5. For fuck's sake, do you want to kill him?

— Nienawidzę, gdy nie ma cię ze mną na służbie — Brian ziewnął przy misce z płatkami, siadając na krześle.

Był po nocnej zmianie, zupełnie wykończony. Przed śniadaniem zdrzemnął się godzinę na kanapie tylko po to, żeby zwlec się z niej, zbudzony burczeniem własnego brzucha.

— To dlaczego? — Hoseok zapytał, dopijając w pośpiechu kawę i zerkając na zegarek. — Wiem, że nadal ciężko ci z zaaklimatyzowaniem się, ale nie możesz przez całe swoje życie trzymać się mojego rękawa. To zaszkodzi nam obojgu, młody.

Yoongi obserwował ich z ukosa, niezręcznie smarując kromkę chleba masłem i starając się nie rzucać się w oczy. Rzucał im tylko przelotne spojrzenia. Szybko stwierdził, że Hoseok nie wyglądał na zainteresowanego rozmową z Brianem, szczególnie wtedy, gdy widocznie gdzieś się śpieszył.

— Ja wiem, ale zawsze jest raźniej. — Wpakował łyżkę do ust, oblewając przy tym swoją koszulkę mlekiem. — Joonie buył ze mnaoł — wybełkotał. — Ale uon prawje nic nie mjówi. — Prawie się zakrztusił, próbując wysłowić się z pełnymi ustami.

— Przynajmniej jest mądrzejszy. Odsypia przed kolejną nocką, ty też powinieneś.

— Ja mam wolne — burknął.

— Wcale nie. Nadal nie nauczyłeś się czytać grafiku? Masz zmianę, jestem pewny. Ze mną, Joonem i z Yoongim. Cała jedynka. — Na dźwięk swojego imienia ten niemalże podskoczył.

— Poważnie? Cholera jasna, obiecałem mamie, że do niej dzisiaj zadzwonię. Muszę to odwołać. — Odszedł od stołu i z prędkością światła ruszył w stronę swojego pokoju, a kilka sekund później zniknął za jego drzwiami.

Zostawił Yoongiego samego z Hoseokiem. Atmosfera momentalnie zgęstniała.

— Nie gorąco ci? — Hoseok zmierzył go wzrokiem. — Tutaj nie musisz się kryć pod warstwami ubrań.

— Za każdym razem gdy będę miał na sobie bluzę będzie rzucał tego typu komentarze? — Yoongi odpyskował, widocznie już zmęczony tego rodzaju docinkami.

— Dobra, miejmy to już za sobą. To mieszkanie ma być czyste fizycznie jak i mentalnie. — Hoseok objął kuchnię i połączony z nią salon okrężnym gestem ręki. — Dlatego tutaj nie mamy między sobą tajemnic.

— Jak dobrze, że już niedługo się wyprowadzam — zaśmiał się bez humoru.

— Nie skończyłem, zachowaj te dogryzki na później. Wracając. Miejmy to już za sobą. Powiedz mi, jakim cudem zostałeś wyrzucony z jednostki w Seulu i przysłali cię aż tutaj? Co przeskrobałeś i jak źle było? Bo przysięgam, jeżeli jesteś jakimś kryminalistą, to—

— Myślisz, że pozwolili by mi być wtedy strażakiem? — Yoongi odpowiedział wymijająco, po czym uniósł ku górze jedną brew, położył na kanapce plasterek sera i chwycił ją w dłoń.

Ugryzł spory kęs i spojrzał Hoseokowi głęboko w oczy, szukając w nich czegokolwiek, co mogłoby wyjaśniać jego wścibskość, oziębłość i brak taktu. Po chwili jednak stwierdził, że to po prostu ciężki przypadek zgorzkniałego, samotnego, niewyżytego dwudziestokilkulatka. Yoongi miał zdecydowanie za dużo na głowie, by przejmować się kimś takim. Nie wtedy, gdy znowu stał na życiowym starcie i miał przed sobą cholernie długą drogę. Nie często dostaje się od losu taką szansę.

