Prolog

Był rok dwa tysiące trzynasty. Na Antarktydzie, na której dwadzieścia trzy dni temu doszło do potężnej eksplozji impulsatora, dzięki czemu nie doszło do zagłady świata, przebudził się Grzegorz Antychryst, który to właśnie chciał w zeszłym roku doprowadzić do apokalipsy, jednak został zabity. Teraz, jako iż zbliżała się kolejna możliwość zniszczenia świata, został wskrzeszony przez nieznaną nikomu siłę.


Po obudzeniu się, przez pierwsze parę chwil, czuł że nie mógł się podnieść. Miał uczucie, jakby coś trzymało go przy ziemi. Oprócz tego, przez ten czas wszystko widział jak przez mgłę. Kilka sekund później, gdy zaczął już normalnie widzieć, ujrzał niebo, co znaczyło, że znajdował się w tym samym miejscu, w którym został zabity. Widząc to, od razu wstał. Kiedy to zrobił, zobaczył przed sobą wielki krater po wybuchu oraz brak jakiegokolwiek środka transportu, którym mógłby wrócić do swej bazy.

„Jasna cholera. Nie zamierzam tu spędzić wieczności. Zapewne jest jakaś kolejna szansa na zagładę świata, bo bez powodu nie zostałbym ożywiony. Trzeba znaleźć jakiś sposób na powrót. Może znajdę jakąś stację badawczą, których tu jest kilka i podpierdolę im jakiś pojazd..." – Pomyślał, po czym ruszył na poszukiwania.

Jednak, w pewnym momencie, ujrzał on na śniegu jakąś leżącą postać. Zdziwiło go to, gdyż przecież w tym miejscu świata nie było ludzi, a jak już to naukowcy. Mimo wszystko, podszedł bliżej aby sprawdzić, kto to był. Okazało się, że była to jakaś trzęsąca się z zimna dziewczynka, na oko w wieku trzech lat.

„Co ona tu robi? I gdzie są jej rodzice? Jakim to sadystą trzeba być aby wywieźć małe dziecko w te tereny..." – Pomyślał po ujrzeniu tego.

Mimo wszystko, w pewnym momencie, poczuł on ukłucie w sercu. Zrobiło mu się jej żal. Nie wiedział jednak, dlaczego. Zwykle był obojętny na los ludzki. To był pierwszy raz, kiedy było mu kogoś żal. Postanowił jej pomóc. Podszedł więc do niej...


Tymczasem, dziewczynka powoli zamarzała. Czuła, że Antarktyda będzie jej grobem. Lecz, chwilę później, usłyszała czyjeś kroki. Nie przejęła się tym. Myślała, że to tylko jakiś naukowiec, który sobie przejdzie i ją ominie. Jednak, kilka sekund później, poczuła na swoim zamarzającym ciele czyjąś ciepłą dłoń. Od razu przez jej ciało przeszła gęsia skórka. Odwróciła się.


Kiedy to zrobiła, ujrzała zakapturzoną postać. Nie widać było jego twarzy. Przez mrok kaptura, który miał na głowie, widać było tylko jego żółte, nieco świecące się oczy oraz nienaturalnie długi nos. Na sobie miał długi, brązowy płaszcz, a w ręku trzymał nienaturalnie wygięty kij.


Widząc go, przypomniała sobie, kim był. Rodzice opowiadali jej o nim i na końcu swojej opowieści zawsze dodawali:

- I mamy nadzieję, że cię znajdzie i zabije. Będziesz miała to, na co zasługujesz.

W tym momencie, wydało się, że ona się jego bała. Bowiem lekko się skuliła oraz ze strachu powiększyły jej się oczy.

- Nie bój się mnie. Ja nie chcę cię skrzywdzić. Chcę ci pomóc. – Powiedział

- Ty...Ty nie chcesz mnie zabić? Moi rodzice, jak mi o panu opowiadali, to mówili, że bezwzględnie zabija pan każdego... - Rzekła ze zdziwieniem w głosie.

- Ah, te stereotypy. Fakt, zabijam ludzi, ale muszę mieć ku temu powód. A nie mam powodu, aby cię zabić.

Po tej rozmowie, pomógł jej wstać, a następnie chwycił ją za rękę, gdyż wyglądała tak, jakby nie miała siły iść, po czym oboje ruszyli w poszukiwaniu drogi powrotnej do bazy Grzegorza.


Szli powoli, bowiem nie miała ona siły iść szybciej. W pewnym momencie, Grzegorz spytał:

- W ogóle, to jak się nazywasz? I gdzie są twoi rodzice?

- Nazywam się Laura Horodecka. Nie wiem, gdzie są moi rodzice. Kiedy miałam dwa lata, czyli rok temu, porzucili mnie tu. Aż w końcu ty mnie uratowałeś. A jak ty się nazywasz? – Odpowiedziała

- Nazywam się Grzegorz Antychryst.

