XXXVI
Przemierzając w wyznaczonym przez mężczyznę kierunku szukaliśmy każdego śladu, który mógł pozostawić Guk.
ㅡ Jungkook! ㅡ Krzyknąłem w głąb lasu. Odpowiedziała mi cisza. Westchnąłem ciężko patrząc na kuzyna. ㅡ Robi się zmrok. Powinniśmy rozbić obóz.
ㅡ W nocy las jest niebezpieczny. Kilku z żołnierzy stanie na straży. Potem będzie zmiana. ㅡ Odparł schodząc z konia co także zrobiłem.
ㅡ Tak. ㅡ Przyznałem zdejmując z wierzchowca materiały potrzebne do rozbicia namiotu. ㅡ Wszystko w porządku Jung-hyung?
ㅡ Nigdy nie spałem w lesie. To trochę przerażające.
ㅡ To nic strasznego.
ㅡ Spałeś w lesie?
ㅡ Gdy jeździłem z ojcem na polowanie do czego mnie zmuszał, bo chciał mnie wychować na mężczyznę, ale nie miałem serca zabijać niewinne zwierzęta. Wolałem, gdy robił to ktoś inny, ale nie na moich oczach.
ㅡ Rozumiem.
Kilka minut później wszystko było gotowe. Rozpaliliśmy ognisko siadając wokół niego.
ㅡ Wyruszymy o świcie, a wtedy rozdzielimy się na dwie grupy. ㅡ Powiedział kapitan armi pokazując dwa różne szlaki, które mieliśmy spotkać na drodze.
ㅡ Myślę, że powinniśmy zboczyć z drogi. ㅡ Stwierdził mój szwagier.
ㅡ Nie będziemy tego robić. Możemy łatwo się zgubić. ㅡ Mruknął mężczyzna.
ㅡ Tak, jest takie ryzyko, ale gdy mój brat uciekł mówiliście, że pobiegł w głąb lasu. Może nie znalazł ścieżki tylko teraz się błąka. Jak mamy go znaleźć skoro maszerujemy tylko wzdłuż drogi? A może coś mu się stało? Przecież nie będzie leżeć na środku drogi i czekać na pomoc.
ㅡ Jung-hyung ma rację. Guk mógł pobiec wszędzie by zgubić barbarzyńców, który możliwe go gonili.
ㅡ Ale to nam teraz utrudnia poszukiwania. ㅡ Mruknął niezadowolony kapitan.
ㅡ Damy radę. Jeśli się rozdzielimy znajdziemy go szybciej.
Z samego rana, gdy tylko słońce wzeszło ruszyliśmy w drogę. Nie byłem porannym ptaszkiem, więc trochę senny rozglądałem się po bokach, lecz oczy same się kleiły, dlatego po kilku chwilach zasnąłem.
ㅡ Jimin. ㅡ Usłyszałem, a potem poczułem szturchnięcie. Ocknąłem się patrząc na Tae. ㅡ Nie śpij na koniu. Możesz spaść.
ㅡ Wybacz. Nie wyspałem się.
ㅡ Jak każdy z nas. Otrząśnij się. ㅡ Westchnął. Wziąłem głęboki wdech świeżego powietrza próbując obudzić swoje ciało, które wolało o łóżko. Po kilku minutach jakoś się wypierzyłem. ㅡ Tu się rozdzielamy. ㅡ Powiedział kuzyn patrząc na dwie ścieżki. ㅡ Pójdziemy tędy, a reszta tamtędy. Jeśli go znajdziecie wróćcie drogą powrotną i idźcie naszą.
ㅡ Tak jest.
***
Od dobrych kilku godzin błąkaliśmy się po lesie szukając Jungkooka. Zacząłem myśleć, że idziemy złą drogą, jednakże z daleka zauważyłem małą chatkę. Co prawda rozpadała się, ale nadal ktoś w niej mieszkał.
ㅡ Popatrz. ㅡ Powiedziałam pokazując kierunek.
ㅡ Może tam się ukrył. Sprawdźmy to.
Podjechaliśmy pod chatę, z której zaraz wyszedł jakiś mężczyzna. Nasz widok nie za bardzo go uszczęśliwił.
ㅡ Co wy robicie na mojej ziemi? Wynocha stąd. ㅡ Warknął.
ㅡ Poszukujemy...
ㅡ Nikogo tu nie było i nie będzie. Wynocha, ale już.
ㅡ Trzeba sprawdzić teren czy mówisz prawdę. ㅡ Mruknąłem. Albo naprawdę kochał tą swoją ziemię i samotność, albo nas wyganiał, bo coś ukrywał. Zeszliśmy z koni by bliżej być tego starca. ㅡ Widziałeś w lesie zabłąkanego mężczyznę?
ㅡ Mówiłem, że nikogo tu nie było. ㅡ Warknął. Spojrzałem na kuzyna, który skinieniem głowy kazał mi iść dalej, lecz niespodziewałem się, że mężczyzna mnie odepchnie. ㅡ Mówiłem coś.