— Gdyby nie Kang dyszący mi nad karkiem, to już dawno bym to z ciebie wydusił. W dodatku, spieszę się. — Hoseok przejrzał się w ekranie telefonu i w pośpiechu nałożył buty. — Będę z powrotem około szesnastej. Pojedziemy do remizy razem autem Namjoona — rzucił od niechcenia, po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.

Yoongi stał tam przez chwilę skonfundowany z nadgryzioną kanapką w dłoni, póki Brian nie wrócił do aneksu kuchennego i nie wyrwał go z transu, siadając z powrotem nad miską rozmiękłych płatków.

— Ziemia do Mina! — Pstryknął palcami. — Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.

— Zastanawiam się dokąd było mu tak spieszno.

— Hoseokowi? Ma randkę z jakąś dziewczyną z Tindera. — Wzruszył ramionami. — Desperat. Chociaż w sumie nie dziwię się. Lepsze to, niż jego ciągłe użalanie się nad sobą.

— Aż tak z nim źle?

— To bardzo ogólne pytanie. — Brian mieszał płatki w misce nieco apatycznie.

— Okej, inaczej. W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo z nim źle?

— Jakieś trzynaście i pół — odparł. — Ale teraz jest lepiej. Gdy Hyojin go zostawiła było jakieś sześćdziesiąt siedem z hakiem.

Yoongi nie mógł powstrzymać cichego chichotu, który wydostał się z jego ust. Ugryzł kolejny kęs kanapki i przyjrzał się Brianowi, który, pomimo wcześniejszych obiekcji, postanowił jednak dokończyć swoje wątpliwej jakości już śniadanie. Naprawdę bardzo przypominał mu Minwoo. Czasami nawet aż za bardzo.

Bolało.

Postanowił więc się ulotnić, rzucając tylko krótkie:

— Nie zaniedbuj snu, Brian. Jako strażak jesteś odpowiedzialny nie tylko za siebie samego.

Po tych słowach, nie pozwalając młodszemu odpowiedzieć, zamknął się w sypialni, która, jak się dowiedział, pachniała nie byle jaką kobietą, a nijaką Hyojin. Po dłuższym namyśle stwierdził, że nie przepadał za tym zapachem. Otworzył na oścież okno z zamiarem pozbycia się go, po czym chciał pościelić łóżko. Gdy zmierzał w jego stronę nadepnął jednak na spory, zagubiony kawałek szkła, który przeoczył podczas nocnego sprzątania. Zaczął skakać na jednej nodze i usiadł na łóżku, zakładając stopę na udo. Wyjął kawałek szkła z nadszarpniętej skóry i skrzywił się na widok szkarłatnej krwi, wypływającej na zewnątrz w zdecydowanie zbyt dużej ilości. Nim się obejrzał zaplamił pościel i swoje spodenki. Zacisnął powieki, czując dziwne pulsowanie w skroni.

Zaczął uspokajać oddech zdając sobie sprawę, że ten widok zdecydowanie nie zadziałał na niego najlepiej.

Po chwili jednak z lekka ochłonął i pozbył się nadmiaru krwi rogiem kołdry, który przyciągnął z krańca łóżka. Krew nie chciała jednak przestać płynąć, dlatego próbował aż do skutku. Z dwojga złego jednak przynajmniej miał już wtedy pretekst, żeby zmienić z lekka kłopotliwą dla niego pościel.

Małe szczęście w nieszczęściu.

Namjoon wstał akurat wtedy, gdy Hoseok przekroczył próg mieszkania z dziwnym uśmiechem przylepionym do twarzy. Zdecydowanie jednak nie był to jeden z tych szczerych, promiennych uśmiechów.

— Co, znowu niewypał? — Brian zapytał go, gdy ten zdejmował z siebie buty.

— Nie była w moim typie — wyjaśnił. — Spodziewałem się czegoś innego.

— Dlatego nie powinieneś poznawać nikogo przez takie aplikacje — Namjoon wymamrotał, pijąc mleko prosto z kartonu. — Mówiłem ci, że to są zawsze albo wariatki, albo jakieś kompletnie nietrafione dziewczyny.

