12. Are you still salty about that kiss?

— Wdech, wydech. Już, już. — Kompletnie zdezorientowany Yoongi wszedł do remizy, a jego oczy od razu zatrzymały się na Chanwoo, który siedział na małej, drewnianej ławeczce przy radiowozie.

Był ubrany w pełen uniform, a jego ciało pochylało się do przodu w nienaturalnej pozycji tak, jakby faktycznie nie mógł oddychać. Otaczało go kilku innych strażaków, w tym kończący właśnie nocną zmianę Brian, którzy próbowali zrobić cokolwiek, by trochę go odstresować. Najwyraźniej jednak bezskutecznie, bo ten trząsł się i trząsł coraz bardziej.

Yoongi odłożył swoją sportową torbę na ziemię i podszedł do zbiegowiska, zakasując rękawy swojej przydużej bluzy. Dzień był zaskakująco chłodny.

— Hej — mruknął na przywitanie, a Brian uśmiechnął się na jego widok. — Co jest? Wszystko okej? — Rozejrzał się po wszystkich. — Ktoś mi powie?

— Wróciliśmy z akcji — Brian wyjaśnił mu pośpiesznie, sam jeszcze w swoich ciężkich, czarnych butach. — Uhm... Dostaliśmy wezwanie z dyspozytorni, jedna z karetek pogotowia potrzebowała pomocy w dostaniu się do mieszkania jakiejś kobiety, która nie odzywała się do rodziny od dłuższego czasu. Kwestia w tym, że leżała tam no... Martwa od jakiegoś czasu. Lekarze podejrzewają, że to udar lub zawał. Sami jednak wiemy ile tam była, bo otworzyliśmy drzwi od środka, wpuściliśmy policję i lekarzy i tyle nas tam było. Ale to Chanwoo wdrapał się tam przez okno i pierwszy ją zobaczył, bo leżała na korytarzu. Jak tam byliśmy i wracaliśmy do remizy to wszystko było z nim w porządku, ale teraz jakoś przestał się odzywać i dostał ataku paniki. Policjanci zaproponowali mu nawet psychologa, ale odmówił. Wyglądał na niewzruszonego, a teraz jakoś tak...

— Dziwisz się? — Yoongi wywrócił oczami, a Brian lekko się speszył. — To zbiegowisko jest naprawdę nie potrzebne. Nie macie nic do roboty?

Reszta strażaków zmierzyła go dziwnym wzrokiem, a on, mimo że sam zdawał sobie sprawę, że przybrał nieco zbyt rozkazujący ton głosu, nie bardzo się tym przejął. Usłyszał jednak półsłówka na swój temat, którzy te wymienili między sobą, gdy wracali na górę remizy. Brian jednak został tam, gdzie stał.

Yoongi kucnął przed Chanwoo i położył dłoń na jego udzie, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Miał świadomość, że ataki paniki często miały mało wspólnego z jakimkolwiek racjonalnym tokiem myślenia i już wtedy były ciężkie do pokonania, a co dopiero wtedy, gdy faktycznie miały solidne podłoże. Zobaczenie prawdopodobnie rozkładającego już ciała martwej kobiety zdecydowanie podpadało pod tą kategorię.

— Przepraszam. — Chanwoo nagle podniósł wzrok, a jego opuchnięte powieki okalały zaczerwienione oczy. — Potrzebuję chwili i wszystko będzie okej.

— Na pewno nie chcesz porozmawiać? Zdrzemnąć się? Albo pojechać na komisariat i skorzystać z pomocy psychologa? Lub zapytać o to Kanga? Na pewno mamy jakiegoś przypisanego do remizy.

— Nie. — Pokręcił głową i odchylił głowę do tyłu, nabierając głośno powietrza w płuca.

Zrobił to nieco lżej niż wcześniej, co nieco uspokoiło Yoongiego. Podniósł się i niepewnie usiadł obok niego na ławce, która zaskrzypiała i ugięła się nieco pod ciężarem ich obojga.

— Pójdę po wodę. — Brian wystrzelił z miejsca, a Yoongi odprowadził go mimo woli wzrokiem.

Przez dłuższą chwilę siedział tak z Chanwoo w milczeniu, nie wiedząc, co mógłby powiedzieć.

— Zanim jeszcze wszedłem na górę jej sąsiedzi powiedzieli mi, że miała pięćdziesiąt trzy lata. Moja mama ma pięćdziesiąt trzy lata — odezwał się w końcu, a Yoongi kiwnął tylko głową i mruknął twierdząco w odpowiedzi nie wiedząc, co więcej mógłby powiedzieć. Czuł, że nie powinien w ogóle mówić czegokolwiek. Przecież sam nie miał już matki. — Pomyślałem, że bardzo mało się z nią widuję. Ma mały sklep z warzywami na obrzeżach Jinju. Tam się wychowałem, a nie byłem tam chyba od dwóch lat? Sam nie wiem. — Brian pojawił się nagle znikąd z butelką chłodnej wody, którą podał Chanwoo do ręki. Te odkręcił ją i upił łyk, przecierając zaraz po tym wilgotne usta wierzchem dłoni. — Chyba pora wziąć urlop i wybrać się do domu. Chociaż na jakiś czas.

