22. His name was Minwoo. And he's dead
— Jung Hoseok, wysoki sądzie — szepnął, po czym odchrząknął i powtórzył się nieco głośniej. — Nazywam się Jung Hoseok.
Już samo wejście na salę sądową było dla Hoseoka nie lada wyzwaniem. Stare, wytarte panele pachnącego płynem do podłóg korytarza zdawały się przyciągać do siebie podeszwy jego butów niczym mocny klej.
Zresztą, od przebudzenia dosyć wcześnie nad ranem trzęsły mu się dłonie — nie był nawet w stanie wypić kawy, którą sobie zaparzył, więc po prostu siedział przy stole niezręcznie czekając, aż kłęby pary będą unosić się nad kubkiem coraz ciężej i ciężej, a napar w końcu wystygnie, kompletnie nietknięty.
— Jest pan spokrewniony lub spowinowacony z oskarżonym? — sędzia w czarnej todze zapytał go, a on pokręcił głową, czując, jak pot skraplał mu się na skroniach.
— Nie, wysoki sądzie. Jestem strażakiem z drużyny pierwszej, jednostki z Gunsan. Pomagaliśmy przy gaszeniu pożaru wraz z kapitanem Min Yoongim, a później dokonaliśmy oględzin miejsca zdarzenia — wyjaśnił drżącym głosem, a sędzia odruchowo zerknął na Yoongiego, który siedział na drewnianej ławce, próbując wygodnie się na niej umościć po własnym przesłuchaniu.
— Czy jest pan świadomy, że za składanie fałszywych zeznań grozi panu odpowiedzialność karna?
— Tak, wysoki sądzie.
— W takim razie co pan wie w tej sprawie?
Zeznania pamiętał jak przez mgłę. Yoongi zapewniał go, że ten brzmiał naprawdę merytorycznie, pomimo kilku zająknięć, ale Hoseok jakoś nie chciał mu wierzyć. Jedynym, co wyraźnie wyryło mu się w pamięci, była twarz siedemnastolatka, który, oskarżony o podpalenie własnego domu, siedział na ławie oskarżonych ze spuszczoną głową, finalnie, pod koniec procesu, przyznając się do winy.
— Nie rozumiem tego — Hoseok mruknął, trzymając w dłoniach kubek z herbatą, którą Yoongi kupił mu w niewielkiej kawiarni na rogu ulicy w centrum miasta, niedaleko budynku sądu. — Jak można zrobić coś... takiego?
— Cóż, chłopak zdecydowanie nie jest zrównoważony psychicznie. Zresztą, byłeś na miejscu i wszystko widziałeś.
— Po prostu nie pojmuję, jak można chcieć zabić własnych rodziców. Moi... Sam wiesz. Nie mieści mi się to w głowie — głośno westchnął, po czym upił łyk herbaty.
Yoongi pochylił się odruchowo w jego kierunku, przypominając sobie mimo woli ten dzień, gdy Hoseok, siedząc roztrzęsiony na podłodze w remizie, powiedział mu, że sam zabił własnych rodziców. Znając jednak jego historię miał cichą nadzieję, że już tak nie myślał. Wiedział, że rozprawa sądowa musiała być dla niego traumatyczna, ale liczył, że jedynym dobrem z tej całej sytuacji będzie nowa perspektywa, którą uda się mu przyjąć.
— Nie mówię, że ten chłopak jest zły — zaczął, a Hoseok przekrzywił głowę, patrząc mu w oczy. — Chciałbym tylko, żebyś spojrzał na siebie przez jego pryzmat.
— Co masz na myśli?
— Dobrze wiesz, co — odparł i, chociaż świadom, że zabrzmiał niezbyt delikatnie, nie dał tego po sobie poznać.
Hoseok zamilkł na chwilę, po czym uderzył kilkukrotnie opuszkami palców w blat stolika, zamyślony. Jego oczy wędrowały po sali kawiarni, póki ponownie nie zawiesił wzroku na Yoongim, który bacznie go obserwował.
— Zadzwonili do mnie ze szpitala — mruknął. — Chcą, żebym pojechał do Busan za tydzień.
Można było pomyśleć, że naumyślnie zmieniał temat, ale wcale tak nie było. Hyunki był powiem częścią tego, co miał na myśli Yoongi.
— Już za tydzień?
— Muszą to zrobić jak najszybciej, jego stan jest poważny — wyjaśnił siląc się na obojętność i uważając, by przypadkiem nie użyć imienia swojego brata, co ciągle wiązało się dla niego z dosyć wyraźnym dyskomfortem. — Będę musiał odpoczywać kilka tygodni. I tak mamy dostać wolne, więc to nie problem. Kang da mi mój urlop po prostu nieco wcześniej.
— To długo. Zresztą, ominie cię wyjazd wakacyjny. Chłopaki chcą popłynąć na Jeju.
