13. You killed my brother, so now I am going to kill you, too

Na zewnątrz było gorąco, a Yoongi dosłownie ociekał potem, jednocześnie trzęsąc się z zimna. Czuł się tak, jakby ktoś nieprzerwanie polewał go na zmianę gorącą i zimną wodą. Jakby stał pod prysznicem z zepsutym termostatem — co śmieszne, bo w okolicy obozu nie było prysznica.

— Tak właściwie — zaczął wachlować się własną koszulką — to gdzie mamy się kąpać? — zapytał stojącego obok niego chłopaka, który spojrzał na niego dziwnie.

— Chyba w jeziorze?

— Oh. — Yoongi wzruszył ramionami, po czym poczuł, jak coś uderza go w plecy.

Porucznik stał za nim z surowym wyrazem twarzy, mierząc go wzrokiem od góry do dołu tak, jakby nikt wcześniej w życiu nie widział człowieka.

— Wy dwaj — zaczął cicho. — Czy powiedziałem przestać biegać?

Yoongi zacisnął zęby.

— Nie, poruczniku — wycedził przez nie ledwo, po czym wrócił do ćwiczeń, odprowadzony jego przeszywającym do bólu wzrokiem.

Wyprzedził kilku wyraźnie młodych chłopaków przed sobą, po czym wzniósł oczy ku niebu. Biegł sprężycie po wilgotnym trawniku, cicho przeklinając pod nosem. Powoli tracił dech w piersiach, a był to dopiero przecież pierwszy dzień. Sam nie wiedział, co tak szybko zepchnęło go na skraj wytrzymałości, ale był pewien, że wisiał już jedną stopą ponad przepaścią. Próbował rozgryźć w jaki sposób z powrotem odzyskać utraconą równowagę. Nieświadomie minął w biegu całkiem niewzruszonego Hoseoka, który z kolei wbił wzrok w jego plecy i zmarszczył brwi.

Oboje kompletnie się do siebie nie odzywali. W porze lunchu usiedli przy kompletnie innych stolikach w kantynie tak daleko, że Yoongi, podświadomie, nie mógł go nawet dojrzeć. Zresztą, nie zjadł zbyt wiele. Jedzenie było okropne — coś jak mieszanka szarej, nieidentyfikowalnej papki z kolorowymi kawałkami warzyw. To miał podobno być smażony ryż.

Yoongi szczerze w to wątpił.

— Stop! — Głos porucznika zadźwięczał Yoongiemu boleśnie w uszach. — Koniec rozgrzewki!

Momentalnie zatrzymał się i przechylił do tyłu, próbując przywołać się do porządku. Jego oczy wędrowały niespokojnie na wszystkie strony, a płuca kurczyły się boleśnie tak, jakby ktoś ściskał je rytmicznie lnianym sznurem. Był zdecydowanie zmęczony bardziej, niż powinien.

Jeżeli to miała być tylko rozgrzewka, to to, co miało okazać się właściwym treningiem kompletnie go nie ekscytowało. Wręcz przeciwnie. Ale o tym miało się dopiero przekonać.

Czerwone zadrapania na przedramionach sprawiały, że jeszcze tężej zastanawiał się nad tym, dlaczego tak właściwie postanowił zrobić sobie tę wątpliwą przyjemność i wrócić do służby. Jego i tak brzydka już blizna była bogatsza o bolesne zatarcia, a lewe kolano piekło i szczypało, gdy powoli wchodził w samych bokserkach do jeziora. Było już dosyć ciemno, a on sam upewnił się, że nikogo nie było w pobliżu. Koncept kąpieli w jeziorze, mówiąc szczerze, jakoś specjalnie mu nie przeszkadzał. Owszem, woda nie należała do najczystszych i zawsze, jakby się uparł, mógłby obmyć swoje ciało w umywalce w obozowej toalecie. Jednakże to wydawało mu się już kompletną ostatecznością. Zresztą, był prawie w stu procentach pewien, że woda w rurach i tak podpięta była do tego samego jeziora, w którym właśnie miał zamiar się zanurzyć.

Przypomniał sobie, jak jeszcze parę lat wcześniej spędzał czas na basenie czy nad jeziorem razem z Minwoo i Joonyeolem. Były to jedne z jego najweselszych wspomnień i, mówiąc szczerze, jeżeli w ogóle, próbował zastąpić mroczne retrospekcje z ostatnich minut życia swojego najlepszego przyjaciela tymi właśnie z tamtych szczęśliwych chwil. Yoongi bardzo dobrze pływał, Minwoo zresztą też. Yoogi zastanawiał się, czy to przeważyło szalę jego losu — coś jak fakt sprzeczności ognia i wody, które postanowiły wzajemnie się wykluczyć i, koniec końców, jedna pokonała drugą.