— Dobrze tak wrócić na stare śmieci. — Yoongi kiwnął głową twierdząco, chociaż sam w to nie wierzył.

Dla dobra sytuacji był jednak w stanie powiedzieć cokolwiek.

— Racja. Cholera. — Chanwoo ponownie pochylił się do przodu. — Tu już nawet nie chodzi o smród, czy o to, jak wyglądała. Po prostu sam fakt... Ciężko mi to wytłumaczyć. — Poddał się, po czym wylał sobie na lewą dłoń nieco wody i przetarł nią twarz, jakby chcąc się ocucić.

Yoongi delikatnie przejechał dłonią po jego plecach, ale nie był w stanie go przytulić. Fizycznie nie potrafił się do tego zmusić, co było dla niego szczególnie trudne i zastanawiające, ponieważ w sytuacji, gdy Hoseok miał atak paniki nie miał z tym problemu. Może to dlatego, że akurat wtedy wszystko działo się tak szybko i nie myślał racjonalnie? Bardzo go to wtedy zastanowiło. Być może to po prostu sam fakt przyparcia do mentalnego muru zmuszał go do bliskości i otwartości.

Papieros i rozmowa z Hanem od razu przyszły mu do głowy. Nie lubił sam myśleć o takich sprawach.

Brian obserwował ich ukradkiem, zsuwając ze stóp buty powoli. Przez moment jednak zawiesił wzrok na Yoongim tak, że ten zareagował na to dziwnym dreszczem. Od kilku dni łapał go na tym i miał wrażenie, że coś wisi w powietrzu, a on nie miał ochoty na podchody i zgadywanki. Miał plan z nim o tym porozmawiać.

— Myślisz, że powinienem porozmawiać z Kangiem? Nie jestem pewien, że dałby mi wolne od tak, szczególnie, że teraz i tak mnóstwo osób pracuje za dwóch przez urlopy. — Chanwoo zaczesał palcami włosy do tyłu i powoli zaczął rozbierać się z munduru.

Był cały spocony, widocznie ze stresu. Jego koszulka kleiła mu się do ciała, a skóra na karku i szyi była czerwona, jakby pokryta dziwną wysypką. Yoongi jednak nie był zdziwiony. Wiedział, że sam czasami tak reagował, gdy czuł na sobie wielkie ciśnienie i strach. Nie dość, że sam umysł, to jeszcze ciało nie ma pojęcia jak się zachować.

— Spróbuj. Jestem pewien, że coś da się wymyślić. Powinien być tutaj za jakieś półtorej godziny, o ile się nie mylę. Rozluźnij się, weź prysznic. Zdrzemnij się, jeśli chcesz. — Również wstał i nieco pewniej poklepał go po plecach, czując się nieco tak, jakby z powrotem był prawdziwym dowódcą. Podobało mu się to i nie podobało jednocześnie. — No i zawsze możesz odezwać się do mnie, jeżeli będziesz chciał pogadać. — Nie potrafił wyjaśnić, czemu właśnie to zaproponował, ale Chanwoo w odpowiedzi tylko się uśmiechnął, widocznie wdzięczny.

Cicho się żegnając ruszył wzdłuż ściany w stronę schodów ze swoim mundurem pod pachą, po drodze zgarniając z ziemi swój kask i wieszając go na specjalnym wieszaku na ścianie. Jego nogi ledwo powłóczyły, a Yoongi skrzywił się na ten widok. Nie umiał go jednak winić. Bycie strażakiem nie zawsze było wdzięczne. Możliwe nawet, że nigdy nie było, nawet jeśli ratuje się ludzkie życia.

Bycie strażakiem było po prostu skomplikowane. I już. Rozgryzanie innych słów, którymi można by je opisać, zjadłoby Yoongiemu zdecydowanie zbyt dużo czasu, dlatego też przestał o tym myśleć.

— Ej, ej. A ty gdzie się wybierasz? — Yoongi chwycił kołnierz koszulki Briana, który próbował przemknąć koło niego i również uciec na schody.

— Uhm, po rzeczy i do domu? — Skulił się nieco, a jego i tak już drobna postura jeszcze bardziej zbliżyła się wzrostem ku ziemi.

— Mamy do pogadania.

— Jestem z—zmęczony — zająknął się, widocznie zakłopotany. — To nie może poczekać?

