Rozdział V - W Waszyngtonie.

W czasie lotu, w pewnym momencie, Mateusz spytał:

- No dobra. Kolejne miejsce, gdzie mamy umieścić te działa, to Tudor Place. Ale gdzie dokładniej? Na dachu? W środku?

- Ty to na serio ułomny jesteś. Na dachu. Przecież gdybyśmy umieścili je w środku, to jak promień przebiłby się przez dach? – Odpowiedział Patryk.

- No w sumie racja.

Kiedy zaś nastała cisza, w pewnym momencie Patryk włączył w telefonie prognozę pogody aby sprawdzić, jaka obecnie pogoda panowała w Waszyngtonie. Kiedy zaś ujrzał, że tam również była zima, powiedział:

- Eh...Wszędzie jest zima.

- Ty także inteligencją nie grzeszysz. Przecież mamy luty, to co się dziwisz. – Odparł Mateusz.

- W sumie może i racja.

Po tej rozmowie, zaczęli czekać aż dolecą do odpowiedniego miejsca...


Jakiś czas później, gdy byli kilometr od Tudor Place, wylądowali. Po zatrzymaniu samolotu i wyjściu, Patryk powiedział do Mateusza:

- Zostań tu i pilnuj samolot.

- A dlaczego akurat ja? – Spytał Mateusz.

- Bo ktoś musi. A ty nadajesz się tylko do tego.

- Weź spierdalaj.

Lecz, po tej rozmowie, Mateusz wiedział, że i tak, i tak musiał zostać i pilnować samolot. Chwilę później, Patryk wyjął z bagażnika jedno z dział, po czym udał się na szczyt Tudor Place, a Mateusz został przy samolocie.


Na początku, wszystko było normalne. Jednak...


TYMCZASEM, TROCHĘ DALEJ...

Grzegorz i Laura powoli dolatywali do Waszyngtonu. W czasie lotu, dziewczyna spytała:

- Mogę wreszcie zostawić ten kask czy muszę go zakładać?

- To jest Waszyngton, więc możesz go zostawić. – Odpowiedział

Po tych słowach, na nowo nastała cisza. Lecz, parę minut później, gdy dolatywali do miejsca lądowania, ujrzeli samolot Patryka i Mateusza oraz samego Mateusza, który go pilnował. Widząc to, dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo patrząc w jego stronę i rzekła:

- Grzegorz...Może tak ogłuszymy go i podwiniemy to ostatnie działko? Będziemy mogli ich zastraszać, że jeżeli zaczną z nami walczyć, to wykorzystamy to przeciwko nim.

- Ty to masz zawsze dobre pomysły. – Powiedział

Po tych słowach, Grzegorz wyciszył silniki, aby nie było ich słychać, po czym wylądował. Kiedy to zrobił, wraz z Laurą, po cichu wyszedł na zewnątrz i równie cicho podszedł do ich wroga. Następnie, chwycił w obie ręce swoją broń i z całej siły uderzył Mateusza w głowę. Kiedy zaś upadł on nieprzytomny na ziemię, Laura otworzyła bagażnik samolotu i wyjęła z niego działko. Kiedy to zrobiła, podała broń Grzegorzowi i zamknęła bagażnik. Następnie zaś, Grzegorz wyjął telefon i włączył plik ze współrzędnymi. Widniały tam współrzędne dziewięćdziesiąt stopni S, zero stopni E, czyli Antarktyda. Widząc to, przewrócił on oczami. Widząc to, dziewczyna zapytała:

- Co się stało, że tak przewracasz oczami?

- Ostatnie miejsce, do którego musimy się udać, to Antarktyda. – Odparł

- Świetnie. Ponad połowa to jakieś niebezpieczne lub mega mroźne miejsca.

- I, jak zwykle, na końcu jest Antarktyda.

Jednak, nim chcieli odejść, ujrzeli że Mateusz się obudził oraz podniósł ze śniegu. Po chwili, obrócił się. Kiedy ujrzał ich wrogów i to trzymających działko, powiedział:

- No jeszcze was tu brakowało. W ogóle, to oddawajcie działo.

