11. Why were you avoiding me?
Hoseok przekroczył próg mieszkania, trzymając się za lewy policzek. Czuł ciepło rezonujące z lekko spuchniętej skóry tuż nad kością policzkową, która bolała go tak, jakby ktoś wbił w nią ostry drut.
Zsunął buty ze stóp i cisnął kluczem do auta Namjoona o małą szafkę w korytarzu, chcąc jak najszybciej odświeżyć się w łazience i pójść spać. Yoongi, słaniając się na nogach tuż za nim, oparł się prawą dłonią o ścianę i westchnął głośno, próbując odzyskać równowagę. Jego knykcie pokryte były zaschniętą krwią.
Reszta domowników zapewne już spała — drzwi do ich pokojów były zamknięte, a jedyne światło jakie paliło się w mieszkaniu to te na czujnik w korytarzu.
— Idź spać do swojego łóżka — Hoseok warknął w stronę Yoongiego widząc, że ten powoli osuwa się po ścianie i siada oparty o nią, zamykając sennie oczy.
— Nie, tutaj jest wygodniej.
— W takim razie rób sobie co tylko kurwa zechcesz, cholera jasna. — Hoseok miał ochotę splunąć na ziemię czując, że musiał ugryźć się w policzek od środka, ponieważ metaliczny smak krwi ciągle wirował mu w ustach.
— Seok — Yoongi mruknął, na moment przykuwając jego uwagę.
— Czego?
— Przyniesiesz mi poduszkę?
Przez moment zapadła między nimi niezręczna cisza, którą przerwał gorzki śmiech Hoseoka, lejący się kaskadami w kierunku podłogi aż do poziomu Yoongiego, który, przez pijacką mgłę, nie do końca rozumiał jego przyczynę. Patrzył się na towarzysza swojej pseudo—rozmowy z lekka skonsternowany.
— Błagam cię, nawet... Nawet dosłownie pływając w tym całym syfie, który dzisiaj wypiłeś, powinieneś mieć więcej rozsądku, rozumu i godności. Uderzyłeś mnie pięścią w twarz, a teraz oczekujesz, że przygotuję ci wygodne spanie na podłodze w pieprzonym korytarzu? — Wskazał palcem na dywanik przed drzwiami, a Yoongi tylko wzruszył ramionami.
— No... Tak? Z—Zresztą, przy okazji uderzyłem jeszcze ścia— zachłysnął się powietrzem — ścianę, więc mam za swoje. — Uniósł ku górze rękę, pokazując mu poranione knykcie, szare od ukruszonego tynku.
Pierwsze, co przyszło Hoseokowi do głowy to to, że należałoby je przemyć. Jak najszybciej. Pokręcił jednak głową.
— Możesz pomarzyć. Dobranoc. — Złapał się za czoło i ruszył w stronę swojego pokoju.
— Seooooook. — Yoongi przegiął się w pół do przodu, niemalże pokładając się w nienaturalnej pozycji na podłodze.
— Czego?! — Krzyknął szeptem, wyrzucając ręce w powietrze z frustracji.
— Przepraszam. Ale nie powinieneś był mnie całować tak znienacka, szczególnie gdy jestem pijany. Nie ważne jak bardzo mi się to podobało.
— Nie mów o tym. Na głos. Nie— Na— Najlepiej, to nigdy o tym nie mów. — Hoseok plątał się we własnych słowach czując, jak policzki płoną mu czerwienią, jeżeli w przypadku tego lewego w ogóle dało się jeszcze bardziej.
Yoongi zareagował tylko nikłym, uroczym, wręcz głupkowatym uśmiechem i zakołysał tułowiem, ponownie opierając się o ścianę i dając tym znak, że naprawdę nie ma zamiaru ruszyć się nawet o jeden milimetr.
To dało Hoseokowi krótką chwilę na ochłonięcie i zastanowienie. Obserwował w ciszy twarz Yoongiego, który zamykał swoje oczy powoli tak, jakby zasypiał. Jego dłonie zwinęły się w pół w drobne piąstki, a klatka piersiowa unosiła się w spokojnym, miarowym oddechu. Wyglądał niewinnie. Jedynie zakrwawione knykcie psuły cały jego obraz.
— Yoongi. — Hoseok kucnął przy nim i złapał go delikatnie za ramię, jednocześnie wywracając oczami, gdy ten tylko szerzej się uśmiechnął. — Śmierdzisz wódką, krwawisz i nie ważne jak bardzo nie chcę z tobą teraz rozmawiać, szczególnie gdy, jak już wspomniałem, śmierdzisz wódką, to i tak nie mogę cię tutaj tak zostawić. Dlatego błagam, chociaż ten jeden raz, współpracuj, hm?
Minęło parę sekund nim Yoongi otworzył oczy, ściągnął wargi i westchnął, podpierając się dłońmi o podłogę i delikatnie unosząc ku górze swoje osowiałe, ociężałe i gdzieniegdzie opuchnięte od nadmiaru alkoholu ciało.
Otrzepał się, a Hoseok wstał i zrównał się z nim czekając, aż ten zrobi cokolwiek innego niż stanie i gapienie się przymglonym wzrokiem prosto w jego twarz.
