30. Too hot
Pomimo gwałtownych zapowiedzi, Joonyeol i jego towarzyszki pojawili się w Gunsan dopiero następnego dnia w okolicach południa.
Yoongi miał więc chwilę dłużej, by przygotować się na ich przybycie. Hoseok musiał zamienić się z kimś swoją zmianą by zostać z nim i uspokajać go co chwila, gdy ten bez większego skutku próbował dodzwonić się do Hana i dosyć dosadnie odgrażał się pod nosem, że pójdzie do sklepu po papierosy, choćby musiał się tam czołgać. Finalnie jednak zastąpił nikotynę parzoną miętą i siarczystymi przekleństwami, które Hoseok nieco nieśmiało ścierał z jego ust krótkimi pocałunkami czy zajmowaniem go głupimi rozmowami o niczym.
I gdy już wydawało się, że Yoongi pogodził się z ponownym przyjazdem Joonyeola wiedząc, że nie mówiąc mu o nic o wypadku i celowo go przed nim ukrywając na pewno nie postąpił dobrze, spadła na niego kolejna bomba w postaci drobnej kobiety, na której widok zapewne upadłby na ziemię ze stresu, gdyby w ogóle stał.
Jej dłonie były delikatniejsze, niż pamiętał. Twarz miała też nieco więcej zmarszczek, a lewy kącik ust był zapadnięty, jakby nie wiedziała, czy wypadało się uśmiechnąć. Miała na sobie sweter z jasnej włóczki, który najpewniej zrobiła sobie sama, chociaż jej wprawna ręka nie pozostawiała wiele do życzenia. Jedynie jej palce zdradzały niepewność, która oplatała je delikatnie, gdy sztywniały w niezbyt dopracowanych ruchach.
Choi Haneul na pewno jednak nie straciła tego ostrego, niekiedy kaleczącego spojrzenia, które zawsze dawało jej rozmówcom znać, że lepiej z nią nie zadzierać. Niezależnie od tego, jak wyglądała czy jakie sprawiała wrażenie.
— Naprawdę, nic mi nie jest — Yoongi próbował zakomunikować już po raz wtóry, gdy kobieta wodziła dłońmi po jego ramionach i twarzy na przemian, a jej zwykle surowe spojrzenie zdawało się paradoksalnie głaskać jego skórę z matczyną czułością.
— Uwierzyłabym, gdybyś nie zostawił mnie bez słowa na ponad rok. Nadal nie mogę pojąć, że mój pierworodny nic mi o tobie nie powiedział — westchnęła, a Joonyeol wzruszył tylko ramionami, siedząc na krańcu łóżka niezręcznie.
— Już dałaś mi o tym znać okładając mnie przed wyjazdem ścierką kuchenną po głowie. Nadal pachnę jak woda po naczyniach.
— Tak się cieszę, że nic ci nie jest. Nie pogodziłabym się ze stratą kolejnego syna — mruknęła, kompetnie ignorując Joonyeola i przyciągając Yoongiego do siebie w delikatnym uścisku.
Pachniała delikatnymi perfumami. Yoongi przymknął oczy, bardzo dobrze pamiętając ten zapach mieszający się z aromatyczną wonią potraw, które gotowała mu i Minwoo jeszcze za czasów szkoły strażackiej.
Bal się jednak objąć ją z wzajemnością. Trzymał więc ręce z dłońmi niezręcznie opartymi o materac.
Nie spodziewał się, że Joonyeol przywiezie swoją mamę ze sobą. Szczerze mówiąc liczył, że ten dotrzyma obietnicy, by trzymać ją w niepewności, ale cóż... Powoli uczył się, że mało kiedy cokolwiek, na co akurat się nastawiał od tak szło po jego myśli. W dodatku był mocno zdziwiony, że nie uronił ani jednej łzy. Ostatnimi czasy w ogóle nie umiał nad nimi zapanować, a jednak, w tamtej chwili dały mu spokój.
— Tak właściwie, kim był ten chłopak, z którym Mihi wyszła do sklepu? — pani Choi zapytała, odsuwając się od niego. — Tak szybko się ulotnili, nie zdążył się przedstawić — dodała, ostatni raz głaszcząc go po twarzy i wstając z krawędzi łóżka.
Podeszła do swojej torebki, którą zostawiła na szafce przy drzwiach, po czym wróciła w kierunku łóżka i ponownie usiadła na nim, tym razem jakby nieco lżej niż wcześniej. Zaczęła grzebać w czeluściach swojego akcesorium, przygryzając wargę w skupieniu.
Yoongi zamyślił się.
Hoseok, wyraźnie zakłopotany, zanim ci jeszcze zdążyli porządnie wejść do mieszkania czy zdjąć buty faktycznie oznajmił, że, skoro mieli gości, to musi koniecznie pójść na zakupy. Narzeczona Joonyeola też nie wyglądała, jakby czuła się komfortowo, więc dołączyła się do niego nawet nie pytając, czy ten nie ma nic przeciwko.
— Joonyeol nic o nim nie wspomniał? — zapytał po dłużej chwili, zerkając na przyjaciela.
Ten tylko uśmiechnął się lekko.
— Pomyślałem, że to raczej ty powinieneś... No wiesz? — Podrapał się po skroni.
— Macie przede mną więcej sekretów? — Pani Choi zmarszczyła brwi. — Możesz mi nie wierzyć, ale mam zapasową ścierkę w torebce i nie zawaham się—
— To ktoś, kogo kocham. Ma na imię Hoseok... I dba o mnie — Yoongi wyjaśnił szybko, a słowa te potoczyły się po jego języku tak lekko, że aż przeszedł go przyjemny dreszcz.
Dłoń Choi Haneul utknęła jednak na moment w torebce. Yoongi wyobraził sobie, jak jej krępe, lecz zwinne palce prostują się w jej wnętrzu w dziwnym, nerwowym geście. Przełknął ślinę zestresowany. Kobieta szybko jednak uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń z torebki. Ta była zaciśnięta w pięść, ale Yoongi nie umiał dostrzec, co w niej trzymała.
Joonyeol uważnie ich obserwował.
— No cóż... — westchnęła, po czym rozwinęła swoje palce tak delikatnie, że przypominały nieco leniwy, ale ciągle pełen gracji, otwierający swoje pełne życia płatki kwiat. A przynajmniej Yoongi tak to sobie wyobraził, by odciągnąć swoje myśli od negatywnych dywagacji.
Na samym środku jej rozpostartej dłoni leżała miniaturowa, metalowa puszeczka chińskiej maści. Yoongi zmarszczył brwi.
Kobieta otworzyła ją zwinnie, odkładając malutką zakrętkę na szafkę nocną, po czym przysunęła się do Yoongiego i powoli posmarowała każdą z jego skroni, zataczając na nich małe kółka palcem wskazującym swojej prawej dłoni. On nie protestował, nadal analizując jej komentarz. Do jego nosa powoli dostawał się intensywny zapach medykamentu, a jego skronie pulsowały ciepłem.
— Pani Choi—
— Mówiłam ci już miliard razy, Yoongi, żebyś mówił do mnie po imieniu.
— Uhm, Haneul... Ja i Hoseok...
— No cóż — powtórzyła się, a na jej ustach pojawił się szczery, ciepły uśmiech, gdy zakręcała maść i chowała ją z powrotem do torebki. Sięgnęła po prawą dłoń Yoongiego i chwyciła ją między swoje, zamykając ją swoimi palcami w bezpiecznym, czułym uścisku. Ten odetchnął z ulgą, chociaż nie dał tego po sobie poznać. — Co czterech synów, to nie jeden, prawda? — stwierdziła, a Joonyeol odchrząknął, próbując powstrzymać swój własny uśmiech. — Bardzo za tobą tęskniłam. Chociaż same z tobą kłopoty.
