[14] Czy łowca potrafi kochać?
Wszyscy skupili uwagę na nieprzytomnej Gwen, a nie na Winchesterze, który był torturowany, ale on również chciał pomóc swojej wybawczyni. Castiel przyłożył dwa palce do jej czoła, aby zdołać ją wyleczyć, lecz stan nie polepszył się. A wręcz przeciwnie - jej oddech i puls zwolniły, a skóra zbladła.
Gdy łowczyni zemdlała w ramionach Winchestera, w tamtym momencie Światło przejęło kontrolę, zostawiając ciało w trybie uśpienia, aby je uzdrowić.
A wtedy, gdy leżała już w swoim łóżku powieki uniosły się odsłaniając nie zielone tęczówki, lecz przesiąknięte bielą i światłem oczy.
- O nie - szepnął pod nosem Dean, przypominając sobie sytuację, gdy trafili do opuszczonego magazynu. - Światło musiało przejąć nad nią kontrolę, gdy była w stanie krytycznym - sprostował Samowi i Castielowi.
- O czym ty mówisz? Jaka utrata świadomości? - zapytał Sam, nachalnie gestykulując rękoma.
- Była świadoma, że może tak się stać, a mimo to uratowała cię i miliardy ludzi. Teraz nie wiemy co się z nią dzieje i czy uda się ją uratować - ominął brata i usiadł na łóżku, obok Gwen, której pozycja z leżącej zmieniła się w siedzącą. - Co do cholery?
***
Znowu znalazła się w tym miejscu, tylko Światło jej nie goniło, stało w jednym miejscu. Co sił pobiegła w jego stronę i wtedy dopiero wypowiedziało słowa.
- Na świecie wreszcie zapanuje pokój.
- W jaki sposób chcesz tego dokonać?
- Największym zagrożeniem dla ziemi jest gatunek ludzki. Planuje jego eksterminację.
- Nie pozwolę Ci na to! - wysyczała Gwen.
- Nie jesteś dla mnie zagrożeniem, ponieważ znikasz. Twoja dusza odchodzi w nicość.
Wright usłyszała cichy głos Deana, na którym skupiła całą swoją uwagę. Chciała, aby on był jej ostatnim wspomnieniem. Jej oczy zaczęły się szklić zaś późnej samotna, słona łza zmaterializowała się i popłynęła po brodzie, na policzku poczuła delikatne, przyjemne ciepło, a Światło zaczęło panikować, ponieważ do tej pory miała zniknąć, a jednak dusza łowczyni wciąż istniała i walczyła.
***
- Jednak mamy ze sobą coś wspólnego, G. Walczymy, żeby uratować wszystkich - szatyn uśmiechnął się pod nosem, próbując powstrzymać natłok buzujących emocji.
- Dean, spójrz - na słowa anioła Winchester zobaczył jak po policzku dziewczyny spływa łza, którą delikatnie starał kciukiem.
- Ona walczy, ona Cię słyszy - wtrącił Sam, a u jego brata na nowo odrodziła się nadzieja, że uda im się ją uratować.
Sam razem z Castielem opuścili pomieszczenie na życzenie Deana, który nie potrafił rozmawiać o emocjach w ich towarzystwie. Z początku anioł się upierał, lecz młodszy Winchester wytłumaczył mu cały sens i wtedy niechętnie wyszedł.
- Nie wiem od czego mam zacząć. Nigdy nie prowadziłem takiej rozmowy - wypuścił głośno powietrze z płuc, przecierając twarz. - A więc... pamiętasz jak wyszedłem po popcorn? Spotkałem wtedy Martina, który mimo wszystko chciał się z tobą spotkać w cztery oczy. Prosto w twarz powiedziałem mu, że nie chcesz i zwyzywał mnie od tego, że jestem złym Agentem FBI - ostatnie zdanie powiedział z prześmiewczym akcentem, aby do końca się emocjonalnie nie rozkleić . - Wczoraj, kiedy zemdlałem i chciałem się wybudzić, słyszałem twój głos i czułem twój dotyk. Działasz cuda, Gwen. Jako zwykły człowiek jesteś niesamowitym koronerem. Cała jesteś niesamowita! - chwycił jej dłoń, zamykając ją w szczelnym uścisku. - Z całych sił chciałaś pomóc Bobby'emu, który jest dla mnie jak ojciec. Pomogłaś mu chociaż nie musiałaś. Gwen, Ty... znaczy ja - Dean nie potrafił ubrać swoich uczuć w odpowiednie słowa i jedyne co wydawało się najsensowniejszym rozwiązaniem to nienachalny pocałunek w policzek.
Szatyn spojrzał na swoją dłoń, zauważając, że jego gest został odwzajemniony. Na twarzy łowcy zagościł szeroki uśmiech, który utrzymywał się jeszcze dłużej przez to, że ucisk nie ustępował. Podniósł nieznacznie głowę i ujrzał jak oczy Gwen nabierają z powrotem pięknego koloru, który tak uwielbiał. Wtedy zrozumiał, że słyszy i czuje wszystko co ją otacza; wykonał kolejny ruch.