— Z moim trybem życia aplikacje randkowe są jedyną deską ratunku.

— W remizie pracuje parę dziewczyn — Brian poprawił go, podając mu puszkę z colą, którą wyjął z lodówki.

— Masz na myśli te dwie, z których jedna jest zamężna, a druga kiedyś zdecydowanie dała mi do zrozumienia, że nie jest mną zainteresowana?

Na te słowa Yoongi, który siedział na kanapie przed telewizorem i udawał, że nie istnieje, odwrócił głowę i spojrzał na Hoseoka zaciekawiony. Przekrzywił głowę w bok chcąc zapytać o co konkretnie chodzi, ale prawie zapomniał, że przecież się z nim nie przyjaźnił i wyszedłby co najmniej na zuchwalca. Odwrócił więc głowę z powrotem do telewizora i chwycił pilot w prawą dłoń.

— Oblała cię tylko wodą z węża — Namjoon zaśmiał się basowo, a jego głos rozniósł się po całym mieszkaniu.

— Mogła mnie zabić! Byłem cały posiniaczony!

— Wcale nie ustawiłem ciśnienia w wozie na aż tak wysokie obroty. — Wzruszył ramionami. — Chociaż Kang i tak prawie mnie zabił.

— Remiza to nie miejsce na zabawy — Hoseok skwitował i momentalnie przerzucił swój wzrok na Yoongiego, który siłował się właśnie z pilotem.

Ten nie chciał działać, widocznie z powodu rozładowanych baterii. Yoongi jednak nie dawał za wygraną, próbując przełączyć program na coś innego niż stara, dosyć nudnawa telenowela. Hoseok wywrócił oczami i usiadł obok niego. Postawił napój od Briana na stolik do kawy i zabrał pilot z ręki Yoongiego, po czym otworzył otwór na baterie i wyjął je ze środka. Przyjrzał się im, wzruszył ramionami i włożył z powrotem, zamieniając je miejscami. Po chwili spróbował zmienić kanał, co tym razem skończyło się powodzeniem.

— Co to było? — Yoongi zapytał go cicho, w lekkim szoku przyglądając się to pilotowi, to jego twarzy.

— Skomplikowana inżyniera elektroniczna. — Puścił mu oczko i wstał z kanapy, po czym westchnął głośno, spoglądając na zegar na ścianie. — No, już prawie czas, żeby zacząć się zbierać. Nie chcę was pośpieszać, ale ogień nie czeka.

— Wow, a ty co, jesteś królową punktualności, że nas tak poganiasz? — Namjoon uniósł ku górze jedną brew.

— Coś ty taki opryskliwy, ha? — Hoseok odpysknął i wyrzucił ręce ku górze.

— Coś ty taki czepialski? — Joon nie dawał za wygraną, a Yoongi poczuł nagle wielką potrzebę odezwania się widząc, że Brian zerka na niego znacząco i kuli się lekko zrezygnowany tak, jakby dawał mu znak, że zaraz będzie tylko gorzej.

— To nie tylko ogień — Yoongi nagle wypluł z siebie pierwsze zdanie, które przyszło mu do głowy.

Wszyscy zwrócili swoje twarze w jego stronę. Hoseok wykrzywił się w złości, ale nagle na jego ustach pojawił się dziwny, ciężki do zidentyfikowania uśmiech.

— Co jak co, ale ty o ogniu i innych tego typu sprawach nie będziesz mnie pouczał — odparł i dziwne wściekły wszedł do swojego pokoju, trzasnął za sobą drzwiami, a zaraz po tym można było usłyszeć, jak ciska czymś o ziemię.

— Wow. Zapowiada się ciekawy dzień, nieprawdaż? — Brian przeciągnął się i ziewnął. — Ja chyba nie zdejmę kasku przez całą służbę.

— Ty i tak potrzebujesz kasku, nie ważne co. — Namjoon wywrócił oczami, po czym jak gdyby nigdy nic klepnął Yoongiego po ramieniu i zmierzył go wzrokiem.

