#Chapter Six

DaeHee

-Szybciej. Szybciej -krzyczę, obserwując przemierzającą boisko męską doskonałość.

Stonowane mięśnie falują w nieskalanym rytmie, jego sapnięcia odbijają się echem od otaczających nas pustych plastikowych krzeseł i w końcu z głuchym stuknięciem uderza korkami w bazę domową. Klikam stoper pełna podziwu dla uzyskanego przez niego czasu.

-Nieźle -mruczę pod nosem, obserwując go zza lustrzanych okularów przeciwsłonecznych i czekam, aż do mnie przytruchta.

-Próbujesz mnie zabić? Czym cię tak wkurzyłem? -wyrzuca z siebie zdyszany, po czym podnosi butelkę i wyciska trochę wody w usta.

-Nie i niczym -odpowiadam i wyciągam stoper w jego stronę, żeby zobaczył wyświetlacz. -To całkiem imponujący czas.

Chrząka w odpowiedzi i znowu wypija trochę wody.

-Nieźle. Ale to nie mój rekord. Wyjaśnisz mi, w jaki sposób zaliczanie baz pomaga w rehabilitacji ramienia?

-Gdy biegniesz, bezwiednie wymachujesz rękami. A wymachiwanie wprawia w ruch staw ramienny. -Kładę dłonie na jego ramieniu i zaczynam nim poruszać, żeby zademonstrować, o co mi chodzi. -A gdy poruszasz ramieniem bez spinania się, zrywasz zabliźnione tkanki, które mogły wytworzyć się wokół stawu. Prawdopodobnie to właśnie te zabliźnione tkanki przyprawiają cię o to uczucie kłucia, gdy rzucasz piłkę.

-Uhm.

-Nie wyglądasz na przekonanego, ale moim zadaniem nie jest cię przekonać, tylko zlikwidować ból.

-Pozostanę jednak przy teorii, że jesteś na mnie wkurzona. -Przechyla głowę i podchodzi bliżej. -Albo na świat. Nie zdecydowałem jedynie, z którego z tych powodów się na mnie wyżywasz.

Zjeżam się, gdy tak trafnie mnie odczytuje, mimo że przez ostatnie dni włożyłam sporo wysiłku, by sprawiać wrażenie, że wszystko u mnie w porządku. Ale wcale nie jest w porządku. Nawet w najmniejszym stopniu. Jestem wkurzona na ojca, na to, że mnie odcina w sytuacji, gdy potrzebuję jego bliskości. Irytuje mnie to, że muszę dowiadywać się z drugiej ręki, od jego opiekunki Sally, że złapał przeziębienie, które cofnęło leczenie o kilka kroków. Nienawidzę tego, że zbliżają się urodziny mojego brata, bo znowu minął kolejny rok i wspomnienia jeszcze bardziej się rozmyły.

Dlatego owszem, TaeHyung ma rację: jestem wkurzona na świat. Najwyraźniej słabo mi idzie ukrywanie tego.

-Chodź, porozciągam cię. -Koniec rozmowy. Odwracam się do niego plecami i ruszam w stronę linii autu oddzielającej boisko od zewnętrznego trawnika. Mogłabym porozciągać TaeHyung'a tam, gdzie staliśmy, ale potrzebuję oderwania od jego badawczego wzroku i prób sprawdzenia, czy ma rację.

-Klasyczny unik. Rozumiem.

-Nie, po prostu jesteś tylko moim zawodnikiem -wyrywa mi się. To bardziej przywołanie się do porządku niż słowa skierowane do niego, a pogardliwy ton miał być wymierzony w mojego ojca, ale zamiast tego dostaje się TaeHyung'owi.

Bo jak można się wściekać na człowieka, który umiera?

-Twoim zawodnikiem? -odzywa się TaeHyung tuż za mną, a ja zamieram. Bez wątpienia mnie słyszał.

Cholera.

-Nie pytaj.

-Nie, proszę. Zaintrygowałaś mnie.

