2. But dude, you have PTSD
— Ciekawe. — Doktor Han zgasił papierosa w popielniczce, a jego oczy zmrużyły się, gdy wędrujący z niego dym dotarł na ich wysokość. — Jesteś pewien?
— Mam dosyć siedzenia w domu. — Yoongi spuścił wzrok. — To moje prawdziwe życie. Jeżeli teraz mam okazję do niego w pełni wrócić, to chcę spróbować.
— Jesteś uparty.
— I co z tego. Podpiszesz mi ten papierek czy nie? — Wywrócił oczami, oparł łokcie o kolana pochylając się do przodu i wlepił wzrok w swoje splecione dłonie.
— Nie wiem, czy powinienem. — Pokręcił przecząco głową. — Ba, ja jestem pewien, że nie powinienem. Ale nie chcę też cię trzymać w miejscu. Brzuszek trochę ci urósł — prychnął pod nosem. — Może siedzenie za biurkiem faktycznie nie jest dla ciebie.
— Nie spoufalasz się za bardzo? — Yoongi przeczesał palcami swoje już o wiele zbyt długie włosy, a jego stopa zaczęła skakać w górę i w dół, napędzana nabytym przez niego niedawno tikiem nerwowym.
— Cóż, znamy się rok. Jesteś moim ulubionym pacjentem, więc uważam cię za przyjaciela. Inaczej nadal mówiłbym do ciebie per pan. — Poprawił swoje druciane okulary na nosie, a ich porysowane szkła odbijały słońce, które wpadało do środka przez okno. — I jako przyjaciel odradzam–
— Podpisz — Yoongi przerwał mu wpół zdania i podsunął pod jego nos dokument, który ze sobą przyniósł. — Płacę ci za to.
— Płacisz mi za wysnute przez siebie samego diagnozy? Myślałem, że zależą ode mnie i od mojego dyplomu absolwenta medycyny — powiedział jakby sam do siebie, ale wziął w dłoń swoje wieczne pióro i przyjrzał się papierkowi. — Potwierdzam, iż Min Yoongi, stopień kapitana, jest psychicznie zdolny do dalszej pracy w Służbie Pożarniczej — przeczytał głośno i podniósł na niego wzrok. — Stary, przecież ty masz PTSD. To się wyklucza samo przez siebie.
Zapadła chwila długiej, wymownej ciszy. Yoongi nie miał ochoty się do tego odnosić, mimo że blizna na lewej ręce zaczynała dawać o sobie znać. To był jeden z tych tematów, który podchodził dla niego pod kategorię tajemnic poliszynela. Był świadom jego istnienia, ale wolał o nim nie mówić. Doktor Han jednak nie miał przed tym oporów.
— Miliard razy już ci mówiłem Han, że czuję się dobrze — syknął w końcu przez zaciśnięte zęby. — Już nawet nie zauważam tej blizny. Przywykłem i wiem, że czasu nie cofnę, ale–
— Nadal śni ci się Minwoo? Nadal unikasz siódemek i wszystkiego, co związane z jego numerem w jednostce? - Han uniósł brwi pytająco. — Ciągle zastanawiasz się "Co by było gdyby. To ja powinienem tam zostać. Minwoo nie powinien był zginąć, tylko ja"? Jeżeli tak, to nie, wcale się z niczym nie pogodziłeś i do niczego nie przywykłeś. — Wzniósł oczy ku niebu i nie patrząc na dokument, przeciwnie do tego co właśnie powiedział, złożył na nim podpis.
Yoongi momentalnie wyciągnął po niego dłoń, ale Han był szybszy. Przycisnął sobie papier do piersi i zmrużył oczy.
— Musisz mi coś obiecać. Wtedy dostaniesz to nieszczere, bezwartościowe pisemko.
— Czego ode mnie oczekujesz? — Yoongi przełknął gulę w gardle.
