#Chapter Twelve
TaeHyung
Pieprzony SMS?
Tak zamierza sobie ze mną pogrywać? Każe mi samemu wykonywać ćwiczenia, bo nie potrafi spojrzeć mi w oczy i przyznać, że chociaż wczoraj było niesamowicie, to ona wyszła bez słowa?
„Po prostu nie mogę".
Serio? Tylko tyle mi zaoferuje, nim się rozłączy, a potem wyśle mi SMS-em szczegóły moich ćwiczeń na ten dzień? Cztery serie wymachów obciążonym ramieniem i reszta programu?
Co za bzdury.
Pieprzone kobiety.
Może powinienem się z tego cieszyć? Przecież ona to nie doktor Lee. Nie jest nawet w połowie tak utalentowana, doświadczona i wykształcona. Może trochę na nią ponarzekam przed prezesem i zarząd poprosi doktora Lee o osobiste stawiennictwo. W końcu jest w tym najlepszy.
Gdyby tak było, dlaczego mi na niej zależy? Dlaczego wciąż myślę o tym jej spojrzeniu, cieple jej ciała i brzmieniu jej śmiechu?
Jest frustrująca.
I seksowna.
Uparta i nieugięta.
I cholernie piękna.
Irytuje mnie i tyle.
Nie chce odebrać telefonu?
Okay.
Rozumiem. Sam zaprzęgnę się do pracy. Nie potrzebuję jej. Wiedziałem to od pierwszego dnia, gdy ją spotkałem.
Tyle, że ją lubię.
Po prostu cudownie. I na miejscu.
Pragnąć kobiety, której nie mogę mieć.
Pragnąć kobiety, z którą miałbym problemy, gdyby ktoś się o tym dowiedział.
Pragnąć kobiety, która wyraziła się jasno, że mnie nie pragnie.
Ściema. Nic tu nie jest jasne. Jej intencje są równie jasne jak błoto, bo na pewno mnie pragnie. Dowodzi tego chociażby nasz maraton seksu.
Muszę tylko znaleźć sposób na zmuszenie jej, by to przyznała.
Cholerne kobiety.
Zaciskam zęby, przygotowując się na ból, który zazwyczaj pojawia się przy czwartej serii, ale ku mojemu zdumieniu nic nie czuję.
Żadnego kłucia. Żadnego palenia. Nic.
Powtarzam ruch. Podnoszę, skręcam i obracam kilka dodatkowych razy.
Wciąż nic.
Próbuję ostatni raz, odchylając ramię dalej, niż powinienem, aż pojawia się słabe ukłucie. Odkładam ciężarek, a gdy spoglądam w lustro, szczerzę się jak głupi, bo zdążyłem już zapomnieć, jak to jest, gdy nie boli.
Oczywiście, natychmiast mam ochotę zadzwonić do DaeHee i jej o tym powiedzieć, żeby mogła celebrować razem ze mną pokonanie tego maleńkiego kamienia milowego, którego nie powinienem traktować jak zwycięstwa, ale tak właśnie traktuję.
Ale telefon nie ma sensu. I tak nie odbierze. Wiem o tym, bo dzwoniłem do niej i pisałem tyle razy, że nie jestem w stanie zliczyć, ale nie doczekałem się żadnej odpowiedzi.
Ktoś ją wystawił.
Tyle mogę stwierdzić na podstawie jej wzmianek o tym, że zawodnicy pojawiają się i znikają z jej życia. Ale nie mam pojęcia, kto to był. Nikt, z kim rozmawiałem, nie przypominał sobie, żeby się z kimś umawiała. Jej konta społecznościowe nie zawierają nic prócz fotek z klubów z różnymi zawodnikami, obejmującymi ją na luzie do zdjęcia.
Po prostu uroczo.
Czy to czasem nie jej słowo? Uroczo? Cóż, to właśnie przyszło mi do głowy, gdy zobaczyłem ją wciśniętą między Rizzo i Bryanta na zakończenie współpracy z Cubs w zeszłym roku. Albo z półnagim Poseyem, który śmieje się z nią w szatni Giantsów.
Żadnego osobistego zdjęcia. Żadnych kundli. Żadnego weekendowego picia z przyjaciółkami. Żadnych inspirujących myśli, na widok których ma się ochotę przewrócić oczami i przewinąć dalej.
Nic.
Mimo to poszła ze mną potańczyć. Oglądała stadion z mroku mojego mieszkania i ujęła w słowa wszystko, co czuję na ten widok. Kobieta, która rozumie ten szajs, nie jest normalna.
A teraz nie chce ze mną rozmawiać? Nie może na mnie spojrzeć? Wczorajsza noc nie była pomyłką. Nie ma mowy.
-Gdzie jest panna Lee? -Głos prezesa z drugiego końca sali treningowej wyrywa mnie z zamyślenia. -Działasz według jej harmonogramu czy ćwiczysz dodatkowo z własnej inicjatywy?
Nie wiem, dlaczego waham się z odpowiedzią. Trudno go odczytać, więc lepiej zachować ostrożność, dopóki się da.
-Hej, HoSeok. Co słychać? -Ocieram ręcznikiem twarz z potu i podchodzę do niego.
Ku mojemu zdziwieniu za nim wchodzi do środka mój ojciec.
Dobrana paczka. Świetnie.
