25. I love you, what don't you fucking understand?

Yoongi wrócił do mieszkania około pierwszej popołudniu. Jego oczy były podpuchnięte, a usta spierzchnięte. Chciało mu się pić, a nie miał przy sobie pieniędzy, więc nie mógł też nic kupić. Już dawno tyle nie płakał. Zastanawiał się, ile ludzi mierzyło go dziwnymi spojrzeniami, gdy szedł tak przez ulicę nawet samemu nie zdając sobie sprawy z tego, że wyglądał jak siedem lub więcej nieszczęść.

— Min — Brian przywitał go cicho, a on tylko skinął głową w jego kierunku, gdy ten wychylał głowę z kuchni. — Namjoon śpi. Hoseok też. Chcesz, żebym go obudził? Czekał na ciebie. Martwił się.

— Nie — szepnął, ściągając ze stóp wilgotne od kilku kałuży, w które wdepnął buty.

Prawdę mówiąc planował w ogóle nie wracać, ale przypomniał sobie dzień swojego nagłego wyjazdu do Seulu i tego, jak wielką panikę wywołał. Nie mógł zrobić czegoś takiego po raz drugi, przynajmniej nie bez wyraźnej zapowiedzi.

— Chcesz jeść? Pić? — szepnął, drapiąc się po skroni.

Brian wprawdzie jeszcze wczesnym rankiem był wyraźnie wściekły i zirytowany całą sytuacją, ale, koniec końców, ostatnim czego chciał były zgrzyty i konflikty. Nie czuł się z nimi komfortowo, szczególnie gdy dotyczyły bliskich mu osób i wpływały na całe ich otoczenie.

— Dzięki — burknął, kręcąc przecząco głową. — Będę szukał sobie noclegu gdzieś indziej, przynajmniej do czasu, gdy nie znajdę własnego lokum. Najwyższy czas, bym się wyprowadził. Powinienem był to zrobić już dawno.

— Oh — Brian mruknął jakby sam do siebie. — Jesteś pewien?

— W stu procentach.

— Ale porozmawiaj z nim najpierw, okej? — westchnął i podszedł do niego, łapiąc go za lewe, zabliźnione przedramię. — Ja... Wystarczy, że ja na niego nawrzeszczałem, zaraz po tym jak wyszedłeś. Porządnie. Wiem, jak to wygląda, ale przysięgam, Hoseok nie zrobił nic—

— Brian — Yoongi zaczął cicho, odsuwając jego dłoń od siebie. Jego blizna wyraźnie go zapiekła. — Nie zrozum mnie źle, bo mówię to z jak najlepszą intencją. To nie jest twój interes i nie jest to coś, czym ty powinieneś się przejmować. Hm?

— Ale wy—

— Tutaj nie ma żadnych 'ale'. Spakuje się i już mnie nie ma.

— Przyniosłem na górę twoją walizkę z samochodu. Jest w twoim pokoju — powiedział zgaszonym głosem. — Gdzie pójdziesz teraz?

— Do jakiegoś hotelu — wyjaśnił, chociaż sam jeszcze o tym nie myślał.

Podszedł do drzwi do swojego pokoju, ale zatrzymał się w pół kroku z dłonią wyciągniętą nad klamką. Jego oczy zmarszczyły się, jakby spodziewał się tam czegoś nieprzyjemnego.

— Nie ma jej tam — Brian odezwał się cicho, stojąc kilka kroków za nim. — Poszła zaraz po tym, jak ty wyszedłeś.

— Ja... Nie... Okej — szepnął, naciskając klamkę.

Zapach Hyojin, który czuł w pokoju zaraz po tym, jak się wprowadził jakby wrócił ze zdwojoną siłą, a on już od samego początku nie potrafił się z tym pogodzić. Zacisnął powieki, próbując oddychać przez usta, po czym po omacku ruszył przez pokój w kierunku okna. Otworzył je na oścież, po czym odwrócił się w kierunku walizki, która stała tuż pod szafą. Wyprowadził ją na korytarz najciszej jak potrafił, mijając przy tym Briana, który stał pod ścianą i obserwował go w milczeniu.

— Naprawdę powinniście porozmawiać, Yoongi.

— Brian, błagam — spojrzał na niego smętnie, a w jego oczach znowu zbierały się łzy. — Nie rób mi tego.

— Co masz na myśli?

