[15,0] - Arranda
Yoongi śledził wzrokiem cienie i światła tańczące na ciężkich kotarach, starając się nie spoglądać na zielarkę, która powoli, z namaszczeniem zapalała kolejne świece, by ostatecznie utworzyły krąg wokół małego stolika. Min po raz pierwszy siedział na tym krześle i wcale nie było mu tam dobrze, bo nigdy nie planował się tam znaleźć. Nie lubił wróżb ani faktycznych przepowiedni, którymi raczyła swoich klientów Agafia.
Teraz jednak nie widział innego wyjścia.
Kobieta zgasiła zapałkę, by zaraz usiąść naprzeciwko najemnika i delikatnie się uśmiechnąć. Jej niewidzące oczy przeszywały Yoongiego na wskroś, jak za każdym razem, gdy wracał do Arrandy, ale nie chciał jej o niczym opowiadać. Chociaż dobrze wiedział, że Agafia nie potrafiła czytać w myślach, to miał wrażenie, że wystarczyło jej jedynie kilka chwil, by dowiedzieć się wszystkiego, czego chciała, bez konieczności ciągnięcia mężczyzny za język.
- O co chciałeś mnie zapytać, Yoongi? - powiedziała w końcu, a brunet wyprostował bardziej plecy, czując się w tym otoczeniu naprawdę nieswojo.
- Wplątałem się w dość głupią i angażującą robotę - zaczął, niezbyt wiedząc, jak ubrać swoje myśli w słowa.
- Nigdy nie chciałeś wiedzieć, czy coś ci się uda, czy nie - zauważyła zielarka, ale Yoongi od razu potrząsnął głową.
- Nie o to chodzi. Po prostu, chciałem wiedzieć czy... - przerwał na moment, krzywiąc się dziwnie. -... czy byłabyś w stanie przewidzieć przyszłość kraju?
Kobieta zamrugała kilkakrotnie, przekrzywiając głowę. Zaraz potem zmarszczyła brwi, doszukując się jakiegoś sensu w słowach mężczyzny.
Agafia urodziła się niewiadoma, ale, jak wiele z takich dzieci, dostąpiła miłosierdzia bogini Caede. Otrzymała dar widzenia zupełnie innego, niż zwyczajni ludzie. Widziała sylwetki, krajobrazy, księgi, nici powiązań i przyszłość w gamie emocji, których doświadczała natura i jej pochodne. Każdy organizm czuł, każdy miał swoją historię i wciąż ją tworzył, a Agafia często była w stanie przewidzieć, jak ta historia potoczy się dalej. Nawet martwe, przerobione na kartki rośliny i skóry nadal emanowały energię, tak, jak zapisane na nich litery, które kształtowały zdania i kolejne emocje. Za młodu często zastanawiała się, jak to jest widzieć mniej, nie mogąc na starcie ocenić, z kim lub z czym ma się do czynienia. Nie mieć wizji, w których jakiegoś człowieka wypełnia ból i cierpienie, które dopiero mają dla niego nadejść. Z czasem stwierdziła jednak, że lepiej wiedzieć wcześniej niż później, z jakimi zamiarami ktoś do niej przychodzi.
Jednak czy ich kraj można było postrzegać w kategoriach organizmu? Owszem, składały się na niego mniejsze i większe byty, ale nie były zbitą masą. Każdy z nich przeżywał swoje życie, a nie życie wszystkich innych, nawet jeżeli tworzyły sieci, stada, społeczności. Czy mogła wyczuć nadchodzącą katastrofę, widząc jedynie składowe struktur, które czekała zagłada? W końcu, jeżeli coś nie chce działać, to nawet tylko jedna, wadliwa część może być przyczyną usterki.
Nie brała pod uwagę nawet innej możliwości niż ta, w której Yoongi miał na myśli, iż ich kraj czeka coś złego. Mężczyzna nie przychodziłby pytać o takie bzdety, jak to, czy na świecie w końcu zapanuje utopijny pokój. Nie był ani romantykiem, ani idiotą.
- Dlaczego się tym martwisz? Ma to jakiś związek z twoją pracą, jak mniemam - odparła ostrożnie, marszcząc brwi.
- Słyszałaś o tych morderstwach dziedziców i tak dalej? - spytał, a gdy kobieta skinęła głową, kontynuował. - Chciałbym wiedzieć, jaki to będzie miało wpływ na nas wszystkich, do czego to zmierza. Co tak właściwie chcą osiągnąć, wywołując chaos.
- Jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o władzę, Yoongi-ah - mruknęła z przekąsem. Żeby to wiedzieć, nie trzeba było być wróżbitą. - Ktoś widocznie chce osłabić cały kraj, być może po to, żeby przejąć nad nim kontrolę. Nie pytaj mnie dlaczego. Póki nie znam tej osoby, nie mogę określić jej pobudek.
- A ci dwaj, którzy z nami przyjechali. Widziałaś ich przyszłość?
- Są następcami, prawda? Masz ich chronić - zgadła kobieta, na co Yoongi skrzywił się nieznacznie.
- Tylko jeden, ale tak. Mam go pilnować - odparł, wywracając oczami. - I chyba słabo sobie z tym radzę.
Agafia westchnęła ciężko, wciąż wpatrując się w najemnika, który spuścił wzrok na swoje dłonie. Pierwszy raz czuła w Yoongim tak wiele wahania, szczególnie, jeżeli chodziło o jakieś zlecenie. Min zawsze potrafił sobie poradzić, czy to w latach dzieciństwa, gdy musiał uciec przed bandą chłopaków skorych do bitki, czy też w dorosłym życiu, które co rusz rzucało mu kłody pod nogi.
- Nawet jeśli próbujemy zmienić przyszłość, to przeznaczenie zazwyczaj i tak dochodzi do skutku. Nie będę cię pytać, który z nich jest kim, ani skąd są, mimo że mam swoje podejrzenia. Uważaj na nich, Yoongi. Szczególnie na Jimina. To dobry człowiek, który niesłusznie doznał i jeszcze dozna wielu cierpień - powiedziała w końcu, kładąc jedną ze swoich drobnych, pomarszczonych dłoni na złączonych rękach Mina. - Wiem też, że nie podjąłbyś zadania, któremu mógłbyś nie podołać, dlatego po prostu rób swoje.
- Dziękuję - Yoongi kiwnął głową, spoglądając na staruszkę. - Zawsze wiesz, co powiedzieć.
- Staram się cię wspierać, Yoongi-ah. Inni nie mają tyle szczęścia - kobieta mrugnęła do niego. - Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że nie chcesz żadnego seansu. Niepotrzebnie zapalałam świece.
Wstała, przytrzymując się stolika, i już miała odsłonić kotarę, ale najemnik ją zatrzymał. Chwycił ją delikatnie za nadgarstek, z powrotem zwracając na siebie jej uwagę, zanim zdmuchnął jedną ze świec. Uśmiechnął się, ale ostatecznie otworzył usta, by zadać ostatnie, korcące go pytanie.
- Hoseok jest w mieście?
Pytanie na chwilę zawisło w powietrzu. Yoongi poczuł się dziwnie, wymawiając imię przyjaciela pierwszy raz od dłuższego czasu. Nie był również pewien, czy chciał otrzymać jakąś odpowiedź. Szczególnie, jeżeli miałaby nie być optymistyczna. W końcu Jung pakował się w kłopoty z jeszcze większą częstotliwością niż Taehyung, dlatego Yoongi nigdy nie wróżył mu zbyt długiego życia.
- Minęliście się, niestety. Wyjechał tydzień temu. Ciężko mu wysiedzieć w jednym miejscu, znasz go - kobieta wzruszyła ramionami, również rozciągając usta w lekkim uśmiechu i w końcu odsunęła potężną zasłonę.
Promienie słońca, stojącego wysoko na niebie, poraziły Yoongiego, który zdążył już przyzwyczaić się do półmroku panującego za kotarami. Przysłonił oczy ręką, a Agafia zachichotała cicho, popychając go w stronę drzwi. Min zmarszczył brwi, patrząc na nią w niezrozumieniu.
- Idź, zaufaj mi - odparła tylko. - I postaraj się nie być gburem.
- Wcale nie jestem gb-
Zanim skończył mówić, zielarka machnęła na niego ręką i zniknęła na zapleczu, pozostawiając Yoongiego samego w ciasnym sklepiku. Nie pozostało mu nic innego, jak faktycznie wyjść z powrotem na ulicę Arrandy, dlatego zrezygnowany ruszył do drzwi, poprawiając po drodze ubrania.
