20. You said you love him. And I don't like it
— Ślub... — Yoongi uśmiechnął się pod nosem i przytaknął, obracając zaproszenie w dłoniach. — Wow. Kto by pomyślał, że tak szybko będziesz żonaty.
Joonyeol zarumienił się z lekka, otaczając kubek z herbatą palcami. Miał długie palce. Yoongi przyglądał się im z dziwnym zaciekawieniem tak, jakby nigdy wcześniej ich nie widział.
— Sam się nie spodziewałem, ale no... Wyszło jak wyszło — mruknął, po czym upił łyk i odstawił kubek na szafkę nocną.
Jego oczy błądziły po niewielkim pokoju chwilę, póki nie zatrzymał zaciekawionego wzroku na plakatach, które wisiały na ścianach jeszcze jako pozostałość po dziewczynie Hoseoka.
— Nie wiedziałem, że gustujesz w takich rzeczach.
— I dobrze wiesz, że nadal nie gustuje — Yoongi prychnął, wywrócił oczami i odłożył zaproszenie na biurko, na którym siedział.
Stanął nieco chwiejnie na nogach, poszedł do okna i otworzył je na oścież. Zaczerpnął powietrza. Nadal czuł ciężkość w płucach i nie wiedział, czy ten dziwny zapach spalenizny i tytoniu unosił się w powietrzu znad portu, czy to może on pachniał tak przez tą całą akcję. Wziął prysznic, ale to nie zdało się wiele zdziałać. Zastanawiał się, czy Joonyeol też to czuł.
— Chciałbym, żebyś został moim drużbą — ten jednak wypalił nagle, wiercąc się na łóżku i sprawiając, że Yoongi aż podskoczył, wyraźnie zaskoczony.
— Słucham?
— Chciałbym, żebyś został moim drużbą, Yoongi. — Wstał i przetarł dłonią czoło, próbując ubrać swoje myśli w słowa. — I dobrze wiem, co powiesz. Więc pozwól, że cię uprzedzę. — Podszedł do biurka i tym razem to on przysiadł na jego blacie, chcąc lepiej przyjrzeć się Yoongiemu, gdy ten uparcie odwracał twarz w stronę okna, nie chcąc pokazać, jak bardzo zbladł. — Owszem, gdyby Minwoo nadal żył, to zapewne jego bym o to poprosił. Ale ty też jesteś moim bratem, Yoongi. I nie wyobrażam sobie brać ślubu bez ciebie u boku, wiesz? Przysięgam, byłem gotowy odwołać całą uroczystość i wesele, jeżeli nie znalazłbym cię do listopa.
— Nie zrobiłbyś tego.
— Zrobiłbym. Nie mów tak, jakbyś mnie nie znał. — Pokręcił głową i westchnął.
Yoongi pochylił się lekko poza oknem, po czym rozejrzał się dookoła, opierając łokcie na parapecie. Jego oczy świdrowały przestrzeń w poszukiwaniu czegoś, na czym mógłby zawiesić wzrok. Jednakże, jak na złość, nic takiego nie zdawało się przyciągać jego uwagi. Potrakował to jako złośliwość losu.
— Joonyeol? — wypalił nagle, kuląc się i wciągając górną część swojego ciała z powrotem do środka.
— Hm? — Uśmiechnął się szeroko, gdy Yoongi w końcu zaszczycił go swoim na wpół nieobecnym spojrzeniem.
— Minwoo... Ja... Kochałem go.
— Wiem. Rozumiem. Ja też go kochałem. Ciągle go kocham.
— Nie. — Potrząsnął głową. — Kochałem go. — Zaakcentował patrząc mu prosto w oczy, jakby wracają w pełni do prawidłowego wymiaru i ośrodka ich konwersacji.
Zajęło mu to chwilę, ale Joonyeol nagle rozchylił wargi, po czym zamknął je i zmrużył oczy. Yoongi próbował odczytać wyraz jego twarzy, ale ten nie dawał się rozszyfrować. Pot zaczął spływać po jego skroniach, gdy zestresowany czekał, aż cokolwiek padnie z jego ust.
— Nigdy nie podejrzewałem — wymamrotał nagle. — Nie wiedziałem, Yoongi. Minwoo... Powiedziałeś mu?
Pokręcił przecząco głową zaskoczony, obracając się tyłem do okna i opierając dłonie o parapet. Jego nogi nagle utraciły swoją siłę i sztywność mięśni. Czuł się tak, jakby zaraz miał osunąć się na ziemię w dziwnych konwulsjach. Koszulka kleiła mu się do ciała od potu.
— Nigdy nie było okazji. Zresztą, to nie takie proste. Sam chyba niedawno dopiero w pełni zdałem sobie z tego sprawę. Z tego, że takie uczucie faktycznie gdzieś tam było.
— Uhm, Yoongi, czyli ty... Jesteś gejem? — zapytał, a niezręczność wyraźnie przebijała się w jego głosie.
— Oh, nie, znaczy tak... Znaczy... Zawsze myślałem, że mi to bez różnicy, ale kobiety jakoś nigdy mnie nie pociągały — zaczął bełkotać, ale po chwili przestał czując, że się zagalopował. — Wybacz, jeżeli jakoś cię to obrzydziło. Przepraszam. — Wyciągnął przed siebie swoje dłonie w obronnym geście, przez moment tracąc przez to równowagę.
— Nie, nie — Joonyeol zaprzeczył i uśmiechnął się ciepło w jego stronę. — To nie tak. Po prostu wydawało mi się, że nie miałeś przed nami żadnych tajemnic.
Yoongi poczuł się winny. Przygryzł wargę i odliczył w myślach do pięciu, po czym podszedł do Joonyeola i przysiadł obok na biurku, które zdecydowanie nie powinno być poddawane takiemu ciężarowi.
— Wiesz, nie chciałem, żebyście się ode mnie odwrócili. To byłoby... Kłopotliwe. Pewnie teraz to wszystko też jest dla ciebie niezręczne, prawda?