Zastanowił się nad czymś chwilę, sprawiając, że ten strasznie się zestresował. Zdążył zauważyć, że Joon miał raczej cięty język i nigdy się nie wiedziało, kiedy z czymś wyskoczy. Był jak chodząca zagadka. I trochę jak automat z przykrymi rzeczami na swój temat, których wolałbyś nie słyszeć. Darmowy automat.

— Jeździłeś kiedyś wozem strażackim? — wypalił ni z tego ni z owego, a Yoongi kiwnął głową twierdząco tak przestraszony, jakby naprawdę spodziewał się czegoś nieprzyjemnego zamiast najzwyklejszego pytania.

— No tak, w Seulu pewnie każdy to potrafi, ha? — zapytał, a Yoongi tylko dziwne się skrzywił.

— Co to za dziwne stwierdzenie?

Joon jednak tylko wzruszył ramionami, spojrzał na drzwi do pokoju Hoseoka, po czym sam poszedł do swojego, unosząc w górę jedną dłoń w akcie dziwnego pożegnania. Chociaż za chwilę i tak mieli znowu się spotkać.

Brian jednak zrozumiał, podszedł do Yoongiego i z lekkim uśmiechem na ustach powiedział:

— Nie przejmuj się. Czasem ciężko go rozgryźć.

— Zauważyłem, wiesz? Naprawdę bardzo trzeba się postarać, żeby to przeoczyć.

— Szykuj się — mruknął. — Czeka nas ciekawa noc.

— Skąd ta pewność?

— Przeczucie. Moje przeczucia bardzo często się sprawdzają. — Uderzył go pięścią w ramię, po czym ruszył w stronę łazienki. — Zajmuję prysznic.

— Okej — Yoogni szepnął jakby sam do siebie, a gdy Brian zniknął za drzwiami łazienki usiadł z powrotem na kanapie i złapał się delikatnie za głowę zastanawiając się, w co on tak właściwie się wpakował.

— O kurwa — Hoseok szepnął gdy wóz strażacki zatrzymał się z piskiem przed starym budynkiem przychodni pediatrycznej, otoczonym wysoko unoszącą się mgłą z białego pyłu, wydostającego się spod zawalonych chwilę wcześniej ścian. Dookoła zebrał się tłumek gapiów z sąsiednich bloków mieszkalnych.

Yoongi zastanawiał się, czy to było to przeczucie, o którym mówił Brian. Tego jednak, w środku nocy, nikt się nie spodziewał.

— Drugi wóz ze sprzętem jest w drodze, Shark — głos Kanga odezwał się w przenośnym radiu przy pasku Hoseoka. —  Z tego co wiem w środku jest czterech nastolatków. Nie wiem co tam robili, jeden z nich palił papierosa na zewnątrz i zadzwonił na centralę, podobno ściany po prostu runęły, jeden z was niech najpierw znajdzie dzieciaka, jeżeli karetka nie jest na miejscu i już się nim nie zajęła. Odbiór.

— Widzę karetkę. — Hoseok wyskoczył z wozu, a Brian i Yoongi tuż za nim. — Dzieciak jest z nimi. Bez odbioru.

Namjoon wysiadł i pobiegł na tyły wozu. Zaczął wyciągać szczypce, grube rękawice i wszystko, co miał i mogłoby by się przydać. Rzucił Yoongiemu latarkę, a ten ledwo ją chwycił.

Drugi wóz dojechał do nich dosłownie chwilę później. Sytuacja wyglądała dosyć chaotycznie, ale Yoongi szybko rozejrzał się po wszystkich. Jeden ze strażaków z drugiego wozu podbiegł do Hoseoka, który kończył rozmawiać z chłopakiem, który roztrzęsiony siedział w otwartej karetce. Zaraz potem pojawiła się policja.

Yoongi czuł się niezbyt zorientowany. Praca w nowej grupie nie była jego gratką, nie wiedział co powinien zrobić. Widząc jednak, że Hoseok i dwóch strażaków z poprzedniego wozu biegną w kierunku budynku, sam postanowił podbiec do niego widząc, że chłopak nadal nie może się uspokoić. Miał z tyłu głowy dziwną myśl, że sam musi z nim porozmawiać.

