15. It makes me feel as if you'll never come back to me
Yoongi czekał spokojnie w milczeniu, wgapiając się w płachtę namiotu, przez którą prześwitywały promienie słońca, które dawno już wstało. Pomimo ogólnego zmęczenia i wyczerpania nocną wartą, oboje nie mogli przez to zasnąć.
Hoseok złączył ich prycze ze sobą wbrew prośbom Yoongiego, by tego nie robić. Był zbyt uparty, by tak po prostu robić to, o co poprosi go ktokolwiek inny. Leżeli więc tak niemalże stykając się ramionami.
— Musisz mi coś obiecać, Yoongi — Hoseok wyszeptał, mimo że w namiocie była tylko ich dwójka.
— Obiecać? — zapytał, również szeptem, obracając się niespokojnie na bok na swoim szorstkim kocu, którym nawet się nie przykrył.
Zmierzył go wzrokiem i bez trudu zauważył, że Hoseok był niesamowicie spięty. Zmartwiło go to, więc odchrząknął i powiedział:
— Hoseok, nie musimy tego robić, jeżeli nie czujesz się komfortowo.
— Powiedziałem, że ci to wyjaśnię. Chcę to zrobić zanim zmienię zdanie. Więc... Będziesz w stanie obiecać mi te dwie rzeczy?
— To zależy od tego, czym są owe rzeczy.
— Obiecaj mi, że nie przestaniesz ze mną po tym rozmawiać. I że nie każesz mi skontaktować się z bratem, bo i tak tego nie zrobię.
Yoongi nie znał szczegółów jego historii, więc na pierwszy rzut oka owe prośby wydawały mu się conajmniej alarmujące. Kiwnął jednak głową delikatnie.
— Mogę ci obiecać, że spróbuję. Nie mogę obiecać, że nie zareaguje tak czy tak. Dobrze wiesz, że to tak nie działa.
— Zaskakuje mnie to, jak bardzo szorstki czasami jesteś, wiesz? Mógłbyś udawać, że życie jest prostsze niż faktycznie sprawy się mają.
— Nie jestem do końca pewien, czy potrafiłbym to zmienić.
— Zrozumiano. — Hoseok splótł ze sobą palce swoich dłoni. — Ciężej to zaakceptować, ale rozumiem.
Zwilżył językiem swoje spierzchnięte wargi, po czym przetarł twarz dłońmi i momentalnie obrócił się na bok tak, żeby móc patrzeć Yoongiemu w oczy. Oparł łokieć na niewygodnej pryczy, a policzek przytulił do swojej dłoni. Wyglądał raczej smutno, ale nie wydawał się już aż tak zestresowany.
— Gdy miałem czternaście lat moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym — zaczął, uważnie obserwując reakcje Yoongiego.
— Oh — ten mruknął tylko, już na początku nie do końca wszystko rozumiejąc.
Wypadek samochodowy zdecydowanie nie brzmiał mu jak morderstwo.
— W samochodzie byli oni, mój starszy brat, Hyunki, i ja. — Zacisnął na moment powieki. — Hyunki i ja przeżyliśmy. Jak już wspomniałem, moi rodzice nie mieli tyle szczęścia. — Wziął głęboki wdech i ponownie spojrzał na Yoongiego, a ten zauważył szklistą powłokę pokrywającą jego smutne oczy. — Wybacz, dziwnie mi tak o tym mówić. Ostatni raz z kimś o tym na poważnie rozmawiałem jak miałem piętnaście lat.
Yoongi tylko kiwnął głową ze zrozumieniem — nie chciał po raz kolejny powtarzać mu, że nie musi tego robić. Wiedział, że to nie pomaga. Znał to wszystko ze swojego własnego doświadczenia. Wiedział, że jeżeli słowa zaczynają z ciebie wychodzić bez przymusu z innego źrodła, to trochę ciężko je zatrzymać.
— Hyunki i ja... Nie byliśmy nawet jak ogień i woda. Byliśmy jak dwa ogromne płomienie, ciągle próbowaliśmy ze sobą na siłę walczyć, nie umieliśmy... — zakrztusił się własnymi słowami. — Nie umieliśmy kompletnie ze sobą współżyć. On był tym cudownym chłopakiem, studentem, pupilkiem naszej mamy. Ojca chyba zresztą też. Ja byłem trochę jak czarna owca i, teraz jak na to czasem patrzę, kompletnie nie umiałem się z tym pogodzić. Dlatego nawet tamtego dnia — warknął. — Nawet tamtego dnia nie umiałem się powstrzymać i znowu zaczęliśmy się awanturować. Rodzice prosili, żebyśmy przestali. Ojciec był za kierownicą— Ten laptop— Nawet sam już do końca nie potrafię rozkodować, co tak właściwie tam zaszło. Wylądowaliśmy na drzewie. Mama daleko przed samochodem, wyleciała przez przednią szybę. Nie umiem powiedzieć, czy miała zapięty pas, czy nie. Możliwe, że go odpięła. Wydaje mi się, że tak, ale moja pamięć może szwankować. Starałem się to wyprzeć przez naprawdę długi czas. — Jego wypowiedzi zmieniały się w długie wiązanki wyrzucane z ust na jednym wdechu.
— Spokojnie — Yoongi przerwał mu z delikatnym ukłuciem poczucia winy. — Oddychaj. Nigdzie się nie śpieszymy. Okej?
Hoseok kiwnął głową w odpowiedzi, delikatnie drżąc na całym ciele — jakby chłód dawych wspomnień ciasno go otoczył.
