» 13
Za pięć trzecia poszłam się przebrać. Serce nagle zaczęło bić mi znacznie szybciej niż powinno, a ja nie mogłam się zdecydować, czy jestem na niego zła czy naprawdę mile zaskoczona... i w głębi duszy ucieszona.
Ależ to było niedorzeczne. Przez ten cały czas, odkąd Jungkook wrócił do Ameryki chciałam, żebyśmy po prostu nie wchodzili sobie w drogę, a tymczasem nie dość, że mnie przeprosił, to teraz zamierzał mnie gdzieś zabrać.
Jeśli ciocia w jakiś sposób się o tym dowie...
Nie, nie mogłam o niej myśleć; w przeciwnym razie będę kłębkiem nerwów i najprościej w świecie sama nas – siebie – wkopię.
Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam swoją szafkę. Poprawiłam plecak i po chwili, uprzednio żegnając się z Luckiem i Aubrey – upewniając się przy okazji, że naprawdę nie ma problemu z moim wyjściem – opuściłam bar z zamiarem zaczekania na Jungkooka na zewnątrz.
Założyłam ramiona na piersi, opierając się o ścianę budynku. Zaczęłam obserwować przechodzących ludzi; choć próbowałam się skupić na mojej umiejętności szpiegowania ich i momentalnego rozmyślania nad ich zachowaniem, nie potrafiłam przestać myśleć o tym, co za chwilę miało nastąpić.
Jungkook miał mnie gdzieś zabrać. JUNGKOOK. Nie wiem, co było bardziej dla mnie zaskakujące; jego przeprosiny czy to wyjście.
- Mam nadzieję, że jesteś głodna - usłyszałam nagle jego głos, więc podniosłam wzrok, wyrywając się z zadumy.
- Jeśli życzysz tak każdej dziewczynie, to szczerze im współczuję - prychnęłam i wyprostowałam się.
Uśmiechnął się jedynie. Podeszłam do niego, obdarzając go nieco nieufnym wzrokiem, kiedy wskazał dłonią kierunek ku wyjściu z plaży.
- Ty naprawdę chcesz, żeby pogrzebano mnie żywcem - mruknęłam, kiedy zrównał ze mną krok.
- Tak, przeprosiłem cię, ale o niczym innym nie marzę - sarknął, na co przewróciłam oczami.
- To gdzie chcesz mnie zabrać? - westchnęłam. - I dla twojej wiadomości: tak, jestem głodna.
Wręcz umierałam z głodu. Przez to wszystko dzisiaj nic nie jadłam i żołądek aż mi się skręcał.
- Super - uśmiechnął się. Spojrzałam na niego jak na głupiego, na co zareagował lekkim śmiechem, ale nic więcej nie powiedział.
Podczas naszej krótkiej drogi pełnej ciszy zdążyłam się domyślić, że zamierzał zabrać mnie na jakieś jedzenie i zaczęłam się modlić, żeby tylko nie postanowił pójść do jakiejś ekstrawaganckiej restauracji, bo nie odwiedzałam takich miejsc; nie były dla mnie i sama pałałam do nich raczej niechęcią niż pragnieniem zjedzenia w nich jednego dania w cenie czterech w zwykłym barze.
Nie żeby Jungkook oczywiście zawrócił sobie tym głowę, postanawiając zabrać tam kogoś mojego pokroju.
Na tę myśl prawie prychnęłam pod nosem. Nie znosiłam myśleć o ludziach w tych kategoriach, ale prawda była taka, że między nami tak właśnie było.
W końcu chłopak oznajmił, że doszliśmy do celu naszej podróży. Spojrzałam na szyld koreańskiej restauracji – domyśliłam się tego po literach, które zdążyłam nauczyć się rozróżniać, kiedy ciocia kupowała jedzenie właśnie z tego kraju – ale za nic w świecie nie potrafiłam tego przeczytać.
- Zapewniam cię, że koreańskie jedzenie jest przepyszne - powiedział, gdy spojrzałam na niego sceptycznie.
Nie to, że miałam coś przeciwko tej kuchni. Po prostu ON jak dla mnie zachowywał się... Dziwnie.