- No chyba cię pojebało. W ogóle, to nie zbliżaj się do nas, bo wykorzystamy tą broń przeciw tobie. – Rzekł Grzegorz.

- Chyba śnisz.

Po tych słowach, rozpoczęła się walka. Szala zwycięstwa przelewała się to na stronę Grzegorza i Laury, to na stronę Mateusza. Lecz, w pewnym momencie, wygrał Mateusz. Bowiem, wykopał on działo trzymane przez Grzegorza w powietrze, po czym podskoczył, wykonał obrót w powietrzu i chwycił broń. Kiedy zaś stanął na ziemi, wystrzelił w kierunku Grzegorza i Laury, co ich odepchnęło. Chwilę potem, Laura rzekła:

- Eh! Jeszcze się policzymy!

Po czym, wraz z Grzegorzem, odeszła...


Kiedy zaś Mateusz został sam, otworzył bagażnik, schował tam działo, zamknął bagażnik i ponownie zaczął pilnować samolot...


TYMCZASEM, TROCHĘ DALEJ.

Kiedy zaś Patryk doszedł na szczyt Tudor Place, ustawił działo na środku dachu, po czym nacisnął odpowiedni przycisk. Jednak, nic się nie stało. Widząc to, zdziwiony, ponownie nacisnął odpowiedni przycisk. Znów nic.

„Cholera. Chyba przymarzło w tym bagażniku." – Pomyślał, po ujrzeniu tego.

Mimo wszystko, uderzył on pięścią w przycisk. W tym momencie, dioda na sprzęcie zmieniła kolor na zielony, co znaczyło, że działało ono. Widząc to, od razu wyjął on telefon i spojrzał na ekranik. W tym momencie, tak jak wcześniej, ujrzał że ponownie pojawiło się połączenie od ich szefa i, że również pojawiło się od tak. Chwilę później, ujrzał że trzeci pasek widniejący w logo korporacji zmienił kolor na zielony.

- Gotowe. Jeszcze jedno miejsce i ponownie uratujecie świat. – Powiedział ich szef.

- No. Mam tylko nadzieję, że kolejne miejsce też jest normalne. – Rzekł Patryk.

- Hehe. Powiedzmy. Tak w ogóle, to gdzie jest Mateusz? Nie widzę go tu.

- Został pilnować samolotu.

- To w sumie dobrze. Ale dobra. Odezwę się za cztery godziny.

Po tej rozmowie, Patryk schował telefon, po czym udał się w drogę powrotną...


Kiedy zaś po paru minutach Patryk doszedł do samolotu i podszedł do Mateusza, rzekł:

- Sorki, że mnie tak długo nie było, ale przycisk od działa przymarzł. Mam nadzieję, że się nie nudziłeś.

- Po tym, co tu się działo, kiedy ciebie nie było, trudno się było nudzić. – Odparł Mateusz.

- A co takiego tutaj zaszło?

W tym momencie, Mateusz opowiedział mu o zdarzeniu, które niedawno zaszło. Kiedy skończył, Patryk powiedział:

- Najważniejsze, że odzyskałeś działo.

Po czym wyjął telefon i włączył w nim plik ze współrzędnymi miejsc, do których musieli się udać. Okazało się, że teraz mieli lecieć do miejsca oznaczonego jako dziewięćdziesiąt stopni S i zero stopni E, czyli na Antarktydę. Widząc to, przewrócił oczami, po czym powiedział:

- Teraz musimy lecieć do miejsca oznaczonego jako dziewięćdziesiąt stopni S i zero stopni E, czyli tam, gdzie w dwa tysiące dwunastym roku – na Antarktydę.

- Czemu wszystkie nasze akcje muszą kończyć się akurat tam? – Spytał Mateusz.

- Nie wiem właśnie. Jakby nie mogli dać innych miejsc na południu. Ale dobra. Ruszajmy w drogę.

Po tej rozmowie, oboje wsiedli do samolotu i ruszyli ku ostatniemu miejscu ich podróży. Ku Antarktydzie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top