— Miałem trochę ran po szkle, kilka połamanych żeber — wydukał po krótkiej przerwie. — W porównaniu do reszty to nie było nic takiego. Jakoś nigdy nie potrafiłem myśleć o tym inaczej. Mój brat... Był zgnieciony między wygiętymi drzwiami a fotelem. Złamana kość przebiła mu płuco, miał uszkodzony rdzeń kręgowy... Możliwe, że było tego więcej, ale tylko tyle pamiętam — opowiadał, a łzy w jego oczach zaczynały formować delikatne, lśniące koraliki, które swobodnie spływały w dół jego policzków.
Przez moment milczał, więc Yoongi chciał sięgnąć po jego dłoń i instynktownie ją chwycić, jednakże Hoseok znowu zaczął mówić i nieco go tym spłoszył. Przycisnął więc już na wpół wyciągniętą dłoń z powrotem do swojego ciała.
— Sześćdziesiąt dni po wypadku widziałem go po raz ostatni. Sześćdziesiąt dni musiałem spędzić w żałobie, samotnie, nie mogąc go widzieć. A on... Na rozprawie sądowej zrzekł się praw do mnie, mimo że mogliśmy zostać razem. To było dla mnie tak niesamowicie traumatyczne, nie wyobrażasz sobie. Nie mogłem wtedy wytrzymać bez niego sześćdziesięciu dni, a czekała mnie cała wieczność, ha — prychnął. — Resztę dzieciństwa spędziłem u ciotki w Gunsan. Nie wiem co z Hyunkim. On... Zanim się rozstaliśmy. Dosłownie chwilę przed tym, jak widziałem jego twarz po raz ostatni... Powiedział, że to ja zabiłem rodziców. Chciał, żebym pamiętał to przez całe moje życie. To też mi powiedział. A ja, nawet jeśli to może wydawać się kompletnie absurdalne, wierzę, że tak jest. Gdybym był kimś innym, lub po prostu, gdybym ja sam był inny... Jeszcze by żyli. Nic by się nie zdarzyło.
— Miałeś tylko czternaście lat, Hoseok. Bracia się kłócą — Yoongi zaczął, chociaż i tak nie był do końca pewien, czy zaczepiał temat z odpowiedniej perspektywy. — To mogłoby być wszystko, ale nie twoja wina.
— W takim razie czyja? To ja zniszczyłem tego pieprzonego laptopa, to ja powiedziałem rodzicom, że kradł pieniądze, ojciec się wściekł, ja—
Young, mówiąc szczerze, nie miał zielonego pojęcia o jakim laptopie i o jakich pieniądzach mówił Hoseok. Mimo wszystko chciał zatrzymać go, zanim ten kompletnie straciłby dech i zaniósłby się szlochem. Przysunął się więc do niego i przytulił jego twarz do swojej nagiej piersi, głaszcząc go po włosach.
Ten zesztywniał w jego ramionach na moment, po czym przytulił się do niego mocno i, pomimo starań Yoongiego, i tak zaczął cicho płakać. Splótł ze sobą ich nogi nieco na siłę, co, w dalszej perspektywie, niezbyt podobało się Yoongiemu, ale nie opierał się. Nie sądził, żeby ktokolwiek miał wrócić do namiotu w najbliższym czasie. Wprawdzie był przyzwyczajony do tego typu gestów ze strony innych mężczyzn, ale nie chciał, żeby jego wykręcony umysł wyobraził sobie więcej niż powinien. Gdzieś w głębi wydawało mu się jednak, że dla Hoseoka naprawdę mógł wytrzymać i nie dać się w żaden sposób wyprowadzić z wewnętrznej równowagi. Zresztą, ku jego własnemu zaskoczeniu, nie przychodziło mu to wcale z jakimś większym trudem.
Minęło jednak sporo czasu odkąd był z kimś na pułapie seksualnej bliskości i, bazując na ich pocałunkach i niezręcznym, czasem nieświadomym flircie, mogło być różnie.
Oparł swój podbródek na czubku głowy Hoseoka i sam zamknął oczy, nadal miarowo głaszcząc go po jej tyle.
— To nie jest twoja wina, Hoseok. I wiem, że to trudne do zaakceptowania i ja sam powinienem być ostatnią osobą, która ci to powie. Ale to nie jest, nie była i nigdy nie będzie twoja wina. Nie jesteś odpowiedzialny za decyzje twojego brata, ani za jego słowa. On nie miał prawa ci tego zrobić. Nie miał prawa cię tak zostawić, zrzucić na ciebie odpowiedzialności. Nie znam go jako człowieka, nigdy nie widziałem go na oczy. Ale to co zrobił tobie jest czymś, czego nie życzyłbym najgorszemu wrogowi.
Hoseok pociągnął głośno nosem i zaczął jeszcze mocniej przyciskać swoje ciało do jego w ciasnym uścisku. Yoongi miał wrażenie, że powiedział coś nie tak, ale odrzucił je od siebie. To było najlepszym, na co było go w tamtym akurat momencie stać. Cieszył się, że Hoseok zdecydował mu się powiedzieć, chociaż było to coś, co naprawdę ciężko osiadało na barkach. Bał się, że coś się między nimi zmieni. Popsuje, może pójdzie w innym kierunku, o którym on nie miał pojęcia. Cokolwiek, co mogłoby zagrozić jego komfortowi było dla niego co najmniej przerażające. W tamtym momencie jednak był gotów zaryzykować.
Nie wiedział sam, ile leżeli tam tak we dwójkę w ciszy, póki nie usłyszał zduszonego pomruku, wydostającego się z ust Hoseoka. Zmarszczył brwi i odsunął go delikatnie od siebie.
— Mówiłeś coś?