-—Będziesz uważał na swoje limity. — Han wyglądał na naprawdę przejętego, a jego oczy patrzyły na Yoongiego tak intensywnie, że ten aż skulił się lekko w fotelu. — Nie będziesz sam siebie okłamywał. Jeżeli nie dasz rady, to nie dasz rady. To nic złego nie mieć na coś siły.
— Dobra, powtarzasz mi to od dawna. Nie musisz–
— Widzisz? Teraz ewidentnie nie masz siły, a udajesz, że tak nie jest. Dlatego posłuchaj mnie. — Pogroził mu palcem. — Złożyłem podpis, ale terapia nie jest skończona. Będziesz do mnie dzwonił. Nawet jeśli przeniosą cię cholera wie gdzie. Dzwoń do mnie chociaż raz w tygodniu. Jeżeli zapomnisz, to przysięgam, to ja zadzwonię do centrali tej waszej straży pożarnej i zrobię wszystko, żeby to — ponownie wskazał na dokument, który trzymał przy piersi — przestało mieć rację bytu.
— Mam ci też płacić za rozmowy przez telefon? Konsultacje nie są darmowe.
— Nie policzę za to ani grosza — prychnął. — Wyznałem ci chwilę temu, że jesteś moim przyjacielem. Nie mógłbym teraz wziąć od ciebie pieniędzy. To byłoby nieetyczne. — Zamyślił się i położył dokument z powrotem na stole. — To jak? - Posłał Yoongiemu pytające spojrzenie, przesuwając papier po blacie w jego stronę.
W tle gdzieś za nimi zegar tykał jakby nerwowo, a powietrze w pomieszczeniu gwałtownie zgęstniało. Jakaś niewidzialna siła znowu trzymała Yoongiego swoimi dłońmi za szyję i nie pozwalała ruszyć głową. Już wtedy było to dla niego czymś, co zdarzało się dosyć często - niemoc i dziwne odrętwienie stały się częścią jego życia.
— Obiecuję — wykrztusił przez ściśnięte gardło i zabrał Hanowi papier. — No i... Dzięki. Za wszystko.
*
Jazda autobusem o czwartej nad ranem była kolejnym dziwnym przeżyciem, z którym Yoongi miał do czynienia po przybyciu do Gunsan.
O tyle dobrze, że rano było chłodniej, więc z domu wyszedł w bluzie, która zakrywała jego tatuaże i to, co z nich zostało. Przynajmniej przez to nie rzucał się tak bardzo w oczy. Już sam fakt, że miał na sobie mundur przyciągał wzrok.
Nie był wyspany, kranu nadal nie zamontował, a w nocy męczył go dziwny sen o bezkresnej podróży pociągiem. Obudził się skonfundowany, co z pewnością wpłynęło na jego poranny humor. Zjadł jednak śniadanie i wypił spory kubek kawy, co nieco przywróciło go do życia.
Z początku usiadł na tyle pojazdu pod oknem, położył swój plecak przy nogach i z lekkim zdziwieniem zauważył, że całkiem sporo osób również jechało autobusem o tak wczesnej porze. Dopiero później zdał sobie sprawę, że byli to rybacy, którzy wysiadali na przystanku przy porcie i parę starszych kobiet, wybierających się na targ tuż przy nim.
Od początku podróży wszyscy patrzyli się na niego jak na intruza. Czuł się skrępowany i z lekką irytacją naciągał rękawy swojej bluzy na dłonie. Zastanawiał się dlaczego tak bardo przyciągał na siebie wszystkie spojrzenia. Przez chwilę poddał się nawet swojej paranoi, że każdy człowiek zna historię jego życia i ocenia go w myślach. Przyprawiało go to o dreszcz. Szybko jednak uspokoił się i starał się wyjaśnić sobie tą trywialną sytuację na spokojnie - musiał być po prostu nową twarzą w tej konkretnej linii autobusowej, albo było po nim widać, że kompletnie nie umiał zlać się z otoczeniem i odstawał od reszty.