— Coż — ściągnął wargi i napił się jeszcze trochę herbaty. — Bywa. — Próbował udawać niewzruszonego. — Swoją drogą, Marumi próbowała do mnie dzwonić, dostała mój numer ze szpitala. Nie odbieram. Nie wiem, co miałbym jej powiedzieć.
— Powinieneś pozwolić sobie podziękować — Yoongi mruknął, ściągając brwi.
— Może po fakcie... Chociaż sam nie wiem, czy chce go widzieć. Pomogę mu... Ale to powinno wystarczyć. Narazie.
— Czyli jesteś gotowy na tak ryzykowną operację, ale nie na to, żeby spotkać się z bratem? — Yoongi zapytał cicho, a Hoseok wzruszył ramionami.
— Z tego, co wiem, to wcale nie jest tak ryzykowna, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nie mam żadnych chorób współtowarzyszących. Zresztą, ludzki umysł jest pełen tajemnic i zagadek. Mnie o nie nie pytaj, możesz zadzwonić do Hana — jakby zakpił, ale chwilę potem uśmiechnął nikle, lecz wyraźnie żartobliwie.
— Właśnie — wypalił nagle, jakby sobie o czymś przypomniał. — Umówiłeś się z tą terapeutką?
— Na pojutrze wieczorem — Hoseok potwierdził i skinął głową. — Później, po operacji, obiecała odwiedzać mnie w domu. Załatwię też sobie pielęgniarkę, żeby wpadała raz na dzień. Chociaż przez pierwszy tydzień, zanim wrócicie.
— Pytanie tylko, czy nie potrzebujesz więcej czasu, że się przy—
— Już podjąłem decyzję. Wykrzyczałem ją w świat, nie mogę zawieść tych wszystkich morskich ryb, które na mnie liczą. — Uniósł ku górze jedną brew, a Yoogni szczerze się zaśmiał, krztusząc się własną herbatą, którą miał właśnie w ustach.
•
Noc w remizie była podejrzanie spokojna. Yoongi ogarnął już mundury, które trzeba było wyprać, sprawdzając po kolei ich numery ewidencyjne w dokumentach niczym skryba, więc pastował z nudów którąś już parę butów, gdy mijała piąta godzina jego służby, a do remizy nie przyszło żadne wezwanie.
— Jak tam? — Chanwoo schodził właśnie po skrzypiących, metalowych schodach ostrożnie, trzymając w dłoniach dwa kubki z kawą.
— Buty lśnią jak nowe. A tam?
— Zrobiłem ci coś do picia.
— To już moja druga kawa w przeciągu trzech godzin — Yoongi burknął, ale odłożył na ziemię wszystko, czym się zajmował i wziął od niego kubek, gdy ten stanął przed nim. — Ale dzięki.
Cóż, Chanwoo nie należał do topowych baristów, więc jego kawa zawsze pachniała albo zbyt słabo, albo zbyt intensywnie. Tym razem jednak nie było w niej nic podejrzanego, więc Yoongi nawet uśmiechnął się, gdy upijał pierwszy łyk.
Oboje usiedli na ławce i trwali tak chwilę w milczeniu, póki Yoongi nie odezwał się pierwszy.
— Gdzie Shark? — zapytał, chcąc brzmieć jak najbardziej neutralnie.
— Na górze, coś się zepsuło w łazience. Chyba jakaś rura przecieka, więc dokręca ją ją razem z Namjoonem.
— Dwóch strażaków do jednej rury w łazience?
— Nie ma nic lepszego do roboty. — Chanwoo wzruszył ramionami. — I się nie zapowiada.
— To może być po prostu cisza przed burzą.
— Oby nie — westchnął. — Yoongi? Możemy on czymś porozmawiać?
— Wiedziałem, że przyszedłeś tutaj z łapówką, żeby mnie o coś zapytać — zaśmiał się szczerze, po czym odstawił swój kubek na ziemię. — Co jest? — Zatarł dłonie.
Chanwoo przez chwilę zbierał myśli, po czym wziął głęboki oddech, zacisnął dłonie na kolanach i, jakby klepiąc siebie samego po plecach zachęcająco, wyrzucił z siebie na jednym tchu.
— Twoja blizna. Skąd tak naprawdę się wzięła?
Pytanie nie zamurowało Yoongiego tak, jak zrobiłoby to, gdyby zostało zadane wcześniej. Miał jednak problem z odpowiedzią — nie wiedział, czy powinien być szczery, czy uniknąć dyskusji. Szybko jednak stwierdził, że, jeżeli Minwoo miał w końcu puścić go wolno, to nie mógł zatrzymywać go tylko dla siebie.
— Kiedy jeszcze pracowałem w Seulu próbowałem ratować mojego przyjaciela z jednego z pożarów. Utknęliśmy w budynku i akurat spadła na mnie metalowa rura. Potem podupadłem trochę na zdrowiu, fizycznie i psychicznie, miałem krótką przerwę w pracy. Tak trafiłem tutaj — wyrzucił z siebie na jednym tchu, po czym ze zdziwieniem stwierdził, że z każdym kolejnym razem dzielenie się tym, co tak uparcie w sobie krył, było coraz łatwiejsze.
