[13,0] - Dylematy
Namjoon był zawsze postrzegany jako spokojny, miły człowiek, zupełnie inny od swoich pobratymców. Sam również uważał się raczej za kogoś mało nerwowego, nawet w najgorszej możliwej sytuacji, jednak tym razem było inaczej. Po raz pierwszy w życiu coś w nim pękło. Nie miał pojęcia dlaczego.
Wściekły wpadł do gospody niczym burza, bez słowa udając się prosto do wcześniejszej wynajętego pokoju, ignorując Yeji, która próbowała spytać, jak było na targu. Dopiero gdy zamknął za sobą drzwi, wyrzucił z siebie kilka siarczystych przekleństw i kopnął z furią w ścianę. Nigdy w życiu nikogo nie wyzwał, ale wcale nie czuł się winny, burcząc pod nosem coraz to barwniejsze epitety pod adresem białowłosego maga.
Oszukał go. Najzwyczajniej w świecie zabawił się jego kosztem, kłamiąc mu perfidnie w żywe oczy, a on, jak ostatni naiwniak, wyruszył na misję ratunkową. Złość rosła w nim z sekundy na sekundę, osiągając poziom, jakiego Namjoon jeszcze nigdy nie doświadczył. Miał ochotę rozkwasić tę piękną twarz Seokjina na najbliższej ścianie... zaraz. Nie "piękną". Po prostu twarz. Tak, dokładnie to miał na myśli.
- Po prostu nie wierzę - mruknął Kim, opadając bez sił na niewygodne łóżko.
Przez kilka minut leżał krzyżem, wpatrując się w drewniany sufit, po którym pełzła wilgoć i grzyb. Zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Wrócić do biblioteki w Zarajou i nikomu nie wspominać o tym, jak zbłaźnił się przed magiem-kawalarzem? Czy może pójść na rynek, odszukać białowłosego i ręcznie wytłumaczyć mu, że jego żart nie było śmieszny?
Na to drugie Namjoon miał o wiele większą ochotę, ale za to zbyt mało odwagi. Dlatego próbował pogodzić się z myślą, że już o świcie wyruszy w drogę powrotną, aby Foedus nie zauważył jego nieobecności, gdyby przypadkiem postanowił nagle zawitać w bibliotece. Z pewnością leżałby tak dalej, aż w końcu zasnąłby, zupełnie nie przejmując się wczesną porą, gdyby nie cichy chichot, przez który z powrotem podskoczyło mu ciśnienie.
- Namjoon-ah, wyglądasz jakbyś przechodził załamanie nerwowe - zauważył wesoło Seokjin, stając w postaci fioletowej mgły nieopodal łóżka. - Coś się stało?
- Jak śmiesz jeszcze się tutaj pojawiać?! - Namjoon szybko podniósł się do siadu, aż zakręciło mu się w głowie. - Jesteś bezczelny!
Mag przestał się śmiać, widząc jakim spojrzeniem obdarzył go młodszy.
- Słucham?
- Nie graj głupka!
- Namjoonie, ja naprawdę nie wiem o co ci cho-
Seokjin przerwał w pół słowa, gdy sakiewka dotychczas spoczywająca na stoliku nocnym przeleciała przez hologram, dokładnie w miejscu, gdy znajdowała się głowa. Zamrugał kilkakrotnie, przy okazji przecierając twarz dłonią i sprawdzając, czy aby na pewno nie oberwał. Przeniósł wzrok na dyszącego z gniewu rudowłosego, tym samym postanawiając uciec się do ostateczności. Bo skoro Kim nie chciał mu powiedzieć, co się wydarzyło, to mag musiał dowiedzieć się sam.
Namjoon poczuł delikatne mrowienie na całym ciele, patrząc białowłosemu prosto w oczy, które nagle błysnęły lawendowym światłem, co mógł dostrzec nawet przez hologram. Po chwili kilka dziwnych myśli przepłynęło przez jego głowę, tak jakby ktoś przerzucał je w jego umyśle, szukając czegoś ciekawszego pod spodem. W ułamku sekundy przed oczami stanęła mu sytuacja z rynku i postać maga w pełnej krasie, otoczona wianuszkiem podążających za nim mieszczan. Na raz dziwne mrowienie ustało, a wspomnienia Namjoona ułożyły się z powrotem w odpowiedniej hierarchii, nie zajmując więcej miejsca w jego mózgu, niż było to potrzebne.
Zarówno chłopak jak i mag zamrugali kilkakrotnie, niezbyt wiedząc, co się stało. Namjoon nie miał pojęcia, jak doszło do dziwnego przepływu myśli przez jego głowę, z kolei Seokjin był w szoku, bo właśnie zobaczył siebie we wspomnieniach młodszego. A przecież cały czas siedział zamknięty pod pieprzoną kopułą w Puszczy Zagubionych.
