#Chapter Twenty Three
DaeHee
-Możemy iść na górę, wiesz? -mówi TaeHyung usatysfakcjonowanym szeptem pierwsze pełne zdanie od momentu, gdy zeszliśmy z siatki i polegliśmy nago na ubraniach, porozrzucanych chaotycznie na darni boiska baseballowego.
-Nie, chyba tu pasujemy -odpowiadam, zadowolona z jego uśmiechu. Milczenie mnie dobijało, bo wyznałam mu całkiem sporo i wiem, że teraz, gdy uspokoiliśmy emocje, będę musiała mu wszystko wyjaśnić, ale potrzebuję jeszcze paru minut, zanim się do tego zabiorę.
Doceniam jego cierpliwość. Jestem wdzięczna za jego milczenie.
Ale w takich okolicznościach w mojej głowie na powrót pojawia się ta niepewna cisza. Nie mam pojęcia, jak zacząć, bo całe te wyznania są dla mnie czymś zupełnie nowym.
-Szkoda, że nie leżymy na bazie domowej -chichocze, leniwie wodząc palcem po moim kręgosłupie. Zatrzymuje się, żeby pogłaskać wypukłość pośladków, po czym zaczyna cały proces od początku.
-Tak właściwie to dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? -pytam, by zyskać trochę czasu. Jego dłoń zamiera na chwilę i wznawia ruch.
-Bo jeśli zamierzałaś odejść, nie chciałem cię w swoim mieszkaniu. Wspomnienia bywają trudne, a ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę, było tworzenie nowych na blacie kuchennym.
-Na blacie kuchennym?
-Stwierdziłem, że maksymalnie do tego miejsca dotrzemy, zanim będę musiał cię mieć, a blat kuchenny jest najbliższą płaską powierzchnią, więc...
-Zawsze masz ochotę sypiać z osobami, które cię wkurzają?
-Tylko z tobą, Kiciu. Tylko z tobą. -Znowu zapada cisza. Bawi się kosmykiem moich włosów, a ja kreślę palcami kółka na jego torsie.
Czuję się spokojnie. Dziwne uczucie. Takie nowe. Nieznane. Panika, w której żyłam przez tak długi czas, zniknęła. To niepokojące, lecz jednocześnie bardzo przyjemne.
-Moja mama jest alkoholiczką.
Jego wyznanie w tak spokojnej ciszy każe mi zmienić pozycję, żebym mogła zobaczyć jego oczy, ale on wpatruje się w sufit.
-TaeHyung, nie musisz tego robić.
-Owszem, muszę. Podzieliłaś się ze mną swoimi sekretami, więc zasługujesz na moje -wyjaśnia ze skinieniem. Widzę jego poruszające się jabłko Adama. Słyszę niepewny oddech. -Nie robi burd po pijanemu, ale jest pijaczką. Nie sposób udawać, że nie jest. Utknęła w przeszłości i do tego stopnia nie chce jej zostawić, że przez większość czasu nie wie, jaki mamy dzień.
-Mieszka niedaleko?
-Uhm. -Milknie, ale wiem, że jeszcze nie skończył, więc daję mu czas. -Mieszka około godzinę drogi stąd, na obrzeżach. Dokładnie siedemdziesiąt osiem minut. Wiem to, bo często dostaję nocne telefony, gdy nie chce wyjść z baru położonego w parku przyczep mieszkalnych. Tam ma swoje lokum, którego nie chce opuścić.
-To musi być frustrujące.
-Pod wieloma względami tak -wzdycha. -Byłoby inaczej, gdyby robiła burdy. Ale nie robi. Jest miła, samotna i po prostu chce, żebym bywał u niej częściej. Mam poczucie winy, że spędzam z nią za mało czasu. Ale na szczęście wystarcza jej, gdy raz lub dwa razy w tygodniu nocuję u niej na kanapie. Zasługuje na najlepsze, lecz zadowala się swoim podwójnym mobilnym domem, zagraconym jej rzeczami, gdzie wciąż ogląda nagrania moich meczów, więc to jej zapewniam.