— Twoja klatka piersiowa jest zdecydowanie zbyt miękka. Musisz więcej ćwiczyć — burknął, a Yoongi nie mógł powstrzymać małego uśmiechu, który wkradł się na jego usta.
— Cóż, teraz jak ją całą zapłakałeś i ośliniłeś masz jeszcze czelność narzekać? — Odsunął go od siebie, a ten przetarł oczy wierzchem swoich dłoni i pokręcił głową przecząco.
— Dzięki temu wygląda nawet lepiej niż wcześniej. — Posłał mu nikły uśmiech, a Yoongi obrócił się nagle na plecy, nie bardzo wiedząc, co mógłby wtedy zrobić.
Nie był zbyt dobry w te klocki. Pocieszanie nie było jego dobrą stroną — był zdecydowanie zbyt czarno biały, żeby zaraz nie palnąć czegoś głupiego. Mówiąc szczerze, to nie był pewien, czy to co powiedział dotychczas było w porządku.
— Przepraszam, że zrzuciłem to tak na ciebie. — Hoseok wyczuł niezręczne napięcie i wstał ze swojej pryczy, po czym odsunął ją od tej Yoongiego z trudem. Jego nogi dziwnie się plątały. — Nie chcę, żebyś czuł się niekomfortowo. Będę spał sam. Mnie to za bardzo nie obchodzi, ale wiem, że ty nie chciałbyś, żeby ktokolwiek cię tak ze mną zobaczył, prawda?
Spojrzał na niego po raz ostatni, po czym wsunął się pod koc i obrócił do Yoongiego plecami, na co ten tylko westchnął przeciągle, ale nic nie powiedział.
Skąd wiesz czego chcę, a czego nie chcę? — pomyślał. Niezbyt dobrze to wszystko rozumiał.
Gdzie był ten Hoseok, który jeszcze parę dni wcześniej dałby mu w twarz za jedno wspomnienie o tamtym pocałunku pod klubem? Paradoksalnie — gdzie był ten Hoseok, który całował go na pomoście tak, jak gdyby nigdy nic? Gdzie był ten Hoseok, którego Yoongi, mało myśląc, również pocałował tak, jak gdyby to było najnormalniejszym na świecie? Zresztą, Hoseok chciał spać razem z nim. Dodatkowo sam stwierdził, że Yoongiemu nie podobał się taki pomysł.
A podobał? Sam nie wiedział. Możliwe, że tak. Nie chciał jednak patrzeć na cokolwiek przez pryzmat seksualnych frustracji.
Hoseok jeszcze przez dłuższą chwilę oddychał ciężko, po czym zasnął, kuląc się delikatnie i przyciągając kolana do piersi. Yoongi obserwował jego plecy przy tym bacznie, chociaż sam czuł jak jego powieki powoli zbliżają się do siebie w nadziei, że za chwilę się zamkną, a jego ciało będzie mogło w końcu odpocząć.
Jednakże minęło dobre piętnaście minut, a on ciągle myślał.
Na terapii zawsze mówiono mu, że wyciąganie swoich demonów na wierzch z ich własnych, dopieszczonych do granic możliwośći, ciemnych zakamarków i przedstawianie ich ludziom działa dobrze na duszę. Oczyszcza. Wtedy można zamknąć im drzwi przed nosem i się ich pozbyć.
Ale większość terapeutów nie wspomina o tym, że one często wracają — zostawiają ślady swoich brudnych stóp po drodze i wściekłym kopniakiem wywarzają drzwi, przypominając o swoim niechlubnym istnieniu, po czym zaszywają się jeszcze boleśniej w nowym, ciemniejszym zakamarku tak, żeby już nigdy nie zostać wywabionym na zewnątrz.
Robią się odporne na podstępy.
A ludziom kończą się słowa i pomysły.
•
— Miałeś mnie podtrzymywać, ty bałwanie — Namjoon wściekł się, gdy Brian po raz kolejny pozwolił mu potknąć się w czasie czyszczenia dachu wozu.
— Mówiłem ci, że łatwiej będzie jeśli wejdziesz na górę, zamiast polegać na mnie i tej starej, zardzewiałej drabinie, Joon. — Chłopak zrobił się cały czerwony na twarzy, zaciskając dłonie na ramie owej drabiny, która skrzypiała boleśnie przy każdym, najmniejszym bodźcu z jego strony.
Namjoon był zdecydowanie za ciężki, by od tak sobie na niej podskakiwać w prawo i lewo ze szmatką, którą polerował i tak z lekka wyblakły już lakier.
A przynajmniej Brianowi tak się właśnie wydawało.
— Powinieneś popracować nad swoją siłą, a nie narzekać na sprzęt — Namjoon wybełkotał z językiem między zębami, próbując skupić się na dosięgnięciu czarnej, smolistej plamy, która zdawała się ledwo mieścić w zasięgu jego ręki.
— Jeżeli zaraz się nie zamkniesz, to i ty i cały sprzęt wylądujecie na ziemi.
— Groźnie. Wykorzystaj te złość na siłowni — zachichotał, gdy w końcu udało mu się pozbyć namierzonej nieczystości.
Brian tylko wywrócił oczami, ściskając sypiącą się konstrukcję drabiny jeszcze mocniej. Z braku laku zaproponował Namjoonowi pomoc w czyszczeniu wozu, spodziewając się spokojnego, cichego popołudnia w remizie. W zamian dostał całą wiązankę głupich żarcików w swoich kierunku, których, gdyby wiedział wcześniej, na pewno starałby się za wszelką cenę uniknąć. Ale było już za późno — obiecał pomóc i czuł się związany z drabiną jakby dziwną więzią.
— Trzymaj mnie teraz mocno, bo muszę się wychylić. — Namjoon zakołysał się na swoich nogach niebezpiecznie, a Brian wciągnął głośno powietrze przez nos z dziwnym świstem.
