#Chpater Fifty One
TaeHyung
-Ten jest naprawdę brzydki. Serio? -Chyba oszalała. Patrzę na zdjęcie na ekranie i tylko potrząsam głową. Ta suczka to ucieleśnienie nieszczęścia. Pitbullica używana w walkach psów w roli przynęty. Jedno ucho ma na wpół rozdarte, a drugiego prawie nie ma, pysk jest pokryty bliznami, a jedno oko na stałe zamknięte. Jest tak cholernie brzydka, że aż urocza.
-My też zarobiliśmy siniaki w tym życiu, ale to nie znaczy, że nie jesteśmy warci miłości, czyż nie? -pyta DaeHee, a łzy w jej oczach podkreślają każde wypowiadane przez nią słowo.
Obejmuję ją w pasie i sadzam na sobie. Będzie tego potrzebowała w najbliższych miesiącach. Czegoś, co ją pocieszy i doda jej otuchy. Do czego będzie się mogła przytulić, patrząc, jak jej ojciec powoli odchodzi. Całuję ją w czubek nosa.
-Jest super -przyznaję w pełni świadomy tego, że nigdy nie uda mi się odmówić DaeHee tego, czego pragnie. -Jak ją nazwiemy?
-Stokrotka.
-Stokrotka? -Śmieję się. -Ona nie wygląda jak stokrotka.
-Każdy zasługuje na odrobinę piękna w swoim życiu, niezależnie od blizn, jakie nosi.
Cholerna kobieta.
-A więc będzie Stokrotką.
DaeHee rzuca mi się w ramiona z piskiem. Owija mnie nogami w pasie. Całuje mnie w usta.
Boże, ta kobieta mnie wykończy w najrozkoszniejszy ze sposobów.
Odzywa się dzwonek i oboje jęczymy.
-Zignorujmy to -mówię i wracam do pocałunków.
-A co, jeśli to coś ważnego? Co, jeśli to Finn z kontraktami do przejrzenia, żebyś mógł podjąć ostateczną decyzję?
-Zadzwoniłby, żeby uprzedzić. -Nachylam się po następny pocałunek, ale ona opuszcza się na ziemię i odsuwa się, mimo że próbuję ją zatrzymać zdrową ręką.
-Nie otworzysz, nie będzie seksu. Otworzysz, będzie seks. -Opuszczam ramiona. -Dobry seks. Seks w stylu „mam słabość do nauczycielek".
-No, takie słowa to rozumiem.
-Seks na siatce klatki do odbijania.
-Te jeszcze bardziej.
-Albo może wymyślimy jakiś zupełnie nowy gatunek seksu.
-Na przykład jaki? -pytam i robię krok w stronę windy.
-Hmm. Mogłabym być dziewczyną, która trzyma twój kij i bawi się twoimi piłeczkami.
Wybucham głośnym śmiechem.
-Oj, Kiciu... -mówię, lecz milknę podobnie jak i ona, gdy drzwi się otwierają i widzę w nich ojca.
Co za upadek z nieba.
-Cal -wita się DaeHee kiwnięciem głowy. Nie jestem pewien, jak się czuję z tym, że go tu widzę. -Zostawię was, żebyście mogli porozmawiać.
Słyszę jej kroki w korytarzu. Nie mam pojęcia, co zrobić i jak reagować. Natychmiast wraca ból. Wraz z nim dezorientacja. I to uczucie, że poświęcił mnie, żeby ratować swój tyłek.
-Mogę wejść? -pyta.
-Proszę. -Odsuwam się o krok, ale nie zapraszam go dalej. Stajemy w przedsionku i przyglądamy się sobie. Jest wymęczony. Wygląda staro.
-Przychodziłem tu niemal codziennie przez ostatnie dwa tygodnie. Wchodziłem do lobby, a potem ogarniały mnie wątpliwości. Stwierdzałem, że na pewno nie będziesz chciał mnie ani widzieć, ani ze mną rozmawiać, więc zawracałem. Dzisiaj powiedziałem sobie, że muszę z tobą pogadać, niezależnie od tego, czy chcesz mnie widzieć, czy nie.
-No i widzisz mnie. Zadowolony?
