#Chapter Thirty Five

DaeHee

-Jak mogłeś być tak głupi?

Tyle pracy, całe miesiące rehabilitacji i wzmacniania, a on ryzykuje tym wszystkim, wdając się w bójkę z NamJoon'em.

-Powinnaś zobaczyć tego drugiego -żartuje i syczy, gdy przyciskam mu jego dłoń z paczką lodu z powrotem do policzka. -To nie jest śmieszne.

Wyładowuję się na wyposażeniu pokoju treningowego. Zatrzaskuję drzwi, żeby nikt nas nie słyszał, otwieram szuflady i zamykam je z hukiem, przejeżdżam wózkiem z masażerem ultradźwiękowym i uderzam nim w łóżko, na którym siedzi TaeHyung. Jestem wściekła, że muszę wyciągać te same sprzęty, co na początku rehabilitacji. Kto wie, co jeszcze zrobił ze swoim ramieniem poza tym, że twierdzi, iż go boli.

-Trochę jest.

-Przestań. Po prostu przestań! -Uderzam dłońmi w blat i chwytam się go mocno, żeby okiełznać kotłujące się we mnie emocje. Dezorientację, którą poczułam, gdy usłyszałam okrzyk: „Zabiję go!".

Szok, który poczułam, gdy zobaczyłam, jak JeongGuk i JiMin muszą siłą powstrzymywać TaeHyung'a przed powrotem na boisko.

Zdumienie, gdy wepchnęli TaeHyung'a do pokoju treningowego i okazało się, że ma krew na jednej ręce, rozdartą koszulkę i wściekle czerwony ślad na policzku.

A potem furię, cholerną furię, gdy zauważyłam, że krzywi się, poruszając ramieniem.

-DaeHee. -W jego westchnieniu zrezygnowany opór miesza się ze skruchą, co jeszcze bardziej mnie rozjusza.

-Co? Jakie możesz mieć usprawiedliwienie? -krzyczę, wyrzucając dłonie w górę i odwracam się do niego. -Nie mogłeś nad sobą zapanować? Nie mogłeś być mądrzejszy i odejść? Przynajmniej jeszcze przez te kilka dni.

-A. Teraz wszystko rozumiem. Gówno cię obchodzi moje ramię. Martwisz się tylko tym zebraniem. Pieprzonym kontraktem i tym, co możesz zyskać.

Jego słowa uderzają mnie w tej ciasnej przestrzeni mocniej niż jego pięści twarz NamJoon'a. Bo jeśli zamierzał się na mnie wyładować, to właśnie udało mu się trafić.

Dlaczego z nim walczę? Po co? NamJoon już od kilku tygodni prosi się o lanie. Więcej, od kilku miesięcy, czyli od momentu, gdy wpadł na TaeHyung'a i został ukarany zaledwie grzywną i czterodniowym zawieszeniem.

To dlaczego jesteś tak wściekła, że TaeHyung mu przywalił?

Dlaczego tak z nim walczysz?

Bo jestem przerażona.

Tym, jak wpłynie to na niego i jego pozycję w klubie. Tym, jak to wpłynie na mnie i ewentualną przyszłą współpracę z klubem. Tym, jak to wpłynie na nas jako parę. I przede wszystkim tym, jak to wpłynie na spełnienie ostatniego życzenia mojego ojca.

To o wiele więcej niż tylko kontrakt. Czy on tego nie widzi? Takie ma o mnie wysokie mniemanie, że sądzi, iż kontrakt jest dla mnie ważniejszy od niego?

Dodaj trochę więcej bólu do gniewu, DaeHee.

-Że co? -Całe ciało drży mi z niespokojnej furii. Takiej, którą czuje się głęboko w kościach i nie wiadomo, jak się jej pozbyć.

-To, co słyszałaś. -Wstaje i wyprostowuje się. Wściekłość na NamJoon'a wciąż w nim buzuje, tyle że teraz jest skierowana we mnie.

Cóż, dawaj, pięknisiu, bo mam nastrój do walki, szczególnie gdy mówisz takie bzdury.