— Nie trzymam ciebie, a drabinę! Cholera, po prostu wejdź na szczyt zamiast kiwać się tu jak jakiś paralityk—
— Łamiecie jakieś siedem zasad bezpieczeństwa miejsca pracy robiąc to, co właśnie robicie — Hoseok wszedł do remizy przez otwarte drzwi garażowe, zrzucając z ramienia torbę i ciskając ją na ziemię.
Yoongi dreptał powoli tuż za nim z grobową miną — na twarzy miał kilka siniaków i zadrapań, a jego oczy zdradzały niewiele więcej niż wszechogarniające go od dłuższego czasu zmęczenie. Nie wyglądał najlepiej — nie jadł nic porządnego od początku wyjazdu na ten cały wojskowy bajzel, w dodatku chciał wziąć porządny prysznic. Miał wrażenie, że jeżeli jeszcze raz wejdzie do tego jeziora, to dostanie nieuleczalnej, natarczywej wysypki.
Mówiąc szczerze już czuł dziwne, podejrzane swędzenie za uszami, chociaż Hoseok kazał mu przestać wymyślać w momencie, gdy Yoongi pierwszy raz mu o tym powiedział.
— Patrzcie kto wrócił! Czekaliśmy na was. — Namjoon zszedł z drabiny odrobinę za szybko, uderzając ramię Briana swoją piętą i nawet nie zwracając na to większej uwagi.
Ten położył drabinę na ziemi i pomasował się dłonią po obolałym miejscu z kwaśną miną. Mruknął coś sam do siebie w czasie, gdy Namjoon wziął od Hoseoka i Yoongiego ich torby z mundurami po to, by zanieść je do swojego samochodu zaparkowanego za remizą.
Za godzinę Namjoon i Brian oboje kończyli swoją zmianę, a Hoseok i Yoongi mieli zabrać się razem z nimi z powrotem do mieszkania. Bus z obozu i tak podwiózł ich prosto pod remizę, więc nie było większego wyjścia.
— Jak tam samopoczucia? — Brian podszedł do nich powoli, po czym pożałował pytania zaraz po tym, jak zobaczył twarz Yoongiego. — Widzę, że zabawa była przednia.
— Wyśmienita. Jeszcze nigdy w życiu nie bawiłem się lepiej. — Yoongi wywrócił oczami i usiadł na małej ławce pod ścianą. — Jak tam tutaj? Działo się coś specjalnego? — zapytał ochrypłym głosem.
— Nie bardzo. Zalało z dwie piwnice, kilka drzew przewróciło się niedaleko i zbieraliśmy je z drogi. Jeden wypadek, wyciągaliśmy ludzi z autobusu.
— Ilu? — Yoongi mruknął w jego stronę wymownie, a Brian wzruszył ramionami, od razu rozumiejąc o co mu chodzi.
— Nikt. Gdyby ktoś zginął, to pewnie byś już o tym usłyszał. Wszystko poszło gładko, to nie był zbyt groźny wypadek. Autobus wpadł do rowu, przewrócił się na bok. Tyle.
— Oh. — Kiwnął głową. — Rozumiem.
Przez moment rozglądał się po szarym, betonowym garażu i stwierdził z dziwną goryczą, że naprawdę stęsknił się za tym miejscem, nie ważne jak wiele rzeczy mu w nim przeszkadzało. Wszystko było lepsze niż ten polowy namiot, tego był pewien.
— Jesteście głodni? Możemy zamówić pizzę jak wrócimy do mieszkania. — Namjoon podniósł drabinę z ziemi i skierował się z nią w kierunku schowka.
— Wszystko mi jedno, tak długo jak mój żołądek sam siebie nie strawi jestem w stanie zjeść wszystko. — Hoseok usiadł obok Yoongiego, a ten spojrzał na niego niepwewnie i pokręcił głową.
— Ja spasuję. Mamy w mieszkaniu jakieś warzywa? Mam ochotę na sałatkę, czy coś w tym rodzaju.
— Nadal nie diecie? — Namjoon otrzepał o siebie swoje dłonie, a Brian unióśł do góry brew, z lekka zdziwiony. — Raz na jakiś czas możesz sobie pozwolić na małe przyjemności. Zresztą, zasłużyułeś na porządną peperoni. Twoja twarz wygląda tak, jakbyś już najadł się wystarczająco trawy. Uwierz mi, wiem jak tam jest.
— Ten komentarz był niepotrzebny — Yoongi westchnął, odchylając głowę do tyłu.
— Ale jakże zabawny, nieprawdaż? — zaśmiał się sam do siebie, po czym zmierzwił jego włosy i chwycił Briana za ramię. — Wracamy do roboty, trzeba sprawdzić koła.
Oddalili się we dwójkę, a Brian powłóczył za nim niechętnie nogami, machając Yoongiemu i Hoseokowi na pożegnanie.
Zostali tam we dwójkę, oddychając ciężko i napawając się chłodem garażu, który otaczał ich spocone i zmęczone ciała. Yoongi miał wrażenie, że jeszcze chwila i tam zaśnie, a Hoseok obserwował go zdajac sobie sprawę z tego, iż ten zamyka powoli oczy. Szturchnął go więc deliaktnie w udo, a on wzdrygnął się i spojrzał na niego z ukosa, pociągając nosem.
— Hm?
— Jeżeli chcesz się zdrzemnąć, to zawsze możesz iść na górę, zamaist nadwyrężać kark. I tak już masz problemy z plecami.
— Nie trzeba. Poczekam tutaj — odparł z deka uparcie, a Hoseok tylko wzruszył ramionami i wlepił wzrok przed siebie, mając idealny widok na drzwi do gabinetu Kanga.