— Jestem w jakimś pieprzonym dole, z którego nie umiem się wydostać. Daj mi odetchnąć. Proszę — wydyszał błagalnie.

Szybko przetarł oczy wierzchem dłoni i wrócił do pokoju, obserwowany przez przyjaciela, który niezręcznie podrapał się po ramieniu.

Yoongi, zawstydzony i mający ochotę zapaść się pod ziemię, zgarnął z szafy plecak i wpakował do niego na oślep dosyć sporą ilość swoich ubrań, oddychając miarowo i starając się uspokoić łzy, które już bez kontroli spływały w dół jego twarzy.

Przeklął pod nosem, jednocześnie uderzając jedną pięścią w stos złożonych bluz i swetrów leżących w szafie.

— Yoongi? — usłyszał nad sobą nagle i obrócił się gwałtownie widząc Hoseoka, który stał w progu, łapiąc się pod bok.

— Kiedy... Ty...

— Porozmawiajmy, okej? — wydyszał robiąc dwa drobne kroki do przodu, a drzwi za nimi zamknęły się cicho, gdy Brian jak gdyby nigdy nic pociągnął za klamkę.

— Brian cię obudził, prawda?

— Nie spałem — szepnął. — Bałem się wyjść.

— Słusznie — odwrócił się w kierunku szafy, wcisnął do plecaka ostatnią koszulkę i zasunął go, powoli wstając.

Hoseok złapał go za to samo przedramię, które ówcześnie chwycił Brian. Tym razem jednak blizna w ogóle nie dała o sobie znać. 

— Nie wyprowadzaj się — poprosił cicho. — Wszystko ci wyjaśnię.

— Okłamałeś mnie, Hoseok — powiedział. — Nie chcę się tak czuć.

— Yoongi—

— Jestem mężczyzną, a czuje się i zachowuje jak zapłakane dziecko. To nie ma sensu. W ogóle nie miało, od samego początku.

— Mówisz to w złości.

— Bo mam do tego powód, prawda? — zaśmiał się bez humoru, ocierając łzy z twarzy. — Wracaj do łóżka, bo zrobisz sobie krzywdę — powiedział cicho widząc, że Hoseok delikatnie słania się na nogach.

Ten jednak nie posłuchał i ścisnął jego przedramię jeszcze mocniej.

— Pozwól mi to wytłumaczyć — wymamrotał drżącym głosem. Sam był bardzo bliski płaczu.

— Byłeś ciekawy — Yoongi wciągnął powietrze do płuc. — Jak to jest...? Mamy podobne przeżycia, więc poczułeś swojego rodzaju więź. Ale mężczyźni to nie jest to. Czy coś w tym rodzaju. Tyle potrafię sobie dopowiedzieć.

— Skłamałem. Skłamałem Yoongi, przepraszam — pokręcił głową. — Ale to nie prawda. To, co powiedziałeś. To wcale nie jest tak.

— Hoseok, nie chcę powiedzieć nic... W emocjach. Może nie wyglądam — pociągnął nosem — ale jestem tak cholernie wściekły, że cisnąłbym tobą o ścianę. Teraz. Już. Puść mnie.

— Yoongi—

— Chciałem, żebyś na mnie polegał, wiesz? — Łzy ponownie ciekły mu w dół policzków aż do brody, skąd perliście skapywały na koszulkę. — Myślałem, że znowu jestem taki wspaniały. Niesamowity, rozumiesz? Że znowu ktoś patrzy na mnie jak na kogoś godnego podziwu. Byłem pewien, że będziesz mi wdzięczny, że w końcu... W końcu będę nie tylko potrzebny, ale też przydatny. Chciałem raz jeszcze poczuć, że moje istnienie ma sens. Jestem samolubny, wiesz? Wykorzystałem cię, podświadomie myśląc, że... Że fakt, iż coś z tego będzie jest najnormalniejszy na świecie.

— O czym ty mówisz, Yoongi? — Hoseok przestąpił z nogi na nogę niespokojnie.

Kręciło mu się w głowie, więc zdawało mu się, że mógł się przesłyszeć.

— Nie jesteś Minwoo. Ja... Wydaje mi się, że ciągle chciałem Minwoo. Mimo wszystko, mimo wszelkich prób. Szukałem go w tobie jak głupiec. A ty szukałeś we mnie... Swojego brata? Akceptacji? Nie wiem.

