#Chapter Four
DaeHee
-Cześć. Jak się masz?
-Jaka jest diagnoza?
Walczę z łzami, które cisną mi się do oczu, gdy słyszę jego głos i mam świadomość, że nawet teraz praca jest dla niego najważniejsza. Biorę głęboki wdech, żeby opanować emocje, bo wiem, że zirytowałby się, gdyby usłyszał drżenie w moim głosie.
-DaeHee?
-Tak, tato. Słyszę cię.- Może i jest zaledwie dwie godziny samochodem ode mnie, ale w tej chwili mam wrażenie, jakby dzieliły nas lata świetlne.
-I?- dopytuje.
Jak się czujesz?
Tęsknię za tobą.
Boli cię?
Czy twój stan się pogarsza?
Wolałabym być z tobą niż tutaj.
-Czysty umysł. Twarde serce.
Zaciskam zęby, gdy słyszę mantrę, według której każe mi żyć. W jego słowach pobrzmiewa nagana, bo zauważył, że jestem na krawędzi. Oczywiście, że zauważył. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
Chrząkam, biorę się w garść, po czym próbuję jak najlepiej zrobić to, czego ode mnie teraz oczekuje.
-TaeHyung Kim. Cztery miesiące po operacji zerwanego wiązadła. Kontuzja wynikła z wątpliwej zagrywki drużyny przeciwnej, gdy pacjent robił ślizg na bazę domową. Został niepotrzebnie szarpnięty za ramię przez przeciwnika i mocno pociągnięty do tyłu. Kontuzja dała o sobie znać natychmiast i w ciągu dwudziestu czterech godzin przeprowadzono operację. TaeHyung przeszedł nieco ponad trzymiesięczną rehabilitację pooperacyjną, ale nie został dopuszczony do gry przez poprzedniego fizjoterapeutę. Wstępne obserwacje wskazują na dobrą mobilność. Powiedziałabym, że na około osiemdziesiąt pięć procent. Staw jest usztywniony, co naturalne po ograniczonym korzystaniu z niego, ale podczas rozciągania pacjent pozwolił mi przesuwać granice, co sugeruje, że pełna mobilność jest w zasięgu terapii. Pacjent przyznał, że poprzednie próby odbijania i rzucania piłki kończyły się bólem. Planuję jak najszybciej dać mu z powrotem do ręki piłkę w ramach pracy z aspektem psychicznym, bo mam wrażenie, że on się hamuje z obawy przed nawrotem kontuzji. Prognozy są dobre, ale potrzebuję więcej czasu, żeby stwierdzić, na ile moja diagnoza jest trafna.- W przekonaniu, że sumiennie nakreśliłam podstawowe fakty, czekam na reakcję taty.
Jego chrapliwy oddech po drugiej stronie tylko intensyfikuje moją potrzebę aprobaty.
-Chciałaś powiedzieć mój zawodnik, prawda?- To cała jego reakcja, po której nieco przygasam.
-Co?
-Powiedziałaś „TaeHyung".
-Naprawdę?
-Tak. Dwukrotnie.
-Wiem. Raz, gdy przedstawiałam pacjenta, a drugi raz po prostu się przejęzyczyłam.
-DaeHee. Ile razy mam ci powtarzać, żebyś zachowywała bezstronność?
-Jestem bezstronna. I byłam. Mam jego imię w notatkach. Zerkałam w nie i przypadkiem powiedziałam to, co miałam przed oczami.
To się nie może powtórzyć.
-Dobrze. Nie powtórzy się.
-I wątpliwa zagrywka. Po co to dodałaś? Nie twoim zadaniem jest rozstrzyganie, czy zagrywka była wątpliwa, nieczysta, czy przypadkowa. Ty masz przywrócić zawodnika do optymalnej formy, a nie ferować wyroki.
-Wiem, ale ta zagrywka była nieczysta, tato. Nie możesz temu zaprzeczyć.
-Lubisz go, DaeHee?
Zaskakuje mnie tym pytaniem. Nie jestem pewna, co przez nie rozumie.
-Dopiero go poznałam.- To bezpieczna odpowiedź.
-Ale lubisz go? Jest gotów dać z siebie wszystko? Chce wrócić na boisko? Czy raczej jest primadonną wykorzystującą sławę tatusia bez szacunku dla sportu?
-Żartujesz sobie, prawda?- wykrztuszam. -Chyba nigdy nie widziałam, żeby dla kogoś gra była tak ważna. Jest jej oddany całym sercem. To jest człowiek, którego chciałbyś na pozycji pałkarza pod koniec dziewiątego treningu z trzema piłkami i dwoma uderzeniami, gdy stawką jest mistrzostwo World Series.
-Za bardzo się zbliżyłaś, DaeHee.- Nie mówi nic więcej, ale to wystarczy, żeby dotarło do mnie, jak zażarcie broniłam faceta, o którym kilka sekund wcześniej stwierdziłam, że dopiero go poznałam. Może faktycznie, jak twierdzi tato, za bardzo się zbliżyłam, bo TaeHyung jest przecież tylko kolejnym zawodnikiem, którego muszę przywrócić do gry.
Ale on nie jest tylko kolejnym zawodnikiem.
Jest zawodnikiem, który może mi pomóc w spełnieniu życzeń ojca.
A przy tym jest mężczyzną, który wdarł się w moje myśli i nie chce ich opuścić.
