» 18

- Myślałaś, że jestem taka głupia? - odezwała się aż nazbyt spokojnie, zatrzaskując za sobą drzwi.

Gdyby nie ten paraliżujący strach, zapewne z szacunku – i obowiązku – bym wstała, ale dosłownie zastygłam w pozycji siedzącej.

Pani Jeon natomiast, patrząc na mnie z pogardą, podeszła nieco bliżej. Miałam wrażenie, że jej obcasy są aż nazbyt głośne w tym momencie.

- Dałam tobie i Nathalie dach nad głową, a ty tak się wszystkim odwdzięczasz? - zapytała jadowicie, przekrzywiając lekko głowę w bok.

- Nie wiem o czym... - wyjąkąłam. Chciałam zaprzeczyć jej podejrzeniom, ale jej samo spojrzenie było tak przerażające, że nie umiałam sklecić porządnego zdania.

- Chcesz powiedzieć, że nie widziałam właśnie Jungkooka wychodzącego z twojej sypialni?

Cholera. CHOLERA!

Wiedziałam, że narobi sobie tym kłopotów.

- Szkoda, że zawiodłaś swoją ciotkę, głupia dziewczyno - prychnęła. - Naprawdę myślałaś, że to się wam uda? Jeśli mój syn dziwnym trafem nie postanowił się tobą pobawić, to postaram się, żeby wrócił po rozum do głowy, a wy...

Błagam, tylko nie zwalniaj cioci, błagam...

- TY - poprawiła się. - Wyjedziesz.

Przełknęłam ciężko ślinę.

- Proszę pani...

- Nie ma dla ciebie miejsca w moim domu, rozumiesz? Nie ma tu miejsca dla kogoś, kto tak odpłaca się ludziom za ich dobroć.

Zacisnęłam usta. Kłótnia z nią o tę kwestię nie była dobrym pomysłem.

- Mam tutaj studia - powiedziałam w końcu, chociaż nie zabrzmiało to tak pewnie, jak zamierzałam. - Nie mogę z nich zrezygnować na ostatnim roku.

- Możesz je skończyć na innym uniwersytecie. Rozmawiałam już z moim znajomym w Miami. Klimat tam jest podobny, jeśli z tym też miałabyś problem.

Rozmawiała już, a dopiero się dowiedziała? Czy ona...?

- Słucham? - wydukałam tylko, zdając sobie sprawę, że najwyraźniej nie byliśmy tacy sprytni, jak myśleliśmy.

- Naprawdę miałaś nas za głupców, co? - prychnęła z dobrze wyraźną pogardą w głosie. - Podejrzewamy to od jakiegoś czasu, ale Nathalie przekonywała mnie, że trzymasz się od Jungkooka z daleka. Szkoda, że tak jej się za to wszystko odpłaciłaś.

Tym razem nic nie odpowiedziałam, bo czułam, że jak tylko otworzę usta, to się rozpłaczę. Myśl, że ciocia...

- W nocy kierowca cię zawiezie - kobieta kontynuowała. - Nathalie pomoże ci się spakować - dokończyła z tonem nieznoszącym sprzeciwu i odwróciła się. Nim jednak podeszła do drzwi, rozejrzała się po moim pokoju i zanim zdążyłam zarejestrować, co ma w zamiarze, zabrała mojego laptopa i komórkę, którą zdążyłam już położyć na szafce nocnej.

- Nie może pani - powiedziałam drżącym głosem, próbując do niej podejść, ale najwyraźniej to wyczuła, bo odwróciła się z powrotem do mnie.

I uderzyła mnie otwartą dłonią w twarz.

- Mój syn nie przyniesie hańby naszej rodzinie, bo zaczęłaś mieszać mu w głowie - powiedziała ostro. Ja natomiast złapałam się za piekący policzek i spojrzałam na nią. - Jesteś siostrzenicą Nathalie, powinnaś znać swoje miejsce, Skye.

I w końcu wyszła.

Specjalnie zabrała mi wszystko, przez co mogłabym jakkolwiek skontaktować się z Jungkookiem, a ja...

Łzy zaczęły lecieć po moich policzkach, kiedy po krótkiej chwili w drzwiach stanęła ciocia.

- Ciociu... - odezwałam się cicho, ale wyraz jej twarzy ani trochę nie przypominał tej kobiety, która pocieszała mnie parę lat wcześniej.

- Ostrzegałam cię, Skye - powiedziała chłodno, to samo przedstawiały jej oczy: chłód. - Pakuj się. Nie rób sobie większych problemów.

- Ciociu - powtórzyłam, tym razem z niedowierzaniem. - Jak możesz...

