31. Look! He's got a robot leg!
Telefon obracał się w jego palcach, a Hoseok marszczył brwi za każdym razem, gdy ten naciskał przycisk blokowania sprawdzając, czy nie dostał żadnej wiadomości.
— Z kim tak piszesz? — zapytał go nie wytrzymując, a Yoongi aż podskoczył w miejscu. — Przez całą drogę w pociągu nie odklejałeś oczu od tego ekraniku. Dziwne, że jeszcze nie padła ci bateria.
— Z doktorem Hanem — odparł jak zaprogramowany, kłamiąc nieco zbyt szybko i gwałtownie, by przemyśleć swoją odpowiedź.
Hoseok zaśmiał się bez humoru, po czym zaplótł ręce na piersi, kręcąc przy tym przecząco głową.
— Dobrze wiem, że ty i Han nie rozmawiacie od kiedy nasłał na ciebie Joonyeola. Przecież unika cię jak ognia.
Yoongi ściągnął wargi w prostą linię, po czym wcisnął telefon do kieszeni.
— Czemu jesteś aż tak zainteresowany tym, z kim rozmawiam?
— Bo jestem zazdrosny.
— Mówisz tak, jakbym miał... Jakbym miał czas i możliwości, żeby kogokolwiek poznać — roześmiał się, ukradkiem szczypiąc go w udo.
— Internet istnieje, portale społecznościowe i randkowe też — Hoseok odburknął, odsuwając się od niego na plastikowym krześle.
Uderzał lewą stopą o podłogę, a jego palce wodziły nerwowymi okręgami po kolanach.
— Przecież wiesz, że ja nie jestem z tych, którzy używają takich bzdetów, Hoseok... — Wywrócił oczami.
— To nie doktor Han. Więc skłamałeś. Ukrywasz coś — warknął nieco zbyt głośno i spojrzał na niego oskarżycielsko. — Denerwujesz mnie przed badaniem.
— Mogę dać ci całusa na pocieszenie — Yoongi zaproponował, a Hoseok, chociaż niechętnie, szturchnął go w pierś palcem wskazującym.
— Jesteśmy w poczekalni.
— A to jest problem bo...? — zapytał, unosząc do góry brwi pytająco. — Dobrze wiesz, że poza tobą nie ma nikogo, kto denerwował by mnie na tyle, że chciałbym przy–
— Zamknij się. Wiedziałem, że to nie był dobry pomysł, żeby brać cię ze sobą — Hoseok warknął szeptem, przybliżając się do jego twarzy, a chłopiec siedzący ze swoją mama naprzeciwko nich skrzywił się, uważnie się im przyglądając.
Yoongi, wykorzystując sytuację, cmoknął Hoseoka w usta, po czym ponownie wyciągnął telefon z kieszeni, obracając go w palcach równie intensywnie, co wcześniej. Chłopiec zaklaskał, a jego mama skarciła go, wyraźnie sama zarumieniona i zaskoczona.
Jej policzki nie były jednak aż tak czerwone jak te Hoseoka, który sam nie wiedział, czy bardziej chciał uderzyć Yoongiego, czy pocałować go jeszcze raz.
— Po prostu powiedz mi z kim tak piszesz — poprosił, przecierając swoją rumianą twarz dłońmi.
Ten ignorował go jednak udając, że czyści sobie ucho małym palcem u lewej dłoni. Hoseok złapał go przy łokciu i pociągnął jego rękę w dół.
— Czemu mnie ignorujesz?
— Nie ignoruję cię — Yoongi odparł spokojnie.
Nie patrzył na niego jednak.
— W takim razie co robisz?
— Kupuję czas — wyjaśnił, co wcale nie rozjaśniło niczego, a, tak właściwie, to rzuciło jeszcze większy cień swoim butnym wydźwiękiem.
Hoseok chciał znowu go szturchnąć, tym razem mocniej, ale z gabinetu lekarskiego naprzeciwko głowę wystawił lekarz w pomiętym kitlu. Był to ten sam chirurg, który go operował. Uśmiechnął się na jego widok.
— Pan Jung, jak dobrze pana widzieć. Zapraszam do gabinetu — powiedział z entuzjazmem wymalowanym na jego zaspanej twarzy, a Yoongi uśmiechnął się, dosyć ostentacyjnie machając swojemu chłopakowi na pożegnanie.
Ten wstał z krzesła, zgarniając z małego stolika grubą kopertę ze swoimi dokumentami, po czym wszedł do gabinetu, nawet nie oglądając się za siebie. Jak drzwi tylko się za nim zamknęły, Yoongi wypuścił powietrze z płuc i spojrzał na swój wyciszony telefon. Odblokował go i od razu wykręcił numer, który próbował się do niego dodzwonić niecałe dwie minuty wcześniej.
— Marumi? Gdzie jesteście? — zapytał cicho, niezbyt jeszcze przyzwyczajony do zwracania się do niej po imieniu.
Przecież nie znał jej najlepiej.
— Właśnie wyszliśmy z gabinetu, Hyunki i nasz syn idą w stronę szpitalnej stołówki... Znaczy restauracji, wszystko jedno, to po drodze przez korytarz gdzie jesteście.
— Jesteś pewna? Zresztą, jestem tu sam, Hoseok właśnie wszedł do gabinetu. Możesz mi powiedzieć, czy spotykamy się w tej restauracji, czy może—
— Przepraszam, muszę kończyć — wybełkotała przerywając mu wpół zdania, a Yoongi dosłyszał jeszcze jakieś wesołe krzyki dziecka, zanim słuchawka zabrzęczała jednostajnym, niskim tonem.
Dłonie zaczęły mu się pocić, chociaż dotychczas jakoś specjalnie nie stresował się sytuacją. Schował telefon do kieszeni jeansów i wytarł dłonie o uda. Rozejrzał się na boki — długi, szeroki korytarz z prawej strony prowadził do licznych wind, a z lewej do socjalnej części parteru szpitala ze stołówko–restauracją i świetlicą. Miał około siedmiu metrów szerokości, a po stronie przeciwnej Yoongiemu znajdowały się dodatkowe rzędy krzeseł i pare gabinetów lekarskich, do jednego z których wszedł chwilę wcześniej Hoseok. Była to typowa, szpitalna poczekalnio-przychodnia, chociaż dosyć pusta o tamtej porze dnia.
Zachciało mu się pić, więc wstał i podszedł do dystrybutora z wodą, który, z w połowie pełną butlą, stał przy długim kontuarze rejestracji pacjentów. Mógł już chodzić bez kuli, ale zawsze miał jedną przy sobie, tak na wszelki wypadek. Było to spowodowane głównie ciągłym klekotaniem Hoseoka, który nad wymiar się o niego martwil. Zostawił ją jednak opartą o krzesło na którym siedział i pokuśtykał w stronę dystrybutora. Zgarnął biały, plastikowy kubek i zacisnął na nim palce, z lekka przeceniając jego solidność, ponieważ ten wygiął się pod nimi, kontrastując z czernią rękawiczki na jego dłoni.
Westchnął i podsunął kubeczek w kierunku małego kranu, który przycisnął jego brzegiem. Przyglądał się strużce wody spływającej do plastikowego naczynia jak w transie, a język niemalże przyklejał mu się do podniebienia.
— Tato, tato! — usłyszał za swoimi plecami i zmarszczył brwi. — Ten pan ma nogę robota!
— To niegrzeczne, Haru — mężczyzna, którego Yoongi zauważył kątem oka, skarcił dziecko i zmierzwił jego włosy.