Zboczenie byłego dowódcy.

Namjoon tylko przyglądał mu się z ukosa, jak ten szedł szybko w stronę karetki, ale go nie zatrzymał. Brian chwycił szczypce i również spojrzał w tamtą stronę.

— Dlaczego on... Hoseok go zabije! Yoo—

— Zamknij się młody, on wie co robi — Joon uciszył go lekko podirytowany.

— Skąd—

— Wiem, okej? Już, do roboty! Oględziny budynku! — popędził go i razem pobiegli w stronę rumowiska, aby znaleźć najbardziej dogodne miejsce, by dostać się do środka.

Tymczasem Yoongi minął się z ratownikami, którzy zatrzymali go szybko.

— On nie potrzebuje więcej krzyków.

— Krzyków? — Yoongi zdziwił się. — Jak to?

— Ten, który był tutaj wcześniej nawet nie wysłuchał go do końca, po prostu wydarł się na niego jak na psa — warknął — Naprawdę—

Yoongi uśmiechnął się tylko, uciszył go szybkim ruchem dłoni i kucnął przed chłopakiem, wyciągając do niego rękę.

— Kapitan Yoongi. Min Yoongi — przywitał się. — Możesz powiedzieć mi, co się dokładnie stało?

— Ja już— —budynek— Z—zawaliło, j—ja nie miałem p—pojęcia. P—prze—p—p—praszam.

— Oczywiście, nie mogłeś tego przewidzieć — powiedział cicho. — Twoi przyjaciele byli na piętrze czy na parterze?

— Par—parter, pokój tuż przy we—wejściu — wydukał. — Ja, słyszałem jakby—jakby... Jakby coś się gięło.

— Druty?

— D—ruty — szepnął. — J—jakby O—ogromne druty.

— Masz może telefon? Czy twoi znajomi mają przy sobie telefony? — Yoongi mówił do niego cicho i spokojnie, co chwila zerkając na Hoseoka, który w oddali zaczął odsuwać gruzy od miejsca, w którym najprawdopodobniej znajdowało się wejście i solidny korytarz.

— T—tak — szepnął i wyciągnął komórkę z kieszeni.

— Próbowałeś do nich dzwonić?

— N—nie. N—nie, nie, p—powinienem?

— Może odbiorą i dowiemy się, czy wszystko w porządku? — mruknął, unikając użycia słów "czy żyją" wiedząc, że to byłoby jak oliwa wylana w ogień.

— N—nie krzyczeli, nie—

— Możliwe, że pył wysuszył im gardła — Yoongi wyjaśnił mu cicho.

Yoongi wziął od niego telefon i razem znaleźli numer jednego z jego znajomych. Spróbowali do niego zadzwonić. Po trzech sygnałach numer się odezwał, a po drugiej stronie dało się usłyszeć zduszony, chropowaty szept.

— Ki? Ki, gdzie jesteś?

— N—na z—zewnątrz. W—wszystko w—w—porządku?

— Tak, wszyscy tu jesteśmy. Cali, znaczy... Noga Hyuna... Kawałek dużego druta rozciął mu sk————— Ciężko od————— Słyszę straż po————— Czy jest tam karetka, bo————— Boimy się — telefon powoli tracił sygnał, ale Yoongi wiedział tyle, ile potrzebował.

Poklepał chłopaka po ramieniu.

— Nie rozłączaj się, choćby nie wiem co — poinstruował go, a chwilę później usłyszał, jak z jego krótkofalówki dochodzi głos wściekłego Hoseoka.

— Gdzie jesteś, kurwa?!

Szybko, bez zbędnej zwłoki, pobiegł w stronę budynku i ledwo co zatrzymał się przy wszystkich.

— Pierdolone dzieciaki — Hoseok warknął pod nosem, a gdy zauważył Yoongiego chwycił go za kołnierz. — Nie mam ochoty szukać cię, gdy masz nam pomagać, ktoś w ogóle kazał ci tam iść? — Wskazał w kierunku karetki, ale nawet nie oczekiwał odpowiedzi. — Brian wchodzi pierwszy — dodał. — Musimy przeciąć druty, zagradzają drogę, pomożesz Joonowi—

— Nie! Nie tniemy żadnych drutów! — wręcz krzyknął, a wszyscy obejrzeli się na niego w szoku. — Nie możemy!