Yoongi nie mógł się już więcej powstrzymać. Przyciągnął ją do siebie w ciasnym uścisku i schował twarz w jej ramię, delikatnie drżąc.
Łzy jednak postanowiły go zdradzić. I chociaż było mu szkoda, to przez krótką chwilę skapywały na jej sweter, gdy ta głaskała go po plecach, jednostajnie i miarowo, przywołując przy tym wspomnienia, których nawet nie był świadom.
Nie zauważył nawet, jak Joonyeol zaszywa się w kuchennym aneksie po to, by wstawić czajnik pełen wody na kuchenkę i zaparzyć świeżą herbatę. Dopiero jej zapach wyrwał go z transu. Choi Haneul nie śpieszyła się jednak z wypuszczaniem go ze swoich ramion.
•
Kolejna porcja grillowanej wieprzowiny pojawiła się w jego miseczce z ryżem, a Hoseok uśmiechnął się i poruszył niezręcznie, usadzony na swoich łydkach. Podziękował kobiecie skinieniem głowy, a ta uśmiechnęła się spod swojego z lekka zmarszczonego czoła, jednocześnie nakładając po kawałku mięsa reszcie osób siedzących przy składanym stoliku, który zwykle stał i czekał na pory posiłków wciśnięty za lodówkę.
Cisnęli się przy nim w piątkę on, Joonyeol, jego narzeczona, Yoongi oraz Haneul. Kobieta, chociaż używając dosyć nieprzemyślanych produktów kupionych przez Hoseoka i Mihi, przygotowała im naprawdę dobrą kolację, do której usiedli niecałe dziesięć minut wcześniej, przełamując już któreś z kolei lody konwersacją, która zaczynała mieć sensowne ręce oraz nogi.
— Tak więc ty i Joonyeol poznaliście się w pracy? — Yoongi zapytał Mihi, poruszając swoją wyciągniętą pod stołem, zamkniętą w czarnej, usztywniającej szynie lewą nogą i szturchając nią udo siedzącego naprzeciwko Hoseoka.
— Tak — odparła, sięgając po dzbanek z herbatą i, jakby z niezręcznej grzeczności, nalewając wszystkim odrobinę do kubka. Joonyeol próbował ją powstrzymać i wyręczyć, ale ta z gracją, lecz ciągle stanowczo, odtrąciła jego dłoń. — Byłam sekretarką w firmie deweloperskiej gdy dołączył do zespołu. Teraz uczę się z szkole nauczycielskiej i zajmuję się domem.
— Czyli mieszkacie razem? — Yoongi dopytywał jej, a jego palce wędrowały po podłodze.
Nie chciał, żeby rzucały się w oczy.
— Joonyeol wyprowadził się i zostawił swoją starą matkę samą jak palec — Haneul westchnęła dosyć głośno, po czym roześmiała się cicho, dając wszystkim, a przede wszystkim nad wymiar zestresowanej przyszłej synowej znak, że tylko żartuje. — Ale to dobrze. Mniej sprzątania i podnoszenia brudnych skarpet z—
— Mamo — Joonyeol burknął, a ten zacisnęła usta w cienką linię teatralnie, kręcąc przy tym na boki niczym uparte dziecko.
Hoseok uśmiechnął się lekko. Przyglądał im się tak wszystkim jeszcze chwilę, po czym, jakby nieco rozluźniony, pozwolił sobie zmienić pozycję, w której siedział. Przysiadł na pośladkach, podkulając przy tym prawą nogę w poziomie, a lewą przysuwając do klatki piersiowej. Zauważył też, że Joonyeol, jakby nieprzejęty, siedział tak od początku posiłku. Yoongi również, chociaż dla niego nie było innego wyjścia. Czuł, że tylko on stresował się tym wszystkim bardziej, niż tak naprawdę powinien.
— Hoseok — Haneul zwróciła się do niego, jakby czytając w jego myślach. — Opowiedz mi coś o sobie.
— Uhm... O mnie? — powtórzył, wskazując na siebie łyżką, którą trzymał między palcami prawej dłoni, a którą miał właśnie zamiar wetknąć w miskę i wziąć się za jedzenie, by zająć czymś umysł oraz usta, co odcięłoby go od obowiązku rozmowy chociaż na krótką chwilę.
Zrobił to jednak tak gwałtownie, że uderzył się nią w podbródek. Mihi zakryła usta wierzchem dłoni, chcąc ukryć chichot.
Hoseok zaś nawet się tym nie przejął. Na ułamek sekundy przeniósł wzrok na Yoongiego, a ten zachęcił go delikatnym uśmiechem, samemu zabierając się za to, co miał w misce przed nosem.
Nie zdążył mu jeszcze powiedzieć o tym, jak przedstawił go Haneul. Nie było okazji zrobić tego dyskretnie, a zresztą wiedział, że ona sama, prędzej czy później, by się dowiedziała. I sama przeprowadziłaby swój wywiad. A on, broń Boże, nie miał zamiaru jej w tym przeszkadzać. Kochał Hoseoka, ale nie mógł odmówić sobie przyjemności obserwacji tego, jak zjadają go nerwy pod ostrzałem pytań mamy Choi.
Przez myśl przebiegło mu aż dawno wyparte wspomnienie z dzieciństwa.
Raz wrócili razem z Minwoo z podwórka podejrzanie rozchichotani, z kieszeniami wypchanymi słodyczami z targu bliskiego ich osiedlu, na które nie było ich stać. Żaden nich nie miał przy sobie przecież gotówki ani nic oprócz paru urwanych guzików, proc z patyków i gumek recepturek oraz kamieni do owych ręcznie wykonanych majstersztyków, którymi strzelali w skaczące po osiedlanych drzewach wiewiórki.
Haneul od razu wyczuła, że coś się święci i nie pozostawiła na nich suchej nitki. Tego typu wybryki nie zdarzały im się często, bo albo Joonyeol miał na nich oko, albo, mimo wszystko, starali się nie broić. Tamtego dnia jednak pani Choi wycisnęła z nich wszystko jedynie siłą swoich wystrzeliwanych jak z karabinu pytań, po czym zaprowadziła ich do każdego ze stoisk, z którego zwinęli chociażby jednego cukierka czy ryżowe ciastko, przy czym zmuszała do tego, by przeprosili. A oni posłusznie robili to, co im kazała, nawet jeżeli żaden ze sprzedawców nie zorientował się, że cokolwiek zniknęło.
Yoongi nawet nie zwrócił uwagi, ale po raz pierwszy od ponad roku wspomnienie o Minwoo było czymś, co sprawiało mu czystą radość. Jego oczu nie przeszywał smutek, jego skóra nie cierpła. Jego lewa ręka nie płonęła żywym ogniem.
Nawet jedzenie nie stawało w gardle.
— Uhm... Jestem strażakiem, pracuję z Yoongim. Ehm... — Spojrzał na niego błagalnie, a ten, pomimo swojej wcześniejszego, nieco chytrego planu, postanowił się wtrącić i wybawić go z opresji.
Haneul nie była jednak na tyle głupia czy mało uważna. Potrafiła wyczuć o wiele więcej, niż zakłopotanie. Yoongi, nawet biorąc pod uwagę przywołane chwilę przedtem wspomnienie z dziecięcych lat, wyraźnie jej nie docenił.
— Prawdę mówiąc Yoongi mi co nieco o tobie powiedział — kiwnęła głową, chcąc, żeby ten się uspokoił. — Zająłeś się nim jak tu przyjechał, to prawda?
— Można tak powiedzieć, pani Choi.
— Straszny z niego maruda i bałaganiarz, co? — zapytała, a on odłożył swoją łyżkę na stoi i kiwnął głową bez zastanowienia, ignorując fakt, że Yoongi szturchnął go lewą stopą, wyraźnie niezadowolony z jego reakcji. — Musiało być ci ciężko.