— Nie — mruknął. — Zastanawiam się jak ciężko musiało ci być. Znaczy... Nie umiem powiedzieć, jak zareagował by Minwoo — dodał, chociaż oboje wiedzieli, że najprawdopodobniej nie poszłoby to po myśli Yoongiego.
Jednakże, w tamtym momencie, mogli tylko gdybać. Han miał rację — nie ważne, czego Minwoo nie miałby do powiedzenia. Martwe ciała nie mówią. Zostaje tylko to, co już zostało wypowiedziane. Reszta to sprawa domniemywania. Lub, ewentualnie, dogadania wszystkiego po drugiej stornie.
A druga strona to akurat sprawa conajmniej niepewna.
— Przepraszam. — Yoongi uśmiechnął się. Czuł się jednak tak, jakby zaraz miał zalać się łzami. — Ale dobrze to z siebie wyrzucić.
Chociaż, szczerze mówiąc, miał już dosyć płakania.
— Miałbyś może ochotę przyjechać do Seulu i zobaczyć mamę? — Joonyeol zapytał go nagle, samemu pociągając nosem. — Wydaje mi się, że naprawdę dobrze zrobiłaby jej twoja obecność w czasie pierwszej rocznicy.
— Do Seulu... — Podrapał się po karku.
— Jeżeli nie chcesz tam wracać, to, w takim razie, przywiozę ją tutaj, co ty na to? To nie problem. Wezmę też moją narzeczoną. Nie mam pewności, że zadzwonisz. Zapewne nie zadzwonisz, prawda? I nie odbierzesz jak ja zadzwonię. Czyż nie?
— Znaczy... Nawet jeszcze nie dałem ci mojego nowego numeru.
— A zadzwoniłbyś? — Joonyeol uniósł ku górze jedną brew.
— Wolałbym, żebyś nie mówił mamie, że mnie znalazłeś — wymigał się od odpowiedzi na pytanie.
— Dlaczego?
Nie potrafił nie czuć się niepewnie. Miał też wrażenie, że jego gardło ściska się niekontrolowanie, a coś nieokreślonego jednocześnie przelewa mu się w brzuchu.
— To będzie dla niej za dużo.
— Ona naprawdę za tobą tęskni. Jesteś dla niej jak syn. Straciła już jednego.
— O to chodzi, Joonyeol. — Uderzył pięścią w blat. — Nic nie może mnie zapewnić, że mój widok nie sprawi jej jeszcze większego bólu. Tobie najwidoczniej nie sprawił, ale wolę nie ryzykować.
Przez moment milczeli jak niemowy, patrząc się przed siebie niczym dwa słupy soli. Widocznie jednoczeście zastanawiali się głęboko nad tym, jak poprawnie wyważyć słowa i przekazać to, co chcieliby wyrazić. Trochę się tego faktycznie nazbierało przez rok.
Joonyeol przyciągnął Yoongiego do siebie za jego lewę ramię tak, że ten położył głowę na jego barku. Chwilę później zmierzwił jego krótkie włosy, co było, mówiąc szczerze, nieco bezcelowe.
— Głupi jesteś, wiesz?
— Możliwe — Yoongi wyznał, przymykając powieki.
— Zadzwonisz? — mruknął.
Pokręcił przecząco głową.
— Odbierzesz?
Ponowił gest.
— Spotkasz się z nią, jeśli przyjadę? — Nie dawał za wygraną, głaszcząc go po ramieniu delikatnie.
Yoongi wziął głęboki oddech:
— Jeszcze nie teraz, co? Ja przyjadę. Na wesele. Okej?
— Na pewno? Yoongi, ona naprawdę–
— Proszę? — szepnął, splatając ze sobą swoje palce i spuszczając wzrok na swoje stopy.
Nie minęła długa chwila, a Joonyeol ponownie przejechał dłonią po jego głowie i kiwnął swoją bez słowa. Yoongi odetchnął z ulgą, po czym kompletnie zamknął oczy, czując, że zaraz zaśnie na siedząco. Niemoc i stres opuściły go, przynosząc przyjemne ukojenie.
Miał jednak wrażenie, że potrzebował czegoś jeszcze.
A było to bliżej, niż mu się wydawało.
Podniosło się jednak z podłogi, dotychczas siedząc niesamowicie cicho, oparte plecami o drzwi do pokoju Yoongiego z zębami wgryzionymi boleśnie w przedramię, by zdusić szloch. W ekspresowym tempie zniknęło za drzwiami do własnego pokoju, zamykając je za sobą bezszelestnie.
Tym razem jednak nie cisnęło o ziemię żadnym z wozów strażackich. Nie miało już na to siły.
•
Yoongi przebudził się w środku nocy i zwlókł z łóżka, gdzie Joonyeol spał pod ścianą, odwrócony do niego plecami. Wyglądał na dziwnie spiętego, przytulony do skrawka kołdry i dziwnie niespokojny.
Od ich powrotu do domu z remizy, Yoongi wyszedł z pokoju tylko po to, by zaparzyć przyjacielowi herbatę i wziąć prysznic, ale nawet wtedy nie wpadł na żadnego ze swoich współlokatorów. Wiedział, że widzieli jego i Joonyeola pod remizą. Nie mówili o tym na głos, ale Yoongi nie był głupi. On jednak nie wyjaśnił im niczego. Oni też nie zadawali pytań. Yoongi naprawdę chciał im to wszystko wytłumaczyć, chociaż wiedział, że to rozmowa na naprawdę długi wieczór.
A może po prostu planował wiecznie odkładać to na potem i szukać wymówek.
Czuł jednak w kościach, że przecież był gotowy. Rozmowa z Joonyeolem naprawdę mu pomogła. Czuł się tak, jakby wyrwał się z jakichś łańcuchów, które czyniły go więźniem własnego umysłu. Podświadomie pragnął dzielić się swoją wolnością.