— Jeżeli tak mówisz, to oboje wykorzystaliśmy siebie nawzajem. Co w tym złego? — wyszeptał, łapiąc go za drugie przedramię. — Spójrz na mnie — ponaglił, gdy ten odwrócił wzrok.

— Hoseok, przestań—

— Chcę powiedzieć coś ważnego, spójrz na mnie.

— Im szybciej damy sobie spokój, tym lepiej. Zapomnimy o tym, co się stało, ty wrócisz do swojego starego życia i—

— Do czego? — wycharczał i zakaszlał, po czym potrząsnął głową. — Do czego mam wracać?

— Do Hyojin. Dobrze wiem, że to, co było między nami stało się tylko dlatego, że byłeś zagubiony. Jestem w stanie to zrozumieć.

— Yoongi, przestań w końcu o niej gadać, pozwól mi—

— Przysięgam Hoseok, też wolałbym, żeby to wszystko się nie zdarzyło, okej? Jestem wściekły, mimo że powinienem był się tego spodziewać. W ogóle siebie nie poznaje, to nie jestem ja, rozumiesz?

— A co, jeśli ten ty, o tu, właśnie teraz, to prawdziwy ty? — Próbował się uśmiechnąć, ale Yoongi nawet nie zwrócił na to większej uwagi.

— Ale ty nie jesteś sobą. Tylko wydaje ci się, że myślisz racjonalnie — odparł przez zaciśnięte zęby.

I ta jedna kropla przelała czarę goryczy, która wypełniania się w sercu Hoseoka od jakiegoś czasu. Zacisnął zęby i wziął nieco zbyt głęboki oddech, przez co zgiął się w pół z bólu, zwracając uwagę Yoongiego, który wyrwał swoje przedramiona z jego uścisku i złapał go w pasie, pomagając mu się wyprostować.

— Wszystko w porz— zaczął zmartwionym głosem, ale Hoseok przerwał mu, wyraźnie rozeźlony.

— Kiedy w końcu przestaniesz wmawiać mi, co czuje, a co nie? Już próbowałeś mi wbić do głowy, że jestem zagubiony. Nie jestem zagubiony, kurwa mać.

— Hoseok, co—

— 'Mężczyźni też płaczą. To w stu procentach okej.' To nie ty mi to powiedziałeś? Dlaczego więc aż tak ci wstyd, gdy sam płaczesz? Dlaczego próbujesz dyktować mi co czuje, a czego nie czuje, gdy wyraźnie nie masz pojęcia o samym sobie? Wyciągasz ze mnie na wierzch wszystko co najlepsze i najgorsze zarazem.

— Dlatego powinniśmy przestać—

— Kocham cię, czego kurwa nie rozumiesz? Jesteś aż tak głupi, że nie umiesz czytać między wierszami?! — krzyknął i uderzył Yoongiego pięścią w pierś tak mocno, że ten aż zachłysnął się powietrzem.

— Nie kochasz mnie — wydusił z siebie jakby odruchowo, bez najmniejszego zawahania czy zastanowienia.

— Co? — Hoseok otworzył szeroko oczy, a jego usta pozostały otwarte.

— Nie kochasz mnie.

— Pozwól, że ponowię pytanie. Skąd ty to kurwa możesz wiedzieć?

— Nie wierzę ci. Po prostu — skwitował, po czym odsunął go od siebie i, wyraźnie zdezorientowany całą sytuacją, przetarł czoło dłonią. — Wracaj do siebie.

— Czyli tak to będzie wyglądać, ha? — Hoseok zamrugał kilkukrotnie powiekami, pod którymi zaczęła zbierać się wilgoć.

Yoongi jednak milczał. Zarzucił plecak na plecy, usilnie unikając kontaktu wzrokowego.

— Mówię coś do ciebie! — Hoseok złapał go za ramię najmocniej, jak potrafił, gdy ten miał już chwytać za klamkę. — Nie masz zamiaru mnie wysłuchać, pozwolić mi wyjaśnić. Wyciągniesz swoje wnioski i wyjdziesz, tak? Bez odpowiedzi?

— A co mam powiedzieć?

— Cokolwiek. C-cokolwiek — wykrztusił na krawędzi szlochu.