— Jeszcze jak, tak zakładam — Joonyeol wtrącił. — Za dzieciaka był nieznośny, za nastolatka było jeszcze gorzej. Kłopot gonił kłopot.
— Yeol kiedyś opowiadał mi, jak Yoongi próbował wspiąć się na dach budynku po rynnie razem z Minwoo i spadł na balkon sąsiadów — Mihi zwróciła się do uśmiechniętego z lekka Hoseoka, po czym przysunęła się do swojego narzeczonego wyraźnie rozluźniając się i zrzucając z siebie ostatnią, niezręczną, spiętą warstwę.
Yoongi, jawnie rozeźlony, już miał wyrazić swoje niezadowolenie z bycia tematem do rozmów i kpin, aczkolwiek powstrzymał się, gdy ta znowu otworzyła usta:
— Przysięgam, Yoongi — pierwszy raz odezwała się do niego tak pewnie i spojrzała mu prosto w oczy, jednocześnie odgarniając z czoła swoje krótkie, delikatnie zakręcone włosy. — Historie o tobie i Minwoo zawsze poprawiają mi humor. Naprawdę się cieszę, że w końcu mogę cię poznać.
Po tych słowach cała złość gdzieś z niego uleciała, a on chwycił miseczkę w dłonie, po czym przysunął ją do ust i zaczął napychać je ryżem, wyraźnie zakłopotany, z wypiekami na policzkach. Haneul zwinnie wcisnęła mu do niej jeszcze kawałek mięsa, a Hoseok obserwował go bacznie, póki nie uniósł mimo woli dłoni ku górze i nie poczuł, że musi się odezwać.
— Yoon, nie jedz tak szybko. Lekarz powiedział, że—
— Ten sąsiad — przerwał mu, przełykając to, co miał w ustach, a Hoseok opuścił dłoń, opierając ją o blat stolika. — Ten sąsiad, na którego balkon spadłem — sprostował, zerkając na Mihi, która uważnie go słuchała, popijając swoją herbatę. On sam sięgnął po swoją i upił łyk, przynosząc sobie małą ulgę po wcześniejszej, dosyć gwałtownej konsumpcji. — Zdzielił mnie szczotką do podłogi tak mocno, że miałem na plecach krwiaka przez dobry tydzień. A Minwoo... Minwoo spadł na trawnik i po prostu sobie uciekł. Ani siniaka. Ani zadrapania.
— I unikał cię przez ten nieszczęsny tydzień bo wiedział, że nie puścisz mu tego płazem — Joonyeol dodał, jakby przypominając to sobie nagle. Jego dłoń powędrowała do nosa, drapiąc go delikatnie i zasłaniając uśmiech, którego jakby się wstydził. — Musiałem nosić mu jedzenie pod drzwi pokoju bo bał się, że jak wyjdzie do kuchni, to nagle wejdziesz do mieszkania i spuścisz mu manto.
— Ale jednak puściłem mu to w niepamięć — burknął. — Włos mu z głowy nie spadł. A powinien. Przez bite trzy miesiące musiałem sprzątać temu facetowi garaż. I naprawić pęknięte płytki na balkonie... A Minwoo nawet się nie odezwał, cwaniak. A to całe wspinanie się po rynnie to był tylko i wyłącznie jego pomysł. Cholera jasna, zawsze byłem dla niego zbyt delikatny — skwitował, a chwilę później boleśnie ugryzł się w język tak, jakby zdał sobie sprawę, że właśnie powiedział o parę słów za dużo.
Jego oczy zaszły mgłą, a on sam poczuł, jak dreszcz przechodzi w dół jego kręgosłupa.
Pozwolił sobie na zbyt wiele.
Poczucie winy rozlało się po jego umyśle niczym lepka maź, klejąca się do każdej cząstki jego jestestwa. Lewe przedramię zapiekło żywym ogniem.
Powiedział zbyt wiele tylko dlatego, że na moment pozwolił sobie na to, by opuścić barykady, które sam sobie od tak dawna stawiał. Nie powinien był w ogóle do tego dopuścić, co pomyśli Haneul? Co—
— Minwoo miał prawdziwe szczęście mając przy sobie takiego kogoś jak ty, Yoongi — Haneul szepnęła dosyć spokojnie pomimo jego obaw, chociaż zdawać by się mogło, że za chwilę wybuchnie płaczem.
Nie uroniła jednak żadnej łzy, gdyż Yoongi, jakby odruchowo i bez kontroli nad własnym ciałem, wyciągnął w jej stronę swoją rękę i chwycił jej dłoń, ściskając ją mocno. Trzymał ją tak przez chwilę, póki ona nie wyrwała jej z jego uścisku i nie klepnęła go w tył głowy tak, że musiał się za niego złapać, by niezbyt skutecznie rozmasować pulsujący ból.
— Ała — jęknął, nie mogąc przez moment myśleć o niczym innym. — Za co to?
— To ode mnie. Na szczęście, bo twoje się już wyczerpało — burknęła. — A teraz jedzmy, bo wystygnie. A ty Hoseok w międzyczasie powiedz mi, czy też wybierasz się na wesele Joonyeola? Bo wydaje mi się, że wyglądałbyś cudnie w granatowym krawacie. Nawet widziałam jeden w sklepie przy mojej ulicy, taki sam kupiłam Joonyeolowi. Jak już przyjedziecie do Seulu, to muszę cię tam zabrać. Koniecznie. Yoongi za to mógłby dla kontrastu założyć muchę. Też granatową.
— Tylko nie muchę — Yoongi próbował zaprotestować, ale ona machnęła na niego ręką.
— Już mu to proponowałem — Joonyeol dodał z uśmiechem tak specyficznym, jakby tylko czekał na aprobatę swojej matki, ale ta również zbyła go szybkim, lekceważącym gestem dłonią.
— On tam i tak nie ma nic do gadania. Ma jeść i być cicho, kości muszą mu się zrosnąć żeby mógł porządnie podskoczyć zanim będzie chciał się ze mną kłócić.
•
Niespodziewani goście powoli szykowali się do powrotu do Seulu. Wymeldowali się z hotelu na obrzeżu Gunsan, w którym sypiali przez trzy dni swojego pobytu w mieście już z samego rana, po czym od razu zahaczyli o mieszkanie Yoongiego, dosłownie mijając się w drzwiach z Hoseokiem wychodzącym akurat do pracy.
Haneul wraz z Mihi zrobiły pokaźne zakupy w pobliskim markecie, korzystając z okazji i zaopatrując się w obfitą ilość świeżej ryby i owoców morza. Krzątały się później po miniaturowej kuchni Yoongiego rozgoszczone tak, jakby były u siebie. Co więcej, pracowały wspólnie jak dwa dobrze naoliwione trybiki, kompletnie nie zawadzając sobie wzajemnie pomimo małego metrażu i rozumiejąc się przy tym bez słów. Większość czasu spędziły gotując, a popołudnie zleciało im na pakowaniu przygotowanych przez siebie przeróżnych potraw do plastikowych pudełek, które potem, idealnie równo, wepchnęły do lodówki.
W międzyczasie zaś Joonyeol zabrał Yoongiego na zakupy, o co ten poprosił go korzystając z okazji. Nie tylko chciał spędzić z nim trochę czasu sam na sam, ale miał do załatwienia coś, o co kategorycznie nie mógł poprosić Hoseoka, ani Namjoona, ani Briana. Zbyt bardzo się wstydził, chociaż, patrząc z boku, wcale nie było czego.
— Na pewno nie jesteś zmęczony, Yoongi? — Yeol zapytał, gdy przysiedli w jednej z kawiarni, która akurat znajdowała się po drodze na parking w centrum miasta, gdzie zostawili auto.