- Ostrzegałam cię - powtórzyła z naciskiem. - Gdybyś mnie posłuchała, skończyłabyś normalnie tutaj studia, ale ty wolałaś związać się z synem mojej pracodawczyni, który jest poza twoim zasięgiem. Nie mogę uwierzyć, że byłaś taka głupia.

Zacisnęłam usta. Zatem ciocia zamierzała mieć mi to za złe i chociaż byłam na to przygotowana od początku, część mnie liczyła, że mnie nie znienawidzi.

- Co na to WooGi? - zapytałam w końcu.

- Kończysz z tą rodziną, Skye. Raz na zawsze. A teraz zacznij się w końcu pakować, Samuel już czeka na podjeździe.

Czułam się, jakby ciocia właśnie spoliczkowała mnie z drugiej strony.

Nie zostało mi nic innego jak jej posłuchać; teraz najwyraźniej nikt – łącznie ze mną – nie potrafił myśleć na spokojnie.

Podczas pakowania moich rzeczy zastanawiałam się, co na to wszystko powie Jungkook, kiedy się dowie – bo w końcu będzie musiał, prawda? Zgaduję, że będzie wiedział już z samego rana, jak tylko wejdzie do kuchni.

Moje całe dotychczasowe życie właśnie zostało zniszczone. Przez moją własną nieodpowiedzialność.

**

Samuel, kierowca państwa Jeon, odwiózł mnie na lotnisko, z którego poleciałam szybkim, czterogodzinnym lotem do Miami, a z tamtejszego lotniska wzięłam taksówkę i pojechałam pod adres, który Samuel wręczył mi wraz z małym pudełkiem przed wylotem – udałam się do małego wynajętego mieszkanka w północnej części Miami. Samuel powiedział mi, że ciocia zdołała uprosić mamę Jungkooka o wynajęcie go dla mnie i było opłacone przynajmniej na pierwszy miesiąc.

Nie byłam pewna, czy powinno mnie cieszyć to, że ciocia o tym pomyślała, czy wręcz przeciwnie.

Była prawie pierwsza w nocy, kiedy zamknęłam za sobą drzwi. Stałam tak na środku tego małego mieszkanka i powstrzymywałam się przed wybuchnięciem płaczem. Nie zapaliłam nawet światła, ale światło księżyca i z ulicy wpadało przez okna do środka, oświetlając przede mną panele, jakby padało na nie światło reflektorów.

Później, kiedy już w miarę opanowałam emocje, otworzyłam pudełko od Samuela, w którym okazało się, że znajdowała się komórka. Jedyny numer, jaki znałam na pamięć, to mój własny, ale podejrzewałam, że teraz musiałam nauczyć się nowego, bo tamta karta została w telefonie, który zabrała mi pani Jeon. Tu nie miałam żadnego zapisanego numeru, internet również nie działał, więc nie miałam co z nim zrobić; rzuciłam więc go na blat w kuchni, nie przejmując się nim kompletnie, skoro był bezużyteczny.

Wyglądało na to, że musiałam się przyzwyczaić do nowego życia w Miami, nie mając tu kompletnie nikogo, posiadając jedynie trochę oszczędności z baru i podobno wszystko załatwione, jeśli chodzi o uczelnię.

Nie mogłam nawet obejrzeć Siedmiu dusz, żeby jakoś poprawić sobie humor.

**

Minęły cztery długie dni. Starałam się jakoś przystosować do nowej sytuacji, chociaż domyślałam się, że ludzie mijający mnie na ulicy, kiedy zwiedzałam okolicę, musieli myśleć, że mam ochotę się na nich rzucić za choćby krzywe spojrzenie w moją stronę.

Musiałam przyznać, że czułam się zdradzona przez ciocię; choć doskonale wiedziałam, że nie będzie skakać z radości, kiedy nasz związek wyjdzie na jaw, zabolało mnie to.

Teraz był wieczór. Leżałam rozłożona na łóżku stojącym w rogu salonu – całe to mieszkanko było dosłownie mieszkankiem; salon służył zarówno jako salon jak i sypialnia, a kuchnia i łazienka były małe, ale wystarczające.

Nie miałam właściwie nic do roboty, bo nie było tutaj nawet telewizora, więc po prostu leżałam na plecach, wpatrując się w sufit; nie kłopotałam się nawet zapaleniem światła.

Tak, odczuwałam zdecydowanie zbyt duży smutek, żeby zrobić cokolwiek.

Nagle ten spokój zakłóciło niecierpliwe pukanie do drzwi. Podniosłam się, zaskoczona. W pierwszej chwili poczułam nadzieję, że to Jungkook albo chociaż ciocia, ale szybko porzuciłam te myśli; jemu nikt nie powiedziałby o tym miejscu za żadne skarby świata, a ciocia... Wydawało mi się, że będzie się gniewać dłużej niż początkowo przypuszczałam.