— A to niby dlaczego? — Hoseok otworzył szeroko oczy, a jeden ze strażaków, którego imienia Yoongi nie pamiętał, mu zawtórował.

— Dlaczego kurwa w ogóle nie zadajesz wystarczającej ilości pytań, aż tak nie obchodzi cię życie twoich przyjaciół? Nie tniemy drutów, musimy zająć się betonowym blokiem po lewej i przecisnąć się między drutami, ewentualnie odciąć jedynie nadszarpnięte kawałki, bo—

— Tniemy druty i Brian wchodzi do środka, nie masz nic do gadania, przeciskał się już wcześniej, pomożemy mu—

— Do kurwy nędzy, chcesz go zabić!? — Yoongi ściągnął z siebie swój kask czując, że brakuje mu powietrza. — Przez twoją głupotę kładziesz jego życie na szali! Wy wszyscy! Chłopak słyszał, jak druty się kurwa gną!  Zapytałeś go o to, którykolwiek z was zapytał? Jedyne co potraficie zrobić, to nazwać kogoś głupim gówniarzem! To nie zwykła konstrukcja, która stęchła i po prostu się zawaliła, przetniesz te konstrukcyjne druty i zabijesz dzieciaki w środku, możliwe że to one trzymają wszystko w ryzach.

— Skąd wiesz, że dzieciaki żyją?

— Ten chłopak się do nich dodzwonił, na krótko, ale jednak. — Yoongi nałożył kask z powrotem. — Są w pomieszczeniu obok wejścia. — Podszedł do ściany i zaczął odrzucać małe kawałki gruzu, chcąc chociaż zerknąć do środka.

Zapalił latarkę, którą ciągle miał w dłoni i gdy udało mu się znaleźć mały skrawek, przez który mógł zajrzeć nieco głębiej uśmiechnął się krzywo.

— Korytarz jest do przejścia — powiedział, a Hoseok ciągle mierzył go dziwnym spojrzeniem. — Musimy przesunąć betonowy blok. Wydostaniemy dzieciaki. — Po tych słowach ruszył w stronę Namjoona. — Gdzie jest wiertło? — zapytał go czując, że serce wali mu jak szalone.

Kucnął przy ziemi na moment, próbując ochłonąć. Wyłączył się, by, paradoksalnie, móc normalnie pracować. Chyba się udało.

Akcja poszła sprawnie, Brian przecisnął się przez gruzy z jednym, drobnym strażakiem i z pomocą medyków wydostali wszystkich, zaczynając od rannego chłopaka z długą szramą od druta na nodze. Obyło się bez dodatkowych incydentów, jedynie Hoseok milczał w drodze powrotnej, a Yoongi nie mógł opanować drżenia rąk, co zauważył Brian, podając mu butelkę wodą. On i tak jednak nie był w stanie się napić.

Przez krótką chwilę bał się nawet, że będzie miał kłopoty. Sam nie wiedział czemu, ale czuł się winny. Nie powinien był na nikogo krzyczeć, nie na tym polega ta praca. Z drugiej jednak strony nie mógł uwierzyć w to, że Hoseok nie zadbał o takie szczegóły. Że nikt tak naprawdę tego nie zrobił. Czyżby on był jedynym, który tak naprawdę się tym przejął?

Gdy wrócili do remizy wszystko umilkło. Hoseok w raporcie nie wspomniał Kangowi nic o wybuchu Yoongiego, Namjoon i Brian tylko poklepali go po plecach i zaprowadzili go na górę widząc, że ledwo się trzyma.

Ten, gdy już został sam, od razu położył się metalowej pryczy, by odpocząć, chociaż dwadzieścia minut. Nie udało mu się to jednak. I to wcale nie dlatego, że nie chciał.

Chwilę po tym, jak zdjął z siebie mundur i położył się pod kocem, do sali wszedł Hoseok, zapalając światło, które z lekka go oślepiło. Senność na chwilę odeszła, co, mówiąc szczerze, nie było mu do końca na rękę.