— Będę o tym wspominał — wyrzucił z siebie nagle. — Kiedy tylko będę chciał.
— Błagam cię—
— Chyba, że pościelisz mi łóżko. — Uniósł ku górze palec i minął milczącego Hoseoka, po czym zataczając się wszedł do łazienki.
— Da się zrobić — mruknął, odprowadzając go wzrokiem spod przymrużonych powiek.
Yoongi usiadł na pralce i wystawił rękę do przodu.
— Boli — westchnął, gdy Hoseok wszedł do łazienki upewniając się, że drzwi do pokojów Namjoona i Briana nadal są zamknięte.
Miał nadzieję, że żaden z nich się nie obudził. Niezręczne spotkanie w środku nocy to ostatnie, czego w tamtym momencie tak naprawdę chciał.
— Co ty nie powiesz — skwitował, zerkając w lusterko i łapiąc się za policzek.
Spojrzał na swoje usta, po czym z przykrością i lekkim strachem stwierdził, że nadal są z lekka zaróżowione i opuchnięte. Po dosyć długiej jedzie samochodem i ciągłym mętliku myślowym w głowie nadal nie umiał powiedzieć, dlaczego zrobił to co zrobił. Przecież mógł uciszyć Yoongiego w zupełnie inny sposób, na przykład uderzając go tak, jak sam został uderzony. Gdyby wiedział, że tak to wszystko skończy, najpewniej zdecydowałby się właśnie na taki krok. Jednakże czasu cofać nie potrafił.
— Seoook — Yoongi jęknął, uderzając delikatnie piętą o zamknięty bęben pralki. — Booooli.
— Super, co z tego?
— Nakleisz mi plasterek?
— Ile ty masz lat? Pięć? — Hoseok prychnął i odwrócił się w jego stronę, opierając się o umywalkę i zaplatając ręce na piersi.
— Nie. Ale chciałbym. — Wzruszył ramionami i ziewnął przeciągle, nadal wystawiając rękę przed sobą.
Hoseok obrócił się gładko na pięcie i kucnął przy szafce pod umywalką, po czym wyciągnął z niej czerwoną, niewielką, domową apteczkę. Otworzył ja i postawił niezbyt stabilnie na brzegu umywalki, wyjmując napoczętą już paczkę plastrów, płyn dezynfekujący i jałową gazę, zapakowaną próżniowo w folię. Położył wszystko na pralce obok uda Yoongiego, a ten patrzył na jego dłonie, przygryzając lekko wargę.
— Masz ładne, długie palce.
— Wiem. — Hoseok nie zrobił sobie z wiele z dziwnego komentarza, delikatnie jednak marszcząc czoło, jakby z przyzwyczajenia.
Rozerwał opakowanie z gazą i polał je płynem dezynfekującym, czując jego charakterystyczny zapach.
— Myślałeś kiedyś, żeby nosić pierścionki?
— Gdybym chciał nosić pierścionki, to nigdy nie zostałbym strażakiem.
— Ale po godzinach... — Yoongi uniósł swoją poranioną dłoń i próbował dotknąć nią palców Hoseoka, ale ten, nawet tego nie zauważając, chwycił jego nadgarstek i przyłożył gazę do największej szramy na jej środkowym knykciu. — Kurwa — Yoongi syknął, wiercąc się w miejscu jak fryga.
— Nie przesadzaj, wcale aż tak cię nie boli.
— Skąd ty to niby możesz wiedzieć?
Hoseok mocniej docisnął gazę, a Yoongi aż podskoczył na to w miejscu.
— Były rzeczy, które bolały cię bardziej. Na pewno. Możesz zacisnąć zęby i to akurat wytrzymać.
Po tych słowach zapadła między nimi ciężka, grobowa cisza, która wręcz osiadła na skórze Hoseoka, który zdał sobie sprawę, co powiedział. Yoongi spiął się, ale nie odebrał tego w jakkolwiek zły sposób. Może to alkohol, ale może zmęczenie ciągłym noszeniem różnorakich masek, które kryły jego prawdziwe ja i jego prawdziwą historię przed resztą świata.
— Racja. To — kiwnął głową w stronę swojej dłoni — to przy wszystkim innym jak prezent na święta.
— Niby tak. Ale życie zawsze będzie przebiegłe. — Hoseok sam nie wiedział, czemu właśnie te słowa wydostały się z jego ust. — I jedyne co możemy zrobić, to mieć nadzieję, że nasza skóra za każdym razem robi się nieco grubsza.
— Co masz na myśli? — Yoongi ściągnął brwi, gdy Hoseok przecierał jego dłoń suchą gazą i przymierzał się do założenia opatrunku.
— Po prostu miło by było, gdybyśmy my sami byli po naszej... Swojej stronie. Chociaż tyle. — Chwycił koniuszek własnego języka między zęby i ze skupieniem przykleił trzy plastry na dłoń Yoongiego uważając, by klejącą stroną nie podrażnić żadnej z ran. — Proszę bardzo — podniósł głowę i spojrzał na Yoongiego.
— Dzięki...