Chłopiec zatrzymał się, obserwowany z ukosa przez Yoongiego, a jego ojciec również przystanął na moment, podpierając się na swojej lasce. Wyglądał tak, jakby czekał, by Yoongi w pełni odwrócił głowę w jego stronę. Pewnie chciał przeprosić. Wywiązała się między nimi niezręczna cisza, w czasie której Yoongi ponownie odwrócił głowę w stronę dystrybutora, po czym wlepił wzrok w spore bąble powietrza uciekające w górę butli tak intensywnie, że trochę wody z przepełnionego kubeczka pociekło mu po palcach. Przeklął pod nosem i podsunął kubek w stronę ust, upijając z niego trochę wody jakby w panice. Pielęgniarka za kontuarem przyglądała mu się dziwnie.
— Coś nie tak, Hyunki? — kolejny, tym razem kobiecy głos odezwał się za jego plecami, przez co zakrztusił się tym, co miał w ustach i zacisnął dłoń na kubeczku.
Sporo wody rozlało się po podłodze cieknąc w dół jego dłoni, a pielęgniarka westchnęła głośno w czasie, gdy Yoongi odkasływał, odruchowo obracając się nieco, by nie stać w, jak zwał tak zwał, wytworzonej przez siebie kałuży.
— Wszystko w porządku... Chodźmy, co? — mężczyzna mruknął w odpowiedzi, ruszając przed siebie, a Yoongi zerknął w ich stronę.
Nie była to ciekawość, a chęć upewnienia się, czy to na pewno ci ludzie, których się spodziewał.
Faktycznie, rozpoznał kobietę z remizy, którą widział w niej tamtego dnia, gdy przyjechała odwiedzić Hoseoka. Była może tylko nieco szczuplejsza. Trzymała za rączkę małą dziewczynkę, która dreptała przy jej boku niepewnie i świdrowała Yoongiego wzrokiem. To ponownie go speszyło, więc zaczął kuśtykać w stronę krzesła, uciekając od jej spojrzenia.
Przyglądał się plecom Marumi gdy odchodziła, dopijając z kubka to, co w nim zostało i jednocześnie ignorując pielęgniarkę, która wycierała podłogę i mierzyła go wściekłym spojrzeniem. Powinien był przeprosić, ale finalnie się do tego nie zebrał.
Miał ochotę na gumę do żucia by skupić się na czymkolwiek innym, niż nadmierne myślenie. Opakowanie, które kupił przed podróżą było jednak w plecaku Hoseoka, który zostawili w szatni dla pacjentów i wizytujących wraz ze swoimi kurtkami. Ani mu się śniło iść tam całą drogę samemu.
Chwilę później dostał esemesa, który sprawił, że dłonie znowu zaczęły mu się pocić.
Marumi 11:45
Przepraszam za Haru, ma niewyparzony język, zupełnie jak jego ojciec. Nic się nie zmieniło. Spotkajmy się w szpitalnej knajpce.
•
— Nie możemy zjeść na mieście...? Ostatni raz byłem tam w tej knajpce z doktorem Hanem i od razu przypominają mi się jego bezsensowne dywagacje — Hoseok burknął niepocieszony, przyglądając się Yoongiemu, który, jakby ostentacyjnie, kuśtykał wzdłuż korytarza, podpierając się na swojej kuli.
— Jestem zmęczony, bolą mnie mięśnie — skłamał niechętnie, a Hoseok zmierzył go podejrzliwym wzrokiem.
— Mówiłem ci, że nie musisz ze mną jechać, jeżeli nie chcesz. Bałem się, że tak się to skończy... Ale w porządku. Ostatnie czego chce, to ci bezsensu niańczyć i znosić twoje dąsy... Nie zapytasz jak poszło badanie? — mruknął. — Wyszedłem z gabinetu i nie dałeś mi chwili, żeby odetchnąć. Czy powiedzieć cokolwiek.
— Faktycznie — wydukał, po czym zatrzymał się i spojrzał na niego. — Przepraszam. Co powiedział lekarz? — zapytał, a Hoseok uśmiechnął się delikatnie, przyglądając się jego twarzy.
Przejechał dłonią po jego policzku i zgarnął przyklejone do jego czoła włosy, które dosyć szybko odrastały mu po wypadku.
— Czemu jesteś taki spocony? Jeszcze przed chwilą całowałeś mnie przed wszystkimi, a teraz wyglądasz tak, jakby ktoś przystawiał ci nóż do gardła — wyminął pytanie, a Yoongi wywrócił oczami.
— To w końcu o czym chcesz rozmawiać? O mnie czy o tobie?
— O tym, z kim pisałeś esemesy. Wyraźne widzę, że coś ukrywasz. — Pokręcił głową i odsunął się. — Zresztą, dokończymy temat przy jedzeniu. Nie chcę, żebyś tak stał i się męczył.
Yoongi kiwnął głową, przeklinając w myślach siebie i fakt, że jego stres dosłownie wylewał się na zewnątrz.
Resztę drogi do szpitalnej restauracji przemilczał, wsłuchując się stukot swojej kuli, który irytował go bardziej niż ciągłe wzdychanie Hoseoka, manifestującego swoje niezadowolenie.
Gdy znaleźli się przy wejściu do knajpki, Yoongi przyśpieszył krok tak, by pierwszy mógł zerknąć do środka. Z początku nie dostrzegł Marumi, jednak poczuł, że ktoś przygląda się jemu. I faktycznie, mała dziewczynka, która wcześniej mierzyła go wzrokiem, jakby miała w oczach magnesy na rozbitych emocjonalnie strażaków, znowu przyglądała się mu bez pardonu, siedząc na kolanach swojej matki.
Marumi dostrzegła ich obojga sekundy później, więc schowała twarz we własnym ramieniu nieco nienaturalnie. Hyunki siedział odwrócony plecami do wejścia tak, jakby jego żona zaplanowała to wcześniej i usadziła go tam specjalnie.
Yoongi odruchowo chwycił Hoseoka za rękaw i skinieniem głowy wskazał w kierunku kontuaru, by odwrócić jego uwagę.
— Zamówisz nam kawę i coś do jedzenia?
— Nie możesz pić kawy.
— Jedna mi nie zaszkodzi — burknął, w desperacji modląc się w myślach, by Hoseok przypadkiem nie zerknął w tamtą stronę.
— Ugh... Okej, ale masz powiedzieć mi z kim pisałeś esemesy.
— Powiem ci wszystko, tylko już idź — przysiągł, odzywając się nieco zbyt głośno, czym zwrócił na siebie uwagę większości ludzi w restauracji, w tym Haru, który jakby podskoczył na swoim krześle i zaczął wskazywać na nich palcem.
Marumi próbowała go powstrzymać, ale ten uśmiechnął się szeroko, co wyraźnie wskazywało na to, że było już za późno.
— Tato, patrz! To wujek Hoseok! Ze zdjęcia, wujek Hoseok!
Yoongi próbował powstrzymać Hoseoka, ale ten spojrzał w stronę chłopca i otworzył szeroko oczy zszokowany. Wlepił wzrok w Marumi, która machała w jego kierunku dłonią niezręcznie. Wtedy jeszcze nie był świadom tego, że przy stole siedzi też jego brat.
— To z nią pisałeś ten cały czas? — warknął w kierunku Yoongiego, a on wzruszył ramionami. — Jak ją znalazłeś? Skąd masz jej numer? Grzebałeś w moim telefonie?
— Skądże! Wiesz... Internet istnieje, portale społecznościowe też... — Podrapał się po karku wolną ręką, a Hoseok zacisnął zęby, wyraźnie wściekły.