— A twój przyjaciel...?
— Nazywał się Minwoo. Nie żyje — mruknął, po czym nerwowo spojrzał na swoje palce, z naciąganym zaciekawieniem oglądając swoje przydługie paznokcie.
Schował je więc szybko do kieszeni szerokich spodni.
— Przykro mi.
— Mnie też — odparł, po czym oboje trwali tak we wspólnym milczeniu, spokojnie sącząc kawę.
•
— Naprawdę muszę? — burknął, gdy Yoongi stanął nad nim, wyciągając w jego kierunku dłoń.
— Nie spędzisz wolnego wieczoru na oglądaniu telewizji.
Hoseok mruknął coś pod nosem, po czym oddał Yoongiemu pilot. Ten u uśmiechnął się i wyłączył telewizor, chowając pilot do tylnej kieszeni swoich spodni.
— I co teraz? — Hoseok zapytał go, a on wzruszył ramionami.
— Znajdź sobie inne zajęcie. Nie wiem, poczytaj książkę?
— Chyba żartujesz — warknął, po czym poszedł za nim do kuchni. — Kazałeś mi wyłączyć telewizor, a teraz będziesz mnie tak po prostu ignorował?
— Chcę zrobić kolację.
— Ale—
— Skorzystaj z okazji, że Namjoon i Brian są w pracy. Zrób coś, w czym nikt nie będzie ci przeszkadzał. I coś, co nie ogłupi. Oglądanie jakichś głupich kreskówek po raz wtóry nie ma większego sensu.
— Wcale nie oglądam tego po raz wtóry.
— To Bojack Horseman. Mam ci przypomnieć, ile razy widziałeś już wszystkie sezony? Nie mieszkam z wami wcale tak długo, a już i tak uciułała się pokaźna liczba. — Yoongi zaplótł ręce na piersi, a Hoseok zamknął usta nie wiedząc, co więcej mógłby powiedzieć.
Spróbował jednak, nie chcąc poddać się bez walki.
— Ale—
— Powtarzasz się — Yoongi westchnął, wsypując do metalowej miski ryż, który chwilę później płukał pod bieżącą wodą z kranu.
Hoseok stał przez chwilę tuż za nim, po czym wywrócił oczami i, ostentacyjnie tupiąc w podłogę, ruszył do swojego pokoju.
Wrócił do salonu chwilę potem, trzymając pod pachą pudełko klocków lego, owinięte cienką, lśniącą folią. Wyciągnął pomniejsze, foliowe torebki na podłogę i usiadł po turecku, przeglądając je i czytając instrukcję by wiedzieć, która była czym.
— Kolejny wóz strażacki? — Yoongi wyjrzał z kuchennego aneksu, niezbyt umiejętnie obierając białą rzodkiewkę. — Nie wiedziałem, że kupiłeś nowy zestaw.
— Nie interesuj się. Gotuj swoją kolację — odburknął, a ten tylko wzruszył na to ramionami i wrócił do tego, czym był zajęty.
Skrajał właśnie rzodkiewkę w kostkę, jednocześnie przygotowując na małym ogniu kuchni zalewę octową, gdy usłyszał, jak Hoseok nucił coś pod nosem, jednocześnie układając czarne, szare i białe klocki w coś, co, jak narazie, przypominało bezkształtną masę.
— No powiedz mi, co to jest — Yoongi zabiadolił niczym małe dziecko, opierając dłonie o blat.
— Rakieta — westchnął. — Rakieta, zadowolony?
— Ale taka kosmiczna?
— A jak ma być, baranie? — zakpił, nie odrywając wzroku od dwóch klocków, które trzymał w dłoniach, jednocześnie zerkając co chwila na instrukcje.
— Balistyczna na przykład.
— Co za dureń składałby rakietę balistyczną z klocków lego? — W końcu obdarzył go jednym, krótkim spojrzeniem.
— Pozwól, że nie odpowiem.
— To siedź cicho — skwitował, po czym wrócił do składania konstrukcji.
Pół godziny później kolacja była gotowa, a dolna część rakiety już stała na podłodze. Nie przypomniała niczego szczególnego, ale Hoseok był z niej niesamowicie dumny, ponieważ oglądał ją ze wszystkich stron, jednocześnie zerkając na instrukcję tak, jakby doszukiwał się jakichś niedociągnięć i jednocześnie z jeszcze większą dumą stwierdzał, że takowych nie znalazł.
Yoongi z kolei, mimo że nie należał do świetnych kucharzy, przygotował całkiem przyjemnie prezentujący się posiłek składający się z marynowanej na szybko rzodkiewki, kimchi, filetów z kurczaka, które szybko przesmażył na grillowej patelni oraz bukietu uduszonych z miodem i sosem sojowym warzyw. Jego matka często przygotowywała mu podobne, lekkie posiłki, więc to było w sumie jedyne, co potrafił przyrządzić na szybko, bez większego zastanowienia.