Nie dał się jednak zmylić wrażeniu, że było to aż tak proste. Wiedział, że jego droga jeszcze się nie kończy. Miał jednak wtedy trochę więcej nadziei, niż zwykle mógł sobie na to pozwolić. Dodawało mu to otuchy.
Wyszedł sennym krokiem z pokoju i wszedł do kuchni. Nie jadł nic od powrotu z pracy, a gdy otworzył lodówkę by wyjąć z niej sok, znalazł w niej talerz z podwójną porcja smażonego ryżu, przykryty folią z niewielką karteczką oznajmiającą, że to część kolacji, którą Brian przygotował dla wszystkich uprzedniego wieczora. Uśmiechnął się. Postanowił sam przed sobą, że on i Joonyeol zjedzą ów ryż na śniadanie.
Nalał sobie soku do szklanki, pochylając się nad blatem nieco nieobecnie. Prawie wylał sok poza szklankę i przeklął pod nosem, oblewając swoje palce. Wytarł je o czarną koszulkę od pidżamy bez większego przejęcia, odstawił plastikową butelkę na blat i już miał sięgnąć po naczynie, gdy poczuł, jak czyjeś ręce obejmują go od tyłu delikatnie.
Zamarł, z lekka przestraszony. Nie słyszał bowiem, by ktokolwiek wchodził do kuchni. Poczuł jednak znajomy, przyjemny zapach mydła i delikatnej, jeszcze opalonej po wojskowym obozie skóry, co znacznie go uspokoiło. Uśmiechnął się mimo woli.
— Hoseok — szepnął.
— Yoongi — ten odszepnął cicho, kładąc obie dłonie na jego podbrzuszu i opierając swoją brodę na jego ramieniu.
— Uhm... Wszystko w porządku? — zapytał, zaciskając obie dłonie na krawędzi blatu.
— Nie. Nic nie jest w porządku. — Pokręcił głową, ocierając przy tym swój gorący policzek o jego ucho, przez co ten poczuł, jak w dół jego kręgosłupa przechodzi intensywny dreszcz.
Yoongi jednak, mimo, że rozkojarzony, poczuł też wtedy dosyć nikły zapach alkoholu wydobywający się z jego ust, który zbił go z tropu.
— Piłeś?
— Troszeczkę. — Hoseok mocniej przytulił go do siebie, jakby bał się, że ten zaraz gdzieś zniknie.
— Troszeczkę?
— Miałem w pokoju butelkę whiskey, którą kiedyś dostałem na urodziny. Jakoś tak... — burknął.
Był cały gorący i delikatnie drżał. Yoongi czuł każdy jego ruch na swoim ciele. Dosłownie każdy. Chwycił więc jego ręce i odsunął go od siebie, z niepokojem przyglądając się czerwonemu śladowi po ugryzieniu, który zwrócił jego uwagę. Nie zapytał jednak o niego.
— Zaprowadzę cię do łóżka, Shark — zaproponował dosyć oschle, po czym chwycił jego dłoń i pociągnął go w stronę korytarza.
Ten posłusznie podreptał za nim niczym małe dziecko, potykając się o własne stopy. Pociągał przy tym nosem.
Yoongi wszedł z nim do jego pokoju i powoli zamknął za nimi drzwi uważając, by nie narobić przy tym hałasu. Od razu zauważył na w pół pustą butelkę, którą chwycił w ręce i szybko zakręcił, znajdując korek tuz przy łóżku po kilku sekundach poszukiwań. Odstawił ją na parapet, po czym odchylił kołdrę na łóżku Hoseoka. Spojrzał na niego, a ten stał pod drzwiami, oparty o nie plecami. Nie miał najmniejszego zamiaru ruszyć się z miejsca choćby o milimetr.
— Hoseok, połóż się.
— Nie.
— Kurwa — warknął szeptem, nie chcąc zaczynać jakiejś bezsensownej sprzeczki i obudzić przy tym nikogo innego. — Nie będę cię błagał. Kładziesz się albo–
— W takim razie mnie zmuś. — Yoongi nie mógł tego widzieć, ale Hoseok nerwowo podkulił palce u dłoni, które miał schowane za plecami i przytknięte opuszkami do drewnianego skrzydła.
On zaśmiał się jednak w odpowiedzi na to niedorzeczne rządanie, chowając twarz w dłoń na moment tylko po to, by chwilę później wątpliwie zaszczycić Hoseoka niezbyt zadowolonym spojrzeniem, które przeszyło chłopaka na wskroś tak, jakby ten dostał realną, fizyczną strzałą w okolice lewego płuca i został tak przytwierdzony do drewnianych drzwi.
— Przestań sobie ze mnie żartować. Mówiłem, że nie będę cię błagał, ale jednak błagam, Hoseok, opamiętaj–
— Ja? — burknął, hamując łzy. — To ty prosiłeś mnie, żebym nie bawił się twoimi uczuciami, ale to ty bawisz się moimi. Dodatkowo, śpisz sobie w swoim pokoju z jakimś obcym facetem i... I...
— I co? Czy to twój biznes? — Yoongi przyciszył głos, po czym podszedł do niego chcąc, by ten ciągle go dobrze słyszał i uświadomił sobie, że sam nie musi aż tak głośno mówić.
— Jeszcze nigdy się tak nie czułem. I nic nie poradzę na to, że naprawdę na mnie to wpływa. Niesamowicie mocno. Co więcej... Powiedziałeś, że go kochasz.
— Kogo?
— Minwoo. — Spuścił wzrok i poruszył niespokojnie palcami u stóp, jednocześnie nabierając do płuc szybkie, poszarpane oddechy. — Nie podoba mi się to.
— Wow. Jak dobrze, że tacy ludzie jak ty nie mają nic do powiedzenia w moich prywatnych sprawach. Nie mogę uwierzyć, że nas podsłuchiwałeś — wycedził przez zęby.
Hoseok żachnął się, prostując się nagle i podchodząc do niego tak, że stali przed soba niemalże zetknięci twarzami.