Dzwoneczek nad drzwiami i powiew morskiej bryzy od zawsze kojarzyły mu się właśnie z wyjściem ze sklepu Agafii. Tyle razy wkraczał w gwar ulic Arrandy w akompaniamencie cichego dzwonienia i szumu wiatru, że stało się to dla niego czymś charakterystycznym, co przypomniało mu o miejscu, z którego pochodził. Nigdy nie nazwałby tego miasta czy małego mieszkanka nad sklepem swoim domem, ale jeżeli miałby już coś wybrać, to zapewne padłoby na Arrandę.
Najpierw spojrzał w niebo, po którym jak zwykle krążyły skrzeczące mewy. Mignęło mu kilka kamyczków, które dzieciaki zwykły wystrzeliwać z proc, próbując trafić kołujące ptaki, ale poza tym nie uświadczył nawet najmniejszej chmurki, co w pewnym stopniu go ucieszyło - ostatnio deszcz wystarczająco dał mu się we znaki.
Wiedziony jakimś niewytłumaczalnym instynktem odwrócił głowę w lewo i od razu zastygł w miejscu z półuśmiechem na twarzy, zupełnie nie spodziewając się, że zobaczy tam Jimina.
Park opierał się o część witryny zasłoniętą od wewnątrz materiałem, patrząc z zaciekawieniem na zmieszanego najemnika. Yoongi nie wiedział, co ze sobą zrobić, dlatego odchrząknął, podchodząc do jasnowłosego.
- Co tu robisz? Gdzie reszta? - postanowił zapytać, by Jimin przypadkiem nie zabrał głosu jako pierwszy. Czuł w kościach, że cokolwiek nie padłoby z ust nałożnika, jedynie by go pogrążyło.
- Czekaliśmy na ciebie. Tae chciał pokazać Jeonggukowi morze, ale nie wypadało nam tak po prostu pójść sobie bez ciebie, dlatego staliśmy tutaj, dopóki Taehyung nie zrobił się tak zniecierpliwiony, że Ggukie zaproponował, byśmy jednak zostawili cię samego. Zaproponowałem, że zostanę, żebyś nie musiał szukać nas po całym mieście, więc poszli przodem - wyjaśnił gładko, na co Yoongi tylko westchnął.
- Miło z twojej strony - mruknął tylko, ostatecznie obracając się z powrotem w stronę zatłoczonej ulicy. - Którędy poszli?
- Tędy - Jimin szybko wskazał Minowi przecznicę usianą straganami handlarzy. - Taehyung stwierdził, że to też swojego rodzaju atrakcja.
- Nie przyjechaliśmy tutaj zwiedzać, do cholery - mruknął pod nosem, ale zaraz usłyszał z tyłu głowy słowa Afagii. "Postaraj się nie być gburem", pomyślał, wywracając oczami. - Zresztą, po prostu chodźmy. Powinniśmy ich dogonić i pilnować, żeby nie zrobili niczego głupiego.
Cichy chichot, który wyrwał się Jiminowi, szybko został stłumiony hałasem przejeżdżającego po bruku wozu. Gdy tylko droga zrobiła się wolna, zgodnie ruszyli na drugą stronę, by wpaść w sam środek targu. Yoongi zdążył już zapomnieć o wszechobecnym zapachu ryby, który niosła ze sobą lekka bryza. Wydawało mu się, że nawet stąd słyszał już szum morskich fal, mimo że gwar ulicy skutecznie zagłuszał wszystko wokół.
Park szedł tuż obok niego, spokojnie wymijając motających się wszędzie ludzi. Nic nie mówił, chociaż Yoongi myślał, że wyzwolony nałożnik będzie chciał poznać szczegóły jego spotkania z Agafią. Jimin raczej nie był też na tyle naiwny, żeby uwierzyć w "uzupełnianie zapasów lekarstw", którym najemnik próbował się wybronić. Dlatego czekał na jakieś namolne pytania, ale Park, jak na złość, nie wypuścił ani jednego z ust, co w jakiś dziwny sposób zirytowało bruneta jeszcze bardziej, niż gdyby drugi mężczyzna faktycznie poruszył ten temat.
