XVI
Następnego dnia w zamku już każdy wiedział o zaręczynach, dlatego na tę okazję przygotowywaliśmy przyjęcie. Jednakże bałem się co na to mój ojciec. Zaakceptuje nas? Wydziedziczy mnie?
ㅡ Nie stresuj się. Będzie wspaniale. ㅡ Powiedział starszy przytulając mnie, gdy oglądałem spadający śnieg. Uwielbiałem go oglądać. Wyglądało to magicznie.
ㅡ Jak spędzasz święta?
ㅡ A mam z kim?
ㅡ Możesz ze mną.
ㅡ To w takim razie z tobą. ㅡ Uśmiechnął się szeroko.
ㅡ Mogę zadać pytanie? Kiedy masz urodziny?
ㅡ Już miałem. Trzynastego października. ㅡ Odparł.
ㅡ Nie wiedziałem. Przepraszam. Wszystkiego najlepszego skarbie. ㅡ Musnąłem go w czoło.
ㅡ Nie musisz przepraszać. Nie wiedziałeś, ale dziękuję. Będzie dużo śniegu.
ㅡ Ulepimy bałwana? O! I porzucamy się śnieżkami.
ㅡ Co to takiego?
ㅡ Nie wiesz? ㅡ Zdziwiłem się.
ㅡ Rodzice zakazywali mi wychodzić z pałacu, bo bali się, że zachoruje.
ㅡ We wioskach zawsze lepili bałwana, a także były bitwy na śnieżki. Chodź. Pokaże ci. ㅡ Chwyciłem go za rękę prowadząc do komnaty, gdzie ciepło się ubraliśmy. Następnie poszliśmy do ogrodu. ㅡ Ze śniegu robisz małą kulkę. ㅡ Zacząłem lepiąc śnieżkę. ㅡ A potem po prostu rzucasz nią w kogoś. ㅡ Dodałem robiąc zamach i rzucając w starszego, który ze strachu się odsunął i poślizgnął. ㅡ Wszystko w porządku? ㅡ Spytałem pomagając mu wstać.
ㅡ Tak, ale chyba rozumiem zasady. ㅡ Zaśmiał się biorąc odrobinę białego puchu i nim zdążyłem zareagować dostałem śnieżką w głowę. ㅡ Boże przepraszam. ㅡ Zakrył usta.
ㅡ Nie, właśnie o to chodzi. ㅡ Zaśmiałem się otrzepując włosy. ㅡ Zaczynamy zabawę. ㅡ Powiedziałem odchodząc kawałek od niego lepiąc kilka kul. Gdy chciałem rzucić poczułem ból na twarzy i rozchodzące się zimno.
ㅡ Przepraszam nie chciałem. ㅡ Zawołał przejęty podbiegając. ㅡ Bardzo boli? ㅡ Spytał wycierając mi policzki.
ㅡ Chim nie przepraszaj, za każde trafienie. Baw się tym.
ㅡ Ale to na pewno cię bolało.
ㅡ Tylko troszeczkę, ale żyje. ㅡ Uśmiechnąłem się muskając jego usta. ㅡ Zacznijmy od nowa.
ㅡ Nie. Wracajmy już do środka. ㅡ Westchnął kierując się do wyjścia. Nie czekając rzuciłem w niego śnieżką, potem kolejną. ㅡ Przestań.
ㅡ Zmuś mnie. ㅡ Powiedziałem rozbawiony rzucając kolejny raz, że dostał w klatkę piersiową.
ㅡ Doigrałeś się. ㅡ Warknął zbierając śnieg. Ze śmiechem oddawaliśmy sobie nawzajem. Bawiłem się świetnie i jak nigdy. Mógłbym tak w nieskończoność.
ㅡ Dobrze, wracajmy do środka. ㅡ Zaśmiałem się podchodząc do starszego i chwytając jego dłonie, które zacząłem ogrzewać swoim oddechem.
ㅡ Jesteś kochany. ㅡ Szepnął. Zarumieniłem się spuszczając głowę, ale nie zaprzestałem swojej czynności. Po kilku minutach, gdy ręce chłopaka były odrobinę ciepłe weszliśmy do zamku idąc do komnaty się przebrać i wziąć gorącą kąpiel czego Wasza Wysokość sobie zażyczył.
ㅡ Pójdę do siebie. Przebierz się.
ㅡ Chcę się z tobą kąpać. ㅡ Powiedział jak małe dziecko.
ㅡ Sam powiedziałeś, że pokażesz swoje ciało po ślubie.
ㅡ Założę piżamę nocną. Jest cienka i długa. Proszę Gukie. ㅡ Jęknął niezadowolony ciągnąc moją osobę do łaźni, gdzie czekała na nas gorąca woda w ogromnej wannie. Piękny zapach kwiatowych olejków rozchodził się po całym pomieszczeniu.
ㅡ Będzie ci wygodnie?
ㅡ Chcę się z tobą kąpać. ㅡ Szepnął wpijając mi się w usta co natychmiast oddałem obejmując go w pasie. ㅡ Ah poczekaj. ㅡ Dodał wychodząc z pomieszczenia by wrócić po kilku chwilach. ㅡ Musiałem wyrzucić służące. Wybacz za spóźnienie. Na co czekasz? Rozbieraj się. ㅡ Rozkazał. Posłusznie zacząłem zdejmować co rusz kolejną warstwę ubrania aż w końcu stałem przed nim całkowicie nagi. ㅡ Skąd to masz? ㅡ Spytał dotykając bliznę, którą miałem na klatce piersiowej.