Wiedział jednak, że to tylko jego głupi wymysł.

Był już zanurzony po talię w chłodnej wodzie i przeciągnął się lekko, drapiąc się przy okazji po karku. Jego skóra na całym ciele pokryła się gęsią skórką, a on sam zrobił kilka dodatkowych kroków w przód i zanurzył się w wodzie po szyję, przemywając przy okazji twarz. Przez moment żałował, że nie wykąpał się wtedy, gdy słońce jeszcze świeciło i mogłoby uczynić to całe doświadczenie chociaż odrobinę bardziej przyjemnym. Krótki moment drżał z zimna męcząc się tą myślą, ale, ku własnemu zaskoczeniu, dosyć szybko przyzwyczaił się do temperatury, chociaż jego usta zapewne już zrobiły się sine.

Zanurzył głowę po wodą i szybko się wynurzył, stając na wyprostowanych nogach. Woda sięgała mu do połowy piersi. Otrzepał wodę z krótkich włosów za pomocą dłoni i poczuł, jak coś przepłynęło mu koło nogi. Możliwe, że jakaś większa ryba, może żaba. Nie przejął się jednak zbytnio, patrząc dziwnie tępo przed siebie i obserwując przeciwny brzeg jeziora, gdzie, na niezbyt stromym pagórku, stało kilka starych chatek, w których oknach migały nikłe, żółte światełka. Zastanawiał się, kto w nich mieszkał.

Przemył ręce wodą, nadal patrząc się przy tym nieustannie przed siebie, po czym uniósł prawe przedramię aż pod swój nos i ze zdziwieniem stwierdził, że nie pachniał niczym szczególnym. Był pewien, że będzie się za nim rozchodzić chociażby wątła woń ryby, ale, dzięki Bogu, nie zapowiadało się na to.

Po raz kolejny zanurzył się w wodzie po szyję i ściągnął wargi, dopiero wtedy zwracając większą uwagę na szczypanie, które czuł w ranach i zadrapaniach, nawet tych najmniejszych. Zamrugał kilkukrotnie oczami, po czym wyprostował się i delikatnie położył na wodzie. Zaczął unosić się na niej swobodnie, czując jak fale delikatnie kołyszą jego bezwładnym ciałem.

Rozluźnił się, tym razem wpatrując się tępo w niebo. Pierwsze gwiazdy i niewyraźny zarys księżyca uparcie przepychały się przez mleczną powłokę nocy, która powoli zdawała się ogarniać całe sklepienie. Mimo to jednak, gdzieś w oddali, słońce jeszcze nie do końca schowało się za horyzont.

Yoongi, za każdym razem gdy przyglądał się niebu w takim stanie, przypomniał sobie historie swojej matki o tym, jak właśnie zachodzące słońce i wschodzący księżyc wykorzystują te okazję, by się ze sobą spotkać, rozmawiać, pokłócić się, a potem znowu się rozstać w otchłaniach dnia i nocy. Pamiętał, że zawsze uważał te wszystkie opowieści za niedorzeczne. Jednakże, z czasem, im mniej było w nim z dziecka, a więcej z dorosłego — przynajmniej w słownikowym tego słowa znaczeniu — zauważał w nich więcej sensu za każdym razem, gdy tylko o nich myślał.

Zamknął oczy i wziął głęboki oddech.

— Bywało gorzej — powiedział sam do siebie, a jego ciężki, niski głos poniósł się echem po tafli jeziora. — O wiele gorzej.

Czuł się jednak niesamowicie niekomfortowo. Naprawdę chciał już wrócić do swojego łóżka. Albo chociażby do łóżka w remizie. Był z daleka od swojej osobistej, spokojnej strefy.

Nagle odczuł ucisk w klatce piersiowej, a jego dłonie zaczęły delikatnie drżeć. Wiedział, co się święci, ale nie chciał jeszcze wychodzić z wody. Hoseok z nim nie rozmawiał, a on sam wolał uniknąć ataku paniki na oczach innych ludzi w polowym namiocie. Zresztą, w ogóle wolał go uniknąć. Nie można mieć jednak wszystkiego, szczególnie gdy w sprawę zamieszanie są problemy duszy, aniżeli ciała. Chociaż Yoongi, nomen omen, czuł presję obu tych czynników.

Blizna w lewej ręce, mimo że częściowo zanurzona w wodzie, zapiekła go momentalnie żywym ogniem. Starał się jednak ignorować ten ból—fantom.