ㅡ Ty chyba nie wiesz kim jestem. ㅡ Warknąłem poprawiając swoje ubranie.
ㅡ Nie obchodzi mnie kim jesteś. To mój dom i moje zasady. ㅡ Fuknął chwytając za siekierę, która była wbita w pinek. Po chwili żołnierze wyjęli miecze gotowy by ruszyć.
ㅡ Nie. Opuścić broń. ㅡ Powiedziałem łagodnie.
ㅡ Co ty wyprawiasz? ㅡ Szepnął Tae. Nie Odpowiedziałem patrząc w oczy staruszkowi. Mimo że był zły to w jego oczach zauważyłem smutek. Wtedy przypomniały mi się słowa Guka.
Wychowywałem się w lesie z dala od wioski. Chyba, dlatego by nikt mnie nie odnalazł.
ㅡ Ty... Miałeś syna tak?
ㅡ Co cię to obchodzi? ㅡ Powiedział.
ㅡ Jungkook? ㅡ Spytałem na co starzec złagodniał opuszczając narzędzie. ㅡ Był twoim synem, tak?
ㅡ Skąd... Skąd go znasz? ㅡ Spytał.
ㅡ To długa historia. Jeśli Pan nam pozwoli opowiem wszystko od początku.
ㅡ Jasne. ㅡ Pokazał gestem ręki na chatę. ㅡ Zapraszam. ㅡ Dodał. Już miałem ruszyć, lecz poczułem uścisk na nadgarstku.
ㅡ Nie znamy go. Nie wiemy jaki jest. Ja pójdę pierwszy, a potem Jung-hyung. Żołnierze zostaną na dworze. ㅡ Rzekł, chłopak. Skinąłem głową zgadzając się na ten plan. Z opowieści Jungkooka, jego ojciec bił go i był nieobliczalny, ale wierzę, że po jego stracie zrozumiał swój błąd.
Weszliśmy do środka zauważając, że ten budynek to czysta ruina i w każdej chwili może się zawalić. Na każdej ścianie była pleśń. Jak on mógł tutaj mieszkać?
Zajęliśmy miejsca przy stole, który również wyglądał na niestabilny.
ㅡ Coś do picia?
ㅡ Nie, proszę usiąść. Zacznę od tego, że jestem Królem tego Królestwa. ㅡ Powiedziałem, a po tym mężczyzna wstał kłaniając się.
ㅡ Przepraszam. Nie wiedziałem. Od lat jestem oddzielony od innych.
ㅡ To dlatego by ukryć porwane dziecko? ㅡ Uniosłem brew. Spojrzał na mnie zaskoczony. ㅡ Wszystko wiem, a Jungkook jest moim mężem. Jest także synem Króla i Królowej Jeon. Dlaczego akurat jego porwaliście?
ㅡ Jeszcze raz. Jungkook jest teraz Królem? ㅡ Spytał zaskoczony, a gdy skinąłem głową zaczął się bać.
ㅡ Nie traktowałeś go jak syna.
ㅡ Bo i tak nim nie był.
ㅡ To po co odebraliście go prawdziwym rodzicom?
ㅡ Bo moja żona nie mogła zajść w ciążę. Miałem plan, który nie wypalił.
ㅡ Jaki plan?
ㅡ Eh... Pomyślałem, że jak porwę królewskie dziecko, a potem je wychowam jako swoje... To za jakiś czas wrócę do zamku i....Aigoo. Tu chodziło tylko o pieniądze.
ㅡ Większej bzdury nie słyszałem. ㅡ Zaśmiałem się.
ㅡ Ale taka prawda. Nie wyszło, bo ten gnojek uciekł. Zresztą gówno mnie obchodzi. Nic nie umiał, oprócz tego grania na kupię drewna. Strata czasu. ㅡ Mruknął. Zacisnąłem ręce w piąstki nie mogąc uwierzyć w to co mówi. Porwał go, wychował i jeszcze ma pretensje. Bym go zamknął w lochu, ale na życzenie Guka tego nie zrobię. Miał szczęście.
ㅡ Jak możesz? ㅡ Warknąłem.
ㅡ Nie ty go wychowywałeś, więc nie odzywaj się na ten temat.
ㅡ A ty nie odzywaj się w ten sposób do Króla. ㅡ Warknął Tae. Teraz zdałem sobie sprawę, że naprawdę źle rządziłem Królestwem skoro nawet moi poddani nie mieli do mnie szacunku. Dzięki Kookowi nie musiałem udawać gbura, ale dzięki temu każdy miał do mnie respekt. Nie mogło tak być.
ㅡ Koniec. Tae bierz go. Idzie do lochu. ㅡ Fuknąłem wstając z miejsca. ㅡ Za porwanie i za znieważenie Króla. ㅡ Dodałem wychodząc z chaty słysząc krzyki mężczyzny, że nic nie zrobił.
*********************
31.01.23
Hejka
Jak wam się podoba?
Miłej nocy kochani 🥰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top