Na moment zapadła między nimi grobowa cisza, w czasie której, mogło się zdawać, Yoongi myślał nad odpowiedzią. Mimo to słowa, które wydostały się z jego ust nie były w żadnym stopniu wyważone. Przemyślane. Potoczyły się za to po jego języku niczym szorstkie kamienie i opadły ciężko pod stopami Hoseoka, bo ten aż opuścił wzrok.

— Nigdy nie będziesz Minwoo. A ja nigdy nie będę w stanie cię pokochać.

Paczki nie były tym, co Hyunki lubił najbardziej. Zwykle oznaczały kolejną książkę do przetłumaczenia albo kolejny słownik podesłany przez jedno z wydawnictw, z którymi współpracowała jego firma.

Tym razem jednak paczka, chociaż wielkością nie różniła się od tych, które zwykle dostawał, zdecydowanie nie wyglądała ani na słownik, ani na żadną książkę. Mężczyzna obracał ją w palcach, leżąc w łóżku do połowy przykryty kocem. Coś w środku kartonowego pudełka obijało się na wszystkie strony.

Od operacji minęły ponad dwa tygodnie, a on „goił się" lepiej niż spodziewali się lekarze, więc pozwolili mu wrócić do domu nieco wcześniej. Cieszył się, bo miał już dość szpitala i wszystkiego, co z nim związane. Szczególnie po tym, gdy dowiedział się, że Hoseok postanowił go opuścić bez spotkania czy zobaczenia się z nim w cztery oczy. Liczył na to, że uda mu się zobaczyć z bratem. Złapać go za rękę, powiedzieć dziękuję. Przepraszam.

Nie mówił tego na głos i nie dawał tego po sobie poznać, ale w głębi duszy był naprawdę rozżalony i przybity.

— Od kogo to? — mruknął cicho, wystawiając paczkę w kierunku Marumi, która właśnie postawiła na szafce nocnej szklankę wody i miskę koreańskich gruszek, które pokroiła dla niego w drobne kawałki.

— Nie wiem, przyszło wczoraj rano. Nie otwierałam bez ciebie — szepnęła, ale Hyunki miał przeczucie, że wiedziała więcej, niż mu mówiła.

— Jesteś pewna?

— Tak. Nie mam pojęcia od kogo to. Nie było adresu zwrotnego. Otwórz, a będziesz wiedział. Ja muszę zaraz pojechać po Haru do szkoły. I pamiętaj, żeby zjeść owoce — dodała jakby ściszonym tonem, wskazując podbródkiem na miskę.

Hyunki tylko mruknął coś twierdząco, po czym z wahaniem rozerwał kawałek pergaminowej otoczki na kartonie, a jego żona obserwowała go chwilę tylko po to, by moment później pożegnać się cicho wyjść z ich wspólnej sypialni, zamykając przy tym za sobą drzwi. Hyunki odprowadził ją nieco nieobecnym wzrokiem, po czym wrócił do otwierania pakunku.

Skaleczył się delikatnie w palec przy rozrywaniu taśmy, ale szybko przyłożył usta do niewielkiego zadraśnięcia, tamując wyciekającą z niego powoli krew. Pomachał dłonią przez moment w powietrzu, szybko tracąc siłę w osłabionych jeszcze mięśniach, po czym oderwał resztkę taśmy i otworzył paczkę, zaglądając z ciekawością do środka.

Pierwszą rzeczą, jaką wyciągnął na wierzch było czerwone, pokryte czymś na wzór sztucznego zamszu pudełko. Miało zaokrąglone krawędzie i lśniące, złote zawiasy, które rzucały się w oczy. Hyunki zmarszczył brwi i wątpliwie oglądał je jeszcze chwilę, zanim postanowił je otworzyć.

Srebrna odznaka przypominająca w kształcie dwie połączone ze sobą, sześcioramienne, lśniące śnieżynki prezentowała się dumnie na ciemnej poduszeczce tuż nad wyszytym w niej białą nicią napisem „Kapitan Jung Hoseok."

Serce Hyunkiego przyśpieszyło, a on sam sięgnął dłonią w kierunku paczki, niemalże strącając przy tym zamszowe pudełko na podłogę. Złapał je jednak w ostatniej chwili, jednocześnie trzymając drugą rękę w środku kartonu. Odstawił pudełko na szafkę tuż obok miski z owocami, a następnie wyciągnął z paczki ramkę ze zdjęciem.