-To tylko klasyczna idiosynkrazja doktora Lee. -Nie odwracam się do niego, bo czuję wzbierające w oczach łzy. Jeszcze przed chwilą wściekła na świat narzekałam na ojca, a kilka sekund później uśmiecham się gorzko na myśl o tak typowym dla niego dziwactwie.

Przez większość czasu jakoś się trzymam -tłumię żal i ignoruję prognozy -ale ten tydzień był z jakiegoś powodu wyjątkowo trudny.

Czysty umysł. Twarde serce.

Stłum to, DaeHee. To nie czas ani miejsce na to.

-Czyż nie wszyscy ojcowie tacy są?

Mówi to zaskakująco zjadliwym tonem, ale jestem zbyt zaaferowana własnymi problemami, żeby się w to zagłębiać. Chrząkam, odpycham emocje na bok i odwracam się do niego.

-Jak twoje ramię? -Czas zmienić temat.

Jego śmiech roznosi się po pustym boisku i niknie w olbrzymiej przestrzeni stadionu.

-Ty naprawdę nie lubisz o sobie mówić, co?

Patrzę mu w oczy i widzę jego szczery uśmiech. Nie znoszę się za to, że wywołuje we mnie potrzebę wygadania się. Nie mogę tego zrobić. I nie zrobię.

-Nie.

Bez dalszych słów zabieram się do działania. Pracuję w milczeniu z dłońmi na jego ciele i jego pulsem wyczuwalnym przez skórę. Szukam stężałych mięśni, żeby rozmasować wszelkie napięcia w jego ramieniu. Syknięcia dają mi znać, gdy posuwam się za daleko.

-A jak to odczuwasz? -pytam, stojąc za nim. Przyciskam się do niego ciałem, co umożliwia mi manipulowanie jego większymi gabarytami.

-Co cię dręczy?

Ignoruję jego pytanie.

-Czujesz napięcie? Obolałość? Czy to kłucie nadal jest zlokalizowane w górnej części pierścienia rotatorów?

-Jesteś poirytowana. Nie sposób tego przeoczyć.

-Nic mi nie jest. Możemy wrócić do ciebie i twojego ramienia? I mojej pracy? -pytam oschle. -Co cię boli?

-Nie wiem. A co ciebie boli?

Zamieram, próbując pogodzić się z tym, że on nie zamierza odpuścić, ale gdy uświadamiam sobie, że zatrzymałam się z jedną dłonią na jego ramieniu, a drugą na bicepsie, on odwraca się do mnie przodem.

Stajemy ciało przy ciele. Moje piersi muskają jego tors, a on spogląda mi badawczo w oczy, szukając sekretów, które pragnę zachować dla siebie. Jesteśmy blisko, zbyt blisko, ale żadne z nas się nie odsuwa. Stoimy tak naprzeciw siebie na skąpanym w świetle dnia stadionie, otoczeni tysiącami pustych siedzeń.

Wyrywa mu się westchnienie. Mój puls przyspiesza. Odwracam wzrok w rozpaczliwej próbie uniknięcia jego pytań i nieoczekiwanego pożądania, które rozsypało się we mnie iskrami niczym przerwana linia wysokiego napięcia w trakcie burzy.

Ale ta próba nie jest na tyle rozpaczliwa, żeby się odsunąć.

-Nie, nie, nie. -TaeHyung przykłada palec do mojego podbródka i unosi mi twarz. Prześlizguję się wzrokiem po jego jednodniowym zaroście, mijam usta i trafiam w głębię jego piwnych oczu. -O co chodzi, DaeHee?

Krzyżujemy spojrzenia. Zamieramy. Wymieniamy pytania bez słów. Współczucie bez znajomości potrzeb drugiej strony.

To dziwne, bo przez ostatni tydzień staliśmy w tej pozycji dziesiątki razy -podczas rozciągania w ramach rozgrzewki, w trakcie ćwiczeń w połowie treningu, po serii rzutów i po zakończeniu całego programu -ale z jakiegoś powodu tym razem jest intymniej.

