29. Last time you threw a tangerine at Namjoon, remember?

Po rzewnych wyznaniach i chwilach szczęśliwego uniesienia, które wydawały się nieść ze sobą tylko dobre wieści poprawy, stan Yoongiego, dokładnie w piętnaście godzin po operacji, znacznie się pogorszył. Chociaż nie ruszał się i ciągle leżał w łóżku, nieustannie wisiał między snem a jawą, chociaż częściej odlatywał w nicość. Z kolei gdy był przytomny, jego oczy jedynie poruszały się powoli za każdym, kto odwiedzał go w szpitalu. Nie miał siły nawet, żeby samemu jeść, więc lekarze podawali mu posiłki przez sondę wsuniętą do nosa, przez przełyk do żołądka.

Hoseok odchodził od zmysłów.

— Pan Min jest wyczerpany. To cud, że przeżył to, co go spotkało. Ma złamanych wiele kości, mnóstwo siniaków i krwiaków. Przeszedł skomplikowaną operację — jedna z pielęgniarek mówiła do niego, próbując go uspokoić, gdy nerwowo dreptał po korytarzu trzeciego dnia po operacji o poranku, czekając na to, aż lekarz prowadzący Yoongiego skończy go badać. — Potrzebuje czasu na regenerację. To znaczy, że przez jakiś czas może być nieobecny. Cała jego energia po prostu wędruje w to, czego jego organizm desperacko potrzebuje.

— Jak długo może to potrwać? — Hoseok zapytał ją, zatrzymując się przy niewielkim kontuarze przy pokoju pielęgniarek. Jego służbowe buty zapiszczały przy tym głośno.

— Tego nie wiem, panie Jung. Wszystko zależy od siły i samozaparcia pacjenta.

— Przecież na początku wszystko było w porządku – niemalże jęknął, opierając łokcie o kontuar.

— Czasem tak bywa. Adrenalina. Szczęście. A potem nagły spadek energii. To całkiem normalne przy nagłych wypadkach — odpowiedziała spokojnie swoim ciepłym głosem, po czym podsunęła mu pod nos plastikowy kubeczek z wodą.

— Ale... Nie pogorszy mu się? — zapytał, dziękując jej delikatnym skinieniem głowy.

— Zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Już to panu przecież mówiłam, panie Jung. Tamtego dnia. Musi się pan tylko powstrzymać ze zbyt dużymi czułościami, wie pan o tym? — zapytała, unosząc ku górze jedną brew.

Hoseok zarumienił się przypominając sobie, jak ta sama pielęgniarka przyłapała go na obsypywaniu Yoongiego pocałunkami wtedy, po operacji. Zanim jednak zdążył zaprotestować i zacząć jakiekolwiek negocjacje, usłyszał świst drzwi.

Rozsunęły się, a chwilę potem po podłodze podreptał wysoki doktor o dosyć chłodnym wyrazie twarzy. Hoseok widział go już wcześniej i, mówiąc szczerze, nie pałał do niego zbyt dużą sympatią. Pachniał dosyć drogą wodą kolońską, nie miał żadnych zacięć po goleniu, jego oczy były pięknie zielone, a włosy gęste i lśniące. Jego perfekcja nieprzyjemnie raziła po oczach, szczególnie gdy Hoseok stał przed nim w swoich służbowych, znoszonych spodniach.

— Pan Jung, a pan znowu tutaj — westchnął na jego widok, odruchowo dotykając palcami swojego stetoskopu. — Pan do naszego bohatera?

— Po co ten sarkazm? — Hoseok łypnął na niego okiem, a on wzdrygnął się, zaskoczony jego reakcją.

Bowiem wcale nie miał niczego złego na myśli.

Możliwym było, że Hoseok był tamtymi czasy nieco przewrażliwiony.

— Może pan wejść. Ale tylko dwadzieścia minut, podałem mu leki przeciwbólowe, będzie spał jak dziecko. Trochę z nim lepiej, ale noga goi się dosyć boleśnie, więc pan Min—

Zanim jednak skończył mówić, Hoseok wyminął go szybko sprężystym krokiem, odsunął drzwi, które samoistnie się zamknęły ponownie i wszedł do sali, zamykając je za sobą usilnie, z obrzydzeniem przy tym marszcząc nos, gdy zapach wody kolońskiej stał się jeszcze intensywniejszy.

Przetarł twarz dłonią, po czym zmierzył w stronę łóżka, gdzie Yoongi leżał bez ruchu, wpatrując się w Hoseoka tak, jakby tylko czekał na jego przyjście. Nie uśmiechał się, ale w jego oczach widać było coś na wzór radości. Hoseok jednak tego nie dostrzegł, tylko od razu skupił się na pojedynczej łzie, która spływała w dół jego prawego policzka powoli, finalnie skapując na intensywnie białe, pachnące chlorem szpitalne prześcieradło.

— Co się stało? — zapytał, kucając przy jego łóżku i przecierając wilgotną, cienką ścieżkę z jego policzka wierzchem swojej dłoni. — Ten lekarz znowu majstrował przy twojej nodze? Jak wczoraj? — warknął, chociaż nie oczekiwał odpowiedzi. — Skurwysyn, jak zaraz—

— Przestań, to jego praca. Cz-czuję się d-dobrze — wycharczał, po czym zamilkł i uśmiechnął się delikatnie.