Wyciągnął za to dłoń i przejechał opuszkami palców po szkle tuż nad policzkiem Hoseoka, który uśmiechał się na zrobionej od połowy piersi w górę fotografii, ubrany w pełny, wyjściowy mundur i świeżo zdobytą odznakę kapitana.

Przyglądał się jego twarzy, analizując każdą jej część dokładnie i doszukując się w niej pozostałości po swoim małym bracie, z którym rozstał się lata temu. Nie znalazł w nim wiele tego, co pamiętał, chociaż utwierdził się w przekonaniu, że Haru i Hoseok naprawdę wyglądali jak dwie krople wody.

— Kto by pomyślał, że zostaniesz strażakiem. Marumi mówiła prawdę. Muszę przyznać, że z początku jej nie wierzyłem — zaśmiał się sam do siebie, po czym uśmiechnął promiennie. — W sumie to bardziej przypominasz teraz ojca niż kogokolwiek innego. — Jego palec powędrował na jego charakterystycznie wyraziste usta, które zdecydowanie odziedziczył po tacie.

Zamilkł na moment tylko po to, by wziąć głęboki oddech i przysunąć zdjęcie bliżej swojej twarzy. Hoseok uśmiechał się, a jego oczy wyglądały naprawdę promiennie. Hyunki jednak, nie ważne, jak długo by się w nie nie wpatrywał, nie czuł jego obecności.

— Naprawdę chciałabym porozmawiać z tobą na żywo — westchnął sam do siebie, a mina mu zrzedła.

Hoseok jednak ciągle trwał w nieskazitelnym uśmiechu z wysoko uniesionymi brwiami. Zupełnie tak, jakby już zawsze miał być szczęśliwy. Hyunki miał wielką nadzieję, że tak właśnie było.

Wynajęcie niewielkiego studia w centrum Gunsan okazało się łatwiejsze, niż z początku się to Yoongiemu wydawało. Pierwsze kilka dni faktycznie przekoczował w hotelu, ale, rezygnując z pomocy większych firm deweloperskich, szybko znalazł niezależnego agenta mieszkaniowego i już w tydzień po wyprowadzce od Hoseoka był w swoich nowych czterech kątach.

Żadne rury nie przeciekały, nic nie zdawało się działać na opak. Wszystko pachniało czystością i nowością, a on sam nie czuł się najgorzej, gdy zasypiał w spokoju i samotności.

Hoseok był jeszcze na urlopie, ale Yoongi ciągle pracował normalnie z Namjoonem i Brianem. Z początku ten młodszy próbował namówić Yoongiego do powrotu, ale gdy dowiedział się, że ten wynajął nowe lokum, zrezygnował. Czasem jednak prosił go, by, tak czy siak, skontaktował się z Hoseokiem. Yoongi jednak unikał tematu jak ognia. Nawet resztę jego rzeczy po przeprowadzce przywiózł mu Namjoon, bo ten wolał nie przekraczać progu starego mieszkania, o ile nie było to konieczne.

Yoongi ostatecznie nie widział w kontaktach z Hoseokiem najmniejszego sensu. Żadne z nich nie próbowało ze sobą rozmawiać, więc stwierdził, że może tak było lepiej dla nich obojga.

A może tylko się oszukiwał.

Tydzień za tygodniem mijały w najlepsze, a życie, oprócz dziwnej pustki w dole brzucha, nie zdawało się różnić niczym innym.

Yoongi odczuwał tę pustkę najbardziej nocami, gdy nie mógł zasnąć i wpatrywał się w duże, rozsuwane drzwi na balkon z widokiem na port. Liczył mewy przelatujące nad budynkami, statki dokujące przy pomostach pełnych kontenerów oraz głośne syreny wszelkiego rodzaju morskich okrętów dających znać o swoim istnieniu.

Liczył wszystko, a jednocześnie nie liczył na nic. Jego świat wracał do swojej starej normy.

— Zdajesz sobie sprawę, że on niedługo wróci? — Brian zapytał go cicho na tydzień przed końcem urlopu Hoseoka, a Yoongi spojrzał na niego sponad kupki narzędzi, które właśnie przebierał, by dokręcić parę śrub w ciśnieniomierzu wozu tak, jak prosił go o to Namjoon.

— Całkiem.

— Wiesz, że będziecie musieli rozmawiać?