Nie powiedziałam nic jednak, kiedy zaprowadził mnie do jednego ze stolików na zewnątrz. Prawie od razu podeszła do nas kelnerka, jak się domyślałam Koreanka, i podała nam po szklance wody i menu, po czym z przyjaznym uśmiechem zostawiła nas, żebyśmy mogli podjąć decyzję.
Przeglądając te wszystkie dania musiałam przyznać, że praktycznie wszystko brzmiało pysznie i zachęcająco; miałam wrażenie, że dosłownie każda z potraw wyciągała do mnie ręce i mówiła "spróbuj mnie, spróbuj mnie".
- Mogę ci coś polecić? - usłyszałam pytanie Jungkooka, więc podniosłam na niego wzrok. Skinęłam głową. - Samgyeopsal jest przepyszny.
- Samgyeop co? - zmarszczyłam lekko brwi, na co chłopak zaśmiał się, ale szybko opanował się, podnosząc szklankę do ust.
Dlaczego nagle zaczęły mnie one tak interesować? Wpatrywałam się w nie, kiedy pił, jak zahipnotyzowana. Przypomniałam sobie, jak wczoraj prawie doszło do pocałunku i ni stąd ni zowąd zapragnęłam...
- Samgyeopsal - powtórzył, wyrywając mnie z tego transu.
Potrząsnęłam głową, z powrotem wracając wzrokiem do jego oczu.
- Co?
Posłał mi takie spojrzenie, jakby doskonale zdawał sobie sprawę, co właśnie robiłam i co działo się w mojej głowie. Przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok na karty menu.
Opanuj się, Skye. Zrób to, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Nigdy.
Oddychając głęboko, poszukałam w ofercie tego, o czym mówił. W końcu natrafiłam na tę nazwę i po przeczytaniu, co to właściwie jest, uznałam, że faktycznie może być interesujące dla moich kubków smakowych.
- Niech będzie - powiedziałam w końcu, uprzednio odchrząkując. - Wezmę samgyeopsal - miałam nadzieję, że wypowiedziałam to poprawnie, chociaż nie było to aż tak trudne do wymówienia. Co innego, kiedy miało się to zrobić przy chłopaku, który od dawna mi się podobał.
To znaczy, dawno temu mi się podobał. Nie od dawna, tylko dawno temu. Tak, dokładnie tak.
Jungkook skinął głową i ponownie zapadła między nami cisza. Tym razem on przeniósł swój wzrok na menu, przeglądając je z zaciekawieniem, podczas gdy ja przyglądałam się jemu.
Przygryzał lekko dolną wargę, najpewniej mając to po prostu w nawyku.
Przełknęłam ciężko ślinę, starając się powstrzymać myśli kłębiące się w mojej głowie. Serce zaczęło bić mi szybciej, bo zaczęłam zdawać sobie sprawę, że może jednak tylko próbowałam przekonać samą siebie, że moje uczucia względem tego chłopaka przeminęły po jego żarcie. A to mi się nie podobało.
Chwyciłam szklankę niemal agresywnym ruchem i ciurkiem zaczęłam pić swoją wodę, jakby od tego zależało moje życie.
Jungkook podniósł głowę z zainteresowanym wypisaniem na twarzy i posłał mi pytające spojrzenie.
Uratowała mnie jednak, dzięki Bogu, kelnerka, która przyszła po nasze zamówienia. Prawie jęknęłabym z ulgą, gdyby nie fakt, że dalej opróżniałam szklankę.
Mój towarzysz powiedział, na co się zdecydowaliśmy, dodając do tego jeszcze jakieś napoje o smaku melona, na co dziewczyna skinęła głową i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
- Wszystko w porządku? - zapytał, wracając do mnie wzrokiem.
Nie, odkąd tu wróciłeś.
- Pewnie - powiedziałam, przywołując na usta uśmiech, który domyślałam się, że odebrał jako pełen sarkazmu.
Jungkook westchnął.
- Skye, naprawdę nie chcę być twoim wrogiem - odparł.
- Właśnie widzę - mruknęłam. Oczywiście bardzo wyraźnie to widziałam, ale to mi tylko mieszało w głowie. I w sercu.
A niech to. Może powinnam powiedzieć mu, jak się z tym wszystkim czuję; wtedy nie będę się narażać ani na ponownie złamane serce, ani na śmierć z rąk cioci albo jego mamy.