Hoseok spojrzał mu w oczy, po czym wyczuł, że ten musiał zbierać w sobie siły od dłuższego czasu, by móc w ogóle się odezwać. Starał się więc zamaskować swoją niezdrowo wielką radość wywołaną tym małym gestem. Uniósł ku górze dłoń i poprawił noski z tlenem, które nieco opadły w kierunku górnej wargi Yoongiego. Z czułością poprawił mu też ich cienkie rurki za uszami, po czym zmarkotniał, przyglądając się sondzie, która, przyklejona na białą, materiałową taśmę, zapewne podrażniała skórę jego policzka i cisnęła się wraz z rurką od tlenu za prawym uchem.

— Muszę zaraz iść do pracy — szepnął, siadając na krańcu łóżka ostrożnie i chwytając jego prawą dłoń w swoje obie. — Wolałbym zostać tutaj.

Przyglądał się grubej szynie, usztywniającej jego złamane palce. Zacisnął usta, powstrzymując własne łzy.

— H...hr... — Usłyszał, po czym podniósł wzrok na Yoongiego zmartwiony.

— Co jest? Boli cię coś? Przepraszam — prawie się zająknął, ostrożnie odkładając jego dłoń na materac.

Yoongi, bardzo powoli, pokręcił przecząco głową. Hoseok w głębi się ucieszył — było to zdecydowanie więcej w kwestii komunikatywności, niż okazywał dzień wcześniej. Nie wiedział jednak, czy może mu ufać.

— Hos- Hoseo—

— Nie mów, wiem — kiwnął głową, a Yoongi wywrócił oczami.

— G-gówno wiesz.

Przez moment zapadła między nimi kompletna cisza, przerywana jednostajnym pikaniem monitora po lewej stronie łóżka. Hoseok jednak roześmiał się finalnie, ponownie opuszczając wzrok.

— To zabawne, że masz siłę na przeklinanie. Powiedziałbyś że mnie kochasz, czy coś, a nie... — Uśmiechnął się pod nosem, po czym ponownie uniósł prawą dłoń i z czułością przejechał kciukiem po jego podbródku, gdzie prezentował się powoli i brzydko gojący strup.

Yoongi przymknął oczy, oddychając płytko, lecz jakby spokojniej. Hoseok głaskał go po twarzy dłuższą chwilę, póki ten nie zasnął. Poprawił mu poduszkę po głową, jeszcze raz upewnił się, że noski tlenowe dobrze się trzymają, po czym spojrzał na jego nogę, która, z już wyciągniętym drenażem, prezentowała się dosyć mizernie. Była usztywniona specjalnym stabilizatorem, a w kości piszczelowej tkwiły mu śruby, połączone na zewnątrz blaszanką deseczką. Dookoła skrzył się przykry dla oka pomarańcz jodyny i czerwona opuchlizna. Hoseok odwrócił wzrok, po czym pochylił się nad jego twarzą i pocałował go w czoło.

— Namjoon i Brian przesyłają pozdrowienia. Przyjdą cię odwiedzić, jak tylko będziesz chciał się z nimi zobaczyć — mruknął. — Kocham cię.

— UNO!

— Przecież nawet... nie gramy w UNO... — warknął na ciężkim, męczącym oddechu, na co Han tylko się obruszył, zabierając z irytacją swoją wysłużoną talię do gry z pościeli.

Karty spoczęły w jego dłoniach w nieładzie, a on wcisnął je do kieszeni swojego rozciągniętego, granatowego kardiganu.

— W takim razie nie będziemy grać w nic — zarządził, a Yoongi wywrócił oczami, próbując podciągnąć się ku górze.

— Gdybyś nie był moim... jedynym towarzystwem... — zaczął, podnosząc się na łokciach, a Han wystrzelił ze swojego krzesła.

— Masz się nie ruszać! A ja mam cię pilnować!

— Jak dla mnie... to możesz wracać... do Seulu — wydukał, po czym opadł na poduszki.

Noski wypadły mu z nosa, a Han westchnął i pochylił się nad nim, by ponownie założyć mu je za uszy. Yoongi jednak powstrzymał go szybkim ruchem dłoni, podnosząc swoją lewą rękę i z trudem radząc sobie jakoś sam z zabandażowanymi palcami.

— Musisz dać sobie pomóc.

— Wystarczy, że załatwiam się do basenu... To wystarczające... Upokorzenie...

— Co ty tam wiesz o upokorzeniach — zaśmiał się kpiąco i machnął ręką, siadając z powrotem na krześle i poprawiając swoje ciężkie okulary. — Chcesz usłyszeć historię, jak kiedyś byłem na randce i spadły mi spodnie na stacji centralnej w Seulu w godzinach szczytu—

— Boże, nie! — żachnął się, czego szybko pożałował, gdy jedno, a może dwa z jego siedmiu połamanych żeber wbiły mu swoje spiczaste nóżki w płuca.

A przynajmniej tak to sobie wyobrażał.

— Cóż, to dobra historia. Dobrze wyjaśnia, czemu ciągle jestem kawalerem.