— To nie jest śmieszne Yoongi! Powinieneś mówić mi o takich rzeczach! To cios poniżej pasa! — Złapał go za ramiona, odwracając się plecami w kierunku stolika, przy którym siedział obiekt ich sprzeczki.
— Ścisz ton... To niegrzeczne, Hoseok.
— A to co ty zrobiłeś to niby było jakie? Ha?
— Cóż, ty też zadzwoniłeś po doktora Hana, gdy nikt cię o to nie prosił — Yoongi odparł spokojnie we własnej, mizernej obronie, chociaż poczucie winy zaczynało powoli zjadać go od środka małymi, bolesnymi kęsami.
Żałował, że w ogóle skontaktował się z Marumi. Wiedział jednak również, że ta cała cisza pomiędzy braćmi nie mogła trwać wiecznie. Miał świadomość, że nie miał żadnego prawa, by się wtrącać. Ale z drugiej strony sam, cholera wie dlaczego, nadał sobie takie prawo.
Zresztą, co się zdarzyło już się nie odkręci. Trzymał się tego, gdy Hoseok zaczął panikować.
— To była kompletnie inna sytuacja... Mam rozumieć, że to jest twój mały rewanż? — zapytał, wyrzucając ręce w powietrze. — Naprawdę, mógłbyś już odpuścić. Zresztą, nie wyszło z tego nic złego, wszystko potoczyło się okej, prawda? Z tobą, Hanem, Joonyeolem. Wspaniale, cudownie! Dobrze wiesz, że tego nie chciałem! Nie jestem na to gotowy. Gdyby nie fakt, że cię—
— Hoseok? — Spora dłoń wylądowała na jego uniesionym w górze prawym ramieniu, a on opuścił je momentalnie, mrużąc powieki i rozpoznając głos, którego przecież nie słyszał już tak długo.
Zamarł w miejscu, chwilę później tracąc równowagę i łapiąc ją moment później. Ciągle jednak wyglądał tak, jakby zaraz miał się przewrócić.
Jego klatka piersiowa zaczęła unosić się i opadać coraz szybciej i szybciej, a on sam w panice sztywno rozglądał się za miejscem, w którym mógłby się schować. Yoongi był w stanie dostrzec w jego rozbieganych oczach, że przez głowę przebiegało mu tysiące myśli na sekundę. Obawiał się jednak, że były to tylko i wyłącznie traumatyczne wspomnienia, co wcześniej, tak naprawdę, dosadnie nie przyszło mu do głowy.
Yoongi momentalnie wściekł się na siebie i na swój głupi, egoistyczny pomysł. Powinien był to bardziej przemyśleć. Czuł się jak ostatni, samolubny dupek. Kim on był, by cokolwiek naprawiać? Coś na siłę przyśpieszać?
Upuścił swoją kulę, chcąc złapać Hoseoka i przytulić go do siebie, ale Hyunki uprzedził go, lewą dłonią łapiąc jego drżący łokieć. Yoongi wykorzystał tę okazję, by naprędce bliżej mu się przyjrzeć.
Mężczyzna miał dosyć zmęczony wyraz twarzy, ale wyglądał tak, jakby po prostu potrzebował mocnego kubka kawy. Usta miał pełne, dosyć podobne do tych Hoseoka. Oczy niewielkie, nos nieco zadarty. Yoongi nie umiał powiedzieć, czy wyglądał młodo czy staro. Chociaż i tak, koniec końców, nie miało to przecież większego znaczenia.
Przez moment chciał się do niego odezwać, ale Marumi pojawiła się przy jego boku, podnosząc jego kulę z podłogi i podając mu ją w dłoń tak bezszelestnie, jakby była do tego przyzwyczajona i opanowała tę sztukę do perfekcji.
— Usiądziemy? — zwróciła się do ich trójki niezręcznie, a Yoongi, zanim zdążył odpowiedzieć, poczuł ciężkie ciało Hoseoka zderzające się z nim, gdy ten przytulił go ciasno.
Yoongi ponownie upuścił swoją kulę, czując wzrok kobiety za ladą restauracji na swoich plecach. Nie mógł jednak przejmować się mniej. Objął Hoseoka ramionami, a ten wtulił się w jego pierś, łkając tak cicho, że Yoongi zdał sobie sprawę z jego łez tylko i wyłącznie dzięki gwałtownym ruchom jego rozedrganej twarzy.
— Przepraszam... To był naprawdę zły pomysł Seok, przepraszam — wyszeptał, głaszcząc go po plecach. — Chcesz wyjść? — zapytał, a ten kiwnął głową, czołem pocierając o materiał jego bluzy.
Yoongi objął go w pasie i wyprowadził ze stołówki tak, by ten nie musiał patrzeć ani na Hyunkiego, ani na Marumi. Ta podniosła jego kulę po raz kolejny i ruszyła za nim w dosyć sporej odległości, sama bliska łez. Kilka pielęgniarek przechodzących korytarzem w małej grupce przyglądało się im, jedna nawet podeszła do Yoongiego i Hoseoka wyraźnie zaniepokojona. Zaproponowała, że zabierze Hoseoka do jednego z lekarzy, który akurat nie przyjmował pacjentów. Yoongi grzecznie jednak odmówił, uśmiechając się do niej tak przekonująco, że odpuściła.
Przysiadł z Hoseokiem na drugim końcu korytarza pod rzędem okien, pozwalając mu przytulić się do swojego boku, zacisnąć pięści na materiale swojej bluzy i wypłakać. Nie zauważył nawet, jak Marumi przydreptała milcząco w ich kierunku i zostawiła jego kulę opartą o jedno z krzeseł. Zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Haru i Choe, których do tamtego momentu zostawiła przy stoliku, pojawili się w progu wyjścia na korytarz, ale ona prędko zgarnęła ich z powrotem do środka by zapłacić rachunek i przyszykować ich do wyjścia.
Hyunki zaś nawet na nią nie czekał. Zabrał swoją laskę, narzucił na plecy jeansową kurtkę i bardzo szybkim krokiem wyszedł z knajpki. Yoongi przyglądał mu się i zacisnął usta w cienką linię, gdy dostrzegł jak ten przeciera własne oczy wierzchem dłoni, desperacko próbując ukryć własne emocje. Jeszcze w zasięgu wzroku Yoongiego jakiś lekarz próbował go zatrzymać, ale Hyunki dosłownie odepchnął go na bok, torując sobie przejście w znanym tylko sobie kierunku.
Marumi popędziła za nim chwilę później, na jednym ręku trzymając Choe, a drugą dłonią prowadząc za sobą Haru. Chłopiec dostrzegł Yoongiego i niepewnie pomachał mu na pożegnanie. Ten niezbyt pewnie odwzajemnił gest.
Chwilę później znowu był sam z Hoseokiem, który jeszcze długo łkał w jego bluzę, drżąc na całym ciele. Yoongi, więcej niż słusznie, niesamowicie się za to obwiniał.
Głaszcząc plecy swojego partnera zastanawiał się, co było bardziej egoistyczne. Fakt, że nie wziął pod uwagę jego uczuć i wystawił go na coś, na co nie był gotowy, krzywdząc przy tym też Hyunkiego, którego nawet nie znał? Czy może to, że sam wyobraził sobie szczęśliwe zakończenie dla Hoseoka i przez milisekundę wydawało mu się, że wie lepiej co dla niego dobre?
Sam nie wiedział. I te myśli nie dawały mu spokoju przez następne, długie godziny.
•
Pociąg miał jeszcze piętnaście minut do odjazdu. Yoongi wyprostował lewą nogę, siedząc na nieco zbyt miękkim jak na jego upodobania fotelu w pierwszej klasie, gdzie kupili miejsca właśnie ze względu na jego wygodę.