Serce mi rośnie, gdy słyszę w jego głosie wręcz namacalną miłość. Wielkości człowieka nie da się zmierzyć, lecz w przypadku TaeHyung'a widać ją na każdym kroku. W jego miłości do matki. W nieupublicznianych wizytach w szpitalu dziecięcym. W organizacji charytatywnej, która wspiera czytelnictwo. W jego cierpliwości dla przestraszonej kobiety.
-Ty ją kochasz. -To głupie, lecz jednocześnie prawdziwe.
-Noo. -Słyszę uśmiech w jego głosie. -Wiesz, w dzieciństwie nieczęsto widywałem ojca. Owszem, był między sezonami, ale to mama pełniła rolę pełnoetatowego rodzica. Łatwo byłoby się pieklić na nią o to picie. Łatwo byłoby się wściekać, gdy dzwonią z baru, żebym zabrał ją do domu... Ale to moje zadanie jako syna. Opiekowała się mną, więc teraz moja kolej opiekować się nią.
Głos drży mu z emocji. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to przycisnąć usta do jego torsu, żeby przekazać mu, co o nim myślę.
-Dlatego twoi rodzice się rozwiedli?
-Nie wiem. Nie pamiętam, żeby wtedy piła, ale rodzicom nietrudno ukryć różne rzeczy przed tak małymi dziećmi.
Nietrudno im też ukryć różne rzeczy przed dorosłymi dziećmi. Czego mój ojciec dowiódł przez ostatni rok.
-Nigdy nie rozmawiali o rozwodzie. Nie pamiętam, żeby się kłócili. Ani żadnej złej woli. Pamiętam tylko, że pewnego dnia wróciłem z treningu, a ojciec kazał mi usiąść i wyjaśnił, że nastąpią pewne zmiany. I tyle. Później usłyszałem od znajomych, że to dziwne, że żaden z rodziców nie podjudzał mnie przeciw drugiemu... Ale oni nie robili czegoś takiego.
-Na szczęście dla ciebie... chyba -dodaję, gdy uświadamiam sobie, jak źle to zabrzmiało.
-Nie, masz rację. Wiem, co chcesz powiedzieć. -Wraca do wodzenia palcem po moich plecach.
-Jesteś dobrym synem. Dobrym mężczyzną.
-Ona ma tylko mnie, DaeHee.
Po raz kolejny przyciskam usta do jego torsu.
-Jest szczęściarą.
-Najbardziej boję się transferu. Ona nie ma nikogo, kto by się nią zaopiekował.
Przesuwa się i kładzie na boku, podpierając się łokciem, dzięki czemu po raz pierwszy od zaczęcia tej rozmowy patrzy mi w oczy.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi o swoim ojcu, DaeHee? -W jego spojrzeniu znowu jest współczucie i tym razem nie mogę się przed nim ukryć.
Wzdycham, wzruszam ramionami i skręca mnie od intensywności jego wzroku.
-Bo kazał mi obiecać, że nikomu nie powiem. Do licha, nawet ja dowiedziałam się dopiero parę miesięcy temu. -Potrząsam głową i przypominam sobie, jak bardzo poczułam się wtedy zdławiona. -Serce odmawia mu posłuszeństwa. Ma chorobę, której kompletnie nie rozumiem, bo zawsze był okazem zdrowia, ale domyślam się, że musiała go dręczyć od dłuższego czasu, lecz nigdy nie podjął żadnych starań, by spowolnić jej rozwój. Jest na liście oczekujących na dawcę, ale jest na niej milion osób z silniejszymi organizmami, które przeżyją operację, a lekarz stwierdził, że w tej fazie on może nie wytrzymać. Po co marnować cenne serce na kogoś, kto nie wiadomo, czy przeżyje, skoro mają dziesięciu innych pasujących biorców, którzy przeżyją? -Czuję nadchodzące łzy, ale utrzymuję je w ryzach. Nie dopuszczam ich do siebie, podobnie jak tego, że to wszystko dzieje się naprawdę i mój ojciec faktycznie jest chory.
-Tak mi przykro. -TaeHyung nachyla się i całuje mnie w czoło, co jest tak naturalnym i miłym gestem, że jedna łza wymyka się i spływa po moim policzku.