— Jesteś pewien, że to... tylko przez spodnie? — Yoongi zapytał, marszcząc czoło.

Han zmierzył go tylko obrażonym wzrokiem, po czym uśmiechnął się i sięgnął po swój telefon na szafce.

— Hoseok zaraz tu będzie — mruknął, patrząc na godzinę. — Ile to już tak? Dwa tygodnie?

— Co masz... na myśli?

— Dwa tygodnie lata między pracą, a szpitalem. Ciebie nie ma, musi robić nadgodziny.

— A ty... niby skąd to... wiesz? — Yoongi ponownie uniósł się na łokciu, wyraźnie zaniepokojony jego ciężkim to rozszyfrowania w intencjach komentarzem.

— Namjoon... Namjoon tak? On mi powiedział, trzy dni temu, jak odebrał mnie ze stacji kolejowej.

— Co... masz na myśli? Po co... o tym mówisz?

— Sugeruje tylko, że mógłbyś się pośpieszyć i dochodzić do siebie nieco szybciej. Ludzie czekają, czas leci — wydeklamował, a Yoongi miał wielką ochotę chwycić za stojak na kroplówkę i zdzielić go nim przez głowę.

— To nie moja wina, że nie chcą... wyjąć mi tych śrub z nogi. Nie... obwiniaj mnie...

— Nikogo nie obwiniam, to tylko niewinna sugestia — mruknął i wzruszył ramionami. — Zresztą, dobre wiesz, że nawet jeśli byś mnie nie wyganiał, to i tak muszę dzisiaj wracać do Seulu. Obowiązki wzywają.

— Trzy dni... z tobą to... wystarczająca udręka.

— A twoje nowe gniazdko było całkiem wygodne. Dzięki, że mogłem tam zostać — puścił do niego oczko. — Pytanie, czy aby napewno chcesz mieszkać tam sam?

— Nie przyjechałeś tutaj na... konsultacje, Han. Jesteś tutaj... jako przyjaciel — Yoongi wymamrotał, chociaż to ostanie ledwo przeszło mu przez gardło. — Wystarczy mi już... lekarzy.

— No, ale—

Drzwi rozsunęły się z hukiem, a Hoseok wparował do środka, ubrany w szare dresy i czarny t-shirt. Wyglądał tak, jakby dopiero wyskoczył spod prysznica. Włosy miał nadal wilgotne, usta spierzchnięte, a twarz czerwoną od biegu. Normalnie zapewne przyszedłby prosto po pracy, ale miał tendencję do nie brania nawet krótkiego prysznica przez dziwny pośpiech i obmywania twarzy w łazience Yoongeigo, więc pielęgniarka prowadząca postawiła mu ultimatum — albo przyjdzie czysty i pachnący, albo nie wpuszczą go na oddział.

Wybrał to pierwsze.

— Yoongi — uśmiechnął się i podszedł do jego łóżka.

Trzymał w dłoni białą reklamówkę, którą postawił na szafce. Pochylił się i z przyzwyczajenia poprawił Yoongiemu rurki za uszami. Tym razem były tam tylko te od tlenu. Sonda została wyjęta dwa dni wcześniej.

— Hoseok — mruknął z uśmiechem, a Han przyglądał im się, nie okazując nawet odrobiny zdziwienia, gdy Hoseok cmoknął Yoongiego w czoło.

— Przynosiłem ryżową owsiankę — wskazał na reklamówkę stojącą na szafce. — I jeszcze lepsze wiadomości.

— Jakie? — zapytał, a Han spojrzał na nich, upijając kolejny łyk ze swojej butelki.

— Pielęgniarka być może powiedziała mi, że jutro zrobią ci prześwietlenie i być może wyjmą z nogi zewnętrzne śrubki — odparł, łapiąc go za prawą rękę i całując go w nadgarstek tuż pod podtrzymującą szynę na palcach gazą.

— Mówiłem ci, żebyś... mnie tam nie całował, przez te szynę moja ręka jest brudna... Zresztą, nie patrz na moje paz— Zaraz, co? — Otworzył szeroko oczy, a Hoseok odłożył jego rękę na pościel.

— Znaczy to pod warunkiem, że przestaniesz być tak uparty.

— Popieram — Han wtrącił, a Hoseok spojrzał na Yoongiego nieco zawiedziony.

— Prosiłem cię, żebyś nie denerwował doktora, był tak miły, że zgodził się przyjechać.

— Nigdy nie prosiłem cię o to... żebyś do niego dzwonił, Hoseok — Yoongi odparł z lekkim wyrzutem, ale Han nawet nie wziął tego do siebie, podchodząc do okna i wsuwając ręce do kieszeni.

Zaczął bujać się z pięt na stopy wyciągając przy tym ręce w lekko w przód, dając Yoongiemu obraz tego, w jaki sposób tak drastycznie rozciągnął swój kardigan.

— Inaczej siedziałbyś sam — Hoseok mruknął, próbując się usprawiedliwić.

Faktycznie, wziął telefon Yoongiego i zadzwonił do Hana wtedy, gdy ten spał. Faktycznie, zaprosił go do Gunsan nie mówiąc nic wcześniej samemu zainteresowanemu. Ale naprawdę miał dobre intencje. Wierzył, że to mu pomoże.