Niepokojąco. Ekscytująco. To nie może mieć miejsca.

Mijają kolejne sekundy, aż wreszcie uderza mnie to, gdzie jesteśmy i co może się stać -co chciałabym, żeby się stało -i czym prędzej odpycham się od niego. Nasze połączenie zostaje zerwane.

Ale pożądanie zostało.

-Przepraszam. -Potrząsam głową i bez słowa uciekam w stronę tunelu prowadzącego do szatni. Muszę się zdystansować od tych wszystkich emocji, jakie we mnie wzbudził, i uchronić przed popełnieniem poważnego błędu.

Głupia, głupia, głupia. Jesteś na pieprzonym stadionie, na którym wszyscy z biura mogą was zobaczyć, i stoisz przed nim jak błagająca o pocałunek nastolatka. Naprawdę chcesz ryzykować karierę dla faceta, który prawdopodobnie zniknie z twojego życia jeszcze przed końcem sezonu?

-DaeHee?

-Na dzisiaj już wystarczy. -Idź dalej. Nie zatrzymuj się.

Słyszę za plecami jego przekleństwo, a potem kroki, które dorównują tempem moim, chociaż wolałabym, żeby zaczęły się oddalać.

A może nie chcę, żeby się oddalały.

Nie mam pojęcia. Ta krótka chwila zupełnie zamieszała mi w głowie. Owszem, TaeHyung poruszył mnie pod każdym względem -jest atrakcyjny, wysportowany, zabawny i nieco tajemniczy -ale tego typu emocje są wpisane w moją pracę. Mnóstwo zawodników odpowiada takiemu opisowi. Mieszają mi w głowie te wszystkie inne emocje, które TaeHyung we mnie wzbudził.

To, że zapragnęłam, by się nachylił i mnie pocałował.

To, że chociaż nieustannie stykam się z twardymi, męskimi ciałami i praktycznie nie robi to już na mnie wrażenia, to teraz moje ciało zareagowało pożądaniem, a ja się z tego powodu wściekam. TaeHyung Kim właśnie zrobił na mnie wrażenie.

To, że z jakiegoś powodu dostrzega wszystkie te rzeczy, które wydaje mi się, że ukrywam przed światem. On je dostrzega i bez skrępowania o nie pyta.

To, że czuję się odsłonięta i bezbronna. Nie znoszę tego uczucia, ale jednocześnie cieszę się, że ktoś to dostrzega. Że nie jestem niewidzialna, chociaż tak właśnie się czułam, gdy zabiegałam o zdobycie tej pracy. O sukces w postaci długoterminowego kontraktu. Cokolwiek, byle tato się trzymał.

Moje kroki niosą się echem po betonowym korytarzu. Klub jest opustoszały, bo drużyna gra na wyjeździe. Potrzebuję chwili, żeby oczyścić głowę i stłumić nieoczekiwaną bezbronność z powodu tego wszystkiego, co dzieje się z tatą.

Czysty umysł, twarde serce, DaeHee.

Z tego nawału emocji albo z jakiegoś innego powodu zastygam na moment w drzwiach pustej szatni. To jednocześnie złowieszczy, słodko-gorzki i piękny widok.

Tak to zapamiętałam z dzieciństwa. Ja i Ford chodziliśmy z ojcem do pracy i siedzieliśmy w pustych szatniach, gdy on przygotowywał wszystko dla zawodnika, którym miał się zająć. Gdy zespół wlewał się do środka, odsyłano nas do biura z automatem ze słodyczami, których nie wolno nam było jeść, lecz i tak się nimi objadaliśmy. Dla zabawy wypełnialiśmy puste miejsca w opowiadaniach z gry Mad Libs słowami, których tato nie pozwalał nam używać -na przykład do licha lub cholera -a potem stękaliśmy nad zadaniem domowym. Ford zawsze mi pomagał, gdy czegoś nie potrafiłam. Po stracie mamy baliśmy się, że tato też odejdzie, więc trzymał nas blisko, ale nie pozwalał sobie przeszkadzać i pilnował, żebyśmy nie słuchali wulgarnego języka i nie oglądali przebierających się zawodników.