Jednocześnie uderzał prawą nogą w podłogę wagonu nerwowo.
— Dlaczego nie jesteś na mnie zły? — zapytał Hoseoka nagle. — Ja... Cholera, nawet nie wiem co powiedzieć.
— Przeprosiłeś mnie wystarczająco dużo razy w drodze na peron. Zresztą, kupiłeś mi dobry obiad — wyjaśnił cicho, mając na myśli posiłek, który zjedli w niewielkiej knajpce nieopodal szpitala, gdzie Yoongi zabrał Hoseoka by trochę ochłonął.
Ten opanował swoje nerwy dosyć szybko, chociaż twarz miał nadal opuchniętą od płaczu. Yoongi spodziewał się wyrzutów, ale żadnych nie dostał. Może to dlatego, że nieustannie przepraszał. A może... Cholera wie.
— Wolę, żebyś się na mnie wykrzyczał, a nie chował urazę przez jakieś durne pryncypium o którym nie mam pojęcia — burknął i przetarł twarz dłońmi, a Hoseok zatrzymał się na chwilę, trzymając w dłoni książkę, którą wyciągał właśnie z plecaka.
— Pryncypium? O czym ty mówisz?
— Ja wiem, że dużo razem przeszliśmy, ale nie musisz tak usilnie unikać konfliktów między nami. Zauważyłem, że to robisz. Milczysz, nawet jeśli zasługuję na to, żebyś się na mnie wściekł. Jak na przykład teraz.
— Wcale tego nie robię — zaprzeczył, odkładając książkę z powrotem do plecaka i samemu przecierając twarz dłońmi. — Wiem, że miałeś dobre intencje, okej? Zresztą, nawet jeśli to był twój mały rewanż, to sobie zasłużyłem. Trochę... Swoją drogą, minęły lata. Długie lata, Yoongi. Przynajmniej wiem, że to jeszcze, pomimo wszystko, nie czas. I chyba bardziej złoszczę się za to na siebie, widząc, że ty poradziłeś sobie po roku z tym, by przezwyciężyć strach.
Yoongi zerknął w kierunku jego lewej dłoni i przygryzł wargę ukrywając uśmiech, jak za każdym razem z resztą, gdy przyglądał się pierścionkowi na jego palcu. Wiedział jednak, że nie był to najlepszy moment, żeby wyglądać na zadowolonego.
Odchrząknął i położył prawą dłoń na udzie Hoseoka. Ten zerknął na niego z ukosa.
— Nie wiedziałem, że się ścigamy? — Delikatnie pogłaskał jego udo w pokrzepiającym geście. — Ja wiem, że poza seksem brakuje nam rozrywek—
— Nie tak głośno — Hoseok niemalże zapiszczał, odruchowo zakrywając jego usta dłonią.
Szybko odsunął ją jednak od jego twarzy, patrząc na niego przepraszająco.
— Ja wiem, że brakuje nam rozrywek — Yoongi powtórzył się, pochylając się w jego stronę tak, że ich czoła się zetknęły. W przedziale było tylko kilka osób, a fotele były na tyle wysokie, by nikt ich nie widział. Chociaż, mówiąc szczerze, on i tak się tym nie przejmował. — I wiem, że mamy niewiele więcej niż problemy ze sobą. Ale nie musimy robić z tego konkursu. Zresztą, to ja jestem zły na siebie, bo wychodzi na to, że miałem takie samo podejście, a, szczerze mówiąc, sama myśl o tym weselu przyprawia mnie o stresowe mdłości... Widzisz, wcale nie poradziłem sobie tak dobrze jak myślisz. Przepraszam. A teraz proszę, żebyś chociaż trochę się na mnie pozłościł.
Hoseok zaśmiał się mimo woli i cmoknął go w nos.
— Wystarczy mi terapia.
— Przecież już dawno nie widziałeś się z terapeutą.
— Od kiedy miałeś wypadek nie było na to chwili. Praca i zajmowanie się tobą zjada cały mój czas — mruknął. — Nie to, żebym narzekał. Ty to dla mnie najlepsza terapia.
— Jestem już w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach samodzielny. Jeżeli czujesz, że tego potrzebujesz, to może warto umówić się na kolejną wizytę? — Yoongi nie chciał być natarczywy, ale wiedział, że ta konwersacja, prędzej czy później, musiała się między nimi odbyć.
— Jeżeli nie mam zamiaru widzieć się z Hyunkim to... Nie wiem, czy jest potrzeba. Skoro już wiem, że nie potrafię... Zresztą, doktor powiedział, że jestem zdrowy jak ryba. Najprawdopodobniej już nigdy więcej nie będę musiał wracać do Busan. Myśleć o tym... wszystkim.
— Masz pewność, że to jest to, czego właśnie chcesz? — Yoongi zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język.
Zaczął bawić się palcami dłoni Hoseoka, którą chwycił chwilę poźniej. Przejechał kciukiem po pierścionku, poruszając się niespokojnie w swoim fotelu i czekając, aż ten coś odpowie. On milczał jednak, chociaż nie z upartości, a faktycznie, zastanawiał się nad pytaniem Yoongiego.
— Chciałbym przestać tak cierpieć, wiesz?
— Cierpieć? — Yoongi zamarł.
— Na myśl o Hyunkim. O tym, co zrobił. To głupie, ale chciałbym... Chciałbym, żeby cierpiał za mnie, a jednocześnie był szczęśliwy. Mam w sobie tak dużo sprzeczności. Tyle że jest w tym mały szkopuł, który jeszcze trzyma mnie w ryzach przed kompletnym szaleństwem. A mianowicie to, że gdybym naprawdę chciał dla niego źle, to nadal miałbym dwie nerki, wiesz? — burknął. — Sam to sobie powtarzam. Chciałbym mu powiedzieć, jak bardzo mnie skrzywdził. A potem o tym zapomnieć. Mam wrażenie, że topię się w czymś, co powinno wypłynąć w jego kierunku. A od lat ja muszę starać się na wszystkie sposoby, żeby utrzymać się na powierzchni.
— W takim razie mu to powiedz.
— Co? — Uniósł brwi ku górze.
Yoongi puścił jego dłoń i wyjął z kieszeni telefon. Przez moment wstukiwał coś na klawiaturze w skupieniu dopóki Hoseok nie usłyszał dźwięku przychodzącego esemesa. Wyjął swój telefon z kieszeni ocieplanej, jeansowej kurtki i sprawdził wiadomość.
— Powiedz mu, że jesteś wściekły — Yoongi wyjaśnił, wskazując palcem na ekran telefonu Hoseoka, gdzie wyświetlał się właśnie esemes z wypisanym adresem w centrum Busan, który dostał od Marumi, co zabawne, w razie wypadku. — Nie dla mnie. Nie dla waszych rodziców, nie dla rodzinnej idei. Zrób to dla siebie.
— Ale co z pociągiem? — zapytał, a Yoongi odetchnął z ulgą widząc, że ten nawet się nie zawahał.
— Wrócisz następnym.
— Poradzisz sobie beze mnie? — zadał kolejne pytanie, na co Yoongi dodatkowo się uśmiechnął.
Spodziewał się czegoś w stylu 'Nie mogę cię zostawić'. To, o co faktycznie zapytał Hoseok wydawało mu się jednak o wiele lepsze. Miał wrażenie, że coś zmieniało się wewnętrznie dla nich obojga i niesamowicie go to cieszyło.
