#Chapter Twenty Eight

TaeHyung

-Niech mnie. Może też powinienem mieć kontuzję ramienia, skoro wraca się po niej w takiej formie.

Leci następna piłka. Wykonuję zamach i odbijam. To najbardziej satysfakcjonujący odgłos na świecie, gdy kij trafia w piłkę. A co jeszcze lepsze, nadal nie czuję żadnego bólu. Żadnego kłucia. Ramię jest jak nowe.

-Ale tylko on potrafi tak odbić.

-Banda jęczących bab. Zostawcie go w spokoju. Dajcie mu się pobawić swoją pałką.

Parskam śmiechem, wykonując zamach i nie trafiam w wyśmienity rzut trenera Waltona. Wszyscy trzej wykonują chóralne „pfff".

Pokazuję im środkowy palec w rękawicy do odbijania. HoSeok, JeongGuk i JiMin stoją za przenośną siatką ochronną i obserwują moje próby. Brygada Santiago. Łażą za mną niczym trzej muszkieterowie, gdy jestem na boisku w tym samym czasie, co Santiago.

Starają się pilnować swojego nosa i kiełznać temperament. Nie najlepiej to wygląda, gdy nieoficjalny kapitan drużyny przywala z pięści w twarz swojemu zmiennikowi. Przyznam jednak, że byłoby to niezwykle satysfakcjonujące, szczególnie że ten palant zdaje się mieć misję irytowania mnie, gdy tylko ma ku temu okazję.

Kolejny rzut. Wkładam w uderzenie cały gniew na Santiago, pragnienie powrotu i chęć udowodnienia DaeHee, że jestem gotowy.

Gdy trafiam następną piłkę i posyłam ją poziomo prosto na pozycję 5,5, czyli między trzeciobazowym a łącznikiem, wiem, że jestem w formie.

-Ciekawe, co ona tam mówi Waltonowi -zastanawia się na głos JiMin, gdy widzi, że przyglądam się DaeHee, która nachyla się do Waltona i szepcze mu coś do ucha, a ten przytakuje.

-Och, Walton, ty przystojny diable. Jeśli trafisz tego paskudnego Kima w jajca, możesz mnie zaprosić dzisiaj na kolację -odpowiada JeongGuk wysokim głosem. Wychodzę poza swoją pozycję i pokazuję gestem, żeby nie rzucali.

-Pieprz się JeongGuk -śmieję się, a Walton i DaeHee patrzą na mnie z wzniesienia dla miotacza i zastanawiają się, co tam się, u licha, wyprawia. -To tylko ta brygada dupków -krzyczę do nich i macham, żeby rzucili.

Przywykły do naszych wygłupów Walton bierze zamach i rzuca piłkę. Odbijam ją, a odgłos uderzenia dźwięczy mi w uszach, gdy obserwuję, jak przelatuje nad ścianą za lewym polem.

O tak, jestem w formie.

****************

-Wyglądasz nieźle, pięknisiu.- mówi DaeHee, gdy wchodzę do pokoju treningowego.

-I tak się czuję.-  poruszam ramionami i uśmiecham się do niej.

-No widzę.- reaguje śmiechem. -Odzyskałeś swój dumny chód.

-Mój dumny chód?

-Uhm. A gdy grałeś na pozycji pałkarza, na twarz wrócił ci ten twój arogancki uśmieszek. Zobaczyłam go po raz pierwszy od czasu, gdy zaczęłam cię trenować.

-Nie mam aroganckiego uśmieszku, gdy gram na pozycji pałkarza -odpowiadam z chichotem i siadam na łóżko do masażu.

Mam?

DaeHee staje za mną, żeby rozmasować mięśnie ramienia, a ja zastanawiam się nad swoją rutyną pałkarza. Przecież nie jest mi wtedy do śmiechu.

-Owszem, masz. To uśmieszek, który mówi: lepiej daj z siebie wszystko, panie miotaczu, bo celuję w home run -mruczy. Jej słowa nie są w żaden sposób sugestywne, ale to, że zna baseballowy slang, a jej palce ślizgają się po moim ramieniu, jest zdecydowanie kręcące. Nieważne, ile razy mnie dotyka, czy tutaj, czy w domu na moim łóżku, za każdym razem pragnę jeszcze.

A poza tym jej szept przypomina mi, jak mnie dosiadła, nachyliła się nade mną i powiedziała mi do ucha, żebym się przygotował na ostrą jazdę.

-Jesteś arogancki i dumny jak paw, gdy grasz. Przyznam, że trochę mnie to kręci.- mówi bezgłośnie, ale ja wychwytuję każde słowo.

-Wiesz, co podoba mi się jeszcze bardziej niż słuchanie, jak w ten sposób do mnie mówisz? -odpowiadam i jęczę, gdy przyciska kostkami zgrubienie w ramieniu.

-Moje magiczne dłonie?- Śmieje się.

-Też, i to niejedyna część twojego ciała, która jest magiczna... Ale podoba mi się to, że zanim zostałaś moją fizjoterapeutką, obserwowałaś mnie. I zauważyłaś, że mam arogancki uśmieszek.

Jej momentalne westchnienie mówi mi, że nie zdawała sobie sprawy, że właśnie zdradziła mi ten mały fakt o sobie.

-A do tego dwa razy potrząsasz tyłkiem.

-Wcale nie -zaprzeczam, chociaż dobrze wiem, że tak robię.

Mimowolnie, ale jednak robię.

-Ależ tak. Potrząsasz. Każdy zna twoją rutynę.

-No weź. -Przewracam oczami, mimo że ona nie może tego zobaczyć.