Pukanie rozległo się ponownie. Westchnęłam ciężko i wstałam z łóżka, kierując się do drzwi. Otworzyłam je, domyślając się, że to pewnie jakiś sąsiad, ale...

- No, całe szczęście, że nie kłamał! - WooGi wręcz krzyknęła, z widoczną ulgą wymalowaną na twarzy.

Zapewne miałam otwartą buzię ze zdziwienia.

- Nie zaprosisz mnie do środka, uciekinierko? - zapytała z lekkim uśmiechem, przechylając lekko głowę w bok.

Potrząsnęłam głową, otrząsając się z chwilowego szoku i przesunęłam się, wpuszczając przyjaciółkę do środka, przy okazji zapalając światło.

- Nie sądziłam, że z tak małą ilością rzeczy potrafiłabyś zrobić aż taki bałagan - stwierdziła, omiatając wzrokiem mieszkanie.

No tak, dziwię się, że w drodze do drzwi po ciemku nie potknęłam się o jakiś walający się na podłodze przedmiot; wcześniej zrobiłam tu niezłe pobojowisko, szukając ukrytych kamer albo czegoś w tym stylu. Nie ufałam już państwu Jeon na tyle, żeby nie pomyśleć, iż mogliby mnie szpiegować nawet z drugiego końca Stanów.

Na szczęście nic nie znalazłam.

- Skąd ty się tu w ogóle wzięłaś? - zapytałam w końcu, zbierając poszczególne przedmioty i odkładając je po prostu na bok.

- Namówiłam Nasira, żeby powiedział mi, co się z tobą tak nagle stało. Niestety zajęło to parę dni, bo cały czas mnie unikał, ale w końcu dopięłam swego - uśmiechnęła się dumnie.

Ja również musiałam się uśmiechnąć. Wyobraziłam sobie, jak Nasir chowa się gdzieś w części służby, żeby tylko WooGi go nie dopadła; w końcu jej nikt nie potrafił ostatecznie się nie wygadać.

- Och, jak się cieszę, że cię widzę - powiedziałam, będąc na granicy płaczu. Rzuciłam to, co trzymałam w rękach, i przytuliłam ją mocno, co odwzajemniła równie silnie.

- Przepraszam cię za moją mamę - odparła cicho. Słyszałam w jej głosie skruchę, której nie powinna odczuwać. To nie była jej wina, szczególnie, że ani trochę nie przypominała swojej matki z charakteru.

- Nie masz za co przepraszać, Woo - zaoponowałam, choć cały czas trzymałam ją w uścisku. - To nie ty mnie tutaj wysłałaś.

- Ale gdybym nie poszła się spotkać z... - urwała w połowie i westchnęła ciężko, przytulając mnie mocniej.

Nagle poczułam, że nie tylko ja przechodziłam teraz przez trudny okres.

- Chcesz ze mną o tym pogadać? - zapytałam cicho. Miałam przeczucie, że chodziło o tę samą sprawę, o jaką chodziło na początku jej powrotu do domu.

Przez chwilę nie odpowiadała, przez co zaczęłam myśleć, że znowu się niczego nie dowiem, ale wtedy odsunęła się ode mnie i podeszła do łóżka, siadając na nim. Spuściła wzrok na swoje dłonie, którymi zaczęła się bawić. Usiadłam obok niej.

- Pamiętasz, jak mówiłam ci o Carlosie? Wtedy nad basenem? - skinęłam głową, chociaż nie patrzyła na mnie. Westchnęła ponownie. - Dla niego postanowiłam stać się "niegrzeczna", jak to wtedy ujęłaś. Pytałaś, czy mnie skrzywdził, a ja wtedy powiedziałam, że i tak, i nie. Tak, bo zranił moje uczucia po tym, co się stało, i nie, bo sama się na to zgodziłam, chociaż nie byłam do tego do końca przekonana. No, ale dla niego postanowiłam zaryzykować, bo czemu nie?

Zaśmiała się smutno, ja zaś zmarszczyłam brwi. Nie wiem, na co "niegrzecznego" ta WooGi, którą znałam, mogła się zgodzić, ale wnioskując po jej słowach nie było to nic dobrego.

- Nagraliśmy coś - powiedziała cicho, a ja jakbym skamieniała z szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia. - Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo na samo wspomnienie czuję zażenowanie większe niż mogłabyś to sobie wyobrazić, ale... Po tym wszystkim wciąż się z nim zadawałam, chociaż coraz bardziej nie podobało mi się, co zrobiliśmy. Zapytałam więc, czy mógłby to usunąć, ale... No, wtedy złamał mi serce - podniosła głowę i posłała mi delikatny, niepewny uśmiech. - Niestety też jest z tych okolic, więc odwiedziłam go w dzień, w którym mama cię wyrzuciła. Więc przepraszam cię za to, Skye. Gdybym była w domu, na pewno coś bym z tym zrobiła.