Oboje milczeli. Było między nimi dosyć niezręcznie, nieustannie od momentu ich wspólnej rozmowy wtedy, w namiocie. Wprawdzie Yoongi starał się jak mógł by uniknąć takiego obrotu spraw, ale to Hoseok zdawał się odpychać go od siebie i unikać jakichkolwiek głębszych konwersacji.
Atmosfera była gęsta. Yoongi już dawno nie czuł się tak nieswojo przy kimkolwiek.
A może w sumie i czuł. Tym razem zdawał sobie jednak sprawę, że to wszystko go obchodzi i naprawdę wolałby, żeby było inaczej. Nie wiedział jednak jak mógłby temu zaradzić.
Nerwowo splótł ze sobą swoje palce. Obiecał sobie nie usnąć, ale w tym całym dziwnym, emocjonalnym limbo sen okazał się jego najlepszym sprzymierzeńcem. Sam nie wiedział kiedy odleciał, a jego głowa opadłą bezwładnie na bok, zwracając na siebie uwagę Hoseoka.
Ten przysunął się do Yoongiego cicho, rozjerzał się dookoła i delikatnie uniósł jego głowę, kładąc ją na swoim ramieniu. Nadal patrzył się uważnie na drzwi do gabinetu Kanga, jednocześnie wsłuchując się w oddech swojego kompana, który co chwila poruszał się niespokojnie.
Miał ochotę pogłaskać go po udzie. Po dłoni. Po policzku.
Wcale tego jednak nie zrobił, czego później nieco żałował.
•
Zegarek wskazywał drugą w nocy. Hoseok chodził w kółko po pokoju bojąc się, że jeżeli znowu spróbuje zasnąć, to koszmary pożrą go w całości. Minęło kilka dni od ich powrotu z treningu wojskowego, a on zdał sobie sprawę, że naprawdę żałował swojego nagłego momentu słabości i wyznania, które wylało się z niego wtedy jak woda z pękniętego naczynia. Miał problemy ze snem, jego myśli plątały się niekontrolowanie, a praca stała się nie do zniesienia przez zmęczenie, które nie dawało mu żyć.
No i był jeszcze Yoongi — Yoongi, który wydawał się być niewzruszony prowadzić swoje ciche życie tak, jak dotychczas. Hoseok był mu wdzięczny za to, że nie poruszał tematu ich rozmowy, ale z drugiej strony jego paranoja rodziła się na nowo, wiercąc mu dziury w umyśle i podpowiadając, że teraz i on ma go za mordercę.
Wiedział, że jeszcze chwila i zacznie wyrywać sobie włosy z głowy. Zastanawiał się, czy nie wziąć paru dni urlopu i nie pojechać do ciotki, żeby chociaż trochę odpocząć.
Spojrzał na swoją kolekcję wozów strażackich i przełknął ślinę, przerzucając wzrok gwałtownie na swoje dłonie. Podszedł do półki i chwycił ten pierwszy z brzegu, obracając go w dłoniach i zastanawiając się, czy to ten moment. W mieszkaniu było cicho — Namjoon był na nocnej zmianie, Brian pojechał do domu swojej matki by świętować urodziny przyrodniej siostry, a Yoongi spał w swoim pokoju od dobrych kilku godzin.
Przez chwilę Hoseok brał pod uwagę fakt, że mógłby go obudzić, aczkolwiek odrzucił te od siebie myśl chwilę później, gdy impulsywnie cisnął wozem o ziemię, a ten roztrzaskał się na kawałki, które rozbryzgały się po całym pokoju, gdzieniegdzie wpadając pod meble.
Upadł na kolana i skulił się z lekka, opierając się dłońmi na podłodze i oddychając szybko. Przez moment mamrotał coś sam do siebie niezrozumiale, ale zaraz przestał, słysząc delikatne pukanie do drzwi. Zesztywniał na całym ciebie w tej samej pozycji, milcząc.
— Hoseok? — Yoongi zapytał głośno, pukając do drzwi ponownie. — Wszystko okej?
— T—tak. Nie przejmuj się. Przepraszam.
— Co się stało? — Nacisnął na klamkę, ale ta nie chciała ustąpić. Drzwi były zamknięte na klucz. — Hoseok?
— Nic takiego, naprawdę.
— Otwórz drzwi, proszę — zarządał z delikatnym pozorem grzeczności. — Naprawdę, nie pójdę stąd, dopóki nie otworzysz. Martwisz mnie.
Hoseok zacisnął powieki, po czym podniósł się powoli uważając, żeby nie nastąpić na żaden klocek. Przetarł twarz dłońmi, wziął kilka oddechów i podszedł do drzwi, drżącymi dłońmi przekręcając zamek i otwierając je tak, by nie stać w drodze ich skrzydła. Yoongi otworzył je gwałtownie, a te świsnęły kilka centymetrów przed twarzą Hoseoka, uderzając w gumowy stoper przytwierdzony do podłogi.
— Co tu się stało? — zapytał go, a ten zmierzył go wzrokiem.
Yoongi nie był ubrany w pidżamę ani nic, co przypominałoby ubranie do spania. Miał na sobie dresy i szarą bluzę, a jego oczy były zaczerwienione.
— Płakałeś? — Hoseok wypalił, a ten zacisnął usta w cienką linię, jakby zastanawiając się nad oczywistą odpowiedzią.
— Trochę. Rozmawiałem przez telefon ze swoim terapeutą i jakoś tak wyszło — powiedział jak gdyby nigdy nic, a Hoseok miał wrażenie, że nie rozmawia z Yoongim, tylko z kimś kompletnie innym.