Machnął mentalną ręką, chcąc odgonić natrętne myśli, i oparł głowę o drżącą szybę starego autobusu. Przymknął oczy mając przed sobą jeszcze parenaście przystanków, ale po chwili musiał je otworzyć czując, że ktoś delikatnie i niepewnie szturcha go w ramię.
— Dzień dobry. — Jakaś starsza kobieta wsiadająca na przystanku kawałek dalej od jego mieszkania przysiadła się do niego, pomimo że w autobusie było jeszcze mnóstwo innych pustych miejsc.
Położyła swoją torbę opartą o własne łydki, a Yoongi tylko kiwnął w je stronę głową nie wiedząc, co powinien odpowiedzieć.
— Kiepska pogoda, nie sądzisz? — Wskazała na krajobraz za oknem. — Zapowiada się gorący dzień.
Yoongi skrzywił się, z lekka zszokowany jej wypowiedzią.
— Chyba jest jeszcze zbyt ciemno, by ocenić. — Podrapał się po karku i lekko go rozciągnął, odchylając nieznacznie głowę do tyłu.
— Oh, tyle już jestem na tym świecie... Czuję to w kościach i implantach w miednicy — zaśmiała się i klepnęła go w udo, na co zareagował dziwnym dreszczem i otworzył szeroko oczy, widocznie zaskoczony. — Jesteś strażakiem, synku? — zapytała go z uśmiechem, a na jej twarzy pojawiło się kilka dodatkowych zmarszczek.
— Uhm... Tak — odpowiedział cicho.
— I pewnie do tego samotnym? — Pociągnęła go lekka za materiał koszulki, a on skrzywił się nie wiedząc, dokąd zmierza ta dziwna rozmowa.
— Tak? Ale... Po czym to pani stwierdza?
— Samotni mężczyźni przeważnie nigdy nie prasują ubrań. — Pokręciła głową z dezaprobatą i zaczęła grzebać w swojej torbie.
Zamilkła na moment, odwracają się do niego z deka plecami. Yoongi odruchowo przyjrzał się swojej koszulce i zaplótł ręce na piersi stwierdzając, że to koniec ich niezręcznej wymiany zdań, ale nie zdążył się nawet dobrze rozejrzeć za oknem, gdy ponownie szturchnęła go w ramię.
— Proszę. — Wcisnęła mu w ręce plastikowe pudełko, jeszcze ciepłe. — Kluski ryżowe.
— Nie mogę–
— Weź. Jadę do mojego syna, jest rybakiem i od trzech dni praktycznie nie zszedł z łodzi. Mam tego jeszcze sporo. Wyglądasz blado.
Yoongi przekrzywił lekko głowę i ścisnął pudełko w dłoniach. Nie będąc w stanie po prostu jej go oddać kiwnął tylko głową i schował je ostrożnie do plecaka. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale do czasu, aż wysiadła na przystanku przy porcie nic nie przyszło mu do głowy. Pożegnał się z nią tylko cicho i obserwował przez okno, jak powolnym krokiem idzie w stronę jednego z pomostów, dopóki nie zniknęła mu z pola widzenia.
Przypomniał sobie swoją mamę, która jeszcze gdy zaczynał pracę w straży pożarnej również gotowała mu obiady i pilnowała, by dbał o siebie pomimo napiętego grafiku. Zawsze była przeciwko temu, co robił zawodowo, ale nigdy nie stawała mu na przeszkodzie.
Dopiero gdy odeszła, a on sam przeżył swoje chwile załamania, był w stanie ją zrozumieć i postawić się na jej miejscu. Chociaż, mimo to, ciągle nie umiał zrezygnować z tego, co uważał za swoje jedyne, prawdziwe, chociaż niebezpieczne i nie raz kończące się tragedią przeznaczenie.
W drodze do remizy intensywnie zastanawiał się jednak nad tym, czyj los jest bardziej tragiczny.