Poczuł, jak woda delikatnie okala jego twarz. Pamiętał, jak jako dziecko kładł się w wannie i powoli zanurzał się coraz mocniej i mocniej, czekając aż dostanie mu się do oczu i do nosa. Sam nie wiedział, czemu to robił. Lubił uczucie ryzyka, które mu przy tym asystowało — a cóż, było to największe ryzyko jakie siedmio—ośmioletni, głupi chłopiec mógł podjąć. A przynajmniej o jakim mógłby pomyśleć. Teraz zdecydowanie miał więcej pomysłów, ale jednocześnie mniej czasu oraz... odpowiedzialność.

Twarz Minwoo pojawiła mu się przed oczami, a on otworzył je spodziewając się, że znowu zobaczy gwieździste niebo.

Był jednak z powrotem w Seulu.

Wyprostował się i poczuł, jak woda chlupie mu w twarz zimnym, niemalże ostrym strumieniem. Zakaszlał i przetarł twarz dłońmi.

Spojrzał na swoje ręce. Oniemiał, nie zauważając żadnej blizny oraz kilku tatuaży, których magicznie brakowało. Mięśnie jego brzucha były wyraźnie uwydatnione, a warstwa tłuszczu, do której już się przecież przyzwyczaił, przestała istnieć.

Osiadł stopami na chłodnych płytkach i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że był na otwartym basenie.

— Yoongi! — Poczuł kolejny strumień wody odbijający mu się od twarzy, po czym, przez zamgloną wizję, dostrzegł znajomą, niską postać, która zbliżała się w jego kierunku. — Długo się nie wynurzałeś!

— Co? — zapytał cicho, niezbyt rozumiejąc, co tak właściwie właśnie się działo. — Mi— Minwoo?

— A kto inny? — Chwilę później chłopak stał tuż przed nim z włosami przyklejonymi do czoła i tym swoim uśmiechem, którego Yoongi naprawdę wolałby już nigdy nie widzieć.

Jednakże stało się, a on sam poczuł, jak w oczach zbierają mu się łzy. Cieszył się, że twarz i tak miał całą mokrą od spływającej po niej w dół wody. Nie mógł sobie pozwolić—

— Płaczesz? — Minwoo przekrzywił głowę na bok.

Yoongi przeklął w myślach zdając sobie sprawę, że przecież jego nigdy nie był w stanie oszukać. Czemu cokolwiek miałoby się zmienić.

— Chlor — odburknął. — Nic takiego.

Przez umysł przebiegało mu tysiące myśli na minutę. Umarłem? Utopiłem się?

Może była to swego rodzaju retrospekcja? Nie przypominał sobie tamtego dnia, ale, z drugiej strony, tak często chodzili na tamten basen, że nie byłby nawet w stanie w pełni go pamiętać. Był przecież jednym z wielu.

— Okej. — Minwoo przymrużył niedowierzające oczy, ale nie powiedział na ten temat nic więcej.

— Chłopaki! — Joonyeol wyłonił się z niewielkiej szatni przy ogrodzeniu z przejrzystą reklamówką w dłoni, którą uniósł na wysokość twarzy i pomachał nią energicznie.

Yoongi zaniemówił, stając na palcach i przyglądając się mu uważnie znad ramienia Minwoo. Nieustannie przerzucał wzrok to z jednego, to na drugiego. Spuścił głowę w dół i ochlapał twarz wodą chcąc się wybudzić, jednakże, gdy ta tylko ściekła w dół, nadal był w basenie, zanurzony w wodzie do połowy torsu.

Ani śladu jeziora i wojskowego obozu.

— Gdzie cię wywiało? — Minwoo odwrócił się w stronę brata.

— Kupiłem lody!

Minwoo podszedł do Yoongiego i chwycił go za nadgarstek, po czym pociągnął go w stronę brzegu basenu tak, jakby zauważył, że ten nadal stał w miejscu i kompletnie nie dowierzał.

Nie licząc ich troje, basen był zupełnie pusty — należący do kompleksu szkół strażackich miał już swoje lata i cóż, Yoongi i Minwoo przychodzili tam często w letnie weekendy, zabierając ze sobą Joonyeola. Yoongi swego czasu należał do klubu pływackiego, więc miał do niego klucze. Nielegalnie, ale miał. Zmrużył oczy i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że znajdował się we wnętrzu naprawdę dobrego wspomnienia.

Nawet jeśli utopił się w tym jeziorze, to było tego warte.

Chwycił się brzegów basenu czując, jak stara już farba sprzyja temu, by jego dłonie się z nich ześlizgiwały. Mimo to uniósł się ku górze, obrócił w powietrzu i przysiadł na krawędzi tak, że jego nogi nadal spoczywały zanurzone w wodzie.

