» 3

- Czyli faktycznie nie poszedłeś na studia - wchodząc do jadalni ze złotą paterą w dłoniach usłyszałam, jak pani Jeon wzdycha z rezygnacją.

- Kochanie, daj mu z tym spokój - odezwał się jej mąż. - Właściwie nie potrzebuje studiów.

No tak. Dlatego, przez taki tok myślenia jego rodziców, jest takim bałwanem. Mimo wszystko jednak jego ojciec jest o niebo lepszy od matki.

Ustawiłam paterę na środku stołu, przy okazji czując, jak wzrok chłopaka skierowany jest na mnie.

- Skye, mogłabyś przynieść mi trochę wody? - zapytał.

Skinęłam tylko głową, biorąc do rąk dzbanek, który faktycznie okazał się pusty.

- Czyli zmarnował te trzy lata na podróże i bezsensowne śpiewanie z wujkiem - prychnęła matka chłopaka, na co przeniósł swój wzrok na nią, a ja wyszłam z powrotem do kuchni.

W pomieszczeniu zauważyłam Nasira, ogrodnika po trzydziestce, stojącego przy lodówce z ogórkiem kiszonym w dłoni.

- Czy w tym domu naprawdę nie ma baklawy? - mruczał do siebie, przeszukując wolną ręką półki urządzenia.

- Ciocia stwierdziła, że masz być na diecie - powiedziałam, na co mężczyzna podskoczył i spojrzał na mnie przestraszony.

Widząc jego minę, nie mogłam się nie zaśmiać.

- Śmiej się - prychnął. - Ciekawe, kto będzie przycinał te wszystkie drzewka, kiedy przez ciebie padnę na zawał.

- Wybacz, Nasirze - odparłam z uśmiechem. - Ale mówiłam poważnie, ciocia zakazała ci jeść baklawę - z tymi słowami podeszłam do zlewu, by nalać do innego dzbanka wody, uprzednio układając ten przyniesiony z jadalni na blat obok.

- No i ona zwariowała - pokręcił smutno głową, przez co jego brązowe loki poruszyły się delikatnie. - Swoją drogą, Skye - w ułamku sekundy się rozweselając, podszedł do mnie, kiedy oparłam się o szafkę czekając, aż filtr załatwi swoją robotę i będę mogła odnieść wodę do rodziny przy stole. - Czyż nasz Jungkookie nie wyprzystojniał?

- Czemu pytasz o to mnie? - prychnęłam, krzyżując ręce na piersi. - Nie przyglądam mu się.

- Widziałem to - wyszczerzył się. Zmarszczyłam delikatnie brwi. - Jak wysiadłaś z jego samochodu.

O nie.

- Tylko mnie podwiózł - zaczęłam wyjaśniać pośpiesznie. - Padało, a on przejeżdżał akurat drogą, którą wracałam...

Na moje słowa Nasir jedynie potakująco kiwał głową, jakbym mówiła jakieś głupoty, a on miał ze mnie ubaw.

- Nie mów cioci - poprosiłam, ucinając moje wyjaśnienia, które starszy i tak uważał za nieprawdziwe i śmieszne.

- A co będę miał w zamian? - zagadnął, wciąż szeroko się uśmiechając.

- Baklawę.

- Dwie. Jedna musi zostać na czarną godzinę.

- Dobrze, dwie baklawy, tylko proszę...

- Skye, co ty tu tak długo robisz? - nagłe syknięcie ciotki sprawiło, że tym razem oboje podskoczyliśmy.

- Wo... Woda się jeszcze nie przefiltrowała - zająknęłam się lekko, wskazując na dzbanek, w którym resztka wody właśnie zlatywała.

Kobieta skinęła głową, jednocześnie przenosząc wzrok na Nasira i zmrużyła oczy, widząc jego nadgryzionego ogórka.

Mężczyzna zacisnął usta, żeby się nie roześmiać i schował warzywo za plecami. Ja również próbowałam zachować powagę, ale z całym komizmem tej sytuacji było naprawdę ciężko – czym prędzej więc przelałam, dobrą już, wodę do poprzedniego dzbanka i wróciłam do jadalni, gdzie z wycieńczenia umierał syn tego domu.

Kiedy weszłam do pomieszczenia, pani Jeon rzuciła mi karcące spojrzenie.

- Nalej wody nam wszystkim - poleciła sucho.

Skinąwszy głową, spuściłam wzrok i zaczęłam rozlewać przezroczystą ciecz kolejno pani domu, jej mężowi i córce. Przy Jungkooku ucieszyłam się, że skorzystam z faktu, że jest zajęty rozmową z ojcem, jako że musiałam bardziej wyciągnąć rękę po jego szklankę; wszystko byłoby pięknie, gdyby nie moja ukochana przyjaciółka.

Przysięgam, kocham ją i nienawidzę jednocześnie!

W jednej chwili szłam, żeby napełnić szklankę jej brata, a w drugiej, wciąż z dzbankiem do połowy wypełnionym wodą, leciałam. 

Prosto na niego.

W ostatnim jednak momencie blondyn odwrócił głowę i wstał jak oparzony, jednocześnie łapiąc mnie w talii i kompletnie ignorując lejącą się na podłogę wodę.