Uważał to za specyficzne - ludzie potrafią zbratać się z wieloma żywiołami i używać ich do własnych celów. Jeżeli robią to dobrze, to i one odwdzięczają się człowiekowi. Miał jednak, z początku bolesną, lecz z czasem dającą się przyswoić świadomość, że działa to też w drugą stronę.
Yoongi chwycił plecak i wysiadł z autobusu przystanek wcześniej. Poczuł, że musi się przejść. Na zewnątrz, pomimo wczesnej pory, zaczynało robić się ciepło. Tak, jak przewidziała staruszka w autobusie - czerwone, żarzące się słońce wschodziło za horyzontem, przypominając nieco ognisty płomień, który spokojnie kołysał się na knocie ogromnej świecy. Na pierwszy rzut oka każdy by stwierdził, że, wbrew słowom kobiety, słońce przecież wcale nie zwiastowało kiepskiej pogody. Wręcz przeciwnie. Zapowiadało gorący, przyjemny dzień w portowy mieście.
Ale to tylko pozory. Ogień jest mściwy. Yoongi wiedział to dobrze. Wyjątkowo dobrze.
*
Pole treningowe rozciągało się w głąb trawiastego pustkowia, a kilku strażaków w samych długich spodniach biegało na nim dookoła niczym króliki, widocznie zmęczeni. Yoongi trzymał się z tyłu, biegnąc powoli, próbując unormować własne tempo. Odstępstwa od pracy w remizie i zaniedbywanie treningów dały o sobie znać. Jako jedyny biegał w koszulce i bluzie - chciał jak najdłużej ukryć jeden ze swoich najwstydliwszych sekretów. Co zabawne, oprócz blizny zaliczał też do niego lekko wypukły brzuszek, który przylgnął do jego ciała ostatnimi czasy. Doktor Han miał trochę racji.
— Co tak wolno, nowy? — Hoseok zrobił jedno kółko ekstra i dogonił Yoongiego, który westchnął cicho, ale nie odpowiedział. — Jeżeli tak dalej pójdzie, to jakby teraz zadzwonił alarm, to nawet nie zdążyłbyś dobiec do remizy, a my jużbyśmy odjechali. Bez ciebie — zaśmiał się. — I zdejmij te bluzę. Jesteś cały czerwony na twarzy.
— Nie mam takiego obowiązku. — Pokręcił głową.
— Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę nowy, ale... Jesteś dziwny.
— Może — odparł, z lekka zirytowany. — Ale to nie istotne. — Zatrzymał się na chwilę i pochylił do przodu.
Jego nogi już ledwo dawały radę. Wiedział, że nie musi biec na ilość, ale na jakość. Wiedział, że nie musi się przemęczać. Przypomniał sobie słowa Hana i stwierdził, że w tym momencie nawet rozsądne będzie z nich skorzystać. Po prostu zawrócił się i ruszył przed siebie w stronę remizy. Przetarł czoło rękawem bluzy.
— Ej! — Hoseok pobiegł za nim i pociągnął go za kaptur. — Co ty robisz, nowy? Wracaj.
— Jeszcze raz mnie kurwa nazwiesz nowy, a powyrywam ci nogi z–
— Jung! Puść go! — głęboki głos odezwał się donośnie, a Hoseok jak na zawołanie puścił kaptur bluzy Yoongiego i stanął prawie że na baczność.
Wysoki mężczyzna w wieku około piędziesięciu lat stał w otwartej, tylnej bramie garażowej remizy. Miał delikatny zarost, utrzymywał idealnie prostą posturę i rozglądał się bardzo powoli po całym polu treningowym.
— Przepraszam! — Hoseok odkrzyknął, kiwnął delikatnie głową i zrobił krok do tyłu.
— Min, do mnie! — Mężczyzna zignorował go i zawołał głośno, po czym wlepił wzrok w Yoongiego tak, jakby znał go od dawna.
A widzieli się wtedy po raz pierwszy.
— No idź. — Hoseok szturchnął go. — To dowódca jednostki. Nie stój tak! — Popchnął go w stronę remizy.