— Następnym razem nie mścij się na ścianach i ludziach — zaśmiał się i można było stwierdzić, że był nawet z lekka rozbawiony. — Wybierz jedno—
Yoongi położył dłoń na policzku Hoseoka, a ten przełknął ciężko ślinę, zaskoczony i zbity z tropu. Nie odsunął się jednak nie będąc już do końca pewnym, czy gorąco na jego twarzy było spowodowane nadal rezonującym bólem czy dłonią Yoongiego, której kciuk delikatnie głaskał niewielką opuchliznę.
— Dlaczego mnie unikałeś? — Yoongi zapytał z lekkim ukłuciem żalu, chociaż nadal delikatnie trzymał policzek Hoseoka, który otworzył nieco szerzej oczy i zacisnął dłoń na krawędzi pralki.
— Mam swoje powody.
— Wiem, że cała ta sytuacja przy dźwigu mogła sprawić, że coś... Wiesz, mam wrażenie, że pociągnąłem nieświadomie za jakąś dźwignię i otworzyłem otchłań, którą ty próbowałeś utrzymać zamkniętą? Kurwa, brzmię jak trzecioligowy poeta. Pieprzyć to, tylko konkrety. — Wziął głęboki oddech. — Chodzi o twoich rodziców? — Jego oczy wskazywały na delikatne otrzeźwienie, chociaż zapach wódki nadal krążył dookoła niego jak plaga. — O to, że ich zabiłeś, jak twierdzisz?
— Nadal to pamiętasz?
— Raczej nie zapomina się tak mocnych słów — mruknął. — Chcesz o tym porozmawiać?
— Ja... Nie. — Pokręcił głową. — To przeszłość. — Chciał się odsunąć, ale Yoongi, jakby to przewidując, z zaskoczenia oplótł jego biodra nogami i przyciągnął go siebie tak blisko, że stykali się ciałami w zdecydowanie zbyt wielu miejscach, przynajmniej jak na standardy Hoseoka.
— I?
— Krępujesz mnie. Mógłbyś mnie puścić? Chcę się odsunąć.
— Wcześniej jakoś nie chciałeś.
— Wydaje mi się, że to nie jest odpowiedni moment—
Yoongi zaczepnie puścił jego policzek i ścisnął jego usta między swoim kciukiem, a palcem wskazującym sprawiając, że ten wyglądał jak zaskoczona i jednocześnie mocno zdenerwowana kaczka.
Puścił je szybko, a Hoseok nadal stał tam widocznie skonsternowany i przyciśnięty do ciała Yoongiego, który, nie zastanawiając się mocno, pochylił się i przeciągle pocałował jego spuchnięty policzek, pozostawiając sobie gorący ślad, który Hoseok czuł nawet przez palący, ciągle czerwony znak po uderzeniu.
Nogi Yoongiego poluzowały się chwilę wcześniej, ale Hoseok nie zrobił ani jednego kroku w tył, patrząc się w jego oczy, które butnie i z pewnością siebie odwzajemniały intensywnie to spojrzenie. Hoseok poczuł, jak miękną mu kolana i nie wiedział, czy to dobrze, czy może nie za bardzo. Wolałby jednak nie reagować w taki sposób na spojrzenie kogoś takiego jak Yoongi. Zresztą, nie wiedział jak miał to wszystko interpretować? Czemu instynktownie się nie oburzył? Czemu nie zaprotestował? Czemu go nie okrzyczał?
Gdy tak nad tym myślał, Yoongi zdążył zejść z pralki i wyjść łazienki, by po chwili do niej wrócić z czystą, kuchenną, płócienną szmatką, w której zawinął garść kostek lodu z zamrażarki. Zrobił dziwną minę, gdy w pełnym skupieniu przyłożył prowizoryczny okład do policzka Hoseoka, który automatycznie uniósł dłoń w jakby obronnym geście.
— Ej, ej. Spokojnie. Wiem, że dla ciebie jestem tylko egoistycznym, przebrzydłym pijakiem, ale czasami umiem pomyśleć o innych, nie ważne jak bardzo pokręcony jestem. I zamroczony. Nie ważne.
Hoseok nic nie powiedział. Kiwnął tylko głową, chwytając okład w swoją dłoń tak, by Yoongi mógł się odsunąć.
— Dzięki.
— Nie przejmuj się tym. Jutro pewnie obudzę się i będę czuł wstyd stulecia, o ile kac mnie nie zabije. To drobnostka.
— Nawyzywałeś ochroniarza od małp.
— Wiem — Yoongi zaśmiał się. — Zachowałem się jak idiota.
— Ja też — Hoseok szybko wtrącił. — Nie powinienem był—
— Zapomnij. W takich sytuacjach nie myśli się jasno. Ja też działam jak przez taflę wódki, więc zapomnij o tych wszystkich... Dziwnych rzeczach, proszę.
— Nie ma problemu.
Hoseok poczuł, jak strużka wody z topiącego lodu ścieka w dół jego ręki, gdy Yoongi pomachał mu delikatnie i mówiąc ciche "dobranoc" ruszył do swojego pokoju nie pamiętając, że to Hoseok miał pościelić mu łóżko. Stał tam jeszcze chwilę i starał się zweryfikować z samym sobą, czy faktycznie nie było w tym wszystkim żadnego problemu.