Potrząsnęłam głową, w końcu otrząsając się z tego chwilowego szoku. Moja sprawa mogła na moment zejść na drugi plan; musiałam wiedzieć, co się stanie teraz z WooGi.

- Poszedł po rozum do głowy, kiedy go odwiedziłaś? - zapytałam, czując nagle napięcie i szybsze bicie serca.

WooGi była moją przyjaciółką i byłam gotowa skopać tyłek każdemu, kto coś jej zrobił.

- Nie - pokręciła głową, ale jakby się rozluźniła. Oparła się na łokciach, praktycznie na wpół teraz leżąc. - Ale to nie był ten typ, który jest przystojny i mądry jednocześnie. Kiedy poszedł odebrać telefon do sypialni, ja zabrałam jego laptopa i pendrive'a, którego miał akurat podpiętego. Usunęłam wszystko, wszystkie kopie i... Nie tylko moje.

Znowu patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Z niej to był tajny agent!

- Wszystko zostało potraktowane młotkiem i wylądowało w oceanie - uśmiechnęła się zwycięsko. - Ten jeden raz zaśmiecenia wody jest wybaczalny.

- Jak najbardziej wybaczalny! - rzuciłam się jej ze szczęścia na szyję, na co zareagowała śmiechem. - Jestem dumna z twoich zdolności ninja - przytuliłam ją, ciesząc się, że chociaż jej historia skończyła się dobrze. - I cieszę się, że znów jesteś moją WooGi.

W końcu, po dłuższej chwili odsunęłam się od niej. Obie wciąż miałyśmy uśmiechy na ustach, kiedy i ona podniosła się ponownie do siadu.

- No, to kiedy Jungkook może cię tu odwiedzić? Nie wiem, czy znalazłaś sobie już pracę, żeby trochę zarobić, więc pytam...

- Nie odwiedzi mnie - przerwałam jej stanowczo.

Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc. 

- Co?

- Nie... Od początku wiedziałam, że to się nie uda, WooGi - tym razem to ja westchnęłam ciężko. - Jesteście inną ligą i akurat on powinien znaleźć kogoś, kto jest taki, jak on, a nie siostrzenicę jego gosposi. Nie chcę, żebyśmy oboje cierpieli, więc lepiej będzie, jeśli będzie tak, jak jest teraz - dodałam ciszej, spuszczając wzrok na kołdrę. - Lepiej pocierpieć przez ten krótki czas niż stawiać go przed wyborem, który sprawiłby mu jeszcze większy ból, Woo.

- Skye... - zaczęła, ale tym razem również nie dałam jej dojść do słowa.

- Obiecaj mi, że nie powiesz mu, gdzie... Bo jeszcze nie wie, prawda? - nagle zdałam sobie sprawę, że być może był z WooGi przy rozmowie z Nasirem albo ogrodnik i jemu się wygadał...

- Nie wie - słysząc jej odpowiedź, odetchnęłam z ulgą.- Nie miałam zamiaru biec do niego na górę, od razu pojechałam na lotnisko. Musiałam najpierw sama to sprawdzić.

Spojrzałam na nią. Uśmiechnęła się ciepło, co odwzajemniłam, chociaż z przeważającym w tym geście smutkiem.

- Obiecaj mi, że mu o tym nie powiesz. Błagam cię, WooGi - złapałam ją za dłonie, patrząc błagalnie w jej brązowe oczy, tak podobne do tych jej brata.

- Wiesz, że on wariuje ze złości? - westchnęła, ściskając moje dłonie w pocieszającym geście. - Ale niech ci będzie. Nic mu nie powiem.

- Mówię poważnie, Woo. On nie może się dowiedzieć, gdzie jestem.

- Zrozumiałam - prychnęła. - Ja też mówię poważnie.

Przyjrzałam się jej uważnie, żeby upewnić się, że naprawdę tak było. Nie dostrzegłam żadnego błysku w jej oku, który mógł świadczyć o jej nikczemnym, tajemnym planie, więc uwierzyłam jej.

Miałam nadzieję, że i w tej kwestii jej umiejętności tajnego agenta się sprawdzą; nie chciałam przysparzać Jungkookowi jeszcze większego cierpienia, które bez wątpienia by go czekało, gdyby jednak się dowiedział i postanowił postawić się rodzicom.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

O prosz, wyrobiłam się 😌

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top