— Idź, pociąg może odjechać lada moment i będziesz musiał skakać na per–
Nie zdążył dokończyć, ponieważ poczuł dłonie Hoseoka na policzkach, a chwilę później jego usta na swoich. Chciał sprytnie przejechać językiem po jego dolnej wardze, ale ten odsunął się, zanim Yoongi w ogóle dał radę przeanalizować ten pomysł, a co dopiero wprowadzić go w czyn.
— Kocham cię jak szalony — Hoseok burknął, po czym zgarnął swój plecak spod fotela i dosłownie przeskoczył przez nogi Yoongiego, pędząc przez przedział pierwszej klasy jak, o ironio, rzeczony szaleniec.
Yoongi uniósł się lekko na fotelu i odprowadził go wzrokiem, śmiejąc się pod nosem.
— Zabrał mój portfel — wymamrotał sam do siebie i wywrócił oczami, przypominając sobie, że chociaż miał w telefonie bilet, to nigdy nie zapisał w nim karty płatniczej. — No cóż, obejdzie się bez kawy w podróży. Może to i lepiej — dodał i sam poklepał się po ramieniu w kojącym geście, przypominając sobie na domiar wszystkiego, że najprawdopodobniej będzie musiał poprosić Namjoona o to, by ten odebrał go z peronu z powodu oczywistego braku gotówki na taksówkę.
Uśmiechnął się jednak pod nosem i, nieco zmęczony chaosem dnia, przysnął chwilę po tym, jak pociąg mozolnie odjechał z peronu, wsłuchując się w turkot kół. Wcale się nie martwił. Ba, był dziwnie spokojny.
Zupełnie jak rytm butów Hoseoka, które miarowo odbijały się od chodnika, gdy ten, podobnie do pędzącego już pociągu, zostawiał person za sobą.
•
Łyżka odbiła się od zlewu, a Choe zmierzyła matkę oskarżycielskim spojrzeniem, siedząc na podłodze kuchennego aneksu i jedząc mandarynkę, którą niezdanie obrał jej Haru.
— Mam dosyć — burknęła pod nosem.
— Czego? Wtykania nosa w nie swoje sprawy? — Hyunki wlepiał wzrok w jej plecy, siedząc na kanapie w salonie i spoglądając w jej kierunku sponad wyspy kuchennej.
— Gdybym nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, to zapewne by cię tu nie było... Czy ty naprawdę musisz to robić? Tak, popełniłam błąd. Nie powinnam była. Przepraszam, okej? Chciałam dobrze — wywróciła oczami, przecierając dłonie w czarną koszulkę, którą miała na sobie.
Obróciła się tak, by móc spojrzeć na męża, a ten odłożył książkę na stolik do kawy i wcisnął plecy w oparcie kanapy.
— Wiem. Ale twoje dobre intencje mają mało znaczenia kiedy wykorzystujesz je tak, jak ci się podoba.
— Jestem twoją żoną do cholery — warknęła, po czym szybko skarciła się w myślach, gdy Choe mruknęła coś pod nosem.
Podeszła do córki i podniosła ją z podłogi wzdychając ze zrezygnowaniem, gdy dziewczynka dotknęła jej szyi dłonią ubrudzoną sokiem z niezdarnie zjedzonego przed chwilą owocu. Nadal jeszcze przeżuwała ostatnią cząstkę mandarynki, mlaskając przy tym.
— Czy to już ten magiczny moment, w którym stwierdzasz, że żałujesz wzięcia ze mną ślubu? — zapytał, a Marumi otworzyła szeroko oczy, wyraźnie zaskoczona i rozeźlona jednocześnie.
— Możesz nie gadać takich bzdur przy dzieciach? — żachnęła się, wskazując podbródkiem w kierunku Haru, który siedział naprzeciwko ojca przy stoliku kawowym i mozolnie powtarzał pisanie ręczne na specjalnej kartce z małymi kwadracikami, którą przyniósł ze szkoły.
We wrześniu zaczął pierwszą klasę i już od początku wykazywał ambitne cechy prymusa.
— Twoi rodzice ostrzegali cię, że małżeństwo ze mną to błąd — burknął, przymierzając się do wstania z kanapy.
— Przestań bełkotać od rzeczy, błagam cię — podeszła w jego stronę, a Choe wskazała palcem na kredki na stoliku, wysypujące się z pękatego piórnika Haru.
Marumi posadziła ją na dywanie i podała jej kartkę papieru z drukarki stojącej przy telewizorze. Wykonywanie kilku czynności na raz przychodziło jej bardzo dobrze, więc bez problemu zauważyła Hyunkiego zmierzającego mozolnym krokiem do swojego gabinetu by uciec od dalszej konwersacji. Zrobiła więc kilka susów w bok i stanęła w drzwiach, zagradzając my drogę.
— O nie, nie, nie. Zostaniemy tutaj, dopóki nie skończymy rozmawiać.
— Przed chwilą powiedziałaś, że nie chcesz robić tego przy dzieciach. Zresztą, Marumi, naprawdę, nie mamy o czym. Zrobiłaś to drugi raz. Wciągnęłaś mojego brata w coś, czego, jak już raczyłem ci wspomnieć, nie zniósłby dobrze. To było do przewidzenia.
— Żadne z was nie próbuje, to ja i Yoongi—
— Ten chłopak, który był tam z nim? — zapytał, podchodząc do kanapy i podpierając się dłonią o jej oparcie. — Kto to taki, tak właściwie?
— Wiedziałbyś, gdybyś od kilku godzin nie unikał konfrontacji... Naprawdę, nie mam pojęcia skąd ja tak właściwie biorę do ciebie cierpliwość!
— Słucham? — Hyunki zaśmiał się bez humoru, a Choe, nieświadoma powagi sytuacji, zawtórowała mu, jednakże całkiem radośnie w swojej dziecięcej naiwności.
Haru szybko jednak skarcił ją wzrokiem, po czym chwycił ją za nadgarstek, wstał i powoli zaczął dreptać z nią w kierunku drzwi do ich wspólnego pokoju.
— Pobawimy się klockami — zakomunikował, jak zwykle zresztą, gdy atmosfera w domu robiła się napięta.
Marumi odprowadziła swoje dzieci wzrokiem, a zaraz po tym jak drzwi zamknęły się za nimi delikatnie przycisnęła palce dłoni do swoich skroni, wyraźnie czując pulsowanie krwi w tętnicach.
— Co my tak właściwie robimy, Hyunki? — mruknęła. — Nasz syn musi nas mieć za kompletnych popaprańców. To dopiero mały chłopiec, takiego dzieciństwa dla niego chcesz?
— Cóż, aktualnie dyskutujemy na temat tego, że tracisz do mnie cierpliwość, więc nawet się nie dziwię, że zrzucasz na mnie całą odpowiedzialność — prychnął.
— O tym właśnie mówię! Nie da się z tobą rozmawiać, bo gdy przychodzi ci skonfrontować się ze światem i z tym, jaki masz na niego faktyczny wpływ... Ty się odseparowujesz!
Zaśmiał się tak donośnie, że kobieta straciła kolejną cząstkę panowania nad sobą. A jeżeli o nie chodziło, to został ich w niej już niewiele.
— Takiego mnie kochasz — wymamrotał. — I na tym poprzestańmy. A teraz przepuść mnie do gabinetu, muszę zająć się—
— Możesz przestać być taki sarkastyczny? Myślisz, że to sprawia, że wyglądasz poważniej? Silniej? Lepiej? Zapominasz, że znam cię jak zły szeląg! Z każdej możliwej strony. Jeżeli cierpisz, to mi o tym powiedz. Przecież widziałam, co się z tobą stało. Myślisz, że uciekanie od własnego brata to dobre rozwiązanie?