- Dziwne nazwisko. Nie myślałeś, aby je zmienić?

- Nieee...Dobrze jest, jak jest.

Po tej rozmowie, ruszyli w dalszą drogę...


W pewnym momencie, doszli do krateru po wybuchu impulsatora. Widząc go, Laura spytała:

- Co tu się stało?

- Ech...Powiem ci to, jak troszeczkę podrośniesz. Teraz, po pierwsze, nie wiem czy mi uwierzysz, a po drugie, gdybyś się teraz o tym dowiedziała, mogłabyś się przestraszyć, bo mając trzy lata twój mózg jest jak gąbka. Chłonie wszystko. – Odpowiedział

- A kiedy dokładniej mi to powiesz?

- Jak będziesz miała, ja wiem, trzynaście-czternaście lat.

Po tej rozmowie, ruszyli w dalszą drogę. Jednak, nie mogąc znaleźć żadnego pojazdu, którym mogliby wydostać się z tego lodowego więzienia, Grzegorz powiedział:

- Dobra. Miałem tego nie robić, ale sytuacja mnie do tego zmusza.

Po czym wycelował dłonią w śnieg. Kilka sekund później, ujrzeli oni w tamtym miejscu błysk, a gdy zniknął on, zobaczyli czarny skuter śnieżny, którego wcześniej tam nie było. Widząc to, Laura spytała z zachwytem w głosie:

- Łaaaał! Ty umiesz materializować rzeczy?

- Tak. Potrafię zmaterializować każdy przedmiot istniejący na świecie. Dlatego np. nigdy nie brakuje mi pieniędzy. – Odpowiedział

- Jaaa! Fajne to!

- I czasem potrafi uratować życie.

Po tej rozmowie, oboje weszli na skuter. Laura usiadła z tyłu. Grzegorz zaś, najpierw okrył ją szczelnie kocem, który tam był, a następnie usiadł za sterami.


Jednak, jako iż to był jego wytwór, to i stery nie były normalne. Poza kierownicą, było tam dużo migających przycisków oraz dwie dźwignie do zmiany prędkości. Znajdowały się tam też guziki, na których były narysowane, świecące niebieską poświatą, pojazdy występujące na Ziemi, np. łódź, van, samochód osobowy, helikopter, etc. Po naciśnięciu jednego z nich, skuter zamieniał się w odpowiednią rzecz.


Po chwili, przesunął on dźwignie do połowy i chwycił kierownicę. W mgnieniu oka, skuter ruszył. Jechał prosto przed siebie, aby dojechać do Oceanu Arktycznego.


Tymczasem, Laura, która siedziała opatulona kocem, patrzyła na to wszystko z zachwytem. Nie podejrzewała, że już w wieku TRZECH lat mogła przeżyć przygodę.

„To jest takie fajne...Mam ledwo trzy lata, a już przeżyłam coś niesamowitego. W ogóle, ten skuter jest dziwny. Te przyciski nie wyglądają na ziemską technologię. No, ale w sumie ten pojazd to wytwór umysłu mego nowego opiekuna. Właśnie! Czy...Czy po powrocie do cywilizacji on odda mnie do Domu Dziecka?" – Myślała

Po chwili zaś, powiedziała ze strachem w głosie:

- Grzegorz...

- No? – Spytał

- Ale...Ale...Ty nie oddasz mnie po powrocie do cywilizacji do Domu Dziecka?

- No co ty. Oczywiście, że nie.

- Ufff...A już się bałam...

- Nie chcę niszczyć ci piętnastu lat życia.

- Czternastu. Za dwa dni mam urodziny.

- No widzisz. Wolę sam cię wychowywać, niż oddawać w ręce osób, które opiekowałyby się tobą dla pieniędzy.

Po tej rozmowie, nastała cisza. Słychać było tylko silnik skutera i mroźny, arktyczny wiatr. Lecz, w pewnym momencie, ujrzeli dwieście metrów od nich wody Oceanu. Widząc to, Grzegorz jakby nie zareagował. Lecz, gdy pojazd zaczął dotykać wody, szybko nacisnął przycisk zamieniający go (pojazd) w motorówkę. W ciągu paru setnych sekundy, przemienił się w motorówkę i dalej płynął już po wodze.

- Wow! To jest świetne! – Krzyknęła zachwycona dziewczyna po zobaczeniu tego.

- Prawda? – Odparł Grzegorz.

I zaczęli płynąć przed siebie. Jako, iż płynęli wystarczająco szybko, przepłynęli do brzegu w pół godziny. Po znalezieniu się sto metrów od lądu, Grzegorz położył palec na przycisku, który zamieniał obecną motorówkę w helikopter. Gdy zaczęła ona wpływać na ląd, szybko nacisnął guzik. Po zrobieniu tego, pojazd przemienił się w helikopter. Następnie, zaczął lecieć w kierunku Polski, czyli kraju, w którym mieszkał Grzegorz.