— Ty... Mógłbyś pójść do domu i wyspać się w swoim łóżku.

— Tu mi wygodnie — wzruszył ramionami.

— Na... Tej pryczy? — Yoongi burknął, kiwając głową w kierunku rozkładanego łóżka stojącego w kącie sali, przykrytego grubym śpiworem i niewielką poduszką.

— Lubię słuchać, jak gadasz przez sen — Hoseok odparł, po czym zmierzwił jego odrastające już powoli włosy. — Namjoon i Brian pytali o ciebie.

— Mogliby tu przyjść... A nie szukają łącznika...

— Nie jesteś dla nich zbyt miły, gdy przychodzą. Ostatnio rzuciłeś w Namjoona mandarynką, pamiętasz?

Doktor Han odwrócił się w stronę Yoongiego na te słowa, oderwany od swoich obserwacji szpitalnego parkingu.

— Nie wiem... Chce ich widzieć, ale mi wstyd... Wyglądam jak kaleka...

— Bo teoretycznie nim je— Han chciał się wtrącić, ale Hoseok zmierzył go karcącym spojrzeniem.

Ten odwrócił się więc z powrotem do okna niczym zbity pies.

— Co ty na to, żeby przyszli jak już będziesz mógł stanąć na nogi po wyjęciu śrub?

— Myślisz... Że tak szybko pozwolą mi... Wstać?

— A nie chciałbyś pójść sam do ła—

— Dobra, touché — Yoongi uciszył go. — Zdrzemnę się.

— Ale zjedz najpierw — Hoseok spojrzał w kierunku reklamówki, którą przyniósł.

— Później... Podgrzeje sie — burknął, po czym obrócił głowę i zamknął oczy. — Dobranoc.

Hoseok zaśmiał się cicho wiedząc, że gdy Yoongi chciał spać, ten musiał mu pozwolić. Pod groźbą pielęgniarek, lekarzy i dla własnego spokoju. Spędzanie czasu w szpitalnym pokoju nie służyło Yoongiemu zbyt dobrze. Widać było, że chciał wyrwać się z pachnącego chlorem i detergentami łóżka niczym więzień zza krat. Hoseok wstał więc pokornie bez zbędnych komentarzy i przeczesał palcami swoje z lekka wilgotne włosy.

— Namjoon będzie na pana... Znaczy na ciebie czekał na parkingu za jakąś godzinę, został dla mnie dłużej w pracy. Może jakaś kawa? Obiad? Ja stawiam, muszę się panu... Znaczy tobie jakoś odwdzięczyć. Na dole jest mała knajpka, szpitalna, bo szpitalna, ale—

— W porządku. — Han kiwnął głową. — Chętnie napiję się kawy.





— Yoongi to straszny gbur — Han wyrzucił z siebie zaraz po tym, jak wysączył z kubka pierwszy łyk czarnego naparu, który parował w grubych, pokaźnych kłębach.

— Oh... Znaczy...

— I awanturnik. I samolub. I głupek.

— Han, przecież—

— Ale to też dobry chłopak — powiedział cicho. — Cieszę się, że ktoś inny też zdołał to przetrawić. — Puścił Hoseokowi oczko, po czym sięgnął po frytki, które stały w koszyczku na środku stołu.

Hoseok zastanowił się chwilę nad odpowiedzią, przyglądając mu się, jak przeżuwał frytkę powoli, czekając na jego ruch.

— Lubisz być kontrowersyjny, prawda? — zapytał cicho, a Han uśmiechnął się tak, jakby tylko tego oczekiwał.

— A i owszem.

— Dlaczego?

— Bo kontrowersja się sprzedaje — odparł. — Nie tylko w modzie czy w trendach... Weźmy na ten przykład Yoongiego właśnie — zaczął i pochylił się nad stołem, a Hoseok zrobił to samo. — Myślisz, że gdybym głaskał go po głowie i mówił mu, że jest pokrzywdzony, to jakkolwiek bym mu pomógł? Oczywiście, nie mówię, że fakt, iż jako tako wyszedł ze swojego dołka to moja zasługa, bo tak w całości nie jest... Aczkolwiek nazwanie go samolubem czy głupkiem działa sto razy lepiej. To zapada w pamięć.

— Chyba nie bardzo rozumiem.

— Yoongi opowiedział ci, jak zdemolował mój gabinet? — Przegryzł kolejną frytkę, a Hoseok, popijając swoją herbatę, zastanawiał się, czy było to dobre połączenie z gorzką kawą.

— Uhm... Nie do końca — szepnął. —

— Zniszczył mi dywan, naczynia, kubki, trochę rzeczy w zasięgu rażenia... Rozbił w drobiazgi mój stół, który kupiłem w Gwangju. Był naprawdę ładny, porządny. Z taflą przejrzystego szkła zamiast blatu, mało kiedy zostawała na nim jedna nawet smuga. Świetny mebel. Kupiłem go, chociaż nie miałem tego w planach. No i wcale nie pasował tak dobrze do wystroju mojego gabinetu. Ot, taki bibelot. Trochę zachcianka. Niesamowity. Naprawdę świetny stół.