ㅡ To nic.
ㅡ Co zrobiłeś? Musiałeś być bardzo ranny.
ㅡ Miałem wtedy szesnaście lat. ㅡ Zacząłem. ㅡ Chodziłem po lesie. To był taki.... górzysty las. Poślizgnąłem się i sturlałem na dół. Na nieszczęście było coś ostrego i stąd to mam.
ㅡ Bardzo bolało?
ㅡ Okropnie. ㅡ Posłałem mu lekki uśmiech. ㅡ Ale dałem radę wrócić do domu. ㅡ Szepnąłem przejeżdżając palcem po bliźnie.
ㅡ Mimo wszystko i tak masz piękne ciało. ㅡ Rzekł kładąc dłonie na moim brzuchu patrząc mi w oczy.
ㅡ Na pewno masz piękniejsze. No nic. Wejdźmy do wody, bo wystygnie.
ㅡ Masz rację.
***
ㅡ Jutro muszę wracać do domu. Przyjadę na nasze przyjęcie. ㅡ Stwierdziłem obejmując go ramieniem, gdy leżeliśmy razem wtuleni w łóżku.
ㅡ Zostań. Po co jeździć dwa razy?
ㅡ Nie chcę by ojciec wysłał żołnierzy. To dla twojego bezpieczeństwa.
ㅡ Rozumiem. Będę tęsknił. ㅡ Wyznał chowając twarz w moim zagłębieniu szyi.
ㅡ Ja bardziej. ㅡ Rzekłem, a po chwili usłyszałem burczenie w brzuchu. ㅡ Ktoś tu jest głodny.
ㅡ Nieprawda.
ㅡ Przestań mnie okłamywać. ㅡ Fuknąłem. ㅡ Musisz w końcu o siebie dbać. Wiesz ile schudłeś? Miałeś takie słodkie, pucate policzki. Teraz ich nie ma.
ㅡ I co z tego? Nie jestem głodny i czuję się dobrze.
ㅡ Nie chcę byś zachorował.
ㅡ Nic mi nie będzie. ㅡ Mruknął.
ㅡ Jiminnie... ㅡ Westchnąłem ciężko. ㅡ Idziemy jeść.
ㅡ Nie. Nie jestem głodny. Nie zmuszaj mnie. To rozkaz.
ㅡ Zasłaniasz się swoim statusem? ㅡ Fuknąłem wstając z łóżka. ㅡ Tak nie można.
ㅡ Dlaczego? Jestem Królem, mam prawo.
ㅡ Wiesz co? W porządku. Nie dbaj o siebie, nie jedz, cokolwiek, ale nie każ mi na to patrzeć. Wracam do domu już teraz. ㅡ Warknąłem opuszczając komnatę kierując się ku wyjściu z zamku.
ㅡ Jungkook poczekaj. ㅡ Zawołał łapiąc moją dłoń. ㅡ Nie wyjeżdżaj.
ㅡ Mam prawo. ㅡ Wyrwałem się omijając go i idąc przed siebie.
ㅡ Obiecuję, że będę jadł! ㅡ Krzyknął, lecz to mnie nie przekonało. Wyszedłem na zewnątrz podchodząc do stajni. ㅡ Jungkook proszę cię. ㅡ Powiedział uniemożliwiając mi zabranie siodła. ㅡ Będę o siebie dbał, będę jadł. Wszystko tylko nie wyjeżdżaj.
ㅡ Kłamiesz. ㅡ Mruknąłem.
ㅡ Nie. Przysięgam. Przepraszam cię.
ㅡ Spójrz mi w oczy i to powiedz. ㅡ Poprosiłem patrząc na niego poważnie. Starszy milczał, a kiedy na mnie spojrzał odwrócił wzrok. ㅡ Nie umiesz kłamać. ㅡ Oznajmiłem. Czyli coś nas łączyło.
ㅡ A-ale przysięgam... ㅡ Rozpłakał się. ㅡ Zostań.
ㅡ Idź do środka. Przeziębisz się.
ㅡ Kookie błagam.. ㅡ Przytulił mnie.
ㅡ Jeśli pójdziesz teraz coś zjeść i...
ㅡ Ale ja nie jestem głodny. Zrozum.
ㅡ Dlaczego znowu mnie okłamujesz? ㅡ Odsunąłem go. ㅡ Słyszę, że burczy ci w brzuchu. Przestań w końcu. Dobrze, skoro tak. Odwołaj przyjęcie zaręczynowe. Nie przyjadę na nie. ㅡ Fuknąłem biorąc siodło, które położyłem na koniu.
ㅡ Nie mówisz poważnie?
ㅡ Mówię śmiertelnie poważnie.
ㅡ Dlaczego chcesz mnie zmusić do czegoś czego nie chcę?
ㅡ Bo się o ciebie martwię?
ㅡ Nie potrzebuję troski. ㅡ Wyszlochał.
ㅡ W takim razie nie potrzebujesz też mnie. ㅡ Odparłem ściągając pierścionek zaręczynowy, który podałem chłopakowi. ㅡ Żegnaj.
ㅡ J-jungkook...
Ubrałem do końca konia i bez słowa wsiadłem na niego odjeżdżając.
*****************
08.12.22
Hejka
Jak wam się podoba?
Miłej nocy jeśli ktoś nie śpi 💖
Miłego dnia życzę 💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top