— Nie. — Yoongi zmrużył powieki. — O co ci ostatnio chodzi? — Przeszedł do konkretów. — Patrzysz się na mnie tak, jakbyś bardzo chciał mnie o coś zapytać. Unikasz bycia ze mną sam na sam, gdy jesteśmy w mieszkaniu. Coś mi tu nie gra.

Yoongi nie mógł się powstrzymać od tego, by od razu samemu nie pomyśleć o swoim wyjściu do klubu i pocałunku z Hoseokiem. Tego nie dało się tak łatwo zapomnieć i sam przyłapywał się na tym, że od czasu do czasu obraz tamtego wieczora pojawiał się w jego i tak już małej i dosyć ciasnej głowie w postaci dziwnego wspomnienia, które ryło mu w świadomości i poczuciu wstydu niczym powoli wyginające się dłuto. Możliwe, że był po prostu niesamowicie sfrustrowany, więc zdecydowanie więc wolał, żeby to wszystko pozostało między nim i Hoseokiem. Obawiał się, że ten jednak powiedział Brianowi o parę słów za dużo. Jego zaufanie do innych ciągle było w powijakach.

— Ja? S—skądże.

— Może inaczej. — Ściągnął wargi i zastanowił się przez dłuższą chwilę. — Czy jest coś, co powiedział ci Hoseok i chciałbyś się podzielić?

— H—Hoseok? — Brian przełknął ślinę tak głośno, że aż sam miał wrażenie, że echo rozniosło się po całej remizie. Od razu zamarł w bezruchu.

Zaczął rozglądać się w panice, chcąc uniknąć wzroku Yoongiego, a jednocześnie nie potrafiąc ruszyć się z miejsca. A przecież nikt go nie trzymał — Yoongi puścił jego koszulkę tak szybko, jak tylko ją chwycił. Mógł odwrócić się i pójść w swoją stronę. Mimo wszystko jednak nie potrafił.

— Tak, o niego pytam. Masz mi coś do powiedzenia?

— No, bo... — Brian zacisnął oczy, czując się zdemaskowany. Zawsze wiedział, że był słaby w trzymaniu sekretów, ale nie sądził, że aż tak. — W tamtą noc, jak wyszedłeś do klubu—

— Woah. Stop. Ten pieprzony idiota, nie potrafi chociaż chwilę być cicho — Yoongi warknął jakby sam do siebie i poczuł strużkę potu, która spłynęła mu po karku w dół pleców pod luźną koszulką. — Cokolwiek Hoseok ci nie powiedział, to wszystko to był alkohol i to, co stało się między nami nigdy nie stało by się, gdyby nie on. No i—

— Jaki alkohol? — Brian niemalże się obruszył, a jego oczy zaświeciły się jak dwie monety, chociaż chyba sam jeszcze nie bardzo zdawał sobie z tego sprawę. — Ja mówię o artykule.

— Jakim artykule? — Yoongi uniósł ku górze brew pytająco, ale zanim dostał jakąkolwiek odpowiedź, ich rozmowa została niebyt taktowanie przerwana przez niski, znajomy, dziwnie pusty głos.

— Chłopaki? — Namjoon wyłonił się zza jednego z wozów, cały zlany potem.

Musiał właśnie wracać z niewielkiej siłowni w remizie po swoim porannym treningu. Zaczynał zmianę o tej samej godzinie co Yoongi, ale czasem lubił przyjść od pracy wcześniej właśnie po to.

— Oh, Namjoon. — Brian pomachał mu na przywitanie, wyraźnie uradowany jego widokiem. — Jak tam?

— Dobrze. Wracasz już do domu?

— Tak, padam na twarz. — Odskoczył w bok żwawym krokiem. — Dlatego też muszę się spieszyć na autobus. — Omiótł Yoongiego ostatni raz wzrokiem, a ten mógłby przysiąc, że była w nim dziwna, przepraszająca nuta.

Poczuł się niekomfortowo, obserwując go, gdy ten wbiegał po drżących, skrzypiących stopniach, przeskakując co drugi schodek.

— Widziałeś Hoseoka? — Yoongi zwrócił się do Namjoona, gdy ten przeciągał przez nagi tors swoją koszulkę. — Nie widziałem go rano w mieszkaniu.

— Pojechał na wyjazd do ochotniczej straż w jakiejś wiosce pod miastem. Robi kurs pierwszej pomocy dla dzieciaków w świetlicy.

— Oh. Nie wiedziałem, że tak lubi dzieciaki.

— Lubi się obijać, a nie dzieciaki. Ot co. — Namjoon wywrócił oczami, po czym mlasnął głośno. — Głodny jestem. Przyniosłeś coś do jedzenia? — Zboczył nagle z tematu, drapiąc się po brzuchu.

— Tylko moje śniadanie — odparł, z naciskiem na 'moje'.

Zdążył już zauważyć, że Namjoon miał tendencje do gustowania w nieswoim jedzeniu, szczególnie gdy sam nie musiał poświęcać czasu, by je ówcześnie przygotować.