Na zewnątrz robiło się chłodno, a w środku lokalu panowała przyjemna, ciepła atmosfera. Yoongi, jak tylko wszedł do jego wnętrza poczuł się tak, jakby nałożył na siebie puchaty, dobrej jakości sweter. Szczególnie gdy przysiadł wygodnie na krześle i oparł o nie swoje kule, nie musząc już czuć, jak ich plastikowe rączki wżynają mu się w dłonie, nawet pomimo cienkich, czarnych rękawiczek, które nosił, żeby zasłonić swoje niezbyt kuszące estetyką, powoli odrastające paznokcie.
— Trochę. Ale to nie szkodzi. Dzięki, że zabrałeś mnie ze sobą. Szczególnie za to, że chciało ci się szukać ze mną tego jubilera — mruknął, rumieniąc się przy tym nieznacznie. — To był najbardziej niezręczny zakup w moim życiu.
— Drobiazg. Bardziej martwiłem się o to, że to ty się przemęczysz. Hoseok udusiłby mnie, jeżeli coś by ci się stało. — Machnął ręką, przy czym do złudzenia przypominał swoją matkę. — Zresztą, naprawdę, w porównaniu z tym, co przeszedłem z Mihi i jej polowaniem na „idealne obrączki" — niemalże jęknął z dezaprobatą, robiąc znak cudzysłowu w powietrzu — to to był pikuś. Kocham ją jak głupi, ale czasem czuję się tak, jakbym gonił za marchewką na kijku. A ja nawet aż tak nie lubię marchewek — mruknął przekornie, po czym, gdy szczupła, uśmiechnięta kelnerka podeszła do nich z notesikiem w ręku, zamówił im dwa kubki gorącej kawy bezkofeinowej.
Yoongi o wiele bardziej wolałby coś z kopnięciem, aczkolwiek leki, które brał teoretycznie uniemożliwiały mu angażowania się w takie, nawet najbardziej niepozorne przyjemności. Owszem, czasem, gdy Hoseok był w pracy, pozwalał sobie na mały kubek kawy. Bo przecież czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Aczkolwiek nigdy nie kończyło się to zbyt dobrze dla jego żołądka i samopoczucia.
Ale co miał poradzić? Miał wrażenie, że przez jego stan zdrowia jako taka przyziemność już wcale go nie dotyczyła i coraz ciężej było mu to znieść.
— Mówiąc o Mihi... Pasujecie do siebie — mruknął, sięgając dłonią po saszetkę z brązowym cukrem, która leżała na stercie innych w niewielkim, szklanym naczynku na środku stolika. Zaczął się nią bawić, ważąc w głowie słowa. — To naprawdę dobra dziewczyna.
— Z początku myślałem, że jest dla mnie o wiele za dobra. Dla kogoś takiego jak ja. — Joonyeol uderzył palcami w blat stolika i poruszył się na krześle niespokojnie, chwilę później zarzucając łokieć na jego oparcie dla niepoznaki.
Był wyraźnie spięty i desperacko chciał to ukryć.
— Dlaczego? — Yoongi zapytał cicho.
Znał Joonyeola od podszewki, a tak mu się przynajmniej zdawało. Nigdy nie posądzałby go o brak pewności siebie, stąd ogarnęło go dosyć spore zaskoczenie.
— Bo czułem się jak zły człowiek. Jak porażka, jak potwór, który nie zasługuje na taką kobietę czy cokolwiek innego co mogłoby mu dać życie — mruknął. Jego ciężkie słowa niezbyt dobrze współgrały z delikatną wonią świeżej kawy unoszącą się w lokalu, a wyimaginowany sweter Yoongiego zaczął drapać jego skórę. — I dużo więcej? Ciężko mi o tym mówić. Ale ty to chyba rozumiesz — dodał, biorąc oddech tak głęboki, że jego klatka piersiowa uniosła się nienaturalnie wysoko.
Yoongi nie chciał się powtarzać, a jednocześnie na usta nie cisnęło mu się pytanie inne niż „dlaczego?". Udało mu się jednak w miarę szybko ułożyć w głowie coś sensowniejszego.
— Joonyeol, ja wiem, że nie widzieliśmy się tak długo. I że to głównie moja wina i że definitywnie nie było miedzy nami okazji czy, czy.... Czy jakiegoś mostu, żeby o tym porozmawiać. Ale jeżeli chcesz powiedzieć mi—
— Nie tylko ty się obwiniałeś, Yoongi — wyjaśnił boleśnie, chociaż wyraz jego twarzy wyraźnie złagodniał tak, jakby ciężar tych słów pozostał gdzieś na kawiarnianym stoliku już na zawsze. — Chcę, żebyś wiedział tylko tyle. Skoro oficjalnie zaczynamy nowy rozdział, a przynajmniej na to wygląda... W każdym razie — odchrząknął. — Mam coś dla ciebie — oznajmił, po czym sięgnął do swojej czarnej, materiałowej torby, którą przewiesił przez oparcie krzesła.
Przez moment szperał w niej pomiędzy kilkoma drobiazgami, które kupił w mieście, a po chwili w jego dłoni pojawił się prostokątny pakunek opakowany brązowym, cienkim papierem i przewiązany jutowym sznurkiem.
— Wygląda... Zjawiskowo — Yoongi nie omieszkał uszczypliwie skomentować, gdy Joonyeol podał mu pakunek do rąk.
— Nie narzekaj. To prezent... Nie wiedziałem, kiedy ci go dać, więc no...
— To bomba? — zapytał, po czym potrząsnął prezentem przekornie.
Pakunek był jednak dosyć ciężki i pewnie leżał w jego dłoniach. Yoongi stwierdził, że pod papierem nie było pudełka z jakąkolwiek zawartością, nic bowiem ani nie zakołatało, ani się nie zatrzęsło.
— Wiesz, chciałbym, żeby to była bomba. Widząc, jak się zachowujesz — burknął w odpowiedzi i wywrócił oczami. — Otwórz. Już, już.
— Okej — mruknął, z trudem odrywając papier, który ślizgał się w w jego dłoniach opatulonych rękawiczkami. — Ramka? — zdziwił się, starając się utrzymać swój głos w ryzach.
Mówiąc szczerze był dosyć zaintrygowany.
Gdy w końcu pozbył się papieru, który leżał podarty na stoliku, trzymał w dłoniach solidną ramkę na zdjęcia odwróconą tyłem ku górze. Odwrócił ją więc delikatnie, a światło niewielkiej żarówki nad stolikiem odbiło się od szkła przez moment, oślepiając go. Zamrugał jednak kilkukrotnie oczyma i po chwili przerzucił wzrok na Joonyeola, wyraźnie zaskoczony.
— Skąd... Jakim cudem... — Przyciągnął zdjęcie bliżej swojej twarzy, nadal niedowierzając. — Jasna cholera.
Przejechał palcem wskazującym po podwiniętym rękawie swojej koszuli i jeszcze nie zniszczonych przez bliznę tatuażach, jakby dopiero wtedy przypominając sobie, jak faktycznie wyglądały przez dniem śmierci Minwoo. Były jego częścią, ale jakby o nich zapomniał.
Następnie przyjrzał się swojej roześmianej twarzy i czapce od munduru Minwoo, którą ten wcisnął mu wtedy na głowę. Swoją drogą, sam Minwoo wygląda tak, jakby zaraz miał wyjsć ze zdjęcia, zdjąć swoją marynarkę i usiąść przy stole razem z nimi narzekając na głupoty, jak to miał w zwyczaju.
Pamiętał ten dzień jakby wcale nie minęło od niego tyle czau. Pamiętał kobietę w sukience po drugiej stronie Hanu, pamiętał rowerzystów. Gorąco tamtego dnia i okropny, klejący usta od słodkości smak oranżady. Zapach rzeki Han, którego nie dało się opisać. Był po prostu... Mokry. Trochę przesiąknięty małomiasteczkowością wszystkich tych, którzy kryli się za murami miasta. Trochę spalinami. Odrobinę mętnym chłodem. I jakby faktycznie kręcił mu się w nosie, gdy patrzył na tamto zdjęcie. A przecież nawet nie był w Seulu.