Nakładał akurat ryż z maszyny do miseczek, gdy poczuł, że Hoseok wyciąga mu pilot z tylnej kieszeni, kładzie go na stoliku, po czym ponownie podchodzi do niego i obejmuje go w pasie, kładąc płasko dłonie na jego brzuchu.
— Chudniesz — stwierdził cicho.
— Jeszcze niedawno twierdziłeś, że mam za miękki brzuch.
— Ale jest lepiej — odmruknął, po czym oparł brodę na jego ramieniu. — Co ugotowałeś?
— A kolację.
— Ale jaką?
— A jaka ma być, baranie? — zapytał, odwracając delikatnie głowę w jego kierunku tak, że jego nos trącił lewy policzek Hoseoka.
Poczuł nieodpartą chęć, by cmoknąć go w ten policzek, ale powstrzymał się.
— Ha ha, bardzo śmieszne.
— Uczę się od najlepszych. — Yoongi puścił mu oczko, po czym odstawił miseczkę na blat i chwycił jego dłonie w swoje. — Dosyć już tego.
— Ale może ja nie chcę przestać?
— Hoseok, inaczej nie—
— Korzystam z okazji, jak sam mi poleciłeś, i robię coś, w czym nie chcę, żeby ktokolwiek mi przeszkadzał — wyjaśnił, po czym odsunął się delikatnie i miał zamiar chwycić Yoongiego w talii, ale ten był szybszy.
Sam obrócił się i wyślizgnął z jego uścisku, odpychając go od siebie jeszcze dalej.
— Po kolacji.
— Po kolacji co? — Hoseok poruszył zabawnie brwiami.
Yoongi jednak przemilczał to pytanie, stawiając miseczki z ryżem na stole naprzeciwko krzeseł umiejscowionych tuż obok siebie. Uśmiechał się przy tym jednak lekko, co nie umknęło uwadze Hoseoka, który usiadł na jednym z krzeseł i nalał im obojgu do szklanek wody z dzbanka, który stał już na stole.
•
— Tak więc — Hoseok zaczął, gdy oboje byli już po prysznicu, a on niespodziewanie usiadł okrakiem na udach Yoongiego, który właśnie siedział na łożku, podparty rękoma za plecami. — Opowiedz mi o nich.
Przez dłuższy moment Yoongi obserwował go, napawając się tą zaskakująco naturalną chwilą z głęboka satysfakcją. Miał wrażenie, że nic nie wydawało się dalekie od normy, co śmieszne, bo dobrze pamiętał, jak wielką niechęć żywił do Hoseoka jeszcze na początku ich znajomości. Chociaż, jakby nie patrzeć, od dnia, w którym się poznali, nie minęło zbyt wiele czasu.
Postanowił jednak pozwolić wszystkiemu płynąć własnym tempem. Nie miał nic przeciwko.
— O kim? — zapytał, kładąc dłonie na jego nagich udach i odruchowo zerkając na jego bokserki, które ciasno opinały się na jego ciele.
— O twoich facetach. Tak będzie sprawiedliwie. Ty wiesz o Hyojin, a poza nią za bardzo nikogo nie miałem.
Yoongiemu aż zakręciło się w głowie, chociaż z początku zwalał winę na intensywną woń szamponu, która emanowała z wilgotnych włosów Hoseoka.
— No, cóż... Ehm... Nie było ich zbyt wielu — zaczął.
— Co masz na myśli mówiąc zbyt wielu? — Hoseok zapytał, zgarniając ręcznik ze swoich ramion i przecierając nim włosy.
— No kilku.
— Sprecyzuj.
— A czy to takie ważne? — Yoongi żachnął się, chociaż złapał Hoseoka dłońmi w talii obawiając się, że ten się na niego obrazi, a nie chciał, żeby zszedł z jego ud.
Zaczynało mu się to bowiem podobać.
— Dla mnie ważne.
— Był Minhyuk, w liceum.
— W liceum? — Hoseok otworzył nieco szerzej oczy.
— No, kolega z drużyny pływackiej. Całowaliśmy się kilka razy, ale nic więcej — odparł i kiwnął głową, zabierając jedną dłoń z jego talii i unosząc ją w kierunku jego twarzy.
Pogłaskał jego policzek, jednocześnie lawirując kciukiem w okolicy jego skroni. Hoseok zmarszczył nos i nieco się rozluźnił, ponownie zarzucając swój ręcznik na kark.
— Kto jeszcze? — zapytał.
— Był Beomseok na ostatnim roku w liceum, spotykaliśmy się jakieś cztery miesiące, z nim przeżyłem swój pierwszy raz.
— Nie wiem, czy chce znać takie szczegóły.