— Co takiego?

— Kanapki z sałatą i tuńczykiem.

— Bez majonezu?

— Bez. — Yoongi kiwnął głową.

Normalnie dodałby go z tonę, ale naprawdę obiecał sobie, że zrzuci zbędne kilogramy i kiedyś będzie wyglądał tak, jak Namjoon. Taki przynajmniej był jego cel. Ale nie narzekałby, jeżeli po prostu przestałby mieć zadyszkę po małej przebieżce. To by wystarczyło, jak na razie.

— Hoseok kazał mi przypilnować cię, żebyś zrobił swój rutynowy, poranny trening. No i, oczywiście, nie jadł za dużo. Pomogę ci. — Namjoon buszował już w torbie Yoongiego, a ten, mimo że lekko zirytowany, nie miał już nawet ochoty z nim dyskutować.

— Nie skończyłeś właśnie swojego treningu, swoją drogą?

— Cardio nigdy za wiele.

— Jesteś pewien, że jesteś człowiekiem, a nie robotem?

— Sam nie wiem. Może kiedyś się przekonam. — Wzruszył ramionami i wydostał ze środka pudełko z kanapkami, po czym minął Yoongiego i ściskając je w rękach niczym własne dziecko ruszył w stronę pola treningowego za remizą.

Yoongi zgarnął swoją torbę z ziemi, zasunął ją pośpiesznie i podreptał leniwie za nim, przeciągając się na boki. Po drodze wpisał się jeszcze pośpiesznie w dokumentach i spisach zmian, znajdując pierwszy lepszy długopis w plastikowym koszyczku wiszącym na ścianie.

Wyszedł na zewnątrz i spojrzał w niebo, głęboko oddychając. Fakt, powietrze w Gunsan naprawdę było inne. Seul nie mógł się równać, chociaż Yoongi tak bardzo przywyknął do jego zapachu, że, nawet wtedy, mógł wyczuć gdzieś jego wątły aromat. To po prostu zostawało w człowieku jak, o ironio, brzydka blizna. Bolesne wspomnienie, do którego, pomimo dyskomfortu, i tak się wraca.

Jednak, rozpoczynając trening, jak zwykle próbował oczyścić swój umysł ze wszystkich negatywnych myśli, zaczynając od tych standardowych o przeszłości, a kończąc na rozmowie z Chanwoo, która nomen omen nie należała przecież do najprzyjemniejszych.

W każdym razie, gdy biegał z Namjoonem kółka na bieżni, nagle go olśniło.

Jaki, cholera, artykuł?

Było już późne popołudnie, kiedy Hoseok wrócił do remizy i ziewając przeciągle odwiesił swój mundur na wieszak. W nosie ciągle kręcił mu się dziwny zapach mydła i słonych chrupek, którym pachniały dzieciaki. Było mu gorąco, chciał jeść i spać, a przed sobą i tak miał jeszcze trzy godziny zmiany. Zrezygnowany krążył po garażu w poszukiwaniu Namjoona, ale jedyne, co znalazł, to puste miejsce po wozie strażackim. Ściągnął więc brwi i westchnął, ruszając w stronę schodów. Wspiął się na piętro, po drodze z przyzwyczajenia zbierając z podłogi porozrzucane po niej papierki po batonikach zbożowych i ciastkach i wyrzucając je do kosza. Nie miał pojęcia czemu żaden z jego kolegów z pracy zwykle nie umiał po sobie porządnie posprzątać.

Wszedł do szatni i otworzył swoją szafkę, po czym wyjął z niej świeżą koszulkę, a tą, którą miał na sobie zdjął, zwinął w kulkę i wcisnął do torby sportowej, którą przyniósł ze sobą z mieszkania. Potrzebowała prania.

Nie znosił prać, więc zawsze wciskał swoje ubrania w pranie Briana, który nie był na tyle głupi, by tego nie zauważyć, ale nie przejmował się tym też na tyle, by robić z tego powodu wielkie halo. Hoseok bardzo to doceniał chociaż, jak można się domyśleć, nigdy wprost nie dziękował. Może powinien zacząć?

Westchnął tylko i zgarnął z półki w szafce ręcznik oraz żel pod prysznic, po czym skierował się do łazienek przez boczne wejście w szatni. Rozebrał się do naga i cisnął ubrania na niewielką, drewnianą ławeczkę, po czym wszedł do jednej z kabin i zasunął za sobą i tak wysłużoną już zasłonkę.

Odkręcił wodę, a stara słuchawka prysznicowa zaskrzypiała i dosłownie splunęła lodowatymi strumieniami centralnie na jego głowę, zanim ciepłe strugi polały się po jego ciele, niemiłosiernie szumiąc mu w uszach. Wziął ekstremalnie szybką kąpiel wiedząc, że w remizie nie ma czasu na długie rozmyślania, po czym osuszył się dokładnie nie wychodząc jeszcze z kabiny. Przewiesił ręcznik przez rurę na zasłonkę i wyszedł na zewnątrz, przecierając twarz dłońmi.

