Miłość jest cholernie niesprawiedliwa.
Madonnę i Michaela łączyło już teraz tylko jedno - dziecko.
Mimo wszystko od czasu do czasu Michael wysyłał kogoś do Madi aby dowiedzieć się czy czegoś nie potrzebuje. Musiał się starać, gdyż jego była żona wciąż nosiła jego dziecko. Starania Natalie odeszły na marne, ale miała jeden cel. Uszczęśliwić piosenkarza tak aby nie musiał się smucić.
Codziennie wygłupiała się, wspinała z nim na drzewa, malowała jego buzię a on jej i zamieniali się rolami. Zakładali peruki by na moment móc wcielić się w płeć przeciwną.
Tego wieczoru było inaczej. Natalie leżała znudzona na podłodze i grała w karty gdy usłyszała głos Michaela i jakiejś kobiety. Była to Nilett w stanie błogosławionym. Ona także była sama, zraniona przez szpony okrutnej miłości. Natalie chciała się z nią zaprzyjaźnić, lecz bez skutku. Kobiety były odmienne. Miały kompletnie inne zainteresowania.
Jackson właśnie żegnał się z przyjaciółką, gdyż czekał na nią jakiś mężczyzna. Natalie tylko patrzyła jak towarzysze się żegnają a na jej usta wkradł się niecny uśmieszek.
Nim Michael wrócił do salonu, Natalie pozbierała karty i udawała że coś pisze. Zainteresowany piosenkarza spojrzał na nią i podszedł, zaglądając na kartki papieru.
- Ej! To moje! - szturchnęła go blondynka, śmiejąc się cicho.
- Chciałem tylko coś zobaczyć. Zresztą pisz. Może niedługo wydasz kolejną książkę, wtedy będę miał co czytać Dianie.
- Komu? - zdziwiona kobieta aż odłożyła notes i spojrzała na mężczyznę.
- Wybrałem już imię dla córki. Louise się zgodziła. Znamy już płeć...
- Diana? Naprawdę? To gratuluję.
- Czy ja wiem... Zanim się urodzi jej rodzice już są po rozwodzie, matka pewnie ma tego swojego kochanka a ojciec umiera z miłości.
- Michael, nie możesz ciągle o niej myśleć. Zapomnij. Jeśli będziesz ją kochał, nigdy nie będziesz szczęśliwy. Musisz kogoś innego pokochać.
- Ja? Pff. Nawet jeśli, kto zechce takiego dziadka jak ja. Spójrz na mnie. Spodobam się komuś?
Natalie delikatnie pokryła się rumieńcem. Otóż kobieta skrycie się w nim podkochiwała. Wiedziała, że może to być absurd. W końcu Michael jest w wieku jej ojca. Maskowała swoje prawdziwe uczucie, bo bała się, że to co ma, przyjaźń, zostanie przerwana przez kilka głupich słów.
- Uwierz mi. Jest pewnie wiele kobiet,którym się podobasz. Na przykład... Nilett? Czemu nie spróbujesz?
- Ach, Nilett...
Piosenkarz aż wstał i stanął przy oknie, wpatrując się intensywnie w krwistobordowe niebo, które było oswietlane resztkami promeni słonecznych. Jego myśli wirowały wokół tejże kobiety by zaraz potem mogły zniknąć jak na zawołanie.
- Jest wspaniała i strasznie ją lubię, ale w jej głowie wciąż tkwi Dominic. Tego, którego kocha. Ani ona, ani ja nie będziemy szczęśliwi.
Natalie z cichym westchnieniem spuściła głowę. Nerwowo bawiła się własnymi palcami by znaleźć w końcu coś do powiedzenia.
- Gdybym tylko była starsza...
Szepnela nie mając świadomości, że Michael to usłyszał.
Spojrzał na nią i się lekko uśmiechnął.
- Hej, nie smuć się. Może lepiej zagrajmy w karty.
- Kto gra w karty, ten ma łeb odarty. - wtórowała mu blondynka ze śmiechem.
W zgodzie rozłożyli karty i zaczęli grać a ich stawką były cukierki. Po pół godznie ukrywania "asów w rękawach " Natalie wpadła na wspaniały pomysł.
- Chodźmy zrobić drinki!
- O, to dobry pomysł. Cuksy z mlekiem.... Mmm.
Salon wypełnił ich wspólny śmiech i jak na gwizdek wybiegli z pomieszczenia, kierując się do kuchni. Kiedy byli na miejscu, Michael pomógł zdjąć mikser i oboje zaczęli szykować napoje. W międzyczasie nie ominęło się od rzucania dropsami czy udawania że jest się krową i to jej mleko. Zachowali się jak dzieci. Jak ktoś, kto dobrze rozumie drugą osobę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top