Szybko stwierdził jednak, że był zdecydowanie zbyt zmęczony na takie kontemplacje. Zresztą, gdzieś tam podświadomie, nie chciał dochodzić do żadnych wniosków. To nie mogło prowadzić do niczego dobrego. A przynajmniej nie do czegoś, co dla niego czy dla nich obojga byłoby w jakikolwiek sposób przyjemne czy potrzebne.
Posiedział jeszcze chwilę w łazience, odświeżył się przed snem, wrzucił ubrania do kosza na pranie, przebrał w świeżą bieliznę do spania i poszedł do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Otworzył okno, by przewietrzyć pokój, po czym wskoczył pod kołdrę, przykrywając się nią do połowy torsu. Zaplótł ręce pod głową i patrzył się w sufit, próbując ułożyć myśli w jakikolwiek logiczny ciąg. Czuł się jakby sam był pijany, chociaż przecież to on miał być tym rozsądniejszym.
Miał wrażenie, że coś przyciskało go do materaca – jakiś nieznany ciężar, który nie dawał mu spokoju. Ostatnio coraz ciężej przyciągał do siebie tego rodzaju uczucia i wrażenia, co nie bardzo mu się podobało.
Obrócił się na bok i tym razem wlepił wzrok w ścianę, dając się otulić niezrozumiałej, ale nieprzyjemniej samotności. Wtedy właśnie zdał sobie sprawę, że chyba jednak zmienił zdanie.
Chciał o tym porozmawiać. Bardzo chciał.
Ale jednocześnie wiedział, że jeżeli zacznie, to znowu, ponownie, ze zdwojoną bądź jeszcze bardziej zwielokrotnioną siłą zacznie obwiniać się za wszystko, co wydarzyło się tamtego dnia. Wprawdzie robił to ciągle, ale potrafił jeszcze jako tako odizolować się od tamtego dnia na tyle, by normalnie funkcjonować. Ostatnio jednak, jak zauważył, z niewiadomych przyczyn było to nieco trudniejsze.
A może, mówiąc szczerze, wiedział co lub kto jest przyczyną tego, co ponownie się w nim budziło. Jednocześnie jednak odpychał to od siebie, mając problemy z rozróżnieniem dobrych intencji od tych złych. Emocji, które działały na niego dobrze od tych, które mu szkodziły.
Słowa brata, które usłyszał w sądzie jeszcze jako dziecko znowu zaczęły dźwięczeć mu w głowie. Zgiął poduszkę w pół i zakrył nią ucho, chcąc je uciszyć. Nie umiał stawić im czoła z jednej, prostej przyczyny – zgadzał się z nimi. Nigdy nikt nawet nie starał się uświadomić go, że jest inaczej.
Zastanawiał się jedynie, jak długo jeszcze będzie w stanie tak pociągnąć.
Miał nieodparte przeczucie, że coś bezsprzecznie zbliżało się ku końcowi. Nie miał jednak pojęcia co.
Nic nie przychodziło mu do głowy. Jedynie ten głos, który spędzał mu sen z powiek, albo wręcz przeciwnie – przynosił najgorsze koszmray.
•
— Czego? — Yoongi mlasnął przykładając słuchawkę do ucha, a zegarek na jego szafce wskazał godzinę dziesiątą rano.
— Kto rano wstaje, ten ma kołacze — doktor Han zadźwięczał w słuchawce, a Yoongi aż odsunął ją od siebie, czując przeszywający ból głowy, spowodowany nagłym atakiem stada decybeli.
— A kto zostaje terapeutą, ten zdecydowanie nie zna żadnych przysłów — burknął. — Proszę, proszę. Doktor „dzwoń do mnie albo na ciebie doniosę" odzywa się po dniach milczenia?
— Byłem zajęty. Przysięgam, chciałem napisać, ale naprawdę nie miałem nawet chwilki, by chociażby przysiąść nad kubkiem kawy dla relaksu.
Yoongi usiadł na łóżku i wolną dłonią przetarł twarz. Rozejrzał się po pokoju i zauważył, że okno było otwarte na oścież, na szafce stała szklanka z wodą i dwoma rozpuszczalnymi tabletkami na ból głowy obok, a przy łóżku mało wdzięcznie leżała niebieska miska w razie, gdyby skacowany postanowił nad ranem zwymiotować. Momentalnie poczuł, jak coś przewraca mu się w żołądku.
Pomyślał też o Hoseoku. Tylko on przyszedł mu do głowy, gdy na to wszystko patrzył.
— Halo? — Han odezwał się ponownie, z lekka zaniepokojony. — Zasnąłeś?
— Nie, po prostu ignoruje twój bezsensowny bełkot.
— Wow, dzięki. Jak się masz?
— Nie jestem w stanie powiedzieć ci nic, póki nie zapalę papierosa.
— Yoongi, dobrze wiesz, że to nie—
— Mam tak wielkiego kaca, że naprawdę mam gdzieś twoje moralniaki, wystarczą mi własne — rzucił od niechcenia, po czym wstał z łóżka i wrzucił tabletki do wody.
Czekał aż się rozpuszczą, obserwując bąbelki wypływające na wierzch mętniejącej wody.
— Oh, to inna sprawa. Faktycznie. Impreza?