Yoongi nawet się nie obejrzał, pokręcił tylko głową chcąc się rozbudzić i jeszcze raz przetarł wilgotne czoło. Podszedł szybko do mężczyzny, który, jak się okazało gdy stanęli twarzą w twarz, przewyższał go o głowę.
— Min Yoongi. Kapitan — przedstawił się głośno.
— Shin Kangchul. Wystarczy Kang. Brygadier. Dowódca tej jednostki. — Zmierzył go wzrokiem. — Twój przełożony — mruknął. — Musimy porozmawiać. Zapraszam. — Odwrócił się i przeszedł przez garaż, lawirując pokrętnie między kilkoma pokaźnymi wozami.
Jego niewielki gabinet znajdował się na poziomie parteru, a drzwi do niego zlewały się z szarą, boczną ścianą garaży. W środku stało najzwyklejsze biurko z lampką i komputerem, a przy nim po krześle z każdej strony. Na ścianie wisiało parę certyfikatów i dzwonek alarmowy. Jedna, z deka uschnięta roślinka przyozdabiała pomieszczenie w kącie.
— Usiądź. — Kang wskazał na jedno z krzeseł, a Yoongi zrobił to, o co prosił.
Kiedyś, gdy zaczynał pracę w jednostce w Seulu, przechodził taką rozmowę. Poczuł dziwny stres i szybsze bicie serca. Tik nerwowy w stopie znowu się odezwał.
— Zdejmij bluzę — Kang polecił mu. — Bez gadania.
- Jak to? Dlaczego-
— Bez gadania, wyraziłem się jasno. — Również usiadł przy krześle.
Yoongi wywrócił oczami i powoli zdjął z siebie bluzę. Przewiesił ją przez oparcie krzesła i spojrzał Kangowi w oczy. On jednak bacznie obserwował jego lewą rękę.
— Pozwoliłem sobie przemilczeć twoją sytuację. Reszta jednostki nie wie nic o tym, co było czy jest z tobą nie tak. Plotki w naszym światku szybko się rozchodzą, ale, na szczęście i nieszczęście, twoja sprawa nigdy nie była tutaj rozdmuchana aż tak jak w Seulu, więc sami się pewnie nie domyślą — mruknął.— Ale to nie znaczy, że masz się chować z tym przed nimi jak baba. Nie pomyślałeś, że taki Jung zacząłby cię trochę bardziej szanować, gdyby wiedział, że masz już trochę na karku? A tak to ciąga cie po remizie jak chce już od samego początku. Zbuduj swoją pozycję, chyba umiesz to zrobić.
— To mój pierwszy dzień — wymamrotał, a jego głos delikatnie drżał. — Zresztą, nie ma się czym chwalić. To nie coś, z czego jestem dumny.
— Poważnie? Najmłodszy dowódca jednostki o jakim słyszałem mówi takie rzeczy? — Uniósł wysoko brwi. — Wśród nas — wskazał na siebie palcem — krążą o tobie tylko legendy.
— Naprawdę?
— Nie — odparł szybko, z niemą satysfakcją. — Wszyscy mówią, że jesteś arogancki i zapatrzony w siebie — zaśmiał się.
— Może dlatego byłem dowódcą tylko parę dni — prychnął, ale zaraz tego pożałował, czując palące uczucie w bliźnie i wyraziste, bolesne ukłucie w okolicy serca.
— Oboje wiemy, że nie dlatego. — Pokręcił głową. — Wiesz jakie dostałem polecenie? Z góry?
— Skąd mam wiedzieć? — burknął.