Chłodne powietrze otoczyło go szczelnie, a on cały zadrżał, nadal przecierając twarz i próbując przyzwyczaić się do zimna. Opuścił ręce wzdłuż ciała i otworzył oczy, intensywnie nimi mrugając. Rozejrzał się po łazience i nagle zamarł, robiąc gwałtowny krok do tyłu, przy czym poślizgnął się na mokrej podłodze.

— Yoongi?

Chłopak stał przed nim zupełnie nagi z ręcznikiem przewieszonym przez ramię, szykując się do kąpieli. Hoseok nie usłyszał, gdy ten wchodził do łazienki, a jego serce, ciągle jeszcze przestraszone, biło niesamowicie mocno. Mimo to nie potrafił oderwać od niego swojego spojrzenia — miał na ciele kilka czarnych plam po sadzy, szczególnie na twarzy i dłoniach. Jego biały ręcznik zdecydowanie więc miał ucierpieć.

Hoseok skrzywił się — na prawym ramieniu Yoongiego widniała długa, świeża, krwista szrama. Lewą rękę jednak, jak zwykle, przykrytą rozmytymi tatuażami i rozlaną po całej jej powierzchni blizną, z przyzwyczajenia chował delikatnie za plecami. Nie lubił, gdy ludzie się jej przyglądali, co zrozumiałe. Hoseok więc starał się jak najbardziej mógł.

— Hej — odparł cicho, drapiąc się po karku zakłopotany. — Właśnie wróciliśmy z akcji — wyjaśnił pokrótce.

— Oh, mhm. Rozumiem. Co się działo?

To nie był pierwszy raz, gdy nagi stał przed innym nagim mężczyzną. Ba, w remizie po akcjach działo się to tak często, że było to dla niego tak naturalne, jak podanie komuś ręki na przywitanie. Jednakże z Yoongim było inaczej — gdy patrzył na niego czuł, jakby robił coś złego i nie podobało mu się to. Zresztą, Yoongi z kolei, bez pardonu, dosłownie zjadał go wzrokiem.

— Pożar jakiejś szopy na obrzeżach, nic specjalnego. Zahaczyłem o jakiś drut. — Wskazał podbródkiem na swoje ramię. — Umyje się, posmaruję kremem i będzie dobrze. — Wzruszył ramionami.

Hoseok starał się znaleźć na jego twarzy jakikolwiek znak czy delikatny ruch wskazujący na to, że on też czuł się niezręcznie, chociażby z tym że się w niego wpatrywał. Jednakże, koniec końców, nic takiego nie znalazł. Poczuł palące uczucie na ustach i momentalnie spłonął rumieńcem.

Chciał coś powiedzieć, zapytać o szczegóły, ale nie umiał. Chwycił więc naprędce ręcznik z rury i przepasał się nim, po czym zgarnął swoje ubrania z ławeczki i wyminął Yoongiego, który odprowadził go z lekka zaskoczonym wzrokiem. Nic jednak nie powiedział stwierdziwszy, że nie za bardzo ma pojęcie, co tak naprawdę mógłby przecież powiedzieć.

Hoseok wrócił do szatni przez boczne drzwi w łazience, wyraźnie zakłopotany, po czym cisnął ubraniami na tamtejszą ławkę i przeszedł się kilkukrotnie od jednego końca pomieszczenia do drugiego. Nadal czuł dziwne łaskotanie na swoich wargach i, nie mogąc się go pozbyć, przeklinał pod nosem. Było mu gorąco w okolicy klatki piersiowej, miał trudności z oddychaniem. Jednak nie czuł się źle. Zacisnął pięść i, czując niepohamowaną falę złości, zamachnął się na jedną z szafek, zatrzymując swój cios tuż przed jej drzwiczkami. Spojrzał na srebrną siódemkę przybitą do nich malutkim gwoździem i zdał sobie sprawę, że była to szafka Yoongiego. Poczuł się dziwnie sparaliżowany i wlepił wzrok w cyfrę tak, jakby czymś go zaczarowała. Nie wiedzieć czemu uniósł dłoń do góry i dotknął jej opuszkami palców, niemalże wcale jej pod nimi nie czując. Poczuł, że w gardle formuje mu się dziwna gula, blokująca go od powiedzenia czegokolwiek.

Podświadomie na język cisnęły mu się jakieś słowa, o których sam nie miał pojęcia. To było jedno z najdziwniejszych odczuć, jakich doznał ostatnimi czasy. Odsunął się szybko od szafki i pokręcił głową, chcąc wybudzić się z tego dziwnego transu.