- Cholera jasna - mruknął nagle mag, gdy elementy układanki złożyły się w całość. Namjoon wciąż siedział oszołomiony na łóżku, wpatrując się w falującą mgłę. - Pamiętasz może, o czym mówiono? T-m n ry-nku?
- A co? Sklerozę masz? Tylko ty o czymś opowiadałeś, nie miałem zamiaru się przysłuchiwać - odparł rudowłosy, odzyskując nieco rezon.
- Posłuch-j m-e, Joonie - zaczął znowu Seokjin, czując, że utrzymywanie hologramu po grzebaniu w umyśle chłopaka będzie dla niego nie lada wyzwaniem. - To nie ja. Ktoś mnie uw-ził, żeby móc używać m-ego ciała i autorytetu. Dlatego mnie tu za-knął. Kimkolwiek jest, musimy się do-dzieć co knuje i co rozpowiada.
- Przestań w końcu robić ze mnie debila! - krzyknął znowu Namjoon. - Świetnie się bawiłeś, patrząc jak naiwnie podążam za twoimi wskazówkami i ja to rozumiem! Ha ha, tępak zrobi wszystko, co mu powiem, ale frajda! Tym razem nie zamierzam się nabrać. Nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy. Wracam do domu z samego rana. Skąd w ogólnie wiesz, że cię widziałem, skoro rzekomo to nie ty?!
Chłopak patrzył na drżący hologram, który zaczął się rozmywać i blaknąć. W niektórych miejscach ciało Seokjina stawało się zupełnie niewyraźne, a twarz maga wykrzywiała się w grymasach bólu. Namjoon niezbyt się tym jednak przejmował, bo wściekłość wciąż w nim wzbierała, gdy patrzył na stojącego przed nim mężczyznę.
- Nie jestem kimś, kto zr-iłby coś takiego. Z każdym d-iem słabnę c-raz bar-ej, Namjoon-ah. Ten ktoś, kto się po-mnie podszywa, mo-e mieć złe za-ary nie ty-ko wob- mnie, ale wobec wszystkich mieszkańców k-aju. Musisz mi po-
Nagle mgła rozwiała się, zostawiając po sobie jedynie ciche echo głosu maga. Serce Namjoona ścisnęło się, na samą myśl o samotnej łezce, którą zdążył wychwycić, gdy powoli spływała po policzku drugiego Kima. Pokręcił głową na boki i wstał, by podnieść ciśniętą wcześniej w hologram sakiewkę.
Co jeśli Jin wcale nie robił sobie z niego żartów?
***
Yoongi od samego rana miał zły humor. Spotęgował go brak dwóch młodszych chłopaków w obozie, zaraz po przebudzeniu i słodki uśmiech Jimina, który z jakiegoś powodu wiedział, gdzie tamci się znajdowali. Min osobiście udał się na polanę, by zbesztać ich za nieodpowiedzialność i posłać królewiczowi kilka złowrogich spojrzeń. W końcu doskonale widział rękę Jeona, która przez sen wciąż ściskała tę kimową. Chłopcy, wyrwani nagle z przyjemnego snu, nie mieli przez dłuższą chwilę pojęcia, dlaczego dostawali reprymendę, dopóki nie pojawił się Park, który jakimś cudem przekonał najemnika, by dał im moment na zebranie myśli i uszykowanie przeprosin.
Kiedy ruszyli w dalszą drogę do Arrandy, Jimin dołączył do Yoongiego na przedzie, by po raz kolejny spróbować wstawić się za skruszonymi chłopcami.
- Nie gniewaj się na nich, Yoongi. Są młodzi - powiedział w miarę cicho, żeby pozostała dwójka ich nie usłyszała.
- Z tego co pamiętam, obiecałeś nie wchodzić mi w drogę w czasie naszej podróży - odparł ostro Min. - Więc nie podważaj mojego autorytetu wobec reszty swoimi bezsensownymi argumentami. To nie jest cholerna zabawa.
Jimin zmarszczył nos, zaczynając się irytować. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czemu byli skazani na wspólną podróż, najemnik nie musiał mu tłumaczyć takich rzeczy. Przydałoby się jednak, żeby to on zrozumiał kilka zależności, które Park postanowił mu wyłożyć właśnie w tamtym momencie.
Miarka się przebrała - pomyślał, prostując się w siodle.