Od czasu do czasu, w zależności od tego, jak długo tato współpracował z danym klubem, przychodzili do nas zawodnicy, żartowali z nami, przybijali nam piątki i sprawiali, że czuliśmy się częścią zespołu.

-O co chodzi? -TaeHyung wyrywa mnie z zamyślenia. Odwracam się do niego i uświadamiam sobie, że trzyma mnie za ramię i patrzy mi uważnie w oczy.

-Czy to nie magiczne? -szepczę. O mój Boże. Czy ja naprawdę to powiedziałam? Jestem żałosna.

Śmieje się, rozbawiony, ale rozgląda się po pustych szafkach i wiszących koszulkach z nazwiskami z takim wyrazem twarzy, jakby też pałał do tego pomieszczenia jednocześnie miłością i nienawiścią.

Prawdopodobnie spędził tu większą część dzieciństwa, więc wyraz jego twarzy zaskakuje mnie i budzi moją ciekawość.

-Czasem tak. Czasem nie -mruczy w końcu, potwierdzając moje założenie co do jego mieszanych odczuć, i wraca spojrzeniem do mnie.

Stoimy tak przez kilka sekund. Trzyma mnie za ramię i pyta wzrokiem, co się stało, a ja zastanawiam się, dlaczego to pomieszczenie wywołuje w nim konflikt, który dostrzegam w jego oczach.

Chrząknięcie sprawia, że odskakuję, jakbyśmy byli nastolatkami przyłapanymi na robieniu czegoś, czego nie powinniśmy robić.

-Tato -mówi TaeHyung z powolnym skinieniem, a ja spoglądam w oczy gigantowi, który stoi kilka stóp od nas z nieodgadnionym wyrazem słynnej twarzy.

-TaeHyung. -Spogląda na zegarek, po czym podnosi na nas identyczne jak u syna piwne oczy. -Skróciłeś sobie trochę dzisiejszą rehabilitację, co?

TaeHyung wybucha śmiechem, jakiego jeszcze nie słyszałam, pozbawionym jakiegokolwiek rozbawienia.

-To moja druga sesja w tym dniu, więc nie, wcale nie skróciłem.

Mężczyzna przenosi wzrok na mnie i przygląda mi się badawczo z przechyloną głową.

-A kto to jest, jeśli mogę spytać?

Nagle dociera do mnie dwuznaczność tej sytuacji -TaeHyung i ja sami w szatni, on trzyma mnie za ramię -więc podchodzę do gościa z wyciągniętą dłonią.

-DaeHee Lee. Miło mi pana poznać, panie Kim.

-Cała przyjemność po mojej stronie -mówi i spogląda mi w oczy ze ściągniętymi brwiami. -Czyli to ty jesteś odpowiedzialna za przywrócenie mojego chłopaka do pełni formy.

-Tak, sir -odpowiadam z taką pewnością, jaką potrafię z siebie wykrzesać, nieco onieśmielona jego osobą i w pełni świadoma wpływu, jaki ma na zarząd Austin Aces. -Robimy znaczne postępy.

-Co go hamuje?

Jego słowa mnie zaskakują. Dlaczego nie spyta syna, który stoi tuż obok mnie? Zasięga języka, chociaż wie, że nie mogę mu nic powiedzieć. Omawianie stanu TaeHyung'a z kimkolwiek innym poza prezesem klubu jest absolutnie niedopuszczalne, nie wspominając już o tym, że byłoby to nieprofesjonalne.

Zerkam na TaeHyung'a, który w żaden sposób nie pokazuje po sobie, czy chce, żebym odpowiedziała. Czy to jest jakaś ustawka? Żeby sprawdzić, czy nowa dziewczyna poradzi sobie z konfrontacją i potrafi trzymać buzię na kłódkę?