Słuchać, jak Min Yoongi otwarcie mówi o swoich uczuciach to jak obudzić się w środku sierpnia i zobaczyć śnieg za oknem.
— Płaczesz przed swoim terapeutą? — zapytał cicho.
— Przed kimś muszę, prawda? Każdy musi — mruknął, po czym rozjerzał się po podłodze. — Bawiłeś się Lego?
— Uhm... Można tak powiedzieć.
— Pokaźna kolekcja — Yoongi przyjrzał się wozom tak, jakby nigdy wcześniej nie zdawał sobie sprawy o ich istnieniu.
— Zbierałem je za dzieciaka — szepnął i pociagnął nosem. — Nie mogłem spać i kręciłem się po pokoju. Wziąłem jeden w ręce i jakoś tak... Wypadł na ziemię.
Yoongi wszedł w głąb pokoju jak do siebie, po czym kucnął i zaczął zbierać klocki, gwiżdżąc cicho pod nosem. Hoseok zmarszczył brwi i podszedł do niego, patrząc na to wszystko z góry.
— Co robisz?
— Sprzątam ten bałagan. A co myślałeś?
Ich rozmowa była niesamowicie lakoniczna i bezbarwna, a jednocześnie Hoseokowi zdawało się, że dziwnie potrzebna. Mimo to jednak coś kłuło go na sumieniu i irytowało, gdy obserwował, jak Yoongi skrupulatnie podnosi klocki i układa je na dywanie w kupki, które pasowały do siebie kolorami i kształtami.
— Dlaczego? To mój bałagan — warknął i kucnął obok niego, chwytając go za nadgarstki.
— Puść mnie. — Yoongi wyrwał swoje ręce z jego uścisku. — Wyraźnie nie radzisz sobie z własnym bałaganem, więc, z łaski swojej, daj sobie pomóc, co ty na to? Brzmi jak dobry pomysł, nieprawdaż?
— Co z tobą nie tak? — warknął. — Zostaw mnie w spokoju i wyjdź, poradzę sobie!
— Gówno prawda.
— Co?
— Gówno prawda! — Yoongi odwrócił twarz w jego stronę i upuścił klocki, które akurat trzymał w dłoniach. — Jak niby sobie poradzisz? Jakiś sensowny plan, którym chciałbyś się podzielić? Czekam!
— Wiesz co? Bazując na twoich wybuchach złości, ta terapia najwyraźniej kurwa nie działa, więc—
— Kim jesteś, żeby mi to mówić? — Yoongi zaśmiał się i wstał, przecierając dłońmi oczy czując, że znowu wzbierają w nich łzy. — I pomyśleć, że mógłbym rozpłakać się przez kogoś takiego jak ty... Ty wiesz co? Naprawdę mi cię szkoda, Hoseok. I wiem, że to niekomforotowe, bo sam nienawidzę, kiedy ludzie mnie żałują. Ale, cholera jasna! Jeżeli nie dasz sobie pomóc, to do końca życia nic się nie zmieni.
— Kim ty jesteś, żeby mi to mówić?! — Hoseok odkrzyknął odbijając piłeczkę i stanął tuż przed nim.
— Dobra, to nie ma sensu. To... — Gestykulował rękoma wściekły, ale po chwli przestał i prychnął. — To wszystko. Nie wiem, czym są gierki w które grasz, ale mógłbyś już przestać. Mieszasz mi w głowie. Zastanów się czego chcesz, zanim zaczniesz bawić się ludzkimi uczuciami, bo, niespodzianka! Nie tylko ty je masz. — Odwrócił się na pięcie i oparł ręką o framugę drzwi czując, że jego serce bije odrobinę zbyt szybko.
Wyprostował się jednak po chwili i ruszył w stronę drzwi wyjściowcyh, przeklinając pod nosem.
— Pieprzony Monty Python sam by tego kurwa nie wymyślił, psia mać! — Miał ochotę splunąć na ziemię, ale postanowił poczekać z tym aż wyjdzie na zewnątrz.
— Gdzie idziesz? — Hoseok stanął w korytarzu, patrząc na niego z przejęciem w oczach.
— Jak najdalej stąd.
— Jest druga w nocy.
— Chcę zapalić papierosa, nie mogę? Z tego też sobie zakpisz? — Wyrzucił ręcę w powietrze, wyraźnie zirytowany.
— Możesz wyjść na mój balkon — szepnął, patrząc na swoje stopy.
— Myślałem, że sam chcesz żyć w swoim bałaganie. — Yoongi już któryś raz w przeciągu dziesięciu minut ironicznie się roześmiał. — Nie jestem tam mile widziany. I pomyśleć, że to ty bałeś się, że ja przestanę z tobą rozmawiać. Kurwa mać, nie wiem czemu myślałem, że mnie potrzebujesz — dodał niesamowicie cicho, jednak Hoseok, nadal stojąc nieruchomo w chłodnym korytarzu, wszystko usłyszał.
— Bo potrzebuję. Ale to wszystko... Jest tak cholernie trudne. — Uniósł głowę ku górze, chcąc powstrzymać łzy. — Pierwszy raz robię coś takiego. Nie wiem jak sie zachować, szczególnie wiedząc, że ty też masz swoje bagno do przejścia. Wiem, że brzmię jak katarynka, ale to naprawdę trudne, okej? Czuję się winny, nie powinienem był w ogóle z tobą o tym rozmawiać. Przepraszam, Yoongi. Możesz nie wychodzić sam z mieszkania w środku nocy, proszę? To niebezpieczne.