-Gdy mi to powiedział, nie uwierzyłam mu. Powiedziałam mu, że kłamie. Po dziś dzień mam taką nadzieję, ale on jest żywym dowodem, że nie da się wyleczyć złamanego serca. -TaeHyung przymruża powieki, splata palce wolnej dłoni z moją i czeka na dalsze wyjaśnienia. -Odejście mamy dla nas wszystkich było trudne, ale dla niego szczególnie. Musiał wymyślić, jak pogodzić wyjazdy na całe tygodnie za pracą z zapewnieniem nam na tyle normalnego dzieciństwa, na ile to było możliwe. Ale gdy zmarł mój brat Ford, jego serce chyba już się nie podniosło po tym kolejnym ciosie.
Widzę w jego oczach, że wszystko zaczyna mu się układać.
-Chwila. Ford? Ten Ford Marsden, zwerbowany z UCLA? Cudowny chłopiec, który grał z Park'iem i Jung'iem? -pyta z coraz większym szokiem.
Przytakuję z gorzkim uśmiechem.
-Nie chciał dostawać forów z racji bycia synem doktora Lee, więc używał panieńskiego nazwiska babci.
-Pamiętam, jak zemdlał na boisku. -To wszystko jest jak sen i do dzisiaj takim mi się wydaje. Jakbym chciała, żeby dało się jakoś obudzić z tego koszmaru.
-Kardiomiopatia przerostowa -szepczę termin, który usłyszałam po raz pierwszy w życiu, gdy odebrałam histeryczny telefon tamtego popołudnia. -Rozległy atak serca spowodowany chorobą, o której nie zdążył się dowiedzieć, że ją ma.
-Każdy z nas, sportowców, uważa się za niezwyciężonego. Codziennie biegamy, odżywiamy się zdrowo, jesteśmy w topowej formie, a tu nagle jemu przytrafia się coś takiego. Mocno nas to przeraziło. Wiesz, skoro mogło przytrafić się jemu, to...
-Mogło też przytrafić się tobie. Tak, wiem. Moje serce zostało sprawdzone chyba pod każdym możliwym względem, żeby się upewnić, że nie mam tej samej choroby. -Kiwam głową, bo dręczące obawy to coś, z czym po prostu muszę żyć. -Mój ojciec, rzecz jasna, też został przebadany... Ale jego sytuacja okazała się zupełnie inna... No i teraz choroba jego też mi odbierze.
TaeHyung przyciąga mnie do siebie. Tym razem mu na to pozwalam. Przyjmuję ciepło, komfort i otuchę płynącą z obejmujących mnie ramion. Słucham bicia jego serca i staram się zapamiętać to uczucie dotykania policzkiem jego skóry, gdy chowam głowę w zagłębieniu jego szyi.
-Gdy Ford zmarł, ojciec się załamał. Syn był jego dumą i radością. Rozświetlał nasz dom i nieustannie nas rozbawiał. I nagle, z dnia na dzień, zniknął. A ja musiałam próbować pozbierać to, co zostało, i wypełnić pustkę, która zdawała się ziać z każdego miejsca. Dlatego zmieniłam profil w szkole. Zawsze chciałam pójść w ślady ojca, lecz on się na to nie godził. Mówił, że mam wziąć świat szturmem i zrobić coś swojego. Ale po śmierci Forda nagle jakby zapragnął mieć mnie jak najbliżej, żeby pilnować, że nic mi nie jest, bo w końcu zgodził się, żebym nauczyła się jego fachu. Gdy dostałam tę szansę, zainwestowałam w to wszystko, żeby był ze mnie dumny. Żeby go uszczęśliwić.
-On jest z ciebie dumny, DaeHee. Nie mam co do tego wątpliwości -mruczy w czubek mojej głowy. Czuję na włosach ciepło jego oddechu.
-Niestety, duma nie leczy złamanego serca -wypowiadam na głos swoją refleksję. Cieszę się, że jej nie podważa i z nią nie polemizuje, jakkolwiek niedorzecznie by nie brzmiała. -Dlatego jestem w Austin. Chcę załatwić mu ten ostatni kontrakt, żeby zrealizować ostatni cel w jego karierze, którego jeszcze nie osiągnął.
-Godna pochwały bezinteresowność.
-Boję się, że go zawiodę.