W tym samym momencie do szatni wszedł Namjoon, który uśmiechnął się do niego i kiwnął głową.

— Jak tam dzieciaczki? Wyedukowane?

— Oh, tak. — Hoseok odparł po dobrych kilku sekundach, potrzebując czasu na zebranie się do kupy. — Zadawały zdecydowanie za dużo pytań.

— Jak to dzieci. Są trochę jak Brian, co nie? Albo jak ta twoja była. Nic, tylko ciągle pytania. — Wywrócił oczami, po czym otworzył swoją szafkę i zaczął przygotowywać się do prysznica. — Właśnie, Kang chce cię widzieć. — Podniósł na niego wzrok.

— Mnie? Dlaczego?

— Nie wiem, złapał mnie jak wysiadałem z wozu. — Wzruszył ramionami. — Nie wyglądał na złego ani nic z tych rzeczy, ale raczej bym się pośpieszył, gdybym był tobą.

— Jasne. — Zaczął przebierać się i zbierać do wyjścia.

— Masz jakiś żel pod prysznic? — Namjoon zamknął szafkę i spojrzał na niego pytająco.

— Uhm, tak. Zostawiłem go w środkowej kabinie.

— Super. Dzięki — dodał, chociaż nawet ówcześnie nie zapytał, czy mógłby w ogóle go użyć.

Hoseok jednak nie mógł przejmować się mniej. Kiwnął tylko głową, a Namjoon zniknął z szatni tak szybko, jak tylko się pojawił.

— Trening wojskowy? Ja i Yoongi? Cały tydzień? Naprawdę? Cała ta farsa zaczyna się za trzy dni, a ty mi mówisz dopiero teraz? Co jeżeli miałem plany?

— Dobrze wiem, że nie miałeś. Dostałem dzisiaj list od przełożonych, Yoongi jeszcze przez to nie przechodził.

— Myślałem, że odbył już służbę wojskową. — Hoseok zdziwił się delikatnie. — Nie rozumiem.

Kang oparł się delikatnie o swoje biurko i spojrzał Hoseokowi w oczy, unosząc delikatnie brwi ku górze.

— Pamiętasz swój trening, który miałeś, gdy zaczynałeś tutaj pracę? Ten przed zaprzysiężeniem?

— Ah, tak. — Kiwnął głową twierdząco.

— Służba w Gunsan zwolniła cię z obowiązku służby wojskowej, bo praca tutaj to już jako tako to samo. Przecież to wojskowa jednostka. Byłem przekonany, że Yoongi już skończył swój wojskowy przydział, ale okazało się, że nie. Jeżeli chce przejść przez ten sam proces co ty i Namjoon bez robienia przerwy w pracy w naszej jednostce, to musi odbyć ten kurs. A ja nie chcę, żeby robił sobie przerwę.

— Ale co ja mam z tym wspólnego? — Hoseok nadal nie rozumiał. — Nie mam w tym żadnego interesu, Kang.

Miał mokre włosy, których nie zdążył wysuszyć, a ubrania kleiły mu się nieprzyjemnie do ciała. Może faktycznie za bardzo się pośpieszył po wyjściu z prysznica. Żałował, że nie poświęcił chwili dłużej na wytarcie się ręcznikiem.

— Nie zaszkodzi, jak trochę sobie przypomnisz. — Kang podsunął mu pod nos formularz do wypełnienia, a Hoseok nie chciał nawet na niego patrzeć.

Wiedział, co się z tym wiązało i co się święciło.

— Kang, to było najgorsze, co spotkało mnie w życiu, błagam cię, jeżeli jeszcze raz każą mi spać w namiocie pełnym robaków i pokrzywy, to przysięgam na Boga, że—

— Możliwe, że uda mi się przepchnąć twój wniosek o awans na starszego kapitana nieco szybciej, jeżeli wykażesz inicjatywę i wsparcie dla nowego kolegi z remizy. Nic nie obiecuję, ale może — wyjaśnił, brzmiąc bardzo poważnie.

— Próbujesz mnie przekupić?

— To twój wybór, Shark. Kwestia jest taka, że ty najlepiej dogadujesz się z Yoongim, a on potrzebuje wsparcia.

— Skąd ten wniosek, hm?

— Nie denerwuj mnie. Naprawdę, Shark. Nie chcesz wejść mi dzisiaj na głowę. To tylko tydzień. Słownie siedem dni. Dasz radę. Bywało gorzej.

Przez dłuższą chwilę oboje milczeli, wsłuchując się w miarowe tykanie zegara na ścianie, który jakby z ciekawością obserwował i przysłuchiwał się ich wymianie zdań.