— Ej, Yoongi — mruknął, a ten przysiadł z lekka, mrużąc zmęczone oczy.

Miał brudne policzki i spocone włosy. Nie pachniał też zbyt dobrze. Wiedział, że powinien wziąć prysznic. Nie mógł jednak przejmować się niczym mniej niż tym, nie w tamtym momencie.

— Hm? — burknął, chociaż tak naprawdę nie miał ochoty z nim rozmawiać.

— Dzięki tobie znowu nie spierdoliłem sprawy. — Hoseok szepnął jakby w dziwnym transie i zamknął drzwi. — Gdyby coś się przeze mnie stało, Kang by mnie zabił. Sam bym się zabił, ha — prychnął pod nosem. — Nie rozumiem dlaczego— Co się stało.

Jego twarz w przeciągu sekundy straszliwie się wykrzywiła. Wyglądał tak, jakby miał się rozpłakać. Zgasił nagle światło, ale Yoongi i tak to dostrzegł. Wyprostował się i wstał z łóżka.

Hoseok osunął się po ścianie i odchylił do tyłu głowę. Zaśmiał się głośno i wyciągnął w przód rękę widząc, że Yoongi zbliża się ku niemu.

— Wiesz co, chyba dam ci drugą szansę. Jesteśmy naprawdę podobni. — Zwinął dłoń w pięść czekając, aż Yoongi przybije mu żółwika.

— Podobni? — Zapytał i stanął przed nim udając, że nie widzi jego dłonii.

— Pokręceni — odpowiedział. — Tyle że ty nie chcesz o tym mówić. Przynajmniej nie dla mnie — po tych słowach opuścił rękę.

— Co jak co, ale ty też nie mówisz mi o wszystkim. — Kucnął przed nim i przekrzywił głowę w bok.

— Ale czy to takie ważne?

— Jeżeli masz kłaść czyjeś życie na szali przez swoją dumę i bycie zadufanym durniem, to tak. — Kiwnął głową. — Ważne.

— Na pewno chcesz o tym słuchać? — zapytał, a Yoongi powtórnie kiwnął głową.

Gdyby był parę lat młodszy i przechodził z Hoseokiem te samą rozmowę, pewnie w ogóle by się nie przejął. Tym razem jednak wiedział, jak bardzo ciężko jest gdy nie masz kogoś, kto chciałby cię wysłuchać. Jego powiernikiem był doktor Han. Kto był powiernikiem Hoseoka? Nie miał pojęcia.

Hoseok wziął głęboki oddech i przeczesał włosy palcami. Powoli podniósł się i usiadł na swoich łydkach. Zbliżył się do Yoongiego na tak bliską odległość, że ich czoła prawie się stykały. Ten przełknął ślinę.

Jego oczy wydawały się niesamowicie smutne, gdy wykrzywił się w dziwnym grymasie.

— Gdy miałem czternaście lat zabiłem swoich rodziców — powiedział powoli, a jego usta opadły w dół. — Więc, jeżeli to ci pomoże, ja zawsze będę gorszym człowiekiem niż ty. — Podniósł się z podłogi i otrzepał.

Yoongi patrzył na niego zszokowany.

— Jak— jak to?

— Po prostu. Gdyby nie ja, to ciągle by tu byli. Gdybym nie był takim gówniarzem, jak tamci, pałętający się w nocy po budynku zagrożonym zawaleniem, to nadal byli by tu ze mną. A nie w piachu.

— To wcale nie znaczy, że jesteś mordercą.

— Pozwól mi dokonywać własnych osądów.

— W tym momencie to samosąd, a nie osąd. — Yoongi również wstał i spojrzał mu głęboko w oczy.

— Z całym szacunkiem, ale kim ty jesteś, żeby mnie o tym pouczać? — Hoseok zaśmiał się bez humoru i obrócił na pięcie, po czym wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi, zostawiając Yoongiego samemu sobie w ciemnym, zaskakująco po tym wszystkim pustym pomieszczeniu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top