— To ja ci powiem, Min — odchrząknął i pochylił się mocniej w jego stronę. — "Będzie ciężko, ale musisz go wdrożyć w życie swojej jednostki. Nauczyć być strażakiem od podstaw. Ten chłopak powoli wariuje. Wydaje nam się, że nigdy nie był gotowy na to, by stanąć na wysokości tak poważnego zadania, że nigdy tak naprawdę nie poczuł się w stu procentach pewien tego, co robi. A my to przeoczyliśmy. Teraz możemy się poddać, albo go naprawić. Naprawić błąd" — wyrecytował z pamięci lekko zmodulowanym głosem, robiąc znak cudzysłowu w powietrzu. Yoongi zaś stwierdził w myślach, że zostanie nazwanym 'błędem' zdecydowanie nie jest zbyt przyjemne. — Więc wiesz... Tutaj nie jesteś kapitanem. — Pokręcił głową. — Nie ważne, co mówi odznaka na twoim wyjściowym mundurze. Tutaj jesteś aspirantem. Przynajmniej dla mnie. I dla reszty. Pokaż, co jesteś wart. Wtedy może zmienię zdanie.
— Ale–
— Nie wierzę. Masz jeszcze jakieś ale? — Na jego czole pojawił się co najmniej tuzin zmarszczek.
— Po prostu... Ja... Dlaczego to wszystko? Równie dobrze mógłbym znowu wrócić do szkoły pożarniczej.
— Pozwól, że coś ci powiem. Zresztą, nawet jak mi nie pozwolisz, to i tak to zrobię. Dowódca. — Ponownie wskazał na siebie palcem. — Dowódca jest w pełni odpowiedzialny za każdego w swojej jednostce. Jest jak kapitan na statku, a tutaj, w Gunsan, statków jest pełno, to możesz sobie to co mówię łatwo zwizualizować. — Splótł ze sobą palce swoich dłoni. — Kapitan statku zostaje na pokładzie do końca. Jednak dowódca jednostki, w przeciwieństwie do kapitana, nie może nawet myśleć o tym, żeby iść na dno. Jednostka to statek, który nie może zatonąć.
— A co wtedy, jak jednak ktoś zatonie? — Yoongi wycedził przez zęby. — Nie cały statek, a jedna, jedyna osoba?
— Jeżeli nie jesteś w stanie wziąć za to odpowiedzialności. — Wstał powoli i skierował się w stronę wyjścia. — To dowództwo nad statkiem nie jest dla ciebie.
— Jak mam wziąć za to odpowiedzialność?! — krzyknął i wstał. — Skoro czasu nie da się cofnąć, jak mam to zrobić?!
— Na pewno nie uciekać. — Kang pokręcił głową, a jego głos miał spokojną, nieco chłodną barwę. — Ucieczka to najgorsze, co można zrobić. Bo gdzie ze statku możesz uciec. Do wody? Tam, gdzie utonął ktoś inny? Najpierw zastanów się, czy to ma sens. Potem możemy podyskutować. Teraz, wybacz, ale rozmowa skończona. Ah.... I jeszcze jedno. Miło cię poznać. — Wyszczerzył zęby. — Mam nadzieję, że będziesz się tutaj czuł jak w domu — zaśmiał się cicho i nacisnął klamkę.
Otworzył gwałtownie drzwi, a tuż za nimi rozległo się ciche jęknięcie. Kang rozejrzał się zaskoczony.
— Kurwa. — Hoseok odskoczył w bok i zaczął dotykać dłonią swój nos, który przeżył chwile wcześniej bolesne spotkanie z drzwiami.
— Jung. Znowu podsłuchiwałeś? — Kang prychnął i przejechał palcami po swojej brodzie. - Nie masz nic lepszego do roboty?
— Kang, ja—
— Yoongi będzie pod twoją opieką — powiedział i machnął na niego ręką. - Ty i cała jedynka weźmiecie go pod swoje drużynowe skrzydła. Z tego co wiem, to macie jedno wolne miejsce w swoim wozie po tym, jak panienka Park zrezygnowała ze służby.
— Tak, ale jedynka nie jest dla nowych, którzy nie potrafią— zaczął, ale jego wzrok spoczął na ręce Yoongiego, który zaciekawiony wyjrzał zza drzwi.