Lot zajął mu kilka godzin. Gdy był nad Polską, ujrzał że obecnie zachodziło tam słońce. Widząc, że raczej mało osób go zauważy, zniżył helikopter na bezpieczną wysokość i nacisnął przycisk, który zamieniał pojazd w vana. Chwilę potem, wylądował na ziemi w czarnym vanie, gdyż preferował ten typ samochodów. Jeśli już musiał jakimś jechać, to był to ten.


Do bazy dojechał w półtorej godziny. Kiedy wjechał do garażu i zaparkował, odpiął pasy i rzekł:

- Lauro! Jesteśmy na miejscu!

Lecz, nie usłyszał odpowiedzi. Od razu, lekko zaniepokojony, spytał:

- Lauro?

Ale i tym razem nie usłyszał informacji zwrotnej. Przerażony, że dziewczynie mogło się coś stać, gwałtownie odwrócił głowę. Po zrobieniu tego, ujrzał że po prostu spała ona. Kilka sekund potem, przez myśl przeszło mu, że umarła. Jednak, w pewnym momencie, westchnęła przez sen, co znaczyło, że żyła. Słysząc to, westchnął z ulgą. Po chwili, wyszedł z samochodu, wyjął dziewczynę ze środka, wziął ją na ręce i zamknął samochód na klucz. Po tym, wszedł do bazy i udał się do pomieszczeń mieszkalnych. Następnie, zaniósł śpiącą Laurę do pokoju, który od teraz miał być przeznaczony dla niej. Tam, położył ją na łóżku i okrył ciepłą kołdrą. Następnie, cicho wyszedł, zamknął drzwi i udał się do kuchni. Postanowił zrobić sobie kawę, gdyż wyjątkowo za nią przepadał, a dawno jej nie pił. Wstawił więc wodę i zaczął czekać. Po paru minutach, kiedy już ją zaparzył, wziął kubek i udał się do salonu. Tam, jako iż była już noc, włączył lampkę, usiadł na sofie i, czekając aż kawa trochę przestygnie, zaczął rozmyślać. Jednak, w pewnym momencie rozmyślań, jako iż on i jego rodzina potrafili rozmawiać ze sobą telepatycznie, usłyszał w myślach głos swego ojca, który mówił:

„Nie spodziewałem się tego po tobie."

„Czego?" – Spytał myślami Grzegorz.

„Tego, że mógłbyś uratować małe dziecko od śmierci."

„Rozumiesz to jako dobre czy złe? Bo nienawidzimy ludzi, a ja uratowałem człowieka..."

„Oczywiście, że jako dobre. Fakt, ta mała to dziecko ludzkie, a nie mieszkańców naszej planety, ale przecież to tylko dziecko."

„Tak w ogóle, skoro ty wszystko wiesz, to czy moi wrogowie żyją, czy są martwi?"

„Żyją, niestety..."

„Ech...Moja nadzieja wysadziła się jak islamski terrorysta."

„Plus jeden do porównań."

Po tej rozmowie, na resztę nocy zapanowała cisza...


Od następnego dnia, Grzegorz opiekował się Laurą, jakby ta była jego biologiczną córką. Poza zapisaniem jej do przedszkola i opiekowaniem się nią, potajemnie, w piwnicy, knuł jak zniszczyć świat i tam też walczył z wrogami. Laura zaś, z każdym rokiem zapominała o swojej przeszłości i żyła wierząc, że Grzegorz to jej biologiczny ojciec, a matka zmarła.


PIĘTNAŚCIE LAT PÓŹNIEJ.

Był rok dwa tysiące dwudziesty ósmy. Od odnalezienia Laury na Antarktydzie przez Grzegorza, minęło ładne piętnaście lat. Dziewczyna miała osiemnaście lat. Była w szkole dobrą uczennicą. Obecnie chodziła do klasy pierwszej technikum na profilu techniki technologii chemicznej. Jednak, nie była już normalną. W szesnaste urodziny, czyli dwa lata temu, zyskała dwie nadprzyrodzone zdolności: czytanie w myślach i umiejętność wysysania z ludzi dusz. Oprócz tego, zastanawiała się też, co Grzegorz od piętnastu lat codziennie robił w piwnicy.


Grzegorz zaś, miał tysiąc trzysta sześćdziesiąt dwa lata. Jako iż jego obowiązek opieki nad Laurą się zmniejszył, bo była ona pełnoletnia, miał więcej czasu aby próbować realizować cel, do którego został powołany. Niestety albo i stety, ciągle jego plany niweczyli jego wrogowie.


