#Chapter Two

TaeHyung

Riff Guns N' Roses rozbrzmiewa na stadionie nade mną, a wstęp do piosenki, który słyszałem za każdym razem, gdy wchodziłem na to boisko, jest jak sól na moje rany.

Witaj w dżungli[1]...

Co tu się, u licha, dzieje?

Muszę się stąd wydostać.

Nie mogę oddychać.

Mam ochotę w coś przywalić.

Nie jestem w stanie myśleć, słuchając piosenki, która przypomina mi, gdzie powinienem teraz być -na boisku -i nie mogę patrzeć na koszulkę klubu, którą nosiłem niemal od najmłodszych lat, lecz już nie będę.

Biegnę opustoszałymi korytarzami, żeby jak najszybciej uwolnić się z tego betonowego więzienia, które próbuje mnie usadzić i pozbawić tego, co kocham.

-Czyli to prawda.

Jego słowa każą mi się zatrzymać.

-Wiedziałeś o tym? -pytam oskarżycielsko, ale gówno mnie to obchodzi. Każda cząstka mnie pragnie, by zaprzeczył, i błaga mnie, bym mu uwierzył.

-Nie.

Dostałem, czego chciałem. Patrzę na niego i chciałbym mu wierzyć. Potrzebuję świadomości, że chociaż raz byłem dla niego ważniejszy niż baseball, lecz mimo to dopytuję:

-Nie?

-Nie wierzysz mi? -pyta nieco podniesionym głosem.

-Nie. Tak. Kurwa. -Oddalam się od niego na kilka kroków, przeczesuję dłonią włosy i wypuszczam powietrze chyba po raz pierwszy od godziny. Odwracam się do niego z wyciągniętymi dłońmi i błagalnym wzrokiem: -Co to ma być, tato?

Pytam wprost o to, co właściwie się stało. Znam odpowiedź, ale chcę ją usłyszeć od niego, bo czuję się zagubiony, a nawet jeszcze nie zacząłem przetwarzać swojej nowej rzeczywistości.

Słyszę hymn państwowy, lecz po raz pierwszy w życiu stoję w stroju sportowym i nie ściągam czapki ani nie przykładam dłoni do serca. Po prostu nie potrafię.

-Który klub? -pyta z namaszczoną powagą, która idealnie pasuje do mojego nastroju. -Nie mam pojęcia. Finn próbuje się czegoś dowiedzieć. -Mój chichot jest kompletnie pozbawiony wesołości.

-Dlaczego nie był na zebraniu? -Przymrużone powieki podkreślają jego zdezorientowany głos.

-Wiem tyle samo, co ty. -Odchodzę kilka kroków, po czym odwracam się do niego twarzą. -Przenieśli mnie, ale nie sposób się dowiedzieć, do jakiego klubu... Co ci to mówi? Marszczy brwi i obserwuje mnie w milczeniu, próbując zrozumieć to bagno, nad którym bezskutecznie się głowię.

-Że HoSeok tego nie planował.

Bingo -wykrzykuję, klaszcząc głośno w dłonie. -Więc co tu się, do diabła, dzieje, tato?

-Wszystko będzie dobrze, TaeHyung -odpowiada bez przekonania.

Obrzucam go gniewnym spojrzeniem. Mam mu tak wiele do powiedzenia, lecz chaos w myślach uniemożliwia mi znalezienie słów, by to wyrazić.

Krzyk tłumu w moim niebie nad nami niesie się echem aż do tego piekła, w którym aktualnie przebywam. Ściana aż prosi się, by w nią przywalić.

Mimo że jest zrobiona z pustaków.

Kroczę tam i z powrotem, słuchając ścieżki dźwiękowej całego mojego dotychczasowego życia. Dochodzącej z miejsca, które przestało być moje.

Muszę stąd iść, zanim zrobię coś, czego będę żałować.

Pieprzyć to.

-Spadam stąd.

[1] Pierwsze słowa hitu Guns N'Roses Welcome to the Jungle -przyp. tłum.

*

*

*

Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!

Mój instagram: wanessa_w._

Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!

Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.

Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!

Pozdrawiam was, Wanessa

PS

Zapraszam do "Danger Man"!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top