- Po prostu nie rozumiesz, że nie powinniśmy w ogóle ze sobą rozmawiać, Jungkook - westchnęłam ciężko. - Tylko WooGi odstaje od tej zasady, ale ona jest dziewczyną, więc nikt się o to nie spiera.
- Dlaczego to coś złego, że rozmawiamy ze sobą? - posłałam mu znudzone spojrzenie. - Nie jesteśmy już dzieciakami i aktualnie mało obchodzi mnie zdanie moich rodziców na temat tego, czy przyjaźnię się z siostrzenicą gosposi.
- Po pierwsze, nie przyjaźnimy się. Po drugie, może ciebie to nie obchodzi, ale ty nie masz nic do stracenia w przeciwieństwie do mnie i do cioci. Myślałam, że w końcu to zrozumiałeś.
Przez chwilę tylko na mnie patrzył. Zniosłam jego spojrzenie, swoim starając się wyrazić tylko i wyraźnie irytację.
W końcu pochylił się delikatnie, przybliżając się do mnie przez stolik.
- Zatem zróbmy wszystko, żeby nikt się nie dowiedział - powiedział cicho. Patrzył mi prosto w oczy, a ja prawie zmiękłam, widząc jego piękne tęczówki.
Chryste, on NAPRAWDĘ oszalał. I zaraz ja zrobię to samo.
- Nie dowiedział o czym? Powtarzam, że się nie przyjaźnimy - odparłam takim samym tonem.
Tym razem tylko uśmiechnął się półgębkiem, w końcu siadając z powrotem na swoje miejsce. Teraz to jego przed odpowiedzią uratowała kelnerka, a ja wyjątkowo postanowiłam nie drążyć tego tematu, kiedy zobaczyłam pyszności, które nam przyniosła; zaczęliśmy więc jeść w ciszy.
Kurcze, musiałam przyznać, że to było pyszne. Na ogół nie jadałam azjatyckiej kuchni, ale chyba przy następnej okazji to zmienię.
Podczas posiłku Jungkook tylko czasem na mnie zerkał z uśmiechem, widząc definitywnie widoczną aprobatę odnośnie tego jedzenia. Choć na chwilę mogłam myśleć o czymś innym niż o tym chłopaku.
Kiedy w końcu skończyliśmy, dopiłam jeszcze swój melonowy napój, który także okazał się nieziemsko smaczny, i Jungkook zapłacił. Zmierzyłam go wtedy wzrokiem, bo mogłam zapłacić za swoją część, ale najwidoczniej wolał robić wszystko po swojemu.
- Mówię to z niechęcią, ale dziękuję, że mi to poleciłeś - powiedziałam, gdy szliśmy chodnikiem po wyjściu z restauracji.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Byliśmy akurat koło budynków, między którymi był mały odstęp, ale dość spory na tyle, żeby wjechał tam samochód osobowy, kiedy Jungkook popchnął mnie delikatnie w tamtą stronę.
- Tu nie ma przejścia - zauważyłam, wskazując głową na betonową ścianę parę metrów przed nami.
Nie słysząc odpowiedzi z jego strony, spojrzałam na niego, ale wtedy o mały włos stanęło mi serce.
Dosłownie wstrzymałam oddech, kiedy, kładąc dłonie na moich biodrach, popchnął mnie lekko na ścianę aż oparłam się o nią plecami.
Tak jak wczoraj, schylił głowę, wpatrując się wprost w moje usta. Wiedziałam, że tak samo jak ostatnim razem powinnam się odsunąć i nie dopuścić, żeby stało się to, co właśnie miało się stać, ale... Nie potrafiłam.
Nie widząc protestu z mojej strony, zniżył głowę jeszcze bardziej, aż w końcu złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
Nie umiałam nie odwzajemnić tego, czego od tak dawna pragnęłam, nawet jeśli czułam się z tym głupio.
Złączyłam dłonie na jego karku, tym samym sprawiając, że był jeszcze bliżej mnie. Smakował jak ten nieszczęsny napój melonowy, dzięki czemu nasz pocałunek był jeszcze lepszy; chociaż subtelny, sprawił, że motyle w moim brzuchu zaczęły niebezpiecznie szaleć.
W tym momencie uczucie jego miękkich warg na moich było jedyną rzeczą, która się dla mnie liczyła – miałam gdzieś ewentualne konsekwencje.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
👩❤️💋👨
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top