— Skąd je masz? — Powtórzył się, nawet nie zauważając, że kelnerka przyniosła im już filiżanki z kawą.
— Czysty przypadek — Joonyeol westchnął, udając niewzruszonego, chociaż w jego oczach pojawił się błysk wskazujący na to, że cieszył się z rekacji przyjaciela. — Przechodziliśmy z Mihi przez Gangnam. Wpadliśmy na jakąś wystawę. Tematyczną. Jakiś student fotografii wystawiał swoje zdjęcia, czy coś...
— Tematyczną?
— Mundury i te sprawy. To zdjęcie było jednym z głównych eksponatów. — Pokręcił głową. — I pomyśleć, że gdyby Mihi nie wciągnęła mnie tam siłą... Skarb, nie kobieta.
— To... Kurwa mać, Yeol, nie masz pojęcia, jak wiele razy myślałem o tym zdjęciu... I o tamtym dniu... — Yoongi szepnął, a w jego oczach zebrały się łzy. — Ostatnio płaczę jak dziecko, przysięgam, jeżeli teraz zaleję się łzami, to chyba skoczę pod najbliższy autobus.
— Skacz dowoli — Joonyeol zaśmiał się, po czym podsunął mu chusteczkę, którą wyciągnął z torby. — Ja płakałem na środku tej wystawy jak dziecko, wiesz? Płakałem tak długo, aż chłopak wystawiający zdjęcia na przyjechał na miejsce na prośbę zarządcy galerii i nie załatwił mi tych konkretnych fotografii w formie elektronicznej.
— To jest ich więcej?
— Cztery. Ale to jest najlepsze. Podeślę ci resztę, jeśli chcesz. Ale musisz zrobić mi przysługę — mruknął, podnosząc swój kubek i upijając łyk kawy.
Yoongi odłożył zdjęcie na stolik niemalże z czcią, patrząc na niego pytająco.
— Jaką?
— Opowiedz mi o tym dniu. Chcę usłyszeć, jaki był. Chociaż w skrócie. Po rozdaniu dyplomów ty i Minwoo zniknęliście tak nagle, a ja nigdy nie słyszałem nic o waszej małej sesji zdjęciowe.
Przez moment oboje milczeli, a Yoongi skorzystał z okazji, by samemu napić się kawy. Była gorzka. Smakowała jak pierwsza lepsza kawa, nawet będąc bez kofeiny. Chociaż faktycznie czegoś jej brakowało.
— To nie było nic ciekawego, żadna sesja. My po prostu siedzieliśmy nad rzeką—
— Proszę — Yeol nie dawał za wygraną, a Yoongi, po krótkim zastanowieniu, przytaknął, odstawiając swój kubek na blat stolika i ponownie chwytając zdjęcie w dłonie.
Wziął głęboki oddech i mówił.
Mówił naprawdę długo jak na coś, co przecież wcale nie było tak ciekawe.
•
Dwa tygodnie później
Złapał go za przedramiona, kręcąc przecząco głową.
— Nie dam rady — wydukał, a Hoseok westchnął tylko, przyciągając go do siebie nieco bliżej.
— Chcesz wrócić do pracy szybciej niż w następnej dekadzie? — zapytał, a Yoongi zmrużył powieki i bez słowa położył się na ziemi po to, by podnieść się z niej z powrotem z głośnym, bolesnym jękiem. — Zresztą, przed weselem musisz być chociaż na tyle sprawny, by poudawać, że kuśtykasz na parkiecie. Lekarz powiedział ci wczoraj, że robisz dobrą robotę i masz tak dalej trzymać. Nie zawiedź mnie.
— Wydajesz się być tym całym weselnym przedsięwzięciem podekscytowany o wiele bardziej niż ja sam. I mało mnie obchodzi... — warknął, robiąc kolejny brzuszek — ...co mówi ten lekarz. Dosyć — burknął i położył się płasko na podłodze.
Hoseok, zdając sobie sprawę, że więcej już nie ugra, wstał z podłogi i podszedł do szafki nocnej, z której chwycił butelkę wody. Podał ją Yoongiemu, który sam podniósł się do pozycji siedzącej i od razu wypił połowę jej zawartości.
— I jak ta nowa szyna? Nie uwiera? — Hoseok zapytał go, kucając przed jego ugiętą nogą i poprawiając porządne, grube rzepy z czystej nadopiekuńczości.
— Nie. Zresztą, mam ją dopiero dwa dni.
— Ja wiem, że dobrze jest znowu ruszać się bez kul, ale może nie powinieneś się tak przemęczać?
— Przed chwilą chciałeś, żebym trenował do upadłego. Zdecyduj się — Yoongi wywrócił oczami, po czym podparł się o łóżko i powoli podniósł, opierając ciężar ciała na zdrowej nodze.
Szybko złapał równowagę i wziął głęboki oddech. Usiadł na materacu łóżka, a ten zapadł się pod nim delikatnie.
— Przygotowałbyś mi ręcznik i stołek w łazience? Chce wziąć kąpiel w wannie, będę musiał na czymś usiąść, żeby się wytrzeć — poprosił cicho z zamkniętymi oczami.
— Jasne — Hoseok odparł niemalże od razu, po czym podszedł do szafki po ścianą i kucnął przed nią.
Przez moment milczał, ale odchrząknął nagle, jakby naumyślnie przegrzebując niemalże identyczne ręczniki w poszukiwaniu tego idealnego, chociaż nie miało to większego znaczenia.
— Namjoon powiedział mi w pracy — zaczął niespodziewanie, a jego głos brzmiał tak, jakby mentalnie się do tego zbierał— że z Brianem szukają sobie mieszkania we dwójkę.
— Mhm — Yoongi kiwnął głową, dopijając wodę z butelki.
— No i... Nie szukam mieszkania z nimi — dodał pokrętnie.
Hoseok był odwrócony do niego plecami, ale Yoongi i tak czuł, że chłopak się rumieni i niemalże chowa twarz w kupkę ręczników niczym struś głowę w piach.
— We dwójkę znaczy we dwójkę, zrozumiałem do razu. Ale co w związku z tym? — zapytał udając, że w ogóle nie podąża za tokiem jego myślenia ani za tym, co ten chciał mu przez niego przekazać.
— Uhm... Pomyślałem, że może byśmy też zamieszkali we dwójkę?
— A nie mieszkamy? — Yoongi roześmiał się, a Hoseok nagle obrócił się i wstał w półobrocie, ściskając w dłoniach duży, puchaty ręcznik.
Miał rumiane policzki, które wyraźnie odznaczały się w jasnym świetle żarówki dyndającej bez żyrandola przy suficie. Usta zacisnął w cienką linię, co przy ich pełnym kształcie było nie lada wyczynem i znaczyło tyle, że był naprawdę skonfundowany.
— Ale to nie oficjalne.
— Zacznij dopłacać do czynszu i będzie oficjalne. Po problemie, nie ma co się roztrząsać — Yoongi mruknął, nadal się z nim drocząc.
Hoseok wziął to jednak bardzo poważnie i cisnął w niego ręcznikiem, gdy ten próbował wstać.
— Dlaczego ty zawsze podchodzisz do wszystkiego z takim... Taką... Jakbyś w ogóle się tym nie przejmował? Czuję się jak idiota.
— Po prostu za dużo myślisz — westchnął, postanawiając zignorować ręcznik, który uderzył go w twarz. Złożył go naprędce i odłożył na łóżko. — Jesteś moim chłopakiem, Hoseok. Przecież to oczywiste, że—
— Jestem? Doprawdy?
— Przecież sam mnie tak pierwszy nazwałeś? — Yoongi burknął, żałując tego, że w ogóle postanowił wbić Hoseokowi tą głupią szpilkę w zemście za intensywny zestaw ćwiczeń, który ten mu przygotował.