Rzednie mu mina, gdy słyszy mój pozbawiony zainteresowania ton. A ja nie cierpię się za to, że mnie to obchodzi. Nie licząc krótkiej wymiany zdań ze DaeHee, przez ostatnie dwa tygodnie skutecznie wyrzucałem ten temat z głowy. A przynajmniej się starałem. Codzienny bieg po mieście zmienił się w sprint, żeby jakoś złagodzić to trawiące mnie od środka uczucie.
-Wybierasz się dziś na paradę zwycięstwa? -pyta. Nerwowe przestąpienie z nogi na nogę mówi mi, że gra na zwłokę. Potrzebuje jakiegoś prostego tematu, zanim rzuci się na najgłębsze bagno.
-Tak. DaeHee jest w zespole, więc pójdzie z nimi. Ja będę to oglądał zza linii bocznych. -Tak. To przytyk wymierzony w ciebie. Małe przypomnienie powodu, dla którego będę za linią boczną.
-Nie wiedziałem o twoim problemie z czytaniem, TaeHyung. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Nie powinienem musieć ci o tym mówić.
-Bo nie było cię przy mnie wtedy, kiedy tego potrzebowałem.
Kiwa głową, przyjmując moją odpowiedź.
-Zasłużyłem na to. Mógłbym ci podać wiele argumentów za tym, że twoje szczęście zawsze było dla mnie najważniejsze, ale w tej chwili to bez znaczenia. One są bez znaczenia. Jestem twoim ojcem i powinienem o tym wiedzieć. Powinienem być wtedy przy tobie. Przepraszam cię, synu.
Patrzę na niego w milczeniu i nienawidzę się za to, że ściska mi się gardło. Właśnie wypowiedział słowa, których nie spodziewałem się już od niego usłyszeć.
-Jak ty... w szkole średniej, na studiach... wiesz co, to bez znaczenia dlaczego i jak -mówi. -Liczy się to, że tego dokonałeś. Jestem z ciebie dumny, że nad tym pracujesz, że chcesz to zmienić, ale także dlatego, że to przyznałeś. Ludzie wciąż o tym mówią. Boseman zaproponował, żebym stanął na czele projektów społecznych łączących Aces i twój projekt, żeby...
-Wystarczy, tato. Wystarczy. -Wystarczy tych pogawędek. Wystarczy już tego jestem z ciebie dumny. Czy on nie rozumie, że zawsze pragnąłem jego uznania, ale teraz gówno mnie obchodzi, co on o mnie myśli?
Powinienem zaprosić go do środka, zaproponować, by usiadł, ale nie mogę. Jeszcze nie. Stoimy więc jak nieznajomi, twarzą w twarz, w odległości kilku stóp, w przedsionku mojego mieszkania.
-No i świetnie sobie poradziłeś w budce. Krążą plotki, że w następnym sezonie poproszą cię o gościnne miejsce.
-Nie gościnne.
-Nie?
-Nie. Stałe miejsce w ich zespole komentatorów. -Czekam na jego reakcję i nie cierpię tego, że jakaś cząstka mnie liczy na zobaczenie, że jest ze mnie dumny. Nadal. Inna cząstka mnie obojętnie przygląda mu się, gdy łączy kropki.
-Czyli plotki są prawdziwe? -Wygląda na zaskoczonego.
-Nic jeszcze nie postanowiłem.
-Cóż, zawsze to dobrze mieć wybór. Dobrze dla ciebie. Na pewno sobie poradzisz, niezależnie od tego, co wy...
-Nie po to tu przyszedłeś, żeby o tym rozmawiać, tato?
-Nie. -Opuszcza głowę na chwilę, bierze głęboki wdech i podnosi ją. -Nie jestem w stanie zmienić przeszłości, synu. Nie odwrócę tego, co zrobiłem, i nie oczekuję, że mi to wybaczysz, ale mam nadzieję, że po jakimś czasie może uda nam się wrócić na pokojową ścieżkę.
Ma łzy w oczach, chociaż nie pamiętam, żebym kiedykolwiek widział go płaczącego. Czuję się jak dzieciak, który miota się w świecie dorosłych i nie ma pojęcia, co zrobić. Nie odzywam się, więc ojciec kontynuuje.
-Odwiedziłem niedawno twoją mamę.
-Co? Dlaczego? -Kurwa. Czy ona zapija się teraz na śmierć, skoro miłość życia wróciła tylko po to, by od razu odejść?