Yoongi nie rozumiał sam siebie. Cokolwiek nie zrobiłby Jimin, Min i tak się na niego denerwował, nawet gdy były nałożnik nie robił absolutnie nic. Nigdy nie był kimś, kogo łatwo było wyprowadzić z równowagi, a od jakiegoś czasu bił swoje własne rekordy w wahaniach nastrojów, co wcale mu się nie podobało. Miał wrażenie, że w ciągu kilku ostatnich dni nie działał na miarę swoich możliwości, ciągle popełniając jakieś błędy, które mogły okazać się fatalne w skutkach. Jednak jak miał się w pełni skupić na pracy, kiedy był zmuszony przebywać w towarzystwie pięknego, niebieskookiego nałożnika, który irytował go prawie tak mocno, jak jasny, długi warkocz zachwycał.
Min chyba miał słabość do długich włosów, chociaż nigdy wcześniej tego u siebie nie zauważył. A może to ten jeden konkretny warkocz tak na niego działał? "To głupie", pomyślał, machając głową na boki, jakby chciał wyrzucić tę myśl z głowy. Co on w ogóle wyprawiał? Słabość do włosów? Dobre sobie.
- Właściwie, to w Arrandzie powinniśmy być względnie bezpieczni, prawda? - powiedział nagle Jimin, wytrącając Yoongiego w kontemplacji o nim samym. Widząc jednak nutkę niezrozumienia w oczach najemnika, który zerknął na niego wciąż idąc wzdłuż targowiska, postanowił kontynuować. - Od lat w mieście nie panuje żaden monarcha. Są tylko zarządcy handlowi, ale ich stanowiska nie są dziedziczone. Mordercy nie mieliby po co tutaj przyjeżdżać, chyba że po nas. W końcu skoro nie ma następców, to kogo mieliby obrać za cel?
- Dlatego pozwoliłeś Taehyungowi zabrać Jeongguka? - spytał lekko zbyt agresywnie, chociaż wcale nie chciał tak zabrzmieć.
- Można tak powiedzieć, ale nalegania Tae też miały w tym jakiś udział - mężczyzna wzruszył ramionami, na chwilę odrywając spojrzenie od bezchmurnego nieba, w które wcześniej się wpatrywał. - Nie chciałem ich zostawiać samych, ale jest środek dnia, więc raczej nikt nie powinien się na nich rzucić, jeśli chce pozostać niezauważony, a właśnie o to chyba chodzi, prawda?
- Sam nie wiem, o co w tym chodzi, dlatego zawsze powinniśmy zachowywać najwyższą ostrożność.
Jimin spuścił wzrok, mimo że Yoongi absolutnie nie planował znowu być dla niego opryskliwym. Jego ton nie był nawet ostry, ale widocznie i tak słowa przynosiły niezamierzony efekt. Najemnik już chciał coś dodać, ale Park mu na to nie pozwolił, samemu zabierając głos.
- Jeongguk jest moim jedynym bliskim. To on mnie wyzwolił, to jemu zawdzięczam życie. Nie mam rodziny ani przyjaciół. Mam tylko jego. Jest dla mnie jak brat i chcę zrobić wszystko, co tylko się da, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo - jasnowłosy zacisnął pięści, chcąc w ten sposób dać ujście wypełniającej go determinacji i złości na samego siebie. - Musimy go chronić, Min Yoongi. Musimy, błagam.
Mogła to być wina silniejszego podmuchu wiatru albo dziwnych emocji, które nagle zawładnęły niższym mężczyzną, ale Yoongi mógł przysiąc, że niebieskie oczy na krótki moment zalśniły łzami. Żadna jednak nie spłynęła po zaróżowionych policzkach, a Jimin rozluźnił się równie szybko, co zdenerwował, przez co Min miał wrażenie, że obraz szklistych oczu był tylko wytworem jego wyobraźni.
- To moja pra-
- Panie! Poratujcie w potrzebie!
Yoongi wzdrygnął się na dźwięk zachrypniętego, pijackiego głosu, który przerwał mu w pół słowa. Brudny mężczyzna z siwą, skołtunioną brodą, która zapewne nie widziała ani szczotki ani wody od zdecydowanie zbyt dawna, rzucił się im pod nogi spomiędzy straganów z świeżo złowionymi rybami, wyciągając dłonie w stronę Jimina. Zanim którykolwiek z nich zdążył zareagować, żebrak oplótł ramionami wysokie buty blondyna, przytulając do nich umorusaną twarz. Park próbował się cofnąć, ale uścisk staruszka był na tyle mocny, że prawie się przewrócił, ale nie był w stanie uciec.