Podrapał się po czole i już miał przepraszać, ale Hoseok go uprzedził.
— Nigdy nie... Przedyskutowaliśmy tego oficjalnie. Słowo się nie rzekło, więc skąd mam być pewien... Czegokolwiek.
— A musimy to dyskutować jak licealiści chodzenie za rączkę? To głupie, szczególnie biorąc pod uwagę, że to, co jest między nami jest raczej oczywiste — Yoongi wyrzucił z siebie bez kontroli pomimo uprzedniej chęci przeprosin, a już sekundy później przeklinał siebie i swój długi jęzor, który kłapał tak, jak mu w duszy zagrało.
— Aha. Okej. Głupie. W porządku — zaśmiał się gorzko, wyrzucając ręce w powietrze. — Pójdę na spacer. — Podszedł do drzwi i chwycił swoje buty z dywanika, po czym nasunął je na stopy, podwijając przy tym nogawki swoich szarych dresów. — Miłej kąpieli. Przecież poradzisz sobie sam — dodał, po czym narzucił na plecy kurtkę, która wisiała na wieszaku na drzwiach.
— Hoseok, uspokój się! — Yoongi wstał powoli, balansując na jednej nodze. — Przecież tylko żartowałem—
— Zobaczymy kto się będzie śmiał. Wrócę niedługo — skwitował, po czym wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
•
Nowa orteza na nodze Yoongiego przywróciła mu mobilność w wielu sferach życia. Mógł samemu ją odpiąć i wejść do wanny, porządnie umyć szczupłą od nieużywanych mięśni łydkę, przyjrzeć się bliznom po zewnętrznych śrubach i wzdychać, gdy, jakby fantomowo, czuł te, które jednak zostały w jego nodze.
Czuł się niesamowicie spełniony, gdy samodzielnie wyszedł z łazienki, dokładnie osuszył swoje ciało i wszedł pod kołdrę, nie rozlewając przy tym wody po całym mieszkaniu i nie potrzebując pomocy w kompletnie niczym. Uczucie radości nie było jednak w pełni satysfakcjonujące, gdy Hoseok nie czekał na niego w łóżku pod kołdrą, klaszcząc w dłonie dosyć śmieszne w geście samotnej owacji, a później klepiąc miejsce na materacu obok siebie i przytulając się do niego, gdy wspólnie zasypiali.
Yoongi nie rozumiał, czemu musieli oficjalnie ustalić, że byli parą. Kochali się, czy to nie wystarczało? Yoongi był szczerze szczęśliwy i myślał, że to w pełni jednoznaczna wiadomość a propos tego, czego chce od ich relacji. A chciał być z Hoseokiem. Jednocześnie jednak nie miał zamiaru poddawać się jego nagłym atakom humorów i temu, że ten nie umiał czasem ugiąć karku pod jego docinkami. Przecież on wcale nie miał ich na myśli.
Yoongi był uparty i nie miał zamiaru trzymać języka za zębami tylko dlatego, że ktoś może wziąć to zbytnio do siebie. Szczególnie, jeżeli ten ktoś go znał i wiedział, że czasem po prostu był uszczypliwy bez żadnych podszytych motywów.
Zresztą, już i tak trzymał całe swoje jestestwo na wodzy do tego stopnia, że noce spędzone z Hoseokiem na niczym innym, niż przytulaniu były dla niego niczym czyste, piekielne katusze.
Lekarz powiedział, że masz się oszczędzać. Żadnych gwałtownych ruchów, tak więc musimy z tym poczekać.
Głos Hoseoka powtarzający to zdanie jak mantrę za każdym razem, gdy Yoongi zbliżył się do niego chociaż o milimetr zbyt sugestywnie dudnił mu w głowie, gdy sam położył się do łóżka i próbował zakryć uszy dłońmi, by go nie słyszeć. Mało to jednak dało.
Tak czy siak, chciał jeszcze, pomimo wewnętrznej blokady i dumy, napisać do Hoseoka esemesa i zapytać go, kiedy wróci, ale nieustannie słysząc to jedno zdanie odbijające się od wnętrza jego czaszki niczym napędzana magiczną siłą piłeczka pingpongowa stwierdził, że ten zasłużył sobie na porcje gorzkiego milczenia. Był dorosły i wiedział, jak trafić z powrotem do ich mieszkania. Yoongi nie musiał go niańczyć.
Bo jeżeli Yoongi nie mógł ruszać się gwałtownie, to Hoseok mógł się obrażać ile chciał. Transakcja wiązana. Wszystko ładnie, pięknie i sprawiedliwie.
Nie ważne, jak dziecinnie to nie brzmiało.
•
Przysnął na jakieś czterdzieści minut i rozbudził się, gdy drzwi do łazienki otworzyły się, wpuszczając do ciemnej sypialni jasną łunę światła. Yoongi miał zamglone oczy, ale dostrzegł kłęby gorącej pary wystającej się z pomieszczenia i postać Hoseoka, który wyszedł ze środka jak gdyby nigdy nic.
Zamrugał kilkukrotnie oczami, zaintrygowany, po czym, gdy pole jego widzenia na nowo się wyostrzyło, odepchnął się swoimi ramionami i usiadł tak gwałtownie, że stracił równowagę i prawie uderzył skronią w wezgłowie. Odruchowo zrzucił z siebie kołdrę.
Materac zaskrzypiał, zwracając na siebie uwagę Hoseoka, który, zupełnie nagi, zapomniawszy ręcznika dla siebie samego, zmierzał właśnie do szafki, by go sobie wziąć. Stawiał długie, sprężyste kroki, a jego smukłe nogi przecinały ciemność, jakby ciągnąc za sobą światło wraz tańczącymi w nim drobinkami kurzu.
Yoongi przełknął ślinę.
— Nie śpisz? — Hoseok zapytał go cicho, drapiąc się za uchem.
Obrócił się przodem do łóżka, a Yoongi mógłby przysiąc, że specjalnie napiął swoje mięśnie, by go sprowokować. Starał się skupić swój wzrok na jego twarzy, ale pokusa powoli przejmowała nad nim kontrolę.
— Na to wygląda. Kiedy wróciłeś? — wydukał.
— Piętnaście minut temu? — mruknął i jak gdyby nigdy nic podszedł do szafki.
Jego ciało lśniło od ociekającej z jego włosów wody, a światło padające łuną z łazienki sprawiało, że wyglądał conajmniej tajemniczo.
Pociągająco.
Pięknie
Zmysłowo.
Zbyt. Gorąco.
— Hoseok, dlaczego mi to robisz? — Yoongi jęknął, przecierając twarz dłońmi i nawet nie starając się ukryć wybrzuszenia w swoich bokserkach. — Wiem, że jesteś na mnie zły, ale to nie powód, żeby uderzać mnie poniżej pasa. Dosłownie. Gdzie się tego nauczyłeś, ha?
— Czego?
— Bycia małym, uwodzącym swojego chłopaka gnojkiem jak... Marchewką na kijku — burknął, przypominając sobie swoją rozmowę z Joonyeolem sprzed dwóch tygodni.
Hoseok roześmiał się szczere i zaczesał mokre włosy do tyłu, kucając przy szafce.
— Czyli co, teraz jestem twoim chłopakiem? Spójrzcie państwo, Min Yoongi ostatnio zmienia zdanie częściej, niż skarpetki.
— Nie zmieniaj tematu. A przynajmniej nie dopóki się nie ubierzesz.
— Bo co? — zapytał, a Yoongi przymknął powieki, jakby przyćmiony jego rosłą posturą, gdy ten ponownie się wyprostował, oplatając się w pasie jakby naumyślne przykrótkim ręcznikiem.
— Bo naprawdę chcę teraz uprawiać z tobą seks, Jung Hoseok.