-Tyle jeśli chodzi o zawodnika. A co powiesz o nim jako mężczyźnie?
To najdziwniejsze pytanie, jakie mógł mi zadać, chociaż mam wrażenie, że ta rozmowa ma jakieś drugie dno, którego nie potrafię uchwycić. Zastanawiam się chwilę nad odpowiedzią.
-Jak już powiedziałam, widziałam się z nim dwa razy, więc nie znam go zbyt dobrze. Na pierwszy rzut oka wydaje się dobrym człowiekiem. Stanął w mojej obronie, gdy faceci rzucali typowymi docinkami na temat mojej obecności w szatni.
-Naprawdę? - To ponaglające pytanie, ale ja nie daję się złapać.
Jeśli chce się czegoś dowiedzieć, niech o to zapyta.
-Tato, o co ci...
-Jaki masz plan na dalsze postępy?- pyta, jakby mnie nie usłyszał. Chociaż nie lubię być lekceważona, ostatnio rzadko zdarza mu się takie pełne skupienie na zawodniku, więc ulegam.
Porządkuję w głowie swoje przemyślenia, wyjaśniam je punkt po punkcie, a następnie tłumaczę, co zamierzam zrobić z moim zawodnikiem. Tato rzuca sugestiami, a ja notuję jego rady dotyczące możliwych ćwiczeń.
W pewnym momencie łapię się na tym, że trzymam telefon przy uchu obiema dłońmi i po prostu słucham jak zahipnotyzowana. Tembrem jego głosu. Typowymi dla niego modulacjami. Zatracam się w obecności jedynej osoby, która zawsze przy mnie była.
-Twój plan jest całkiem przekonujący, DaeHee. Ale koryguj go wraz z postępami zawodnika. Z żelaznego trzymania się wstępnych założeń nigdy nie wynika nic dobrego.
-Wiem.- szepczę i przypomina mi się to wszystko, co planowaliśmy zrobić, gdy przejdzie na emeryturę. Ale nie zrealizujemy tych planów, mimo że nieoficjalnie przeszedł.
-DaeHee.- To ostrzeżenie. Reprymenda. Błaganie, bym się pozbierała.
Chrząkam.
-Sprawia wrażenie, jakby palił się do powrotu.- mówię, by ocalić twarz. Chcę, żeby zobaczył, że TaeHyung nie robi na mnie wrażenia, ale ojciec w połowie mojej wypowiedzi dostaje napadu kaszlu.
Brzmi gorzej niż tydzień temu. Tylko ta myśl kołacze mi się po głowie w akompaniamencie jego duszności, od których przechodzą mnie ciarki i czuję skurcz żołądka. Coraz trudniej mi się powstrzymać przed zasypaniem go pytaniami, na które i tak by nie odpowiedział. Coraz trudniej oprzeć się pragnieniu wskoczenia do auta i przyciśnięcia gazu do dechy, aż znajdę się obok niego.
-Tato?- Słowo wyrywa mi się szeptem jak samotna łza, która spływa mi po policzku.
-Nic mi nie jest, DaeHee. Naprawdę. To tylko cholerny kaszel.- mówi w końcu, gdy udaje mu się odchrząknąć.
Ale ja wiem, że to coś więcej.
-Co usłyszałeś wczoraj od lekarza?- pytam przygotowana na upomnienie.
-Sally powiedziała ci, że mam wizytę?- odszczekuje.
-Ktoś musiał.
Proszę, porozmawiaj ze mną.
-Wszystko po staremu. Nic się nie zmienia, więc niedorzecznością jest martwić się o mnie, skoro powinnaś martwić się przywróceniem twojego zawodnika do gry, na boisko. Zerwany pierścień rotatorów to rzadkość u niemiotacza, nie zapominaj więc o ostrożności. I nie zapominaj o wyciąganiu wniosków.
-Dobrze.- odpowiadam, ale w myślach analizuję jego głos, żeby wychwycić w nim to, czego mi nie mówi. Usłyszał od lekarza, że jednak zostało mu mniej czasu niż pierwotne szacunki? Czy to tego nie chce mi powiedzieć?
Oszałamia mnie ta myśl, mimo że przez ostatnie kilka miesięcy powinnam się już na to uodpornić. Ogarnia mnie taki strach, że niemal umykają mi jego łagodne słowa:
-Liczę na ciebie. Wiem, że proszę o sporo... Zrobiłbym to, gdybym mógł...
Zostaję bez słowa, po moich policzkach płyną łzy, a serce ściska się w piersi.
-Tato.- wykrztuszam tylko pod nawałem emocji, które próbuję okiełznać.
-Odezwę się wkrótce. Czysty umysł, twarde serce, DaeHee. Pamiętaj o tym, a wszystko będzie dobrze.
Ale ja wiem, że nie będzie.
Nawet w najmniejszym stopniu.
Dlatego jestem tak zdeterminowana jak nigdy wcześniej.
(Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. Zostawicie po sobie ślad w formie komentarza i gwiazdki.)
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Pozdrawiam was, Wanessa
PS
Oficjalnie zdałam wszystkie egzaminy z ostatniej sesji na studiach. Teraz przede mną tylko obrona w czerwcu! Także jest się z czego cieszyć!
Dobra ciocia radzi... nigdy nie spotykajcie się z zawodowym żołnierzem, bo złamie wam tylko serduszko... czas niby leczy rany... zobaczymy jak będzie ze mną
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top