— Myślałem, że chcesz wiedzieć wszystko? — Yoongi westchnął rozbawiony, po czym musnął jego usta niespodziewanie, co go lekko zaskoczyło.
Milczał jednak, patrząc na niego wyczekująco.
— Kto jeszcze — Yoongi mruknął sam do siebie, od razu łapiąc aluzję. — Mówiąc szczerze, to potem były relacje czysto fizyczne. Kiwoo, Jinkyu, paru facetów, których poznałem w szkole strażackiej, nie pamiętam... Oh, tak, Hanbin, Hojin, Deoksu — zaczął wyliczać, jednocześnie ledwo powstrzymując się od śmiechu.
— Teraz się zgrywasz — Hoseok burknął, przerywając jego tyradę, po czym odsunął jego dłoń od swojej twarzy. — To mało zabawne. Miałeś w ogóle jakąś dziewczynę?
— Nie.
— A kochałeś któregokolwiek z nich? Hojina? Czy innego Beomseoka? — zapytał, ściągając swoje usta w prostą linię.
— Wydaje mi się, że ironią w tym wszystkim jest fakt, że kochałem tylko Minwoo — odparł szczerze, uśmiechając się smutno.
Oboje milczeli dłuższą chwilę aż do momentu, w którym Hoseok nie objął Yoongiego mocno i nie musnął ustami jego czoła, jednocześnie przejeżdżając dłonią po jego krótkich, najeżonych włosach. Spojrzał mu w oczy tak, jakby chciał coś powiedzieć, lecz zrezygnował.
— Jesteś naprawdę przystojny, wiesz? — Yoongi wyręczył go, a ten oblał się rumieńcem.
— Dziękuję? — szepnął i prawie się zająknął, ale udało mu się zapanować nad sobą na tyle, by nie dać po sobie poznać aż takiego zdenerwowania.
Szybko jednak wstał z jego ud, podreptał w stronę biurka i przewiesił wilgotny ręcznik przez krzesło. Yoongi w tym czasie spojrzał na półkę z jego wozami strażackimi i kiwnął delikatnie głową z aprobatą.
— Ciągle nie wierzę, że udało ci się je wszystkie poskładać, po tym jak rozsypałeś je w drobny mak i wszystkie części zmieszały się razem na podłodze. Ja bym wyrzucił to wszystko na śmietnik, zamiast się dwoić i troić.
— Kwestia wprawy — wyjaśnił niezręcznie. — Zresztą, planuje je wyrzucić. Zbyt wiele złych wspomnień — powiedział cicho, po czym przysiadł obok Yoongiego na łóżku.
— To stąd ta rakieta?
— Ta, przerzucę się na inną branżę — zaśmiał się, a Yoongi zawtórował mu przyciszonym głosem, łapiąc go przy tym za rękę.
Ścisnął jego dłoń pokrzepiająco, a Hoseok sprawnie splótł ich palce, odwracając na moment wzrok w kierunku okna i drzwi na balkon tylko po to, by chwilę później go odwrócić i niemalże zetknąć się z Yoongim nosami.
Przełknął głośno ślinę.
— Już jest po kolacji, prawda? — Yoongi zapytał zaczepnie, chwytając przy tym wolną dłonią jego nogę i przerzucając ją przez swoje udo, przez co ten na moment stracił równowagę.
— No tak.
— Okej — wzruszył ramionami, po czym pocałował go delikatnie czując, jak ten mocniej zaciska swoją nogę na jego udzie.
Po chwili oboje leżeli w poprzek materaca, całując się dosyć chaotycznie, lecz żadne z nich nie chciało przestać. Yoongi wisiał nad Hoseokiem, sunąc dłonią w dół i w górę po jego boku, a ten opierał lewą, podkuloną nogę o jego biodro, jednocześnie starając się nie zgubić gdzieś oddechu, który ciągle próbował mu uciec.
— Gorąco mi — szepnął, gdy ich wargi rozłączyły się na moment, a on odzyskał jasność myślenia chociaż na tamtą krótką chwilę.
— Mam otworzyć drzwi balkonowe? — Yoongi zgarnął mu włosy z czoła.
— A co jak ktoś nas zobaczy?
— Kto? Jaki marynarz w porcie przez lornetkę? — zapytał rozbawiony, po czym musnął jego usta i wstał, odpychając się od materaca tak gwałtownie, że sprężyny dały głośno znać o swoim istnieniu.
Hoseok tymczasem przycisnął otwartą dłoń tuż nad lewą piersią, próbując uspokoić siebie samego, jak i bicie swojego serca. Spoglądał przy tym ukradkiem na ubranego w same bokserki Yoongiego, który otwierał właśnie drzwi na balkon, odwrócony do niego tyłem. Mięśnie na jego plecach, coraz bardziej widoczne, spinały się estetycznie przy każdym jego ruchu. Hoseok jednak ciągle pamiętał ich bolesny widok, gdy próbował je rozmasować wtedy, na pomoście.