— Jeszcze o tym nie myślałem... Zresztą, to nie ma znaczenia — powiedział cicho.

— Dobrze wiem, co między wami było — Brian prychnął nagle, po czym ugryzł się w język.

Yoongiemu jednak już zdążyło się podnieść ciśnienie.

— Nie wiem, co on ci naopowiadał, ale gówno wiesz, młody — rzucił bardziej na odczepne, ale ton jego głosu zdradzał zirytowanie.

— Może i tak. Liczyłem na to, że chociaż raz o niego zapytasz. Naprawdę nie obchodzi cię to, jak się ma? — kontynuował, przecierając bez celu i tak już czyste boczne lusterko wozu.

— Wiem, że sobie poradzi. On też nie pyta o mnie. — Wzruszył ramionami.

— Skąd wiesz?

— A zapytał?

— Codziennie — odparł twardo, a Yoongi na moment zamarł.

Szybko jednak pokręcił głową przecząco i wrócił do poszukiwania odpowiednego klucza.

— Nie masz nic do powiedzenia? — Brian nie dawał za wygraną.

— Wiesz, nie podoba mi się, że to, co jest między mną a Hoseokiem stało się swego rodzaju telenowelą.

— Gdybyście tak tego nie traktowali, to na pewno byś się tak nie czuł.

— Nie rozmawiajmy o tym w pracy, Brian — Yoongi warknął w końcu, zaciskając palce na pierwszym lepszym śrubokręcie.

Szybko go jednak puścił. Ten opadł z brzękiem na betonową podłogę.

— A kiedy? Chcesz spotkać się po zmianie? Bo ja bardzo chętnie — odpysknął zajadle, a Yoongi, wyraźnie zdziwiony nieczęsto spotykanym tonem jego głosu, wstał i zmierzył go wzrokiem.

— Co w ciebie wstąpiło? — wykrztusił z siebie.

— Pomyślałeś, że my też mamy dosyć? — Brian zapytał jeszcze zacieklej, ciskając szmatką o podłogę.

Dwójka ich znajomych z remizy, którzy właśnie weszli do garażu z pola treningowego, zatrzymało się przy wozie kilka metrów od nich. Obserwowali ich z ukosa, póki nie zauważyli Namjoona, który zaalarmowany hałasem zszedł w dół po metalowych schodach i nie wskazał agresywnie kciukiem w kierunku wyjścia na dwór. Najwyraźniej załapali aluzję i skierowali się w stronę wyjścia, poza zasięg jego wzroku. Za to on sam chwilę później stanął przy wozie, obserwując ich dwójkę i to, jak ich kłótnia eskalowała, a oni powoli zaczynali wychodzić z siebie.

— Dosyć czego? Oświeć mnie! — Yoongi wyrzucił ręce w powietrze.

— Twoich humorów!

— Moich? — Rozejrzał się dookoła ostentacyjnie w niedowierzaniu, wskazując na siebie palcem. — Moich humorów? Żartujesz, prawda?

— Jestem w stu procentach poważny! Wyprowadzasz się bez słowa, udajesz, że nic się nie stało. Masz gdzieś to, co czuje Hoseok.

Yoongi zaśmiał się wściekle w akcie manifestacji swojego niedowierzania, a Brian zacisnął na to dłonie w pięści.

— Czyli co, Hoseok nie zrobił nic złego?

— Sam twierdzisz, że nic między wami nie było, więc chyba nie, prawda? — Tym razem to Brian się roześmiał, chociaż dobrze wiedział, że to co powiedział wcale nie było prawdą.

— Nie wkurwiaj mnie—

— Przecież już ci mówiłem, że sam na niego nawrzeszczałem! Oczywiście, że go nie usprawiedliwiam! On wie, że to co się stało wcale nie miało prawa się stać! Że zrobił źle! Ale nawet nie pozwoliłeś mu wyjaśnić! Jesteś takim skończonym debilem, czy tylko udajesz?!

— W takim razie ty mi wyjaśnij! — Yoongi nie mógł już opanować podniesionego tonu swojego głosu.

— To nie jest moja dyskusja, jak chcesz wyjaśnień, to sam po nie pójdź! Wykaż inicjatywę! — Machnął wściekle ręką i uderzył nią o otwarte drzwi wozu.