- Wniosłaś w moje życie więcej niż ktokolwiek przed tobą. Twoje sarkastyczne uwagi, gust muzyczny i zadziorność utwierdzają mnie w tym, że nie bez powodu bratnie dusze utożsamia się z... - uścisk na dłoni poluźnił się, a bezwładna głowa dziewczyny przychyliła się w przód opierając się na ramieniu Winchestera.
- Dean? - usłyszał cichy szept brunetki i spojrzał w jej oczy. - Dzięki za spławienie Martina - dwójka łowców uśmiechnęła się nieznacznie. - Co miałeś na myśli z bratnimi duszami?
Winchesterowi nie było dane odpowiedzieć na pytanie, ponieważ Sam razem z Castielem weszli nachalnie do pokoju, skupiając na sobie całą uwagę.
- Wróciłam - powiedziała, wskazując na siebie kciukiem.
Po kilkunastominutowej rozmowie i podziękowaniom od strony Sama jak i anioła stróża, Dean nie potrafił wciąż wybaczyć swojemu bratu, mimo że wciąż darzył go braterską miłością. W dwójkę zdecydowali, że separacja to najlepszy pomysł jaki istnieje. Castiel wraz z młodszym Winchesterem teleportowali się, zostawiając wybrańców samych.
- Chodź, muszę zaprowadzić Cię w szczególne dla mnie miejsce.
- Ale Gwen, ty...
- Nie ma żadnego "ale"! Gdy zobaczysz gdzie się wybieramy, to od razu zrozumiesz.
Kiedy wychodzili, na niebie górował księżyc i miliony świecących małych plamek. Gwen nakierowała Deana, gdzie skręcić, aby dojechać i porozmawiać z nim o tym co się działo, gdy jej dusza o mało co nie umarła.
Znaleźli się za miastem, na górce, z której widzieli każdy dom, uliczkę czy latarnię. Szatyn, nie wiedząc o co chodzi przyjaciółce, przyglądał jej się szczegółowo, jakby chciał ją zapamiętać w najdrobniejszych szczegółach. Wyrwany z amoku, poprzez trzaśniecie drzwi Impali, podążył za nią i naśladując zachowanie Wright, oparł się o maskę samochodu.
- Jako nastolatka uwielbiałam tutaj spędzać czas. Z dala od miejskiego hałasu mogłam tu spokojnie rozmyślać. I chciałam Ci pokazać ten widok!
- Gwen. O co naprawdę chodzi? Nie zabrałaś mnie tu bez powodu.
- Ja... ja umierałam, znikałam. Światło, powiedziało mi, że jedynym zbawieniem dla Ziemi jest eksterminacja ludzi. Chciałam temu zapobiec, ale byłam zbyt słaba, aby walczyć, lecz wtedy usłyszałam twój głos i to co o mnie myślisz, spowodowało, że zapragnęłam, abyś miał ze mną więcej takich chwil.
- Umierałaś? - pokiwała twierdząco. - Na szczęście żyjesz - stuknęli się ramieniem, a między nimi zapanowała chwila ciszy, która została przerwana.
- Powtórzę swoje pytanie. O co chodziło z bratnimi duszami? - Winchester zacisnął szczękę, jakby w ten sposób próbował odciąć się od napływu emocji. - Dean?
Winchester przybliżył się w stronę Gwen, czekając na jej reakcje, ponieważ obawiał się, że przez małe głupstwo ich przyjaźń może się zakończyć. Jego zielone oczy, podkreślone przez światło księżyca, wydawały się być jeszcze bardziej jaskrawe, przez co były hipnotyzujące niż wcześniej. Nie była pewna co tak naprawdę czuła do Deana. Zauroczenie? Miłość? To ona odważyła się zrobić kolejny krok i przełamać panującą między nimi atmosferę.
- Jak byłam prawie martwa to mnie pocałowałeś, nie bój zrobić się tego teraz.
Szatyn rozluźnił się i obdarował łowczynię szczerym uśmiechem, i dopiero wtedy udało mu się ułożyć plan działania. Bez wahania wpił się w usta Gwen; ona bez namysłu odwdzięczyła pocałunek, równocześnie go pogłębiając. Był on delikatny, a jednocześnie namiętny, piękniejszy niż w ich najskrytszych marzeniach niejednego łowcy.
🍺🍺🍺
Jak obiecałam, tak jest - kolejny rozdział w tym tygodniu. Poślizg z publikacją był związany z nagłą zmianą planów, ale znalazłam chwilę, aby na szybko zredagować ten rozdział.
PS. Wiem, że czekaliście na magiczną chwilę między Deanem i Gwen 😁.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top