Zarumienił się jeszcze bardziej na samo wspomnienie, a całe jego starania, by zachować spokój, poszły na marne. Dodatkowo spojrzał w dół na swoje bokserki i speszył się tak bardzo, że już chciał się obracać na bok, by ukryć swoją rozbudzającą się erekcję. Yoongi był jednak szybszy i położył dłonie na jego udach, powstrzymując go od tego manewru.
— A pan gdzie ucieka? — zapytał zaczepnie, kierując swoje dłonie mozolnie coraz wyżej i wyżej. — Chyba nie ode mnie?
— Przestań, Yoongi — niemalże pisnął, uśmiechając się pod nosem, po czym zakrył twarz dłońmi, nie chcąc wyjść na wariata.
— Wstydzisz się mnie? Przecież widziałem prawie wszystko — mruknął, ale nie poruszał już dłońmi nawet o milimetr wyżej.
Yoongi nie chciał zrobić niczego, co byłoby wbrew woli Hoseoka. Jeżeli były jakieś granice, chociażby tymczasowe, to chciał je znać, mimo że przy ich pierwszym zbliżeniu aż tak o tym nie myślał. Poczuł, że zalewa go fala poczucia winy. Odchrząknął jednak szybko, uśmiechając się ciepło w jego stronę.
— Nie wstydzę się — Hoseok odsłonił delikatnie swoją twarz.
— Jesteś pewien?
Hoseok usiadł w odpowiedzi, a tym razem to Yoongi delikatnie usadowił się okrakiem na jego udach. Delikatnie pochylił się w jego stronę i ścisnął jego policzki między swoimi palcami, a ten skrzywił się w bolesnym półuśmiechu, nie potrafiąc odmówić sobie tak wątpliwej przyjemności, jeżeli miałoby to oznaczać bliższy kontakt z Yoongim.
— Nie znam się na tym, to wszystko — szepnął z policzkami w ciągłym potrzasku.
— Nauczę cię... Chyba? — Yoongi uniósł ku górze jedną brew wiedząc, że to tylko rozjuszy Hoseoka, który burknął coś pod nosem niezrozumiale. — To zróbmy tak, ja zadam ci pytanie. A ty będziesz mi mówił, co myślisz.
— No... okej? — Kiwnął głową, a Yoongi zszedł z jego ud, po czym usiadł na materacu z rozłożonymi na bok nogami.
Przyciągnął zdezorientowanego Hoseoka do siebie za nadgarstki. Ten podczołgał się do niego nieco pokracznie, po czym Yoongi przerzucił jego nogi nad swoimi udami tak, że byli w bardzo bliskiej sobie pozycji. Hoseok stwierdził, że może nawet trochę za bliskiej jak na zwykłe zadawanie pytań, ale nie narzekał. Przerzucił za to dłonie przez kark Yoongiego i przejechał palcami po jego gorącej skórze, chwilę później splatając ze sobą swoje palce. Yoongi za to objął go w pasie.
— Wolałbyś być na górze czy na dole? — zapytał go prosto z mostu. — Już ci mówiłem, że dla mnie, osobiście, nie ma to różnicy.
— Sam nie wiem — Hoseok przyznał, nie czując się jakoś specjalnie niezręcznie, chociaż kontakt ich ciał powoli wpędzał go w dziwny stan odurzenia.
— Cóż, sypiałeś z Hyojin, więc możesz być przyzwyczajony, by być na górze.
— To nie ma nic do rzeczy — burknął i pokręcił głową.
Yoongi stwierdził w myślach, że wyglądał przy tym niesamowicie uroczo.
— W takim razie wtedy, pod prysznicem. Wydawało mi się, że lubisz przejąć kontrolę. Złapałeś mnie za włosy i w ogóle. Podobało mi się.
— To było po tym czy przed tym, jak przyparłeś mnie do ściany i robiłem wszystko, co prosiłeś? — Hoseok zapytał, po czym przygryzł wargę zdziwiony, że to pytanie faktycznie wydostało się z jego ust.
— W takim razie przyjmijmy, że tobie to też bez różnicy? Sprawdzimy, co lubisz, a potem coś zaradzimy. Jeżeli chcesz.
— Tak, ale... — Hoseok zawahał się przez moment, po czym przekrzywił głowę, zmuszając Yoongiego do instynktownego zrobienia tego samego. — Co ty wolisz?
— Właśnie ci powiedziałem, że nie ma to dla mnie znaczenia.
— Musi być coś, co lubisz bardziej.
— Hoseok, przecież tłumaczę, żę—
— Musi.
Pokój wypełnił się ciszą, a Yoongi poczuł, że nawet materac pod nimi zapadł się pod jej ciężarem. Zastanawiał się dobre pół minuty nad tym, co powiedzieć, aż w końcu wywrócił oczami i rzucił tylko:
— Próbujesz chociaż raz wykorzystać wysoko limitowane pokłady własnej cierpliwości, ale zawsze znajdzie się taki jeden uparty — po czym pocałował go, przyciągając go do siebie jeszcze bliżej, o ile było to w ogóle możliwe.