— Naprawdę świetny, wydaje mi się — Hoseok powtórzył, mocno skonfundowany.

— A wiesz co? Prędzej czy później by się zniszczył. Musiałby.

— Musiałby?

— Strzelba Czechowa, mówi ci to coś? — zapytał, podsuwając w jego stronę koszyczek z frytkami. Hoseok tylko pokręcił głową w niemym podziękowaniu i jednocześnie oznajamiając swojemu rozmówcy, że nic mu ten termin nie mówi. — Jeżeli w pierwszym akcie powiesiłeś strzelbę na ścianie, to w kolejnym musi wystrzelić — wyjaśnił, wyraźnie dumny z siebie.

— Ale jak się to ma do stolika? — Hoseok objął kubek dłońmi. — To nie działa tylko w literaturze?

— Nie wiem. Ja twierdzę, że nie tylko. Twierdzę też, że jeżeli jest Strzelba Czechowa, to jest też Stolik Yoongiego. Jeżeli wiesz, co mam na myśli.

— Właśnie nie wiem — burknął. — To nie ma żadnego sensu, doktorze Han. Z całym szacunkiem.

— I tyle dobrze — mruknął. — Przynajmniej nie mówisz, że nie rozumiesz. Świadomość braku sensu jest o wiele lepsza niż nieświadomość niczego — skwitował, po czym wrócił do jedzenia, kompletnie już milcząc do końca ich wspólnego posiłku.

Hoseok nie tknął też swojej zamówionej wcześniej kanapki z tuńczykiem, która stała na stole na białym, kwadratowym talerzyku. Przyglądał się za to kubkowi z herbatą, a ta niemalże stygła w jego oczach w niemym oczekiwaniu. Nie upił już jednak nawet odrobiny.

Pierwszy krok postawiony w wynajętym przez siebie przed wypadkiem mieszkaniu sprawił, że Yoongi chciał skakać z radości. Czarna szyna na nodze, kule i ogólne osłabienie mięśni skutecznie mu to jednak uniemożliwiały.

— Musisz jak najszybciej usiąść, wiesz, co powiedział lekarz — Brian mruknął, gdy podeszli do jego łóżka, a Yoongi usiadł na nim niezbyt zgrabnie, podpierając się dłońmi za plecami i upuszczając kule tak, że chłopak ledwie zdążył je złapać.

Zachowywał się tak, jakby miał co do Yoongiego jakiś wielki dług wdzięczności. Ten tego tak nie postrzegał, ale nie chciał nic mówić. Próbował wyjaśnić młodszemu, że ten nic nie jest mu winien, że zrobił to, co uważał za słuszne, a wszystkie konsekwencje jego decyzji to tylko i wyłącznie jego biznes. Brian jednak nie słuchał.

— Dobra, dobra. — Namjoon burknął z kuchni, wychylając głowę zza niewielkiego, odgrodzonego od sypialnio—salonu ścianą z matowego, grubego szkła aneksu kuchennego. — Zostawiłem wam zakupy w lodówce. Mam rozumieć, że Hoseok zostaje z tobą?

— No jak już przyniósł to wszystkie swoje walizki — burknął, a temat ich rozmowy wszedł właśnie do mieszkania, wciągając za sobą torbę ze sprzętami do domowych ćwiczeń, które dostał na wypożyczenie z centrum rehabilitacyjnego.

— Ktoś cie musi pilnować, żebyś się nie ociągał — burknął, zamykając za sobą drzwi. — Jeżeli nie będę miał na ciebie oka, to nigdy nie będziesz ćwiczyć.

— Co mi to da? Do pracy i tak nie wrócę wcześniej niż za pół roku. — Yoongi odwrócił głowę w stronę przeszklonych drzwi wychodzących na balkon.

— Dobrze wiesz, że nie chodzi o to — Brian wtrącił, ale szybko ugryzł się w język.

Yoongi zignorował to jednak, po czym sięgnął do kieszeni swojej bluzy i wyciągnął z niej jak gdyby nigdy paczkę papierosów. Hoseokowi aż zaświeciły się oczy.

— Skąd to masz?

— Nie twoja broszka, chce zapalić — mruknął. — Pomożesz mi wstać?

— Skąd to masz, pytam? — warknął, po czym podszedł do niego i zabrał mu paczkę z dłoni. — Masz zakaz palenia, wiesz o tym! Brian, kupiłeś mu te papierosy?

— Co? Nie! Przecież urwałbyś mi łeb, Shark! — Uniósł dłonie ku górze w obronnym geście.

— W takim razie Namjoon? — Hoseok odwrócił się w stronę aneksu kuchennego, ale ten schował się w kuchni.

Zaczął udawać, że krząta się z zakupami po szafkach, mimo że wszystkie już porozkładał w lodówce.

— Namjoon! — Hoseok powtórzył się, a ten wyjrzał z aneksu i głośno westchnął.

— Jątrzył mi i jątrzył wczorajszego wieczora, nie dawał mi spokoju, to kupiłem mu tą paczkę! Obiecał, że nie będzie palił przy tobie, ale widzę, że teraz ma to w dupie — skwitował i zmierzył Yoongiego oskarżycielskim spojrzeniem.