— A co miałem zrobić? Myślałem, że coś się między nami dzieje, a ty tak po prostu, nie dość, że bez wyjaśnienia sprowadzasz sobie kogoś innego do mojego mieszkania, to jeszcze wyznajesz, że nadal kochasz Minwoo, gdy... Zrobiłeś mi to wszystko, co zrobiłeś.
— Wydaje mi się, że to co stało się między nami wyszło z obopólnej wzajemności — prychnął, nie mając mentalnej siły, by teraz z nim o tym dyskutować. — Nie masz prawa oskarżać mnie o to, że zrobiłem ci cokolwiek. Mam ci przypomnieć, jak posłuszny i cichy jak baranek byłeś wtedy, gdy miałem twojego kutasa w ustach?
— Wiesz co? Jesteś bezczelny. Już dawno powinienem był wyrzucić cię za drzwi — Hoseok szepnął wyraźnie zrezygnowany, po czym wyminął go chwiejnym krokiem i usiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach.
— Nie, to ty wiesz co? Sam wyjdę — wywrócił oczami, po czym obrócił się na pięcie.
Podszedł do drzwi i położył dłoń na klamce. Coś jednak nie pozwoliło mu jej nacisnąć. Przez chwilę faktycznie starał się uspokoić wszystkie emocje, które się w nim skumulowały, ale nie potrafił. Uniósł więc lewą rękę ku górze i uderzył otwartą dłonią w ścianę. Iskierki piekącego bólu rozniosły się po jego skórze.
Hoseok aż podskoczył zaskoczony nagłym, głuchym dźwiękiem.
— Nigdy nie powiedziałem, że nadal go kocham — Yoongi wyrzucił z siebie wściekle, po czym podszedł do Hoseoka w tempie tak szybkim, że ten nie mógł nic zrobić. Został poderwany do góry za koszulkę przez jego silne dłonie. Przełknął ślinę. — Nie dasz mi czasu, co? — wydyszał prosto w jego twarz. — Nie dasz mi czasu tego wszystkiego poukładać? Wyjaśnić? Dlaczego jesteś taki niecierpliwy? Wszystko musi być teraz, już, na cito? — warknął.
— Po prostu chcę wiedzieć, o czym myślisz. Czy taka wielka zbrodnia? Chcę wiedzieć o tobie wszystko, Yoongi — wybełkotał cicho, nieco w pijackim zamroczeniu.
— Zaiste romantyczne — syknął, głosem dosłownie ociekającym sarkazmem. — A nawet jeśli, to nie wydaje mi się żeby to była twoja bajka. Z tej perspektywy, ta cała sytuacja z łazienki... Mój błąd. Przepraszam — wymamrotał, a Hoseok poczuł, jak coś rozrywa mu serce na pół. Owszem, mógł być tym bardzo roztrzęsiony i rozdarty, ale błąd był ostatnim, czym by to określił. — Jak jej tam było... Hyojin? Znajdziesz sobie taką kolejną. I następną. I jeszcze następną. To, że teoretycznie mamy podobne doświadczenia życiowe i potrafimy się ze sobą utożsamić wcale nie znaczy, że coś do mnie czujesz. Wydaje mi się, że jesteś po prostu zagubiony.
— O, teraz to już brzmisz kompletnie jak typowy, nieszczęśliwy gej, który czuje coś do takiego typowego, heteroseksualnego faceta jak ja i boi się odrzucenia. Chociaż...Czy tak samo potraktowałbyś Minwoo, gdyby ten otworzył się przed tobą tak, jak ja? Wydaje mi się, że nie. — Uśmiechnął się smutno, jednakże lekko przy tym rozbawiony. — Widocznie mnie nie spotka taki zaszczyt.
— Skąd ten pomysł? To, że jestem gejem?
— Kogo próbujesz oszukać? — Hoseok położył swoje drżące dłonie na jego ramionach, a ten z lekka się speszył, rozluźniając uścisk na jego koszulce. — Wstydzisz się tego?
— Oczywiście, że nie — szepnął i puścił go, odsuwając się jeden krok do tyłu.
Zacisnął jednak zęby, zdając sobie sprawę, że właśnie potwierdził jego podejrzenie.
— Nie chciałeś mi nic powiedzieć, więc naprawdę długo o tym myślałem. — Hoseok, pchany pijacką pewnością siebie, podszedł do niego i położył płasko dłonie na jego torsie. — I doszedłem do pewnych wniosków. Szczerze mówiąc, to ty i bycie gejem to była tylko jedna z opcji, które brałem pod uwagę. Najwidoczniej słuszna. Cóż, po prostu logicznie wydedukowałem, że ktoś od tak nie rodzi się ze zdolnością brania do ust pierwszego lepszego kutasa, jak to sam określiłeś. Byłeś zbyt pewny siebie jak na laika.
— Jakie były inne opcje? — Yoongi zapytał, z lekka onieśmielony.
Dłonie Hoseoka lawirowały po jego torsie, zaczepnie to unosząc, to opuszczając jego koszulkę. Yoongi czuł gorące opuszki palców chłopaka, co chwila zahaczające swoimi muśnięciami o nagą skórę jego torsu. Zaczął przerzucać ciężar ciała z jednej nogi na drugą niemalże niezauważalnie, czując napięcie budujące się w dole jego brzucha.
— Biseksualność. Ciekawość. Brak innych opcji. — Wzruszył ramionami. — Ale finalnie wychodzi na to, że brak innych opcji też wchodzi w grę. Przykro mi, że wykorzystałeś mnie tylko i wyłącznie jako upust twoich frustracji. Nadarzyła się inna okazja i już nie jestem ci potrzebny. — Pokręcił głową, po czym zarzucił swoje ręce w okolicy dołu jego pleców, badając ich strukturę swoimi dłońmi przez cienką koszulkę. — Nikomu nie jestem potrzebny. — Odsunął się od niego nagle, tak jakby właśnie zdał sobie z tego sprawę. — Ani Hyunkiemu. Ani tobie. Oboje chcecie mnie tylko wykorzystać, prawda?