- Może i jesteś na czele naszej wyprawy, ale to nie czyni z nas twoich podwładnych. Nie jesteśmy wykwalifikowanym oddziałem, a ty dowódcą z odznaczeniami - Nagła zmiana tonu Jimina spraiwła, że Yoongi poczuł jakiś dziwny niepokój nad żołądkiem. Zatrzymał swojego konia, by popatrzeć na jasnowłosego, który pewnie spoglądał na niego z jakiegoś rodzaju wyższością w oczach, chociaż absolutnie nie wydawał się pyszny. - I nie mówię tego, żeby wypominać ci zawód, czy brak doświadczenia. Nie mam o tobie zbyt dużego pojęcia, może i jesteś dobrym wojownikiem, ale bycie najemnikiem to wciąż nie to samo, co bycie generałem. A widocznie chcesz się poczuć ważny, dobrze, rozumiem. Pamiętaj tylko, że musimy być drużyną, nawet jeśli przeszkadza ci moja obecność. Mnie możesz mieszać z błotem, ale nie pozwolę ci robić tego samego z chłopcami. Nie traktuj ich tak, jakby zupełnie ci na nich nie zależało i jakby nic cię z nimi nie łączyło. Zwłaszcza z Taehyungem, skoro Jeongguk jest dla ciebie tylko obiektem, który musisz eskortować. Tae jest z tobą zżyty, jeśli go odtrącisz, to go stracisz. Tego chcesz?
Czas na chwilę się zatrzymał, gdy mężczyźni toczyli walkę na spojrzenia, a Yoongi czuł się, jakby jego klacz powoli uginała się pod nim albo zapadała w ubitym piasku. Jakaś część jego umysłu wiedziała, że Jimin miał rację, a jeszcze inna była pod wrażeniem jego postawy względem Taehyunga i Jeongguka. Nie zmieniało to jednak faktu, że najemnik poczuł się w jakiś sposób urażony. Park trafił w samo sedno jego problemu - a mianowicie, Yoongi absolutnie nie miał pojęcia o dowodzeniu. Całe życie pracował w pojedynkę lub pod czyimiś skrzydłami i nawet jeśli na co dzień towarzyszył mu Taehyung, to nigdy nie w taki sposób i nie w towarzystwie osób trzecich. Dlatego Min postanowił trzymać resztę na dystans, tak czy siak będąc zirytowanym ich dobrym kontaktem między sobą. Jak widać, zamiast respektu, który chciał tym wymusić, osiągnął efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego - jego drużyna niemal się zbuntowała.
Cóż, zapomniał wziąć pod uwagę, że miał w składzie dwóch podlotków, którym zapewne buzowały hormony, a do tego zadziornego blondyna, który mimo pozornie łagodnego usposobienia, na pewno nie pozwoliłby sobą pomiatać na dłuższą metę.
Zapomniał również o najważniejszej części obowiązków dowódcy - o odpowiedzialności za resztę, która teraz uderzyła w jego sumienie, gdy tylko pomyślał, że jego zadaniem było dopilnowanie tego, by Jeongguk i Taehyung nie oddalali się w nocy z obozu.
Wychodziło na to, że zdecydowanie nie nadawał się do pracy zespołowej. Nie zamierzał się do tego jednak przyznać na głos, tym bardziej, że Park wciąż wpatrywał się w niego tak wymownie, jakby dokładnie wiedział, jakie myśli przelatywały przez jego umysł.
- Chcę dobrze wykonać swoją robotę, a jestem zmuszony zrobić to z wami trzema, a nie sam, dlatego nie chcę żebyście wchodzili mi w paradę. Nie mam zamiaru bawić się w dowodzenie. Po prostu-
- Po prostu próbujesz zadbać o nasze bezpieczeństwo? Tak, jak prosiła cię królowa? - dokończył za niego Jimin.
- Tak - odburknął w końcu brunet.
- W takim razie mam nadzieję, że wiesz, co robisz, bo nie wygląda na to, żeby szło ci specjalnie dobrze. Ale mogę się mylić, w końcu to nie moja broszka - były nałożnik złapał pewniej wodze, przygotowując swojego siwka do zakłusowania. Jego warkocz zakołysał się na boki, gdy koń ruszył dumnie przed siebie z podstawionym zadem.
Yoongi nieco nieudolnie podążył za nim, szarpiąc przez przypadek swojego wierzchowca. Nie był gotowy na taki obrót spraw.
- Powinniśmy się spieszyć, jeśli chcemy dotrzeć do Arrandy przed zmierzchem! - krzyknął Jimin, oddalony już od nich o dobrze pięćdziesiąt metrów. Zagalopował płynnie, widząc długi fragment prostej ścieżki, a Taehyung i Jeongguk niepewnie poszli w jego ślady, obserwując zmieszanego Mina.
A Yoongi zastanawiał się, jakie asy w zanadrzu miał jeszcze Jimin. Zdecydowanie go nie docenił, bo poza piękną aparycją, Park zdawał się mieć do zaoferowania znacznie więcej, co najemnik na wstępie postanowił zignorować.
Teraz pożałował, poganiając łydkami swojego konia, by zrównać się z oddalającymi się chłopcami i wyzwolonym nałożnikiem.
Wykonanie zadania powierzonego mu przez królową chyba będzie trudniejsze, niż sądził.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top