— Zapijanie smutków. Chociaż to nie tak, żeby to było istotne.
— Słyszałem o twoim wyczynie na dźwigu. Gratuluje świetnej akcji. Jestem dumny.
Yoongi zachwiał się i usiadł ponownie na łóżku, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Skąd o tym wiesz?
— Lokalna gazeta z Gunsan napisała o tym na swojej stronie internetowej, czasem tam zerkam — oznajmił wesołym głosem.
— Han—
— Okej, zerkam tam codziennie.
— Masz czas czytać jakiś głupi szmatławiec z takiego zadupia, a nie znajdziesz pół minuty, by odpisać mi na wiadomość—
— Woah, woah. Nigdy nie sądziłem, że będziesz tak skory do rozmów ze mną. O ile dobrze pamiętam, to ty byłeś tym, który chciał pozbyć się mnie ze swojego życia najszybciej jak tylko się da, czyż nie?
— Trzymasz się słówek.
— Zdań. Wywodów. Nie kończących się narzekań. Nie słówek.
— Jak zwał tak zwał. – Yoongi chwycił szklankę z rozpuszczonymi tabletkami w dłoń i wypił zawartość jednym haustem, niesamowicie się przy tym krzywiąc.
Tabletki smakowały okropnie. Nie podrażniały jednak żołądka, a wiedział, że jeżeli wziąłby zwykłe tabletki, to na pewno zrobiłby z tej cholernej miski naprawdę duży użytek. Stwierdzenie, że nie był pasjonatem wymiotowania to ogromne niedopowiedzenie. Ale, jakby się zastanowić, to ciężko znaleźć kogokolwiek, kto czerpałby z tego przyjemność.
— Masz już jakichś przyjaciół?
— Nie, mamo. — Wywrócił oczami.
— Naprawdę? A ci, z którymi mieszkasz.
— To koledzy.
— Ah, tak? Koledzy? Okej. Jeżeli tak mówisz.
— Tak mówię, zresztą— Ouch — warknął i spojrzał na swoją lewą dłoń, dopiero zauważając, że ma na niej kilka plastrów.
Jego mózg dopiero wtedy zarejestrował emanujący z knykci ból. Zamachał kilkukrotnie dłonią, chcąc w jakiś magiczny sposób się go pozbyć. Co mało zaskakujące – nie pomogło, a dodatkowo pozwoliło mu przypomnieć sobie większość wydarzeń poprzedniego wieczoru.
Położył się na łóżku i złapał się za usta.
— Wszystko okej?
— Mhm — wymamrotał, uderzając się z otwartej dłoni w czoło tak, jakby chciał się ukarać za wszystko, co zrobił i powiedział. — Ouch.
— Cóż, ten jęk bólu nie był zbyt optymistyczny.
— Zabolała mnie egzystencja — Yoongi wyjaśnił od niechcenia, chociaż, jeżeli by na to spojrzeć, nie rozmijał się specjalnie z prawdą.
— To nie zabawne.
— Mówię prawdę. Ale to nic istotnego. Nawet nie pytaj. — Ponownie wstał i podszedł do biurka, z którego wziął paczkę papierosów i wyjął jednego wraz z wciśniętą do środka na siłę zapalniczką.
Usiadł na parapecie i zapalił go, przyciskając telefon ramieniem do ucha tak, by móc użyć do tego obu rąk.
Han zaczął opowiadać mu coś o jego nowych pacjentach, a Yoongi słuchał, chociaż nie wiedział jak to miałoby się do jego osobistej terapii. Nic jednak nie mówił, jednocześnie obserwując z okna okolice, zaciągając się dymem i uważając, by za dużo nie dostało się do środka mieszkania. Był pewien, że jeżeli wtedy alarm przeciwpożarowy by się odezwał, to jego głowa eksplodowałaby i rozbryzgała swoją zawartość po całym pokoju. Nieciekawy widok.
Usłyszał trzask drzwi w mieszkaniu i spiął się z lekka.
— Muszę kończyć — oznajmił, przerywając Hanowi w połowie historii o kobiecie, która była uzależniona od przygarniania bezdomnych kotów.
— Ale to taki ciekawy przypadek, Yoongi—
— Han, zadzwonię później?
— Okej... Ale trzymaj się tam, okej? Pamiętaj, wdech, wydech. Postaram się jakoś niedługo cię odwiedzić, te rozmowy telefoniczne jakoś niespecjalnie nam wychodzą.
— Nie uważam, żeby to była moja wina. To ty gadasz o niczym.
— To dlatego, że jesteś takim dobrym słuchaczem... Szewc bez butów chodzi. Sam muszę porozmawiać z terapeutą. Albo znaleźć sobie żonę. Nie mam do kogo gęby otworzyć... O widzisz? Jednak znam przysłowia. Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie miałeś racji. Znowu.
— Może jakbym znowu zaczął ci płacić, to wyglądałoby to inaczej?
— Daj spokój — Han brzmiał tak, jakby naprawdę było mu głupio. — Zadzwoń do mnie jak będziesz miał wolny wieczór?
— Jasne. Spróbuję. Pa — burknął i rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.