Hoseok nie lubił słów "bywało gorzej", bo w jego przypadku naprawdę bywało o wiele gorzej i, niemalże za każdym razem, zgadzał się na cokolwiek, gdy je słyszał. Nie umiał odmówić zdając sobie sprawę, jak duży błąd ma do odpokutowania, co jednocześnie wiązało się z wiecznym długiem wobec świata. Wiedział bowiem, że nigdy nie będzie w stanie w pełni odpłacić się karmie za to, co zrobił swojej rodzinie jeszcze jako dziecko.

Twarz jego brata pojawiła mu się przed oczami, a on sam zamrugał kilkukrotnie, chwycił w dłoń długopis z niewielkiego koszyczka na biurku i podpisał się we wskazanym miejscu na dole strony.

— Możesz wypełnić resztę — zwrócił się do Kanga, wstając z krzesełka. — Yoongi już wie?

— Mam plan powiedzieć mu po tym, jak ktoś opatrzy mu ranę. Wyniósł dzisiaj psa jakiejś małej dziewczynki z pożaru.

— Wow. Prawdziwy kurwa bohater — Hoseok prychnął kpiąco, obrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu, po czym ostentacyjnie trzasnął za sobą drzwiami tak mocno, że ściana zatrzęsła się w posadach.

Sam nie wiedział czemu tak nagle się wściekł. Miał ochotę kopnąć ścianę, ale zobaczył stojącego pod nią Yoongiego, przecierającego swoje włosy małym ręcznikiem. Przyglądał mu się z lekka zaniepokojony, ale nic nie mówił. Najwyraźniej sam czekał na to, żeby zobaczyć się z Kangiem. Na ramieniu miał założony bandaż, a jego twarz była dosyć blada, najwidoczniej ze zmęczenia.

Hoseok poczuł, jak jego wnętrzności rozpalają się wściekle, jednocześnie ściskając mu przy tym żołądek.

— I na co się tak gapisz? Śledzisz mnie, czy co?

Nie umiał wyjaśnić, czemu aż tak się na niego wściekł. Może to podświadomość, może ogólna bezsilność. Sam nie wiedział. Wziął głęboki oddech i oboje patrzyli sobie w oczy do czasu, gdy Hoseok nie zaśmiał się kpiąco, nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi. Ruszył przed siebie, lawirując między wozami, a Yoongi odprowadzał go wzrokiem, starając się samemu sobie wyjaśnić, co tak właściwie przed chwilą między nimi zaszło. Nie miał jednak na to sporo czasu, ponieważ Kang chwilę później zawołał go do środka z wielkim uśmiechem na twarzy, jakby zupełnie nie wzruszony.

Torba opadła ciężko na polową pryczę, a Yoongi zacisnął wargi, rozglądając się po wojskowym namiocie. Powrót do pracy w remizie był w sam sobie skokiem na główkę bez spadochronu, ale nikt nie mówił mu, że obóz przetrwania w środku lasu będzie w pakiecie.

Doktor Han kazał zabrać mu ze sobą coś dla odstresowania, a Yoongi sam nie wiedział, co takiego mogłoby się nadać. Zabrał więc książkę, ale na miejscu okazało się, że namioty nie mają nawet polowych latarni, więc, pomimo szczytnego celu, jego powieść przygodowa mogła nadać cię co najwyżej do rozpalenia ogniska.

Miał na sobie wojskowy mundur moro, który dostał w jednostce. Był trochę przyciasny w ramionach i pasie, ale Yoongiemu ani śniło się narzekać. Już i tak był wystarczająco zestresowany, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Hoseok zachowywał się w stosunku do niego naprawdę dziwnie. Okej, Yoongi zdawał sobie sprawę, że tamten najpewniej w ogóle nie chciał tam być i to Kang zmusił go do wyjazdu, ale, do cholery, jak on był temu winien? On też przecież się o to nie prosił. Nie rozumiał czemu nie dość, że miał przed sobą cały tydzień spania z mrówkami, to jeszcze musiał znosić cierpkie spojrzenia Hoseoka, który rzucił swoją torbę na pryczę tuż koło niego.

— Wspaniale — mruknął. — To będą wakacje mojego życia.

— Hoseok, ja—

— Oh, błagam, jeżeli powiesz cokolwiek, to ci przywalę.

— Przepraszam? Żaden z nas nie chce tutaj być i—

— Naprawdę chcesz, żebym ci przywalił?

— Nie. — Yoongi pokręcił głową szybko, po czym zacisnął zęby, sam już niezadowolony z tej napiętej bez przyczyny atmosfery. — Zresztą, to nie tak, że byś potrafił — burknął sam do siebie.

Hoseok udawał, że tego nie usłyszał. Był zmęczony po dwugodzinnej podróży autokarem, jego nos był podrażniony od intensywnych, leśnych zapachów i nie mógł się odnaleźć w grupie niezorganizowanych, głównie dwudziestoletnich chłopaków, rzucających się po namiocie jak pchły. Czuł się jak olbrzym wśród stada krasnali. Sam jednak nie wiedział, czy Yoongi się do nich zaliczał. Wydawał się odstawać.

