Nie warto
Kilka tygodni od przyjazdu do Neverlandu, Natalie została aż "zmuszona" do zostania na ranczu, gdyż Michael chciał pobyć z nią trochę, dowiedzieć się co u niej się działo przez ten cały czas. Za zgodą również Pani Ciccone-Jackson, Natalie została i od czasu do czasu pomagała im w normalnych rzeczach. Spędzała czas z dziećmi Madonny, od czasu do czasu pomagała w czymś Michaelowi a z Madonną nawiązała świetny kontakt. Często, nocami wychodziła na dach domu i wpatrywała się w gwieździste niebo podziwiając z jaką mocą oświetla księżyc. Pod ręką zawsze miała swój notes z rysunkiem misia oraz ołówek, którego dostała od małej fanki.
Natalie zazwyczaj pisała książki dla dorosłych, ostatnio jednak przeniosła się na wyobraźnię "dziecięcą" i pisała z myślą o dzieciach. Kiedy wydawała książki, przyjeżdżała do małych urwisów w sierocińcach czy szpitalach, by móc im wręczyć książki i troszkę spędzić czasu. Dzieciaki zazwyczaj pytały ją o przeróżne rzeczy, co lubi robić, czy ogląda bajki.
Pewnego dnia kiedy siedziała na swoim łóżku i pisała powieść, usłyszała dziwny hałas. Zaintrygowana wyszła z pokoju i ujrzała nerwowo chodzącego Michaela, który rozmawiał z kimś głośno na tyle, że całe ranczo mogłoby usłyszeć że właściciel nie ma dzisiaj dobrego humoru. Owszem, ostatnio sprawy nie miały się tak kolorowo. Madonna miała małe problemy z przyjaciółmi, którzy nie okazali się tacy prawdziwi, jakby mogło się wydawać. Stres zaczął ją przerastać, Michaela także, gdyż martwił się o nią i o ich dziecko. Natalie starała się ich pocieszyć, jednak bez skutku. Nie wiedziała dokładnie jak im pomóc. Mimo wszystko starła się, bo ich uwielbiała.
Z myśli wyrwał ją dźwięk telefonu rzuconego o ścianę a zaraz potem płacz Michaela. Mężczyzna osunął się, oparty o ścianę, wyglądając jak małe dziecko, które płacze bo jego lód wylądował na ziemi. Natalie podeszła do Michaela i niepewnie położyła swoją dłoń na jego ramieniu.
- Dinuś, co się stało? - blondwłosa poprawiła jego włosy i uniosła nieco jego twarz kierując wzrok w zapłakane oczy swojego rozmówcy.
- Powiedz mi, Natalie. Czemu ludzie są tak podli?
Pisarka zaczęła się niepokoić że znowu poszło o jakieś oskarżenia. I chociaż nie widziała przez ten cały czas żadnych innych dzieci, prócz tych z rodziny, nie wiedziała już czy ci "ludzie" nie wymyślili czegoś co już kompletnie nie miało sensu.
- Nie wiem Michael, nie wiem. Ale cokolwiek by się nie działo ja będę gotowa Ci w każdej chwili pomóc.
- Louise, ona... - słowa muzyka z trudem przechodziły przez gardło a jego łzy wciąż spływały po jego bladych policzkach. Natalie wyciągając paczkę chusteczek z kieszeni spodni o mały włos nie upuściłaby ich na podłogę, kiedy usłyszała słowa Michaela - Ona mnie zdradziła. Rozumiesz, zdradziła!
Natalie spojrzała na niego w szoku i wiedziała, że to nie są żarty. Bez słowa go przytuliła i delikatnie pogładziła go po plecach. Wiedziała że Michael jest wrażliwym facetem, tym bardziej że jego ukochana nosiła jego własne dziecko.
- Może to pomyłka, może jakaś zwykła plotka.
- Nie! Jej kochanek teraz do mnie dzwonił, wszystko mi powiedział. Dla pewności pytałem o szczegóły na jej ciele... Wszystko się zgadza.
- Michael, nie uraź się, ale Louise lubi odkrywać to i owo...
- Tych miejsc nigdy nie odkryła publicznie. A jeśli już, te ślady nie są widoczne. Już nawet nie wiem czy to moje dziecko... - westchnął zrozpaczony muzyk i wstał, patrząc na Natalie. - Będę w gabinecie... Gdyby coś.
Kobieta pokiwała ze smutkiem głową i zamyśliła się silnie. Jak Louise mogła mu takie coś zrobić. Jej dzieci zostały na noc u swoich przyjaciół a ona sama długi czas nie wracała. Wiedziała, że sprawa się wydała i bała się wrócić do Neverland. Bała się reakcji męża. Każdy miał inne zajęcia. Michael wypijał alkohol, Madonna siedziała u przyjaciółki a Natalie planowała jak ich z powrotem do siebie złączyć.
Jak na zawołanie nad ranczo nadciągnęły czarne chmury i nim minęła sekunda, krople deszczu zaczęły ociężale spadać na rozgrzaną słońcem ziemię.
Natalie przechadzając pustymi korytarzami głównego budynku zauważyła ogromny obraz pary Jackson. Zmrużyła oczy, patrząc na Louise jakby miała wyczytać z niej wytłumaczenie popełnionego czynu. Kiedy drażniący dźwięk telefonu domowego nie dawał spokoju, ani kiedy Michael nie miał ochoty zejść po niego, kobieta z lekką irytacją podeszła do urządzenia i odebrała.
- Halo?
- Em, Cześć. Jest może Michael? Jestem Nicole. Będzie wiedział kto.
- Tak, tak. Proszę poczekać.
Pisarka pośpiesznie pobiegła do gabinetu Michael'a i pukając, weszła. Niestety widok do połowy pełnej butelki whisky oraz nieco otumanionego przyjaciela był taki przykry i wręcz żałosny, że skłamała rozmówczyni iż zasnął.
Z westchnieniem podeszła do niego i oparła się o biurko.
- I co ty do licha wyprawiasz? Hm?
- Nic już nie ma sensu... - muzyk sięgnął kolejny raz po butelkę, kiedy poczuł szarpnięcie dziewczyny o fotel.
- Co, przez nią chcesz się upić? I co Ci to da? Nic! - nim zdążył zaprzeczyć, Natalie ukryła za sobą butelkę i zmusiła do spojrzenia w jej oczy.
- Przez Twój cholerny stan musiałam skłamać bo jakaś Nicole do ciebie dzwoniła.
- Nilett... niech to szlag. Miałem pojechać zobaczyć jak się czuje. Sama została zraniona. Pieprzyć ludzi. Tych co kochasz wbijają Ci nóż prosto w serce...
Natalie usiadła na biurku i wysłuchiwała jego wyżaleń do późnej nocy aż obojgu zachciało się spać. Kobieta poprowadziła go do sypialni aby bezpiecznie mógł dojść nie zabijając się na schodach. Wiedziała że musi coś zrobić. Jakoś znów ich złączyć do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top