Usłyszał wszystko bardzo dokładnie, ale, mimo wszystko, jego reakcja była zdecydowanie zbyt spokojna. Odwrócił wzrok w stronę zasłoniętych drzwi na balkon tak, jakby szukał tam wizualnej ucieczki. Jedną ręką przytrzymywał ręcznik, a drugą ponownie podrapał się w okolicy ucha.
Jakby na zawołanie na zewnątrz zaczął padać deszcz. Hoseok nie zdziwił się — gdy spacerował po osiedlu czuł ten charakterystyczny zapach, zapowiadający ulewę. Uśmiechnął się pod nosem, opuszczając wzrok na swoje stopy. Westchnął zdając sobie sprawę, że pozostawił na podłodze wilgotne ślady, za które tak beształ Yoongiego, gdy ten niedokładnie wycierał się po kąpieli bądź nie był cierpliwy, gdy Hoseok mu w tym pomagał.
— Ta... Ja też — burknął, jednocześnie ponownie wlepiając wzrok w przesłonięte, szklane drzwi.
Za roletami coś błysnęło, rozświetlając ich materiał dosyć niemrawo.
Grzmot przyszedł dopiero chwilę później.
•
— Hej, hej? — Yoongi próbował zwrócić na siebie jego uwagę, ale Hoseok zaciskał powieki, nie do końca wiedząc, co zrobić ze swoimi dłońmi. — Spójrz na mnie Seok.
Ulewa za oknem szalała dosyć jednostajnie, ale oni nawet nie zwracali uwagi na deszcz, który uderzał o szyby.
— Nie — wydyszał, zaciskając swoją lewą dłoń na jego prawym ramieniu tak mocno, że Yoongi był pewien znalezienia tam rano małych, punktowych siniaków.
Siedział na łóżku z lekko rozchylonymi na boki nogami, a Hoseok unosił się lekko na łydkach okrakiem nad jego udami. Jeszcze chwilę temu siedział na nich, ale uparcie chciał się ruszyć. Yoongi, być może, wyglądał na nieco zniecierpliwionego, podświadomie sprawiając, że Hoseok śpieszył się tam, gdzie nie powinien.
Yoongi nie skłamałby mówiąc, że, nieco samolubnie, czekał na ten moment od dawna. Wydawać by się mogło, że opanował sztukę cierpliwego oczekiwania dosyć dobrze, pomimo wewnętrznej batalii, którą przecież ze sobą odbywał. Jednak, jak już przyszło co do czego, jego twarz zdradzała fakt, iż im więcej dostawał, tym gorzej radził sobie z trzymaniem własnego ciała i umysłu na wodzy.
— Mam propozycję. Zróbmy sobie przerwę, już i tak zrobiliśmy bardzo dużo, nie musimy od razu robić wielkich skoków — zaproponował, a jego prawa dłoń zaczęła głaskać lewe udo Hoseoka, który drżał na całym ciele, chociaż sam nie zdawał sobie z tego sprawy.
— Nie ma opcji — odparł, kręcąc głową. — To wszystko zajęło mi zbyt dużo czasu... Przygotowanie się i w ogóle. Zbyt dużo, żebym teraz zrezygnował.
— Cóż, sam przygotowałeś wszystko, co było potrzebne. Nawet mi o niczym nie powiedziałeś, ba. Ukryłeś to przede mną. Mówiąc szczerze, nadal jestem troszeczkę niepocieszony. Gdybym tylko wiedział, to może nie musiałbyś tyle czekać. Na pewno znaleźlibyśmy sposób... — powiedział cicho, wyraźnie się z nim drocząc. — A jak już zaczęliśmy, to nie wyglądałeś tak, jakby ci to przeszkadzało... Czekaj, ja to leciało? Szybciej, Yoongi? Nie mogę już dłużej czekać, Yoongi?— zaśmiał się, a Hoseok otworzył oczy, odruchowo opuszczając swoje ciało nieco w dół.
Od razu ponownie je zamknął, wciskając w twarz w zagłębienie między szyją a ramieniem Yoongiego. Dopiero wtedy w pełni poczuł gorąco jego skóry, które dało mu do zrozumienia, że ten, zapewne, stresuje nie tak bardzo jak on. To wprawdzie dodało mu nieco otuchy, ale i tak postanowił nie podnosić głowy aż do momentu, w którym co chwila zmieniające się w niezliczonych, kompletnie nieznanych mu wcześniej wymiarach uczucie pełności nie stanie się czymś przynajmniej znośnym.
Nie bolało go to, Yoongi o to zadbał. Ale i tak nie był w stanie się uspokoić ani w pełni przyzwyczaić.
Yoongi, wykorzystując sytuację, chwycił go w pasie, kciukami zataczając leniwie kołka na jego brzuchu. Robił to przez moment, a chwilę później odchylił głowę nieco w prawo i szepnął:
— Przepraszam.
Hoseok zrozumiał to dopiero wtedy, gdy dłonie Yoongiego pchnęły go stanowczo w dół, a on sam nie jęknął, bez kontroli odchylając głowę do tyłu. Załaskotał przy tym twarz Yoongiego włosami i wyeksponował swoją lśniącą od kropelek potu szyję, która chwilę później została obsypana wieloma delikatnymi, wilgotnymi pocałunkami.
— Yoongi—
— Shh, jeszcze tylko chwila — uciszył go, wsuwając swoją prawą dłoń pod zgięcie jego lewego kolana i, za pomocą dosyć problematycznego manewru, wyprostował jego nogę tak, że Hoseok mógł wygodnie ułożyć swoją stopę tuż za jego pośladkami.
To samo zrobił z jego prawą nogą, wsłuchując się przy tym w jego ciche jęki, których ten niesamowicie się wstydził, ale nie miał nad nimi kontroli. Yoongi nadal czuł, jak ten ściska jego prawie ramię coraz mocniej i mocniej.
Ta pozycja sprawiła, że Hoseok dosłownie siedział na delikatnie rozsuniętych na boki udach Yoongiego, czując go w sobie najpełniej, jak tylko było to możliwe. Ugiął nogi w kolanach odruchowo, a Yoongi przycisnął je do swoich boków łokciami, jednocześnie układając swoje rozpostarte dłonie na plecach Hoseoka.
— Znowu zamykasz oczy — zwrócił uwagę, a ten otworzył je, od razu spotykając jego kojące spojrzenie.
Yoongi działał na niego jak płachta na byka, ale też jak miód na rany. Hoseok dopiero wtedy zdał sobie z tego sprawę.
— Kocham cię — powiedział cicho, dopełniając swoje osobiste przemyślenia odpowiednią deklaracją, która wydawała się mu wtedy czymś najbardziej naturalnym na świecie.
— Wiem. Ja ciebie też, Seok — cmoknął go w usta.
— Kocham cię — powtórzył się, a Yoongi zmarszczył brwi.
— Co to, święta?
— Nie, mantra. Jeżeli nie będę sobie o tym przypominał, to zrezygnuje — wydukał, a jego palce zacisnęły się na ramieniu Yoongiego tak mocno, że chyba już intensywniej się nie dało.
Ten skrzywił się lekko.
— Miałeś mi mówić, jeżeli cię boli. Przecież wiesz, że możemy zrezygnować, ja—
— Nie boli mnie. Po prostu czuję się dziwnie — szepnął i wydął wargi. — Mam wrażenie, że... Jestem rozczarowujący?
— To twój pierwszy raz z facetem, to pewne, że będziesz rozczarowujący — Yoongi zaśmiał się z własnego żartu, a Hoseok puścił jego ramię i szturchnął go w nie delikatnie, wyraźnie urażony.
— Ej, przecież się staram — wymamrotał, ale chwili sam się uśmiechnął, gdy Yoongi uniósł jedną dłoń i pogłaskał nią jego policzek.