Hoseok nagle wplótł palce w swoje włosy i podszedł w stronę łóżka, siadając na nim i opierając łokcie na kolanach. W tamtym momencie Yoongi zdał sobie sprawę, co musi się dziać w jego głowie. Stał tam, o ciężkim oddechu, próbując opanować galopujące myśli i całą krew, która przepływała przez jego żyły o wiele szybciej, niż powinna.
Gdy już częściowo udało mu się to zrobić, podszedł do chłopaka i kucnął przed nim, chwytając jego nadgarstki, po czym z lekkim oporem odsunął jego dłonie od włosów, za które ten ciągnął z wielką pasją.
— Joonyeol to brat Minwoo. Nie widziałem go od pogrzebu, a on dowiedział się, że jestem tutaj. Dlatego przyjechał — wyjaśnił krótko.
— Joon—kto? — pociągnął nosem, rzucając na niego przelotne spojrzenie.
— Chłopak, który teraz śpi w moim pokoju. Co więcej, zaprosił mnie na swój ślub. W listopadzie. Wiem, że to wszystko stało się nagle i nie byłbym w stanie wyjaśnić tego od razu, ale nie sądziłem, że ty—
Poczuł, jak Hoseok wyrywał swoje nadgarstki z jego uścisku i chwilę później zdzielił go po twarzy poduszką, co wyburzyło go z równowagi i sprawiło, że upadł na tyłek. Podparł się dłońmi za plecami, wyraźnie zaskoczony.
— Dlaczego nic nie powiedziałeś?! — Hoseok krzyknął, a Yoongi podniósł się momentalnie i zakrył mu usta dłonią.
— Shh — szepnął, chcąc go uciszyć. — Jest środek nocy, Hoseok.
— Dlaczhefaoif mi nsc nuie pouedzialez — zaszlochał przez jego dłoń, a ten otworzył szeroko oczy, nie bardzo wiedząc co robić.
Poczuł jak łzy Hoseoka skapują w dół jego policzków na jego dłoń, rozpływając się po niej na boki. Odsunął ją więc od jego twarzy, nadal niesamowicie zaskoczony.
— Byłeś... Zazdrosny? Czy tak?
— Nie dość — zachłysnął się własnymi łzami — że jestem zazdrosny o martwego człowieka, przez co czuję się jak idiota i potwór, to jeszcze o kogoś, kto— Matko jedyna, przysięgam, że nigdy w życiu nie przepłakałem przez kogoś tyle, co przez ciebie.
— Nie przesadzaj. Mówiłem, żebyś nie decydował sobie sam, kto cie chce, a kto nie. Więcej z tego szkody niż pożytku. — Yoongi zmierzwił jego włosy niepewnie, a ten, jakby odruchowo, pochylił się jego stronę, zadowolony z uczucia, które temu towarzyszyło.
Trwali tak przez dłuższą chwilę, póki Yoongi nie pomógł Hoseokowi położyć się na łóżku i nie przykrył go kołdrą do połowy torsu. Podszedł do jednego z okien i otworzył je szeroko, po czym odsunął zasłonę na bok tak, by ta nie majtała się na wszystkie strony od podmuchów wiatru.
— Yoongi? — Hoseok spojrzał na niego spod przymrużonych, sennych powiek.
— Hoseok? — odpowiedział, chwytając z parapetu butelkę i kucając przy łóżku tak, że ich twarze były na tej samej wysokości.
— Nie jestem zagubiony — oznajmił pewnie, ziewając przy tym uroczo. — Jestem facetem. Z krwi i kości. I nie płakałbym tak, gdybym nie był czegoś pewien.
— Mężczyźni też płaczą. To w stu procentach okej — Yoongi szepnął cicho, odstawiając butelkę na ziemię i odgarniając wilgotne od potu włosy z czoła Hoseoka.
— Yoongi?
— Hoseok? — zachichotał, rozbawiony ich dziwną, zaskakująco spokojną wymianą zdań, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, w jakim uniesieniu rozmawiali chwilę wcześniej.
Zauważył, jak ten wyciąga swoje dłonie spod kołdry i kładzie je na jego policzkach z dziwną czcią. Były ciepłe i gładkie. Przyjemne w dotyku i kojące.
Hoseok przyglądał się jego twarzy z zaciekawieniem, po czym uniósł swoją głowę delikatnie i pocałował go tak, że ten oparł się łokciami o materac, żeby nie stracić równowagi. Yoongi, trochę zaskoczony, wsunął jedną ze swoich dłoni pod jego plecy i uniósł go do pozycji siedzącej, samemu prostując się i siadając na brzegu łóżka.
Pogłębił pocałunek, a Hoseok przesunął swoje dłonie delikatnym ruchem w górę jego karku, delikatnie ja na nim kładąc. Yoongi czuł ich gorący ślad na swojej skórze ciężkim, wnikającym głęboko do jego wnętrza dreszczem. Poruszył się niespokojnie.
Jego usta otworzyły się nieco szerzej, a język przejechał po dolnej wardze Hoseoka, który przycisnął się do niego jeszcze mocniej.
Yoongi czuł się naprawdę dobrze. Jednakże wiedział też, że wystarczyło im już wrażeń na tamten dzień, więc odsunął Hoseoka od siebie, przejechał kciukiem po jego wilgotnych, lekko zaróżowionych ustach i pocałował go miękko w czoło. Ten westchnął.
— Tak, wiem. Mam iść spać — mruknął i położył swoja głowę z powrotem na poduszce.
— Bingo. Masz też nie myśleć o niczym głupim. W międzyczasie, ja zabiorę sobie to. — Podniósł butelkę z podłogi.
— I tak nie wypiłbym więcej. Kręci mi się w głowie.
— Jesteś pewien, że to tylko od alkoholu? — zapytał, z deka rozbawiony.
— Nie wiem — Hoseok wytknął język w jego stronę, po czym obrócił się do niego plecami i zamknął oczy. — Dobranoc.