-Czułem, że powinienem jej powiedzieć to wszystko twarzą w twarz. O tym, że Santiago mnie znalazł. O cierpieniu, jakie ci zadał. I jeszcze raz ją przeprosić. -Wygląda przez okno, po czym wraca spojrzeniem do mnie. -Nadal jest piękna.
-Zawsze była -stwierdzam niewzruszonym głosem, bo chociaż potrafię zrozumieć, dlaczego od niej odszedł, to nie umiem mu wybaczyć, że zostawił mnie. Stare rany trudno wyleczyć, gdy się je rozgrzebie.
Ogląda się za siebie, w stronę, gdzie zniknęła DaeHee. Ona ci nie pomoże.
-Nie wiem, jak to naprawić, TaeHyung. Powiedz mi, czego ode mnie chcesz, a ja to zrobię -błaga z desperacją w głosie.
Podczas biegów myślałem o tym, co mu powiem. Wyobrażałem sobie, jak na niego wrzeszczę i obwiniam o wszystko, ale gdy widzę go w takim stanie, cały ten ogień we mnie się wypala.
-Nie wiedziałem o tym, co mi powiedziałeś. Że mama już wcześniej była chora. Ale mimo że to wiem, nadal cię obwiniam, chociaż jednocześnie nie potrafię cię winić. Wiem, jak to jest kochać ją i rozczarowywać się tym, że ona bardziej kocha alkohol. Można poczuć się naprawdę samotnie. Nie wiem, jak się z tym czuć, i to jest najtrudniejsze.
-Rozumiem.
-Nie, wcale nie rozumiesz. Ja nie odszedłem tak jak ty. Ja zostałem zostawiony z tym wszystkim i musiałem sobie z tym radzić, a ty żyłeś sobie po swojemu. A teraz... teraz muszę radzić sobie z zupełnie inną apokalipsą, nad którą także nie mam kontroli, lecz która całkowicie steruje moim życiem. A ty nadal żyjesz sobie po swojemu.
-Nie wiem, co mógłbym powiedzieć ponad to, że cię przepraszam. Spieprzyłem to. -Owszem, spieprzyłeś. Tego się nie da naprawić przeprosinami. Nie widzisz tego? On zrujnował mi karierę, tato! -mówię z każdym słowem coraz głośniej. -Rozwalił mi ramię, bo nienawidził mnie za coś, z czym nie miałem nic wspólnego. Za to, że w naszych żyłach płynie ta sama krew. Życie dało mu się we znaki nie z mojego powodu. Dla mnie jest kawałem skurwiela, jednak za żadne skarby nie potrafię zrozumieć, dlaczego ty dałeś mu okazję do wyrządzenia mi kolejnych krzywd. Otwarłeś mu drzwi. Widziałeś na własne oczy, co mi zrobił, a mimo to wpuściłeś go do środka. I... chcesz go poznać. Ten syn został przy okazji wykiwany. Jeśli mnie kochasz, nie rozumiem, jak możesz się z nim zadawać, wiedząc, co zrobił. Toż to przecież jest dopychanie noża w moich plecach. Więc baw się z nim dobrze, skoro musisz uśmierzyć swoje poczucie winy i zaspokoić ciekawość. Dowiedz się, czy ma jakiekolwiek zalety. Ale nigdy nie mów o nim przy mnie i przy DaeHee.
Mimo stoickiego wyrazu twarzy widzę w jego oczach zrezygnowanie i zdruzgotanie. -Jeśli chodzi o mnie i o ciebie, to wymaga czasu. Więc owszem... -Zaczynam kroczyć po przedsionku, żeby rozładować przepełniający mnie gniew. -Potrzebuję czasu. -Okej. -Przytakuje znowu, okazując uległość, której nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się okazać. -Wiem, że to może nie do końca na miejscu, ale kocham cię, synu.
Po tych słowach podchodzi do windy i wchodzi do środka. Gdy drzwi się zamykają, muszę się siłą powstrzymać, by za nim nie pobiec, bo wraca to znajome uczucie. Miłość i nienawiść. Bok w bok.
Też cię kocham, tato, ale w tej chwili to uczucie bardziej przypomina nienawiść.
Miłość i nienawiść.
Tyle że tym razem na zupełnie inną skalę.
*
*
*
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Pozdrawiam was, Wanessa
PS
Zapraszam do "Danger Man"!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top