-Dobrze wiedzieć, że ten twój pieprzony bezcenny kontrakt jest w tej chwili twoim największym zmartwieniem. Tylko dlatego się na mnie wściekasz?

-Oczywiście, że nie.

-Założę się, że nie wymienisz żadnego innego powodu. -Patrzy na mnie badawczo z zaciśniętymi zębami, a ja, jak na złość, postawiona w ten sposób pod ścianą i na celowniku jego niewłaściwie ulokowanego gniewu, nie potrafię nic wykrztusić, chociaż przecież są setki powodów.

-Żartujesz sobie ze mnie? -piszczę. Wyładowuję się na nim, bo jestem zła na siebie, że nie potrafię mu odpowiedzieć. -Zamierzasz zwalić to na mnie? Tak trudno utrzymać testosteron w ryzach? Odejść od tego bałwana? Przeszło ci w ogóle przez myśl, że gdy wrócisz na swoją pozycję, przypieczętujesz tym jego los? Zobaczą was obok siebie, przekonają się, że twój talent bije jego umiejętności na głowę, i...

-I ty dostaniesz kontrakt. -Tym razem mówi cicho i spokojnie. Nie podoba mi się ten głos, pobrzmiewający rozczarowaniem, smutkiem, bólem... Nie jestem pewna czym, ale ta emocja trafia głęboko do mojego wnętrza i sprawia, że przewraca mi się w żołądku.

-Tu nie chodzi o cholerny kontrakt! Nie rozumiesz tego? -Zaczynam chodzić po pomieszczeniu. Jestem tak wściekła i zdezorientowana, a nie potrafię wydobyć z siebie odpowiednich słów. Jakbym miała ich tak wiele, że duszę się pod ich nawałem, lecz jednocześnie nie mam nic do powiedzenia. -Tu chodzi o czas, jaki na to poświęciłeś. O powrót do uprawiania sportu, który kochasz. -Głos mi się łamie, a w oczach wzbierają łzy. -Czy jest dla ciebie coś ważniejszego?

Mierzy mnie gniewnym wzrokiem, aż wychodzą mu ścięgna na szyi. Ma zaciśnięte usta, a jego ciało jest jak gumowa opaska tuż przed pęknięciem.

-Nie rozumiesz tego, prawda? -Potrząsa głową, a w jego głosie pobrzmiewa zrezygnowana frustracja.

-Czego nie rozumiem? Że nie potrafisz kontrolować gniewu?

Że właśnie zaryzykowałeś wszystkim, nad czym pracowaliśmy?

-A ty znowu swoje. -Wzdycha.

-Obojętne, TaeHyung. -Mam dosyć. Chce się zachowywać jak dupek, to ja się z tego wypisuję. Odwracam się, żeby ukryć swój ból, niepewność i niepokojące wrażenie, że coś właśnie się między nami zmieniło, mimo że to zdarzenie nie miało nic wspólnego z nami.

-Obojętne? -krzyczy, chwyta mnie za rękę i obraca, żebyśmy stanęli twarzą w twarz, ciałem w ciało, gniewem w gniew. -Obojętne? Są ważniejsze rzeczy niż ten cholerny kontrakt -dodaje, kłując mnie palcem w klatkę piersiową.

-Na przykład? -dopytuję.

-Na przykład robienie tego, co właściwe.

-Gdybyś robił to, co właściwe, pilnowałbyś własnego nosa i wrócił do gry. To jest w tej chwili najważniejsze.

-Jezu Chryste, jesteś frustrująca. -Oddala się ode mnie, przeczesuje dłonią włosy, wzdycha głośno, po czym z powrotem się zbliża. -Właściwe, DaeHee, jest bronić tego, na czym ci zależy.

-Czyli czego? -Patrzymy sobie w oczy, a gniew spływa z nas falami.

-Nie czego, tylko kogo. -Milknie, zamyka oczy na moment, a gdy je otwiera, nadal dostrzegam w nich gniew, ale prócz tego coś jeszcze.