Spojrzał na Joonyeola niezręcznie, przypominając sobie dzień, w którym zobaczył go na pogrzebie Minwoo — Minwoo, który właśnie wtedy usiadł obok niego i potrząsnął głową, strzepując wodę z włosów. Chwycił reklamówkę od Joonyeola i wyjął z niej lody, po czym podał jednego Yoongiemu, który chwycił go w nienaturalnie trzęsącą się dłoń.

— Zimno ci? — Joonyeol zapytał go od razu, otwierając swojego loda i odgryzając kawałek. — Nie bądź mięczak. — Trącił go w plecy swoją stopą, a Yoongi zacisnął wargi, nie wiedząc, co mógłby odpowiedzieć.

— Właśnie. — Minwoo mu zawtórował, po czym sam zaczął jeść swojego loda, machając nogami w wodzie.

Zwykle tak robił, a Yoongi uważał to za niesamowicie irytujące. Wtedy jednak nie potrafił opisać, jak bardzo się cieszył, że znowu mógł to zobaczyć.

Odłożył swojego loda na bok, nie bardzo mogąc go otworzyć przez nieprzerwane drżenie palców. Czuł na sobie wzrok Joonyeola, więc spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się.

— Uhm, jak tam u was? — wyrwało mu się, o oni oboje spojrzeli na niego z ukosa.

— Nie zmieniło się zbyt wiele od czasu, gdy pytałeś o to dwie godziny temu.

— Oh. — Speszył się. — Racja. Przepraszam.

— Stresujesz się czymś? — Minwoo objął go ramieniem i poklepał po barku delikatnie. — Egzaminy za pasem, ha? Zachowujesz się nieswojo.

Yoongi zacisnął powieki i nagle usadowił sam siebie w odpowiedniej czasoprzestrzeni.

Czerwiec przed egzaminami końcowymi w szkole strażackiej. Już pamiętał.

— Tak, uhm. Tak. Stres... I w ogóle.

— Zgubiłeś trochę rozumu pod tą wodą? Mówiłem ci, żebyś tyle nie nurkował. — Joonyeol kucnął obok niego.

— Zabawne — Yoongi prychnął, ale jednak uśmiechnął się szeroko tuż po tym wiedząc, jak bardzo tak właściwie za tym tęsknił.

Niby wiedział, że wszystko to było mirażem, ale z drugiej strony... Może... Może jednak nie? Może było kompletnie na odwrót?

Poczuł zimno na czole, gdy Joonyeol uderzył go w nie lodem.

— Jedz, bo się rozpuści — zarządził, po czym sam go otworzył i niemalże wcisnął Yoongiemu w usta.

Przez moment cała trójka milczała, a tafla wody, mącona przez nieustannie pozostające w ruchu nogi Minwoo, kołysała się miarowo. Yoongi wziął głęboki oddech i odgryzł kawałek loda, czując jego agresywnie słodki smak w ustach. Spojrzał na Minwoo i zachichotał cicho widząc, że jego usta i język zrobiły się niebieskie.

— Naprawdę, wypłynęło ci tam trochę mózgu? — Minwoo zmierzył go wzrokiem. — Najpierw się nie odzywasz, teraz śmiejesz się jak jakiś wariat. O co chodzi? Nałykałeś się wody? I błagam, tylko nie mów, że to chlor.

— Ale to naprawdę chlor.

— Może pora odejść z drużyny pływackiej, co? — Joonyeol skomentował i zaśmiał się, bardzo dumny ze swojej docinki. — Znaczy wiesz, jeżeli masz zamiar się utopić, czy coś?

— To byłoby bardzo ironiczne — Minwoo wtrącił, a Yoongi poczuł, jak nagle zesztywniał mu każdy mięsień ciała, kurcząc się boleśnie. — Na jego miejscu bardziej obawiałbym się ognia — zaśmiał się dźwięcznie i szturchnął Yoongiego pod żebrem, a temu nagle zrobiło się niedobrze.

Przełknął jednak gulę w gardle czując, jak dosłownie spada mu gdzieś w głąb ciała i ciężko tam osiada.

— Nic mi się nie stanie. Tobie też nie — dodał szybko, a Minwoo pochylił się w przód i spojrzał na niego pytającym wzrokiem.

— Co masz na myśli?

— Obiecałem ci, że będziemy w jednej i tej samej jednostce. Znaczy, jak już skończysz szkołę.

— Tak, ale—

— I obiecuję, że nic ci się nie stanie. Będę tam dla ciebie.

Zaraz po tym, jak to powiedział, jedne z ostatnich słów Minwoo zaczęły odbijać mu się w głowie ciężkim echem.