— To nie ma znaczenia! — Hoseok żachnął się, po czym wszedł do kuchni, otworzył paczkę, przeliczył papierosy i odetchnął widząc, że żadnego nie brakuje.

Zalał je wodą i wrzucił do kosza ku głośnym protestom Yoongiego i skrępowanym próbom uciszenia go przez Briana.

— Nawet tego mi nie wolno, co? Nie mogę pójść do toalety bez pomocy, a wy mi odmawiacie papierosa? Jak będę chciał, to załatwię sobie i z dziesięć paczek, Hoseok! — warknął.

— Proszę bardzo, ale w takim razie ze wszystkim innym radź sobie sam!

— To cios poniżej pasa.

— Tylko takie na ciebie działają — podsumował gorzko, po czym poszedł na balkon żeby odetchnąć, nawet nie czekając na jego odpowiedź pewien, że i tak miał w tej sprawie ostatnie zdanie.

Namjoon I Brian tymczasem spojrzeli po sobie, wyraźnie zakłopotani.

— To może... My już pójdziemy? — Brian spojrzał na Yoongiego pytająco, a ten tylko machnął ręką.

— Nie musicie pytać mnie o pozwolenie. Idźcie, ja i tak będę się musiał z nim użerać przez długi czas, więc wszystko mi jedno. Wszystko.

Ciepła woda popłynęła po plecach Yoongiego, spływając do plastikowej, czarnej miski postawionej tuż za stołkiem za którym siedział, ale jednocześnie rozchlapując się po podłodze.

— Musiałeś ogarniać sobie mieszkanie z wanną? Mogłeś znaleźć coś z prysznicem, teraz nie musielibyśmy się z tym tak chandryczyć — Hoseok mruknął, pozbywając się resztek mydlin z jego karku mokrą gąbką.

— Nie planowałem łamać tylu kości, wybacz — burknął.

— Nadal jesteś zły za te papierosy?

— Może — to powiedziawszy spojrzał na swoje dłonie, szczególnie na te prawą, gdzie jego palce, które, ówcześnie złamane, jeszcze nieco odmawiały posłuszeństwa.

W dodatku brakowało mu prawie wszystkich paznokci, które dopiero zaczynały odrastać. Zacisnął palce w pięści.

— Wydaje mi się, że jak jeszcze trochę poczekasz, to włosy zakryją ci blizny na głowie — Hoseok powiedział cicho tak, jakby czytał mu w myślach i rozdrapywał każdy jego nowo nabyty po wypadku kompleks. — Chociaż i tak nie są zbytnio widoczne.

— Nie pocieszasz mnie, Seok — warknął. — Skończyłeś już? Chciałbym położyć się spać.

Ten mruknął tylko cicho i pomógł mu wytrzeć ciało, po czym asystował mu przy nałożeniu świeżej bielizny i koszulki do spania. Yoongi już potem sam chwycił kulę opartą o pralkę i powoli doczłapał do łóżka, nie pozwalając nawet wytrzeć sobie stopy i zostawiając po sobie mokre ślady.

Hoseok postanowił nie komentować, mimo że naprawdę miał wiele do powiedzenia. Wytarł podłogę, odlał wodę do wanny, opłukał ją i sam szybko wziął kąpiel, po czym wyszedł z łazienki po to, by zostać Yoongiego leżącego odwróconego do niego plecami na łóżku, wpatrującego się zapewne w drzwi na balkon. Hoseok mocno wątpił bowiem w to, że ten spał.

— Chcesz coś do picia? — zapytał go, ale ten uparcie milczał. — Okej, przepraszam, ale dobrze wiesz, że nie możesz palić? Przestaniesz się już boczyć? — Podszedł do łożka. — Obróć się na plecy, nie możesz jeszcze spać na żadnym boku.

— Niby czemu?

— Lekarz tak powiedział. No już — mruknął, a Yoongi wymamrotał coś niecenzuralnego pod nosem, po czym obrócił się na plecy, zrzucając z siebie kołdrę.

Chwilę później Hoseok podłożył mu pod nogę małą poduszkę delikatnie, po czym ponownie przykrył go kołdrą udając, że nie widział jego obrażonej twarzy.

— Co się tak gapisz? — Yoongi mruknął, a Hoseok tylko wzruszył ramionami.

— Marszczysz się tak bardzo, że nos zaraz połączy ci się z czołem — wyjaśnił. — Nie chcę, żeby mój chłopak wyglądał na dziesięć lat starszego. I tak masz już aparycję wiecznie niezadowolonego czterdziestolatka.

Yoongi nie skomentował słów "mój chłopak," ale obserwował Hoseoka bacznie, gdy ten podszedł do drzwi wejściowych po drugiej stronie pomieszczenia, upewnił się, że były zamknięte, po czym wszedł do kuchni.

Jak gdyby nigdy nic napił się wody, po czym odstawił szklankę do zlewu dnem do góry. Zastanawiał się, czemu nie był zestresowany. Być może gdyby nie fakt, że spędził większość nocy z Yoongim w szpitalu, wizja mieszkania razem, tylko we dwoje, nawet tymczasowego, przerażałaby go bardziej.