Wyrzucił niedopałek od papierosa na zewnątrz wiedząc, że tak naprawdę nie powinien był tak robić, po czym chwycił pierwsze lepsze ciuchy z szafy i wyszedł z pokoju, kierując się w stronę łazienki.
— Yoongi! — Brian wychylił głowę zza progu, a ten aż podskoczył, widocznie zaskoczony.
— Młody, nie strasz mnie tak, błagam—
— Jak było wczoraj?
— ... Gorzko — skwitował, a Brian zaśmiał się, przeczesując palcami włosy.
— Hoseok jeździł cię odbierać, pamiętasz?
— Tak, ja—
— O matko, co się stało z twoją dłonią? — niemalże pisnął, podchodząc odruchowo krok bliżej.
— Troszkę mnie wczoraj poniosło, długa historia. Nic mi nie jest w każdym razie. Kompletnie się nie przejmuj. Pójdę wziąć prysznic. — Wskazał na kupkę ubrań w swoich dłoniach. — Swoją drogą — przygryzł wargę — widziałeś dzisiaj Hoseoka?
— Pojechał do pracy.
— Przecież praktycznie nie spał.
— Cóż, tak bywa. — Brian ułożył wargi w cienką linię tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale finalnie zrezygnował.
— Mam nadzieję, że was wczoraj nie obudziliśmy. Byłem naprawdę pijany, głupio mi.
— Ja i Namjoon? Zwykle śpimy jak susły. Spokojnie — próbował go zapewnić, ale nie brzmiał zbyt przekonująco.
Jednakże, dla chociaż krótkiej chwili świętego spokoju, Yoongi był w stanie zaakceptować nawet taki stan rzeczy. Kiwnął więc głową i poszedł do łazienki, zamykając za sobą mocno drzwi, po czym przekręcił zamek.
Prysznic wziął tak zimny, jak tylko się dało. Wychodząc drżał na całym ciele tak mocno, że aż było mu niedobrze. Jednakże czuł się nieco lepiej, a zdecydowanie bardziej świeżo. Umył jeszcze zęby i przepłukał je płynem mentolowym, po czym osuszył krótkie włosy ręcznikiem i udał się do kuchni, gdzie, ku jego zdziwieniu, czekał na niego talerz ze śniadaniem w postaci jajecznicy i prostej, letniej sałatki, które przygotował mu Brian.
— To dla mnie? — zapytał młodszego dla pewności, a ten kiwnął głową, nie odrywając wzroku od telewizora. – Dzięki.
— Zawsze do usług — odparł i wpakował do ust kawałek jabłka z miski, którą trzymał na kolanach.
Yoongi zrobił sobie spory kubek zielonej herbaty i usiadł do jedzenia, które powoli wmusił w siebie wiedząc, że nawet jeśli jego żołądek nie przyjmie tego najlepiej, to było mu to potrzebne. Zastanawiał się podświadomie co tam u Hoseoka. Czy nie zasypia na stojąco. Czy czuje się dobrze. Jak bardzo siny ma policzek, a przede wszystkim – co będzie teraz między nimi po tym wszystkim, co się wydarzyło?
Yoongi pamiętał, że obiecali sobie do tego nie wracać, ale nie mógł przestać o tym myśleć. A jeżeli on sam nie potrafił tego zignorować, to był dziwnie pewien, że Hoseok również. Chociaż skłamałby gdyby powiedział, że wśród wspomnień ociekających zażenowaniem i wstydem, wyłaniały się też te twierdzące, że całkiem mu się podobało. O co, cóż, nie mógł się do końca obwiniać.
Miał cały dzień by zastanowić się, jak mógłby ugryźć ten temat. Czy w ogóle powinien go w jakikolwiek sposób „gryźć".
Tymczasem jednak wgryzł się niezbyt elegancko w kromkę razowego chleba i popił gwałtownie herbatą, parząc się przy tym w język.
•
Niezmożone zmęczenie uderzyło Hoseoka w twarz dokładnie w momencie, gdy po dwudziestej drugiej wszedł do mieszkania. Miał ochotę oprzeć się o ścianę i zasnąć na stojąco. Wiedział jednak, że najpierw musi coś zjeść. W remizie, z niewiadomych przyczyn, nie mógł nic w siebie wcisnąć. Był zbyt zajęty jedną akcją przy zawalonym na jezdni drzewie i wymyślaniem historyjek na temat tego, skąd wziął się siniak na jego policzku.
Zdjął z siebie buty i bluzę, zsunął szelki od swoich spodni tak, by opadły mu wzdłuż bioder i ud, po czym wszedł do kuchni i przemył twarz pochylony nad zlewem, rozchlapując przy tym wodę na blat. Plecy miał spięte, więc ponownie wyprostowanie kręgosłupa kosztowało go długie, bolesne jęknięcie.
Już dawno nie był tak wyczerpany.
Otworzył lodówkę i z lekka oślepiony światłem padającym z małej, ledowej żarówki, przez moment nie widział praktycznie nic. Zmrużył oczy, wyostrzył wzrok i dostrzegł na środkowej półce plastikowe pudełko wypełnione makaronem z czymś, co wyglądało na wędzonego łososia i sos śmietanowy. Chwycił pudełko, przyglądając się małej, żółtek karteczce samoprzylepnej na jego wieczku.