Hyunki milczał przez dobrą chwilę, oddychając ciężko. Oparł się o oparcie kanapy obie rękoma na raz i pochylił się, chcąc uspokoić swój oddech. Marumi chciała podejść do niego i pomóc mu usiąść, wyraźnie zmartwiona. Powstrzymała się jednak wiedząc podświadomie, że nic mu nie będzie, a ona nie może mięknąć tak, jak działo się to za każdym razem.
— Pomyślałaś — zaczął, wciągając powietrze ze świstem przez zęby — że nie chcę usłyszeć z ust własnego brata, że mnie nienawidzi?
— Tego się spodziewasz?
— Pomyślałaś — kontynuował, zaciskając palce na obiciu kanapy — że nie chcę męczyć go już więcej po tym, jak wiele dla mnie zrobił? Kiedy, tak naprawdę, nie był mi nic a nic winien? — Podniósł głowę w jej kierunku i spojrzał na nią z wyrzutem. — Pomyślałaś, że nie chcę stracić nad sobą kontroli przy tobie i dzieciach? Przy Hoseoku? Nie ma na tym świecie ludzi, którzy są dla mnie ważniejsi. Już i tak jestem chodzącą porażką. Ja wiem, że to trudne w przyjęciu, ale twój mąż to czyste rozczarowanie. Jeżeli mógłbym, to wolałbym, żebyście chociaż wy... Ty... Nie byli tego w pełni świadomi jak najdłużej się da.
Z początku kobieta chciała się rozpłakać i przytulić swojego męża do siebie. Zapewnić go, że kocha go mimo wszystko. Ale ile mogła go głaskać?
— Uwierz mi, jak przyjęłam twój pierścionek oświadczynowy to wiedziałam, w co się pakuje — westchnęła głośno. — Myślisz, że dlaczego chcę ci pomóc? Jeżeli to nie jest miłość, to decydowanie się na związek tylko wtedy, gdy wszystko jest czyste i lśniące tym bardziej nią nie jest. A teraz usiądź, zaparzę ci melisę. Pogadam z dziećmi, a potem porozmawiamy na spokojnie. Okej?
Niezbyt chętnie, ale zgodził się, powoli obchodząc kanapę dookoła i siadając na niej ciężko. Obserwował swoją żonę z ukosa, jednocześnie kalkulując w myślach to, co chciał jej powiedzieć. Nie zdążył jednak wymyślić zbyt wiele, ponieważ dzwonek domofonu rozbrzmiał w mieszkaniu. Haru wybiegł z pokoju podekscytowany, bowiem Marumi oznajmiła mu dosyć niedawno, ku jego niezmiernej ekscytacji, że może być odpowiedzialny za jego odbieranie tak długo, jak przed faktycznym otwarciem drzwi zawsze zapyta ją o pozwolenie.
— Zapraszałaś kogoś jeszcze? — Hyunki zapytał ją, a ona, ignorując delikatną docinkę odparła, że nie.
Chłopiec, trzymając w lewej dłoni samochodzik z klocków, wspiął się na mały taborecik przy domofonie przygotowany specjalnie dla niego i wolną dłonią sięgnął po słuchawkę. Przycisnął ją do ucha, a Choe wyjrzała z pokoju, przyglądając mu się zazdrośnie.
— Dzień dobry, rezydencja rodziny Jung. Kto mówi? — zapytał, artykułując tak, jakby czytał formułkę. — Oh, poczekaj! Zapytam tatę! — krzyknął, momentalnie zmieniając ton, po czym odwrócił się w kierunku kanapy. — Tata, wujek Hoseok pyta, czy może wejść? — powiedział tak, jak gdyby ten odwiedzał ich conajmniej raz w tygodniu.
Jego dziecięca, niemalże naiwna beztroska musiała dodać Hyunkiemu nieco otuchy, ponieważ, zanim Marumi zdążyła wtrącić cokolwiek ze swojej strony, kiwnął głową w twierdzącym geście.
•
— Mam nadzieję, że się nie gniewasz — Hoseok wydukał, unikając kontaktu wzrokowego.
Hyunki pokręcił głową, opierając się pośladkami o własne biurko w gabinecie, jednocześnie nerwowo grzebiąc dłonią w pojemniku na przybory papiernicze.
— Ani trochę — odparł po chwili. — Chociaż... Tak właściwie, to dlaczego tu jesteś? Byłem pewien, że się mnie boisz.
— Ja... Nie wiem, wydawało mi się, że mamy parę niedokończonych spraw do omówienia. I chciałem porozmawiać o tym, że jestem... Na ciebie wściekły? — wypalił prostolinijnie, nieco się rumieniąc.
— Oh... — Hyunki podrapał się po skroni z wyraźną skruchą. — Wiesz, zrozumiałem przekaz jeszcze w szpitalu.
— Pomyślałem, że mam prawo powiedzieć ci to w twarz. Wydaje mi się, że pierwsza fala emocji już za mną... Więc oto jestem. Na spokojnie.
— Cieszę się, że przyszedłeś — odparł, a Hoseok nie wiedział co odpowiedzieć.
Myślał więc moment, po czym bezceremonialnie zaczął przechadzać się po gabinecie swojego brata. Ten obserwował go bacznie.
Hoseok sięgnął dłonią w kierunku półki z książkami i zmarszczył czoło.
— Jesteś filologiem? — zapytał, przejeżdżając palcami po grzbietach książek. a Hyunki kiwnął głową.
— Tak wyszło... Marumi nie wspominała?
— NIe utrzymywałem z nią bliższej relacji. Zrobiłem to, co miałem zrobić. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo.
— Rozumiem — szepnął. — Powiedziała mi, że jesteś strażakiem. A potem przyszła ta paczka z twoim zdjęciem...
— Ah, tak. Przyszpiliła mnie do ściany w remizie. Wtedy, gdy przyjechała do Gunsan pierwszy raz — mruknął nieobecnie, ignorując temat jednego zdjęcia, po czym chwytając w dłoń drugie, stojące na wyższej z półek w zasięgu jego wzroku.
Hyunki ubrany w garnitur trzymał na nim Marumi w sukni ślubnej pod rękę. Stali w jakiejś zielonej scenerii, uśmiechnięci od ucha do ucha. Przez krótką chwilę Hoseok poczuł ukłucie żalu, że ominął taki ważny dzień i już nigdy nie będzie mógł do niego wrócić. Z jakiejś przyczyny ta świadomość ciężko osiadła mu na sercu.
— Jak tam jest?
— Gdzie? — zapytał, odruchowo odwracając się w jego stronę, jednocześnie ciągle trzymając zdjęcie w dłoni.
— U ciotki. W Gunsan. W remizie.
— Nie rozmawiałem z ciotką od dawna, nawet nie wie, że oddałem ci kawałek moich wnętrzności – zażartował, chcąc rozluźnić atmosferę, a gdy Hyunki zaśmiał się cicho poczuł się nieco lepiej. — Można powiedzieć, że nasze drogi rozeszły się po tym, jak postanowiłem się wyprowadzić.
— Pokłóciliście się?
— Nie. Znalazła sobie męża. W końcu. Wyprowadziła się gdzieś na wschód. A ja poszedłem w swoją stronę. Chyba za bardzo się niczym wtedy nie przejmowałem, wiesz? Podświadomie chciałem być sam. A ona możliwe, że miała mnie już trochę dosyć.
— Nie mów tak.