— Jestem dorosły, Hoseok. — Yoongi zawiązywał już swoje buty. — Potrafię określić, co jest bezpieczne, a co nie. Min to duży chłopiec, który może palić papierosy i chodzić gdzie chce — odparł kpiąco. — Idź spać. — Podszedł do drzwi i nacisnął klamkę, ale Hoseok dobiegł do niego szybkim krokiem, chwytając go za ramię.
— Nie mów tak. Mam wrażenie, że już nigdy do mnie nie wrócisz.
Yoongi przez moment zastanawiał się co robić, ale finalnie strzepnął jego dłoń ze swojego ramienia i, nawet nie zaszczycając go jednym, najmniejszym spojrzeniem wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
•
Wrócił godzinę później, cicho wchodząc do mieszkania i zamykając za sobą drzwi. Przekręcił zamek i ściągnął buty, oddychając głęboko. Mimo że wyszedł zapalić, paczka papierosów w jego kieszeni nadal pozostawała nietknięta. Jakoś tego nie czuł. Zresztą, jego zapalniczka odmówiła posłuszeństwa chwilę po tym, jak z nudów po drodze zaczął nią pstrykać.
Pomimo późnej pory, przed wyjściem faktycznie rozmawiał przez dłuższy z Hanem — zaczęło się niewinnie, od rozmowy o jego samopoczuciu i o tym, jak radzi sobie ze stresem, a skończyło się na tym, że Hoseok nagle przestał z nim rozmawiać i traktował go jak powietrze. Yoongi nie wspomniał Hanowi o wszystkim, co się między nimi zdarzyło, więc było mu niesamowicie ciężko zrozumieć jego nagły wylew emocji w postaci płaczu i łez, które znienacka zaczęły z niego wtedy wypływać.
Han zdecydowanie był w szoku. Miał więcej pytań niż odpowiedzi i zdawało mu się, że nie poznaje własnego pacjenta.
A Yoongi po prostu nie lubił głupich przepychanek. Nie miał na to siły, szczególnie, gdy sytuacja była taka, a nie inna. Jak tak o tym myślał, to stwierdzał, że, koniec końców, ani pocałunek Hoseoka ani jego wyznanie nie były problemem. Sam do końca nie wiedział, co tak właściwie było, ale na pewno nie to. Nawet mu to jakoś specjalnie nie przeszkadzało. Yoongi wpadł ostatnio w jakiś dziwny prąd rzeczywistości i naprawdę, to była ostatnia rzecz o jaką mógłby się złościć.
Sam fakt, że nie umiał zlokalizować źródła swojej wściekłości już wystarczająco gotował jego krew. Może to dlatego, że nie umiał mu pomóc? A może to dlatego, że on sam nie chciał dać sobie pomóc?
A może to faktycznie ciężar, który teraz spoczywał na barkach Yoongiego dawał mu się we znaki?
Zastanawiał się, czy nie był to najwyższy czas, żeby jednak się wyprowadzić.
Minął drzwi do pokoju Hoseoka i, mimochodem, spojrzał w ich kierunku. Były uchylone, a delikatna łuna światła między nimi a framugą wydostawała się na korytarz. Yoongi zmarszczył brwi. Hoseok mało kiedy zostawiał drzwi otwarte, a co dopiero uchylone. Nawet gdy szedł spać.
Nie mógł się powstrzymać i zajrzał do środka. Lampka na szafce była zapalona, rzucając swoje żółte, nieco brudne światło głownie w dolnej części pomieszczenia. Poczuł się dziwnie słabo, gdy zobaczył, że jego półka na ścianie stoi pusta, a na ziemi walają się roztrzaskane wozy strażackie, których nikt nawet nie próbował posprzątać. Zastanawiał się, czy aby na pewno wyszedł tylko na godzinę. W pokoju było chłodno — drzwi na balkon były uchylone na ościerz, a Yoongi w krótką chwilę cały zbladł i wszedł w głąb pokoju, nie widząc nigdzie Hoseoka.
Odetchnął z ulgą, gdy zauważył go na łóżku. Leżał tam, skulony w pozycji embrionalnej z rękami na uszach, a jego twarz była zlana potem z włosami przyklejonymi do skóry tu i ówdzie. Yoongi nie był pewien, czy ten spał czy nie. Podszedł więc do drzwi balkonowych i zamknął je cicho, uważając na klocki na podłodze. Chwilę później wyszedł z pokoju i poszedł do łazienki. Ignorując własne, galopujące myśli, zgarnął mały, czysty ręcznik do twarzy z szafki i wrócił do pokoju Hoseoka, kucając przy nim.
Zaczął delikatnie osuszać jego twarz, a ten ani drgnął. Yoongi przyglądał się jego twarzy ze skupieniem, obserwując uważnie każdy jej detal — zaczynając od miękko zakończonego podbródka, a kończąc na kilku niedoskonałościach na czole. Zastanawiał się, ilu ze zmarszczek na jego skórze by w ogóle tam nie było, gdyby nie całe to brzemię, które na siebie brał.
Miał wrażenie, że w milczeniu rozumiał go bardziej.
Akurat przecierał jego prawy policzek, gdy ten otworzył nagle oczy i delikatnie odsunął dłonie od uszu, patrząc na niego dziwnie nieobecnie.
— Yoongi?
— Mhm — kiwnął głową. — Jak się czujesz?
— Nie pachniesz jak papierosy — mruknął jakby pół—świadomy, nagle zaciskając dłoń na jego bluzie. — Mówiłeś, że idziesz palić.
— Nie paliłem — odparł, obserwując jego dłoń, która miętosiła materiał jego bluzy w palcach delikatnie. — Ty miałeś iść spać, a nie demolować swój pokój.
