciał usłyszeć zgodę na ten jeden raz z ust starszego. Strach ogarniał Mina z każdą kolejną chwilą, uniemożliwiając mu racjonalne myślenie. Przecież obiecał sobie, że już nigdy więcej nie skrzywdzi Jimina. Co miał zrobić, skoro był w sytuacji, w której, cokolwiek by nie zrobił, złamałby swoje postanowienie?
Nagle wstał, delikatnie zrzucając z siebie ciało blondyna. Zmęczony i zrezygnowany Jimin poleciał na bok niczym szmaciana lalka, ostatni raz patrząc z nadzieją na starszego.
- Nie mogę, Jimin. Wybacz - mruknął najemnik, nie zaszczycając Parka ani jednym spojrzeniem. Bał się tego, co mógłby zobaczyć.
Odszedł, pozostawiając rozgoryczonego blondyna samego.
Jimin oparł się plecami o drzewo, odchylając głowę do tyłu. Dziwna pustka i zniechęcenie wypełniła go całego, zatrzymując łzy, które do tej pory uparcie pchały się do zaczerwienionych od ciągłego płaczu oczu. Miał wrażenie, że ostatni raz poczuł się tak bardzo odrzucony, gdy ojciec oddał go handlarzom.
Tylko dlaczego teraz bolało o wiele bardziej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top