„Smacznego. Przysięgam, że nie jest trujące. Zrobiliśmy to razem z Brianem. – Yoongi"
Hoseok zaśmiał się cicho, momentalnie zerkając w stronę zdecydowanie przerośniętego stosu naczyń, który suszył się na metalowej suszarce przy zlewie.
Przerzucił jedzenie do głębokiego talerza i podgrzał w mikrofalówce, jednocześnie nalewając sobie do szklanki wody z dzbanka z filtrem.
Gdy w końcu usiadł przy stole i w ciszy zaczął jeść, usłyszał, że drzwi do jednego z pokojów się otwierają. Przełknął to, co miał w ustach i sam nie wiedzieć czemu lekko się spiął.
Yoongi stanął w progu kuchni, ubrany w spodnie dresowe. Nie wyglądał tak, jakby spał. Ale nie wyglądał też tak, jakby robił cokolwiek innego. I ta myśl z lekka przerażała Hoseoka.
— Hej — przywitał się. — Uhm, smakuje ci? — Wskazał palcem na talerz.
— Nie zdążyłem zjeść zbyt dużo. — Wzruszył ramionami, nabierając trochę więcej makaronu na widelec. — Ale — wpakował go do ust — jest napuwadłe dobłe. — Uniósł lewy kciuk ku górze.
Yoongi uśmiechną się pogodnie i na chwile zawiesił wzrok na twarzy Hoseoka. Nic jednak nie powiedział, tylko wszedł do salonu i usiadł na kanapie, włączając telewizor. Włączył jakiś program informacyjny, wygodnie rozsiadając się na kanapie.
Hoseok szybko skończył jeść, zapił kolację dużą szklanką wody i ponownie przemył twarz czując, że senność znowu łapie go za fraki i rzuca w jakąś otchłań, w której zdecydowanie nie chciał się znaleźć.
Wszedł do salonu i niepewnie usiadł obok Yoongiego, który nawet nie zareagował, gdy ten zaczął oglądać z nim telewizję. Siedzieli w milczeniu przez dłuższą chwilę, póki Yoongi nie chwycił pilota i nie zmienił kanału, zatrzymując się na jakimś filmie fabularnym, którego, na pierwszy rzut oka, nigdy wcześniej nie widział.
Zaczął oglądać, kompletnie nie wiedząc o co chodzi. Nie miał jednak pojęcia co powiedzieć, więc było to lepsze niż nic. Zaplótł ręce na piersi i wlepił wzrok w telewizor, ściągając wargi w cienką linię.
Z początku wyszedł z pokoju z zamiarem rozmowy z Hoseokiem o tym wszystkim, co wydarzyło się poprzedniej nocy, ale jak tylko go zobaczył, to zapomniał jak używać swojego języka. Nie chciał jednak poddać się bez próby, więc nadal intensywnie myślał nad tym, jak zaczepić temat. Przekrzywiał głowę na różne strony za każdym razem, gdy na coś wpadł, ale żaden pomysł nie wydawał się wystarczająco dobry. Wszystkie były co najwyżej średnie. Przeciętne. Bez sensu.
Może zacząć żartem? Nie, to zbyt niepoważne. Może przeprosić? Ale to przecież nie ja zacząłem. Może zaproponować okład z lodu—
W pewnym momencie tak się zdenerwował, że postanowił mówić jak leci. Nie mogło być przecież gorzej niż wtedy, gdy był pijany, prawda?
— Hoseok, wiesz, chciałem z tobą porozmawiać o tym, co stało się wczoraj — powiedział, nadal patrzą się w telewizor i nie mogąc zebrać się na odwagę, by obrócić wzrok.
Jednak w odpowiedzi dostał tylko tylko ciszę.
— Hoseok?
Spojrzał na swojego towarzysza i zaskoczony dostrzegł, że ten zasnął z głową opartą w nienaturalnej pozycji na oparciu kanapy tak, że cała jego szyja była mocno rozciągnięta i odsłonięta. Skrzywił się wiedząc, że to może doprowadzić do okropnego bólu karku po przebudzeniu. Zastanowił się więc chwilę i wyciągnął swoją lewą dłoń, po czym, bardzo delikatnie i za pomocą skomplikowanych manewrów, przesunął jego głowę Hoseoka tak, że opadła miękko na jego ramię. Nie była to może pozycja o wiele lepsza od poprzedniej, ale zdecydowanie o wiele bardziej komfortowa dla kręgosłupa.
Yoongi wcisnął plecy mocniej w oparcie, a Hoseok poruszył się lekko, wtulając policzek w zagłębienie między jego szyją a ramieniem. Uniósł przez sen lewa dłoń i delikatnie ścisnął nią Yoongiego za ramię. Ten wbrew swojej woli spiął się, ale szybko odpuścił słysząc, jak płytki, senny oddech Hoseoka się wyrównuje i ten zapada w miarowy, głęboki sen.
Sam ponownie skupił wzrok na telewizorze, starając się nie zwracać uwagi na nikłe oddechy, które odbijały się od jego skóry.