Zauważywszy oczy Hoseoka wlepione w jego bliznę poczuł się niezręcznie, ale powstrzymał chęć schowania ręki za plecy. To i tak nie miałoby sensu.
— Nie potrafią czego? A taki Brian co wyjątkowego potrafi, oprócz sprawiania problemów, hm? — Kang zmrużył powieki, ale Hoseok pokręcił tylko przecząco głową dając mu znać, że nie ma nic więcej do powiedzenia. — W takim razie dzisiaj pomożecie mu się zaaklimatyzować. Nigdy nie wiadomo, kiedy coś może się stać, więc zróbcie to jak najszybciej. Tutaj nie ma taryfy ulgowej. Odmeldować się — dodał półżartem na koniec i ruszył przez garaż w kierunku schodów, pogwizdując sobie pod nosem.
Yoongi wrócił na chwilę do gabinetu, żeby zabrać ze sobą swoją bluzę. Nie zauważył, że Hoseok wszedł tam za nim. Stanął w progu, a gdy Yoongi próbował go minąć, ten nie pozwolił mu wyjść.
— Fajne tatuaże — mruknął, ale swoje oczy wlepił w jego lewą rękę. — I paskudna blizna. Z jakiejś akcji, prawda? Dlatego wyrzucili cię z pracy w Seulu? Czym jest ta "nierozdmuchana sprawa", o której mówił Kang?
Zapadła wymowna cisza, a Yoongi, ignorując palące, nieprzyjemne uczucie, spojrzał na swoje stopy.
— Ciężka sprawa, co? Pewnie nie chcesz o tym gadać? — Hoseok dodał szybko i przeczesał palcami swoje wilgotne od potu włosy.
— Faktycznie, wolałbym nie. Szczególnie z ludźmi, którzy specjalizują się w podsłuchiwaniu. Mogę przejść? — Yoongi zapytał i spojrzał mu w oczy.
— Tutaj i tak wszyscy się dowiedzą. Myślisz, że jest sens coś ukrywać? — drążył dociekliwie. — Lepiej stracić honor teraz, niż później.
— Skąd wiesz, że to ma coś wspólnego z utratą honoru?
— Gdyby nie miało, to nie próbowałbyś tak usilnie tego zataić. — Hoseok nie dawał za wygraną, przenosząc wzrok na jego twarz.
Ich spojrzenia, podobnie jak poprzedniego dnia, spotkały się w budzący dziwne emocje sposób. Yoongi był pewien, że w pewnym momencie zauważył w oczach Hoseoka krótki, nikły, lecz wyraźnie smutny błysk.
Zignorował go jednak. Każdy człowiek kryje w sobie smutek. I jeśli miałby przejmować się samym sobą oraz dodatkowo innymi, to nigdy nie zaznałby odrobiny spokoju, którego tak bardzo potrzebował.
Szturchnął Hoseoka lekko zniecierpliwiony, a ten w końcu zrobił mu przejście. Nie dał mu jednak odejść samemu. Poszedł za nim krok w krok i przyglądał się jego ruchom, gdy zakładał na siebie bluzę i niepostrzeżenie, przez krótką chwilę, zaciskał dłoń na lewym przedramieniu.
— Długo masz zamiar za mną łazić? — Odwrócił się w końcu na pięcie, a Hoseok stał tak blisko jego pleców, że ich ciała zderzyły się ze sobą.
— Kang powiedział, że mam cię wprowadzić w życie naszej jednostki. Dlatego za tobą "lezę". — Wywrócił oczami - Myślisz, że takie mam hobby? Łażenie za ludźmi? Otóż nie.
— Błyskotliwe — warknął, ale wziął głęboki oddech i przykleił do twarzy niewielki uśmiech. — Przedstaw mnie reszcie jedynki — poprosił. — Jeżeli jesteś tak bardzo chętny, żeby wprowadzić mnie w wasze życie, to chętnie zobaczę, jak to robisz. Już nie mogę się doczekać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top