— Dobranoc — Yoongi podszedł do biurka i zgasił zapaloną na nim lampkę.
Wyszedł po omacku z sypialni i zamknął za sobą drzwi, rzucając ostatnie spojrzenie na miarowo unoszące się dzięki regularnym oddechom ciało Hoseoka, który musiał momentalnie zapaść w sen.
Yoongi wrócił do swojej sypialni, gdzie Joonyeol nadal smacznie spał, ciągle w tej samej pozycji. Nie wiedział, jak z Namjoonem i Brianem, ale miał nadzieję, że oni również nie zdołali się obudzić przez jakikolwiek hałas, który on i Hoseok mogli spowodować.
Schował butelkę do swojej szafy na środkowej półce, po czym położył się delikatnie na łożku, przykrywając się kocem do pasa. Zarzucił jedną z rąk pod głowę i wlepił wzrok w sufit, przymykając powieki. Słyszał miarowy oddech Joonyeola, odbijający się od ściany.
Miał sucho w gardle — z początku chciał się przecież czegoś napić, ale kompletnie o tym zapomniał. Nie chciał już jednak wracać do kuchni, więc postanowił, że przecierpi i napije się rano. Palcami wolnej dłoni przejechał po swoich ustach i uśmiechnął się nikle. Nawet fakt, że Hoseok smakował whiskey kompletnie mu nie przeszkadzał. Zastanawiał się tylko, co ten miał na myśli mówiąc o płaczu i pewności czegoś, na czego temat później więcej już nie elaborował.
Gdzieś w głębi jego duszy tliło się przeczucie, że musiało to być coś miłego. Zasnął spokojnie, jakby opatulony tą myślą.
Chociaż, jeśli miał być szczery, wnętrze jego dłoni nadal delikatnie piekło go od uderzenia w ścianę.
•
— A więc jesteś biznesmenem?
— Pracuję z deweloperem — Joonyeol wyjaśnił cicho. — On inwestuje w nieruchomości, głownie mieszkania, a ja zajmuje się ich rozprowadzeniem.
Namjoon kiwnął głową, chociaż, bazując po wyrazie jego twarzy, nadal nie do końca miał pojęcie, na czym polegała jego praca.
— Joonyeol pracuje w agencji mieszkaniowej. Wynajmuje mieszkania — Hoseok prychnął, a Namjoon szturchnął go w bok.
— Przecież rozumiem. Wiem — wywrócił oczami, podchodząc do lodówki i wyjmując z niej swój bidon z wodą. — No, miło było — zwrócił się w stronę Joonyeola zakłopotany. — Ale ja idę na siłownię. Brian, jeżeli chcesz, żebym cię gdzieś podwiózł, to twoja ostatnia szansa.
Brian jednak wzruszył tylko ramionami sponad stołu, gdzie właśnie pochłaniał swoje śniadanie.
— Nigdzie się nie wybieram. Będę leżał na kanapie, do góry brzuchem.
— Twoja sprawa — Namjoon zgarnął swoją czapkę z wieszaka na kurtki na korytarzu i nacisnął ją na czubek głowy, po czym pomachał wszystkim jakby od niechcenia przez próg wejścia do kuchni.
Narzucił swoją torbę sportową na ramię zamaszystym ruchem i wyszedł z mieszkania z trzaskiem drzwi, który, zapewne przez przeciąg od otwartego w kuchni okna, dosłownie zatrząsł mieszkaniem w posadach.
— A więc znacie się z Yoongim od dziecka? — Brian mruknął, a Joonyeol kiwnął głową, pociągając z kubka łyk kawy, którą zaparzył mu Yoongi.
Miał nieco poczochrane włosy, a sweter, który poprzedniego dnia zmoczył mu deszcz i zdążył przeschnąć przez noc, był nieco pognieciony. Yoongi zaproponował, że mu go wyprasuje, ale ten zaprotestował. To był prezent od jego narzeczonej. Podobno tylko ona wiedziała, jak się z nim obchodzić.
Yoongi zdążył go o nią trochę wypytać, gdy razem leżeli w łóżku po przebudzeniu. Znali się nie całe cztery miesiące, ale Joonyeol twierdził, że była to zdecydowanie miłość jego życia i dlatego już, teraz będą się pobierać. Yoongi nie chciał się z tym kłócić, więc tylko słuchał go wtedy i przytakiwał głową.
— Tak. Wychowaliśmy się razem. Minwoo, Yoongi i ja. Minwoo to był mój brat — Joonyeol mruknął cicho w odpowiedzi, będąc pewnym, że współlokatorzy Yoongiego wiedzą o tym, co się wydarzyło.
— Przykro mi — Brian szepnął, kompletnie zapominając, że Yoongi nie miał pojęcia, iż ten dowiedział się o całym zdarzeniu.
Yoongi zakrztusił się wodą.
Spojrzał na Hoseoka, a ten uniósł dłoń w geście obronnym, blady jak ściana. W sumie i bez tego był już dosyć blady — kac, jak można było się spodziewać, nawiedził go zaraz po przebudzeniu.
— Nie ma powodu. Naprawdę. Nie możemy cofnąć czasu, prawda? W tym całym bałaganie cieszę się, że odzyskałem kontakt z Yoongim. Chociaż tyle. Dziękuję, że się nim zajmujecie.
— To duży chłopak, poradziłby sobie sam. — Brian uśmiechnął się do niego.
— Na pewno nie lepiej, niż z przyjaciółmi.
— Dosyć — Yoongi przerwał im, odchrząkując głośno. — Jesteś głodny? — zapytał Joonyeola. — W lodówce jest smażony ryż, Brian nam wczoraj trochę zostawił.
— Nie... Tak właściwie, to powinienem się już zbierać.
— Już? — zapytał zaskoczony, układając usta w śmieszny dziubek.
Joonyeol uśmiechnął się tylko smutno i kiwnął głową, spoglądając w swój kubek kawy speszony.