Zabolało go jak diabli, ale nie dał tego po sobie poznać. Ponownie zacisnął obie dłonie w pięści, opuszczając ręce wzdłuż tułowia.

— Chyba, że ci nie zależy i tylko bawiłeś się jego uczuciami — dodał ozięble, zanim Yoongi zdążył złożyć w głowie jakąkolwiek odpowiedź. — Nie zależy ci... Ha.

— Gówno wiesz — Yoongi powtórzył się, powoli tracąc nad sobą panowanie.

— Nie zależy ci, mam rację? Cały blok słyszał to, co mu tamtego dnia powiedziałeś — parsknął śmiechem, który wtargnął do wnętrza Yoongiego i rozpalił jego wnętrzności do wściekłej czerwieni. — Jak to szło? 'Nigdy nie będziesz Minwoo?' Tak? 'Nigdy nie będziesz Minwoo. A ja nigdy nie będę w stanie cię pokochać?' Jesteś tchórzem. Pieprzonym tchórzem, niczym więcej. Myślisz tylko o sobie, sam rzucasz sobie kłody pod nogi. Nie dziwne, że twoje życie to totalna porażka, że wszyscy cię zostawiają! Sam jesteś sobie—

— Zamknij mordę! — Yoongi uniósł ku górze swoją rękę z zaciśniętą w pięść dłonią, ale zanim zdołał wymierzyć cios, Namjoon pojawił się tuż za nim i złapał go za oba przedramiona.

— Wystarczy — warknął, po czy zmierzył Briana dobitnie zawiedzionym spojrzeniem.

Ten odwrócił tylko wzrok, oddychając ciężko i nie do końca jeszcze zdając sobie sprawę z tego, co powiedział. Yoongi również ledwie łapał oddech, walcząc z buzującymi w nim emocjami. Szarpał się chwilę z Namjoonem, ale po kilkunastu sekundach uspokoił się na tyle, że ten puścił go i sam odetchnął z ulgą.

Stanął pomiędzy nimi, jeszcze z lekka obawiając się, że mogą skoczyć sobie do gardeł.

— Okej, teraz przeproście się i podajcie sobie ręce — burknął, najpierw patrząc na Briana.

Ten jednak, jakby w transie, kompletnie go zignorował. Wlepiał za to wzrok w Yoongiego. Namjoon, nie mogąc zaskarbić sobie jego uwagi przez dłuższą chwilę również na niego spojrzał, zaciekawiony, po czym rozchylił usta w szoku, gdy dostrzegł łzy na jego policzkach.

Yoongi drżał na całym ciele, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że płacze. Słowa Briana, których kompletnie nie spodziewał się usłyszeć, odbijały mu się w głowie echem niczym serce kruchego dzwonu. Zastanawiał się panicznie, czy były prawdą, czy też nie. Czy powinien wziąć je sobie do serca. Czy może—

— Yoongi? — Namjoon potrząsnął jego ramionami, wyrywając go z krótkiego transu. — Wszystko okej? Chcesz usiąść? Pić?

– Puść mnie — burknął, po czym sam odsunął się od niego siłą, chwiejąc się na własnych nogach. — Która godzina? — zapytał, szybko przecierając łzy z policzków.

Brian nadal patrzył się na niego jak wryty.

— Za dziesięć czwarta — Namjoon odparł, zerkając na swój sportowy zegarek, który nosił na lewym nadgarstku.

— Jeszcze dwie godziny... — Yoongi burknął jakby sam do siebie.

Nie wiedzieć czemu chciał wrócić do domu.

Zadzwonić do doktora Hana.

Do Joonyeola. Ale nie wiedział, czy powinien. Nie chciał, żeby wyglądało to tak, że dzwoni do niego tylko dlatego, że jest zdesperowany.

— Chcesz iść się zdrzemnąć? — Namjoon dalej próbował, wyraźnie zaniepokojony. Brian również zrobił krok do przodu.

— Co tu się dzieje? — Ni z tego ni z owego Kang pojawił się tuż obok. — Słyszałem jakieś krzyki. Ostatnie czego mi tu potrzeba to kłótnie. Min? Raczysz wyjaśnić? — Spojrzał na Yoongiego, a on przygryzł wargę.

Podrapał się po skroni drżącą dłonią i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Brian uprzedził go i odwrócił się na pięcie w kierunku dowódcy, przełykając gulę w gardle.