-Nic, o czym mogłabym powiedzieć -odpowiadam ostrożnie, próbując wybadać sytuację. -Wykonujemy ćwiczenia na rozciąganie i wzmacnianie. Daję TaeHyung'owi czas, by nauczył się pracować zoperowanym ramieniem. Prawdopodobnie odczuwa je teraz zupełnie inaczej, więc musi się dowiedzieć, co mówi mu każde ukłucie lub ból.

-Dobrze. Dobrze. -Cal w końcu znowu spogląda na TaeHyung'a. -Obserwowałem was z miejsca dla prasy i chyba słabiej ci idzie bieg do pierwszej bazy. Nie daj się zwieść, panno Lee. On potrafi szybciej. Ma po prostu nawyk odpuszczania sobie nieco, gdy nikt go nie przyciska.

-Większość zawodników chciałaby mieć taki czas. -Śmieję się, myśląc, że to żart, ale zauważam wyraz jego twarzy, ściągnięte brwi i wzrok, który powraca do mnie. To dopiero nieprzeniknione spojrzenie.

-Hmm. -Nie mówi nic więcej i pozwala, by to mruknięcie zawisło w powietrzu, jakby mi nie wierzył.

-Stoper nie kłamie.

-Cóż, stać go na więcej -stwierdza, potrząsając głową z dezaprobatą, lecz sekundę później błyska olśniewającym uśmiechem, jakby sobie przypomniał, że nie jesteśmy tu sami. -Ale miło mi słyszeć, że twoim zdaniem ramię nie zwalnia go zbytnio.

Mimo że jego słowa brzmią szczerze, nie jestem pewna, czy nie kryje się w nich odwieczne popychanie syna do przekraczania swoich granic.

-Ani trochę, sir -odpowiadam dla spokoju i z odpowiednim szacunkiem. Zerkam na TaeHyung'a. Patrzy ojcu w oczy i mimo wąskiego uśmiechu ma zaciśnięte zęby i widocznie spięte ramiona.

Nieoczekiwanie pojawia się między nimi wyraźne napięcie, które zdaje się z każdą sekundą rosnąć. Próbuję ucieczki.

-Miło było pana poznać, panie Kim.

-Cal -mówi, w końcu odrywając wzrok od TaeHyung'a.

-Cal -powtarzam z nerwowym uśmiechem. -Pomogę mu wrócić na boisko, ale tylko dlatego, że sam dałby wszystko, żeby znowu tam trafić.

Znowu spogląda na mnie badawczo, dokładnie tak jak jego syn.

-Dobrze wiedzieć -mruczy. -Tak trzymaj.

Po tych słowach mężczyzna, który gdy byłam dzieckiem, na moich oczach bił wszelkie możliwe rekordy, odwraca się na pięcie i wychodzi z szatni.

Zamyka za sobą drzwi, ale to nie sprawia, że znika wprowadzone przez niego napięcie.

-Musimy się stąd wynieść -stwierdza cicho TaeHyung, odwracając się do mnie. -Przebierz się, jeśli chcesz, i zabierz swoje śmieci. Przejedziemy się gdzieś.

Stoję z otwartymi ustami. TaeHyung odchodzi kilka kroków, po czym odwraca się za mną, jakbym go nie usłyszała. Jego spojrzenie jest równie zdecydowane, jak jego słowa. Mam ochotę odpowiedzieć mu, żeby poszedł do diabła i że nie przyjmuję poleceń od nikogo, ale z jakiegoś powodu robię dokładnie to, o co prosił.

Ten jeden raz.

Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!

Mój instagram: wanessa_w._

Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!

Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.

Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!

Pozdrawiam was, Wanessa

PS

Powstaje całkiem dobre opowiadanie o Tae, także zapraszam!

W dodatku mamy NOWĄ OPOWIEŚĆ O JEONGGUK'U!!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top