-Kogo? O czym ty, do licha, mówisz? -Coś się stało jednemu z jego przyjaciół? Jego ojcu? O co chodzi?

-Ciebie. Zależy mi na tobie. I przywalę mu z pięści, ryzykując nawrót kontuzji, po raz kolejny, jeśli będzie trzeba, ale nie pozwolę mu mówić o tobie złych rzeczy. Rozumiesz?

-Och. -Stoję jak wmurowana. Nigdy, za żadne skarby nie domyśliłabym się, że TaeHyung wda się w burdę z NamJoon'em na boisku, na oczach fanów, którzy zjawili się wcześniej, żeby zobaczyć trening odbijania, z mojego powodu.

Jak mogłam być tak głupia, skoro on przez cały czas mi to mówił?

Stoimy w odległości jednej stopy, ale jedyne, czego pragnę, to ująć jego twarz w dłonie i namiętnie pocałować. Uspokoić go. I siebie. Jakkolwiek się z nim połączyć, podziękować mu i w jedyny znany mi sposób pokazać mu, że mi zależy.

Ale nie mogę. Za plecami mamy szatnię pełną jego kolegów, którzy z całą pewnością obserwują przez okno toczącą się tu sprzeczkę. I na pewno snują określone domysły na temat jej powodu. Wiem, że TaeHyung dotknął mnie zbyt wiele razy jak na relację fizjoterapeutki i zawodnika.

W tej chwili mam to jednak w nosie, bo on jest wzburzony, a ja chcę go uspokoić. Nie mogę go dotknąć i nie mogę go pocałować. Nie mogę go objąć ani przycisnąć warg do zranionego policzka -ze śladem po ciosie przyjętym w mojej obronie -żeby złagodzić ból pocałunkami.

Instynktownie robię krok do przodu, a on robi krok w tył.

-Nie, DaeHee. -W moim imieniu pobrzmiewa tak wiele emocji. Wiem, że on czuje to samo, co ja, ale jego spojrzenie mówi mi, że już raz stracił kontrolę i lepiej go więcej nie prowokować.

Jest tak nabuzowany adrenaliną i pragnieniem, że wystarczyłby jeden dotyk i nie będzie w stanie się powstrzymać.

Wykorzystuję więc jedyny sposób, by do niego dotrzeć: słowa.

-Zawsze znajdą się faceci, którzy mówią o mnie źle, TaeHyung. To część mojej pracy. Wiedziałam, że tak jest, gdy wybierałam swoją ścieżkę. Zawsze znajdzie się facet, który uzna mnie za Kitty lub Trixie. -Wzdycha, a moje serce razem z nim. -Dziękuję, że stanąłeś w mojej obronie, ale nie możesz zabijać każdego smoka, na jakiego natrafię. W tych czasach to praca na cały etat, ale jestem silna i dam sobie radę.

Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Pełen żalu i skruchy, lecz przede wszystkim pełen miłości. Pierwszy raz to rozpoznaję. Stoję bez słowa, tak przytłoczona emocjami, że nie wiem, co z tym zrobić.

-Może i dasz sobie radę, ale ja nie mam zamiaru stać z boku i to znosić.

Kiwam głową. Przyjmuję to do wiadomości i wiem, że to walka do przeprowadzenia innym razem. W tej chwili muszę obejrzeć jego ramię.

-Chodź, sprawdzę, czy coś sobie uszkodziłeś. -Kieruję go na łóżko i zaczynam badać ramię. Nie widzę już jego twarzy, ale nie mogę przestać myśleć o tym, co zobaczyłam w jego oczach.

I o tym, że mam wdrukowane pragnienie ucieczki.

Ale jedna myśl nie przestaje wracać.

On próbował zabijać smoki w mojej obronie.

Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!

Mój instagram: wanessa_w._

Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!

Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.

Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!

Pozdrawiam was, Wanessa

PS

Zapraszam do "Danger Man" oraz do "Instagram heiress II JeongGuk Jeon II"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top