"— Nie dasz rady. Przestań."

Yoongi wiedział, że w ich świetle jego obietnice nie miały nawet odrobiny pokrycia. Ale co innego mógł powiedzieć?

— Mam nadzieję. — Joonyeol zmierzwił jego włosy i dopiero wtedy Yoongi zdał sobie sprawę, że były dosyć długie i nie zdążył ich jeszcze w pełni ogolić. — Oddałem ci mojego brata pod opiekę. Bo, koniec końców, ty też jesteś moim bratem.

— No i... Ja też nie pozwolę, żeby stała ci się żadna krzywda. — Minwoo ciągle obejmował Yoongiego ramieniem, ale wtedy właśnie przycisnął go do siebie odrobinę mocniej.

Przez krótką chwilę Yoongi opierał się samemu sobie. Chciał cieszyć się tym momentem tak długo, jak tylko było to możliwe. Oddałby wiele by naprawdę móc raz jeszcze usiąść tak na basenie z dwójką swoich najlepszy przyjaciół, bez żadnych trosk i zmartwień. By znowu być w pełni szczęśliwym.

Nie chciał zmarnować ani sekundy, ale w końcu poddał się własnym emocjom, upuścił loda do basenu i objął Minwoo tak mocno jak tylko potrafił.

Jego dłonie przylgnęły do pleców przyjaciela, czując ich ciepło i niemalże rejestrując najmniejszy ruch mięśni, krew pulsującą w żyłach. Życie.

Wszystko było zbyt realne. Yoongi naprawdę zaczął wierzyć, że właśnie wybudził się z jakiegoś podwodnego snu i świat znowu był w normie. Zaczął ślepo wmawiać sobie, że to właśnie Gunsan było mirażem. Hoseok, Brian, Namjoon i cała reszta też.

— Minwoo, nie masz pojęcia jak bardzo jesteś dla mnie ważny... Naprawdę, przysięgam, prędzej oddam własne życie, niż pozwolę umrzeć tobie i—

W tamtej chwili nagle zrobiło się zimno. Yoongi zadrżał, a mięśnie Minwoo pod jego palcami zesztywniały jak kamień. On sam poczuł nieprzyjemny, niemalże bolesny chłód pod skórą ud i ten charakterystyczny zapach, który zaczął wiercić mu się w nosie. Spojrzał w dół ponad plecami Minwoo i zobaczył, że siedzą na dziwnej, metalowej powłoce, a nie na płytkach przy basenie. Co więcej, skóra jego przyjaciela była zdecydowanie zbyt blada, postura nienaturalna, a dłoń, którą go dotychczas obejmował, nagle osunęła się do dołu.

Momentalnie odsunął go od siebie i zaniemówił, widząc lewą połowę jego twarzy, która znowu była tylko i wyłącznie wytopem ze skóry potraktowanej żywym ogniem. Jego oczy były szeroko otwarte, lewe wyraźnie przy tym zdeformowane. Wybałuszone. Przerażone. Bez życia. Jakby cała krew, którą Yoongi jeszcze chwilę wcześniej czuł pod opuszkami palców po prostu wyparowała.

Yoongi zaczął drżeć na całym ciele, po czym odruchowo odepchnął Minwoo od siebie. Ten upadł na plecy z głośnym hukiem. Jak manekin.

Woda w basenie zrobiła się brunatna i gorąca, a przerażony Yoongi wyciągnął z niej nogi i wstał, momentalnie odwracając się do tyłu.

Joonyeol stał tuż za nim, ubrany w garnitur. Ten sam garnitur, który miał na sobie na pogrzebie. Włosy miał zaczesane do tyłu, a w jego butonierce brakowało chusteczki, którą tamtego dnia cały czas miała jego matka.

Patrzył mu prosto w oczy, ale jego twarz zupełnie nie przypominała tej, którą Yoongi widział wtedy na cmentarzu. Była pełna złości. Wściekłości i nienawiści. Yoongi miał wrażenie, że wręcz czuł te negatywne emocje na swoim ciele, fizycznie sprawiające mu ból.

— Zabiłeś mojego brata. — Joonyeol warknął zdeformowanym głosem, a Yoongi uniósł ręce go góry, jednocześnie zauważając, jak w przeciągu kilku sekund jego własna, lewa ręka pokrywa się na nowo bliznami.

— Nie, Joonyeol, to nie tak, ja—

— Zabiłeś Minwoo. Więc teraz i ja zabije ciebie — warknął, po czym wymierzył Yoongiemu bolesny cios w policzek sprawiając, że ten zachwiał się i bezwładnie poślizgnął na metalowej powierzchni, wpadając do wrzącej i wręcz gotującej się już intensywnie wody.