Na niczym innym nie zależało mu wtedy bardziej, niż na jego uśmiechu. Nawet, jeśli Hoseok miał szturchnąć go tak jeszcze tysiące razy. Albo posiniaczyć mu zaciśniętymi palcami całe ciało.
— Ja też się staram. Gdyby nie ta orteza, to zapewne leżałbyś pode mną — zaczął, powoli przesuwając swoją dłoń w dół jego szyi i w okolicę torsu — i nie byłbyś tak cicho — zadeklarował, a jego palec przejechał po sutku Hoseoka jakby przypadkiem. — Uwierz mi, teraz też ciężko mi się powstrzymać.
— Obiecałeś, że nie będziesz się nadwyrężał — Hoseok jęknął nad jego uchem, ponownie ściskając dłonią jego ramię. — To był... Jedyny warunek...
— Ależ się nie nadwyrężam. — Pokręcił głową. — Próbuje zwizualizować ci wszystkie możliwości — to powiedziawszy chwycił dłonią delikatnie podstawę jego członka i zaczął poruszać nią w górę i w dół, okazyjnie wyciągając swój kciuk ku górze i zahaczając nim o jego czubek. — Zawsze możemy też zamienić się rolami. Wiesz o tym, prawda?
Hoseok dosłownie zatrząsł się nie wiedząc, jak poradzić sobie z tyloma doznaniami na raz. Postanowił więc pocałować Yoongiego, a ten uśmiechnął się przez ten niezdarny gest i przejechał językiem po jego dolnej wardze, wyraźnie ukontentowany. Chwilę poźniej, oboje zatraceni w głębokim pocałunku, jakby podświadomie, zaczęli powoli, lecz synchronicznie poruszać swoimi ciałami.
— O cholera, Yoongi — Hoseok oderwał się od jego warg nagle, gdy ten zakołysał biodrami w trochę bardziej odważny sposób.
Jego penis napiął się znacznie, co Yoongi poczuł pod swoimi wilgotnymi palcami.
— Tutaj? — zapytał, ponawiając ruch, a Hoseok tylko kiwnął głową, sekundy później odchylając ją do tyłu.
Jego szyja, wygięta pod idealnym kątem, ponownie zapraszała Yoongiego lśnieniem swojej skóry. Ten nie dał się prosić dwa razy.
•
Jego oddech był płytki, usta spierzchnięte, a ciało dopiero co uspokoiło się po tym kompletnie obcym dla siebie epizodzie.
Hoseok jednak był pewien, że chciał spróbować jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze następny raz.
— Masz siłę wstać? — Yoongi oparł plecy wygodniej o wezgłowie i zapytał go, gdy ten przytulał się do niego na łóżku z zamkniętymi oczami, kładąc głowę na jego udach przykrytych kołdrą. — Możemy pójść i wziąć kąpiel.
— Nie zmieścimy się w wannie we dwójkę.
— Zdziwiłbyś się — powiedział cicho.
— Nie będziemy manewrować jak głupi, gdy twoja noga jest w takim stanie. Masz uważać, a nie szaleć tylko dlatego, że odstawiłeś kule.
— Cóż, jeszcze pół godziny temu manewrowaliśmy całkiem intensywnie.
— Oh, cicho bądź — skwitował i wtulił się w niego jeszcze mocniej, kończąc tym samym temat.
Yoongi przyglądał się jego poczochranym włosom, bawiąc się nimi leniwie i napawając się naturalnym zapachem jego ciała, przesiąkniętym seksem i wątłą wonią mydła po jego wcześniejszej kąpieli.
Wziął głęboki oddech i wciągnął lewą rękę w kierunku szafki nocnej dosyć niezręcznie, a Hoseok poruszył się niespokojnie.
— Coś nie tak? — zapytał.
— Leż, nie podglądaj.
— Hm? Co masz na myśli? — Hoseok dopytywał, robiąc kompletne przeciwieństwo tego, o co Yoongi właśnie go poprosił.
— Powiedziałem, żebyś nie podglądał — powtórzył się, z trudem wyciągając z szuflady czarne, zamszowe pudełeczko. — Zamknij oczy.
— Ale—
— No już — zarządził, a Hoseok wywrócił oczami i zrobił to, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Wyprostował się bardzo powoli, odczuwając lekki dyskomfort. Przysiadł na łydkach i oparł dłonie o uda. Yoongi zmierzył jego nagie ciało wzrokiem, przygryzając wargę, po czym otworzył pudełeczko i wyciągnął z niego prosty, srebrny pierścionek, który kupił dwa tygodnie wcześniej. Nie mógł znaleźć odpowiedniej okazji, by mu go wręczyć i miał już dosyć szukania tej idealnej. Stwierdził, że albo zrobi to w tamtym momencie, albo nie zrobi tego nigdy.
— Tylko się nie śmiej — zarządził, chwytając jego prawą dłoń, a dokładniej jego serdeczny palec. — Miałem ci go dać wcześniej. Może nie byłoby dziś między nami tej głupiej dyskusji, jeżeli bym się do tego zebrał.
Hoseok nie do końca rozumiał, co tak właściwie się działo. Miał ochotę złamać obietnicę i otworzyć oczy, ale powstrzymywał się. Szybko pojął jednak sytuację, gdy chłodna obrączka wsunęła się na jego palec, a Yoongi głośno odetchnął z ulgą stwierdzając, że pasuje jak ulał. Martwił się bowiem, że była zbyt mała.
— Co to...? — Hoseok zapytał, unosząc dłoń z rozpostartymi palcami ku twarzy.
— Pierścionek, nie widać? — burknął. — Powiedziałem ci kiedyś, że masz ładne dłonie. I że powinieneś je nosić.
— Byłeś wtedy pijany.
— Co nie oznacza, że nie miałem tego na myśli. Zresztą, jestem pewien, że wspomniałem o tym więcej, niż jeden raz. — Odwrócił głowę w stronę wejścia do kuchennego aneksu, żeby ukryć swoje zakłopotanie. — Jak ci się nie podoba, to nie musisz go nosić. To nic wielkiego...
— Jest piękny. Dziękuję, Yoongi — szepnął, wyraźnie wzruszony, po czym przysunął się do niego i pocałował go czule w policzek. — Nie spodziewałem się.
— Bo to miała być niespodzianka. Nie miałeś się spodziewać — odparł, siląc się na nieszczerą obojętność, po czym wzruszył ramionami, chociaż wewnątrz czuł się niesamowicie szczęśliwy wiedząc, że nie popełnił jakiejś gafy.
Milczeli przez chwilę, gdy Hoseok oglądał prosty pierścionek wzdłuż i wszerz, obracając swoją dłoń dziwacznie. Jego oczy wyraźnie błyszczały, a Yoongi nie mógł się napatrzeć.
Naprawdę go kochał.
Ta niema deklaracja sprawiła, że zamyślił się jednak na moment.
Nie ważne jakby się nie starał, nie potrafił sobie wyobrazić niczego, co mogłoby mieć więcej znaczenia, niż oddanie życia za drugiego człowieka. Oddanie życia w sensie, w jakim był gotów to zrobić wtedy, gdy utknęli z Brianem pod gruzami. Czy nawet wtedy, gdy bezskutecznie próbował uratować Minwoo.
Lecz hipotetycznie rzecz biorąc. Jeżeli było coś takiego—czy w ogólnym rozrachunku, czy może w jego personalnym mniemaniu—co kiedykolwiek, w jakimkolwiek punkcie swojego życia uznałby za trudniejsze czy wymagające od niego więcej niż tego, by najzwyczajniej w świecie umrzeć...
To właśnie Jung Hoseok był tym, dla którego mógł spróbować.
Zbliżamy się do 30k wyświetleń tego opowiadania... To nierealne i naprawdę wam za to dziękuję.
Mam nadzieję, że dobrze spędziliście święta.
cjoon x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top