-W porządku. A u ciebie? Jak ramię?
-Wspaniale. Najlepiej od operacji. Nie mogę się doczekać wydostania się stąd.
-No, nie wątpię. Jest DaeHee?
-Złapała jakiegoś wirusa. Powiedziałem jej, żeby została w domu, ale uzgodniliśmy przez telefon plan działań, żebym nie robił tyłów. -Kłamstwo przychodzi mi bez trudu, mimo że nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle czuję potrzebę, by ją kryć.
Ale to robię, nawet jeśli zaskakuje mnie ta potrzeba.
-Jestem pod wrażeniem, że przyszedłeś tu z własnej woli, żeby to zrobić -wtrąca się ojciec.
Patrzę na niego i próbuję zrozumieć, dlaczego uznał, że powiedzenie czegoś takiego jest na miejscu. Zwłaszcza w obecności mojego szefa. Nie jestem dzieckiem. To moja praca, w której jestem cholernie dobry, więc niech się ode mnie odpieprzy. Ciśnie mi się na usta ta myśl, ale metaforycznie gryzę się w język tak mocno, że czuję fantomowy ból.
Nie warto. Poza tym HoSeok ma twarz bez wyrazu i nie sposób rozgryźć, co myśli. A ponieważ najlepiej zawsze zachowywać się profesjonalnie, odgrywam rolę, której ode mnie oczekują.
-Jak już mówiłem, nie mogę się doczekać powrotu na boisko. Tęsknię za udzielaniem się w zespole -recytuję maksymę drużyny. Niby śmieją się w odpowiedzi, ale coś tu nie gra. Coś, co wyczuwam, chociaż nie potrafię tego uchwycić.
-Chłopaki też za tobą tęsknią. Czują się trochę nieswojo bez Kim'a na boisku.
Tato śmieje się i klepie mnie w ramię.
-Tak trzymaj, synu. Nie wątpię, że szybko wrócisz do koncertowej formy.
-Ja też -odpowiadam.
-Przekaż pannie Lee, że za dzień lub dwa oczekuję raportu na temat twoich postępów.
-Jasne.
Patrzę, jak wychodzą, i wypuszczam powietrze, zastanawiając się, o co chodziło w tych ich krótkich odwiedzinach. Nie chcę się tym przejmować, ale muszę. To mój szef.
-Wszystko okay, TaeHyung?
Na mojej twarzy rozkwita bezwiedny uśmiech, a irytacja znika bez śladu na dźwięk głosu, który znam od ósmego roku życia. Odwracam się i widzę znajomą twarz menedżera klubu, który zabawiał mnie opowieściami i dowcipami, gdy ojciec był zbyt zajęty pełnieniem roli gwiazdora.
-Cześć, Manny-Man. -Ja także witam go, używając przezwiska, które wymyśliliśmy sobie niemal dwadzieścia lat temu. -Jak się masz? Zostajesz dziś na meczu?
-Całkiem dobrze. I nie. Znasz mnie. Zostaję tylko, gdy grają giganci.
-A dzisiaj nie gra żaden gigant? -pytam, potrząsając głową.
-Giganci zdarzają się rzadko, synu -odpowiada swoją klasyczną ripostą i zaskakuje mnie dalszym ciągiem. -Widziałem w życiu tyle meczy baseballowych, że zaczekam, aż pojawi się ktoś, kto zadziwi mnie swoim talentem.
-Wybredny z ciebie człowiek.
Jego uśmiech tylko się poszerza. Cieszę się, że go widzę. Cieszę się, że mimo mojej kontuzji on nadal jest Manny-Manem.
-Widzę, że twój staruszek nadal daje ci popalić -stwierdza z porozumiewawczym kiwnięciem, jak kiedyś, gdy znajdywał mnie samego w szatni, gdzie chlipałem potajemnie po jakimś bolesnym komentarzu ojca.
-Ano daje. Niby dlaczego miałby się zmienić, prawda?
Kiwa tylko głową. Zawsze pełen szacunku, ale cieszę się, że mam go po swojej stronie.
-Prawda. -Śmieje się, mimo że jego oczy są poważne, gdy wpatruje się w moje, upewniając się, że wszystko w porządku. -Spójrz na mnie: od czterdziestu lat cały czas robię to samo.
-Opiekujesz się swoimi pięknymi chłopcami? -żartuję.
-Nie ma w tobie niczego pięknego, synu. -Parskam śmiechem po tym jego humorystycznym przytyku. -Ale to niepokorne ciasteczko, które nad tobą pracuje? Fiuuu. Ta to z całą pewnością jest piękna.
-Z całą pewnością -przyznaję szeptem, zanim zdążę się powstrzymać, i zastanawiam się, dlaczego ostatnio niemal każda rozmowa musi schodzić na nią.
Bo to ona ma tu decydujący głos.
A do tego kompletnie zamieszała mi w głowie.
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Pozdrawiam was, Wanessa
PS
W dodatku mamy NOWĄ OPOWIEŚĆ O JEONGGUK'U!!!! (Soldier II Jeon JeongGuk II +18)
PPS
Oczywiście kochani wszystkiego najlepszego z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych! Dużo zdrowia i szczęścia. Cieszcie się tym czasem jak każdym dniem!
Do wtorku na pewno nie pojawi się żaden rozdział!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top