— Potrafiłem nie odzywać się do niej słowem przez tydzień, pomimo że ona wypruwała swoje flaki. Nawet święty miałby mnie dosyć — Hoseok wyjaśnił, po czym odstawił zdjęcie z powrotem na półkę. — Zestarzałeś się — szepnął, wskazując na nie palcem.
— Cóż, małżeńskie życie przyprawia cię o parę zmarszczek. Małżeńskie życie z dwójką dzieci i pokiereszowanym ciałem już tym bardziej — zaśmiał się cicho, drapiąc się po karku. — Chcesz napić się kawy? Marumi parzy całkiem niezłą, niedawno kupiła nowe filtry i—
— Dlaczego mnie zostawiłeś? —Hoseok wypalił nagle, znowu odwrócony do niego plecami i tym razem wyglądający przez okno na zewnątrz.
Jego ręce były zaplecione na piersi tak, że, w dosyć niewygodnej pozycji, dłońmi ściskał swoje łokcie. Nie umiał znaleźć sobie miejsca tam gdzie, idąc logicznym tokiem myślenia, powinien czuć się jak w domu. Żałował i jednocześnie nie żałował tego, że się tam znalazł. Bał się, że zaraz wybuchnie, ale jednocześnie chciał znać odpowiedź.
Odpowiedź wypielęgnowaną latami, którą, niemalże co noc, Hyunki dopieszczał w swojej głowie czekając, aż w końcu będzie mogła dotrzeć do swojego prawowitego odbiorcy.
Jednak, kiedy przyszło co do czego, całe te lata opieki i szczypania się ze słowami zdały się na nic.
— Nie umiem odpowiedzieć — szepnął. — Pamiętam to wszystko jak przez mgłę, s–starałem się zapomnieć... Nie umiem odpowiedzieć.
— Ja pamiętam to bardzo dobrze. Śnię o tym po nocach, wiesz? Bo mnie zostawiłeś. Jak rzecz — chciał to wykrzyczeć, ale z jego ust wydostały się tylko poszarpane słowa, gdy pociągał nosem.
— Byłem głupi, Seok. Wiesz o tym.
— Po prostu nie rozumiem. Jestem wściekły — spojrzał na niego ze łzami na policzkach, opuszczając ręce wzdłuż tułowia. — Byłem tylko dzieckiem. Na kim miałem polegać, jeżeli nie na tobie?
— Nie wiem, Seok. Przysięgam, nie mam pojęcia — odparł, chowając twarz w dłoniach i powoli osuwając się w dół, opierając plecy o solidne biurko.
Jego lewa noga promieniowała bólem, gdy na moment przykucnął. Szybko jednak opadł na pośladki, przyciągając kolana do piersi.
— Skrzywdziłeś mnie — Hoseok kontynuował, a Hyunki kiwał głową twierdząco, zaciskając przy tym zęby.
— Wiem — potwierdził szeptem, nawet nie patrząc na swojego brata, który zrobił dwa małe kroki w jego stronę. — Przysięgam, że nienawidzę siebie za to bardziej i bardziej każdego dnia. Patrzę na swoje dzieci i przykro mi, że to ja się im trafiłem, wiesz?
— Jakaś chora część mnie jest z tego powodu bardzo zadowolona — przyznał, robiąc kolejny krok do przodu, mimo że drżał na całym ciele. — Wiesz o tym?
— Wiem — Hyunki powtórzył się, intensywne przecierając swoje oczy dłońmi.
Hoseok przyglądał mu się dłuższą chwilę, po czym pochylił się w jego stronę, wyciągając prawą dłoń przed siebie. Hyunki chyba nawet nie zauważył jego bliskiej obecności, ponieważ kulił się w sobie, mamrocząc coś pod nosem.
— Wstawaj z tej podłogi, nie mamy całego dnia — mruknął.
Twarz Hyunkiego podniosła się ku górze a on, w dziwnym niedowierzaniu, omiótł wzrokiem Hoseoka, który, pomimo ust wilgotnych od kilku zabłąkanych łez, uśmiechał się delikatnie, niezmiennie wyciągając do niego dłoń. W międzyczasie drugą przetarł twarz.
— Powinieneś był pozwolić mi umrzeć, Seok.
— Może — ten kiwnął głową. — A teraz poważnie, wstawaj z podłogi. Przeziębisz moją nerkę ty durniu. Nie mam ich więcej na zbyciu. Nie uważasz, że oboje przeszliśmy przez zbyt wiele, żeby ryzykować?
Jego ręką ugięła się lekko pod uściskiem dłoni Hyunkiego, ale chwilę później oboje stali wyprostowani na podłodze, oddychając szybko. Hoseok, instynktownie, zrobił krok do tyłu i otrzepał się z niewidzialnych drobinek kurzu, żeby zabić niezręczną ciszę czymkolwiek, co pierwsze przyszło mu do głowy.
— Hoseok? — Hyunki ponownie oparł się pośladkami o biurko, starając się udawać, że wcale nie miał przed chwilą czegoś na wzór ataku paniki.
— Ta? — mruknął, odwracając wzrok w kierunku okna.
— Ten chłopak, z którym przyszedłeś do szpitala... Yoongi, czyż nie? — wyrzucił z siebie, próbując przerzucić ich konwersację na inny tor.
— Zgadza się.
— Kim on tak właściwie jest?
— To mój chłopak — Hoseok wyjaśnił bezceremonialnie, i chociaż nie spodziewał się tego pytania, to był wdzięczny Hyunkiemu za to, że tak szybko zajął jego głowę czymś innym.
Dostał już przecież to, po co przyszedł. Mógł wyjść. Wrócić na peron i wsiąść do pociągu. Pojechać do domu. Mimo to stał tam dalej, jakby przytwierdzony do podłogi przy pomocy super mocnego kleju.
— W takim razie ty... Jesteś... No... Ge—
— Na to wygląda — Hoseok przerwał mu w połowie słowa, a Hyunki wyglądał tak, jakby mu ulżyło. — Jakiś problem? — mruknął, a ten pokręcił głową przecząco bardzo energicznie, niemo zapewniając, że absolutnie nie chciał tak wybrzmieć.
Hoseok spojrzał na swoje stopy i zamachnął prawą tak, jakby kopał niewidzialny kamień do równie niewidzialnej kałuży. Wsunął dłonie w kieszenie swojej kurtki, której nawet nie zdjął, po czym wziął głęboki oddech i przerzucił wzrok na biurko. Dopiero wtedy dostrzegł zdjęcie, które wysłał Marumi po tym, jak go o to poprosiła, a którego temat wcześniej zgrabnie zbył. Poznał je po ramce, bo było odwrócone tyłem.
Tuż po tym stwierdził, że nie było odwrotu. Zdjął z siebie swoja kurtkę, po czym przerzucił ją przez ramie i wyszedł z gabinetu Hyunkiego, niemalże zderzając się przy tym z Marumi, która stała podejrzliwie blisko drzwi udając, że ściera kurze z szafki za pomocą długiej miotełki. Hoseok zmierzył ją wzrokiem.
— To gdzie jest mój bratanek i bratanica? — zapytał, odchrząkując przy tym nieznacznie.
— Uhm, w pokoju...? — burknęła, wskazując palcem na drewniane drzwi.
Kiwnął głową i przewiesił swoją kurtkę o oparcie kanapy.
— Mogę to tu zostawić?
— Jasne — Marumi odparła, nadal w lekkim szoku. — Mam rozumieć, że zostaniesz na kolację?
— Chyba — to powiedziawszy skierował się w stronę drzwi wskazanych mu ówcześnie przez kobietę, po czym otworzył je nieco niepewnie ku uciesze Haru, który od razu podszedł do niego, złapał co za dłoń i pociągnął w kierunku swoich klocków tak, jakby jego obecność była czymś kompletnie normalnym.