A tak tylko cieszył się z tego, że w końcu mogli dzielić razem łóżko bez strachu czy jakichkolwiek przeszkód. Jedynym, czego chciał było to, by go przytulić. Zarumienił się jednak mocno, gdy przypomniał sobie to, co właśnie powiedział, przez co musiał jeszcze dodatkowo ochlapać twarz wodą i przetrzeć ją swoją koszulką od pidżamy.

Gdy w końcu osiadł na brzegu łóżka, Yoongi uważnie obserwował jego plecy. Hoseok przeciągnął się, a Yoongi, jakby niecierpliwie, poruszył się w miejscu.

— Wszystko w porządku? — Hoseok zapytał go, a ten tylko zmarszczył brwi jeszcze bardziej, niż dotychczas.

— Tak — mruknął, chociaż wcale tak nie wyglądał.

— Pewny jesteś?

— Tak — powtórzył się.

— Czekasz, aż cię przytulę? — Hoseok zapytał pół-żartem.

— Tak... Z-znaczy nie — zająknął się, a ten ponownie się zarumienił i momentalnie znalazł się pod kołdrą.

Nie zbliżył się jednak do Yoongiego. Położył się na prawym boku i przyglądał się mu, jakby czekając na jego ruch.

— W takim razie dobranoc — mruknął. — Dasz radę zgasić lampkę? — zapytał, podbródkiem wskazując na szafkę nocną po stronie Yoongiego.

— Nie rób mi tego — westchnął.

— Czego?

— No... Nie każ mi tego mówić — wyjaśnił. — Nadal jestem na ciebie zły, co nie zmienia faktu, że chcę cię przytulić.

— O patrz, powiedziałeś to. Było tak trudno?

— Hoseok! — Yoongi podniósł głos, a ten uśmiechnął się delikatnie i przysunął do niego obejmując go ręką w pasie.

Głowę położył na ramieniu, które ten wyciągnął. Czekał, aż Yoongi obejmie go swoimi rękoma. Ten jednak jakby się wahał.

— Coś nie tak? — zapytał, a Yoongi spojrzał w sufit, po czym wziął głęboki oddech.

— Nie jesteśmy dziećmi, więc powiem ci to wprost. Nie chcę, żebyś patrzył na moje dłonie. Moje palce wyglądają tragicznie, nie sądziłem, że brak paznokci tak odejmuje od seksapilu.

— Lekarz powiedział, że wszystkie ci odrosną — Hoseok roześmiał się, wyciągając dłoń i próbując chwycić jego prawą rękę za nadgarstek.

Yoongi jednak wyprostował ją i odsunął tak daleko, że jego dłoń zawisła poza łóżkiem.

— Nie chcę, żebyś je oglądał.

— Ale jak mam zasnąć nie trzymając cię za rękę? — zapytał, podnosząc się do pozycji siedzącej.

Milczeli przez chwilę, póki Yoongi nie odezwał się pierwszy, wyraźnie zrezygnowany.

— Nie chcę brzmieć jak jakiś pajac... Czy ktoś, kto naprawdę przejmuje się takim rzeczami... Ale widziałeś mnie chyba we wszystkich moich najgorszych stanach. W rocznicę śmierci Minwoo, w moich atakach paniki, gniewu, w szpitalu gdy nie mogłem się ruszać przez tak długi czas... A ja nie byłem z tobą nawet w rocznicę śmierci twoich rodziców. Czuję się jak ostatni przygłup, ale te paznokcie to chyba ostatnia kropla, która przelała czarę.

— Yoongi, błagam cię—

— Nie przerywaj — mruknął i wziął głęboki oddech. — Nie lubię być bezsilny. Nie wiem, skąd to się bierze, ale taki już jestem.

— Nikt z nas nie lubi. Zresztą, jesteś najsilniejszym człowiekiem jakiego znam. Myślisz, że dlaczego się w tobie zakochałem, Min Yoongi?

Ten zmierzył go wzrokiem, po czym nagle przycisnął swoje dłonie do twarzy. Chwilę się nie ruszał, jakby walczył sam ze sobą, ale finalnie i tak zaniósł się płaczem, którego nawet Hoseok się nie spodziewał. Przez krótką chwilę zastygł jak posąg tylko po to, by moment później objąć go mocno pod plecami i przyciągnąć do siebie w delikatnym uścisku. Ku jego zaskoczeniu Yoongi też objął go ramionami.

— P-przepraszam, n-nie wiem skąd—

— Shh, w porządku. Płacz, jeżeli potrzebujesz. Nie ma w tym nic złego. Kocham cię, wiesz? — mruknął tak, jak gdyby przysięgał coś wszechświatu.

— Wiem — wydukał, po czym wziął głęboki oddech przez nos, wtulając się twarzą w szyję Hoseoka. — Użyłeś tego z-zapachowego ż-żelu pod prysznic, k-który zostawił tu H-han?

— Może.

— Wiesz, jeżeli już t-tak dzięki niemu pachniesz, t-to muszę przyznać... Ż-Że tak, faktycznie, czekałem, a-aż się do mnie przytulisz.

— Strzelba Czechowa — Hoseok wypalił na to, a Yoongi odsunął się od niego, z deka zdziwiony.