— Patrz, nawet w tych płaszczyznach się nie dogadujemy — wycharczał słabym głosem, po czym uśmiechnął się do Yoongiego najcieplej, jak tylko potrafił. — Przepraszam, że mieszam ci w głowie. Nigdy nie miałem tego na celu.
Było to co najmniej rozczulające.
Yoongi ściągnał usta i chwycił jego nadgarstek, po czym odsunął go od siebie niemalże na siłę, ponieważ Hoseok przez dłuższą chwilę się opierał. Wstał i bez pardonu wtoczył się na łóżko Hoseoka tuż za nim, ciągle ściskając ręcznik w swojej dłoni.
Położył się na boku, a Hoseok odwrócił się w jego stronę, wyraźnie zszokowany. Yoongi milczał i deliaktnie kontynuował przecieranie jego twarzy, nucąc coś pod nosem. Hoseok obserwował uważnie każdy jego ruch.
— Dlaczego to robisz?
— Byłbym ostatnim skurwysynem, gdybym cię teraz zostawił — wyjaśnił bez jakiegokolwiek filtra.
Chwilę później nachylił się nad Hoseokiem i odłożył ręcznik na jego szafkę nocną. Ponownie położył się na boku i spojrzał na niego. Uniósł ku górze jedną brew, a Hoseok pociągnął nosem, nie bardzo rozumiejąc.
— No, na co czekasz? — Yoongi wywróćił oczami. — Sam nie wierzę, że to mówię, ale tutaj nikt nas nie widzi — rzucił mu wskazówkę, ale Hoseok nadal leżał nieruchomo, nie wiedząc co zrobić. — Masz dziesięć sekund na decy—
Hoseok, jakby nalge oświecony, nie czekał ani chwili dłużej — przysunął się do niego i wcisnął nos w jego pierś, obejmując go nisko w pasie. Yoongi również delikatnie go objął i oparł podbródek na czubku jego głowy.
Miał wrażenie, że był jedyną osobą, która znała takiego właśnie Hoseoka — to było ekscytujące i, jednocześnie, przerażające. Pomimo swojego doświadczenia nie wiedział, jak miał się z nim obchodzić. Czuł się jak słoń w składzie porcelany. Jednocześnie jednak, powoli i stopniowo, zdawał sobie sprawę, że taki właśnie Hoseok daje mu do myślenia jak bardzo nieostrożnie obchodził się ze samym sobą.
Dłonie Yoongiego delikatnie znaczyły ścieżki na plecach przyjaciela, głaszcząc je powoli i miarowo, ucząc się tej nowej, nieznanej dotąd ostrożności. Było to potrzebne im obojgu, ale niebezpieczne zarazem. Jeżeli Yoongi miałby ubrać to w słowa, to zapewne porównałby to do ujarzmiania dzikiego pożaru tylko i wyłącznie miłym słowem. Coś w ten deseń.
— Dlaczego to robisz, Yoongi? — Hoseok ponowił pytanie, a Yoongi odsunął go od siebie na moment, żeby spojrzeć mu w oczy.
Odpowiedź przyszła mu łatwiej, niż jakakolwiek inna.
— Chcę żebyś wiedział, że ja zawsze wrócę. Nawet jeśli zajmie mi to trochę czasu. Ale nie mogę obiecać, że to zawsze będzie godzina tak, jak dzisiaj. Muszę się jeszcze wiele nauczyć.
Hoseok tylko kiwnął głową w odpowiedzi, po czym spuścił wzrok i ponownie zaczął miętosić materiał jego bluzy w swoich drżących dłoniach. Yoongi obserwował go w ciszy, bawiąc się jednocześnie kosmykami jego włosów, które, nieco wilgotne, sypały mu się z trudem między palcami.
•
Marumi wysiadła z samochodu, a jej włosy rozwiał wiatr, który przebiegł przez nie niespodziewanie. Mimo to na zewnątrz było ciepło. Podeszła do tylnych drzwi pasażera i wypuściła na zewnątrz Haru, który wyskoczył na mały parking i rozejrzał się dookoła, po czym złapał się jej dłoni, nie rozpoznając nieznanego mu otoczenia. Omiótł spojrzeniem wszystko, co w zasięgu jego wzroku i uspokoił się nieco, przyklejając do twarzy szeroki uśmiech.
— Remiza! — Wskazał palcem na pokaźny budynek przed nimi, a Marumi tylko kiwnęła głową, puszczając delikatnie jego dłoń i wyciągając Choe z fotelika.
— Tak, dokładnie. — Uśmiechnęła się, biorąc córkę na ręce. — Mówiłam, że zabiorę cię w fajne miejsce, prawda?
— Poznamy strażaków? Zobaczymy wóz strażacki?
— Może nawet wsiądziesz do jednego! A poźniej zjemy lody albo ciasto. Ale pamiętaj, tatuś nie może nic a nic wiedzieć, dobrze?
Chłopiec zaczął skakać w miejscu z nogi na nogę i kiwać twierdząco głową do momentu, w którym wraz z matką nie zmierzyli w stronę garaży, obserwowani z ukosa przez kilku strażaków, którzy w zastanowieniu marszczyli brwi na ich widok.
Poranki w Gunsan stawały się dosyć wietrzne — może to wina pobliskiego portu, może nieubłaganie zbliżającej się jesieni. Możliwe jednak, że był to właśnie port. Zapach soli morskiej był tutaj bardzo charakterystyczny i nie do podrobienia. Jedyny w swoim rodzaju.
Ale, nawet jeśli, to nigdy nie wiadomo było, co wiatr przyniesie ze sobą oprócz solnego osadu, którego trzeba było regularnie się pozbywać.
Jedno było jednak pewne — bywały gorsze i lepsze niespodzianki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top