•
Namjoon zawsze trzymał się na uboczu, a w szczególności w remizie. Zawsze znalazł sobie coś do podłubania przy wozie, byleby spędzić jak najwięcej czasu tylko i wyłącznie w swoim własnym towarzystwie. Lubił taki stan rzeczy i nigdy nie przeszkadzało to nikomu. Ludzie rozumieli.
Dopóki nie pojawił się Brian.
— Co robisz? – Chłopak wystawił głowę zza otwartych drzwi wozu, gdy Namjoon, usmarowany smarem na twarzy, kucał przy otwartym panelu.
— Usprawniam pompy wodne. Czego chcesz? – warknął, odkładając klucz francuski na ziemię obok siebie z głośnym brzęknięciem.
— Nie robiłeś tego wczoraj? – Podszedł do niego z rękoma zaplecionymi za plecami.
— Może. Czego chcesz? Nie mam czasu na pogawędki – wyrzucił z siebie, chociaż, tak naprawdę, czasu miał aż nadto.
Pompy faktycznie były już dawno usprawnione. On postanowił tylko upewnić się, że poprzedniego dnia wszystko zrobił dobrze.
— Będę zamawiał sobie lunch, może masz na coś ochotę?
— Sushi. Zestaw dla dwóch osób – burknął, a Brian zrobił niepewny krok w jego stronę.
— Może jednak dla trzech?
— Wiem, że dużo jem, ale dla dwóch zdecydowanie mi wystarczy.
— Pomyślałem, że zjemy lunch razem, głupku – Brian wywrócił oczami i kucnął obok Namjoona, który, już z lekka zirytowany, zmierzył go wzrokiem.
— Mam dużo do zrobienia przy samochodzie—
— Jasne. – Brian, zrezygnowany, wstał i po prostu odszedł, chwytając się w nerwowym tiku za łokieć.
Nie wiedział czemu, ale ostatnimi czasy czuł się naprawdę samotnie. Od wyjścia Yoongiego do klubu minęło kilka dni, a atmosfera w mieszkaniu chyba się nieco uspokoiła. Zmiany jego, Hoseoka i Yoona ciągle się rozmijały, a jedynka przez te dni w ogóle nie była w komplecie co znaczyło, że albo to ktoś dołączał do niekompletnej jedynki, albo to któryś z nich dołączał do innej jednostki. Brian zapytał o to Kanga i został zapewniony, że to tylko chwilowe i spowodowane urlopami kilku aspirantów. Miało niedługo wrócić do normy, a przynajmniej tak powiedział Kang. Brian się tego trzymał.
Zresztą, Hoseok i Yoongi przynajmniej jadali z nim lunch.
Zamówił przez aplikacje zestaw sushi dla dwóch i dla jednego, po czym poszedł na górę remizy i zajął się sprawdzaniem ekwipunku w magazynie. Tak skupił się na liczeniu rękawic ochronnych, że aż nie zauważył swojego własnego telefonu wibrującego na podłodze obok.
Po kilku minutach w drzwiach magazynka pojawił się Joon z reklamówką z dwoma pudełkami w środku. Uniósł ja na wysokość swojej brudnej twarzy i westchnął głośno, chcąc zwrócić na siebie uwagę. O dziwo, ręce miał idealnie czyste. Jakby chwile wcześniej je umył.
— Musiałem odebrać twoje jedzenie.
— Nasze — Brian podniósł telefon z podłogi i podszedł do niego, chcąc chwycić reklamówkę.
Joon jednak podniósł ją jeszcze wyżej i wyszedł z magazynku, kierując się w kierunku stolika w pokoju wspólnym.
Usiadł przy nim i wyjął oba pudełka z reklamówki. Brian, lekko zbity z tropu, usiadł obok. Namjoon otworzył pudełka, rozłamał Brianowi parę pałeczek i podał mu je, gdy tez z zaskoczoną minął patrzył na niego.
— Myślałem, że masz dużo roboty przy samochodzie — wydukał wreszcie.
— Przestań tyle myśleć — Namjoon wyciągnął mały pojemniczek z sosem sojowym i otworzył go.
Zaczęli w ciszy jeść, jedynie w niezauważalnym towarzystwie Chanwoo, który siedział w kącie i cerował rozdarcie w swojej koszulce, nawet nie zwracając na nich większej uwagi.
— Gdybyśmy zamówili zestaw dla trzech, to mielibyśmy więcej jedzenia za mniejszą cenę — Brian skomentował cicho, wkładając do ust nigiri z tuńczykiem.
— Mam sobie pójść? — Namjoon uniósł brew do góry i zmierzył go wzrokiem.
— Jeżeli wolisz jeść lunch przyprawiony smarem—
Namjoon szturchnął go w bok, a ten zaśmiał się i odwzajemnił się tym samym, chwilę później zaczynając rozmowę na temat tego, jaki film można by obejrzeć w ich wspólny dzień wolny.
Nie całe dziesięć minut później Chanwoo dołączył do nich ze swoją kanapką, narzekając na chyba najbardziej leniwy dzień w remizie od dwóch miesięcy.
— Nie kracz — Joon mruknął i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dźwięk alarmu rozniósł się po remizie, podrywając ich wszystkich do góry i zmuszając do tego, by pozostawili niedokończone jedzenie samotnie na stoliku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top