— Co? — zapytał, a ten wzruszył ramionami.

— Jeżeli w pierwszym akcie powiesisz strzelbę na ścianie, to w późniejszym akcie musi wystrzelić... Czy jakoś tak. Strzelba Czechowa, czyli Mydło Hoseoka? Albo doktora Hana? Cholera wie.

— To nie ma sensu, Hoseok — Yoongi skwitował. — Piłeś coś?

— Tak właściwie, to sam Han mi to powiedział.

Yoongi przez chwilę próbował się powstrzymać wiedząc, że jego żebra zapewne odpłacą mu się pięknym za nadobne, ale pękł i roześmiał się głośno, odsuwając się od Hoseoka jeszcze mocniej i ocierając łzy wierzchem lewej dłoni.

— Czyli wszystko jasne — szepnął i pociągnął nosem.

— Na pewno nie chcesz nic pić? — Hoseok zapytał, a ten pokręcił przecząco głową.

— Jestem zmęczony.

— Okej... A dostanę całusa na dobranoc?

— Nawet trzy, skoro to najwięcej, co możemy teraz robić — Yoongi mruknął i wcale, ale to wcale nie czuł się z tym źle.

Wręcz przeciwnie.

— Odbierz, Yoongi. — Hoseok warknął jakby przez sen, przecierając twarz dłońmi.

Zegar elektroniczny na ścianie wskazywał godzinę cztery po siódmej, do swojej zmiany w remizie miał jeszcze trzy godziny i ani mu się widziało wstawać przed ósmą.

— Yoongi? — mruknął, podnosząc się do pozycji siedzącej.

Leżał wtulony w niego całą noc, więc niechętnie się odsunął. Spojrzał na jego twarz oświetloną bladą łuną wczesno—listopadowego poranka, który dopiero co wyłaniał się spomiędzy nocnego nieba. Yoongi nadal smacznie spał, kompletnie nie wzruszony dzwonkiem własnego telefonu. Hoseok nie miał z kolei serca siłą wyrywać go ze snu, więc pochylił się nad nim i chwycił jego telefon z szafki, chcąc odrzucić połączenie.

Jednak gdy zobaczył imię na wyświetlaczu, na moment się zawahał.

Joonyeol.

Coś w Hoseoku na moment zamarło, a poczucie winy rozlało się po jego wnętrznościach.

Yoongi za żadne skarby świata nie chciał, żeby informacja o jego wypadku rozniosła się dalej, niż do lokalnych gazet. Kang dopilnował tego, jak i prośby Yoongiego, by "tajemniczy bohater z jednostki w Gunsan przebywający w szpitalu z ciężkimi obrażeniami" pozostał bezimienny. Nikt w telewizji krajowej ani słówkiem nie wspomniał o zawalonej fabryce. Nikt nie chciał robić z Yoongim wywiadów, nawet matki uratowanych dzieci nie zostały dopuszczone do tego, żeby przynieść mu kwiaty. Na niczym nie zależało mu bardziej niż an tym, by te sprawę jak najmocniej wyciszyć.

No, może oprócz tego, by, pod żadnym pozorem, nie dowiedział się o niej ani Joonyeol, ani jego matka.

Gdy Hoseok zaprosił Hana do Gunsan wbrew wiedzy Yoongiego, ten od razu wpadł w panikę. Prosił Hoseoka, by ten na wszystkie świętości przyrzekł mu, że nie zadzwonił do brata Minwoo. Że jedyną osobą, z którą się kontaktował, był tylko jego terapeuta. Hoseok przysiągł, bo tak przecież było. Bardzo jednak zmartwiła go zawziętość Yoongiego, w szczególności zważywszy na to, że pod koniec listopada miał się odbyć ślub Joonyeola, na który Yoongi był zaproszony jako drużba, a o którym Hoseokowi z grubsza opowiedział.

Wahał się na tyle długo, by połączenie przerwało się samoistnie. Szybko jednak telefon zaczął dzwonić ponownie.

Tym razem, świadomie licząc się z konsekwencjami, przymierzał się do naciśnięcia zielonej słuchawki, póki nie zaskoczył go Yoongi, który złapał go za nadgarstek.

— Co robisz z moim telefonem? — zapytał go, po czym, jakby jeszcze w sennym letargu, zabrał mu smartfona z dłoni i odebrał połączenie, nawet nie sprawdzając, kto dzwonił.

— Yoongi? Matko jedyna, Yoongi! — Głos Joonyeola był tak głośny i spanikowany, że nawet Hoseok słyszał go nie mając przecież telefonu przy uchu. — Ja wiem, że miałem nie dzwonić, obiecałem. Ale jakiś człowiek się ze mną właśnie skontaktował, mówił, że nazywa się Han. Nie znam go, ale powiedział, że miałeś wypadek. Jesteś jeszcze w szpitalu? Potrzebujesz pomocy? Właśnie pakuję się i z narzeczoną przyjeżdżam do Gunsan. Błagam, powiedz, że wszystko okej. Nie wiem, co zrobię, jeżeli coś ci się stało.





Założyłam Twittera — @cjoonx ( https://twitter.com/cjoonx )

Zapraszam wszystkim zainteresowanych do obserwowania :>

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top