— Mógłbyś mi wyjaśnić, jak to wszystko wygląda? — Yoongi zwrócił się do niego cicho.

— Miałeś trzy dni, żeby o to zapytać, a odzywasz się dopiero na miejscu?

— Przez ostatnie dni kompletnie mnie ignorowałeś i udawałeś, że mnie nie ma. Udajesz, czy naprawdę masz tak krótką pamięć i wielkie ego?

— Słucham? Co powiedziałeś?

— Nadal jesteś obrażony za ten pocałunek, który sam zainicjowałeś? — Yoongi prychnął, sam już rozwścieczony absurdem całej tej sytuacji.

Wyjął ze swojej torby paczkę papierosów i wcisnął je do kieszeni munduru.

— Miałeś już nigdy o tym nie wspominać!

Będę o tym wspominał. Kiedy tylko będę chciał. A przynajmniej do czasu, gdy w końcu dorośniesz. — Popchnął go i wyminął, kierując się ku wyjściu z namiotu.

Kilku chłopaków omiotło go wzrokiem, a Yoongi ciągle wpatrywał się w jego plecy, nieruchomy jak słup soli. Zdjął z głowy czapkę wojskową i usiadł na pryczy, chowając twarz w dłoniach. Bolała go głowa, a nie miał ze sobą nawet jednej tabletki przeciwbólowej. Nie chciał jednak kłaść się spać, bo zdawał sobie sprawę, że za niedługo zwoła się apel.

Postanowił więc zapić ból wodą z bidonu, po czym wyszedł, żeby poszukać Yoongiego i zaciągnąć go z powrotem do ich namiotu na zbiórkę. Nie było to trudne, bo ten siedział na sporym kamieniu za namiotem, schowany przed światem, paląc papierosa i patrząc dziwnie przed siebie.

— Jak skończysz, to wyrzuć resztę paczki, bo i tak ci ją zabiorą. — Hoseok stanął obok niego, a jego czarne, świeżo wypastowane buty lśniły w słońcu.

— Mam to gdzieś, wyobraź sobie. — Yoongi nawet na niego nie spojrzał, zgaszając papierosa o kamień i rzucając niedopałek na ziemię.

— Co ty, do cholery, robisz?

— Nie widzę w tym żadnego twojego interesu. — Wyciągnął kolejnego papierosa i już chciał go odpalić, a Hoseok wyrwał mu go z dłoni.

— Wiesz co? Jesteś tak bardzo niemożliwy! To, że jesteś taki, jaki jesteś nikogo tutaj nie obchodzi. To jest wojsko. Remiza i jednostka to też, nomen omen, wojsko i teraz, jak tak na ciebie patrzę, to nie mam pojęcia jakim cudem w ogóle ktokolwiek stwierdził, że się do tego nadajesz! To, że masz swoje mentalne problemy i traumę, bo umarł ci twój pieprzony koleżka nie znaczy, że możesz robić co chcesz i będziesz miał taryfę ulgową! — warczał z podniesionym głosem, a Yoongi patrzył się mu prostu w oczy, sam nie wiedząc skąd czerpał w sobie ten nagły pokład spokoju i cierpliwości. — Dlatego przestań zachowywać się jak bachor i zmężniej w końcu! Nie możesz całe życie użalać się nad sobą.

— I kto to mówi? — Yoongi wstał z kamienia i niemalże zetknął się z nim czołami.

Wyglądał na spokojnego, ale biła od niego wściekłość i pogarda tak wielka, że sam by się nigdy o coś takiego nie posądził. Dał Hoseokowi paręnaście sekund na odpowiedź, ale nigdy jej nie otrzymał.

Dobrze. Tak będzie lepiej— stwierdził w myślach, po czym wyminął go i wszedł z powrotem do namiotu.

Hoseok stał tam tak jeszcze chwilę czując jak jego uszy robią się całe czerwone, a zaraz po nich policzki i reszta twarzy. Podszedł do niedopałka i przydepnął go butem upewniając się, że na pewno do końca zgasł.

Wiedział, że powiedział o wiele za dużo. Jednocześnie jednak nie miał pojęcia, co w niego wstąpiło.

Bowiem gdy patrzył wtedy na Yoongiego miał wrażenie, że patrzył w lustro. Wydawało mu się, jakby mówił sam do siebie.

Chciał pójść za nim i przeprosić. Definitywnie musiał to zrobić. Ale nie czuł, że potrafiłby wyjaśnić wszystkie te zagmatwane i poplątane meandry swoich myśli. Nie wtedy.

To było zdecydowanie za trudne. Nie wiedział jednak, co było warto poświęcić. I dla czego.

Witam po długiej przerwie!
Przepraszam za obsuwę :) Mam nadzieje że nie straciłam dużo czytelników przez ten czas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top