- Skye! - krzyknęła rozwścieczona pani Jeon.

- Wszystko w porządku? - chłopak zapytał cicho, a ja starałam się opanować moje rozszalałe serce.

- Tak - odchrząknęłam i szybko odsunęłam się od niego, próbując ignorować przepiękny zapach piżma i na powrót zwieszając głowę. - Bardzo przepraszam. Nie...

- Natychmiast to posprzątaj - starsza przerwała mi, cedząc przez zęby. - Albo zawołaj Nathalie, ona umie wykonywać swoją pracę.

- Mamo, to moja wina - odezwała się WooGi. - Nieświadomie podstawiłam jej...

- Rusz się - jej również przerwała.

Skinęłam i w pośpiechu wróciłam do pomieszczenia dla służby.

- Rozlałam wodę - powiedziałam na wstępie. - Pani Jeon woli, żebyś ty to posprzątała.

Czułam, jak ciocia zmierzyła mnie surowym spojrzeniem, zanim wzięła do ręki mop i wiadro, następnie zostawiając nas.

- Czyżby nasz panicz aż tak cię oczarował? - Nasir, obierając pistacje przy stoliku, podniósł na mnie wzrok.

- Nasir! - syknęłam ostrzegawczo, na co mężczyzna zaczął chichotać.

Mimo wszystko, kiedy to robił, wyglądał jak uśmiechnięty szczeniak; nie mogłam się więc nie prychnąć rozbawiona.

Szybko jednak spoważniałam, uświadamiając sobie, że, jeśli nie chcę narazić pracy mojej cioci albo mojego mieszkania tutaj, będę musiała być bardziej uważać na to, co robię, kiedy już będę potrzebna... Albo nawet, jeśli nie będę.

**

Nie pomagałam przy sprzątaniu ze stołu, ale przy zmywaniu już tak.

W końcu, po niecałej godzinie, udałam się do swojego pokoju i rzuciłam na łóżko, chowając twarz w poduszkę.

Mimo wszystko, ten dzień nie należał do łatwych. Bynajmniej psychicznie dla mnie!

Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, jęknęłam cicho i podniosłam się do siadu, przy okazji wołając "Proszę!".

Widząc, że to WooGi, z powrotem rzuciłam się na plecy.

- Nie odzywaj się do mnie dzisiaj - mruknęłam, zamykając oczy.

- Tylko dzisiaj? - zapytała i poczułam, jak siada obok mnie.

- Zastanowię się.

Dziewczyna zaśmiała się lekko, po czym klepnęła mnie w udo.

- Auć? - podniosłam się na łokciach. - To ja powinnam cię uderzyć.

- Teoretycznie przepraszam - powiedziała, przesuwając się tak, by usiąść po turecku.

- A praktycznie? - westchnęłam; wiedziałam bowiem, że czyny i słowa Koreanki zawsze mają drugie dno.

- Nie przepraszam, bo musiałam coś sprawdzić.

- WooGi - jęknęłam ponownie, sfrustrowana. - Przez to twoje sprawdzenie twoja mama chciała mnie zabić wzrokiem. Dosłownie przebijała mnie na wylot.

- Wiem, dlatego to ta teoretyczna strona.

- Dostałaś przynajmniej odpowiedź, jaką chciałaś?

- Powiedzmy... - mruknęła, jakby zamyślona. Szybko jednak spojrzała na mnie z uśmiechem, który oznaczał, że ma w głowie jakiś szatański plan. - Chodźmy na imprezę.

Spojrzałam na nią jak na głupią.

- Ty tak na poważnie? - prychnęłam, a w moim głosie rozbawienie mieszało się z niedowierzaniem. Kiedy dziewczyna skinęła głową, dodałam. - Zwariowałaś, tak? Twoja mama zapewne teraz czeka, aż popełnię jakiś głupi błąd, żeby mnie stąd wyrzucić, a ty chcesz iść ze mną na jakąś imprezę?

- Nie przesadzaj, Skye - Koreanka przewróciła oczami. - Wyjaśniłam jej, że to moja wina. Poza tym, nie mam zamiaru siedzieć przez całe trzy miesiące w domu.

- Jesteś pewna, że chcesz, żeby dostała zawału, bo poszłaś na imprezę ZE MNĄ? - zapytałam, podnosząc się do siadu.

- Nie mów o sobie, jakbyś była trędowata - tym razem brunetka mnie nie żartobliwie klepnęła, a uderzyła z użyciem siły. - Przygotuj się psychicznie, bo widzę, że tego potrzebujesz, a ja pójdę się przyszykować i wrócę, żeby to samo zrobić z tobą - kończąc to zdanie, wybiegła z mojego pokoju.

Westchnęłam ciężko. Jakże mogłabym myśleć, że kiedy WooGi wróci do rezydencji, będzie spokojnie?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Muszę od nowa przyzwyczaić do wstawiania rozdziałów, bo na śmierć o nim zapomniałam 😬

Udanego tygodnia~! 🖤

Edit: Serio, kompletnie o nim zapomniałam i tym razem 🤣 

Ale już jutro grudzień! U was jest już śnieg czy to jeszcze nie ten czas? ❄️👀

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top