— To ja go sprowokowałem — przyznał cicho. — Tylko ja.

— Doprawdy? Dziękuję, Lee, ale pytałem Mina. Yoongi? — ponownie zwrócił się do niego, chwilę później unosząc dłoń i uciszając jej gestem Namjoona, który również próbował coś powiedzieć. — Ciebie też nie pytałem, Kim.

Yoongi przetarł twarz dłońmi, a jego palce drżały już tak bardzo, że nie potrafił nad nimi zapanować.

— Nie czuję się najlepiej. Mogę wrócić do domu? — zapytał, czując ogromne zakłopotanie.

— Jeżeli chodzi tylko o to... Jak ktoś zgodzi się zostać dłużej za ciebie, to możesz iść. Nie ma Sharka i nie możemy pozwolić sobie na lukę w drużynie. Nigdy nie wiemy, co może się stać.

— Poproszę Chanwoo, na pewno się zgodzi — Namjoon wtrącił, tym razem nie zatrzymany przez Kanga, który tylko kiwnął głową.

Widać było, że dowódcy cisnęło się na język więcej pytań. Podrapał się jednak tylko po pokrytym szczeciną podbródku i mruknął:

— Zauważyłem, że coś między wami nie tak od kiedy Hoseok poszedł na urlop, ale postanowiłem sobie, że póki nie będzie przeszkadzać wam to w pracy, a dotychczas nie przeszkadzało, nie będę ingerował. Nie mam też zamiaru brać żadnego z was na dywanik. Ale pół tonu ciszej, okej? Nie chcecie, żeby cała remiza wiedziała, co dzieje się u was za zamkniętymi drzwiami. To tyle.

Zniknął tak szybko, jak się pojawił. Yoongi odsapnął przez chwilę, podpierając się dłonią o wóz strażacki, po czym ruszył w stronę metalowych schodów, mijając przy tym Namjoona i Briana.

— Yoongi, ja... — Młodszy burknął i powiódł za nim wzrokiem, próbując przy tym złapać go za rękę, ale ten wyminął go naumyślnie i szybko wspiął się po schodach na, na szczęście, puste piętro.

Namjoon od raz postąpił dwa kroki do przodu i bez pardonu zdzielił Briana ręką po czubku głowy.

— Co w ciebie wstąpiło? Przecież rozmawialiśmy o tym! — warknął głośno, a ten skulił się i wypuścił powietrze z płuc.

— Nie wiem, okej? Nie wiem — spanikowany bełkotał. — Po prostu, ta cała sytuacja... Hoseok nie chce jeść, nie sypia dobrze, ma wracać do pracy, a wcale nie wygląda tak, jakby był zdrowy. Nie chce z nami rozmawiać. Zresztą, sam słyszałeś, co Yoongi mu powiedział tamtej nocy! Nie mogę po prostu nie reagować, Hoseok to mój przyjaciel.

— I to jest powód, żeby wyżywać się na Yoongim? Pomyślałeś o nim? On też może nie jeść. Nie spać. Nie czuć się dobrze. Z tego, co pamiętam, to ostatnio jeszcze we czwórkę byliśmy przyjaciółmi. Kiedy to się zmieniło?

— Yoongi w pracy wygląda dobrze. Wyprowadził się jak gdyby nigdy nic. Nie pomyślałabym, że—

— To nie ma znaczenia! Nie miałeś prawa i podstaw by powiedzieć to, co powiedziałeś. — Namjoon wyrzucił ręce w powietrze. — Nie wierzę, że muszę ci to tłumaczyć, Brian. Do cholery— sam wyminął chłopaka i chciał wrócić do własnych obowiązków, ale wpadł na schowanych za wozem kolegów z remizy, którzy zostali na dole pomimo tego, że ich wcześniej przegonił.

Reszta strażaków była na dworze, biegając i trenując z braku wezwań tamtego dnia. Wiedział jednak, że nawet ta dwójka przysłuchująca się całemu zajściu nie wróży niczego dobrego.

— Wy dwaj — warknął w ich stronę. Młodsi od niego strażacy wzdrygnęli się, jakby zostali przyłapani na jakimś przestępstwie. — Jeżeli którekolwiek z was piśnie chociaż słówko. Jedno słówko... To będę wiedział, że to wy. A wtedy porozmawiamy sobie inaczej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top