Zacisnął powieki, szykując się na najgorsze. Nie czuł jednak nic więcej, niż dotychczas. Miał wrażenie, że coś nim szarpie, ale to tyle. Jakby niewidzialne siły targały jego ciałem na boki nie wiedząc, co tak właściwie mogłyby z nim zrobić.

Jakby nigdzie nie należał.

— Yoongi! Kurwa mać. — Hoseok pochylił się ku jego ustom i już miał zaczął go resuscytować, ale ten zaczął kaszleć i wypluwać wodę na piasek, jednocześnie czując, jak zbiera go na wymioty.

Wstrzymał jednak wszystko w sobie i tak nie wiele przecież jedząc tamtego dnia. Położył się na plecach i spojrzał w niebo pełne gwiazd, które obserwował wcześniej, biorąc kąpiel w jeziorze. Odliczał w myślach, próbując opanować nudności.

— Yoongi? — Hoseok pochylił się nad nim. — Czy ty chciałeś się zabić? Kurwa, myślałem, że już kopnąłeś — jąkał się, widocznie roztrzęsiony. — Szukałem cię po całym obozowisku po apelu, znalazłem twoje rzeczy na brzegu i wołałem cię z daleka, ale nagle dostałeś jakiegoś ataku i—

— Wszystko okej — wyburczał, ciągle wykasłując wodę ze swoich dróg oddechowych.

— Wcale nie, musiałem wyłowić cię w moim jedynym mundurze — Hoseok warknął, wskazując na swoje mokre ubrania. — Jeżeli próbowałbym go zdjąć, to nie zdążyłbym i pewnie już byś pływał z rybkami. Chyba, że tego chciałeś. Jeśli tak, to przepraszam, że zniweczyłem ci ten genialny plan. Ale miej na uwadze, że jeżeli jakikolwiek z przełożonych się dowie, że masz myśli samobójcze, to na stałe wyrzucą cię z jednostki i—

— Nie chciałem się zabić, okej? To po prostu atak paniki. Najzwyklejszy — wziął poszarpany oddech — napad paniki. Chyba rozumiesz. Na pewno rozumiesz. — Yoongi przysiadł nie zdając sobie nawet sprawy, że Hoseok zaczął podtrzymywać jego rozchwiane ciało pod plecami. — Teraz możesz już iść. Poradzę sobie.

— Aktualnie nie jesteś nawet w stanie prosto usiedzieć, a co dopiero sobie radzić. Wiem, że jesteś na mnie obrażony, ale to czas, żeby schować swoją dumę do kieszeni i dać sobie pomóc.

— Gówno wiesz o mojej dumie, Hoseok. Mówisz, co ci ślina na język przyniesie. Dźgasz w najsłabsze punkty innych, zanim ktoś odkryje twoje. Nie liczysz się z cudzymi uczuciami i jeszcze masz kurwa czelność mnie pouczać? To wszystko twoja wina. Puść mnie, bo nie ręczę za siebie.

— A co zrobisz, zakaszlesz mnie na śmierć?

Yoongi jednak nic nie odpowiedział. Odepchnął Hoseoka od siebie, lecz ten ciągle uparcie starał się trzymać tuż za nim widząc, jak ten zaczyna się chwiać. Przez chwilę siłowali się nieporadnie, póki Yoongi nie odpuścił i nie pozwolił pomóc sobie wstać. Hoseok zmierzył go wzrokiem od góry do dołu, po czym podszedł do kupki jego ubrań i podał mu ręcznik, który leżał obok. Ten wyciągnął po niego drżącą rękę, przez co nie mógł go porządnie chwycić.

— Pomogę ci — Hoseok zarzucił mu ręcznik na ramiona, wprawdzie nieco krzywo, ale Yoongi przestał aż tak mocno drżeć.

Zaczął przecierać mu ramiona przez ręcznik, mamrocząc coś niezrozumiale pod nosem. Yoongi nie protestował, próbując cokolwiek zrozumieć. Jednak, nie ważne jak bardzo się nie starał, wszystko lądowało w jego uszach w postaci dziwnej, nie dającej się rozszyfrować papki.

— Wytrzyj sobie nogi. — Hoseok wcisnął mu ręcznik w ręce. — Ja podniosę twoje ubrania i—

— Hoseok? — Yoongi odezwał się nagle, a on, już przykucnięty i trzymający jego koszulkę w dłoni, spojrzał na niego pytająco. — Dlaczego to robisz?

— Co masz na myśli?