-Nie zawiedziesz -mruczy. -Nie, jeśli ja mam z tym cokolwiek wspólnego.
Wtulam się bardziej, wdzięczna za te zapewnienia, mam jednak świadomość, że to zarząd ma decydujący głos. Nie on.
-Czy jest jeszcze coś, co powinniśmy wyłożyć kawa na ławę, zanim wstaniemy z naszego nagiego konfesjonału na boisku treningowym? -żartuję. Jego tors drga pode mną ze śmiechu, ale wobec braku odpowiedzi zaczynam wpadać w paranoję. -No co? Co jeszcze powinieneś mi powiedzieć? -Próbuję się odchylić i spojrzeć mu w oczy, ale on nie pozwala mi się ruszyć.
-Jak na dziewczynę, którą łatwo wystraszyć, jesteś zaskakująco dociekliwa. Nikt ci nie powiedział, żeby nie zadawać takich pytań, na które nie potrafisz znieść odpowiedzi?
-TaeHyung -wypowiadam jego imię jako żartobliwe ostrzeżenie, ale puls mi przyspiesza po jego słowach. -Proszę, powiedz, że nie masz żony w każdym mieście, bo naprawdę się na ciebie wkurzę.
-Nie mam.
-To o co chodzi? -Zniecierpliwienie zabarwia mój głos, a moje ciało powoli budzi się do życia, gdy leżę na jego nagim ciele, a jego członek powoli twardnieje. Próbuję łaskotkami zmusić go do odpowiedzi. Wijemy się i odsuwamy od siebie, ale on dominuje nade mną w kwestii siły fizycznej.
-Powiedzmy, że nie jesteś jeszcze gotowa na wysłuchanie tego, co mam do powiedzenia -wykrztusza, śmiejąc się z moich łaskotkowych tortur. Jego słowa pozbawiają mnie zupełnie zapału do walki, bo umysł zaczyna gorączkowo przerabiać wszystkie ewentualności. Te dobre, te, o których nigdy nie śmiałam nawet marzyć, lecz które i tak przebiegają mi przez głowę.
TaeHyung wykorzystuje moje chwilowe rozproszenie, żeby się spode mnie uwolnić. Ruszam za nim na czworakach.
-Wiem, jak zmusić cię do gadania, Kim -mówię bardzo sugestywnym tonem. Moje ciało znowu wibruje z pożądania, gdy się do niego zbliżam.
-Nagi trening odbijania?
To przykre, że słychać nadzieję w jego głosie, ale i tak wybucham śmiechem. Po tych wszystkich wydarzeniach dzisiejszego dnia -cmentarz, spięcie z Santiago, nasza sprzeczka, moje wyznanie, jego wzbudzanie doznań, ostatnia godzina spędzona na rozmowach -śmiech jest naprawdę przyjemny.
-Hmm -mruczę, unosząc brwi. -Nie do końca takim kijem i piłkami mam ochotę się pobawić.
-Nie? -Walczy z uśmiechem, ale wodzi oczami po moich piersiach, gdy wczołguję się na jego nogi i zatrzymuję tak, że moja twarz znajduje się idealnie nad jego członkiem.
-Nie. Poza tym mam większą obsesję na punkcie zmuszenia cię do gadania niż dowiedzenia, że potrafię władać kijem.
TaeHyung porusza pode mną biodrami.
-To przestań mieć.
Tym razem ja błyskam uśmiechem, po czym powoli opuszczam głowę i biorę go w usta, całego, aż dociera do tylnej ścianki gardła.
Jego jęk wypełnia pomieszczenie, a smak atakuje moje zmysły w najbardziej upojny ze sposobów.
-Dobry Boże, kobieto. Ty mnie doprowadzisz do śmierci.
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
PS
Danger Man również czeka!
PPS
Mam złą wiadomość w najbliższym czasie rozdziały będą pojawiały się naprawdę rzadko. Mam wiele na głowie, w czerwcu bronię swoją pracę dyplomową więc muszę się do tego porządnie przygotować. Wiele stresu kosztuje mnie to wszystko więc chcę skupić się tylko na obronie i uzyskaniu dyplomu. Liczę, że w wakacje powrócę już do normalności. Trzymajcie za mnie kciuki!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top