Któregoś dnia, tego samego roku, kiedy Laura poszła do szkoły, Grzegorz zaczął myśleć:

„Ona jest już pełnoletnia. To odpowiedni czas aby uzmysłowić jej prawdę. Że ja nie jestem jej ojcem, a matka chciała ją zabić. Że odnalazłem ją piętnaście lat temu, umierającą z zimna, na Antarktydzie. Że to ja uratowałem jej życie. I o tym kraterze."

Postanowił jej to powiedzieć tego samego dnia. Zaczął więc czekać na jej powrót, przy okazji zajmując się swoimi sprawami.


Około godziny siedemnastej, gdyż Laura kończyła tego dnia o szesnastej plus powrót do bazy zajmował jej godzinę, Grzegorz usłyszał otwierające się drzwi frontowe oraz głos Laury, która wołała:

- Jestem!

W tym momencie, Grzegorz, jako iż był niedaleko głównego pomieszczenia bazy, wyszedł tam, po czym podszedł do Laury, objął ją i rzekł:

- Chodź ze mną. Musimy porozmawiać.

- Coś się stało? – Spytała

- Nie. Ale to może zmienić twoje dotychczasowe życie. Mimo to, musisz poznać prawdę.

- No dobrze.

Po czym, oboje poszli do salonu. Gdy tam byli, Grzegorz rzekł:

- Proszę, usiądź.

Kiedy zaś to zrobiła, on również usiadł i rzekł:

- Posłuchaj. Uwierz mi lub nie, ale ja nie jestem twoim biologicznym ojcem. Stopień pokrewieństwa między nami wynosi okrągłe zero procent. Nie jestem także twoim ojczymem ani legalnym, przydzielonym opiekunem prawnym. Opiekuję się tobą, że tak powiem, nielegalnie. W sumie, gdyby nie ja, od piętnastu lat byłabyś martwa, a pokonałaby cię hipotermia. Bowiem, gdy miałaś trzy latka, odnalazłem cię umierającą z zimna na Antarktydzie. Później powiedziałaś mi, że gdy miałaś dwa lata, twoi psychopatyczni rodzice wywieźli cię tam, abyś umarła. A co ja tam robiłem? To trochę niewiarygodne dla normalnego człowieka, ale ja chciałem i nadal chcę zniszczyć świat. Tak. Czemu? To już sprawa prywatna, której nie mogę powiedzieć. Wtedy też, obiecałem ci w przyszłości opowiedzieć o wielkim kraterze, który tam widzieliśmy. Był to efekt wybuchu impulsatora, czyli urządzenia, które moi wrogowie mieli ustawić w trzech odpowiednich miejscach na Ziemi, zwanych Miejscami Przeznaczenia, aby nie dopuścić do apokalipsy. Przez wybuch ja zginąłem, a świat został uratowany po raz któryś. Ale żyję, bo mnie da się wskrzesić. Tak. Powracam, jak ma być kolejny koniec świata.

W tym momencie nastała cisza. Słychać było tylko pracujące komputery z głębi bazy. Kilka chwil potem, Laura powiedziała zdziwionym głosem:

- G-Grzegorz...Ale jak to? Jak można chcieć zniszczyć świat?

- Normalnie. Od setek lat próbuję. – Odpowiedział

- SETEK?! To ile ty masz lat?!

- Tysiąc trzysta sześćdziesiąt dwa. Urodziłem się w sześćset sześćdziesiątym szóstym roku. Tyle lat, ile ty masz, miałem w roku sześćset osiemdziesiątym czwartym. A sto lat miałem w siedemset sześćdziesiątym szóstym roku.

- JAKIM CUDEM?! Jeśli być był normalnym człowiekiem i miał dożyć, powiedzmy, stu czternastu lat, powinieneś umrzeć w siedemset osiemdziesiątym roku, czyli powinieneś być martwy od tysiąca dwustu czterdziestu ośmiu lat! Ludzie nie mogą dożyć stu dwudziestu lat, a co dopiero tysiąca!

- Sposób, dzięki któremu tyle żyję, jest tajemnicą.

- Ech...Ten świat jeszcze nie raz mnie zaskoczy. W ogóle, to dziękuję, że wtedy uratowałeś mnie przed śmiercią.

- Nie ma za co. To było bezinteresownie.

Po tej rozmowie, oboje wstali i zajęli się swoimi sprawami. Jednak, dalsze życie dziewczyny, po poznaniu prawdy na temat jej opiekuna oraz jej przeszłości, zmieniło się na zawsze. Mimo wszystko, postanowiła pomóc Grzegorzowi w realizacji jego celu, gdyż zawsze twierdziła, że każdy, nie ważne jak dziwne ma marzenia, ma prawo je realizować i być szczęśliwym.


Jednak, ta decyzja, zapoczątkowała pasmo przygód ich obojga...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top