— Przecież to oczywiste, że mnie nie znosisz. Jednego dnia robisz sobie żarty z moich problemów, traktujesz mnie z góry... Więc dlaczego jesteś tutaj i mi pomagasz? Szukasz mnie? Zajmujesz się mną, traktujesz mnie w taki sposób? Nie rozumiem. I naprawdę nie mam ochoty na takie gierki. To wszystko — podszedł do niego powoli i wyrwał mu swoją koszulkę z dłoni — to jakiś pieprzony żart.

Przeciągnął ją przez głowę, a Hoseok zamrugał powiekami kilkukrotnie. Chłodny wiatr przeciął drzewa, odbijając się chłodnym impetem od skóry jego karku, przez co sam nie wiedział, czy gęsia skórka rozlała się po jego ciele z tego powodu, czy dlatego, że Yoongi, tak właściwie, miał rację.

Oprócz jednej rzeczy.

— Skąd pomysł, że cię nie znoszę?

— Naprawdę — chwycił spodnie z ziemi — się pytasz? Poważnie? — Strzepał je delikatnie i wcisnął na nogi, skacząc dookoła, by nie stracić równowagi.

Jego ubrania były całe umorusane ziemią i niewielkim plamkami krwi od licznych upadków, a Hoseok podświadomie liczył siniaki i zadrapania na jego ciele, póki Yoongi w pełni się nie ubrał i nie ruszył szybkim krokiem w stronę namiotów, przerzucając wilgotny ręcznik przez ramię.

Podbiegł do niego i chwycił jego nadgarstek, zatrzymując go w miejscu. Ten zatrzymał się, ale nawet nie spojrzał w jego stronę. Wziął głęboki oddech, a jego ramiona uniosły się miarowo. W ich ruchu było jednak coś niespokojnego i niepokojącego.

— Czego chcesz? — warknął wściekły, próbując wyrwać swój nadgarstek z jego uścisku.

— Skąd pomysł, że cię nie znoszę? — powtórzył się. — Wcale cię nie nie znoszę i wydaje mi się, że wściekasz się bez powodu—

— To nie ty decydujesz o tym, co czuję, Hoseok. Zresztą, wiesz co? — Odwrócił się w jego stronę. — W sumie to jestem ci wdzięczny.

— Co? Za co?

— Za to, że udowodniłeś mi, że wszyscy ludzie... Wszyscy wy — machnął ręką, rozemocjonowany — jesteście tacy sami. Nawet jeśli wydaje mi się, że ktoś rozumie przez co przechodzę, to potem okazuje się kompletnie taki sam. Taki sam jak każdy. Jesteś chyba ostatnim ogniwem tego całego łańcucha rozczarowań. Więc się nie nabiorę. Ja, moje problemy, moja trauma, mój martwy, pieprzony koleżka, jak to nazwałeś... Przysięgam, jak tylko skończy się ta cała farsa, to już więcej nie wejdziemy ci w drogę.

Hoseok poczuł ukłucie poczucia winy, więc delikatnie opuścił wzrok.

— Jak masz zamiast to zrobić? Jesteśmy w tej samej jednostce. Pracujemy razem.

— Odejdę z pracy.

— Yoongi, przestań. Błagam cię. Kochasz być strażakiem.

— A co ty o tym wiesz? Daj mi spokój — niemalże krzyknął, po czym odwrócił się i ponownie ruszył w stronę namiotu, przeklinając pod nosem.

Wszedł do namiotu z impetem, a kilku innych uczestników obozu leżących na swoich pryczach odwróciło się w jego stronę, patrząc na niego wściekle. Nie przejął się tym jednak zbytnio.

Hoseok wszedł do namiotu chwilę po nim, ale Yoongi udawał, że kompletnie go nie słyszał. Po omacku podszedł do swojej pryczy, a jego oczy powoli przyzwyczajały się do braku światła. Zdjął z siebie brudne ubrania, zgarnął czystą bieliznę z torby, a wilgotne bokserki bez pardonu ściągnął z siebie, odwracając się plecami do wszystkich i stając przy ścianie namiotu. W środku i tak było ciemno. Nałożył świeże bokserki i wcisnął się szybko pod śpiwór. Spojrzał na Hoseoka mimo woli.

Siedział na brzegu swojej pryczy, odwrócony do niego plecami. Był w samej bieliźnie.

Rozkładał swoje mokre ubrania na ziemi, pochylony do przodu. Oddychał głośno i szybko, widocznie targany jakimiś emocjami. Może był zły? Yoongi zacisnął powieki i odwrócił się do niego plecami. Nie za bardzo go to obchodziło. Sam siedział w swoich własnych problemach po uszy.