Hoseok przyklęknął przy pudełku pełnym kolorowych bloków i uśmiechnął się, gdy Choe podała mu ten, który chwile wcześniej żuła w ustach. Chwycił go ochoczo pomimo tego, że lśnił od śliny. Użył go w budowie niezidentyfikowanego, wieżo–podobnego obiektu wraz z bratankiem, po czym, dyskretnie, wytarł dłonie o spodnie. Nie przeszkadzało mu to jednak zbyt bardzo.
Może było w tym wszystkim trochę szaleństwa, ale postanowił dać temu szansę.
Wierzył, że czas, chociaż może i nie leczył ran, to ukrywał w sobie wiele możliwości. Godzinę, którą poświęcasz na robienie czegoś mógłbyś poświęcić na coś innego, Tak samo godzinę, którą poświęcasz jakiejś osobie mógłbyś poświęcić innej. Godzina i sześćdziesiąt minut, tak samo jak minuta i sześćdziesiąt sekund, chociaż z pozoru są tym samym, to kryją w sobie jakieś dziwnie, fundamentalnie różniące się znaczenia.
Chciał traktować to jako lekcje. Uczyć się sypać piasek czasu przez palce tak, żeby nie stracić ani odrobiny. A czasem wygrzebywać wilgotny piach z największych głębin i wyciągać go na wierzch tak, by, być może, budować z niego zamki.
Albo zdawać sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. I przyjmować to z pokorą.
•
— Mówicie poważnie? — zapytał, a Brian kiwnął głową, siadając obok niego na kanapie. — Byłem pewien, że będę na rencie jeszcze długi czas.
— Cóż, Kang chce cię z powrotem w remizie, nawet jeśli to tylko czyszczenie wozów. I pomoc w konserwacji.
— Jak narazie — Namjoon dodał w niezdarnej próbie pocieszenia go, jakby spodziewał się, że Yoongi zareaguje na to wszystko dosyć negatywnie.
Ten machnął jednak ręką i uśmiechnął się, podsuwając się do boku tak, żeby Namjoon również mógł wcisnąć się i usiąść obok nich.
— Nie będę narzekał. Już i tak mam dużo szczęścia. Zresztą, dzwonił do mnie niedawno i mówił, że moje zaprzysiężenie odbędzie się najpewniej w przyszłym roku, więc myślałem, że narazie nie wracam do remizy — upił łyk wody ze szklanki, którą trzymał w dłoniach, po czym odstawił ją na stolik do kawy. — W każdym razie, będzie co ma być. Nie ma co bić się z wiatrakami. Chyba tak to się mówi.
Siedzieli tak chwilę, rozmawiając o tym, co działo się ostatnio w ich życiu.
Brian zapisał się na zaawansowany kurs medyczny, by przydać się bardziej w nagłych wypadkach, a Namjoon, poza swoimi regularnymi wizytami na siłowni, rozglądał się za nowym mieszkaniem dla nich obojga. Hoseok nie zabrał jeszcze wszystkich swoich rzeczy ze starego pokoju i, jako że umowa wynajmu całego lokalu mieszkalnego była na niego, musiał załatwiać sprawę z przeprowadzką razem z Namjoonem, więc Yoongi wiedział co nieco.
— Myśleliśmy nad czymś bliżej remizy... Przynajmniej do czasu, gdy każdy z nas pójdzie w swoją stronę, znaczy się — Namjoon odchrząknął, wstając z kanapy.
— Czyżby jakaś miłość na horyzoncie? — Yoongi zapytał zaciekawiony.
— Ta, z hantlem z siłowni — Brian prychnął, nie mogąc się powstrzymać.
Namjoon zmierzył go chłodnym spojrzeniem, a ten, wyraźnie już przyzwyczajony, nic sobie z tego nie zrobił.
— Która godzina? — Yoongi zapytał młodszego, zerkając na zegarek na jego nadgarstku.
— Wpół do jedenastej — odparł, a ten zamyślił się.
— Hoseok powinien być już z powrotem. Powiedział, że weźmie taksówkę ze stacji, ale i tak się martwię — wymamrotał jakby sam do siebie, a Brian poklepał go po plecach krzepiąco.
— Nie zgubi się, zna to miasto jak własną kieszeń.
— Chyba kieszeń pełną paprochów. Zawsze szwęda się tam, gdzie go nie chcą — Namjoon wtrącił sponad lady w aneksie kuchennym, wyciągając z szafki jakieś chrupki i wsypując je do pękatej, plastikowej miski o dosyć śmiesznym, jaskrawym kolorze.
— Czasem wychodzi z tego coś dobrego — Yoongi odbił słowną piłeczkę, myśląc o pomoście i opuszczonej plaży, którą Hoseok pozwolił mu odkryć i która stała się dla nich naprawdę specjalnym miejscem.
Nie dostał jednak odpowiedzi, ponieważ klucz w zamku do drzwi wejściowych przekręcił się głośno, a on jakby wystrzelił z kanapy, z trudem wstając tak, by nie stracić równowagi.
Hoseok pojawił się w mieszkaniu chwilę później, zdejmując z pleców swój plecak i zsuwając ze stóp buty tak, jak gdyby nigdy nic.
— Wybaczcie, że użyłem klucza. To teoretycznie nie jest już moje mieszkanie, ale to przyzwyczajenie — mruknął, wchodząc do salonu i zerkając na wszystkich promiennie.
Przez moment było między nimi dziwnie cicho, dopóki Brian nie roześmiał się w głos, łapiąc się za brzuch.
— Co ty masz na twarzy? — zapytał go, a Hoseok zmarszczył czoło, wyciągając telefon z kieszeni i przeglądając się w przedniej kamerze.
— Co masz na mysli?
— Przy linii szczęki? Bawiłeś się kredkami? — Namjoon podszedł do niego, a ten dostrzegł długą, jaskrawo–błękitną smugę.
— Oh... — zaśmiał się, chowając telefon do kieszeni. — Musiałem wyjść od Hyunkiego i nie zauważyć — mruknął. — Moja bratanica, musiała mnie pomazać gdy bazgrałem z nią kredkami.
— Bratanica? I jechałeś tak całą drogę pociąg— Zaraz... Byłeś u swojego brata? — Namjoon uniósł ku górze brwi. — I nic nam nie powiedziałeś? — to powiedziawszy spojrzał na Yoongiego. — Ty też nie raczyłeś rozplątać języka?
Ten wzruszył ramionami i ponownie przysiadł na kanapie, uśmiechając się do Hoseoka znacząco. Ten odwzajemnił uśmiech, po czym poszedł do łazienki by przemyć twarz.
— Mam rozumieć, że wszystko nam opowiesz, ha? — Brian krzyknął, przyciągając nogi do piersi.
— A masz jakieś dobre piwo? — odkrzyknął z łazienki.
Yoongi wywrócił oczami wiedząc, że nie będzie mógł się napić. Zdawał sobie sprawę jednak, że był to jeden z niewielu ostatnimi czasy wieczorów, gdy wszyscy mieli wolny czas. Milczał więc, gdy Namjoon wyciągał puszki z lodówki i stawiał je na stoliku jedna po drugiej. Sam był ciekaw historii Hoseoka, więc obiecał sobie nie narzekać.
Ostatnimi dniami kompletnie zapomniał też o papierosach. Zdawałoby się, że na wieczność.
Następny rozdział będzie tym ostatnim. Miał to być ten, ale jesteśmy już na 7 tysiącach słów, więc musiałam rozbić go na dwie części.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top