Mięśnie Hoseoka zastygły na moment, póki nie oddał pocałunku, jednocześnie próbując odzyskać kontakt z własnym ciałem, bo miał wrażenie, że jego dusza właśnie wybrała się na szybką, niebezpieczną przejażdżkę.
Całując Yoongiego zdał sobie sprawę, jak bardzo był zmęczony. Jak, przez te wszystkie lata, czuł się wyprany z całej swojej mentalnej siły, która umożliwiłaby mu zebranie się w sobie, by złapać jakiekolwiek uczucie i zatrzymać je na dłużej. Czuł, że Yoongi również przechodził przez to samo. Był prawie pewien, że bycie wyczerpanym własnym życiem, w dodatku samotnie, wyniszczało ich oboje od środka.
Hoseok jednak, w napotkaniu na swojej drodze życia kogoś, z kim mógł dzielić się swoim zmęczeniem i przechodzić je wspólnie, odnalazł siłę tak wielką, że nie znał żadnych słów, by oddać jej odpowiednie honory. Dlatego też pozwolił jej przepływać przez swoje ciało i miał nadzieję, że Yoongi czuł to samo.
Czas zdawał sie płynąć tak szybko, a jednocześnie nieregularnie, że Hoseok nie wiedział kiedy znalazł się pod nim, oplatając jego biodra nogami.
— Moglibyśmy uprawiać dzisiaj normalny seks? — zapytał cicho, jakby coś niezrozumiałego go do tego pchnęło. — Chcę spróbować.
— Co ty tak nagle? Nie możemy — Yoongi zaśmiał się. — Nie jesteś wystarczająco przygotowany. I nawet nie mamy jak cię przygotować.
Hoseok zmarszczył brwi, po czym kiwnął tylko głową, próbując złapać oddech.
— Cokolwiek to znaczy — wydyszał, wijąc się pod nim w zniecierpliwieniu.
— Zapewne dowiesz się już niedługo — Yoongi uśmiechnął się butnie, po czym przejechał językiem po jego szyi, zostawiając po sobie delikatne pocałunki i muśnięcia ust.
— Przynajmniej pozwól mi... No wiesz — Hoseok jęknął, unosząc swoje biodra ku górze i kołysząc nimi, co zmusiło Yoongiego do zduszenia w sobie głośnego, gardłowego jęknięcia. — Proszę, hm?
— Co takiego? — zapytał cicho, cedząc słowa przez zęby.
— No wiesz — powtórzył się niechętnie.
— Chcesz zrobić mi lo—
— Tak, coś w ten deseń — przerwał mu, a Yoongi chwycił jego policzki w dłonie, unosząc się przy tym na własnych łydkach i wyginając mocno plecy.
Cmoknął go kilkukrotnie w usta i nos, po czym wsunął dłonie pod jego plecy i przyciągnął go z powrotem do pozycji siedzącej tylko po to, żeby odsunąć się od niego i oprzeć o ścianę.
— Nie usiądziesz na brzegu łóżka? — Hoseok zapytał, a ten pokręcił przecząco głową.
— Nie chcę, żebyś klęczał na podłodze — wyjaśnił i poruszył zabawnie brwiami, a Hoseok wywrócił tylko oczami i podpełznął do niego, po czym umiejscowił się, siadając na łydkach pomiędzy jego nogami, które Yoongi podkulił w kolanach.
Oboje milczeli, a Hoseok powoli pochylał się w kierunku jego krocza, póki Yoongi nie zatrzymał go, kładąc miękko dłoń na jego nieco klejącym się od potu ramieniu.
— Tak będzie ci niewygodnie. Zresztą, to twój pierwszy raz, więc wystarczy, że położysz się na brzuchu czy boku, żeby nie nadwyrężyć pleców.
— Ale wtedy nie zrobię tego dobrze.
— Nie ma czegoś takiego jak dobrze, czy niedobrze — Yoongi zaprzeczył. — Zaufaj mi. Chcesz, żebym najpierw zdjął bokserki?
Hoseok kiwnął głową.
Chwilę później Yoongi siedział przed nim w tej samej pozycji, tym razem jednak kompletnie nagi. Hoseok, tak jak ten mu polecił, położył się pomiędzy jego nogami, podpierając swój podbródek na prawej dłoni zwiniętej w pięść. Z zaciekawieniem przyglądał się jego penisowi w niepełnym wzwodzie, po czym dotknął go delikatnie, jakby przestraszony. Szybko jednak oswoił się i chwycił go w dłoń, delikatnie poruszając nią w górę i w dół.
— Jeżeli jest coś, co chciałbyś, żebym zrobił, to— zaczął, ale Yoongi szybko przerwał mu, oddychając przy tym ciężko.
— Rób wszystko tak, żebyś ty czuł się komfortowo.