Dwadzieścia minut później Yoongi odprowadził Joonyeola do jego samochodu, który ten zaparkował na parkingu nieopodal bloku.
Siedział już w aucie, gdy Yoongi pochylał się nad otwartymi drzwiami od strony kierowcy.
— Zapnij pasy — polecił mu, a ten kiwnął głową i zaśmiał się.
— Dobrze mamo. — Zapiął je, po czym ustawił lusterko przy przedniej szybie z przyzwyczajenia. — Uhm... Yoongi? Jesteś pewien, że nie chcesz, żebym powiedział o tym wszystkim mamie?
— Nie. Przyjadę na ślub. Już ci to obiecałem. Daj mi czas, okej?
— Ona naprawdę się o ciebie martwi.
— Wierzę — szepnął. — Ale nadal proszę o to samo.
Ten tylko kiwnął w odpowiedzi głową, zaciskając palce na kierownicy.
— W takim razie... — mruknął po chwili ciszy. — Będę już jechał.
— W porządku. — Yoongi odsunął się od drzwi i zamknął je delikatnie.
Joonyeol opuścił szybę i zmierzył go wzrokiem. Przygryzł wargę.
— Uważaj na siebie.
— Okej.
— I kup granatową muchę do garnituru. Mam granatowy krawat. Mama się uparła na ten granat jak rzep uczepiony ogona.
— Okej — powtórzył się, ale zdał sobie sprawę, że oprócz granatowej muchy nie miał również i rzeczonego garnituru.
Podrapał się po skroni.
— Kocham cię, hm? — Joonyeol wyrwał go z transu i uśmiechnął się do niego, po czym jakby przypomniał sobie o czymś i zaczął grzebać w schowku w samochodzie, nie pozwalając nawet dojść Yoongiemu do słowa i czegokolwiek odpowiedzieć. — Chcesz go z powrotem? — Wyciągnął w jego stronę nieśmiertelnik, a Yoongi spojrzał na niego i kiwnął głową szybko, chwytając go z jego dłoni.
Milczał, patrząc się na przyjaciela smutno. Ten jednak ciepło się uśmiechał, co dodało Yoongiemu nieco otuchy. Pomachał mu i zrobił kilka kroków do tyłu na trawnik, gdy ten odpalił silnik i wykręcił samochodem w prawo tyłem, wyjeżdżając na parkingowy podjazd. Chwilę później odjechał. Yoongi oglądał się za samochodem, obracając nieśmiertelnik w palcach.
Koniec końców wymienił się z Joonyeolem numerami, ale prosił go, by ten do niego nie dzwonił, jeżeli nie było to konieczne. Yoongi potrzebował chwili. Obiecał, że sam się odezwie, jak będzie już gotowy. Wszystko to jeszcze w tamtym momencie wydawało się dla niego bowiem conajmniej surrealistyczne. Jakby żył w innym wymiarze. Nie wierzył, że znowu się spotkali.
Gdzieś głęboko w środku zaczął żałować, że pozwolił mu odjechać. Chciał, żeby został jeszcze chwilę dłużej.
Potrząsnął głową i wrócił z powrotem na wyłożony kostką parking. Musiał przeciąć go na wskroś, żeby wrócić w stronę klatki prowadzącej do ich mieszkania. Gdy był w połowie drogi poczuł jednak, że ktoś szarpie go za ramię. Odwrócił się zaskoczony i zobaczył obok siebie Namjoona, który marszczył czoło.
— Co za cholera... Nie jesteś na siłowni? — zapytał zaskoczony.
— Mamy do pogadania.
— Czekałeś na mnie tutaj pół godziny?
— Może. A teraz pakuj się do auta — warknął, po czym zaczął ciągnąć go w stronę swojego samochodu.
— Namjoon, poczekaj, Brian i Hoseok czekają w domu. Pomyślą, że coś się stało.
— Napisz im esemesa, że coś ci wypadło.
— Namjoon! — Yoongi niemalże krzyknął, a ten zatrzymał się i obrócił w jego stronę na pięcie, wyraźnie rozdrażniony.
— Nie podoba mi się, że coś przede mną ukrywacie. Wszyscy zdają się wiedzieć, kim tak właściwie jest... Był tamten typek — machnął ręką w stronę, w którą w swoim aucie odjechał Joonyeol. — Nie zniosę tego ani jednego dnia dłużej.
Yoongi ściągnął brwi w niemalże równą linię, po czym oparł dłonie o uda i pochylił się do przodu zestresowany, z trudnością łapiąc powietrze. Tylko tego mu brakowało.
— Yoongi? — Namjoon zmartwił się z lekka, a ten westchnął i spojrzał na niego po chwili z dołu, już nieco spokojniejszy.
— Możemy wrócić do domu i porozmawiać na spokojnie? We czwórkę? Proszę? Nie róbmy scen na środku parkingu.
•
— Czyli to miałeś na myśli, pieprząc coś wtedy o tym całym artykule? — Yoongi odchylił się do tyłu na kanapie, chowając twarz w dłoniach.
Brian spuścił głowę, w której tył, jak Yoongi i Joonyeol tylko opuścili mieszkanie, Hoseok zdzielił go kilkukrotnie dłonią z całej siły, karcąc go za posiadanie zbyt długiego języka. Jak widać jednak — bez większego sensu, skoro Yoongi i tak sam im wszystko powiedział.
Brian podświadomie oczekiwał przeprosin.
— Nie istotne — Yoongi dodał po chwili, po czym pochylił się do przodu czując się tak, jakby gwałtownie przerzucony w innym kierunku ciężar jego ciała miał powalić go na stolik do kawy.
Zakręciło mu się w głowie. Wyjaśnienie wszystkiego chłopakom zajęło mu dobrą godzinę. Wypił przy tym wielką szklankę wody i napocił się tak, jak przy żadnym treningu w swoim życiu.
Opowiedział im o Minwoo. O Joonyeolu. O pożarze i zawalonym budynku, chociaż oszczędził sobie drastycznych szczegółów. O swoich bliznach, terapii i traumie. I, pomimo potu i stresu, poszło mu to łatwiej, niż myślał.