-Serio. Wszyscy przestają robić to, co robią, żeby popatrzeć, jak podchodzisz do bazy, Kim. Nie mogą się doczekać tego, co będzie dalej. Nie mogą się doczekać geniuszu, który zaprezentujesz. Ty po prostu jesteś takim zawodnikiem.

-Twoim zawodnikiem -mruczę bardziej do siebie niż do niej, przypominając sobie pierwszy tydzień naszej współpracy.

-Sporo się od tego czasu zmieniło -mówi, wiedząc, gdzie zawędrowałem myślami.

I ma rację. Ale śmieję się z tego, bo mnie, podobnie jak ją, także nietrudno przestraszyć. Zbyt łatwo to poszło, to nasze zgranie się ze sobą, i nie chcę zapeszyć.

Nie chcę, żeby wdała się jakakolwiek zła karma.

Przechylam głowę, żeby spojrzeć na DaeHee.

-Nadal czekam na ten lap dance, Kiciu.

-Jeśli dobrze rozegrasz dziś swoje karty -mruczy bezgłośnie -całkiem możliwe, że w końcu go dostaniesz.

Niech mnie.

********************

-Świetnie ci dzisiaj poszło, TaeHyung.

Odwracam się w stronę drzwi pomieszczenia radiowego, w których stoi mój ojciec. Opiera się dłońmi o futrynę i uśmiecha się z dumą.

Wygląda staro. To moja pierwsza myśl, gdy go widzę. Zmarszczki na jego twarzy jakby się pogłębiły, oczy spoważniały, a typowy dla niego dobry humor nieco przygasł.

-Dzięki. To było bardzo przyjemne. -Przechylam głowę i przyglądam mu się uważniej.

-Wyglądałeś na silniejszego niż ostatnio. W końcu czas poświęcony na rehabilitację przyniósł efekty. -Czekam na klasyczne dla Cal'a Kim'a „ale" i odwrócenie komplementu, ale nie doczekuję się. Stoi przez chwilę w milczeniu, wyprostowany, z zadowoleniem na twarzy. -Jestem dumny z ciebie i z tego, jak poradziłeś sobie z wszystkim.

Pojawia się to sugestywne wszystko. Uśmiecham się nieznacznie i przytakuję ze świadomością, że walczył o mnie z HoSeok'iem, nawet jeśli wcale go o to nie prosiłem i dowiedziałem się o tym dopiero po fakcie. Stalowy gigant, Cal Kim, wykorzystał wszystkie swoje wpływy, żeby pokazać, że nie można zarządzać klubem i zwyciężać poprzez dokonywanie w połowie sezonu transferów, które rozbijają zespół.

Na szczęście, Manny powiedział mi o przypadkiem podsłuchanej rozmowie HoSeok'a z moim ojcem, bo inaczej nigdy bym się o tym nie dowiedział. Powiedzieć, że mnie to zszokowało, to eufemizm. Jeszcze bardziej zdumiało mnie to, że ojciec ani słowem mi o tym nie wspomniał.

Ale świadomość, że podjął takie starania nie dla własnej chwały, sprawia, że ten gest znaczy dla mnie jeszcze więcej.

-Dzięki. Ktoś kiedyś mi powiedział, że najlepiej dowieść im, że są w błędzie, robiąc swoje.

Uśmiech na jego twarzy powoli się poszerza, ale w oczach nadal pozostają resztki smutku. Kiwa głową, słysząc, jak powtarzam jego własne słowa.

-Dołączy pan do nas na chwilę, panie Kim? -pyta Bruce, spiker zespołu Aces, kierując moją uwagę z powrotem na to, co za chwilę nastąpi. Pogawędka na żywo przed rozgrywką, żeby poinformować fanów o moich postępach, o tym, jak się czuję i kiedy mogą się spodziewać mojego powrotu. Poprawiam słuchawki, robię ojcu miejsce i czekam na jego odpowiedź, bo wiem, że nie jest z tych, co odmawiają rozmowy o baseballu.

-Nie, dziękuję. TaeHyung wie wszystko o zespole. Fani chcą usłyszeć o nim, nie o mnie. Ja jestem przestarzałym newsem. -Puszcza oczko, po czym spogląda mi w oczy i kiwa głową.

-W takim razie może następnym razem.

-Może -odpowiada, po czym wychodzi z pomieszczenia. Patrzę za nim i nie bez obaw zastanawiam się, dlaczego wyglądał na tak zgaszonego.

-Okej, zacznijmy, TaeHyung. Oto lista pytań na wypadek, gdybyś chciał się do nich przygotować.

-Nie, nie trzeba. -Nawet nie zerkam na wręczaną przez niego kartkę. -Nie ma takiego pytania, na które nie umiałbym odpowiedzieć z marszu.

-Nawet na temat Santiago?

Odwracam się do niego i widzę w jego spojrzeniu, że jest ze mną i popiera moją dezaprobatę wobec tego beznadziejnego zagrania klubu.

-Lepiej nie wspominajmy o NamJoon'ie. -żartuję. -To przecież audycja bez ograniczeń wiekowych.

Śmieje się, potrząsa głową i klepie mnie po plecach.

-Wiesz, zawsze możesz go znokautować i zostawić na ziemi, jeśli tak jest łatwiej.

-Podoba mi twój sposób myślenia, Bruce.

-Tak też sądziłem. Gotowy? -Kiwam głową. -Wchodzimy za pięć, cztery, trzy, dwa, jeden.

Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!

Mój instagram: wanessa_w._

Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!

Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.

Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!

Pozdrawiam was, Wanessa

PS

Zapraszam do "Danger Man" oraz do "Instagram heiress II JeongGuk Jeon II"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top