Nie miał jednak pojęcia, że Hoseok, zaraz po tym jak położył się na swojej pryczy, przyglądał się się jego plecom przez jeszcze długi czas, układając w głowie słowa, zdania, a w końcu długie monologi, które powie mu następnego dnia żeby przeprosić. Żeby zrozumieć. Żeby odciągnąć go do głupich, nieprzemyślanych decyzji, których będzie żałował.

Nazajutrz jednak, gdy tylko się obudził, Yoongiego już nie było. Hoseok zerwał się z pryczy, ale zauważył, że reszta osób jeszcze mocno spała. Musiało być jeszcze dosyć wcześnie. Zerknął pod łóżko Yoongiego i poczuł dziwną ulgę, gdy zobaczył, że jego torba i trampki nadal tam były. Wstał i przeciągnął się, pokracznie zaścielając swój śpiwór, a potem śpiwór Yoongiego, który ten zostawił zmiętoszony na brzegu pryczy.

Jego ubrania nadal były wilgotne, mimo to i tak nałożył na siebie wczorajsze spodnie i, czując jak ich materiał nieprzyjemnie przykleja mu się do skóry, wyszedł po cichu z namiotu, oświetlonego nikłymi promieniami słońca, które przebijały się przez materiał jego zielonej powłoki.

Odchylił wejście do środka, a słońce oślepiło go i zmusiło do przymknięcia oczu na krótką chwilę. Zmrużył je i stanął przed namiotem, oddychając głęboko z ulgą. Gdy już mógł otworzyć oczy i rozejrzeć się bez większego problemu, zobaczył Yoongiego, który robił pompki w odległości kilkunastu metrów od namiotu. Miał na sobie szorty i czarną koszulkę, a jego twarz była czerwona od nadmiaru wysiłku.

Mimo to Hoseok stwierdził, że oglądanie go było niesamowicie fascynujące.

Zrobił kilka kroków w przód i oparł się ramieniem o metalowy maszt, na którym tkwiła koreańska flaga, niezbyt imponująco zwisająca w dół z braku wiatru. Zaplótł ręce na piersi i przyglądał się Yoongiemu uważnie, a ten zdawał się kompletnie nie zdawać sobie sprawy, że jest obserwowany. Hoseok w myślach liczył nawet jego pompki, dopóki ten nie wstał i w końcu nie zawiesił na nim wzroku.

Przez krótką chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym Hoseok odezwał się jako pierwszy:

— Pora na brzuszki, ha? Pomóc ci?

— Uhm... Jasne — Yoongi odparł i wzruszył ramionami, a Hoseok uśmiechnął się ciepło, podchodząc do niego wolnym krokiem.

Oboje usiedli na wilgotnej trawie, a Hoseok położy swoje dłonie na stopach Yoongiego, gdy ten ułożył się plecami na trawie i zaczął miarowo podnosić swój tors w górę i opuszczać go w dół.

— Idzie ci lepiej, niż wcześniej — Hoseok oznajmił, gdy ten był już na czterdziestym.

— To źle? — burknął, po czym zacisnął powieki i opadł na ziemię, czując, że jego mięśnie zaraz rozerwą się na kawałeczki. — Możesz nie krakać?

— Staram się jak mogę, Min.

— Nie wydaje mi się, Shark. — Yoongi ponownie uniósł się ku górze i spojrzał mu prosto w oczy z dziwną przekorą.

Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Hoseok przełknął ślinę i patrzył w jego oczy tak intensywnie, że gdy ten chciał ponownie zejść do pozycji leżącej puścił jego stopę i przycisnął go prawą ręką za plecy tak, że ich twarze były jeszcze bliżej siebie.

Yoongi poczuł, że robi mu się gorąco.

— Naprawdę lubisz się ze mną przekomarzać, ha? — Hoseok westchnął. — Doprowadzasz mnie do białej gorączki.

Po tych słowach puścił jego plecy i ponownie zaczął mocno napierać dłońmi na jego stopy.

— Jeszcze co najmniej czterdzieści więcej. Nie ociągaj się.

Yoongi wahał się przez krótką chwilę, ale wrócił do robienia brzuszków, zarzucając swoje dłonie za kark. Jednakże towarzyszyło mu przy tym dziwne uczucie w dole brzucha, które powędrowało aż do jego twarzy, wzmacniając tylko czerwień, która ją oblewała.

Słońce powoli wschodziło ku górze, a drzewa rzucały coraz krótszy cień. Flaga na maszcie zaczynała delikatnie trzepotać, wspomagana rodzącym się gdzieś wśród pobliskich pagórków wiatrem. Zapowiadał się przyjemny dzień.

A przyjemne dni był czymś, co dla nich obojga naprawdę nie zdarzało się zbyt często.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top