— Tak więc... — Namjoon zwrócił się do niego, jakby wyrywając siebie samego z intensywnego toku rozmyślań. — Nie, w sumie, to nic. Sam nie wiem co powiedzieć, Yoongi.
— Żaden z was nie musi mówić nic. Wystarczy mi, że wszystko nie wisi już tak w powietrzu. — Pokręcił głową. — Strzegłem tego jak największej tajemnicy, ale lżej mi, gdy nie muszę jej tak w sobie dusić. Mam nadzieję... Że nie zrzuciłem tego na was w jakikolwiek niekomfortowy sposób. — To powiedziawszy przeciął się spojrzeniami z Hoseokiem, który stał przy parapecie i opierał się o niego, patrząc na swoje stopy.
Yoongi dobrze wiedział, że ten nadal trzymał swoje życie w kompletnym sekrecie. I nie chciał wywierać na nim presji, by wywlekać je na wierzch. Sam oczekiwał przecież, by inni uszanowali jego osobistą potrzebę przestrzeni i czasu. Zdawał sobie jednak z drugiej strony sprawę z tego, jak bardzo wielką ulgę Hoseok poczułby, gdyby, na ten przykład, znowu wybrał się na terapię i wyrzucił to z siebie w bezpiecznym środowisku, tak na dobry początek.
Bo Yoongi nie był zbyt pewien tego, że sam dałby radę mu pomóc.
— Dzięki, że nam zaufałeś. Wybacz, że nie powiedziałem ci, że już co nieco wiem. — Brian usiadł obok niego i poklepał go po ramieniu, ciągle czując pulsujący ból z tyłu głowy.
Hoseok zauważył, jak ten się krzywi i spojrzał na niego przepraszająco. On tylko machnął na to ręką i posłał mu krótki, ale szczery uśmiech.
— Uhm... — Yoongi zaczął nagle. — Pamiętacie te akcje z chłopakiem, który chciał skakać z dźwigu?
— Tak, słyszałem o tym. A kto w jednostce w Gunsan nie słyszał? W ogóle w całym Gunsan? — Brian przekrzywił głowę pytająco. — Aż żałuje, że mnie tam osobiście nie było.
— To nie istotne, nie przerywaj bez sensu — Namjoon burknął na Briana jak to miał w zwyczaju i zaplótł ręce na piersi, oparty plecami o ścianę. — Do rzeczy?
— Zaraz po niej Kang powiedział mi, że przy moim zaprzysiężeniu chce zachować mój stopień dowódcy — Yoongi mruknął. — Ale po tym, jak tak nagle zniknąłem... Nie rozmawiałem z nim o tym jeszcze, nie wiem czy nie zgłosił tego gdzieś dalej... Możliwe, że w ogóle mnie nie zaprzysiężą i stracę tę pracę. Mam wrażenie, że to tylko cisza przed burzą.
— Gdybyś miał ją stracić, to tuż po twoim powrocie kazałby ci spadać. — Namjoon wywrócił oczami. — Wydaje mi się, że najlepiej będzie udawać, że to się nigdy nie zdarzyło, póki on sam nie zacznie tematu. Kang daży cię naprawdę wielkim zaufaniem, chociaż nie wiem skąd się to bierze. Gdybym był na jego miejscu, to z uśmiechem na ustach patrzyłbym, jak ponosisz konsekwencje tak głupich wyskoków — wymamrotał, chociaż ze specyficznego wyrazu jego twarzy dało się wyczytać, że tylko żartował.
— Yoongi to dobry strażak — Hoseok wtrącił po długiej chwili milczenia. — I jestem pewien, że sprawdzi się jako dowódca.
— Tyle, że ja nie chcę być dowódcą — sprostował. — Chcę zostać zwyczajnym strażakiem... Jak reszta.
— Możemy zamienić się miejscami — Namjoon prychnął. — Może nie będę musiał już prowadzić tego cholernego wozu jak jakiś szofer i tolerować tego, że ktoś zarzuca mi śmierdzące stopy na deskę rozdzielczą. — Rzucił wymowne spojrzenie w stronę Briana, ale ten nic sobie z tego nie zrobił.
Hoseok jednak zaśmiał się, po czym odchrząknął i wyszedł z salonu jak gdyby nigdy nic, kierując się w stronę łazienki. Yoongi i reszta odprowadzili go swoimi spojrzeniami, z lekka zaskoczeni.
— No... Na mnie już czas. Serio muszę pojechać na tą siłownię. — Namjoon zmierzył Yoongiego wzrokiem i westchnął. — Przez moment myślałem, że jesteś jakimś pierwszoligowym przestępcą. Albo złodziejem. Albo mordercą. I dlatego cię przenieśli — wyjaśnił. — A to, co się stało. Minwoo... I cała reszta. To nie twoja wina. Mam nadzieję, że z czasem będziesz to w pełni rozumiał. To taka praca i zakładając mundury piszemy się na to. On też na pewno się pisał i wiedział, z czym to się je. Jeżeli kiedykolwiek będziesz się tym jednak zadręczał i miał przez to zły dzień, to możesz z nami porozmawiać. Nie tylko z samym Hoseokiem. Wszyscy jesteśmy tu przyjaciółmi, wiesz. Nie znam się zbyt długo... Ale... No. Pójdę już. — Ostatnie kilkanaście słów wyrzucił z siebie na jednym wdechu i szybko wyszedł z salonu, a potem z mieszkania tak szybko, jakby chciał sprawić wrażenie, że nigdy w nim go tak naprawdę nie było.
Brian i Yoongi patrzyli za nim, po czym spojrzeli po sobie.
— To była najdłuższa wypowiedź, jaka chyba kiedykolwiek padła z jego ust — Yoongi szepnął zaskoczony, a Brian przytaknął mu.
— A jaka prawdziwa — dodał. — Tym bardziej wbij ją sobie do głowy. Dla własnego dobra.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top