Cóż, Hoseok nie raz sam zaspokajał swoje seksualne potrzeby, ale trzymanie cudzego członka w dłoni było zdecydowanie przeżyciem tak obcym, że przysiągłby, że sam nie miał własnego, jak śmiesznie by to nie brzmiało. Wprawdzie był niedoświadczony, ale gdy poważnie, i z początku nieco wbrew swojej woli, zaczął fantazjować o tym, co chciałby robić z Yoongim, od razu zaczął wątpliwie edukować się w temacie.
Dlatego, po obejrzeniu kilkunastu filmów o dosyć spornej estetyce, bo nie mógł lub nie wiedział, że mógł zaczerpnąć wiedzę z innego, lepszego źródła, miał trochę wypaczony obraz tego, co mogłoby się zdarzyć. Bo w porno i innych podobnych tworach nikt nie mówił o tych całych przygotowaniach, o których wspomniał Yoongi. Nikt nie robił nic powoli. Wszystko było szybkie, gwałtowne, głośne, mokre, gładkie.
Przypominając to sobie, puścił penisa Yoongiego delikatnie i zaczepił palcami o kępkę ciemnych, miękkich włosków tuż nad nim, po czym uśmiechnął się nikle.
Yoongi przyglądał mu się z zaciekawieniem, wyciągając ku niemu rękę i głaszcząc go po głowie, gdy ten powoli przesuwał się do przodu, milimetr po milimetrze, by w końcu wyprostować jego lewą nogę, położyć się na boku, a prawy policzek przytknąć do jego uda.
Tuż po tym Hoseok ponownie chwycił jego członka w dłoń, tym razem wystawiając delikatnie język i przyciągając go do swoich ust, pomimo delikatnego oporu z powodu z pozoru kłopotliwej pozycji. Był niesamowicie powolny w swoich ruchach, ale Yoongi stwierdził sam przed sobą, że nigdy nie widział niczego równie pociągającego. Szczególnie uderzyło go to wtedy, gdy główka jego penisa znalazła się w ciepłych ustach chłopaka. Sam widok jednak był dla Yoongiego o wiele przyjemniejszy, niż ogólne, fizyczne odczucia.
Odchylił głowę do tyłu i jęknął dosyć głośno, na chwilę zapominając o otwartych drzwiach balkonowych. Tymczasem Hoseok otworzył usta, wypuszczając z nich nabrzmiała główkę na krótką chwilę tylko po to, by sekundy poźniej, w miarę możliwości, wziąć członka Yoongiego do ust do połowy jego długości i lawirować dookoła niego językiem niepewnie, kompletnie nie poruszając przy tym głową.
Mruknął nieznacznie, gdy Yoongi zacisnął palce w jego włosach, a gdy odkrył, że penis w jego ustach zesztywniał jeszcze bardziej, jego gardło zawibrowało ponownie. Lewą dłonią masował go jednocześnie u nasady, a w końcu przechylił głowę tak, że jego czubek odbijał mu się od środka na policzku.
Yoongi nie mógł oderwać od niego wzroku, adorując każdą sekundę. Przejechał palcami po czubku jego ucha, a Hoseok zadrżał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wypuszczając jego penisa z ust tak, że ten opadł bokiem na jego podbrzusze.
Spojrzał na niego z dołu, rozchylając przy tym nabrzmiałe usta, a Yoongi pochylił się, pomógł mu unieść się lekko ku górze i pocałował go przeciągle tak, jakby nigdy wcześniej w życiu jeszcze nikogo nie całował.
— Jeszcze nie skończyłem — Hoseok szepnął, a jego oczy zaszły mleczną mgłą, jakby oddziaływał na niego jakiś wysokiej klasy afrodyzjak.
Jego skóra lśniła od kropelek potu, a opuszczone w dół dłonie lawirowały po podbrzuszu Yoongiego, jakby czekając na moment, w którym i one, jak i on sam, będą mogli kontynuować.
— Wiem — Yoongi odparł, po czym, bez zastanowienia, przytulił go do siebie mocno, głaszcząc go po plecach i chowając twarz w zagłębieniu między jego ramieniem, a szyją.
Poczuł się tak niewyobrażalnie szczęśliwy, że aż nie potrafił tego opanować. Od roku nie czuł niczego, co było chociaż w jednej czwartej tak silne i obezwładniające. Wydawało mu się to aż irracjonalne.
— Co się dzieje? — Hoseok zapytał go cicho, z trudem uwalniając swoje ręce spomiędzy ich ciał i również obejmując go mocno.
— Nie powiem ci, bo weźmiesz mnie za durnia — wydukał.
— Aż tak uszczęśliwił cię widok mnie z twoim penisem w ustach? — zaśmiał się cicho, chcąc rozładować dziwne napięcie.
— Tak — potwierdził przekornie. — Dokładnie o to mi chodzi.
ha ha ha, nie umiem pisać scen erotycznych, pa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top