- Panie, dajcie grosza, ja z głodu padam! Panie piękny, pięknie błagam! - dziurawe łachmany, w które był odziany taplały się w kałużach błota nawiezionego przez woły z zawsze mokrego portu, ale mężczyzna się tym nie przejmował. Wysunął jedną z rąk w stronę talii przerażonego Jimina, który wciąż próbował wyszarpnąć się staruszkowi. Brudne palce dotknęły białej koszuli, pozostawiając na niej ślady z piasku i brudu.
Park patrzył szeroko otwartymi oczami na to, jak nieznajomy mężczyzna pokrywał jego ubrania kolejnymi plamami, a pomarszczona twarz ocierała się o jego nogawkę. Strużka śliny, która spłynęła spomiędzy warg bezdomnego, pozostawiła kolejny mokry ślad na odzieniu Jimina, zupełnie tak, jak gdyby mężczyzna był wygłodniałym zwierzęciem, które zobaczyło bezpańską miskę pełną mięsa.
Błysk stali i cichy świst przeciął powietrze, a zaraz zawtórował mu przerażony jazgot żebraka. Jimin przez chwilę był przekonany, że Yoongi, wyciągając miecz z pochwy, za jednym zamachem odciął brudnemu mężczyźnie rękę, bo ten gwałtownie odsunął ją od ciała wyzwolonego nałożnika. Szybko jednak zorientował się, że Min jedynie przystawił biedakowi ostrze do gardła, zmuszając go do puszczenia Parka, a zaraz potem do całkowitego opadnięcia w kałużę, nie wyrządzając mu przy tym krzywdy.
- Zjeżdżaj stąd, zawszony kundlu - warknął, a mężczyzna, nie czekając aż Yoongi postanowi faktycznie użyć swojej broni przeciwko niemu, odepchnął się szybko nogami pomiędzy stragany, znikając w cieniu zaułka skrytego wśród skrzyń i kamienic otaczających targową ulicę.
Min fuknął pod nosem, chowając czysty miecz do pochwy przy pasie i zaraz zerknął na Jimina, który wciąż stał w jednym miejscu, niczym słup soli.
- Dziękuję - mruknął cicho, powoli dotykając plam, które żebrak zostawił na jego koszuli. Skrzywił się, wyczuwając pod palcami nieprzyjemnie szorstki piasek.
- Nie okradł cię? - Yoongi puścił nieśmiałe podziękowania mimo uszu, nie chcąc wdawać się w zbyt długą dyskusję. Jeżeli ten dziad faktycznie podprowadził coś Jiminowi, to każda sekunda była na wagę złota.
- Nie, chyba nie. Nie brałem ze sobą pieniędzy - wyjaśnił Park, prostując się. Uniósł spojrzenie na najemnika i już miał ruszyć dalej, gdy ktoś znowu naruszył jego przestrzeń osobistą, potrącając go ramieniem.
- Jabłka suszone w sosie! Jabłka!
Młody chłopak ze skrzynią pełną ponabijanych na patyczki, równo pokrojonych plasterków owoców przeszedł obok nich, przyciągając wzrok nałożnika na trochę dłużej, niż powinien, co nie uszło uwadze Yoongiego.
- W sosie? - wymamrotał Jimin, wyobrażając sobie jabłka w tłustym sosie do mięsa.
- W słodkim syropie - doprecyzował Min. - Nigdy nie jadłeś takich?
- Uhm, nie. W Arsan jabłka to raczej rarytas, a w Avencie owoce nie były podawane... z żadnymi dodatkami - mruknął niepewnie.
Jimin chciał zerknąć na najemnika, ale kiedy obrócił się w stronę, po której spodziewał się go zobaczyć, okazało się, że Yoongiego już tam nie było. Zmarszczył brwi, rozglądając się za starszym mężczyzną, ale zanim zdążył spanikować, wybity z rytmu nagłym zniknięciem Mina, ten zmaterializował się tuż przed nim. Mężczyzna uśmiechnął się zachęcająco, wyciągając w stronę Jimina jedną z dłoni, w których trzymał dwa, szybko zakupione patyczki z ociekającymi syropem suszonymi owocami.
Yoongi poczuł jakiś dziwny ścisk w okolicach żołądka, kiedy młodszy odebrał od niego swoją porcję i z uśmiechem ugryzł suszony owoc, smakując nowej przekąski.
Chyba nie tylko do złotych włosów wyzwolonego nałożnika miał słabość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top